Ekumenizm w Polsce i na świecie

Niedziela przedpostna — Estomihi


I zaczął ich pouczać o tym, że Syn Czło­wie­czy musi wie­le cier­pieć, musi być odrzu­co­ny przez star­szych, arcy­ka­pła­nów oraz uczo­nych w Piśmie i musi być zabi­ty, a po trzech dniach zmar­twych­wstać. I mówił o tym otwar­cie. A Piotr wziął go na stro­nę i począł go upo­mi­nać. Lecz On odwró­cił się, spoj­rzał na uczniów swo­ich i zgro­mił Pio­tra, mówiąc: Idź precz ode mnie, sza­ta­nie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tyl­ko o tym, co ludz­kie. A przy­wo­ław­szy lud wraz z ucznia­mi swo­imi, rzekł […]


I zaczął ich pouczać o tym, że Syn Czło­wie­czy musi wie­le cier­pieć, musi być odrzu­co­ny przez star­szych, arcy­ka­pła­nów oraz uczo­nych w Piśmie i musi być zabi­ty, a po trzech dniach zmar­twych­wstać. I mówił o tym otwar­cie. A Piotr wziął go na stro­nę i począł go upo­mi­nać. Lecz On odwró­cił się, spoj­rzał na uczniów swo­ich i zgro­mił Pio­tra, mówiąc: Idź precz ode mnie, sza­ta­nie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tyl­ko o tym, co ludz­kie.

A przy­wo­ław­szy lud wraz z ucznia­mi swo­imi, rzekł im: Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze same­go sie­bie i weź­mie krzyż swój i naśla­du­je mnie. Bo kto by chciał duszę swo­ją zacho­wać, utra­ci ją, a kto by utra­cił duszę swo­ją dla mnie i dla ewan­ge­lii, zacho­wa ją. Albo­wiem cóż pomo­że czło­wie­ko­wi, choć­by cały świat pozy­skał, a na duszy swej szko­dę poniósł? Albo co da czło­wiek w zamian za duszę swo­ją? Kto bowiem wsty­dzi się mnie i słów moich przed tym cudzo­łoż­nym i grzesz­nym rodem, tego i Syn Czło­wie­czy wsty­dzić się będzie, gdy przyj­dzie w chwa­le Ojca swe­go z anio­ła­mi świę­ty­mi. (Mk 8,31–38)

W Chi­nach ist­nie­je bar­dzo nie­bez­piecz­ne miej­sce na morzu, gdzie czę­sto toną stat­ki. Fachow­cy posta­ra­li się zba­dać to zja­wi­sko. W okre­ślo­nym miej­scu umie­ści­li wiel­ką ska­łę i na niej sło­wa: „Do mnie!” Gdy więc stat­ki zbli­ża­ły się do nie­bez­piecz­ne­go prą­du, napis ten był z dale­ka czy­tel­ny, stat­ki kie­ro­wa­ły się w kie­run­ku ska­ły i bez­piecz­nie omi­ja­ły groź­ne miej­sce.

Nasza dzi­siej­sza Ewan­ge­lia będzie małą, ale waż­ną mor­ską wypra­wą. Zapra­szam was na pokład: Jezus, Szy­mon Piotr i inni ucznio­wie przyj­mu­ją nas do swe­go gro­na. Ten tekst jest zba­wien­ną ska­łą w sztor­mie życia.
„Do mnie!” moż­na by napi­sać duży­mi lite­ra­mi na tej ska­le.
Posłu­chaj­my, co dzie­je się na stat­ku. Dopie­ro przed chwi­lą ucznio­wie prze­ży­li nie­po­wta­rzal­ną chwi­lę unie­sie­nia. Zro­zu­mie­li, że to co ludzi pro­wa­dzi to wezwa­nie: ”Do mnie!” do Pana. Do Jezu­sa. Piotr zaświad­czył: „Tyś jest Chry­stus.” Ty jesteś ska­łą Boga pośród sza­le­ją­ce­go sztor­mu, otchła­ni życia, wirów złe­go i nie­bez­pie­czeń­stwa zato­nię­cia. Ty, Panie, tyl­ko Ty!

Ale potem nastą­pi­ła lek­cja, któ­rej nie zro­zu­miał żaden z uczniów. Jezus powie­dział apo­sto­łom jasno i dobit­nie: nie ma przej­ścia i przyj­ścia bez wąskiej bra­my Wiel­kie­go Piąt­ku. „Do mnie!”. Bóg posta­no­wił, „że Syn Czło­wie­czy musi wie­le cier­pieć, musi być odrzu­co­ny przez star­szych, arcy­ka­pła­nów oraz uczo­nych w Piśmie i musi być zabi­ty, a po trzech dniach zmar­twych­wstać.” To musi się stać. To jest Boża dro­ga. Dro­ga cier­pie­nia, dro­ga ukrzy­żo­wa­ne­go Boga — nie­zno­śna udrę­ka: Żywy Bóg na krzy­żu! Dla Pio­tra świat się roz­pa­da. Pro­si Jezu­sa na stro­nę, by Go upo­mnieć, by oprzy­tom­niał, co Ty chcesz zro­bić!

Lecz On odwró­cił się, spoj­rzał na uczniów swo­ich i zgro­mił Pio­tra, mówiąc: Idź precz ode mnie, sza­ta­nie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tyl­ko o tym, co ludz­kie.” Ta suro­wość i ostre sło­wa były koniecz­ne wobec czło­wie­ka, któ­ry tro­chę grał rolę „Boga”, gdy pró­bo­wał napo­mi­nać Syna Boże­go, nakło­nić Go do swo­je­go spo­so­bu myśle­nia, gdy pró­bo­wał pozy­skać Go dla swo­je­go świa­ta. „Do mnie!”, zawo­łał Jezus. Two­je miej­sce jest za mną. Naj­pierw ja. Potem ty. Ja — Pan i nauczy­ciel. Ty — uczeń. Ja — ska­ła na zbu­rzo­nym morzu. A ty „pójdź do mnie!

Ktoś powie­dział: „uzdro­wie­nie świa­ta nie może się doko­nać przez zewnętrz­ną zmia­nę sce­ne­rii, przez zmia­nę ukła­du sił, reor­ga­ni­za­cję ukła­dów gospo­dar­czych — lecz przez głę­bo­ką odno­wę, nawró­ce­nie do Boga.
Dla­te­go Syn Czło­wie­czy musiał zstą­pić do pie­kieł, jak wyzna­je­my w wyzna­niu wia­ry, by wyku­pić nasze zban­kru­to­wa­ne życie za cenę swo­je­go życia, by poda­ro­wać nam zba­wie­nie.

A gdy będzie­my musie­li może przejść przez pie­kło pro­ble­mów, gdy prze­sta­nie­my rozu­mieć Boga, świat, sie­bie same­go, gdy będzie­my cier­pieć i ugi­nać się pod cię­ża­rem trosk i grze­chów pyta­jąc: dla­cze­go wła­śnie ja!
Gdy nie będzie­my widzie­li dro­gi, gdy smu­tek uczy­ni nas głu­chy­mi i nie dotrą do nas sło­wa pocie­sze­nia, to wte­dy, wła­śnie wte­dy, do mnie i do cie­bie odno­szą się sło­wa: „Pójdź do mnie” — do cier­pią­ce­go Słu­gi Boże­go. Znam two­ją udrę­kę. Two­je nie­szczę­ście nie jest mi obce. Rozu­miem cie­bie. Jestem two­ją ska­łą, dla cie­bie stwo­rzo­ną, ukry­tą w roz­sza­la­łym morzu życia. Spójrz: „Ja żyję i wy żyć będzie­cie.” Ja pozo­sta­nę two­ją ska­łą w sztor­mie życia. Dla­te­go „Do mnie!”

Sce­na zmie­nia się. Byli­śmy w dro­dze z Jezu­sem i ucznia­mi, a teraz przy­bi­li­śmy do brze­gu. Stoi i cze­ka tam wie­le ludzi. Chry­stus zwra­ca się do nich i zapra­sza: Pójdź­cie do mnie, wejdź­cie na sta­tek życia. Nie daj­cie się dłu­żej mio­tać wichrem cza­su, lecz idź­cie za mną. Żyj­cie ze mną. Dosłow­nie Pan Jezus mówi: ”Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze same­go sie­bie i weź­mie krzyż swój i naśla­du­je mnie.” To jest isto­tą naśla­do­wa­nia Zba­wi­cie­la.

Biblij­nie rozu­mia­ne wyrze­cze­nie się sie­bie jest czymś w rodza­ju pojaz­du, powiedz­my stat­kiem, któ­ry przy pil­no­wa­niu kur­su na zba­wien­ną ska­łę jest zdol­ny do prze­wie­zie­nia cen­ne­go ładun­ku Bożej miło­ści, któ­ra potrzeb­na jest innym, któ­rzy goto­wi są słu­chać i kochać Chry­stu­sa. Natu­ral­nie kosz­to­wać mnie to będzie wie­le tru­du, pra­cy, roz­my­ślań. Ale nie muszę już trosz­czyć się tyl­ko o sie­bie, o moje życze­nia. Kto widzi przed sobą ska­łę i ści­śle trzy­ma się kur­su, kto ma przed sobą Chry­stu­sa, odda wszyst­ko czym jest służ­bie Chry­stu­so­wi: sie­bie same­go, czas, siły, dary, zdol­no­ści. „Do mnie!” Jest to wiel­ka wol­ność słu­że­nia wszyst­kich uczniów, któ­rzy trzy­ma­ją się Jezu­so­we­go kur­su.

Ale pole­ce­nie Zba­wi­cie­la zawie­ra w sobie rów­nież oso­bi­ste obcią­że­nie. Jeśli ty chcesz iść za mną, mówi Pan, to „weź krzyż swój i naśla­duj mnie.” To wie­le wyja­śnia. Każ­dy uczeń Pana ma nieść krzyż, ina­czej nie jest uczniem prze­strze­ga­ją­cym Jezu­so­we­go kur­su. Dro­ga któ­rą poszedł Chry­stus wio­dła z Jero­zo­li­my na krzyż. Nasza dro­ga też wie­dzie do Jero­zo­li­my do nie­biań­skie­go mia­sta — z krzy­żem. Ty z two­im krzy­żem ja z moim krzy­żem.

Reali­stycz­nie patrząc na naszą rze­czy­wi­stość, nie może­my nie dostrzec, że jest w niej miej­sce na wszyst­ko: na radość i na smu­tek; na wiel­kie suk­ce­sy i upo­ka­rza­ją­ce poraż­ki; na momen­ty szczę­ścia i głę­bo­kiej depre­sje… Tak, jak ist­nie­je dzień — ist­nie­je tak­że i noc; róże zachwy­ca­ją nas kolo­ra­mi i zapa­chem swo­ich kwia­tów, ale ranią kol­ca­mi…

Pan Bóg nie jest więc „poli­są ubez­pie­cze­nio­wą”. Nie obie­cu­je łatwe­go życia, opła­co­ne­go kil­ko­ma gesta­mi pamię­ci czy popraw­ne­go dzia­ła­nia. Jezus wie, że w naszym życiu jest miej­sce na krzyż. Dla­te­go zachę­ca nas do dźwi­ga­nia go. Co wię­cej, sam dał nam przy­kład. Uczmy się od Nie­go cier­pli­wo­ści w trud­no­ściach, samo­za­par­cia, dale­ko­wzrocz­no­ści.

Cóż daje nam wia­ra, jeśli nie chro­ni nas od cier­pie­nia? Czy wobec tego war­to być chrze­ści­ja­ni­nem? Zde­cy­do­wa­nie tak! Wia­ra ozna­cza zaufa­nie- powie­rze­nie i odda­nie się Bogu. Spra­wia więc, że w momen­tach nie­unik­nio­ne­go krzy­ża nie jeste­śmy samot­ni. Wła­śnie w takich momen­tach jest przy nas Ktoś, kto trzy­ma nas za rękę. Z kim może­my śmie­lej i bez­piecz­niej patrzeć w przy­szłość. Jezus dźwi­ga z nami nasz krzyż. Tak wie­le osób nie było­by w sta­nie prze­żyć nawet jed­nej godzi­ny cier­pie­nia fizycz­ne­go, odrzu­ce­nia, zapo­mnie­nia, ode­pchnię­cia, gdy­by nie świa­do­mość, że Jezus, któ­ry tak­że powo­li umie­rał, był odrzu­co­ny i samot­ny, jest przy nich!

Dla­te­go „Do mnie!” To cel na teraz i na wiecz­ność. Zna­my to przy­gnę­bia­ją­ce uczu­cie, gdy zda­je się nam, że życie i czas
prze­pły­wa­ją nam bez­sil­nie przez pal­ce. Gdzieś w głę­bi nur­tu­je nas odpy­cha­ne pyta­nie: czy to wszyst­ko, czy więk­szość spraw w któ­re się anga­żu­je­my nie jest w osta­tecz­no­ści bez­sen­sem? Nie, nie zamie­rzam dawać wam tablet­ki na uspo­ko­je­nie tych obaw. Być może, że mamy rację. Nie dla­te­go, że życie jako takie pozba­wio­ne jest sen­su, lecz z tego powo­du, że to my żyje­my bez­sen­sow­nie, sta­wia­my sobie może głu­pie cele, poni­żej pozio­mu naszych moż­li­wo­ści, nasze­go powo­ła­nia.

Dla­te­go mamy przy­no­sić ulgę tym, któ­rzy pośród nas cier­pią. Mamy pocie­szać, prze­ła­my­wać samot­ność, budzić zaufa­nie, dzie­lić się dobrym słowem…Może nie­raz nie tyle prze­ra­ża nas wizja cier­pie­nia, ile raczej poczu­cie bez­u­ży­tecz­no­ści, bycia cię­ża­rem dla innych, czy świa­do­mość głę­bo­kie­go opusz­cze­nia.
Kie­dy jed­nak przyj­dzie nam sta­nąć w obli­czu krzy­ża patrz­my na Chry­stu­sa. Nie roz­dzie­raj­my szat w bez­u­ży­tecz­nym obu­rze­niu. Nie oskar­żaj­my Boga o to, że nas zanie­dbał, bądź o nas zapo­mniał! W każ­dej sytu­acji pozo­sta­je On naszym miłu­ją­cym Ojcem, ska­łą i opar­ciem na któ­rej może­my budo­wać życie i ku któ­re­mu powin­ni­śmy zmie­rzać w rado­ściach i cier­pie­niach nasze­go życia. Tak więc ”Do mnie!” pójdź­my za Jezu­sem. Amen.

ks. Wal­de­mar Pytel, pro­boszcz para­fii Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­skiej w Świd­ni­cy

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.