Stare i Nowe w Jezusie Chrystusie
- 8 stycznia, 2004
- przeczytasz w 6 minut
„A uczniowie Jana i faryzeusze pościli. Oni też przyszli i powiedzieli do niego: Czemuż uczniowie Jana i faryzeuszów poszczą, a twoi uczniowie nie poszczą? I rzekł im Jezus: Czyż mogą goście weselni pościć, gdy z nimi jest oblubieniec? Dopóki mają z sobą oblubieńca, nie mogą pościć. Ale przyjdą dni, kiedy im zostanie zabrany oblubieniec, a wówczas, owego dnia będą pościć. Nikt nie przyszywa łaty z nowego sukna do starej szaty, bo inaczej łata obrywa […]
„A uczniowie Jana i faryzeusze pościli. Oni też przyszli i powiedzieli do niego: Czemuż uczniowie Jana i faryzeuszów poszczą, a twoi uczniowie nie poszczą? I rzekł im Jezus: Czyż mogą goście weselni pościć, gdy z nimi jest oblubieniec? Dopóki mają z sobą oblubieńca, nie mogą pościć. Ale przyjdą dni, kiedy im zostanie zabrany oblubieniec, a wówczas, owego dnia będą pościć. Nikt nie przyszywa łaty z nowego sukna do starej szaty, bo inaczej łata obrywa nowe od starego i rozdarcie staje się większe. Nikt też nie wlewa młodego wina do starych bukłaków, bo inaczej wino rozsadzi bukłaki, i wino i bukłaki zniszczeją. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków.” Mk 2,18–22
Jeszcze kilkanaście dni temu byliśmy pod wrażeniem niepowtarzalnej atmosfery Świąt Bożego Narodzenia. Ów szczególny charakter minionych Świąt podkreślaliśmy poprzez radosne kolędowanie, ale przede wszystkim poprzez rozważanie tego, co najistotniejsze, mianowicie tajemnicy Bożego Objawienia w Jezusie Chrystusie. Powróciliśmy już dawno do szarej codzienności, do naszych problemów, do naszych nadziei, związanych z rozpoczętym Nowym Rokiem. Pewna magia tych pojęć determinuje nasze myślenie, staramy się poprzez nie w jak najbardziej efektywny sposób urzeczywistnić to, o czym w głębi naszych serc myślimy, co planujemy, o czym marzymy, czego boimy się z różnych względów wypowiedzieć.
Nasza szara codzienność z jej wszystkimi trudnościami, które nie raz wydają się nas przerastać, na nowo staje w centrum naszego życia. Każdy z nas może mieć tu na myśli swoje konkretne, osobiste sprawy, którymi żyje na co dzień: obawy, lęki, niepewność, której przecież nikt z nas nie lubi, pytania bez odpowiedzi. Blask Świąt Bożego Narodzenia jest w tym kontekście czymś dalekim, niejasnym i jakby wyobcowanym z rzeczywistości.
Powyższe słowa z Ewangelii Marka starają się mimo wszystko zachęcić nas do zastanowienia się nad sensem wiary przeżywanej na co dzień, czy w bardziej szczegółowym ujęciu, nad stosunkiem do tego, co nowe, co inne, ale i do tego, co utarte i stare. Symbolika starych bukłaków i młodego wina, którą posługuje się św. Marek, ma za zadanie jak najbardziej ilustracyjne, namacalne przedstawienie problemu. Stare bukłaki mogą być obrazem czegoś znanego, a młode wino symbolem tego, co nowe. Dla nas te bukłaki oznaczać mogą wspomnianą już codzienność z całą swoją złożonością.
Wielokrotnie przecież jest tak, że wynikające z naszego życiowego doświadczenia trudności paraliżują nas i nasze myśli uciekają w stronę kwestii prozaicznych, które zazwyczaj nie mają nic wspólnego z Kościołem i religią. To stare to my w naszym rozdarciu, nieustannym pytaniu i naszych troskach. Czym jest zatem to nowe, rzucające inne światło na postrzeganie świata?
W wymiarze teologicznym jest to Ewangelia, która jest nie tyle nośnikiem starych, znanych nam z kazań czy lekcji religii treści, historii o życiu Jezusa, o ile zachętą, wezwaniem, czy nawet można powiedzieć radykalnie, nieustającym nakazem do przewartościowania swojego życia, do zatrzymania się na chwilę i zapytania samego siebie: na czym polega sens tego wszystkiego, o co się tak troszczymy? Jaki sens ma wszystko to, co wydaje nam się drogie i konieczne? Jaki wreszcie sens ma nasza wiara i na ile jest ona świadomym i odpowiedzialnym przeżywaniem realnej obecności Boga, a na ile pustą ideologią? Czy jest ona żywą prawdą czy też opium dla ludu, mówiąc językiem wybitnego filozofa ateizmu Karola Marksa?
Innymi słowy: Ewangelia wdziera się do naszej codzienności i konfrontuje nas z żywotnymi pytaniami o sens naszej egzystencji, więcej egzystencji wiary. Jest ona elementem Nowym, choć tak bardzo znanym, słyszanym, możnaby nawet powiedzieć oklepanym, odmienianym przez wszystkie przypadki. Nie chodzi więc o mit, pobożne bajeczki dla dorosłych, ogłupianie, ale prawdziwie działającą moc Boga objawioną w Jezusie Chrystusie.
„Nikt nie przyszywa łaty z nowego sukna do starej szaty, bo inaczej łata obrywa nowe od starego i rozdarcie staje się większe. Nikt też nie wlewa młodego wina do starych bukłaków, bo inaczej wino rozsadzi bukłaki, i wino i bukłaki zniszczeją. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków…” — inną stroną, z jakiej możemy podejść do tego tekstu jest wizja Kościoła, czy w ogóle szeroko rozumianej pobożności. Symbolicznie można rzec, iż ten fragment odnosić się może do problemu formy i treści. Chodzi zatem o równowagę między formą a treścią, tak, aby to co usiłujemy przekazać nie było zasłonięte, przygniecione przez powierzchowność. Jednocześnie jesteśmy zachęcani do poszanowania tego co stare, co tradycyjne i ostrzegani przed „dogmatycznym” odrzucaniem tego, co nowe. Mówiąc o tym, że nikt nie wlewa młodego wina do starych bukłaków, autor Ewangelii ostrzega nas przed uporem w trwaniu w utartych schematach, przed traktowaniem wiary, jako czegoś zastanego, czego nie trzeba pielęgnować.
Tymi bukłakami może być właśnie nasza utarta pobożność, będąca bardziej skostniałą formą niż żywą treścią o miłości Boga do Człowieka. Nie stoimy w miejscu, rozwijamy się, bowiem nasze życie toczy się i stawia przed nami coraz to nowe problemy, czy tego chcemy, czy nie. Nawet wtedy, kiedy wydaje nam się, że wszystko wokół nas jest monotonne i bezbarwne.
Pojawia się tu kolejna metafora: „Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków…”, to znaczy mamy starać się o to, by doprowadzić do pewnej zgody, jedności, wyważenia między formą a treścią, pamiętając, że treść, którą jest dla nas Ewangelia była czymś nadrzędnym.
Współczesny świat, którego bieg przypomina wieczną i brutalną rywalizację, o to kto najwięcej zyska, odstawia religię na boczny tor, zarzucając szczególnie tradycyjnym Kościołom, iż są ostatnimi twierdzami zacofania, że ogłupiają ludzi, kierując ich myśli w bliżej nieokreśloną wieczność, abstrakcję, a nie koncentrują ich uwagi na problemach współczesności.
Tą krytykę znamy i dla nas jest ona ogromnym zakłopotaniem. Przesłanie Ewangelii o Jezusie Chrystusie, o tym, że Bóg umożliwia poprzez krzyż swojego Syna inne spojrzenie na świat, na drugiego człowieka i na jego relacje z Panem Bogiem, czy też na nas samych, jest wciąż aktualną i niezmienną prawdą całego Kościoła Chrześcijańskiego na ziemi. Naszą pokorną modlitwą do Trójjedynego Boga powinna być zatem prośba, by zechciał wesprzeć swój Kościół w jak najbardziej wiarygodnym głoszeniu tej zbawczej Ewangelii, która nie będzie wyrażać się poprzez tanią i pełną triumfalizmu propagandę religijną, ale w praktycznym, autentycznym naśladowaniu Chrystusa.
To nie wyklucza osobistej relacji z Panem Bogiem, do której nikt nie ma prawa się mieszać – wręcz przeciwnie, ubogaca ją. Nie wolno nam zapominać o korzeniach, o tym, że owa wola i chcenie naśladowania, nie jest z nas, lecz jest darem niezasłużonej przez nas łaski, jaką Bóg w swoim miłosierdziu nas obdarza. To napawa wdzięcznością, ale i obarcza nas szczególną odpowiedzialnością, która nie zawsze jest łatwa. Chrystus nie obiecywał nikomu łatwego życia, utopii, a wręcz ucisk i problemy, które wynikają z faktu naśladowania go. Nie jest też tak, jak głoszą pewne wspólnoty, że bycie chrześcijaninem zwalnia nas od jakiejkolwiek odpowiedzialności i troski o tą ziemię.
Wytrwałość w głoszeniu Ewangelii daje nam przez Ducha swego Świętego nasz Ojciec w niebiesiech. Nie możemy własnymi siłami, zasługami naśladować Chrystusa. To on nas uzdalnia, to On jest tym, który nas wzmacnia, który daje nam nadzieję. To On jest treścią, którą musimy przekazać współczesnemu światu w jak najbardziej dostępnej i zrozumiałej formie, któr
a jednak nie może zasłaniać nam początku i końca naszej wiary, którym jest On, Jezus Chrystus, Pan Kościoła.