Recenzja “Kodu Da Vinci”. Czy warto kupić bilet do kina?
- 7 czerwca, 2006
- przeczytasz w 3 minuty
W ostatnich tygodniach na ekranach kin całego świata pierwsze miejsce pod względem oglądalności zajmuje film Rona Howarda „Kod Da Vinci”, reżysera takich klasyków amerykańskiego kina jak “Piękny umysł” czy “Apollo 13”. Popularny i ceniony reżyser postanowił tym razem podjąć temat skandalicznej książki Dana Browna, która biła rekordy popularności wśród czytelników i budziła zgorszenie w środowiskach chrześcijan. Zastanawiająca jest popularność samej książki i, […]
W ostatnich tygodniach na ekranach kin całego świata pierwsze miejsce pod względem oglądalności zajmuje film Rona Howarda „Kod Da Vinci”, reżysera takich klasyków amerykańskiego kina jak “Piękny umysł” czy “Apollo 13”. Popularny i ceniony reżyser postanowił tym razem podjąć temat skandalicznej książki Dana Browna, która biła rekordy popularności wśród czytelników i budziła zgorszenie w środowiskach chrześcijan.
Zastanawiająca jest popularność samej książki i, co za tym idzie, jej wierne odzwierciedlenie w filmie. Mamy wiec to, co pobudza czytelnika — widza najbardziej: teorie spiskową tak wielką, że życie milionów ludzi może ulec zmianie w wyniku jej ujawnienia.
Akcja filmu koncentruje się na niezwykle szybkim śledztwie o zabójstwo, które prowadzi główny bohater Robert Langdon (Tom Hanks) profesor symboliki religijnej wraz z „przypadkowo” spotkaną Sophie Neveu (Audrey Tautou). Już w pierwszych minutach filmu główny bohater staje się głównym podejrzanym. Postawiony jest w sytuacji bez wyjścia — albo trafi do aresztu jako podejrzany albo ucieknie i rozwiąże sprawę oczyszczając siebie z zarzutów. Cała dalsza fabuła oparta jest na dwóch fundamentach: intrydze i zagadce oraz na teorii spisku, w której główną rolę odgrywa Kościół.
Intryga i zagadka kryją się wszędzie. Widz od samego początku zaskakiwany jest kodami i ich odczytywaniem przez głównego bohatera. Nasycenie filmu zagadkami i ich odkrywaniem jest tak intensywne, że aż męczące a wręcz naiwne. Tu osadza się główny minus filmu. Cała teoria, która prowadzi do odkrycia prawdy jakoby Chrystus i Maria Magdalena byli małżeństwem i mieli swoich potomków żyjących do czasów nam współczesnych — choćby nie wiem jak widz w nią wierzył — niwelowana jest do minimum poprzez plątanie wątków filmowych, brutalnych morderstw i niekończących się zagadek do rozwiązania.
Teoria spisku ukazana w filmie osadza się na przekonaniu, że we współczesnym świecie żyją potomkowie Chrystusa, a co za tym idzie jego postać historyczna przybiera postać ludzką odcinając się całkowicie od bóstwa.
Oczywiście widz zostaje wciągnięty w szybką akcję filmu, wspaniałą muzykę Hansa Zimmera oraz efekty specjalne, których u Rona Howarda nie brakuje w żadnym jego filmie. Po wyjściu z kina delektuje się scenami końcowymi, które są ujmujące i patetyczne w swej wymowie ale… czegoś brakuje, a może czegoś jest za dużo. Osobiście wychodząc z kina czułem się oszukany.
Na czym polega oszustwo? Moim zdaniem nie na naiwności filmu, ani nie na teoriach spiskowych przedstawionych na ekranie. Oszustwo polega na rozreklamowaniu tego filmu. Cała kampania reklamowa, poczynając od książki Dana Brona, a skończywszy na filmie była tak spektakuklrana, że każdy miłośnik kina chciał być porwany przez opowiedzianą historię. W zamian widz dostał film dobry, przyzwoicie nakręcony i tylko tyle.
Wielkim reklamodawcą “Kodu Da Vinci” stał się w moim odczuciu Kościół, który wielokrotnie zajmował negatywne stanowisko wobec książki i jej ekranizacji. Tym samym wzbudził ciekawość wśród potencjalnych odbiorców i przyczynił się do wzrostu zainteresowania. W historii kina były już przypadki, w których zbyt ostra krytyka filmów ze strony Kościoła przynosiła wzrost zainteresowania. Wystarczy tutaj przypomnieć takie tytuły jak “Ksiądz” czy “Dogma”. Nie odnosi także skutku nawoływanie do ignorowania filmu przez władze Kościoła ani nawoływania polityków o zabronienie wyświetlania tego obrazu w kinach. Wszystkie podobne akcje przyczyniają się tylko do rozgłosu i wzrostu popularności filmu.
Mimo wszystko uważam, że „Kod Da Vinci” warto zobaczyć i poświęcić mu 150 minut, którymi próbuje nas zaciekawić jego twórca. Miłośnicy kina akcji odnajdą w nim dużą dawkę pozytywnych wrażeń natomiast miłośnicy kina spokojnego i refleksyjnego stwierdzą, że szybkość akcji i wielość efektów specjalnych nie zawsze kończy się sukcesem.