Magazyn

Adam Mickiewicz ekumeniczny


Magazyn Ekumenizm26 listo­pa­da mija 150 lat od śmier­ci Ada­ma Mic­kie­wi­cza. O jego odej­ściu pisa­no wie­le. Do dziś trwa spór, czy zmarł na cho­le­rę, nie­do­ma­ga­nia żołąd­ko­we, czy może został otru­ty. Nikt jed­nak nie podej­mu­je kwe­stii pośred­niej przy­czy­ny jego śmier­ci, o któ­rej mówi­li ludzie dobrze zna­ją­cy poetę. Pierw­szą reak­cją na jego zgon w gro­nie towiań­czy­ków (zwo­len­ni­ków nauki Andrze­ja Towiań­skie­go, do któ­rych przez wie­le lat nale­żał Mic­kie­wicz) było prze­ko­na­nie, że „ten koniec był skut­kiem zapar­cia się przez nie­go swo­jej misji” (zano­to­wał Sewe­ryn Gosz­czyń­ski, w „Dzien­ni­ku Spra­wy Bożej”, t. 1, s. 540). A misja ta, według słów same­go Mic­kie­wi­cza, naj­waż­niej­sza spra­wa jego życia, pole­ga­ła na wpro­wa­dze­niu zasad ewan­ge­licz­nych w sto­sun­ki spo­łecz­ne i mię­dzy­na­ro­do­we.


Poeta pod­jął trud sta­nia się praw­dzi­wym chrze­ści­ja­ni­nem, auten­tycz­nie naśla­du­ją­cym Zba­wi­cie­la. Bo trze­ba rze­czy­wi­ście prze­jąć się sło­wa­mi Chry­stu­sa, żeby gło­sić miłość bliź­nie­go mimo wszyst­ko — w cza­sach zabo­rów nawet do zabor­cy. Nara­zić się na posą­dze­nie o zdra­dę, brak patrio­ty­zmu, obłą­ka­nie. Był też ogło­szo­ny here­ty­kiem, a jego wykła­dy 15 kwiet­nia 1848 roku zosta­ły potę­pio­ne przez Piu­sa IX. Bowiem na począt­ku lat 40. XIX wie­ku poeta gło­sił z kate­dry w Col­le­ge de Fran­ce m.in. idee towia­ni­zmu. Nie spo­sób tu wyja­śnić ogro­mu spraw, któ­rych doty­czy­ła nauka Towiań­skie­go, zasy­gna­li­zuj­my jedy­nie spra­wę eku­me­ni­zmu. Samo poję­cie nie­zna­ne było jesz­cze w roman­ty­zmie, ale jego ideę jak naj­bar­dziej reali­zo­wa­no i to w odnie­sie­niu nie tyl­ko do chrze­ści­jan.


Koło Spra­wy Bożej – wspól­no­ta ludzi róż­nych wyznań, świa­to­po­glą­du, naro­do­wo­ści, sta­tu­su spo­łecz­ne­go — zało­żo­ne w 1842 roku przez Andrze­ja Towiań­skie­go mia­ło być zaląż­kiem nowej spo­łecz­no­ści. Nad­rzęd­nym celem było wypra­co­wa­nie, a następ­nie roz­po­wszech­nia­nie świa­do­mo­ści, że wszy­scy ludzie, nie­za­leż­nie od róż­nic, jakie ich dzie­lą na zie­mi, są dzieć­mi jed­ne­go Boga i powin­ni się trak­to­wać jak bra­cia. Dla­te­go mniej waż­ne są obrząd­ki reli­gij­ne od “praw­dzi­wej poboż­no­ści, któ­rą czło­wiek powi­nien nosić w duszy i p r a k t y k o w a ć w życiu swo­jem” – pouczał Towiań­ski. Wła­śnie na tę prak­ty­kę, czy­li reali­za­cję zasad ewan­ge­licz­nych, zarów­no w życiu pry­wat­nym, jak i publicz­nym, kła­dzio­no szcze­gól­ny nacisk. Nie wystar­czy bowiem słu­chać nauki Chry­stu­sa, nale­ży wpro­wa­dzać ją w życie w każ­dych oko­licz­no­ściach, nawet wte­dy, gdy wyda­je się być nie­wy­god­na lub wręcz nie­wła­ści­wa z ludz­kie­go punk­tu widze­nia. To jest wła­śnie ofia­ra, któ­rą Kościół nazy­wa nie­sie­niem krzy­ża, bo czę­sto wyma­ga zapar­cia się same­go sie­bie, swo­ich przy­zwy­cza­jeń, łama­nia para­dyg­ma­tów, z któ­ry­mi wygod­niej żyć, a nawet nara­ża­nia się na śmierć.


Spra­wa Boża połą­czy­ła “ary­sto­kra­tów i demo­kra­tów, kato­li­ków, pra­wo­sław­nych, pro­te­stan­tów i Żydów”, zachwy­cał się ksiądz Edward Duń­ski, któ­ry po kil­ku­let­niej wal­ce z towiańsz­czy­zną , stał się jej wyznaw­cą i jed­nym z naj­gor­liw­szych jej obroń­ców przed ducho­wień­stwem kato­lic­kim. Towiań­ski był prze­ko­na­ny, że pozby­cie się róż­nych wza­jem­nych uprze­dzeń dzie­lą­cych chrze­ści­jań­stwo, dopro­wa­dzi kie­dyś do jed­no­ści wia­ry. Isto­ta reli­gii może być reali­zo­wa­na w róż­nych wyzna­niach, bo w każ­dym są “praw­dzi­wi syno­wie Kościo­ła Chry­stu­so­we­go”. Nale­ży zatem wznieść “trze­cie pię­tro Kościo­ła, któ­re­go pierw­szym pię­trem była syna­go­ga żydow­ska, dru­gim dotych­cza­so­wy rzym­ski”- tłu­ma­czył towiań­czy­kom Mic­kie­wicz, jako przy­wód­ca Koła, na zebra­niu 27 grud­nia 1842 roku. Tym trze­cim pię­trem miał być Kościół jako wspól­no­ta wszyst­kich wie­rzą­cych w Chry­stu­sa i reali­zu­ją­cych Jego naukę. Wspól­no­ta otwar­ta na świat i uwzględ­nia­ją­ca ewo­lu­cję, jaka się w nim doko­nu­je. “Bo dziec­kiem Boga jest czło­wiek zbio­ro­wy, ludz­kość (…). Teraz mło­dzień­cem jest czło­wiek zbio­ro­wy i pój­dzie na woj­nę ze złem”.


Za Towiań­skim nazy­wał poeta Żydów “star­szy­mi brać­mi” i uwa­żał, że ich sta­ro­te­sta­men­to­wa podróż przez pusty­nię to histo­ria każ­de­go z nas. “Ile tam razy lud z Moj­że­szem, tyle razy nasze namięt­no­ści i myśli kłó­cą się z wia­rą” — pisał w liście do Lucja­na Sty­puł­kow­skie­go. Dla­te­go w chwi­lach waż­nych dla Żydów, łączył się z nimi, orga­ni­zu­jąc “służ­bę” towiań­czy­ków, jak to mia­ło miej­sce w sierp­niu 1845 roku, w rocz­ni­cę zbu­rze­nia świą­ty­ni w Jero­zo­li­mie. “Bra­cia prze­by­wa­li w syna­go­dze na modli­twie, łącząc się z Żyda­mi w bole­ści”, a sam Mic­kie­wicz spo­tkał się następ­nie z rabi­nem, aby roz­ma­wiać o męczeń­stwie “Żydów pol­skich, Wscho­du i całe­go świa­ta.”


Pisząc, wspól­nie z Andrze­jem Towiań­skim, list do cara Miko­ła­ja I w 1844 roku, poeta sta­nął ponad powszech­ną nie­na­wi­ścią do Rosjan, podob­nie jak sto dwa­dzie­ścia jeden lat póź­niej pol­scy bisku­pi w sto­sun­ku do naro­du nie­miec­kie­go. I tak jak oni nie został zro­zu­mia­ny, tyl­ko oczer­nia­ny i znie­na­wi­dzo­ny przez roda­ków. Ale o ile o orę­dziu bisku­pów Pola­cy wie­dzą i zaczy­na­ją do jego idei dora­stać, o tyle o pre­kur­sor­skim w sto­sun­ku do nie­go piśmie do cara nie wie pra­wie nikt (patrz: felie­ton “Mię­dzy Rosją a Niem­ca­mi” na str. EAI).


Poeta osta­tecz­nie nie wytrzy­mał naci­sków pol­skiej emi­gra­cji i spró­bo­wał rato­wać swój ziem­ski honor patrio­ty. Zaan­ga­żo­wał się w wal­kę zbroj­ną prze­ciw­ko Rosji i … umarł. (Podob­nie jak wie­lu przy­ja­ciół Karo­la Woj­ty­ły w cza­sie II woj­ny świa­to­wej, pod­czas gdy przy­szły papież wie­dział, że mimo wszyst­ko dro­ga wal­ki zbroj­nej, choć oczy­wi­sta, nie jest dro­gą Chry­stu­sa.)


Mic­kie­wicz nie spro­stał do koń­ca rady­kal­nym wyma­ga­niom Ewan­ge­lii, któ­re przy­po­mi­nał Andrzej Towiań­ski. Nie zwal­czył w sobie po sta­re­mu rozu­mia­ne­go patrio­ty­zmu, obja­wia­ją­ce­go się w chę­ci poko­na­nia wro­ga siłą orę­ża. Choć sam pisał w “Dzia­dach”, że “broń broń odbi­je” i wal­ka ta nie będzie mia­ła koń­ca, póki jed­na ze stron się nie opa­mię­ta. Wie­rzył w odzy­ska­nie nie­pod­le­gło­ści samą siłą ducha (jak to mia­ło miej­sce w ubie­głym roku na Ukra­inie, czy u nas w latach 80.). Ale gdy to nie nastę­po­wa­ło, nie­cier­pli­wość kaza­ła mu dzia­łać po sta­re­mu. Kom­pleks wyni­ka­ją­cy z nie­wzię­cia udzia­łu w powsta­niu listo­pa­do­wym, chciał poko­nać pró­bą reha­bi­li­ta­cji w oczach roda­ków poprzez udział w woj­nie krym­skiej. Trze­ba jed­nak pamię­tać, że, jako jeden z nie­licz­nych w tam­tym cza­sie, pojął ideę wybie­ga­ją­cą co naj­mniej sto lat do przo­du, któ­ra w jego cza­sach była uto­pią, ale na naszych oczach sta­je się rze­czy­wi­sto­ścią: glo­bal­ne myśle­nie o ludz­ko­ści jako jed­nej rodzi­nie dzie­ci Bożych, “Izra­elu z ducha” wędru­ją­ce­go do zie­mi obie­ca­nej. Oto Mic­kie­wicz współ­cze­sny! Mic­kie­wicz jed­no­czą­cy ludz­kość na wszyst­kich płasz­czy­znach, “opa­su­ją­cy ziem­skie koli­sko wspól­ny­mi łań­cu­chy”. Mic­kie­wicz speł­nia­ją­cy się na naszych oczach.


Jak­że się musiał cie­szyć duch Ada­ma zaklę­ty w kamień na Ryn­ku Kra­kow­skim, patrzą­cy na ingres arcy­bi­sku­pa Dzi­wi­sza. Jego marze­nie o prze­mia­nie Kościo­ła z “oblę­żo­nej twier­dzy” we wspól­no­tę duchow­nych i świec­kich, otwie­ra­ją­cych drzwi Chry­stu­so­wi, o ile jest bliż­sze speł­nie­niu dziś niż 150 lat temu!


Agniesz­ka Zie­liń­ska

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.