Archiwum magazynu

Teologia anglikańska — irytacja i fascynacja


Magazyn EkumenizmZde­fi­nio­wa­nie angli­ka­ni­zmu jest nie­zwy­kle trud­ne – ina­czej niż tra­dy­cja lute­rań­ska czy refor­mo­wa­na, angli­ka­nizm pozo­sta­je poję­ciem pozba­wio­nym ostrych kon­tu­rów, a okre­śle­nia typu “wyso­ki, sze­ro­ki i niski” to tyl­ko poję­cio­we pro­te­zy, któ­re w wie­lu przy­pad­kach bar­dziej kom­pli­ku­ją niż uła­twia­ją zro­zu­mie­nie angli­ka­ni­zmu. Wła­ści­wie nale­ża­ło­by zapy­tać, czy w ogó­le moż­na zro­zu­mieć angli­ka­nizm, czy nie jest to kar­ko­łom­ne przed­się­wzię­cie z góry spi­sa­ne na nie­po­wo­dze­nie, szcze­gól­nie jeśli uwzględ­ni­my wie­lość czyn­ni­ków, któ­re przy­czy­ni­ły się do powsta­nia angli­ka­ni­zmu, któ­ry pozo­sta­je otwar­ty, nie­do­koń­czo­ny, a przez to zagad­ko­wy.


Pró­bę wyja­śnie­nia pew­ne­go wycin­ka angli­ka­ni­zmu – teo­lo­gii angli­kań­skiej – pod­jął się ks. prof. Mark Chap­man, wykła­dow­ca teo­lo­gii współ­cze­snej Uni­wer­sy­te­tu w Oks­for­dzie oraz wice­dy­rek­tor Ripon Col­le­ge Cud­des­don, naj­więk­sze­go ośrod­ka edu­ka­cyj­ne­go przy­szłych duchow­nych Kościo­ła Anglii.


Już na wstę­pie Chap­man zapo­wia­da coś, co już po kil­ku­na­stu stro­nach lek­tu­ry Angli­can the­olo­gy sta­je się jasne i co autor powta­rza na koń­cu książ­ki: „Angli­kań­ska teo­lo­gia jest skom­pli­ko­wa­nym, a cza­sa­mi iry­tu­ją­cym, ale zazwy­czaj eks­cy­tu­ją­cym zada­niem”.


Książ­ka Chap­ma­na to spa­cer przez histo­rię, pod­czas któ­re­go to, co angli­kań­skie zmie­nia się wie­le razy – rede­fi­ni­cje, roz­wi­nię­cie, aktu­ali­za­cje, a nawet rewo­lu­cje poka­zu­ją burz­li­we dzie­je angiel­skiej refor­ma­cji, któ­ra, podob­nie jak poję­cie ‘teo­lo­gii angli­kań­skiej’, pozo­sta­je przed­mio­tem histo­rycz­ne­go i teo­lo­gicz­ne­go spo­ru. Pozo­sta­jąc jed­nak przy współ­cze­snej histo­rio­gra­fii war­to wska­zać na inter­pre­ta­cje angielskiej/anglikańskiej refor­ma­cji, do któ­rych odwo­łu­je się Chap­man.


Przez wie­ki postrze­ga­no histo­rię refor­ma­cji w Anglii jako pro­ces, w któ­rym nara­sta­ją­cy kry­zys śre­dnio­wiecz­ne­go Kościo­ła dopro­wa­dził do postu­la­tów refor­my, pod­ję­tych z przy­czyn poli­tycz­no-stra­te­gicz­nych przez Hen­ry­ka VIII, a póź­niej Edwar­da VI i Elż­bie­tę I, z krót­ką prze­rwą na pano­wa­nie kato­lic­kiej Marii Tudor. Stan­dar­do­we dzie­ło A. G. Dic­ken­sa The English Refor­ma­tion uka­zy­wa­ło histo­rię angiel­skiej refor­ma­cji przez pry­zmat pro­te­stanc­kiej pro­pa­gan­dy suk­ce­su, pod­wa­żo­nej pod koniec lat 60. XX wie­ku przez wie­lu histo­ry­ków (tzw. rewi­zjo­ni­stów), w tym angli­kań­skich, poszu­ku­ją­cych bar­dziej zróż­ni­co­wa­ne­go obra­zu refor­ma­cji na Wyspach. Pra­ca zbio­ro­wa The English Refor­ma­tion Revi­sed pod redak­cją prof. Chri­sto­phe­ra Haigha, wywo­ła­ła jeśli nie trzę­sie­nie zie­mi to z pew­no­ścią prze­łom w myśle­niu o refor­ma­cji. Jed­ną z waż­niej­szych myśli Haigha jest teza, że Anglia nie prze­szła refor­ma­cji z praw­dzi­we­go zda­rze­nia i musia­ła zado­wo­lić się „ane­micz­nym sub­sty­tu­tem” praw­dzi­wej refor­ma­cji.


To jak poto­czy­ły się losy angiel­skiej refor­ma­cji to w dużej mie­rze dzie­ło przy­pad­ku i ukła­dów sił w Anglii i Euro­pie — uwa­ża Haigh i pod­kre­śla, że Kościół w Anglii w przeded­niu refor­ma­cji to nie Kościół pogrą­żo­ny w kry­zy­sie, ale Kościół jak naj­bar­dziej żywy, z róż­ny­mi i wciąż rodzą­cy­mi się for­ma­mi poboż­no­ści. Nie był to zatem czas mara­zmu, a roz­kwi­tu chrze­ści­jań­skiej reli­gij­no­ści. Jed­nak Haigh, a tak­że i Chap­man, dale­ki jest od kolo­ry­zo­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści i wyraź­nie poka­zu­je, że sojusz ołta­rza i tro­nu, bez­po­śred­nie ste­ro­wa­nie Kościo­ła przez monar­chę to nie efekt kon­flik­tu na linii Lon­dyn – Rzym, a spe­cy­ficz­na tra­dy­cja wyspiar­skie­go kato­li­cy­zmu, któ­re­go bisku­pi w przy­gnia­ta­ją­cej więk­szo­ści (a tak napraw­dę z wyjąt­kiem jed­ne­go) pod­po­rząd­ko­wa­li się kró­lew­skie­mu Akto­wi Supre­ma­cji. Haigh uwa­żał, że ludzie angiel­skiej refor­ma­cji „byli zarów­no kato­li­ka­mi, jak i pro­te­stan­ta­mi, zdez­o­rien­to­wa­ny­mi zwy­kły­mi śmier­tel­ni­ka­mi, a nie świę­ty­mi i męczen­ni­ka­mi”. Nie było zatem refor­ma­cji w kon­ty­nen­tal­nym sen­sie, co pod­kre­śla rów­nież histo­ryk prof. Diar­ma­id Mac­Cul­loch w słyn­nym ese­ju zaty­tu­ło­wa­nym „Mit Angiel­skiej Refor­ma­cji”. Rów­nież dla nie­go refor­ma­cja nie wyda­rzy­ła się, a jeśli już to przez przy­pa­dek i mia­ła postać plu­ral­ną – nie moż­na mówić zatem o refor­ma­cji, ale o wie­lu refor­ma­cjach, roz­gry­wa­nych, doświad­cza­nych i uświa­da­mia­nych z róż­ną inten­syw­no­ścią.


Naj­więk­szy wpływ na to, co się rze­czy­wi­ście dzia­ło, mia­ły według Chap­ma­na kon­kret­ne oso­by, stąd też teza o per­so­nal­nie uwa­run­ko­wa­nej refor­ma­cji (19). W koń­cu gdy­by nie wcze­śniej­sza wal­ka Tudo­rów o zacho­wa­nie tro­nu po woj­nie dwóch róż i gdy­by Kata­rzy­na Ara­goń­ska uro­dzi­ła Hen­ry­ko­wi zdro­we­go syna, to wów­czas Kościół Anglii był­by insu­lar­ną wer­sją rzym­skie­go kato­li­cy­zmu – prze­ko­nu­je Chap­man. W ogó­le w histo­rii angiel­skiej refor­ma­cji owo „gdy­by” poja­wia się dość czę­sto, co wyraź­nie uka­zu­je Chap­man i to nie dla­te­go, że „gdy­ba­nie” mia­ło­by być zada­niem histo­ry­ka, ale ze wzglę­du na płyn­ność dok­try­no­twór­czych czyn­ni­ków, cza­sem mało zna­czą­cych, któ­re okre­śli­ły roz­po­zna­wal­ne ele­men­ty angli­kań­skiej ducho­wo­ści i teo­lo­gii.


Tą przy­pad­ko­wość i zmien­ność widać cho­ciaż­by w kwe­stii suk­ce­sji Edwar­da VI czy w ewo­lu­owa­niu poglą­dów jed­nej z klu­czo­wych posta­ci tam­tej epo­ki, abp. Toma­sza Cran­me­ra, któ­ry karie­rę zaczy­nał jako zwo­len­nik papa­li­zmu, by zostać lute­ra­ni­nem, aby w obrę­bie refor­mo­wa­nej tra­dy­cji wie­le razy zmie­niać zda­nie, i w koń­cu ponieść męczeń­ską śmierć w cza­sie pano­wa­nia Marii Tudor. Nie­do­okre­ślo­ność „Hen­ry­kow­skiej Refor­ma­cji” Chap­man uka­zu­je za pomo­cą ostrych przy­kła­dów, drwiąc, że była to w zasa­dzie dość eks­cen­trycz­na wer­sja via media, bio­rąc pod uwa­gę fakt, że jed­ne­go dnia Hen­ryk VIII, obroń­ca wia­ry, potra­fił posłać na stos lute­rań­skich i rzym­sko­ka­to­lic­kich męczen­ni­ków, ska­za­nych za here­zję – sta­ło się tak choć­by w lip­cu 1540 roku. Przed­sma­kiem tych wyda­rzeń było Sześć Arty­ku­łów z 1539, któ­re okre­śla­ły jako obo­wią­zu­ją­ce głów­ne zasa­dy rzym­sko­ka­to­lic­kiej sakra­men­to­lo­gii, odrzu­ca­jąc wszyst­ko to, co mogło ucho­dzić za lute­rań­skie bądź refor­mo­wa­ne ‘nowin­ki’.


Książ­ka Chap­ma­na obfi­tu­je w kil­ka, rów­nie zabaw­nych co inte­re­su­ją­cych, uwag, któ­re mogą wzmac­niać prze­ko­na­nie o ‘przy­pad­ko­wo­ści’ refor­ma­cji w Anglii. Oczy­wi­ście para­dyg­mat przy­pad­ko­wo­ści nie jest nie­na­ru­szal­ny i dro­ga do jego odwró­ce­nia jest zaska­ku­ją­co krót­ka. I tak Chap­man sta­wia tezę, że spo­rą zasłu­gę w prze­trwa­niu ruchu refor­ma­cyj­ne­go w Anglii ma nie kto inny jak arcy­ka­to­lic­ka kró­lo­wa Maria I Tudor. Monar­chi­ni, któ­ra dopro­wa­dzi­ła do egze­ku­cji abp. Cran­me­ra i posła­ła na stos trzech angli­kań­skich bisku­pów (Hoope­ra, Ridleya i Lati­me­ra, upa­mięt­nio­nych pomni­kiem męczen­ni­ków w Oks­for­dzie) przy­czy­ni­ła się poprzez restau­ra­cję kato­li­cy­zmu (o iro­nio!) do praw­dzi­we­go roz­kwi­tu pro­te­stanc­kiej, a kon­kret­niej refor­mo­wa­nej teo­lo­gii po obję­ciu tro­nu przez Elż­bie­tę I. Ponad 800 „here­ty­ków” ucie­kło z Wysp, aby zna­leźć schro­nie­nie głów­nie w ośrod­kach refor­ma­cji nur­tu szwaj­car­skie­go i tam ‘uczyć się refor­mo­wa­nia Kościo­ła’ z pierw­szej ręki. Po powro­cie z bani­cji teo­lo­dzy ci zaczę­li odgry­wać pierw­sze skrzyp­ce w kształ­to­wa­niu obli­cza Kościo­ła w Anglii. A zada­nie mie­li nie­ła­twe bio­rąc pod uwa­gę teo­lo­gicz­ne ukształ­to­wa­nie Elż­bie­ty, któ­ra w kwe­stii Eucha­ry­stii skła­nia­ła się co praw­da do refor­mo­wa­nej inter­pre­ta­cji to jed­nak litur­gicz­nie była zatwar­dzia­łą kon­ser­wa­tyst­ką przy­wią­za­ną do sym­bo­li­ki, ustro­ju epi­sko­pal­ne­go, a ponad­to była zde­cy­do­wa­ną zwo­len­nicz­ką celi­ba­tu duchow­nych… jak na Kró­lo­wą Dzie­wi­cę przy­sta­ło.


Spór o stro­je — czy­li jak refor­mo­wa­ni ura­to­wa­li kapy i orna­ty


Magazyn EkumenizmChap­man przy­ta­cza frag­men­ty cie­ka­wej kore­spon­den­cji angiel­skich duchow­nych z Zury­chem i Gene­wą, skar­żą­cych się na kró­lo­wą, że ta wciąż tkwi w ‘papi­stycz­nych prze­są­dach’. Chap­man traf­nie uka­zu­je opty­kę spraw – wyda­wa­ło­by się dru­go- a nawet trze­cio­rzęd­nych – któ­re nie­po­ko­iły umy­sły teo­lo­gicz­ne. Rów­nież kon­ty­nen­tal­na refor­ma­cja zma­ga­ła się ze spo­rem o adia­fo­ry, jed­nak nie miał on aż tak sil­ne­go oddźwię­ku jak w Anglii, co poka­zu­ją listy dzie­ka­na oks­fordz­kie­go Christ Church Tho­ma­sa Samp­so­na do „papie­ża” kal­wiń­skiej refor­ma­cji, Hen­ry­ka Bul­lin­ge­ra. Samp­son, zgor­szo­ny przy­wią­za­niem kró­lo­wej do kom­ży, orna­tów i kap sta­wia kwe­stię stro­ju duchow­ne­go jako spra­wę nie­zwy­kłej wagi, zapy­tu­jąc Bul­lin­ge­ra, czy godzi się kazno­dzie­jom zakła­dać kom­żę.


Bul­lin­ger w obszer­nym liście, któ­ry póź­niej został prze­tłu­ma­czo­ny na angiel­ski i był kol­por­to­wa­ny wśród zwo­len­ni­ków epi­sko­pal­ne­go ustro­ju i boga­tej litur­gii, wyka­zał się roz­trop­no­ścią, suge­ru­jąc, że dla zacho­wa­nia spo­ko­ju i nie­szko­dze­nia spra­wie nad­rzęd­nej nale­ży dopu­ścić i nosić kom­żę. List Bul­lin­ge­ra dopro­wa­dził do wrze­nia wśród pury­tań­skiej frak­cji, a kie­dy Szwaj­car pró­bo­wał rela­ty­wi­zo­wać wła­sne sło­wa – było już za póź­no. I tak – znów, o iro­nio – moż­na uznać, że nie kto inny jak suro­wy i asce­tycz­ny Bul­lin­ger ura­to­wał w Koście­le Anglii sta­re i dostoj­ne stro­je litur­gicz­ne.


Spór o Pismo i tra­dy­cję


Odbi­ciem aktu­al­ne­go spo­ru w łonie Wspól­no­ty Angli­kań­skiej, a tak­że wal­ką o toż­sa­mość angli­ka­ni­zmu jest kolej­na deba­ta z koń­ca XVI wie­ku, przy­ta­cza­na przez Chap­ma­na na przy­kła­dzie Tho­ma­sa Car­tw­ri­gh­ta i Joh­na Whit­gi­fta, póź­niej­sze­go arcy­bi­sku­pa Can­ter­bu­ry. Zarów­no Car­tw­ri­ght i Whit­gift byli zwią­za­ni z Cam­brid­ge – pierw­szy był pury­ta­ni­nem, a dru­gi pod­kre­ślał wagę litur­gii i ustro­ju bisku­pie­go. Teo­lo­dzy spie­ra­li się m.in. o her­me­nu­ty­kę biblij­ną, kwe­stię auto­ry­te­tu, choć głów­ną osią kon­tro­wer­sji był ustrój Kościo­ła i zna­cze­nie urzę­du bisku­pa. O ile dla Car­tw­ri­gh­ta był to papi­stycz­ny prze­ży­tek, o tyle dla Whit­gi­fta waż­ny instru­ment jed­no­ści i porząd­ku w Koście­le.


Jesz­cze bar­dziej symp­to­ma­tycz­ny był spór, jaki pro­wa­dził Richard Hooker, okre­śla­ny przez nie­któ­rych histo­ry­ków i teo­lo­gów jako pro­to­pla­sta współ­cze­sne­go angli­ka­ni­zmu. Cho­ciaż Hooker nigdy nie zdo­był żad­nej eks­po­no­wa­nej funk­cji kościel­nej, nigdy nie został bisku­pem, to jed­nak wywarł ogrom­ny wpływ na kształt angli­kań­skiej toż­sa­mo­ści. Chap­man przy­po­mi­na, że to wła­śnie Hooker zaczy­na kon­stru­ować sys­te­ma­tycz­ne ele­men­ty owej toż­sa­mo­ści wska­zu­jąc na Pismo, Tra­dy­cję i rozum jako pod­sta­wo­we ele­men­ty angli­kań­skie­go esse, któ­re pod koniec XIX wie­ku prze­ro­dzą się w Ame­ry­ce Pół­noc­nej (Chi­ca­go) w słyn­ny kwa­drat Pisma, Sakra­men­tów, Wyznań Wia­ry i Epi­sko­pa­tu przy­ję­ty na Kon­fe­ren­cji w Lam­beth w 1888 roku. To, co było cha­rak­te­ry­stycz­ne dla Hooke­ra to rów­no­mier­nie roz­ło­żo­ny dystans zarów­no do tra­dy­cji refor­mo­wa­nej (epi­sko­pat, litur­gia), jak i rzym­sko­ka­to­lic­kiej (przy­ję­cie refor­mo­wa­nej sakra­men­to­lo­gii).


Hooker był uczniem bisku­pa Salis­bu­ry Joh­na Jewe­la, jed­ne­go z klu­czo­wych teo­lo­gów Elż­bie­ty I, któ­re­mu Chap­man poświę­ca spo­ro uwa­gi. Spór Hooke­ra z Wal­te­rem Tra­wer­sem, teo­lo­giem wygnań­cem, któ­ry pano­wa­nie Marii Tudor spę­dził u Teo­do­ra Bezy w Gene­wie, a póź­niej spo­tkał się z sil­ną opo­zy­cją wspo­mnia­ne­go Whit­gi­fta, ilu­stru­je roz­strzy­gnię­tą po kil­ku­dzie­się­ciu latach wal­kę o kształt Kościo­ła Anglii. I znów jak na iro­nię, Hooker i Tra­wers zosta­li kazno­dzie­ja­mi w Koście­le Tem­pla­riu­szy nie­opo­dal kate­dry św. Paw­ła. Poran­ne nabo­żeń­stwa pro­wa­dził Hooker, popo­łu­dnio­we Tra­wers, któ­ry punk­to­wał swo­je­go przed­mów­cę. Gro­te­sko­wość sytu­acji okre­ślił jeden z histo­ry­ków, mówiąc, że ran­kiem z ambo­ny moż­na było usły­szeć Can­ter­bu­ry, a popo­łu­dniu grzmia­ła z niej Gene­wa.


Ten roz­dź­więk został prze­ła­ma­ny dopie­ro po śmier­ci Elż­bie­ty I. Tron po niej obej­mu­je Jakub I Stu­art, syn kato­licz­ki Marii I Stu­art, ścię­tej zresz­tą na roz­kaz Elż­bie­ty za zdra­dę. Jakub wycho­wa­ny w pre­zbi­te­riań­skiej Szko­cji nie­zbyt pochleb­nie wyra­ża się o pury­tań­skiej tra­dy­cji i wyraź­nie sym­pa­ty­zu­je z epi­sko­pal­nym nur­tem. Jed­nak dla zacho­wa­nia poko­ju i rów­no­wa­gi dopusz­cza współ­ist­nie­nie róż­nych opcji w Koście­le, któ­re jed­nak wal­czą o domi­na­cję. Nadzie­ję na domi­na­cję refor­mo­wa­nej dok­try­ny i ustro­ju są ogrom­ne. Przed­sta­wi­cie­le Kościo­ła Anglii uczest­ni­czą w refor­mo­wa­nym Syno­dzie w Dortrecht­cie, któ­re­go usta­le­nia – choć akcep­to­wal­ne przez angiel­skich dele­ga­tów – nie sta­ją się czę­ścią ofi­cjal­nej dok­try­ny Kościo­ła. Pierw­sze skrzyp­ce w Koście­le gra abp Wil­liam Laud, póź­niej­szy męczen­nik, któ­ry odrzu­cił ofer­tę kape­lu­sza kar­dy­nal­skie­go w zamian za przej­ście na kato­li­cyzm. Dzie­je się tak aż do wyło­mu — nastę­pu­je pury­tań­ska rewo­lu­cja (1642–51), a po niej powrót monar­chii i bisku­pów oraz kwe­stia dok­try­ny i jed­no­ści Kościo­ła.


Chap­man poka­zu­je trud­ną dro­gę roz­ła­mu i kra­jo­braz teo­lo­gicz­nych anty­po­dów. Zma­ga­nia przy­pie­czę­to­wu­je król Karol w dzień św. Bar­tło­mie­ja w 1662 roku, dając zgo­dę na ode­rwa­nie się pury­ta­nów, któ­rzy odtąd two­rzą samo­dziel­ny orga­nizm kościel­ny. Marze­nia o Koście­le naro­do­wym pęka­ją, a wraz z nimi teo­lo­gicz­ne kon­cep­cje – nad­cho­dzi czas jesz­cze bar­dziej ener­gicz­ne­go poszu­ki­wa­nia toż­sa­mo­ści.


Magazyn EkumenizmWiel­kim plu­sem książ­ki Chap­ma­na jest uka­za­nie wybo­istej dro­gi angli­ka­ni­zmu. Autor nie sta­ra się nicze­go na siłę porząd­ko­wać i sys­te­ma­ty­zo­wać, ani tym bar­dziej upięk­szać. Chro­no­lo­gia nie odgry­wa klu­czo­wej roli, a raczej sta­no­wi osno­wę dla zro­zu­mie­niu dzi­siej­sze­go angli­ka­ni­zmu, jako feno­me­nu per­ma­nent­nie nie­spo­koj­ne­go, mio­ta­ją­ce­go się mię­dzy apo­lo­ge­ty­ką a pró­bą samo­okre­śle­nia się w bły­ska­wicz­nie zmie­nia­ją­cych się uwa­run­ko­wa­niach histo­rycz­nych. Chap­man poka­zu­jąc rów­nie iry­tu­ją­ce, co inspi­ru­ją­ce obli­cze angli­ka­ni­zmu, posłu­gu­jąc się ter­mi­no­lo­gią glo­bal­ne­go mar­ke­tin­gu: „Ina­czej niż McDo­nald czy Coca-Cola, któ­re są takie same na całym świe­cie, angli­ka­nizm zbu­do­wa­ny jest z wie­lu lokal­nych marek, któ­re zazwy­czaj wyka­zu­ją jakieś rodzin­ne podo­bień­stwo do sie­bie, jed­nak ina­czej niż Coca-Cola nie ist­nie­je żad­na sekret­na for­mu­ła prze­cho­wy­wa­na w cen­tral­nym biu­rze.” (201)


Tru­izmem była­by teza, że angli­ka­nizm wciąż się zmie­nia i poszu­ku­je same­go sie­bie – to samo (w więk­szym lub mniej­szym stop­niu) moż­na i trze­ba powie­dzieć o innych Kościo­łach. Jed­nak angli­ka­nizm z burz­li­we ukształ­to­wa­ną i wciąż for­mo­wa­ną toż­sa­mo­ścią dok­try­nal­ną pozo­sta­je naj­bar­dziej nie­spo­koj­ną, a przez to i nie­zwy­kle pasjo­nu­ją­cą łodzią na chrze­ści­jań­skim morzu wia­ry.


***


Mark D. Chap­man: Angli­can The­olo­gy, t & t clark, Lon­don 2012, s. 269.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.