Zwyczajni-Nadzwyczajni, czyli bilet tylko w jedną stronę
- 24 listopada, 2004
- przeczytasz w 5 minut
Poniżej publikujmy list adwentysty, który z różnych względów prosi naszą redakcję o anonimowość. List dotyczy wewnętrznych problemów tej wspólnoty oraz pewnych mechanizmów, które występują w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego. Autor ma nadzieje, na wewnętrzkościelne otrzeźwienie i zweryfikowanie pewnych postaw, i praktyk, mających miejsce w jego wspólnocie. Z uwagi na brak możliwości publikacji tego tekstu w mediach adewentystycznych, autor postanowił skorzystać z naszej witryny. Pan X należał do tzw. ludzi zwyczajnych tzn. […]
Poniżej publikujmy list adwentysty, który z różnych względów prosi naszą redakcję o anonimowość. List dotyczy wewnętrznych problemów tej wspólnoty oraz pewnych mechanizmów, które występują w Kościele Adwentystów Dnia Siódmego. Autor ma nadzieje, na wewnętrzkościelne otrzeźwienie i zweryfikowanie pewnych postaw, i praktyk, mających miejsce w jego wspólnocie. Z uwagi na brak możliwości publikacji tego tekstu w mediach adewentystycznych, autor postanowił skorzystać z naszej witryny.
Pan X należał do tzw. ludzi zwyczajnych tzn. takich, którzy niczym szczególnym nie wyróżniają się od ogółu populacji żyjącej na naszej planecie. Żył on sobie również w sposób niczym nie odbiegający od ogólnie przyjętych standardów. Zapewne też Pan X dotrwałby do końca swoich dni w takim stanie, który w rzeczy samej ani jemu, ani też nikomu innemu nie przeszkadzał, gdyby na drodze nie stanęli mu inni ludzie, którzy prowadzili niezwyczajny tryb życia.
Bardzo możliwe, że Pan X nie byłby się zainteresował tymi ludźmi oraz ich sposobem życia, gdyby wcześniej zetknął się na poważnie z Pismem Świętym. Jednakże na skutek różnych wcześniejszych okoliczności, o których nie ma potrzeby na tym miejscu wspominać, Pan X w tym zagadnieniu był kompletnie niezorientowany, co też jego nowi znajomi {świadomie, czy też nie — nieważne} skrzętnie wykorzystali i powołując się na nieznaną mu Świętą Księgę, przekonali go do tego, że życie, jakie dotychczas prowadził jest niezgodne z tym, czego nakazuje Bóg i jeżeli dalej będzie tak żył, a nie tak jak oni żyją, to zostanie sromotnie ukarany przez tegoż Boga w dniu ostatniej fazy sądu ostatecznego, który to rozpoczął się 22-go października 1844 roku. Oczywiście o tym wiedzą tylko oni i są po to na tej ziemi, aby ten fakt ogłosić wszystkim zwyczajnym ludziom, by byli świadomi tego i przygotowali się na przyjście Pana Jezusa ze Swoimi aniołami, który położy kres wszelkiemu złu pod każdą postacią, paląc w ogniu nieugaszonym Swoich przeciwników. Wprawdzie dokładnej daty tego zjawiska nawet oni nie znają, ale wszystkie proroctwa biblijne i wydarzenia światowe wyraźnie wskazują, że nastąpi to już wkrótce.
W taki to oto sposób Pan X zasilił szeregi ludzi nadzwyczajnych a życie jakie od tej pory zaczął prowadzić, nie do końca mu odpowiadało, ale umiał sobie wytłumaczyć, że jest ono słusznym, a nade wszystko podoba się Bogu i Jego sługom. Wytłumaczył to sobie, ale nijak nie potrafił wytłumaczyć tego swojej żonie, która nie tylko nie dała się przekonać do sposobu życia męża, ale wręcz za to nim pogardzała, tym bardziej, że Pan X po wejściu na nową drogę stał się osobą bezrobotną, ponieważ zażyczył sobie w pracy wszystkich wolnych sobót, twierdząc, że Bóg potępi tych, którzy w tym dniu nie będą Mu oddawać czci, a on potępionym nie chce być i radzi, aby i inni poszli w jego ślady. Dyrekcja jednak {mimo wielkiej sympatii i szacunku do Pana X} nie wyraziła zgody, jak i dyrekcje innych zakładów pracy, w których Pan X próbował się zatrudnić.
Oczywiście wspólnota, do której przystał Pan X z początku nie była obojętna wobec sytuacji w jakiej się znalazł i postanowiła go wesprzeć materią tudzież duchem, twierdząc niezbicie, iż tego typu problemy dotykają na początku każdego z wiernych Bogu, gdyż jest to próba wiary. Nie będzie ona jednak trwała zbyt długo a Bóg sowicie wynagrodzi wytrwałość, przydając jeszcze lepszą pracę i co najważniejsze, lepiej płatną. Tym czasem, aby nie być próżniakiem {co oczywiście Bogu się bardzo nie podoba} Pan X powinien, do czasu zakończenia próby, zająć się rozpowszechnianiem książek i publikacji nadzwyczajnego wydawnictwa, która to działalność przysporzy mu nie tylko łask Bożych, ale i trochę pieniędzy, na co Pan X z ochotą wielką i bez szemrania przystał, bo i jedno i drugie było mu nad wyraz niezbędne.
Mijały tygodnie. Wkońcu i miesiące, a cierpliwość i wytrwałość Pana X nie tylko nie zostały wynagrodzone, ale jeszcze bardziej go pogrążyły. Wspólnota, bowiem doszła do wniosku, że jest niemoralnie nadal wspierać go finansowo i zaczęła zdecydowanie naciskać, aby w końcu zrobił coś ze swoim życiem, bo tak dalej być nie może, strasząc go przy tym, że jak tak dalej pójdzie, to będą zmuszeni go najpierw zawiesić w prawach członkowskich a następnie, jeżeli się nie poprawi, wydalić go ze wspólnoty, ponieważ przynosi wstyd Kościołowi i Bogu.
Mocno się przestraszył Pan X, gdyż nie raz słyszał o ludziach, którzy z różnych względów znaleźli się poza Kościołem i skończyli marnie. Dlatego też ze zdwojoną siłą próbował w różny sposób zmienić swoją sytuację, aby pozostać w gronie ludzi nadzwyczajnych, ale nijak nie potrafił sobie pomóc.
W końcu widząc swoją beznadziejną sytuację, będąc na skraju załamania nerwowego, obdarty z czci i godności człowieka, nie potrafiący sobie i innym spojrzeć w oczy, postanowił sam zrezygnować z przynależności do wspólnoty, aby nie stwarzać problemu, co zostało przyjęte z ogólnym zrozumieniem i aprobatą. Nie zamknięto mu drogi powrotu oczywiście, pod warunkiem, że się poprawi, na co on przystał, choć nadal nie wiedział jak ma to zrobić.
Tak, więc Pan X znowu znalazł się wśród ludzi zwyczajnych a pierwsze co postanowił, to {tym razem już bez stawiania jakichkolwiek warunków!} wrócić do zakładu pracy, w którym niegdyś był szanowanym i niezwykle cenionym pracownikiem, zarabiając przy tym dość niezłe pieniądze, ale niestety, jego miejsce zajął już ktoś inny; ot taki sobie zwyczajny Pan Y… Tramp