Ekumenizm w Polsce

Cecyliada z Taize


Nie­zna­ne wcze­śniej a bar­dzo ożyw­cze i bal­sa­micz­ne zara­zem uczu­cie, któ­re­go nie potra­fię do dziś zde­fi­nio­wać, ogar­nę­ło mnie po raz pierw­szy przed dwo­ma laty w nie­dziel­ny lip­co­wy pora­nek. Powra­ca ono, kie­dy prze­glą­da­jąc waka­cyj­ne foto­gra­fie, natra­fiam na zdję­cie błę­­ki­t­no-bia­­łej sta­ni­sła­wow­skiej cer­kwi. War­to ów budy­nek zapa­mię­tać (mało kto o nim wie, choć znaj­du­je się zale­d­wie kil­ka­na­ście kilo­me­trów od War­sza­wy), gdyż nale­ży do jedy­nej w cen­tral­nej i zachod­niej Pol­sce wiej­skiej para­fii pra­wo­sław­nej. To wła­śnie tam […]


Nie­zna­ne wcze­śniej a bar­dzo ożyw­cze i bal­sa­micz­ne zara­zem uczu­cie, któ­re­go nie potra­fię do dziś zde­fi­nio­wać, ogar­nę­ło mnie po raz pierw­szy przed dwo­ma laty w nie­dziel­ny lip­co­wy pora­nek. Powra­ca ono, kie­dy prze­glą­da­jąc waka­cyj­ne foto­gra­fie, natra­fiam na zdję­cie błę­kit­no-bia­łej sta­ni­sła­wow­skiej cer­kwi. War­to ów budy­nek zapa­mię­tać (mało kto o nim wie, choć znaj­du­je się zale­d­wie kil­ka­na­ście kilo­me­trów od War­sza­wy), gdyż nale­ży do jedy­nej w cen­tral­nej i zachod­niej Pol­sce wiej­skiej para­fii pra­wo­sław­nej. To wła­śnie tam poczu­łem coś nie­wy­ra­żal­ne­go; coś, co sta­no­wi – jak mnie się wyda­je – kwin­te­sen­cję wszyst­kie­go, o czym mówi się i pisze w kon­tek­ście zgo­dy spo­łecz­nej, soli­dar­no­ści naro­do­wej, umie­jęt­no­ści współ­pra­cy dla dobra wspól­ne­go.

Byli­śmy wów­czas z Avet­ka­mi w Pomie­chów­ku na dzie­się­cio­dnio­wym obo­zie rowe­ro­wym. Codzien­nie wyru­sza­li­śmy z naszej bazy w Goła­wi­cach na kra­jo­znaw­cze, rekre­acyj­ne lub piel­grzym­ko­we wyciecz­ki. Na nie­dziel­ne popo­łu­dnie dosta­li­śmy kon­cer­to­we zapro­sze­nie od księ­ży z para­fii w Pomie­cho­wie. Choć mie­li­śmy śpie­wać dopie­ro o czwar­tej, wyje­cha­li­śmy gru­bo przed ósmą. A ranek był dość chłod­ny i wła­ści­wie do dziś nie wiem, czy to zim­no, czy może wcze­sna pora spra­wi­ły, że cała nasza ponad trzy­dzie­sto­oso­bo­wa gru­pa, od malu­chów — Ave­cią­tek po naj­star­szych Ave Men, jecha­ła, jak nigdy wcze­śniej i nigdy potem, dostoj­nie i cicho, nie­mal w zupeł­nym mil­cze­niu.


Wyczu­wa­łem rzad­kie u mło­dych ludzi poru­sze­nie. Zresz­tą wymow­na cisza zapa­dła już wczo­raj­sze­go wie­czo­ra przy ogni­sku, kie­dy oznaj­mi­łem, że rano poje­dzie­my na nie­dziel­ną litur­gię do pra­wo­sław­nej cer­kwi w Sta­ni­sła­wo­wie k. Modli­na; w powie­trzu, wraz z dymem ogni­ska, zda­wa­ło uno­sić się nie posta­wio­ne przez niko­go pyta­nie: Oczy­wi­ście nie cho­dzi­ło mi o zali­cze­nie atrak­cji tury­stycz­nej czy ory­gi­nal­ne zapeł­nie­nie cza­su albo zastą­pie­nie kato­lic­kiej mszy nie­zna­nym i przez to cie­ka­wym obrzę­dem…


Pamię­tam tę ciszę i wpa­trzo­ne we mnie oczy Mar­ka, Kasi, Ziu­ty, Agniesz­ki, Madzi…, gdy póź­no w nocy snu­łem opo­wieść o dra­ma­tycz­nych wypad­kach tzw. „schi­zmy wschod­niej”, o głów­nym powo­dzie roz­ła­mu — nie­kwa­szo­nym chle­bie, o dum­nym patriar­sze Ceru­la­riu­szu i aro­ganc­kim kar­dy­na­le Hum­ber­cie, o Unii brze­skiej i sobo­ro­wym sfor­mu­ło­wa­niu „Kościo­ły sio­strza­ne”. Zwy­kle na „Mię­dzy-nut­kach”, czy­li naszych wie­czor­nych roz­mo­wach na tema­ty waż­ne, część osób spa­ła. Tym razem słu­cha­li wszy­scy… Pada­ły pyta­nia, Gosia dzie­li­ła się swo­im doświad­cze­niem uczest­nic­twa w cer­kiew­nej uro­czy­sto­ści zaślu­bin, dość szyb­ko oka­za­ło się, że nie­wie­le osób ma świa­do­mość zło­żo­no­ści chrze­ści­jań­stwa. Co wię­cej ów brak wie­dzy reli­gij­nej i histo­rycz­nej łączył się z igno­ran­cją i dość naiw­nym war­to­ścio­wa­niem, na przy­kład porów­ny­wa­niem do sekt.


Broń Boże, nie cho­dzi mi o jaki­kol­wiek rela­ty­wizm czy indy­fe­ren­tyzm, ale wie­dzę, słu­żą­cą poko­jo­wi, wza­jem­ne­mu ubo­ga­ce­niu, otwar­to­ści na odmien­ną kul­tu­rę i tra­dy­cję. Wyda­je się, iż eku­me­nicz­na świa­do­mość reli­gij­no-spo­łecz­no-histo­rycz­na, któ­rą prze­cięt­ny współ­cze­sny mło­dy czło­wiek jakie­go­kol­wiek wyzna­nia chrze­ści­jań­skie­go nie może się popi­sać, jest zasad­ni­czym warun­kiem budo­wa­nia spo­łe­czeń­stwa praw­dzi­wie tole­ran­cyj­ne­go, rozu­mie­ją­ce­go, że zacie­trze­wie­nie i zbyt­nie przy­wią­za­nie do lite­ry pra­wa, przed­kła­da­nie nad wszyst­ko wła­dzy i pozy­cji hie­rar­chicz­nej czy też nie­umie­jęt­ność dia­lo­gu — zawsze pro­wa­dzą do spu­sto­sze­nia.


Zresz­tą jestem głę­bo­ko prze­ko­na­ny, że chrze­ści­jań­stwa nie moż­na zro­zu­mieć bez zna­jo­mo­ści spe­cy­fi­ki i ducho­wo­ści wszyst­kich jego obrząd­ków, oczy­wi­ście sza­nu­jąc i dostrze­ga­jąc wza­jem­ne róż­ni­ce dogma­tycz­ne. Wyra­zi­ście ujął to zna­ko­mi­ty teo­log pra­wo­sław­ny Ser­giusz Buł­ga­kow (1871–1944): „Każ­da z histo­rycz­nych gałę­zi chrze­ści­jań­stwa posia­da swój szcze­gól­ny cha­ry­zmat: kato­li­cyzm dar wła­dzy i orga­ni­za­cji, pro­te­stan­tyzm etycz­ny dar god­no­ści życio­wej i inte­lek­tu­al­nej, ludy pra­wo­sław­ne dar kon­tem­pla­cji pięk­na świa­ta ducho­we­go”.


Modli­li­śmy się potem na dłu­giej pra­wo­sław­nej mszy. Nie­mal wszy­scy wytrwa­li całe pół­to­rej godzi­ny. Cer­kiew­ny mini­strant, sędzi­wy i bar­dzo sym­pa­tycz­ny Miko­łaj, z praw­dzi­wą dłu­ga bro­dą, poka­zy­wał nam, kie­dy nale­ży wstać, kie­dy klęk­nąć. Dziew­czę­ta zauro­czył głę­bo­ki bas mło­dziut­kie­go, 16-let­nie­go kle­ry­ka, przy­jeż­dża­ją­ce­go każ­dej nie­dzie­li z odle­głej Haj­nów­ki. Mnie z kolei – wzru­szył widok dwóch star­szych nie­wiast, usi­łu­ją­cych wtó­ro­wać kan­to­ro­wi. Pew­nie kie­dyś śpie­wa­ły w cer­kiew­nym chó­rze. Teraz – cała ich para­fia liczy zale­d­wie 10 rodzin… Dziś na litur­gii było nas razem aż 40 osób! I widzia­łem, jak świę­te posta­cie z iko­no­sta­su uśmie­cha­ły się, gdy w takiej gro­ma­dzie słu­cha­li­śmy jed­nej, tej samej ewan­ge­lii, a potem zaśpie­wa­li­śmy pra­wo­sław­nym przy­ja­cio­łom tak bar­dzo przez nich pie­lę­gno­wa­ny a wspól­ny chrze­ści­ja­nom „Aka­tyst”.


Odmie­nie­ni wycho­dzi­li­śmy po nabo­żeń­stwie i spo­tka­niu z sym­pa­tycz­nym księ­dzem pro­bosz­czem, któ­ry po Litur­gii opo­wie­dział o histo­rii miej­sca, poka­zał czczo­ną tutaj iko­nę Mat­ki Bożej Czę­sto­chow­skiej i cier­pli­wie odpo­wia­dał na pyta­nia. Ktoś do mnie powie­dział, że od tej chwi­li, gdy zoba­czy kopu­łę cer­kwi, ucie­szy się, bo zro­zu­miał, że ludzie czczą w jej murach tego same­go Jezu­sa…


Owo uczu­cie z jed­na­ko­wą inten­syw­no­ścią poja­wi­ło się ponow­nie na krót­ką chwi­lę pod­czas ferii zimo­wych na sło­wac­kiej Ora­wie. Tra­fi­li­śmy wów­czas z Avet­ka­mi do miej­sco­wo­ści Świę­ty Krzyż, znaj­du­ją­cej się kil­ka kilo­me­trów na połu­dnie od zna­ne­go tury­stom jano­si­ko­we­go Lip­tow­skie­go Miku­la­sza. Na koń­cu nie­cie­ka­wej wsi, na skra­ju lasu znaj­du­je się kil­ku­set­let­ni ewan­ge­lic­ki kościół, będą­cy naj­więk­szą drew­nia­ną świą­ty­nią w cen­tral­nej Euro­pie, mogą­cą pomie­ścić – baga­te­la! — 4000 ludzi. Z zewnątrz budow­la nie zro­bi­ła na nas więk­sze­go wra­że­nia, gdy jed­nak weszli­śmy do środ­ka – iście kate­dral­na, ale cał­ko­wi­cie drew­nia­na powierzch­nia, jaka uka­za­ła się naszym oczom, z impo­nu­ją­cy­mi gale­ria­mi i chó­ra­mi — zapie­ra­ła dech w pier­siach. Dwie star­sze panie – opie­kun­ki świą­ty­ni – odtwo­rzy­ły z taśmy nagra­ną w języ­ku pol­skim histo­rię miej­sca. Kie­dy chwi­lę potem zaczą­łem opo­wia­dać chó­rzy­stom o róż­ni­cach mię­dzy kato­li­cy­zmem i pro­te­stan­ty­zmem, patrzy­ły podejrz­li­wie.


Na pro­po­zy­cję wspól­nej modli­twy Ojcze nasz – takiej samej prze­cież dla wszyst­kich chrze­ści­jan – nie bar­dzo wie­dzia­ły, jak się zacho­wać. Wzię­li­śmy się jed­nak za ręce i owo eku­me­nicz­ne woła­nie do tego same­go Jezu­sa, połą­czo­ne z życz­li­wy­mi uśmie­cha­mi, wszyst­kich nas nie­sa­mo­wi­cie roz­grza­ło, choć tem­pe­ra­tu­ra wów­czas się­ga­ła –16 stop­ni Celsjusza.A u jed­nej z owych kobiet zoba­czy­łem spły­wa­ją­ce po policz­ku łzy…


Z kolei w lip­cu tego roku w dwu­dzie­sto­oso­bo­wej gru­pie chó­rzy­stów przez pięć dni prze­mie­rza­li­śmy na rowe­rach Pod­la­sie szla­kiem drew­nia­nych świą­tyń unic­kich, pra­wo­sław­nych i rzym­skich. Odwie­dzi­li­śmy ponad 30 kościół­ków, z któ­rych więk­szość – liczą­ca ponad 300 lat – łączy ta sama histo­ria: powsta­ły jako świą­ty­nie grec­kich kato­li­ków (uni­tów), w cza­sie zabo­rów nie­jed­no­krot­nie siłą i w spo­sób krwa­wy zosta­ły ode­bra­ne przez pra­wo­sław­nych, a po odzy­ska­niu przez Pol­skę nie­pod­le­gło­ści powró­ci­ły do kato­li­ków ale w obrząd­ku rzym­skim. Rzecz nie­sa­mo­wi­ta – w każ­dym przy­pad­ku w tym samym miej­scu ten sam Bóg jest uwiel­bia­ny od setek lat, jed­nak na róż­ne spo­so­by… Istot­nie, czu­li­śmy oddech modli­twy wie­ków! Pozna­li­śmy wie­lu ludzi róż­nych wyznań chrze­ści­jań­skich i obrząd­ków. Ich posta­wy były róż­ne.


Był i duchow­ny pra­wo­sław­ny w pode­szłym wie­ku, któ­ry pomsto­wał na histo­rycz­ne krzyw­dy wyrzą­dzo­ne przez kato­li­ków, i byli pra­wo­sław­ni miesz­kań­cy gra­nicz­nych Tokar, któ­rzy z wiel­kim ser­cem przy­ję­li nas na noc­leg, gdy póź­nym popo­łu­dniem zasta­ła nas u nich burza, 20 km przed miej­scem doce­lo­wym… A miej­sco­wa mło­dzież – i kato­lic­ka, i pra­wo­sław­na – do póź­nej nocy opo­wia­da­ła nam o szko­łach, marze­niach, pla­nach, przy­jaź­ni, miło­ści. Dla nich to takie natu­ral­ne, że jed­ni idą w nie­dzie­lę do prze­pięk­nej drew­nia­nej cer­kwi, przy któ­rej bije cudow­ne źró­deł­ko, pozo­sta­li do drew­nia­ne­go kościoł­ka kato­lic­kie­go wybu­do­wa­ne­go w sty­lu góral­skim.


Szcze­gól­ne wra­że­nie wywar­ło na nas ser­decz­ne przy­ję­cie w cer­kwi unic­kiejw Kostom­ło­tach, gdzie uczest­ni­czy­li­śmy w nie­dziel­nej litur­gii cele­bro­wa­nej oczy­wi­ście na spo­sób Wschod­ni z naszy­mi brać­mi uni­ta­mi, pozo­sta­ją­cy­mi w łącz­no­ści z Rzy­mem. Gdy pod­czas Eucha­ry­stii część śpie­wów wyko­ny­wa­li­śmy my, część chór cer­kiew­ny i przy­stę­po­wa­li­śmy do Komu­nii św. pod posta­cia­mi chle­ba kwa­szo­ne­go i wina a potem śpie­wa­no nam „Mno­ga­je leta…” poczu­li­śmy głę­bo­ką jed­ność Kościo­ła i – jak potem wszy­scy mówi­li – wyda­wa­ło się jasne: jest wspól­ne pra­wo miło­ści, ten sam fun­da­ment, jedy­nie inne for­my odda­wa­nia kul­tu. Na co dzień przy­po­mi­na­ją nam o tym otrzy­ma­ne od o. Roma­na Pięt­ki krzy­ży­ki unic­kie (z bel­ką poprzecz­ną) – wyglą­da­ją­ce jak pra­wo­sław­ne, a jed­nak kato­lic­kie!


Nikt z nas nie spo­dzie­wał się, że owa lip­co­wa piel­grzym­ka będzie mia­ła szcze­gól­ne, zapla­no­wa­ne przez Opatrz­ność, zna­cze­nie. Zro­zu­mie­li­śmy to dopie­ro wte­dy, gdy media poda­ły wia­do­mość o tra­gicz­nej śmier­ci Bra­ta Roge­ra, zało­ży­cie­la eku­me­nicz­nej wspól­no­ty we fran­cu­skim Taize, któ­ry, obok Jana Paw­ła II (przy­jaź­ni­li się), był naj­więk­szym rzecz­ni­kiem jed­no­ści chrze­ści­jan w XX wie­ku. W cza­sie II woj­ny świa­to­wej ów pro­te­stant, grun­tow­nie wykształ­co­ny teo­lo­gicz­nie, pod­cho­dzą­cy z rodzi­ny pasto­ra, zało­żył wspól­no­tę na wzór zako­nów kato­lic­kich, jed­nak otwar­tą na ludzi z róż­nych wyznań chrze­ści­jań­skich. Każ­dy czło­nek skła­da przy­rze­cze­nia zacho­wa­nia ubó­stwa, pra­cy na rzecz wspól­no­ty, bez­żeń­stwa, jed­nak zacho­wu­je swo­je wła­sne wyzna­nie! Obec­nie wśród bra­ci z Taize są i pro­te­stan­ci, i kato­li­cy, i angli­ka­nie 25 róż­nych naro­do­wo­ści. Na co dzień – we wspól­nej modli­twie i pra­cy oraz dzia­łal­no­ści na rzecz ubo­gich prak­tycz­nie reali­zu­ją eku­me­nizm. Brat Roger pod­kre­ślał, że nie chce two­rzy nowe­go wyzna­nia, odła­mu, kolej­ne­go Kościo­ła.


Taize ma świad­czyć o moż­li­wej do reali­za­cji prak­tycz­nej jed­no­ści i wspól­no­cie modli­tew­nej. Szcze­gó­le zna­cze­nie odgry­wa więc sama modli­twa, a tak­że este­ty­ka miej­sca jej spra­wo­wa­nia. Dużą rolę peł­ni muzy­ka — powstał nawet nowa­tor­ski gatu­nek muzy­ki medy­ta­cyj­nej, kon­tem­pla­cyj­nej, czer­pią­cy z róż­nych tra­dy­cji chrze­ści­jań­skich. Wie­lo­krot­nie powta­rza­ne w kano­nie lub chó­ral­nie wer­se­ty Pisma św., wspa­nia­łe instru­men­ta­rium, bogac­two fak­tu­ry – taka for­mu­ła spo­ty­ka się z ogrom­nym zain­te­re­so­wa­niem mło­dzie­ży kato­lic­kiej, pro­te­stanc­kiej i pra­wo­sław­nej. Od lat 70. XX w. co roku do Taize przy­by­wa­ją milio­ny mło­dych (rów­nież hie­rar­cho­wie na cze­le z Janem Paw­łem II), aby spę­dzić we wspól­no­cie bra­ci tydzień na modli­twie, spo­tka­niach, roz­wa­ża­niu Biblii. Z kolei w noc syl­we­stro­wą w róż­nych czę­ściach Euro­py orga­ni­zo­wa­ne są mię­dzy­na­ro­do­we spo­tka­nia mło­dych, w 2000 roku odby­ło się takie w War­sza­wie.


Tego­rocz­ne doświad­cze­nia Ave­tek zobli­go­wa­ły, aby trze­cią edy­cję CECYLIADY – prze­glą­du chó­rów i zespo­łów muzycz­nych deka­na­tu tar­cho­miń­skie­go i oko­lic, któ­ry corocz­nie odby­wa się z ini­cja­ty­wy Fun­da­cji AVE w koście­le w Płu­dach — dedy­ko­wać pamię­ci Bra­ta Roge­ra. Dzie­ci, mło­dzież i doro­śli sku­pie­ni w zespo­łach, dzia­ła­ją­cych przy para­fiach i szko­łach Bia­ło­łę­ki, Tar­cho­mi­na, Bród­na i Tar­gów­ka na cze­le z Avet­ka­mi, Ave Men i Ave­ciąt­ka­mi wyko­na­ją kano­ny i osti­na­ta z Taize. Cecy­lia­da połą­czy w sobie kon­cert i nabo­żeń­stwo. Osią spo­tka­nia będą spe­cjal­ne pro­ce­sje – krzy­ża, eku­me­nii, Ducha świę­te­go, świa­tła i poko­ju, pod­czas któ­rych na uczest­ni­ków spad­nie m.in. aniel­ski i róża­ny deszcz. Ser­decz­nie zapra­sza­my.


CECYLIADA W DUCHU TAIZE: Nie­dzie­la 20 XI, g. 19–21, para­fia Naro­dze­nia NMP, ul. Kla­sy­ków 21, Płu­dy, dojazd auto­bu­sem 152, wstęp wol­ny.


Bar­tło­miej Włod­kow­ski


BARTŁOMIEJ WŁODKOWSKI, Pre­zes Fun­da­cji AVE, tel. 0–600496790, /22/6148753, avetki@wp.pl, www.avetki.alleluja.pl, www.akkjp2.alleluja.pl

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.