Ekumenizm w Polsce i na świecie

Ostatnia Niedziela Roku Kościelnego — Niedziela Wieczności


Wte­dy podob­ne będzie Kró­le­stwo Nie­bios do dzie­się­ciu panien, któ­re, wziąw­szy lam­py swo­je, wyszły na spo­tka­nie oblu­bień­ca. A pięć z nich było głu­pich, pięć zaś mądrych. Głu­pie bowiem zabra­ły lam­py, ale nie zabra­ły z sobą oli­wy. Mądre zaś zabra­ły oli­wę w naczy­niach wraz z lam­pa­mi swy­mi. A gdy oblu­bie­niec dłu­go nie nad­cho­dził, zdrzem­nę­ły się wszyst­kie i zasnę­ły. Wtem o pół­no­cy powstał krzyk: Oto oblu­bie­niec, wyjdź­cie na spo­tka­nie. Wów­czas ock­nę­ły się wszyst­kie […]


Wte­dy podob­ne będzie Kró­le­stwo Nie­bios do dzie­się­ciu panien, któ­re, wziąw­szy lam­py swo­je, wyszły na spo­tka­nie oblu­bień­ca. A pięć z nich było głu­pich, pięć zaś mądrych. Głu­pie bowiem zabra­ły lam­py, ale nie zabra­ły z sobą oli­wy. Mądre zaś zabra­ły oli­wę w naczy­niach wraz z lam­pa­mi swy­mi. A gdy oblu­bie­niec dłu­go nie nad­cho­dził, zdrzem­nę­ły się wszyst­kie i zasnę­ły. Wtem o pół­no­cy powstał krzyk: Oto oblu­bie­niec, wyjdź­cie na spo­tka­nie. Wów­czas ock­nę­ły się wszyst­kie te pan­ny i opo­rzą­dzi­ły swo­je lam­py.

Głu­pie zaś rze­kły do mądrych: Użycz­cie nam tro­chę waszej oli­wy, gdyż lam­py nasze gasną. Na to odpo­wie­dzia­ły mądre: O nie! Gdyż mogło­by nie star­czyć i nam i wam; idź­cie raczej do sprze­daw­ców i kup­cie sobie. A gdy one ode­szły kupo­wać, nad­szedł oblu­bie­niec i te, któ­re były goto­we, weszły z nim na wese­le i zamknię­to drzwi. A póź­niej nade­szły i pozo­sta­łe pan­ny, mówiąc: Panie! Panie! Otwórz nam. On zaś, odpo­wia­da­jąc, rzekł: Zapraw­dę powia­dam wam, nie znam was. Czu­waj­cie więc, bo nie zna­cie dnia ani godzi­ny, o któ­rej Syn Czło­wie­czy przyj­dzie. (Mt 25,1–13)

+++

Dzie­sięć panien: pięć mądrych i pięć głu­pich. Przy­po­wieść zna­na nam wszyst­kim dosko­na­le. One cze­ka­ją­ce na oblu­bień­ca wesel­ne­go – my: na kogo cze­ka­my?

W ostat­nią nie­dzie­lę roku kościel­ne­go – Nie­dzie­lę Wiecz­no­ści jeste­śmy wezwa­ni Sło­wem roz­po­czę­te­go tygo­dnia: Nie­chaj bio­dra wasze będą prze­pa­sa­ne, a świe­ce zapa­lo­ne. (Łk 12,35) A więc mamy być goto­wi, by móc wyru­szyć w dro­gę. Dokąd? Lud Izra­ela wyru­szył na pusty­nię – na pusty­ni wszyst­ko widać ina­czej, inny jest hory­zont wła­snych myśli. Z dala od zgieł­ku mar­ke­to­wych świąt mamy sta­nąć na pusty­ni wła­sne­go życia, na gra­ni­cy koń­ca – w nadziei ocze­ki­wa­nia – by spo­tkać JESTEM. Koniec Roku Kościel­ne­go wska­zu­je nam na zbli­ża­ją­cy się koniec. Ale nie w apo­ka­lip­tycz­nej wizji giną­ce­go, roz­sy­pu­ją­ce­go się zna­ne­go nam świa­ta, lecz w ocze­ki­wa­niu na przyj­ście. A może wyj­ście? Jak nie­gdyś lud Izra­ela, tak i my mamy się stać wychodź­ca­mi z tego świa­ta na pusty­nię życia – by usły­szeć roz­le­ga­ją­cy się głos: Pro­stuj­cie swo­je ścież­ki…. Paru­zja jest tak bar­dzo zwią­za­na z Adwen­tem: przy­cho­dzi Zba­wi­ciel.

Kie­dy przyj­dzie? Jak go ocze­ki­wać? Zna­ny jest obraz Chry­stu­sa sto­ją­ce­go i koła­czą­ce­go przed drzwia­mi – kto czu­wa by Go wpu­ścić? By mógł być gościem mego życia, bym mógł z Nim wie­cze­rzać. Chry­stus, tak jak zosta­ło nam zapo­wie­dzia­ne, a co prze­cież wyzna­je­my w każ­dą nie­dzie­lę w wyzna­niu wia­ry, przyj­dzie ponow­nie sądzić żywych i umar­łych.

Naj­le­piej więc było­by nam odpo­wied­nio się przy­go­to­wać, by z czy­stym ser­cem, bez obcią­żeń przy­jąć wiel­kie­go Gościa. Kło­pot w tym, że w ocze­ki­wa­niu brak nam wytrwa­ło­ści, i w miej­sce czy­sto­ści wkra­da się brud grze­chu. Jak­że dobrze było­by umó­wić się na kon­kret­ną godzi­nę, posprzą­tać tuż przed wyzna­czo­ną porą i rado­śnie powi­tać przy­cho­dzą­ce­go. Ale nie zna­my tego cza­su, nie zosta­ło to nam ujaw­nio­ne, to wie tyl­ko Bóg Ojciec.

Nie wie­dząc kie­dy to nastą­pi wezwa­ni jeste­śmy do czu­wa­nia, sta­łej goto­wo­ści, życia w ocze­ki­wa­niu i nadziei. Czy rze­czy­wi­ście tak żyje­my, jak­by­śmy ocze­ki­wa­li Paru­zji – powtór­ne­go przyj­ścia Pana? Czy w życiu widać nasze powta­rza­ne w modli­twie woła­nie: przyjdź Kró­le­stwo Two­je, czy litur­gicz­ne zawo­ła­nie Mara­na tha – przyjdź rychło Panie. Czy jeste­śmy goto­wi? Czy jeśli Pan przyj­dzie nie będzie nam żal pozo­sta­wiać tego wszyst­kie­go co jest naszym udzia­łem tu na zie­mi?

Czy nie jeste­śmy znu­że­ni? Chrze­ści­ja­nie pierw­szych wie­ków ocze­ki­wa­li przyj­ścia Chry­stu­sa jak­by miał przyjść lada dzień, poko­le­nia posnę­ły, a nic nie nastę­po­wa­ło. Czy my przy­pad­kiem nie śpi­my, przy­zwy­cza­je­ni do myśli że Pan przyj­dzie – ale pew­nie nie teraz… Pan­ny z przy­po­wie­ści posnę­ły…

Wtem o pół­no­cy powstał krzyk: oto Oblu­bie­niec. Gdy nagle zosta­nie­my zbu­dze­ni – co z goto­wo­ścią na spo­tka­nie? Co z nami będzie gdy oka­że się że lam­pa nie świe­ci, że brak oli­wy… Dokąd pój­dzie­my?

W przy­po­wie­ści obja­wia się exo­dus życia: wszyst­kie pan­ny wyszły prze­cież Oblu­bień­co­wi na spo­tka­nie, wzię­ły swo­je lam­py. Przy­po­wieść kła­dąc akcent na wyj­ście, ocze­ki­wa­nie i goto­wość wska­zu­je zara­zem, że nie wszy­scy będą goto­wi na przyj­ście Syna Czło­wie­cze­go. U pię­ciu panien może­my dostrzec nie­przy­go­to­wa­nie, brak prze­wi­dy­wal­no­ści tego, co może się wyda­rzyć. Wca­le nie cho­dzi o oli­wę, któ­rą moż­na kupić na tar­go­wi­sku – one prze­oczy­ły moment, nie zro­bi­ły we wła­ści­wym cza­sie tego do cze­go powo­ły­wa­ła je wyzna­czo­na wesel­na rola. Może liczy­ły że „jakoś to będzie”…. Że w odpo­wied­nim momen­cie znaj­dzie się ktoś, kto zała­twi to, co nale­ży do nas samych…. Idź­cie do sprze­daw­ców i kup­cie sobie oli­wy – brzmi jak okrut­ny żart w dra­ma­tycz­nej sytu­acji głu­pich panien. Lecz gdy odczy­ta­my te sło­wa dla sie­bie – sta­ją się wezwa­niem, by w porę zadbać o goto­wość gdy przyj­dzie czas.

Pię­ciu panien nie było na miej­scu, nie były goto­we gdy przy­szedł Oblu­bie­niec, wte­dy sta­ra­ły się o oli­wę do swo­ich lamp. Za póź­no, na próż­no: przez zamknię­te drzwi usły­sza­ły: nie znam was. W decy­du­ją­cym momen­cie trze­ba być obec­nym. Zapa­lo­na lam­pa to sym­bol obec­no­ści, goto­wo­ści. Lam­pa nie może gasnąć, nikt nie umiesz­cza jej pod kor­cem…. Nie uda się nad­ro­bić stra­co­ne­go cza­su swe­go życia, dzia­ła­nie po cza­sie nic już nie wno­si i nie zmie­nia – dra­ma­tycz­ne kon­se­kwen­cje pozo­sta­ją.

Przy­po­wieść czer­pią­ca z wąt­ku wesel­ne­go zosta­ła zre­du­ko­wa­na do ocze­ki­wa­nia – ale też to wła­śnie chciał Jezus uwy­pu­klić w prze­ka­za­nym Sło­wie. Obser­wu­je­my w przy­po­wie­ści nara­sta­ją­cy kon­trast mię­dzy ocze­ku­ją­cy­mi pan­na­mi. Od przy­go­to­wań, poprzez moment przyj­ścia, aż po nie­od­wra­cal­ne kon­se­kwen­cje obec­no­ści lub nie­obec­no­ści. Ujaw­nia się i nasz stan: choć nale­ży­my do jed­nej wspól­no­ty, przyj­ście Chry­stu­sa ujaw­ni pozo­ry nasze­go życia, naszych ocze­ki­wań. Przy­po­wieść nie ma na celu nas nastra­szyć, że może­my sta­nąć w sze­re­gu „głu­pich panien”, ale wezwać do czuj­no­ści, odpo­wie­dzial­no­ści wła­sne­go życia, z dala od bez­czyn­no­ści. Może war­to było­by porów­nać się czy wręcz utoż­sa­mić z pan­na­mi głu­pi­mi dla pobu­dza­ją­cej reflek­sji, byśmy się sta­wa­li coraz bar­dziej podob­ny­mi do panien mądrych. Czy nie dzi­wi, że licz­ba panien głu­pich i mądrych jest rów­na, taka sama. Może więc przy­po­wieść wska­zu­je nam, że od każ­de­go z nas zale­ży w któ­rą stro­nę pro­por­cje będą się prze­su­wa­ły? Czy budu­je­my na ska­le, czy na pia­sku? Postę­pu­je­my jako mądrzy, czy nie­mą­drzy? Bacz­cie więc pil­nie, jak postę­pu­je­cie, nie jako nie­mą­drzy, ale jako mądrzy. Wyzy­skuj­cie chwi­lę spo­sob­ną, bo dni są złe. Nie bądź­cie prze­to nie­roz­sąd­ni, lecz usi­łuj­cie zro­zu­mieć, co jest wolą Pana. (Ef 5, 15–17).

Zauważ­my że zasnę­ły wszyst­kie ocze­ku­ją­ce pan­ny, mądre i głu­pie. Mądrość tych dru­gich nie pole­ga na tym, że wie­dzą, o któ­rej porze przyj­dzie Oblu­bie­niec, ale na tym, że nawet nagle zbu­dzo­ne są goto­we przy­jąć Go z pło­ną­cą lam­pą.

Ewan­ge­lia pozo­sta­wia nas w nie­pew­no­ści, nie wie­my kie­dy nastą­pi przyj­ście Oblu­bień­ca. O tym wie tyl­ko Ojciec. Do nas skie­ro­wa­ne jest wezwa­nie: Czu­waj­cie, bo nie zna­cie dnia ani godzi­ny, o któ­rej Syn Czło­wie­czy przyj­dzie. Amen.

Modli­twa:

Boże, przy­go­to­wa­łeś nam wiecz­ne mia­sto, nie­bie­ską Jero­zo­li­mę, do któ­rej nas pro­wa­dzisz przez Jezu­sa Chry­stu­sa. Obie­cu­jesz nam w niej wiecz­ną radość i pokój. Tęsk­ni­my za życiem w jej murach i nad stru­mie­niem wody żywej. Gdy nadej­dzie chwi­la speł­nie­nia nadziei naszej, zabierz nas, dzie­ci swo­je, z obczy­zny, z kra­ju piel­grzy­mów, do wiecz­nej ojczy­zny zba­wio­nych. /EM>

Zanim to uczy­nisz, ochra­niaj Kościół swój na zie­mi, obdarz go świę­to­ścią, zacho­waj w praw­dzie. Bło­go­sław paste­rzom Ludu Two­je­go i utwierdź dzie­ło ich posłu­gi.

Dobry Boże i Ojcze łaska­wy, wysłu­chaj nas w Duchu Świę­tym przez Jezu­sa Chry­stu­sa, Pana i Zba­wi­cie­la nasze­go. Amen.

+++

(Kaza­nie wygło­szo­ne przez ks. Wal­de­ma­ra Wun­sza, wika­riu­sza Para­fii Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­skiej Świę­tej Trój­cy w War­sza­wie w kapli­cy EOD Tabi­ta w Kon­stan­ci­nie Jezior­nie i para­fial­nym koście­le Świę­tej Trój­cy)

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.