Żona odeszła z Kościoła
- 15 grudnia, 2003
- przeczytasz w 4 minuty
Mampewien problem i nie wiem jak mam go rozwiązać. Jesteśmy z żoną trzy lata po ślubie. Od niedawna (ok 3 miesiące temu) moja żona zaczęła bliżej interesować się sprawami wiary, Kościoła, chrześcijaństwa i innych religii) podczas tych studiów stwierdziła i trzyma się tego zdania, że od tej chwili nie tylko odchodzi z Kościoła Katolickiego ale również jest ateistką. Na początku myślałem że to tylko taki kaprys kobiecy, ale moja żona głośno wyraża swoją nową […]
Mampewien problem i nie wiem jak mam go rozwiązać. Jesteśmy z żoną trzy lata po ślubie. Od niedawna (ok 3 miesiące temu) moja żona zaczęła bliżej interesować się sprawami wiary, Kościoła, chrześcijaństwa i innych religii) podczas tych studiów stwierdziła i trzyma się tego zdania, że od tej chwili nie tylko odchodzi z Kościoła Katolickiego ale również jest ateistką.
Na początku myślałem że to tylko taki kaprys kobiecy, ale moja żona głośno wyraża swoją nową opinie i twierdzi że się nie nawróci.
Powoli zastanawiam się czy w takim razie nasze małzeństwo ma jeszcze sens. Skoro wziąłem za żonę kobietę o takich jak ja poglądach na sprawy religi. a ona teraz się z nich wycofała?
Oboje od tej chwili idziemy zupełnie inną drogą duchową w naszym życiu. Mimo że jako ludzie jesteśmy zgrani i nie ma między nami jakiś większych konfliktów, to przecież fundamentalna sprawa opierania swojego życia albo na dążeniu do zbawienia według nauki Kościoła albo nie, narusza wszystkie zasady wspólnego małżeńskiego życia ( już o wychowaniu dzieci nie wspomnę; na razie ich nie mamy)
Jaki Kościół ma stosunek do takiego jak mój przypadku. Czy małżeństwo przez nas zawarte można w jakiś sposób unieważnić? Brałem za żonę współwyznawcę, a teraz mam w domu ateistę. Jak rozwiązać ten problem i jakie są oficjalne możliwości jego rozwiązania.
Będę wdzięczny za odpowiedź
Wyrazy Szacunku
Robert
Szanowny Panie Robercie!!!
Małżeństwa zawartego przed Bogiem w Kościele nie można unieważnić. Ono zostało już zawarte — i albo w momencie jego zawierania było, albo nie było ważne. I tylko to może ustalić sąd kościelny. Nie może natomiast zmienić znaczenia zawartego sakramentu — tylko z powodu zmiany poglądów przez jednego ze współmałżonków.
To tyle odnośnie Pana sytuacji prawnej. Teraz kilka słów o znaczeniu sakramentu, który Pan zawarł. Otóż ślubował Pan żonie i Bogu w Trójcy Jednemu: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuści Pan żony aż do śmierci. Już Pan o tym zapomniał? Obiecał Pan Bogu, że NIGDY NIE ZOSTAWI ŻONY, że będzie ją kochał bezwarunkowo, jako szczególny dar, jaki postawił Panu Bóg na swojej drodze. I co? Teraz chce Pan oszukać Boga, oszukać kobietę, którą ma Pan obowiązek kochać, szanować i dochować jej wierność? I zasłania się Pan wygodnymi wymówkami — poślubiłem katoliczkę, a teraz mam w domu ateistkę?
Problemem nie jest więc żona ateistka, ale mąż, który najwyraźniej nie chce zachowywać słowa danego samemu Bogu i drugiemu człowiekowi. A za wymówkę służą problemy duchowe żony. Czy to jest miłość?
Wybaczy Pan, ale ślubował Pan wierność i miłość niezależną od okoliczności, miłość i wierność na całego i na zawsze, a nie tylko pod warunkiem, że żona będzie katoliczką, albo będzie dobrze gotować, albo będzie lubiła taką samą muzykę, jak Pan. Ślubował Pan miłość — niezależną od grzechów i upadków drugiej strony.
Jakie ma Pan więc wyjście? Szanowny Panie — głęboko szczera spowiedź z całego życia. Z Pana życia, a nie z życia żony. Z Pana do niej szacunku, a nie z jej poglądów religijnych. Już z Pańskiego listu przebija lekceważenie dla żony. Otóż nie Pan wziął sobie kogoś do domu, ale Wy — jedno ciało — macie ten dom razem tworzyć. I nie ma znaczenia, czyj ten dom był przed ślubem.
A wcześniej — rachunek sumienia — głęboki, pełny, na kolanach, z Biblią w rękach. Rachunek z tego, jakim Pan jest mężem, jaki Pan wypełnia swoje obowiązki wobec żony.
I dopiero po tych dwóch sprawach — niech Pan zacznie odbudowywać, a może dopiero budować miłość do żony. Do żony, którą dał Panu Bóg.
A cały czas niech się Pan modli — za Nią, za siebie, za Wasze wspólne życie. Rozwód — z Pana strony, jako — jak Pan deklaruje — osoby wierzącej — to ZDRADA, zdrada nie tylko żony, ale BOGA. I z tej zdrady — jeśli będzie ją Pan usprawiedliwiał religijnie, ale nie tylko — z tej zdrady będzie Pan sądzony.
Modlitwa ma siłę, by zmienić Pana żonę. Ale jeszcze większą siłę ma, by dać Panu do niej miłość, by ta miłość prowadziła Was razem do Boga. Bo, jak Pan wie, jest wiara, nadzieja i miłość, ale to właśnie miłość jest z nich największa.
Pozdrawiam serdecznie Tomasz P. Terlikowski