Niedziela Laetare — 4. Niedziela Wielkiego Postu (Czasu Pasyjnego)
- 4 marca, 2005
- przeczytasz w 6 minut
“(Jezus) przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym — on czy jego rodzice? Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale /stało się tak/, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak […]
“(Jezus) przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym — on czy jego rodzice? Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale /stało się tak/, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata. To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: Idź, obmyj się w sadzawce Siloam — co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc.” Jan 9,1–7
Ewangelia IV niedzieli Wielkiego Postu mówi nam o człowieku, który od urodzenia był niewidomy. Papież Jan XXIII odwiedzając kiedyś szpital dla dzieci usłyszał od pewnego małego pacjenta: „Wiem, że jesteś papieżem, ale nie mogę cię zobaczyć, bo jestem ślepy”. Na co papież odpowiedział bardzo prosto: „W jakiś sposób każdy z nas jest ślepy”. Wiele w nas ślepoty i to różnego rodzaju. Myślę, że jednak od samej ślepoty ciekawszym jest… nasze podejście do tego problemu oraz nasze sposoby przywracania wzroku.
Jezus mówi dość szokujące słowa, iż ów człowiek jest niewidomy, aby „na nim objawiły się sprawy Boże”. Jezus przestrzega nas też przed ciemnościami: „Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie” (J 12,35). Człowiek, który nie widzi bardzo szybko rozbije się o przeszkodę. Ciemność to obszar, w którym działa nieprzyjaciel Boga i człowieka. Noc symbolizuje kryjówkę, potajemne załatwianie spraw, skryte działanie. Ale także – nie zapominajmy – Maria Magdalena idzie do grobu „gdy jeszcze było ciemno” (J 20,1). Ciemności zostają pokonane…
Z apostołów wychodzi bardzo prosty, ale w ówczesnych czasach uprawniony styl myślenia. Jeśli komuś czegoś brakowało, to widocznie Pan Bóg takiemu człowiekowi nie pobłogosławił. Nie pobłogosławił, bo ów człowiek miał widocznie jakieś grzechy na sumieniu. Warto, abyśmy przypomnieli sobie postawę przyjaciół Hioba. Jeśli jest jakiś brak, to widocznie jest to kara Boża: chorobę, bezpłodność czy życiową katastrofę traktowano jako brak błogosławieństwa. Czy tak istotnie jest? A może jest inaczej… Człowiek, czyniąc coś złego, niemądrego, sam będzie ponosił tego konsekwencje i… to jest kara. Ponoszenie reperkusji zła jest często o wiele bardziej „dołujące” niż sam zły postępek.
Wróćmy jednak do pytania uczniów. Jezus totalnie odwraca ten sposób myślenia i wskazuje nie na brak błogosławieństwa lecz na to, iż ten brak, choroba, nieudolność mogą stać się drogą, na której objawi się moc Boga. Ostatnie słowo należy nie do cierpienia, upośledzenia, braku, lecz do pełni życia. Ewangelia jest księga optymizmu.
Mówienie, że ktoś się urodził z jakąś wadą, przypadłością, bolesnym brakiem i wskazywanie przy tym na winę jego rodziców lub jego samego jest krzywdzące. Dla ludzi naznaczonych takim cierpieniem, dużym dramatem jest samo niesienie od urodzenia tego krzyża, często pośród niezrozumienia ludzi stojących obok.
Człowiek zmagający się ze swoimi brakami, cierpieniami, oddanymi tutaj jako ślepota często pyta się, dlaczego Bóg stworzył go właśnie takim i nie ma co się obrażać, że bliźni takie pytania stawia… Człowiek doświadczony bolesnym wydarzeniem szuka pomocy i oby znalazł pomocną dłoń życzliwego i przyjaznego człowieka.
Kiedy doświadczamy w naszym życiu jakiegoś braku, to powinniśmy wołać do Pana Boga o cud uzdrowienia, by i dzisiaj objawiły się „sprawy Boże”. Ważne jest pragnienie wyjścia ze ślepoty. A pragnienie, rozbudzenie go leży w gestii Boga… Dlatego tak ważna jest także modlitwa wstawiennicza tak za siebie, jak także za drugiego człowieka.
Zobaczmy, że Jezus robi coś więcej, niż tylko wypowiedzenie słowa, jak to ma miejsce w przypadku innych cudów. Tutaj bierze ślinę, miesza z błotem i dotyka nimi chorych oczu. Każdy cud Jezusa to ponowne stwarzanie i widać to zwłaszcza w tej historii. Przypomnijmy sobie, jak Pan Bóg stwarzał człowieka, właśnie z mułu ziemi. Ewangelista Jan odwołuje się tutaj do historii stworzenia znanej nam z pierwszych dwu rozdziałów Księgi Rodzaju. Podobne akcenty odnajdziemy w spotkaniu Zmartwychwstałego Jezusa z Marią Magdaleną. Maria pomyliła Go z ogrodnikiem. Czy aby na pewno pomyliła? A kim jest Ten, który przechadza się po Ogrodzie Eden, jeśli nie ogrodnikiem?
Skoro Jezus dokonuje stworzenia, to znaczy ma władzę boską, a to już było za wiele dla ówczesnej elity. Według faryzeuszy ktoś, kto uzurpuje sobie boską władzę musi zginąć. Jest jednak w tym wszystkim coś charakterystycznego dla ówczesnych przywódców izraelskich: szukają bardzo przyziemnego wytłumaczenia dla tego, co się stało oraz – mają już swój gotowy scenariusz do sprawy Jezusa z Nazaretu. Tu nie chodzi tylko o niezrozumienie cudu, tylko o coś więcej: o budowanie własnego świata i własnych teorii i robienie wszystkiego, by nic nie zburzyło dotychczasowego poglądu na Boga i na świat. Z kolei rodzice uzdrowionego człowieka będą woleli się nie narażać na wykluczenie z synagogi. Lepiej siedzieć cicho, nie podpaść. Jednak tej postawie rodziców trudno mi się dziwić. Skoro religijne autorytety mówią, że ten Rabin z Nazaretu jest podejrzany, to widocznie coś w tym jest. Ale czemu ten cud ich nie przekonał i czy strach przed wykluczeniem z synagogi, a więc przed naznaczeniem, wypchnięciem na margines był czymś aż tak bardzo decydującym?
W tej historii potwierdza się po raz kolejny, że człowiek może zbudować sobie „gniazdko” własnych postaw, poglądów, z których nawet Panu Bogu będzie trudno go wyrwać. My się kochamy w tych „gniazdach”, w tych bardzo ludzkich „podpórkach” i jeśli przyjdzie ktoś, kto będzie chciał nam je wziąć, to gotowi jesteśmy zabić. Nawet, jeśli próba zabrania tych podpórek jest próbą wyzwolenia nas od nich i podania prawdziwej Podpory. Potwierdza się także to, że możemy się tak bardzo o siebie bać, że nie przyznamy racji Panu Bogu. A Bóg nam na to: „Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi” (Jer 1, 17). Bo lęk to jedno z biblijnych przekleństw, to postawa anty-Boża.
Cud ma kilka celów. Jest to nie tylko uzdrowienie człowieka będącego w chorobie czy umarłego, ale także cud dotyka świadków stojących obok, proklamuje Królestwo Boże. Ten cud Jezusa jest w jakiś sposób nieudany, bo nie otwiera oczu tym, którzy trwali w innej, o wiele głębszej, bo egzystencjalnej ślepocie. Jednakże cud ma jeszcze jeden wymiar – cud osądza moja wiarę i moją zdolność widzenia Boga. Cud ten – paradoksalnie – przyczynił się do odzyskania wzroku przez człowieka, który nie widział oraz – pogłębił ślepotę tych, którzy tak naprawdę nie widzieli Jezusa z Nazaretu. W jaki sposób osądza to wydarzenie mnie i moje życie? Bliżej nam do uzdrowionego, do faryzeuszów, czy do rodziców?
Norbert Frejek SJ