VII Niedziela po Trójcy Świętej — Pójdź za mną!
- 26 lipca, 2004
- przeczytasz w 3 minuty
„A Jezus, widząc lud wokół siebie, kazał przeprawić się na drugą stronę. I przystąpił jeden z uczonych w Piśmie, i rzekł do niego: Nauczycielu, pójdę za tobą, dokądkolwiek pójdziesz. I rzekł mu Jezus: Lisy mają jamy i ptaki niebieskie gniazda, ale Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił. A drugi z uczniów rzekł do niego: Panie, pozwól mi wpierw odejść i pogrzebać ojca mojego. Ale Jezus rzekł mu: Pójdź za mną, a umarli niechaj grzebią […]
„A Jezus, widząc lud wokół siebie, kazał przeprawić się na drugą stronę. I przystąpił jeden z uczonych w Piśmie, i rzekł do niego: Nauczycielu, pójdę za tobą, dokądkolwiek pójdziesz. I rzekł mu Jezus: Lisy mają jamy i ptaki niebieskie gniazda, ale Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił. A drugi z uczniów rzekł do niego: Panie, pozwól mi wpierw odejść i pogrzebać ojca mojego. Ale Jezus rzekł mu: Pójdź za mną, a umarli niechaj grzebią umarłych swoich.” Mt 8,18–22
Powyższy tekst biblijny jest dla mnie jednym z najbardziej wymownych fragmentów Biblii. Jedynie pięć wersów, a tak silne i nie dające się przełamać napięcie, które przewija się przez cały ósmy rozdział Ewangelii Mateusza.
Ακολουθει μοι — Naśladuj mnie!
Wezwanie i imperatyw, który pociąga za sobą jasne konsekwencje. Jest to również zdecydowane odrzucenie zwątpienia, niezłomny opór lub gotowość do posłusznego poświęcenia się. Czy skutkiem wezwania Jezusa jest naśladowanie, a mówiąc dokładniej, posłuszne, prawdziwe naśladowanie? Należy postawić sobie jeszcze inne, istotne pytanie: czy w ogóle mamy do czynienia z wezwaniem do naśladowania?
Gdy przyjrzałam się całemu tekstowi, stwierdziłam, że tylko na jego końcu widoczne są słowa „naśladuj mnie”. Perykopa nie wyjaśnia tego, czy Jezus wezwał do naśladowania uczonych w Piśmie. Faktem jest jednak to, że słowa „Mistrzu, chcę za Tobą podążyć, dokądkolwiek pójdziesz” są entuzjastyczną decyzją uczonego w Piśmie. Odpowiedź Jezusa brzmieć może szokująco, może być swoistym otrzeźwieniem po zademonstrowanym entuzjazmie. Jezus odpowiada uczonemu: „Lisy mają jamy, a ptaki niebieskie swoje gniazda, ale Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę schronił.” (Mt 8,20)
Uczony w Piśmie nie jest wezwany. Przepełniony ogromną radością sam zgłasza się do naśladowania, ale nie zdaje sobie sprawy z tego, co czyni. Współczuję mu, ponieważ jest tak naiwny i nie wie, co go czeka, ale jednocześnie współczuję sobie samej, ponieważ tak często nie wiem, co oznacza naśladowanie Jezusa.
Inny spośród uczniów wezwany jest przez Syna Człowieczego: „Panie, pozwól mi wpierw odejść i pogrzebać ojca mego” (Mt 8,21). Biedny uczeń… jemu też współczuję, ponieważ ciągle jeszcze spogląda za siebie i tkwi w starych zależnościach — nie może pozostawić wszystkiego i podążyć za Synem Bożym. Tym samym współczuję także mnie samej, ponieważ tak często zapominam, że Jezus jest Chrystusem, którego Słowo jest nowym początkiem życia. „Pójdź za mną, a umarli niech grzebią umarłych swoich” (Mt 8,22).
Zastanawiam się, dlaczego cała ta sytuacja nie mogłaby mieć innego zakończenia, np. takiego, jakie odnajdujemy chwilę później w Mt 9,9: „I odchodząc stamtąd, ujrzał Jezus człowieka, siedzącego przy cle, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: Pójdź za mną. A on wstał i poszedł za nim.” Wszystko odbywa się bez problemów, wszystko jest oczywiste. Jezus wzywa, Mateusz natychmiast odpowiada na wezwanie – bez długich przemyśleń, bez słowa sprzeciwu czy jakiegokolwiek oporu… tylko czyste posłuszeństwo.
Nie żal mi Mateusza, ale znów żal mi jest mnie samej, ponieważ nie odnajduje w sobie takiego posłuszeństwa…