Niedziela Judica — 5. Niedziela Wielkiego Postu (Czasu Pasyjnego)
- 12 marca, 2005
- przeczytasz w 5 minut
“Gdy więc Marta usłyszała, że Jezus idzie, wybiegła na jego spotkanie; ale Maria siedziała w domu. Rzekła więc Marta do Jezusa: Panie! Gdybyś tu był, nie byłby umarł brat mój. Ale i teraz wiem, że o cokolwiek byś prosił Boga, da ci to Bóg. Rzekł jej Jezus: Zmartwychwstanie brat twój. Odpowiedziała mu Marta: Wiem, że zmartwychwstanie przy zmartwychwstaniu w dniu ostatecznym. Rzekł jej Jezus: Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć […]
“Gdy więc Marta usłyszała, że Jezus idzie, wybiegła na jego spotkanie; ale Maria siedziała w domu. Rzekła więc Marta do Jezusa: Panie! Gdybyś tu był, nie byłby umarł brat mój. Ale i teraz wiem, że o cokolwiek byś prosił Boga, da ci to Bóg. Rzekł jej Jezus: Zmartwychwstanie brat twój. Odpowiedziała mu Marta: Wiem, że zmartwychwstanie przy zmartwychwstaniu w dniu ostatecznym. Rzekł jej Jezus: Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Czy wierzysz w to? Rzecze mu: Tak, Panie! Ja uwierzyłam, że Ty jesteś Chrystus, Syn Boży, który miał przyjść na świat.
Lecz gdy Maria przyszła tam, gdzie był Jezus i ujrzała go, padła mu do nóg, mówiąc do niego: Panie, gdybyś tu był, nie byłby umarł mój brat. Jezus tedy, widząc ją płaczącą i płaczących Żydów, którzy z nią przyszli, rozrzewnił się w duchu i wzruszył się, i rzekł: Gdzie go położyliście? Rzekli do niego: Panie, pójdź i zobacz. I zapłakał Jezus. Rzekli więc Żydzi: Patrz, jak go miłował. A niektórzy z nich mówili: Nie mógł ten, który ślepemu otworzył oczy, uczynić, aby i ten nie umarł? Jezus znowu rozrzewniwszy się w sobie, poszedł do grobu; była tam pieczara, u której wejścia leżał kamień. Rzekł Jezus: Usuńcie ten kamień. Rzekła mu Marta, siostra umarłego: Panie! Już cuchnie, bo już jest czwarty dzień w grobie. Rzekł jej Jezus: Czyż ci nie powiedziałem, że, jeśli uwierzysz, oglądać będziesz chwałę Bożą? Usunęli więc kamień, gdzie leżał umarły. A Jezus, wzniósłszy oczy w górę, rzekł: Ojcze, dziękuję ci, żeś mnie wysłuchał. A Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz, ale powiedziałem to ze względu na lud stojący wkoło, aby uwierzyli, żeś Ty mnie posłał. A gdy to rzekł, zawołał donośnym głosem: Łazarzu, wyjdź! I wyszedł umarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: Rozwiążcie go i pozwólcie mu odejść.” Jan 11, 20–27.32–44
***
Dzisiejsza historia nastręcza nam dwa probelmy. Jeden jest natury mocno ogólnej, drugi równie szczególnej.
Po pierwsze opowieść o wskrzeszeniu Łazarza kłóci się z naszym rozumieniem Boga. Ta przypowieść jest na tyle burząca nasze stereotypy, że część teologów w mniej lub bardziej wyraźny sposób podważa jej sens i historyczność.
Załóżmy na chwilę, że choć od czasu do czasu zastanawiamy się nad istnieniem Boga. Nasze wyobrażenie o nim oscyluje wokół wielkiego, ogromnego, przedwiecznego sędziego, który dość rzadko zagląda w ludzkie życie i okolice i jak pokazała historia jest dość nieczuly na ludzkie cierpienie. W moim kościele śpiewamy często starą pieśń: „Immortal, invisible, God only wise” — „Nieśmiertelny, niewidzialny, jedynie mądry Bóg”. Nie mam tutaj pozornie miejsca na interwencję w ludzkie życie w skali tak mikroskopijnej, jak w opisanej historii.
A jednak, jak pokazuje nam dzisiejsza przypowieść, taka interwencja następuje: „Jezus zapłakał”.
Nad czym?
Nad stratą przyjaciela, nad bólem jego rodziny i bliskich, nad ulotnością życia, nad samym sobą. Jeżeli przyjąć, jak mówi Pismo, że śmierć jest zapłatą za grzech, to niejako symbolicznie Jezus płacze nad grzesznością ludzi. Bo jak wiemy sami bardzo dobrze, jest nad czym płakać.
I tak płacząc, wskrzesza Łazarza. Daje nowe życie, przezywcięża śmierć, grzech — wszystko nowym czyni. Pokazuje, że Bóg interweniuje w życie każdego z nas i z naszych grzechów, naszych bolączek, stwarza coś nowego i pięknego. Pokazuje nam, że nie mamy powodu by czuć się niepotrzebnymi i w ten sposób nie zawracać mu głowy. On jest tam dla nas i czeka aż go zawołamy.
To lekcja numer jeden: możemy i powinniśmy zwracać się do Boga.
A jaka jest lekcja numer dwa?
Otóż polega ona na sposobie w jaki się zwracamy do niego.
Dzisiejszy opis pokazuje nam cała paletę: od ufnego zawołania „Panie, gdybyś tu był, mój brat byłby nie umarł, ale nawet teraz wiem, że o co prosisz będzie spełnione”, po pewnego rodzaju wyrzuty: „uzdrawia innych, a tego, którego kochał nie uzdrowił” i wreszcie rozpaczliwe i beznadziejne wyznanie Marii „Panie, gdybyś tu był, mój brat byłby nie umarł.”
Na które z nich odpowiada Jezus? Paradokslanie na każde z nich. Jesus bowiem odpowiada na prawdę, na szczerość płynącą z naszych ust i serc. Nie chodzi o to, by mieć słowa pełne mądrych myśli teologicznych i frazesów, ale w swej rozpaczy odwrócić się do Boga. by się modlić, by o Bogu nie zapomnieć nawet wśród grzechu czy śmierci.
I wreszcie ostatnia uwaga.
Najciekawsze w tej opowieści, jest chyba to, że Jezus „wreszcie” reaguje na smutne, bez nadzieji pochlipywanie Marii: „Panie, mój brat byłby nie umarł, gdybyś tu był.” I domyślne: „Ale Ciebie nie było, bo byłeś daleko, zajęty ważniejszymi sparwami niż mój Łazarz, a on teraz nie żyje i już nic nie można zrobić.” Kropka.
I wtedy Jezus, płacząc razem z nią, wskrzeszła Łazarza.
Bracia i siostry, Wielkanoc jest tym okresem, w którym Bóg mówi, że nigdy nie jest za późno, że nigdy nie jest beznadziejnie. Oto wkracza do naszego życia pomimo beznadzei, pomimo grzechu, pomimo śmierci. I wskrzesza z martwych.
To wielka tajemnica.
To nasza wielka nadzieja.
Obyśmy odkryli ją w te święta i jak Łazarz z martwych powstali.
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Amen.