Magazyn

Abp Rowan Williams — Prymas od spraw trudnych


Bia­ła bro­da, nie­co za dłu­gie, jak na bisku­pa szpa­ko­wa­te wło­sy i wzrok nie­co roz­tar­gnio­ne­go inte­lek­tu­ali­sty. Rowan Wil­liams ? ducho­wy zwierzch­nik angli­ka­nów w niczym nie przy­po­mi­na arcy­bi­sku­pa. Jed­nak to wła­śnie on prze­pro­wa­dza Wspól­no­tę Angli­kań­ską przez naj­więk­szy kry­zys w jej histo­rii. I chy­ba tyl­ko on ma kom­pe­ten­cje by ura­to­wać jej ist­nie­nie.


Wygląd to jed­nak nie jedy­na cecha, któ­ra wyróż­nia arcy­bi­sku­pa Wil­liam­sa z gro­na jego poprzed­ni­ków. Jest on tak­że pierw­szym Walij­czy­kiem (płyn­nie posłu­gu­je się zresz­tą walij­skim) na tro­nie arcy­bi­sku­pa Can­ter­bu­ry od nie­mal tysią­ca lat. Pierw­szym od stu pięć­dzie­się­ciu lat arcy­bi­sku­pem, któ­ry w Pała­cu Lam­beth wycho­wu­je dwo­je wła­snych dzie­ci, i pierw­szym duchow­nym, któ­ry pod­kła­dał głos boha­te­rom ?Rodzi­ny Simp­so­nów?, będą­cych zresz­tą jego uko­cha­nym fil­mem, któ­re­go oglą­da­nie zale­ca innym duchow­nym swo­je­go kościo­ła. To jed­nak nie wszyst­ko. Dodat­ko­wo abp Wil­liams jest jed­nym z naj­wy­bit­niej­szych teo­lo­gów angli­kań­skich XX wie­ku, naj­młod­szym w histo­rii Uni­wer­sy­te­tu w Oks­for­dzie pro­fe­so­rem teo­lo­gii (został nim jako 36-latek), poetą, tłu­ma­czem, znaw­cą teo­lo­gii pra­wo­sław­nej i misty­ki kato­lic­kiej. I pierw­szym arc­dy­bi­sku­pem Can­ter­bu­ry, któ­ry odwie­dzi Pol­skę. I to już nie­ba­wem, bo 3 lute­go tego roku. I tak dalej i tak dalej. Jed­nym sło­wem: ide­al­ny kan­dy­dat na zwierzch­ni­ka wyzna­nia, któ­re prze­ży­wa swój roz­kwit, spo­koj­nie kon­su­mu­je wie­ki roz­wo­ju teo­lo­gicz­ne­go i ducho­we­go, bez wstrzą­sów, pro­ble­mów, zawi­ro­wań. Pro­blem w tym, że ani Kościół Anglii, któ­re­go Wil­liams jest gło­wą, ani Wspól­no­ta Angli­kań­ska, któ­rej ducho­wo prze­wo­dzi nie są w takim sta­nie. Prze­ciw­nie od kil­ku lat wyzna­nie to znaj­du­je się w sta­nie real­nej schi­zmy na zasad­ni­czo dwa obo­zy: libe­ral­ny i kon­ser­wa­tyw­ny.


Fał­szy­wy pro­rok i zdraj­ca postę­pu


I obie gru­py zde­cy­do­wa­nie go nie lubią. Jest za łagod­ny, za dobrze uło­żo­ny i za bar­dzo ostroż­ny w sądach, by zado­wo­lić któ­rą­kol­wiek z grup. Gdy wypo­wia­da opi­nię, zawsze zastrze­ga, że nie moż­na jej trak­to­wać jako osta­tecz­nej i zastrze­ga, że jego adwer­sa­rze też mogą mieć rację. I tak jest w każ­dej nie­mal kwe­stii, któ­ra dzie­li angli­ka­nów. A opis podzia­łów tego wyzna­nia może przy­pra­wić o zawrót gło­wy.


 W samym Koście­le Anglii, któ­re­go zwierzch­ni­kiem jest arcy­bi­skup, dzia­ła­ją angli­ka­nie ewan­ge­li­kal­ni ? daw­niej okre­śla­ni Kościo­łem niskim prze­ciw­ni homo­sek­su­ali­zmo­wi i ordy­na­cji kobiet, ale tak­że wro­dzy wobec litur­gii i teo­lo­gii ich angli­kań­skich współ­bra­ci nale­żą­cych do nur­tu anglo­ka­to­lic­kie­go. Anglo­ka­to­li­cy (tzw. Kościół wyso­ki) tak­że nie są jed­no­ścią. Ich ? na nurt libe­ral­ny, do któ­re­go nale­żą zwo­len­ni­cy Affir­ming Catho­li­cism i kon­ser­wa­tyw­ny For­ward in Faith ? dzie­li sto­su­nek do ordy­na­cji kobiet i homo­sek­su­ali­stów. Sami libe­ra­ło­wie (Kościół sze­ro­ki) dla odmia­ny dzie­lą się na rady­ka­łów, któ­rzy uzna­ją, że chrze­ści­jań­stwo powin­no zre­zy­gno­wać z wia­ry w oso­bo­we­go Boga, z jakich­kol­wiek zasad moral­nych i rosz­czeń do wyjąt­ko­wo­ści, i zwo­len­ni­ków ?dro­gi środ­ka?, któ­rzy lawi­ru­ją mię­dzy pozo­sta­ły­mi gru­pa­mi, pró­bu­jąc utrzy­mać mię­dzy nimi jed­ność…


A nie jest to zada­nie łatwe. Kon­ser­wa­tyw­ni ewan­ge­li­ka­ło­wie od momen­tu wybo­ru prze­sy­ła­li arcy­bi­sku­po­wi kart­ki z życze­nia­mi, by podzie­lił los ?pro­ro­ków Sta­re­go Testa­men­tu? (czy­li został zamor­do­wa­ny, naj­le­piej z odpo­wied­nią daw­ką tor­tur). Dla­cze­go? Ich zda­niem, arcy­bi­skup w ogó­le nie jest chrze­ści­ja­ni­nem, dopusz­cza bowiem moż­li­wość zawie­ra­nia przez pary homo­sek­su­al­ne związ­ków, któ­rych jed­nak nie chce nazy­wać mał­żeń­stwa­mi. Mylił­by się jed­nak ktoś, kto sądzi, że arcy­bi­sku­pa sza­nu­ją i cenią śro­do­wi­ska angli­kań­skich gejów. Ci ostat­ni nie mogą mu wyba­czyć, że dla zacho­wa­nia jed­no­ści angli­ka­ni­zmu wyco­fał się ze swo­ich poprzed­nich poglą­dów, i prze­stał wspie­rać homo­sek­su­ali­stów w wal­ce o ich pra­wa. W efek­cie uzna­ją go za zdraj­cę i hipo­kry­tę, dla któ­re­go waż­niej­sza jest jed­ność, niż praw­da.


Sto­su­nek do homo­sek­su­ali­zmu  jest teo­lo­gicz­nym zna­kiem roz­po­znaw­czym abp Wil­liam­sa. To w ostroż­nych, umiar­ko­wa­nych i ważą­cych nie­mal każ­de sło­wo wypo­wie­dziach hie­rar­chy na ten temat naj­peł­niej prze­ja­wia się jego spo­sób myśle­nia i dzia­ła­nia. Jako teo­log i biskup wie­lo­krot­nie pod­kre­ślał, że Kościół powi­nien zmie­nić naucza­nie odno­śnie homo­sek­su­ali­zmu, tak jak zmie­nił je w sto­sun­ku do praw kobiet, nie­wol­nic­twa czy roz­wo­dów. Gdy w 1998 roku Kon­fe­ren­cja w Lam­beth (naj­wyż­sza wła­dza Wspól­no­ty Angli­kań­skiej) odrzu­ca­ła związ­ki homo­sek­su­al­ne, jako ?nie­zgod­ne z Pismem Świę­tym? Wil­liams (w tym cza­sie zwierzch­nik angli­kań­skie­go Kościo­ła Walii) gło­so­wał prze­ciw tej usta­wie zgła­sza­jąc zda­niem odręb­ne. Wcze­śniej, jesz­cze jako sze­re­go­wy duchow­ny i zna­ko­mi­ty teo­log, prze­ma­wiał wie­lo­krot­nie na spo­tka­niach Ruchu Gejów i Les­bi­jek Chrze­ści­jan, prze­ko­nu­jąc, że biblij­nych potę­pień homo­sek­su­ali­zmu nie nale­ży odno­sić do mono­ga­micz­nych, trwa­łych związ­ków ? nawet jeśli zawie­ra­ne są one przez oso­by tej samej płci.


Gdy został arcy­bi­sku­pem Can­ter­bu­ry bynaj­mniej nie porzu­cił swo­je­go sta­no­wi­ska. Widząc jed­nak, że kon­ser­wa­tyw­ni angli­ka­nie nale­żą­cy do Kościo­łów afry­kań­skich i azja­tyc­kich nie są w sta­nie ich zaak­cep­to­wać i gro­żą zerwa­niem z nim wspól­no­ty ? przy­jął inną posta­wę. Prze­stał eks­po­no­wać wła­sne sta­no­wi­sko teo­lo­gicz­ne, blo­ko­wał wszyst­kie decy­zje, któ­re mogły roz­zło­ścić tra­dy­cjo­na­li­stów i dopro­wa­dzić do schi­zmy, a sku­pił się wyłącz­nie na gło­sze­niu chrze­ści­jań­skiej zasa­dy miło­ści do każ­de­go czło­wie­ka.  ? Zaprze­stań­cie sto­so­wać wobec gejów  obraź­li­we­go języ­ka ? pro­sił wie­lo­krot­nie kościel­nych tra­dy­cjo­na­li­stów. W ten spo­sób arcy­bi­skup odniósł się do czę­sto powta­rza­nych przez tra­dy­cjo­na­li­stów, a bazu­ją­cych na Piśmie Świę­tym potę­pień homo­sek­su­ali­zmu. — Wszel­kie sło­wa, któ­re mogą posłu­żyć za uspra­wie­dli­wie­nie dla prze­mo­cy czy ata­ków na oso­by homo­sek­su­al­ne, nie powin­ny być przez nas sto­so­wa­ne — napi­sał rok temu abp Wil­liams do zwierzch­ni­ków i wier­nych wspól­not angli­kań­skich na całym świe­cie.


Wyjść poza ide­olo­gię


Otwar­tość arcy­bi­sku­pa pro­wa­dzi go nie­jed­no­krot­nie do stwier­dzeń, na któ­re inny pur­pu­rat, by się nie odwa­żył. Z pogod­nym uśmie­chem na twa­rzy, w sza­tach, jakich nie powsty­dził­by się naj­bar­diej tra­dy­cyj­ny zwo­len­nik Try­den­tu w Koście­le rzym­sko­ka­to­lic­kim, abp Wil­liams przy­zna­wał np. pod­czas kaza­nia, że ma tak wie­le zajęć, że nie znaj­du­je czę­sto cza­su, by się pomo­dlić. ? Sta­ram się, szu­kam cza­su, ale go nie mam, a po całym dniu zajęć jestem tak zmę­czo­ny, że sło­wa modli­twy z tru­dem prze­cho­dzą mi przez gar­dło ? tłu­ma­czył. A w innym prze­sła­niu, do stu­den­tów teo­lo­gii, uzu­peł­niał, że kie­dy jest tak zmę­czo­ny to czę­sto oglą­da tele­wi­zyj­ne ope­ry mydla­ne. I wca­le nie napeł­nia­ją go one, jak powin­ny sza­nu­ją­ce­go się hie­rar­chę, sto­sow­nym obrzy­dze­niem. ? Ksiądz oglą­da­jąc seria­le tele­wi­zyj­ne, choć wyda­je się to stra­tą cza­su, pozna­je myśle­nie ota­cza­ją­cych go ludzi, ich spo­sób myśle­nia, a nawet ich ser­ca ? pod­kre­ślił. Dla porząd­ku zaś dodał, że on sam naj­bar­dziej z seria­li lubi rysun­ko­wy Simp­so­nów, i zachę­cił kle­ry­ków, by poza seria­la­mi zgłę­bia­li też misty­ków, tak­że kato­lic­kich.


Poszu­ki­wa­nie praw­dzi­wej posta­wy ucznia Pana ? otwar­te­go na świat i jego wyzwa­nia spra­wia, że abp Wil­liams uni­ka pułap­ki łatwe­go, ide­olo­gicz­ne­go chrze­ści­jań­skie­go libe­ra­li­zmu, w któ­rym isto­tą nauki Chry­stu­sa sta­je się wal­ka o postęp, pra­wa kobiet czy pokój na świe­cie. Wpraw­dzie arcy­bi­skup jest pacy­fi­stą, femi­ni­stą i zwo­len­ni­kiem spo­łecz­nej rów­no­ści ? to ma jed­no­cze­śnie peł­ną świa­do­mość, że żad­na z tych postaw nie czy­ni go chrze­ści­ja­ni­nem. Chrze­ści­jań­stwo jest bowiem dla nie­go pokor­nym wpa­try­wa­niem się w twarz Chry­stu­sa, a nie ide­olo­gicz­nym sys­te­mem. Jest poszu­ki­wa­niem woli Bożej wobec kon­kret­ne­go czło­wie­ka, a nie biczem na nie­wier­nych, nie­za­leż­nie od tego, czy są odstęp­ca­mi od postę­pu czy tra­dy­cji.


Bóg, pod­kre­śla Wil­liams, w wyda­nym po pol­sku przez wydaw­nic­two ?W dro­dze? zbior­ku jego kazań ?Sumie­nie otwar­te?, nie może być przez nas ogra­ni­czo­ny, a wszyst­kie pró­by Jego zawłasz­cze­nia przez któ­rą­kol­wiek ze stron kościel­nych spo­rów ska­za­ne są na nie­po­wo­dze­nie, albo jesz­cze moc­niej, są w isto­cie ido­la­trią, kul­tem fał­szy­we­go Boga. Bowiem ?Bóg, któ­re­go w ten spo­sób poj­mu­je­my i opi­su­je­my jako nasze­go sprzy­mie­rzeń­ca, to Bóg, któ­ry jest tutaj by potę­piać: dzię­ki Bogu to my, czy też nasza gru­pa uni­ka­my tego potę­pie­nia, sta­jąc po wła­ści­wej stro­nie i kie­ru­jąc Jego gniew prze­ciw­ko naszym wro­gom? ? wska­zu­je angli­kań­ski hie­rar­cha.


W isto­cie zaś praw­dzi­wy Bóg, jakie­go przy­no­si nam odczy­ty­wa­na przez Wil­liam­sa Ewan­ge­lia, nie przy­szedł osą­dzać, oce­niać czy potę­piać. ?Jezus, jak my wszy­scy, był pod­da­wa­ny pró­bom; w Ogro­dzie Oliw­nym oparł się poku­sie, któ­rej więk­szość z nas by ule­gła. Owo­cem tej wal­ki ducho­wej wyda­je się być poczu­cie tak sil­nej i głę­bo­kiej nie­pew­no­ści dobra, miło­ści i wier­no­ści, że żaden ludz­ki błąd czy upa­dek nie ścią­ga Jego potę­pie­nia. (…) Dla Chry­stu­sa grzesz­nik to raczej ofia­ra niż prze­stęp­ca. On wie, co jest w nas i wie, w jakim stop­niu jeste­śmy wol­ni, w jakim znie­wo­le­ni? ? wska­zu­je arcy­bi­skup.


W efek­cie w miej­sce zwar­te­go sys­te­mu moral­ne­go, antro­po­lo­gicz­ne­go i asce­tycz­ne­go, jakim od wie­ków było chrze­ści­jań­stwo ? Wil­liams pro­po­nu­je samo­dziel­ną dro­gę, na któ­rej nie­wie­le jest pew­ni­ków, jasnych zna­ków i dro­go­wska­zów. Trze­ba zro­zu­mieć, że wszyst­kie prak­ty­ki dewo­cyj­ne, wszel­kie sys­te­my teo­lo­gicz­ne, nawet oso­bi­sta poboż­ność wca­le nie daje prze­ło­że­nia na Boga. Prze­ciw­nie wszel­kie prze­ko­na­nie, że rze­czy­wi­ście pozna­ło się Boga, że się z Nim spo­tka­ło ? jest dowo­dem na to, że do spo­tka­nia nigdy nie doszło. ?Jeśli szcze­rze pra­gnie­my  jed­no­ści z nie­wy­sło­wio­ną miło­ścią Bożą to musi­my być przy­go­to­wa­ni na zagła­dę nasze­go świa­ta reli­gij­ne­go? ? wska­zu­je wręcz Wil­liams w kaza­niach.


Wobec twa­rzy bliź­nie­go


Chrze­ści­jań­stwo Wil­liam­sa ma jed­nak istot­ny wymiar moral­ny, któ­ry nigdy nie sta­je się ety­ką czy choć­by sys­te­mem. Jest ono pokor­ną odpo­wie­dzial­no­ścią za dru­gie­go i akcep­ta­cją tak jego, jak i wła­snych ogra­ni­czeń. Ety­ka z sys­te­mu zaka­zów i naka­zów prze­kształ­ca się w kon­tem­pla­cyj­ne, peł­ne wąt­pli­wo­ści roz­po­zna­wa­nie wła­sne­go powo­ła­nia i woli Bożej, któ­ra nigdy nie jest trwa­ła i jed­no­znacz­na. Stąd pyta­ny w ostat­nich mie­sią­cach o swój sto­su­nek do euta­na­zji abp Wil­liams odpo­wia­dał, że jest jej prze­ciw­ny. Uza­sad­nia­jąc to odwo­ły­wał się jed­nak nie tyle do trwa­łych norm, ile do wła­sne­go doświad­cze­nia. ? Życie jest darem od Boga, i nie moż­na go trak­to­wać, jako cze­goś, co moż­na sobie lub inne­mu ode­brać. Zro­zu­mia­łem to sie­dząc obok łóż­ka mojej mat­ki w jej ostat­nich mie­sią­cach życia, cza­sie demen­cji i bólu. Byłem ostat­nią oso­bą, któ­ra mogła zro­zu­mieć to, co ona czu­ła i dać jej wspar­cie, albo odrzu­cić to, co czę­sto już bez wła­snej świa­do­mo­ści komu­ni­ko­wa­ła. To było wiel­kie zada­nie ? tłu­ma­czył arcy­bi­skup, ale natych­miast w swo­im duchu dopo­wia­dał: sam zresz­tą nie wiem, jak wie­le z tego,  co wte­dy odbie­ra­łem wyni­ka­ło z moje­go wła­sne­go rozu­mie­nia szczę­ścia.


Ta otwar­tość na inne­go, na jego rozu­mie­nie szczę­ścia, wia­ry czy Boga ma korze­nie w dzie­ciń­stwie i mło­do­ści arcy­bi­sku­pa Wil­liam­sa. Przy­szedł on na świat w rodzi­nie pre­zbi­te­riań­skiej. Jed­nak, gdy był nasto­lat­kiem jego rodzi­ce zde­cy­do­wa­li się na zmia­nę wyzna­nia na angli­kań­skie. To był dla nie­go pierw­szy prze­łom ducho­wo-este­tycz­ny, gdy z suro­wych, asce­tycz­nych pozba­wio­nych wystro­ju świą­tyń refor­mo­wa­nych prze­niósł się ze swo­imi modli­twa­mi do angli­ka­to­lic­kich kościo­łów angli­kań­skich, w któ­rych litur­gia jest nie­jed­no­krot­nie bar­dziej tra­dy­cyj­na niż u rzym­skich kato­li­ków.


To jed­nak nie modli­twa z Book of Com­mon Pray­er była źró­dłem jego nawró­ce­nia, a … pra­wo­sław­na litur­gia św. Jana Chry­zo­sto­ma spra­wo­wa­na przez duchow­ne­go z Rosyj­skiej Cer­kwi Pra­wo­sław­nej w angli­kań­skiej para­fii w Swan­sea.  Wil­liams miał wów­czas 14 lat i prze­żył coś, co spra­wi­ło, że codzien­na modli­twa sta­ła się dla nie­go czymś cał­ko­wi­cie nowym. — Prze­ży­łem prze­mia­nę, wzrost i nawró­ce­nie. Tam­ta rze­czy­wi­stość sta­ła się dla mnie o wie­le bar­dziej real­na. Poczu­łem i dostrze­głem tam chwa­łę Bożą. Wysze­dłem z litur­gii św. Jana Chry­zo­sto­ma z abso­lut­nym prze­ko­na­niem o maje­sta­cie i pięk­nie Boga, któ­rych nigdy nie zapo­mnia­łem — opo­wia­dał abp Wil­liams. Tam­to doświad­cze­nie było na tyle istot­ne, że nie tyl­ko skło­ni­ło chło­pa­ka do stu­dio­wa­nia teo­lo­gii, ale tak­że ukie­run­ko­wa­ło jego o wie­le póź­niej­sze nauko­we zain­te­re­so­wa­nia na teo­lo­gię i filo­zo­fię rosyj­ską. A ona spra­wi­ła, że istot­niej­sze od praw­dy czy kon­se­kwen­cji oka­za­ło się dla nie­go pięk­no i miłość. Te zaś, jako jedy­ne, ura­to­wać mogą roz­pa­da­ją­cą się Wspól­no­tę Angli­kań­ską.


Bo nie jest to wyzna­nie, któ­re­go zwierzch­nik może wal­nąć pię­ścią w stół i powie­dzieć innym, jak mają wie­rzyć. U angli­ka­nów to nie przej­dzie. Im prze­wo­dzić może tyl­ko czło­wiek, któ­ry pokor­nie pro­si o wysłu­cha­nie i ape­lu­je raczej do sumień niż pra­wa. I dla­te­go, choć nam Pola­kom, trud­no to zro­zu­mieć, sub­tel­ny inte­lek­tu­ali­sta Wil­liams, pozba­wio­ny real­nej wła­dzy wyko­naw­czej i nie­chęt­nie podej­mu­ją­cy kon­tro­wer­syj­ne decy­zje ma o wie­le więk­sze moż­li­wo­ści prze­pro­wa­dze­nia 70 milio­nów angli­ka­nów przez ich morze czer­wo­ne podzia­łów, niż kto­kol­wiek inny. I na tym pole­ga jego wiel­kość.

:: Ekumenizm.pl: Roz­mo­wa z abp. Rowa­nem Wil­liam­sem

Foto: Piotr Kalinowski/EAI

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.