Anthony de Mello — chrześcijanin Wschodu (Część 2)
- 19 listopada, 2003
- przeczytasz w 33 minut
Anthony de Mello – chrześcijanin Wschodu (Część 1)
Niezwykle poważnie w krytykę pism hinduskiego jezuity zaangażował się Stanisław Krajski — częśc druga “sprawozdania z lektury pism Anthony’ego de Mello”.
S. Krajski bardzo dużo miejsca poświęcił A. de Mello w swojej książce na temat… masonerii! (15) Według niego „Mądrość Wschodu” jest bardzo bliska sercu masonerii polskiej (por. s. 114). Już pierwszy akapit rozdziału poświęconego temu zagadnieniu („Mądrość Wschodu” w Kościele polskim) daje niedwuznacznie do zrozumienia, jakich wniosków można się dalej spodziewać. Swoje spostrzeżenia na temat spuścizny hinduskiego jezuity Stanisław Krajski wyraził przy pomocy owego bardzo popularnego wśród przeciwników de Mello sylogizmu, o którym już kilkakrotnie wspominałem. Schemat rozumowania warszawskiego apologety jest bardzo prosty: masoneria czerpie z „Mądrości Wschodu” („przesłanka większa”), a de Mello jest tejże mądrości wybitnym przedstawicielem („przesłanka mniejsza”). Wniosek nasuwa się sam: de Mello głosi doktrynę masońską (por. s. 125).
Od pana Krajskiego dowiadujemy się o tym, że książki Anthony’ego de Mello, zwłaszcza Przebudzenie, można znaleźć zarówno w księgarniach katolickich (por. s. 118119), jak również w ezoterycznych. Przyznaje on, że bywa w księgarni ezoterycznej, w której półki zastawione są dziełami z zakresu teozofii, okultyzmu, astrologii, buddyzmu, jogi, doktryny różokrzyżowców i kabały: „Gdy podczas pierwszej wizyty zapytałem właścicielkę, którą z tych książek uważa za najważniejszą, za swego rodzaju klucz do wszystkich pozostałych, natychmiast bez wahania zdjęła z półki ‘Przebudzenie’ i wręczyła mi bez słowa” (s. 121). Ponieważ w tej ezoterycznej księgarni, pomiędzy różnymi książkami, było również Przebudzenie, więc dla S. Krajskiego sprawa jest oczywista: ta książka należy do nurtu New Age. Widać również, że duże znaczenie ma dla niego światopogląd właścicielki księgarni. Ponieważ ona uważa książkę de Mello za klucz do ezoterycznej mądrości, więc „niewątpliwie” ta książka takim kluczem jest.
Stanisław Krajski przypomina, że należymy do Kościoła, założonego przez samego Boga, od którego otrzymał wszystkie środki potrzebne do zbawienia. Tradycja Kościoła zachowała wszelkie możliwe doświadczenie, potrzebne na naszej drodze do Chrystusa, doświadczenie Ojców i Doktorów Kościoła, a także innych świętych: ascetów i mistyków, jak również kapłanów, zakonników i świeckich, doświadczenie zweryfikowane i sprawdzone, którego owoce są znane.
W tym kontekście można powiedzieć, że sięganie teraz poza Kościół w poszukiwaniu nowych, innych, lepszych dróg dla naszej religijności, naszego myślenia i naszej praktyki, jest jakimś aktem braku zaufania do Kościoła, Tradycji, do samego Ducha Świętego, jest w jakimś sensie, grzechem przeciwko Duchowi Świętemu. Takie sięganie poza Kościół jest też, jak wszystko na to wskazuje, jakoś niepedagogiczne i nieduszpasterskie, nieostrożne, niebezpieczne (s. 115).
W kontekście takich uwag warto przypomnieć, że Kościół stara się podchodzić do wszystkich innych tradycji religijnych i filozoficznych pozytywnie, pragnie znaleźć w nich prawdę, a wskazywanie fałszu nie jest jego zasadniczym „programem działania”, lecz koniecznością. Taką swoją postawę określił Kościół przede wszystkim w Deklaracji o stosunku do religii niechrześcijańskich Nostra aetate i innych dokumentach soborowych. S. Krajski natomiast odwraca ten porządek, koncentrując się wyłącznie na tym, co „inne”, „różne” i trudne do zrozumienia. Jego zdaniem w spuściźnie hinduskiego jezuity nie można znaleźć nic, co by było zgodne z nauką Kościoła. A przecież Ojcowie Kościoła, na których powołuje się S. Krajski, nauczają, że Duch Święty działa również poza widzialnymi strukturami Kościoła. Zadaniem teologa jest ukazywanie tego działania. I tak właśnie czynił de Mello.
Stanisław Krajski zauważa, iż wciąganie katolików w nurt „Mądrości Wschodu” stało się tak bolesnym problemem, że wreszcie 15 października 1989 r. Kongregacja Nauki Wiary musiała wydać „List do biskupów Kościoła katolickiego o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej” (Orationis formas) (s. 116). Trzeba się zgodzić, że list ten rzeczywiście wskazuje na pewien negatywny aspekt – przestrzega przed zagrożeniami płynącymi z bezkrytycznego przyjmowania niektórych koncepcji duchowych i praktycznych z kultury dalekowschodniej, ale także wskazuje na to, co jest w nich dobre i co można przyjąć dla własnego duchowego wzbogacenia. W moim przekonaniu Anthony de Mello odwoływał się tylko do tego „dobrego” wymiaru wschodniej duchowości.
Według Stanisława Krajskiego pierwszym zwiastunem „Mądrości Wschodu” w polskim Kościele był ruch „Maitri”, a potem liczne publikacje, wśród których znalazły się książki Anthony’ego de Mello (por. s. 118119). Jeden z cytowanych przez niego autorów „sytuuje doktrynę de Mello w samym centrum nauki atakującego Polskę przesiąkniętego ‘Mądrością Wschodu’ ruchu pogańskiego” (s. 119). S. Krajski najwyraźniej zgadza się z tą skrajną opinią, bo w przeciwnym wypadku by jej nie przytaczał. Zatem zgodnie z przekonaniami tych autorów Polskę atakuje ruch pogański, a pisarstwo Anthony’ego de Mello (a więc już nie samo tylko Przebudzenie, lecz cała jego doktryna) jest w centrum tego pogańskiego ruchu. Według nich bowiem chrześcijanin Wschodu stoi w szeregu tych, którzy szerzą pogańskie idee, ci zaś, którzy dają im posłuch, czynią to bezkrytycznie (por. s. 119120).
S. Krajski stwierdza, że „oswojony guru” nie jest wcale taki oswojony, a łączenie tradycyjnej mistyki europejskiej z filozofią i mistyką Wschodu prowadzi do zdecydowanego zwycięstwa tej drugiej:
De Mello mówi jak typowy reprezentant „Mądrości Wschodu” i to od samego początku, choć może nie zawsze to tak wyraźnie widać. Kimże jest dla niego Chrystus? To tylko „on”, ktoś o kim pisze się z małej litery, ktoś kto w żaden sposób, istotny, nie różni się od grzeszników. Chrystus różni się od innych tylko tym, że jest „przebudzony”. De Mello wprost mówi o pewnej uniwersalnej nauce „Wszelkich Świętych Ksiąg, wszystkich religii, wszelkiej mistyki”. Czy kabaliści, Różokrzyżowcy, teozofowie czy wreszcie masoni mówią o czymś innym? (s. 124125).
W odpowiedzi na ten zarzut, trzeba zapytać, kim dla de Mello jest Jezus Chrystus. Czy jest dla niego, jak dla św. Piotra, Mesjaszem, Synem Boga żywego (por. Mt16, 13)? Twierdzenie, że de Mello patrzy na Jezusa poprzez „duchowe okulary” Wschodu, widząc w Nim tylko doskonałego, przebudzonego człowieka, mija się z prawdą. Wystarczy otworzyć inne jego książki, by się o tym przekonać. Tego jednak S. Krajski nie czyni. Przebudzenie ma natomiast inny cel, niż ukazywanie, kim jest Jezus dla człowieka. W tych rekolekcjach de Mello starał się wskazać każdemu słuchaczowi, co powinien on robić, by wzrastać, a tym samym podobać się Bogu. Niemniej jednak i w tych jego refleksjach Jezus jest kimś więcej, niż wszyscy mistycy, do których autorytetu de Mello tak często się odwołuje, choć prawdą jest również to, że w Przebudzeniu zaakcentowane jest bardziej człowieczeństwo Jezusa, niż Jego bóstwo.
Ale prawdą jest i to, że w przyjętej przez chrześcijanina Wschodu konwencji cenniejsze są poniekąd uwagi odwołujące się do tych atrybutów Jezusa, które wyrastają z Jego człowieczeństwa, bowiem tylko takiego Jezusa można stawiać jako wzór do naśladowania. Przecież i Pismo św. nie akcentuje nieustannie bóstwa Jezusa, lecz także Jego człowieczeństwo, w którym może On się rozwijać: „Jezus (…) czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2, 52). Logika zastosowana w tej książce jest prosta: de Mello patrzy na Jezusa w kontekście swojej nauki o przebudzeniu. Chociaż nie wspomina wyraźnie o bóstwie Jezusa, to jednak to, co o Nim mówi, właśnie na Jego boskiej naturze bazuje. Bo jeżeli żaden człowiek nie jest na tyle przebudzony, żeby wyzbyć się egoizmu, to Jezus, skoro był od tej tak bardzo ludzkiej skłonności wolny, skoro przekroczył pod tym względem ludzkie możliwości, musiał być kimś więcej, niż tylko człowiekiem:
Nikt nie czyni zła w stanie świadomości. Dlatego właśnie teologowie mówią nam tak pięknie o tym, że Jezus nie mógł czynić zła. Ma to dla mnie głęboki sens, gdyż osoba oświecona nie może czynić zła. Osoba oświecona jest wolna. Jezus był wolny i dlatego nie mógł (podkreśl. J.K.) czynić zła. A ponieważ ty możesz (j.w.) czynić zło, nie jesteś wolny (16).
Stwierdzenie „nie mógł” w odniesieniu do Jezusa oraz „ty możesz” w odniesieniu do człowieka, mówiące o możliwości czynienia zła sugerują, że de Mello rozróżnia pomiędzy doskonałością moralną, właściwą na przykład Buddzie, a doskonałością z natury, będącą udziałem wyłącznie Jezusa Chrystusa. A poza tym należy pamiętać, że rekolekcyjne refleksje, wydane pośmiertnie pod tytułem Przebudzenie, skierowane były do księży, którym nie trzeba koniecznie tłumaczyć podstaw katolickiej chrystologii.
De Mello nie narzucał nikomu żadnego systemu wierzeń. Uczestnicy prowadzonych przez niego rekolekcji mogą wierzyć w boską moc Jezusa lub nie. Jeden z nich, relacjonując walkę ze swymi negatywnymi uczuciami względem innych, mówił że zwrócił się do Jezusa: „Jezu, jak możesz mi pomóc?” Następnie dodał: „W chwilę później rozpłakałem się, gdy zdałem sobie sprawę, że Jezus umarł również za tych ludzi i że nie są oni winni tego, jakimi są” (17). Stwierdzenie, że Jezus umarł, odnotowuje fakt historyczny, natomiast interpretacja, że „umarł (…) za tych ludzi” podkreśla dogmatyczne znaczenie tego faktu, a tym samym chrześcijańską wiarę uczestnika rekolekcji. Jednak to nie Osoba Jezusa jest tematem konferencji zawartych w Przebudzeniu, lecz przede wszystkim nasze negatywne uczucia i sposób ich przezwyciężania. Nie można więc wymagać od chrześcijanina Wschodu, aby legitymował się za każdym razem szczegółowo wyartykułowaną chrystologią.
S. Krajski zauważa, iż hinduski jezuita twierdzi, że przebudzenie ludzi może spowodować zniknięcie zła w świecie, że podstawowym elementem tego przebudzenia jest nabycie pewnej wiedzy. De Mello sugeruje, że tylko ludzie, a nie systemy, mogą być źli. Sugeruje tym samym, że każdy system może być dobry jeżeli tylko realizują go dobrzy ludzie. Ważne jest więc tylko „przebudzenie”. Przebudzeni buddyści będą więc wspaniali. Nieprzebudzone chrześcijaństwo będzie złe. Nie ważne więc, sugeruje De Mello, w co się wierzy. Ważne czy się jest wtajemniczonym czy nie. Czy nie jest to czystej wody doktryna masońska? (s. 127).
Rzeczywiście de Mello sugeruje, że przebudzenie może przyczynić się do zniknięcia zła w świecie:
Tylko wtedy doświadczysz tej wewnętrznej wolności, z której powinna wyrastać wszelka rewolucja społeczna, ponieważ to głębokie uczucie, ta pasja, która rodzi się w twoim sercu na widok zła szerzącego się w społeczeństwie i która zmusza cię do działania, będzie spowodowana nie twoim zaprogramowaniem lub twoim egoizmem, lecz kontaktem z rzeczywistością (18).
Trzeba jednak pamiętać, co wynika z całego kontekstu, a czego nie zauważa S. Krajski, że przebudzenie to nie tyle nabywanie pewnej wiedzy, ile oczyszczanie swojego sposobu patrzenia na rzeczywistość, otwarcie się na nią, a nie poprzestawanie na swoich przekonaniach o niej. Dotyczy to zarówno rzeczywistości stworzonej, jak i samego Stwórcy. De Mello nie ma na myśli „wiedzy” (19), lecz „niewiedzę” jako sposób podejścia: bez założeń, bez uprzednio wyciągniętych wniosków, bez patrzenia na rzeczywistość przez pryzmat wcześniej przyjętych sądów o niej. De Mello nie odrzuca teologii, ale jest jednocześnie przekonany, że nie wyjaśnia ona wszystkiego do końca: Bóg jest ostatecznie Tajemnicą.
Stanisław Krajski dochodzi jeszcze do innych wniosków: „Przebudzeni buddyści będą więc wspaniali. Nieprzebudzone chrześcijaństwo będzie złe”. Ważne jest, co z czym się porównuje. Jeżeli buddystę z chrześcijaninem, to na pewno przebudzony buddysta będzie lepszy od nieprzebudzonego chrześcijanina. Natomiast jeśli porównamy buddyzm z chrześcijaństwem, czyli dwa systemy religijne, to jesteśmy wezwani do uzasadnienia tej nadziei, którą pokładamy w Chrystusie (por. 1P 3, 15). Z rozważań de Mello nigdy nie wynika, żeby mu było wszystko jedno, w co się wierzy. Stanisława Krajskiego – i nie tylko jego – oburzają zwłaszcza te oto słowa chrześcijanina Wschodu:
Tak już czasem bywa – stwierdza – że Przenajświętszy Sakrament staje się ważniejszy niż sam Chrystus. Religijność staje się ważniejsza od miłości. Kościół ważniejszy od życia, ważniejszy od sąsiada. I tak dalej. Tkwi w tym niebezpieczeństwo. Według mnie Jezus ewidentnie nas nawoływał, abyśmy temu co najważniejsze przyznawali pierwszeństwo. Istota ludzka jest znacznie ważniejsza os szabatu. Czynienie tego, o czym mówię, stawanie się tym, co wam wskazuję, jest znacznie ważniejsze niż Pan (20).
„Czy nie jest to już – pyta warszawski apologeta – to teozoficzne, masońskie ubóstwienie człowieka?” (s. 125). Przede wszystkim jest to znowu fragment wyrwany z kontekstu, z dużo większej całości, z rozdziału Dobra religia – antyteza nieświadomości (21). Wystarczy tylko przeczytać te zdania w duchu Ewangelii, żeby odczuć w nich jej puls. Jeżeli jednak ktoś patrzy na wszystko zgodnie z ustalonymi wcześniej wnioskami, może w tych zdaniach dostrzec nawet doktrynę teozoficzną lub masońską. De Mello wyraźnie podkreśla, że można być „praktykującym, ale nie wierzącym”. W jego języku znaczy to: można być człowiekiem religijnym, ale nie kochać. Nie tylko nie kochać bliźniego, ale także Boga. I właśnie przed tym pragnie ustrzec swoich słuchaczy:
Gdy przemawiam do hindusów, mówię im: ‘Wasi kapłani nie będą tym zachwyceni (zauważcie, jaki jestem dziś rano ostrożny), ale Bóg, zgodnie z nauką Jezusa Chrystusa, byłby znacznie bardziej zadowolony, widząc waszą przemianę niż waszą religijność. Byłby znacznie szczęśliwszy z powodu waszej miłości niż z powodu waszej adoracji’. A zwracając się do mahometan, mówię: ‘Wasz Ajatollah i wasi mułłowie nie będą zachwyceni, gdy to usłyszą, ale Bóg znacznie bardziej będzie zadowolony, widząc, jak stajecie się osobami pełnymi miłości, niż gdy mówicie: Panie, Panie!’ (22)
Trzeba zauważyć, że te zasady odnoszą się przede wszystkim do chrześcijan. Czy de Mello musi to podkreślać? Czy nie wystarczy, że odwołuje się do Ewangelii? Wydaje się, że niektóre zarzuty bezbłędnie przewidział (a reakcja S. Krajskiego dobitnie o tym świadczy) i może dlatego był taki „ostrożny”. To pewnie dla „zabezpieczenia” powołał się na „kardynała Martiniego, arcybiskupa Mediolanu” (23), gdy chciał pokazać jak w praktyce źle pojęta religijność, czyli „nieświadomość” bierze górę nad miłością. Wszystko jest bardzo jasne i bardzo chrześcijańskie, tylko S. Krajski, obrońca (?) zdrowej nauki Kościoła, nie potrafi tego zrozumieć i sytuuje intuicje de Mello w łonie światopoglądu masońskiego, albo przynajmniej w jego okolicach.
Jeśli zaś chodzi o „metodyczną” krytykę de Mello, to S. Krajski najpierw cytuje fragment Przebudzenia (ze str. 89), mówiący, że „przebudzenie to duchowość…”, a następnie zadaje pytanie: „W jaki sposób mamy się, według jezuickiego guru, przebudzić? Od czego zacząć?” (s. 121). „Po pierwsze mamy zaprzestać złudnych wyrzeczeń” (s. 121). Ten wniosek ze swej lektury S. Krajski opiera na konkretnym fragmencie Przebudzenia:
Czego się wyrzekasz? Ilekroć wyrzekasz się czegoś, wiążesz się z tym na zawsze. Pewien guru z Indii twierdzi, że kiedy przychodzi do niego prostytutka, mówi wyłącznie o Bogu. – Mam dość życia, które wiodę – mówi. – Chcę Boga. I zawsze kiedy odwiedza go ksiądz, mówi jedynie o seksie. Widzisz więc, że jeśli wyrzekasz się czegoś, to zrastasz się z tym na zawsze. Kiedy coś zwalczasz wiążesz się z tym na wieki. Tak długo jak z tym walczysz, tak też długo dajesz temu moc. Dokładnie taką moc, jak tę, którą wkładasz w tę walkę. Dotyczy to komunizmu i wszystkiego innego. Tak więc musisz „przyjąć” swoje demony, bo kiedy z nimi walczysz dajesz im siłę. Czy nikt ci dotąd o tym nie mówił? Kiedy się czegoś wyrzekasz stajesz się z tym związany. Jedynym sposobem aby się z tego wyzwolić, jest poddać się temu. Nie wyrzekaj się niczego. Poddaj się temu. Pojmij prawdziwą wartość takiego czy innego obiektu, a już nie będziesz musiał się go wyrzekać. Po prostu odpadnie od ciebie (s. 121122) (24).
Stanisław Krajski nie komentuje jednak tego tekstu. Najwyraźniej w jego przekonaniu mówi on sam za siebie, potwierdzając wysuniętą przez niego tezę: mamy zaprzestać złudnych wyrzeczeń. Szkoda, że krytyk nie zacytował całego tekstu na ten temat, zwłaszcza trzech krótkich, wprowadzających zdań: „Ilekroć usiłujesz się czegoś wyrzec, ulegasz złudzeniu. Co ty na to? Naprawdę ulegasz złudzeniu” (25). To nie wyrzeczenie jest, według de Mello, złudzeniem, lecz przekonanie, że wyrzeczenie coś pozytywnego przyniesie. Takie wyrzeczenie, jakie krytykuje de Mello, jest bardzo bolesne, a to, co boli, na pewno jest bardzo realne. Chodzi tu natomiast o to, aby zrozumieć, że to, do czego jesteśmy tak bardzo przywiązani, jest w rzeczywistości „marnością nad marnościami”. De Mello chce nas właśnie o tym przekonać. Gdy to zrozumiemy, doświadczymy stanu, o którym pisze św. Paweł: „… wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa…” (Flp 3, 8).
W tym miejscu warto przytoczyć dalszy fragment wywodu de Mello, który S. Krajski pominął:
Ale oczywiście, jeśli tego nie dostrzegasz, jeśli nadal jesteś zahipnotyzowany, to uważasz, że nie będziesz szczęśliwy bez tego czy tamtego. Jednym słowem – ugrzęzłeś. Czego ci natomiast potrzeba? Bynajmniej nie tego, czego żąda tak zwana „duchowość”, a mianowicie skłonienia cię do podejmowania ofiar i wyrzeczeń. To nic nie da. Ciągle pogrążony jesteś we śnie. Potrzeba ci nade wszystko rozumienia, rozumienia i jeszcze raz rozumienia. Jeśli zrozumiesz, pożądanie po prostu zniknie. Innymi słowy: jeśli się obudzisz, to pragnienie przestanie ci dokuczać (26).
De Mello porusza ten sam problem, którego dotknął św. Paweł, mimo że posługuje się innym językiem i nie czyni tego w bezpośrednim odniesieniu do Jezusa. Wskazuje jednak na konkretne, uniwersalne prawo duchowe: gdy poznajemy większą wartość, z łatwością rezygnujemy z tego, za czym biegaliśmy do tej pory i uznajemy to za śmieci. Nikt jeszcze nie wyrzekł się grzechu bez odniesienia do Jezusa. Piotrowi nie było trudno pozostawić swoją łódź, gdy zrozumiał, kim jest Jezus. Nawet wtedy, gdy dochodzi do pewnego wahania co do słuszności wybranej drogi (wewnętrznej postawy), wyrażonego w słowach: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą”, Piotr słyszy odpowiedź Jezusa: „Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie (…), a życia wiecznego w czasie przyszłym” (Mk 10, 2830).
W wyniku tak postawionego problemu trudno mówić o wyrzeczeniu ze strony Piotra i innych apostołów. Jezus pozwala im zrozumieć, co przez to zyskują i wyrzeczenie się tego wszystkiego wcale nie jest bolesne i nie wymaga wielkiej walki z własnymi pożądaniami. Dokładnie ten sam proces duchowy przedstawia de Mello, lecz w nieco szerszej – nie wyłącznie chrześcijańskiej perspektywie. Ten proces rozwoju duchowego dotyczy wszystkich ludzi religijnych, chrześcijanina zaś z tą różnicą, że musi on go realizować w odniesieniu do Chrystusa i Ewangelii. De Mello nie wymienia Chrystusa jako punktu odniesienia, gdyż koncentruje się zasadniczo na samym procesie duchowym. Czyż nie przyznałby racji chrześcijaninowi Wschodu cytowany już kilkakrotnie Tomasz a Kempis, który mówi, że:
Człowiek nie może być bezpieczny od pokus, dopóki żyje, ponieważ to w nas samych tkwi źródło pokusy, jako że urodziliśmy się z pożądania. Ledwo odrzucamy jedną pokusę i udrękę, a już nadciąga druga i ciągle mamy powód do cierpienia, bo utraciliśmy zdolność prawdziwego szczęścia. Niektórzy, uciekając od pokus, wpadają w nie jeszcze głębiej. Ucieczka nie prowadzi do zwycięstwa; tylko cierpliwością i pokorą możemy okazać się silniejsi od tych naszych wrogów (27).
Czy to wyznanie średniowiecznego, „ortodoksyjnego” ascety tak bardzo różni się od wypowiedzi współczesnego chrześcijanina Wschodu? Czyż obaj nie dotykają tego samego problemu? Czy usilne wyrzekanie się czegoś (de Mello) to nie walka z pokusą (a Kempis)? „Kiedy się czegoś wyrzekasz, stajesz się z tym związany” (de Mello). „Niektórzy, uciekając od pokus, wpadają w nie jeszcze głębiej” (a Kempis). Co więc należy zrobić? Z cierpliwością i pokorą (a Kempis) zrozumieć (de Mello), że tak naprawdę nie ma czego pragnąć, gdyż to wszystko to nic innego jak „świat”, „śmieci”, „wartości zewnętrzne”, które nie mają znaczenia, gdy się je zestawi z „rzeczywistością duchową”, nawet gdyby nie była ona pojmowana stricte po chrześcijańsku.
Warto się zastanowić, czy i dlaczego de Mello poddaje pod wątpliwość wartość wysiłku w celu uzyskania przemiany duchowej. „Wysiłek może zmienić zachowanie, ale nie zmienia osoby” (28). Jeśli na przykład ktoś bardzo wysila się, aby „dać przykład”, to znaczy, że postawa, którą ukazuje innym, nie jest autentyczna, a co za tym idzie – jest ona bezwartościowa. Poza tym de Mello wcale nie twierdzi, że taki proces utrzymywania „pełnej” świadomości, dzięki czemu odpadają od nas „śmieci”, jest łatwy. Szczęśliwy jest tylko ten, kto kocha, zaś żeby kochać prawdziwie, trzeba podjąć ascezę,trzeba stawić czoło wzburzonym falom mórz przywiązań, jeśli ma się przybyć do krainy miłości. Niektórzy ludzie, nigdy nie wyruszając w tę podróż morską, przekonali samych siebie, że już dopłynęli do celu. Trzeba mieć sprawne ciało, dobry wzrok, zanim miecz wykona swą pracę. Świat miłości może powstać tylko świadomie i nie łudźcie się, to można osiągnąć jedynie przemocą. Tylko gwałtownicy zdobywają to królestwo (29).
Kolejnym krokiem ku przebudzeniu ma być według de Mello – jak sugeruje S. Krajski – otwarcie na to, co nowe (s. 122). Po tym stwierdzeniu krytyk chrześcijanina Wschodu znów przytacza cytat, nie komentując go. Trzeba przyznać, że tego rodzaju „krytyka” nic nie wnosi. Z pewnością już sam termin przebudzenie sugeruje jakiś „ruch” w naszej świadomości. Rzeczywistość jest w ciągłym ruchu, jeżeli więc chce się ją rozumieć, trzeba być na nią nieustannie otwartym i zdolnym do zakwestionowania jej dotychczasowego pojmowania. To jest warunek przebudzenia: „Aby to osiągnąć, trzeba porzucić wszystko, czego się nauczyło, by uzyskać umysł dziecka nieświadomego doświadczeń zaprogramowania z przeszłości, które tak bardzo przesłaniają nam rzeczywistość” (30).
Dalszym krokiem ku przebudzeniu jest w recepcji S. Krajskiego odrzucenie tego co jest w nas efektem prania mózgu i uzyskanie samoświadomości (por. s. 122). To przekonanie również nie jest poparte żadną analizą, a jedynie cytatem. Żeby się dowiedzieć, co mówi de Mello, wystarczy otworzyć Przebudzenie. Najbardziej kontrowersyjne twierdzenie, jakie wypowiedział de Mello, dotyczy męczenników, którzy mogą być ofiarami prania mózgu. De Mello nie powiedział, że „wszyscy męczennicy są ofiarami prania mózgu”, lecz: „Również rozmaici męczennicy wzbudzają we mnie przeróżne podejrzenia. Sądzę bowiem, że nierzadko są oni ofiarami prania mózgu” (31). Trzeba zauważyć, że gdyby ta wypowiedź miała charakter dogmatyczny, należałoby ją uznać za nieprecyzyjną, ponieważ de Mello nie wymienia nikogo z nazwiska, a poza tym nie mówi o męczennikach kanonizowanych. Tymczasem fakt męczeństwa może być wynikiem fanatyzmu, czyli tym samym braku pełnej świadomości. Posuwając się w swych wypowiedziach „tak daleko” de Mello akcentuje fakt ogromnego uwarunkowania naszej natury, co praktycznie nikogo nie omija, nawet świętych. Bardziej konkretny jest już następny zarzut:
Oswojony guru ukazuje teraz Ewangelię w swoim świetle. ‘Czym zatem jest Pismo Święte? Jest aluzją, kluczem, ale nie opisem. Fanatyzm jednego szczerze wierzącego, któremu wydaje się, że wie, powoduje o wiele więcej zła niż wspólny wysiłek dwustu łajdaków. Przerażenie ogarnia, gdy się widzi, co szczerze wierzący wyczyniają tylko dlatego, iż wydaje im się, że wiedzą. Czyż nie byłoby wspaniale żyć na świecie, gdzie wszyscy ludzie mówiliby: ‘Nie wiem’ (s. 126) (32).
W tym przypadku S. Krajski również nie podejmuje się analizy. Mamy wiedzieć, że takie podejście de Mello do tekstów objawionych jest złe i to wszystko. Tymczasem hinduski jezuita nie mówi nic innego od biblistów, którzy dowodzą, że prawda objawiona została „przefiltrowana” – mówiąc bardzo skrótowo – przez ludzki umysł, osadzony w konkretnym historycznym kontekście. Pismo św. rzeczywiście nie jest opisem Boga, lecz – jak znowu po swojemu, ale słusznie mówi de Mello – „aluzją”, „kluczem”, a nawet „palcem wskazującym na księżyc”. W odniesieniu do tego porównania palcem jest właśnie Pismo św., a księżycem – Bóg. De Mello mówi: „Pismo jest czymś wspaniałym. Jest wspomnianym palcem wskazującym na księżyc” (33). Dalej tłumaczy jak korzystać z Pisma św. w naszej drodze do Boga. Jednak to nie złe podejście do Pisma św. przez de Mello najbardziej niepokoi pana Krajskiego, lecz jego „metoda” w teologii, wyrażona w słowach „nie wiem”.
Do osób, które na Przebudzenie Anthony’ego de Mello zareagowały najostrzej, należy z pewnością ks. Bronisław Grulkowski. W jedynym z artykułów (34) (opublikowanym w kilku katolickich czasopismach) poddał on książkę hinduskiego jezuity – jak to niektórzy określają – „druzgocącej krytyce”, przedstawiając całą „litanię” standardowych zarzutów. Odpowiedział na nie ks. Henryk Pietras SJ, co z kolei wywołało reakcję ks. Grulkowskiego. Niżej postaram się powtórzyć treść tego swoistego trójgłosu.
I tak według ks. Grulkowskiego treść Przebudzenia jest kontrowersyjna, a nawet niebezpieczna dla naszej wiary. Książka została wydana przez Wydawnictwo „Rebis”, i ukazała się w serii „Z Wodnikiem”, co – według ks. Grulkowskiego – przesądza o związku jej treści z ideami ruchu New Age. Po przytoczeniu podstawowych informacji na temat tego ruchu autor dodaje, że jego zwolennicy powołują się również na Anthony’ego de Mello.
O tym, że ks. Grulkowski patrzy na wypowiedzi de Mello poprzez „wschodnie okulary” świadczy fakt, iż dostrzega on tylko to, że hinduski jezuita odwołuje się do myśli Wschodu i przytacza tylko (35) to, co jest zgodne z tradycją dalekowschodnią. Zdaniem ks. Grulkowskiego de Mello z jednej strony ukazuje pozytywną rolę myśli Dalekiego Wschodu, a z drugiej ujawnia krytykanckie podejście do tradycji chrześcijańskiej (36). Ks. Grulkowski zauważa w książce tendencje do relatywizowania katolickiej doktryny, a przede wszystkim nie zgadza się z wypowiedzią chrześcijanina Wschodu, że niektórzy męczennicy byli (również) ofiarami prania mózgu (37).
Dalsze zarzuty dotyczą znaku przebudzenia, którym jest brak troski o przyszłe (wieczne) życie. Zdaniem ks. Grulkowskiego de Mello naucza, że chrześcijaństwo odciąga od miłości (38), a także, że w Przebudzeniu zakwestionowany został sens cierpienia i tradycyjnej chrześcijańskiej ascezy, skrytykowany został także patriotyzm i dążenie do ideałów. Ks. Grulkowski uważa, że de Mello mało mówi o łasce, Bogu, grzechu i sakramentach, błędnie rozumie ideę emocjonalnego wyzwolenia się od innych ludzi, uprzedza człowieka do Kościoła, budzi wrogość do otoczenia, wyobcowuje człowieka z rodziny i społeczeństwa, uczy ucieczki od życia.
Ks. Grulkowski przypomina, iż buddyzm (i de Mello) zapomina, że doskonalenie i zbawienie bez Boga jest niemożliwe (zaraz też pojawia się wzmianka o pelagianizmie i New Age), co jest wystarczającym dowodem na to, że w swej ocenie hinduskiego jezuity kieruje się prostym sylogizmem, który scharakteryzowałem na początku tego rozdziału. Wnioski płynące z takiego rozumowania są bardzo łatwe do przewidzenia. I tak: buddyzm, pelagianizm i New Age głoszą samozbawienie („przesłanka większa”), wypowiedzi chrześcijanina Wschodu mają taki sam charakter („przesłanka mniejsza”), zatem hinduskiego jezuitę należy umieścić w łonie tego alternatywnego względem chrześcijaństwa nurtu religijnego („wniosek”). Ks. Grulkowski podkreśla, że w tego rodzaju przekonaniach nie jest odosobniony:
Jak stwierdził jednoznacznie ks. prof. T. Dajczer podczas ubiegłorocznego (tj. w 1992 r. – J.K.) sympozjum odbytego w listopadzie na KUL, a dotyczącego porównania medytacji dalekowschodniej i chrześcijańskiej, Przebudzenie jest „doskonałą” książką, mówiącą czym jest buddyzm i jak zostać buddystą. Wyraził przy tym zaskoczenie, że mimo tak jednoznacznej buddyjskiej treści nawet niektórzy katecheci zachęcają młodzież do kupowania tej książki (39).
W odpowiedzi na te zarzuty ks. Henryk Pietras SJ zauważa (40), że nie widzi powodu, „by pozwolić na szkalowanie autora, który wspomógł wiarę wielu ludzi”. W dalszej kolejności argumentuje, że de Mello nie przygotowywał osobiście Przebudzenia do druku. Gdyby bowiem tak było – twierdzą przede wszystkim indyjscy jezuici – tekst zostałby bardziej wygładzony i wycieniowany. „Książka ta – pisze ks. Pietras – jest w swej formie „bardzo szokująca”, co trafnie zauważył ks. Grulkowski. Wydaje mi się jednak, że jest to jego jedyne słuszne spostrzeżenie na ten temat”.
Ks. Pietras na podstawie analizy tekstu ks. Grulkowskiego zauważa, iż z założenia uważa on Anthony’ego de Mello za autora niebezpiecznego, czy wręcz heretyckiego, a dopiero potem szuka na to dowodów w jego książkach. Szczegółowe przytaczanie kontrargumentów wymagałoby kolejnego cytowania obu polemistów, jak również samego de Mello. Poprzestanę więc na przypomnieniu, że ks. Pietras przypomina o konieczności brania pod uwagę całego kontekstu wypowiedzi chrześcijanina Wschodu. De Mello mówi:
Również rozmaici męczennicy wzbudzają we mnie przeróżne podejrzenia. Sądzę bowiem, że nierzadko są oni ofiarami prania mózgu. Męczennicy mahometańscy, hinduscy, buddyjscy, chrześcijańscy są ofiarami prania mózgu!
Oto wbili sobie do głowy, że muszą umrzeć, gdyż śmierć jest czymś wspaniałym. Nie są w stanie pojąć, w czym rzecz, więc idą na to. Ale uwaga, nie wszyscy są tacy. Nie twierdzę bynajmniej, że wszyscy – choć nie wykluczam i takiej możliwości (41).
Ks. Pietras przypomina, że ks. Grulkowski zacytował tylko dwa zdania: „Męczennicy mahometańscy, hinduscy, buddyjscy, chrześcijańscy są ofiarami prania mózgu! Nie są w stanie pojąć, w czym rzecz, więc idą na to”. Słowo „nierzadko” użyte wcześniej oraz zdanie „Ale uwaga, nie wszyscy są tacy” znacznie łagodzą wypowiedź chrześcijanina Wschodu, a przynajmniej sprawiają, że nie jest ona tak jednoznaczna, jak by tego chciał ks. Grulkowski.
Myślę, że w tym miejscu warto jeszcze przypomnieć o tym, jak ks. Pietras widzi kwestię niedbałości „o to, co zdarzy się w przyszłym życiu”, którą ks. Grulkowski podniósł do rangi poważnego zarzutu. Ks. Pietras zauważa, że to przecież jest cytat z Życia (rozdz. 17, 2) św. Teresy z Avila, uznanej mistyczki i doktora Kościoła! De Mello zamieszcza te słowa w rozdziale „Iluzja nagrody”, w którym ciągle – choć to zaledwie jedna strona – powołuje się na mistyków chrześcijańskich. Wspomina także mistrzów Wschodu, których lubi i zna. Ale czy to źle, że w czymś zgadzają się między sobą mistycy różnych religii?
Na koniec swej wypowiedzi ks. Pietras przypomina, że częściej nie sam tekst, lecz jego interpretacja bywa heretycka. „Jeśli więc coś jest szkodliwe dla wiary – pisze w ostatnim zdaniu – to nie książki de Mello, nawet nie szokujące Przebudzenie, ale błędne ich odczytywanie, propagowane w prasie”.
Na odpowiedź ks. Grulkowskiego nie trzeba było długo czekać. W swym kolejnym artykule (42) podtrzymuje niektóre zarzuty stawiane Anthony’emu de Mello. Są jednak kwestie, w związku z którymi jego przekonania uległy pewnej ewolucji. Twardy, jednoznaczny, dogmatyczny ton nieomylnych „ortodoksyjnych” wypowiedzi ks. Grulkowskiego został „zmiękczony” takimi frazami jak: „religia często jest przeszkodą” (a nie: „jest przeszkodą”), „prawie zawsze” (a nie: „zawsze”), „prawie wcale” (a nie: „wcale”) oraz słowami: „pośrednio” (zamiast „bezpośrednio”), „implicite” (zamiast „explicite”). Przyjrzyjmy się jednak oryginalnym wypowiedziom katolickiego apologety:
Jeżeli chodzi o krytykanckie nastawienie wobec tradycji chrześcijańskiej to jest ono wyraźnie widoczne w „Przebudzeniu”. Różnymi przykładami niewłaściwych postaw chrześcijan o. de Mello ilustruje swoją tezę, że religia często jest przeszkodą na drodze do Boga. Ale dlaczego są to prawie zawsze przykłady z chrześcijaństwa? Dlaczego nie ma prawie wcale przykładów z innych religii? Rzeczywiście jest to krytykanctwo (widoczne także w tym, że o. de Mello odwołuje się nie tylko do faktów, ale także odpowiednio dobranych historyjek, powiedzonek itp.) i jednostronność, jednostronność ukierunkowana przeciw tradycji chrześcijańskiej.
Dlaczego hinduski jezuita w swych wypowiedziach powoływał się wyłącznie na przykłady z życia chrześcijan? Odpowiedź wydaje się bardzo prosta. Przebudzenie nie jest wykładem na temat religioznawstwa, czy nawet jakimś wywodem apologetycznym, lecz zapisem rekolekcji wygłoszonych do chrześcijan! Co może dać chrześcijanom skrytykowanie życia religijnego buddystów, czy hinduistów? Czy przyczyni się do ich własnego nawrócenia, które jest celem ćwiczeń rekolekcyjnych, czy może wręcz przeciwnie – do jeszcze większego zadufania z faktu posiadania „najlepszej cząstki” i rozgrzeszenia z braku starań o osobisty wzrost? Tak naprawdę jeżeli chodzi o krytykę, to de Mello – jako chrześcijanin – ma do niej prawo w pierwszej kolejności wobec chrześcijan.
Ks. Grulkowski wyjaśnia dalej:
Rzeczywiście to krytykanckie nastawienie autora „Przebudzenia” względem chrześcijaństwa streściłem (gdy chodzi o artykuł w „Rycerzu Niepokalanej”) przytaczając pytanie misjonarza z Indii, zacytowane przez o. de Mello: „Czy nie zdeprawowałeś ludzi czyniąc ich chrześcijanami?” Zarzut zawarty w tym pytaniu przejawia się często (raczej pośrednio niż bezpośrednio, implicite raczej niż explicite) w książce „Przebudzenie”.
Nieco dalej spotykamy się z kolejnym przyznaniem do „niezbyt właściwego” potraktowania niektórych kwestii, pomimo dalszej, konsekwentnej obrony pewnych przekonań:
O. de Mello przytacza na przykład scenę z filmu „Osiem i pół”, odwołuje się do Neila, twierdzi za nim, że przez każde oddziaływanie (zwłaszcza chrześcijańskie) wychowawcze „wywołujemy” w dziecku „diabła” itp. Zgadzam się z ks. Pietrasem, że metodologicznie dosłowne zacytowanie owego pytania było niezbyt właściwe, tym niemniej prawdziwe, gdyż w wielu (zwłaszcza ostatnich) rozdziałach „Przebudzenia” de Mello ukazuje wyłącznie negatywne skutki chrześcijańskich działań misyjnych i oddziaływań wychowawczych.
Dalsze wywody ks. Grulkowskiego dotyczą przywoływanej już kwestii „obojętności” w odniesieniu do życia przyszłego (wiecznego). Przypomina on, że de Mello mówi o niej w kontekście przebudzenia, św. Teresa zaś w odniesieniu do (doświadczenia) zjednoczenia z Bogiem. Według cytowanego autora zjednoczenie z Bogiem i przebudzenie to nie to samo, zatem ks. Pietras – jego zdaniem – nie powinien powoływać się na hiszpańską świętą, broniąc jakiejś tezy hinduskiego jezuity. Ks. Grulkowski jest przekonany, że o. de Mello wyraża swoje stwierdzenie w kontekście mówienia o tym, że nie wiemy, czym jest życie wieczne, więc nie warto się tym zajmować (swoisty agnostycyzm!); trzeba natomiast starać się „uchwycić” nieśmiertelność tu i teraz… Po cóż więc ks. Pietras odwołuje się do św. Teresy, skoro tak różne są znaczenia treści u niej i u o. de Mello oraz występują w tak różnych kontekstach? Czy po to, aby owemu zdaniu „na siłę” nadać chrześcijański sens?
Myślę, że nie ma większej potrzeby prowadzenia dalszych dociekań nad tym, kto w tej kwestii ma rację. Niech mi w tym miejscu będzie wolno wyrazić własne przekonanie na ten temat.Uważam, że kwestia jakiegokolwiek (nawet „swoistego”) agnostycyzmu nie wchodzi tutaj w rachubę. Nie chodzi również o jakieś rozstrzygnięcia na temat natury życia wiecznego. W swoim czasie (a raczej wieczności) poznamy ją w wyniku osobistego doświadczenia. Co jednak zrobić z teraźniejszością? W jaki sposób ją najlepiej przeżyć? De Mello – nie tylko w Przebudzeniu, ale także w innych swoich książkach – zdaje się przekonywać, iż należy przyjąć, że życie wieczne jest tutaj, że życie wieczne jest teraz. Tu i teraz stoję wobec Boga. Po przekroczeniu bramy śmierci stanę przed obliczem tego samego Boga. Lecz jak wtedy wypadnę, jeśli tu i teraz moje odniesienie do Niego będzie pozostawiało wiele do życzenia? Lepiej nie myśleć, co będzie potem i jak będzie wyglądało to życie, lecz tu i teraz z całego serca i wszystkich swych sił kochać Boga. Oto istota prawdziwej religijności.
Ostatnie słowo w artykule ks. Grulkowskiego dotyczy problemu cierpienia:
De Mello rzeczywiście kwestionuje sens cierpienia. Nawet cytowany przez ks. Pietrasa fragment wskazuje na to, że jedynym „sensem” cierpienia jest wskazywanie, że coś jest nie tak, a jedynym celem jest uwalnianie się od cierpienia poprzez wyzwalanie się od wywołujących je przywiązań i pożądań. Jedyną przyczyną cierpienia jest dla o. de Mello egoizm, koncentracja na „ja”. Nie ma więc w „Przebudzeniu” miejsca na pozytywne przyjęcie (a nie tylko uciekanie od niego) cierpienia, podjęcie go za innych. Dlatego właśnie według o. de Mello męczennicy są „ofiarami prania mózgu”, dlatego podkreśla on, że Chrystusa zabili ludzie (jego i ks. Pietrasa zdaniem głównie z powodów religijnych) – ani razu natomiast nie wskazuje na fakt, że Chrystus dobrowolnie i w pełni świadomie o f i a r o w a ł s i e b i e za ludzkość, dobrowolnie przyjął śmierć. Ale skoro się przyjmuje, że źródłem cierpienia jest tylko egoizm, skoro trzeba się uwalniać od emocjonalnych związków z innymi ludźmi, to trudno wskazywać tego typu fakty.
Cóż powiedzieć? Po pierwsze, de Mello rzeczywiście – sam to przyznaje – zajmuje się głównie psychiczną stroną cierpienia. Odwołuje się jednak – co jest łatwo wyczuwalne dla kogoś, kto nie jest a priori nastawiony na „nie” – do tego jego wymiaru, w którym każdy z nas sam ponosi za nie odpowiedzialność. Chrześcijanin Wschodu usiłuje nas skłonić (wyłącznie) do tego, byśmy podjęli odpowiedzialność za swoje cierpienie. Ktoś, kto to uczyni, nie będzie oskarżał za nie ani Boga, ani innych ludzi. Po drugie zaś każdy człowiek – i temu, mam nadzieję, nie zaprzeczy ks. Grulkowski – pragnie być wolny od cierpienia i w tym życiu i w przyszłym („Wieczny odpoczynek racz mu/jej dać, Panie!”). Nawet Jezus – Ten, który ofiarował za nas swoje życie! – pragnął być od niego wolny: „Ojcze, jeśli to możliwe, oddal ode mnie ten kielich…” Owszem, można i warto ofiarować swoje cierpienie (co nie zmienia faktu, że samo w sobie jest ono czymś złym) „za zbawienie świata”, jednak jest to możliwe dopiero wtedy, gdy się je niejako weźmie w posiadanie, przestając być w jego posiadaniu. Bowiem w cierpieniu jedni przeklinają, drudzy błogosławią. Myślę, że ktoś, kto postępuje według rad chrześcijanina Wschodu, z pomocą Bożą znajdzie się w gronie tych drugich.
To oczywiście nie wszystkie opinie, jakie w ciągu minionych lat można było znaleźć na temat Anthony’ego de Mello w prasie tak religijnej, jak i świeckiej. Myślę jednak, że nie ma potrzeby odwoływać się do każdej wzmianki, jaką można wynotować na ten temat, gdyż na podstawie tych kilku artykułów widać, że argumenty – tak z jednej, jak i z drugiej strony – powtarzają się. W takiej sytuacji można by jedynie przytoczyć więcej tytułów i więcej nazwisk, ostateczny zaś rezultat byłby taki sam. W związku z tym pozwolę sobie tę tak gorącą debatę sprzed dziesięciu lat, skoncentrowaną głównie na Przebudzeniu, podsumować „na korzyść” chrześcijanina Wschodu, przytaczając kilka spostrzeżeń ks. Jacka Bolewskiego SJ (43). W swoich refleksjach nawiązuje on zresztą do niektórych autorów wspomnianych przeze mnie w niniejszym rozdziale.
I tak ks. Bolewski przypomina, że na Przebudzenie najgłośniej reagują ci, „którzy widzą w o. de Mello kolejnego przedstawiciela New Age, a jego ‘Przebudzenie’ uważają za doskonałą książkę mówiącą, czym jest buddyzm i jak zostać buddystą” (s. 28). Według niego ci autorzy, którzy widzą w poglądach o. de Mello jedynie zagrożenie, zarzucają mu krytykanckie nastawienie wobec tradycji chrześcijańskiej. Owszem, jego krytyka dotyczy tendencji, którą oni sami reprezentują. Na szczęście chrześcijańska Tradycja jest szersza, prawdziwie katolicka – powszechna i otwarta na prawdę, gdziekolwiek się ona objawia (s. 29).
Innym ważnym tematem, na którym skoncentrowali się krytycy hinduskiego jezuity, jest kwestia grzechu pierworodnego. Zagadnienie to rozważyłem w jednym z poprzednich rozdziałów, w związku z czym w tym miejscu ograniczę się jedynie do przytoczenia fragmentu z artykułu ks. Bolewskiego. Punktem dla niżej przytoczonych słów było kwestionowanie ortodoksyjności hinduskiego jezuity w związku z odwołaniem się przez niego do wypowiedzi angielskiego pedagoga, A. S. Neilla. Ks. Bolewski wyjaśnia, że według de Mello tym, co w każdym człowieku najgłębsze, jest jego przekazana mu przez Boga dobra natura, stworzona na Jego własny obraz. Grzech pierworodny zaciemnia ten obraz, ale go nie niszczy. Można pokazać, że takie właśnie spojrzenie na grzech pierworodny jest zgodne z Pismem i pełniejsze od wyobrażeń, które w chrześcijańskiej tradycji pojawiły się dopiero później. A zatem krótkie uwagi de Mello nie tylko nie negują katolickiej nauki o grzechu pierworodnym, ale pozwalają na głębsze jej pojmowanie – właśnie dzięki temu, że nie absolutyzuje on pojęć, ale otwiera i odkrywa głębsze ich znaczenie na tle doświadczenia Boga, które zarówno w Piśmie Świętym jak i w Tradycji jest pierwszym i fundamentalnym źródłem Objawienia (s. 32).
Najważniejszy zarzut, który muszą wziąć pod uwagę czytelnicy Anthony’ego de Mello, dotyczy Jezusa Chrystusa i Jego miejsca w życiu człowieka. Zdaniem niektórych krytyków z Przebudzenia nie wynika, że w duchowym życiu człowieka Jezus odgrywa rolę większą, niż na przykład Budda. Ks. Bolewski podkreśla, że bezpośrednich odniesień do Jezusa jest w Przebudzeniu więcej, niż do jakiejkolwiek innej postaci. Jego zdaniem o nikim innym de Mello nie mówi tak, jak o Jezusie: „Zastrzeżenia mogą najwyżej budzić pewne wypowiedzi zrównujące jakby Jezusa z innymi ludźmi”. Wystarczy – za ks. Bolewskim – przywołać takie choćby „klasyczne” zdanie z Przebudzenia: „Jesteśmy inni – na przykład od kryminalistów różnimy się tylko tym, czego nie robimy, lub co robimy, ale nie różnimy się tym, czym jesteśmy. Jedyna różnica pomiędzy Jezusem a tymi innymi jest taka, że On był przebudzony, a oni nie” (44):
Mogłoby się wydawać – wyjaśnia ks. Bolewski – że tutaj de Mello posuwa się za daleko. Przecież w ujęciu chrześcijańskim Jezus był Synem Bożym, podczas gdy inni… Cóż, także inni ludzie są nazwani w Piśmie, i to już w Starym Testamencie, Synami Bożymi albo wręcz Bogami (por. J 10, 33 nn.). W czym zatem tkwi jedyność Jezusa? Czy de Mello ją neguje? Sam zwraca uwagę, że „przebudzenie”, które przypisuje Jezusowi, oznacza wolność od grzechu (151). Przyznajmy: nawet w tym miejscu może się wydawać, że w oczach de Mello wolność od grzechu nie wyróżnia wyłącznie Jezusa, ale cechuje każdego „przebudzonego”. Można więc najwyżej stwierdzić, że jedyność Jezusa nie jest tu nigdzie wyrażona jako jedność jednorodzonego Syna z boskim Ojcem. Nie wolno jednak powiedzieć, że ta jedność jest negowana. Po prostu raz jeszcze hinduski jezuita mówi więcej o tym, co nas z Jezusem łączy, pozostawiając określenie różnicy – i związanych z nią pojęć – teologom (s. 3132) (45).
Przypisy15) Stanisław Krajski, Masoneria polska i okolice, Warszawa 1997.16) Przebudzenie, dz. cyt., s. 151.17) Tamże, s. 56.18) Anthony de Mello, Wezwanie do miłości, PoznańKraków 1994, s. 22.19) …w hinduistycznym, ale także chrześcijańskim rozumieniu tego pojęcia: „Anonimowy mistyk angielski napisał książkę pod tytułem Obłok niewiedzy. Jest to znane dzieło chrześcijańskie. Pisze w nim: ‘Chcesz poznać Boga? Jest tylko jeden sposób poznania go, poprzez niewiedzę! Musisz pozostawić swój umysł i myśli poza sobą; dopiero wtedy będziesz mógł zrozumieć go sercem’” (Rozwiązać pęta, dz. cyt., s. 22).20) Przebudzenie, dz. cyt., s. 72.21) Por. tamże, s. 7078.22) Tamże, s. 7071.23) Por. tamże, s. 71.24) Tamże, s. 21.25) Tamże. 26) Tamże.27) Tomasz a Kempis, O naśladowaniu Chrystusa, Warszawa 1994, 1, XIII, 3; s. 36.28) Wezwanie do miłości, dz. cyt., s. 140.29) Tamże, s. 113.30) Tamże, s. 135.31) Przebudzenie, dz. cyt., s. 28.32) Tamże, s. 107108.33) Anthony de Mello, Rozwiązać pęta. Ćwiczenia prowadzące do osiągnięcia pełni życia, Warszawa 1997, s. 26.34) Ks. Bronisław Grulkowski, Niebezpieczne „Przebudzenie”, w: Rycerz Niepokalanej 2/1993, s. 5152.35) Słowo „tylko” przesądza o „obiektywności” ks. Grulkowskiego. Przecież de Mello powołuje się na św. Teresę (s. 69), św. Tomasza (s. 107), św. Katarzynę (s. 112), by wymienić tylko tych kilka odniesień.36) W rozdziale Błędnie pojęta religijność starałem się pokazać, że de Mello krytykuje wadliwe postawy religijne zarówno chrześcijan, jak i przedstawicieli innych tradycji, nie podejmując się oceny poszczególnych doktryn.37) Wracając po raz kolejny do tego tekstu trzeba się zgodzić, że w tym miejscu de Mello nieco się „zagalopował”. Można się jednak – jak to czyni ks. Grulkowski – trzymać „litery” tekstu, albo starać się wejść w jego „ducha”. Kontekstem dla tych słów jest wywód chrześcijanina Wschodu na temat naszych licznych uwarunkowań, które sprawiają, że jesteśmy egoistami. Poprzez te słowa de Mello chce nam powiedzieć, że egoizm może przyjąć postać bardzo subtelną i nawet najszlachetniejsze motywy mogą nim być skażone.38) „Według mnie – przyznał de Mello – Jezus ewidentnie nas nawoływał, abyśmy temu co najważniejsze przyznawali pierwszeństwo. Istota ludzka jest znacznie ważniejsza od szabatu” (Przebudzenie, s. 72).39) Ks. Bronisław Grulkowski, O „Przebudzeniu” – inaczej…, w: Niedziela 5/1993, s. 8.40) Ks. Henryk Pietras, Kto się boi „Przebudzenia”?, w: Tygodnik Powszechny 13/1993, s. 6.41) Przebudzenie, dz. cyt., s. 2728.42) Ks. Bronisław Grulkowski, W odpowiedzi na „Kto się boi ‘Przebudzenia’”?, w: Tygodnik Powszechny 18/1993, s. 13.BR>43) Ks. Jacek Bolewski, „Przebudzenie” i wiele hałasu… o nie, w: Przegląd Powszechny 78/ 1993, s. 1534.44) Przebudzenie, dz. cyt., s. 36.45) Podobnie – w odniesieniu do tych samych zarzutów – wypowiedział się nieco wcześniej ks. Henryk Pietras SJ. Napisał on, że w Przebudzeniu Anthony de Mello ukazuje Chrystusa „jako ostateczny cel człowieka, jako najlepszy wzorzec tego, co nazywa przebudzeniem. Chrystus jest ważniejszy od wszystkiego, także od religii. Przypomina, że Chrystusa zabili ludzie z powodów religijnych, gdyż bardziej byli przywiązani do swojej religii niż do Pana Boga. I tu prawdopodobnie leży główna przyczyna ataków na de Mello” (Kto się boi „Przebudzenia”?, art. cyt.).Powyższy artykuł pochodzi z książki “Co nam ofiarował chrześcijanin Wschodu? „Sprawozdanie” z lektury pism Anthony’ego de Mello”, która ukaże się nakładem Wydawnictwa KOS w Katowicach. Wydawnictwu i Autorowi dziękujemy za możliwość publikacji.