Magazyn

Anthony de Mello — chrześcijanin Wschodu (Część 2)


Antho­ny de Mel­lo – chrze­ści­ja­nin Wscho­du (Część 1)


Nie­zwy­kle poważ­nie w kry­ty­kę pism hin­du­skie­go jezu­ity zaan­ga­żo­wał się Sta­ni­sław Kraj­ski — częśc dru­ga “spra­woz­da­nia z lek­tu­ry pism Antho­ny­’e­go de Mel­lo”.


S. Kraj­ski bar­dzo dużo miej­sca poświę­cił A. de Mel­lo w swo­jej książ­ce na temat… maso­ne­rii! (15) Według nie­go „Mądrość Wscho­du” jest bar­dzo bli­ska ser­cu maso­ne­rii pol­skiej (por. s. 114). Już pierw­szy aka­pit roz­dzia­łu poświę­co­ne­go temu zagad­nie­niu („Mądrość Wscho­du” w Koście­le pol­skim) daje nie­dwu­znacz­nie do zro­zu­mie­nia, jakich wnio­sków moż­na się dalej spo­dzie­wać. Swo­je spo­strze­że­nia na temat spu­ści­zny hin­du­skie­go jezu­ity Sta­ni­sław Kraj­ski wyra­ził przy pomo­cy owe­go bar­dzo popu­lar­ne­go wśród prze­ciw­ni­ków de Mel­lo sylo­gi­zmu, o któ­rym już kil­ka­krot­nie wspo­mi­na­łem. Sche­mat rozu­mo­wa­nia war­szaw­skie­go apo­lo­ge­ty jest bar­dzo pro­sty: maso­ne­ria czer­pie z „Mądro­ści Wscho­du” („prze­słan­ka więk­sza”), a de Mel­lo jest tej­że mądro­ści wybit­nym przed­sta­wi­cie­lem („prze­słan­ka mniej­sza”). Wnio­sek nasu­wa się sam: de Mel­lo gło­si dok­try­nę masoń­ską (por. s. 125).


Od pana Kraj­skie­go dowia­du­je­my się o tym, że książ­ki Anthony’ego de Mel­lo, zwłasz­cza Prze­bu­dze­nie, moż­na zna­leźć zarów­no w księ­gar­niach kato­lic­kich (por. s. 118119), jak rów­nież w ezo­te­rycz­nych. Przy­zna­je on, że bywa w księ­gar­ni ezo­te­rycz­nej, w któ­rej pół­ki zasta­wio­ne są dzie­ła­mi z zakre­su teo­zo­fii, okul­ty­zmu, astro­lo­gii, bud­dy­zmu, jogi, dok­try­ny różo­krzy­żow­ców i kaba­ły: „Gdy pod­czas pierw­szej wizy­ty zapy­ta­łem wła­ści­ciel­kę, któ­rą z tych ksią­żek uwa­ża za naj­waż­niej­szą, za swe­go rodza­ju klucz do wszyst­kich pozo­sta­łych, natych­miast bez waha­nia zdję­ła z pół­ki ‘Prze­bu­dze­nie’ i wrę­czy­ła mi bez sło­wa” (s. 121). Ponie­waż w tej ezo­te­rycz­nej księ­gar­ni, pomię­dzy róż­ny­mi książ­ka­mi, było rów­nież Prze­bu­dze­nie, więc dla S. Kraj­skie­go spra­wa jest oczy­wi­sta: ta książ­ka nale­ży do nur­tu New Age. Widać rów­nież, że duże zna­cze­nie ma dla nie­go świa­to­po­gląd wła­ści­ciel­ki księ­gar­ni. Ponie­waż ona uwa­ża książ­kę de Mel­lo za klucz do ezo­te­rycz­nej mądro­ści, więc „nie­wąt­pli­wie” ta książ­ka takim klu­czem jest.


Sta­ni­sław Kraj­ski przy­po­mi­na, że nale­ży­my do Kościo­ła, zało­żo­ne­go przez same­go Boga, od któ­re­go otrzy­mał wszyst­kie środ­ki potrzeb­ne do zba­wie­nia. Tra­dy­cja Kościo­ła zacho­wa­ła wszel­kie moż­li­we doświad­cze­nie, potrzeb­ne na naszej dro­dze do Chry­stu­sa, doświad­cze­nie Ojców i Dok­to­rów Kościo­ła, a tak­że innych świę­tych: asce­tów i misty­ków, jak rów­nież kapła­nów, zakon­ni­ków i świec­kich, doświad­cze­nie zwe­ry­fi­ko­wa­ne i spraw­dzo­ne, któ­re­go owo­ce są zna­ne.


W tym kon­tek­ście moż­na powie­dzieć, że się­ga­nie teraz poza Kościół w poszu­ki­wa­niu nowych, innych, lep­szych dróg dla naszej reli­gij­no­ści, nasze­go myśle­nia i naszej prak­ty­ki, jest jakimś aktem bra­ku zaufa­nia do Kościo­ła, Tra­dy­cji, do same­go Ducha Świę­te­go, jest w jakimś sen­sie, grze­chem prze­ciw­ko Ducho­wi Świę­te­mu. Takie się­ga­nie poza Kościół jest też, jak wszyst­ko na to wska­zu­je, jakoś nie­pe­da­go­gicz­ne i nie­dusz­pa­ster­skie, nie­ostroż­ne, nie­bez­piecz­ne (s. 115).


W kon­tek­ście takich uwag war­to przy­po­mnieć, że Kościół sta­ra się pod­cho­dzić do wszyst­kich innych tra­dy­cji reli­gij­nych i filo­zo­ficz­nych pozy­tyw­nie, pra­gnie zna­leźć w nich praw­dę, a wska­zy­wa­nie fał­szu nie jest jego zasad­ni­czym „pro­gra­mem dzia­ła­nia”, lecz koniecz­no­ścią. Taką swo­ją posta­wę okre­ślił Kościół przede wszyst­kim w Dekla­ra­cji o sto­sun­ku do reli­gii nie­chrze­ści­jań­skich Nostra aeta­te i innych doku­men­tach sobo­ro­wych. S. Kraj­ski nato­miast odwra­ca ten porzą­dek, kon­cen­tru­jąc się wyłącz­nie na tym, co „inne”, „róż­ne” i trud­ne do zro­zu­mie­nia. Jego zda­niem w spu­ściź­nie hin­du­skie­go jezu­ity nie moż­na zna­leźć nic, co by było zgod­ne z nauką Kościo­ła. A prze­cież Ojco­wie Kościo­ła, na któ­rych powo­łu­je się S. Kraj­ski, naucza­ją, że Duch Świę­ty dzia­ła rów­nież poza widzial­ny­mi struk­tu­ra­mi Kościo­ła. Zada­niem teo­lo­ga jest uka­zy­wa­nie tego dzia­ła­nia. I tak wła­śnie czy­nił de Mel­lo.


Sta­ni­sław Kraj­ski zauwa­ża, iż wcią­ga­nie kato­li­ków w nurt „Mądro­ści Wscho­du” sta­ło się tak bole­snym pro­ble­mem, że wresz­cie 15 paź­dzier­ni­ka 1989 r. Kon­gre­ga­cja Nauki Wia­ry musia­ła wydać „List do bisku­pów Kościo­ła kato­lic­kie­go o nie­któ­rych aspek­tach medy­ta­cji chrze­ści­jań­skiej” (Ora­tio­nis for­mas) (s. 116). Trze­ba się zgo­dzić, że list ten rze­czy­wi­ście wska­zu­je na pewien nega­tyw­ny aspekt – prze­strze­ga przed zagro­że­nia­mi pły­ną­cy­mi z bez­kry­tycz­ne­go przyj­mo­wa­nia nie­któ­rych kon­cep­cji ducho­wych i prak­tycz­nych z kul­tu­ry dale­ko­wschod­niej, ale tak­że wska­zu­je na to, co jest w nich dobre i co moż­na przy­jąć dla wła­sne­go ducho­we­go wzbo­ga­ce­nia. W moim prze­ko­na­niu Antho­ny de Mel­lo odwo­ły­wał się tyl­ko do tego „dobre­go” wymia­ru wschod­niej ducho­wo­ści.


Według Sta­ni­sła­wa Kraj­skie­go pierw­szym zwia­stu­nem „Mądro­ści Wscho­du” w pol­skim Koście­le był ruch „Maitri”, a potem licz­ne publi­ka­cje, wśród któ­rych zna­la­zły się książ­ki Anthony’ego de Mel­lo (por. s. 118119). Jeden z cyto­wa­nych przez nie­go auto­rów „sytu­uje dok­try­nę de Mel­lo w samym cen­trum nauki ata­ku­ją­ce­go Pol­skę prze­siąk­nię­te­go ‘Mądro­ścią Wscho­du’ ruchu pogań­skie­go” (s. 119). S. Kraj­ski naj­wy­raź­niej zga­dza się z tą skraj­ną opi­nią, bo w prze­ciw­nym wypad­ku by jej nie przy­ta­czał. Zatem zgod­nie z prze­ko­na­nia­mi tych auto­rów Pol­skę ata­ku­je ruch pogań­ski, a pisar­stwo Anthony’ego de Mel­lo (a więc już nie samo tyl­ko Prze­bu­dze­nie, lecz cała jego dok­try­na) jest w cen­trum tego pogań­skie­go ruchu. Według nich bowiem chrze­ści­ja­nin Wscho­du stoi w sze­re­gu tych, któ­rzy sze­rzą pogań­skie idee, ci zaś, któ­rzy dają im posłuch, czy­nią to bez­kry­tycz­nie (por. s. 119120).


S. Kraj­ski stwier­dza, że „oswo­jo­ny guru” nie jest wca­le taki oswo­jo­ny, a łącze­nie tra­dy­cyj­nej misty­ki euro­pej­skiej z filo­zo­fią i misty­ką Wscho­du pro­wa­dzi do zde­cy­do­wa­ne­go zwy­cię­stwa tej dru­giej:


De Mel­lo mówi jak typo­wy repre­zen­tant „Mądro­ści Wscho­du” i to od same­go począt­ku, choć może nie zawsze to tak wyraź­nie widać. Kim­że jest dla nie­go Chry­stus? To tyl­ko „on”, ktoś o kim pisze się z małej lite­ry, ktoś kto w żaden spo­sób, istot­ny, nie róż­ni się od grzesz­ni­ków. Chry­stus róż­ni się od innych tyl­ko tym, że jest „prze­bu­dzo­ny”. De Mel­lo wprost mówi o pew­nej uni­wer­sal­nej nauce „Wszel­kich Świę­tych Ksiąg, wszyst­kich reli­gii, wszel­kiej misty­ki”. Czy kaba­li­ści, Różo­krzy­żow­cy, teo­zo­fo­wie czy wresz­cie maso­ni mówią o czymś innym? (s. 124125).


W odpo­wie­dzi na ten zarzut, trze­ba zapy­tać, kim dla de Mel­lo jest Jezus Chry­stus. Czy jest dla nie­go, jak dla św. Pio­tra, Mesja­szem, Synem Boga żywe­go (por. Mt16, 13)? Twier­dze­nie, że de Mel­lo patrzy na Jezu­sa poprzez „ducho­we oku­la­ry” Wscho­du, widząc w Nim tyl­ko dosko­na­łe­go, prze­bu­dzo­ne­go czło­wie­ka, mija się z praw­dą. Wystar­czy otwo­rzyć inne jego książ­ki, by się o tym prze­ko­nać. Tego jed­nak S. Kraj­ski nie czy­ni. Prze­bu­dze­nie ma nato­miast inny cel, niż uka­zy­wa­nie, kim jest Jezus dla czło­wie­ka. W tych reko­lek­cjach de Mel­lo sta­rał się wska­zać każ­de­mu słu­cha­czo­wi, co powi­nien on robić, by wzra­stać, a tym samym podo­bać się Bogu. Nie­mniej jed­nak i w tych jego reflek­sjach Jezus jest kimś wię­cej, niż wszy­scy misty­cy, do któ­rych auto­ry­te­tu de Mel­lo tak czę­sto się odwo­łu­je, choć praw­dą jest rów­nież to, że w Prze­bu­dze­niu zaak­cen­to­wa­ne jest bar­dziej czło­wie­czeń­stwo Jezu­sa, niż Jego bóstwo.


Ale praw­dą jest i to, że w przy­ję­tej przez chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du kon­wen­cji cen­niej­sze są ponie­kąd uwa­gi odwo­łu­ją­ce się do tych atry­bu­tów Jezu­sa, któ­re wyra­sta­ją z Jego czło­wie­czeń­stwa, bowiem tyl­ko takie­go Jezu­sa moż­na sta­wiać jako wzór do naśla­do­wa­nia. Prze­cież i Pismo św. nie akcen­tu­je nie­ustan­nie bóstwa Jezu­sa, lecz tak­że Jego czło­wie­czeń­stwo, w któ­rym może On się roz­wi­jać: „Jezus (…) czy­nił postę­py w mądro­ści, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2, 52). Logi­ka zasto­so­wa­na w tej książ­ce jest pro­sta: de Mel­lo patrzy na Jezu­sa w kon­tek­ście swo­jej nauki o prze­bu­dze­niu. Cho­ciaż nie wspo­mi­na wyraź­nie o bóstwie Jezu­sa, to jed­nak to, co o Nim mówi, wła­śnie na Jego boskiej natu­rze bazu­je. Bo jeże­li żaden czło­wiek nie jest na tyle prze­bu­dzo­ny, żeby wyzbyć się ego­izmu, to Jezus, sko­ro był od tej tak bar­dzo ludz­kiej skłon­no­ści wol­ny, sko­ro prze­kro­czył pod tym wzglę­dem ludz­kie moż­li­wo­ści, musiał być kimś wię­cej, niż tyl­ko czło­wie­kiem:


Nikt nie czy­ni zła w sta­nie świa­do­mo­ści. Dla­te­go wła­śnie teo­lo­go­wie mówią nam tak pięk­nie o tym, że Jezus nie mógł czy­nić zła. Ma to dla mnie głę­bo­ki sens, gdyż oso­ba oświe­co­na nie może czy­nić zła. Oso­ba oświe­co­na jest wol­na. Jezus był wol­ny i dla­te­go nie mógł (pod­kreśl. J.K.) czy­nić zła. A ponie­waż ty możesz (j.w.) czy­nić zło, nie jesteś wol­ny (16).


Stwier­dze­nie „nie mógł” w odnie­sie­niu do Jezu­sa oraz „ty możesz” w odnie­sie­niu do czło­wie­ka, mówią­ce o moż­li­wo­ści czy­nie­nia zła suge­ru­ją, że de Mel­lo roz­róż­nia pomię­dzy dosko­na­ło­ścią moral­ną, wła­ści­wą na przy­kład Bud­dzie, a dosko­na­ło­ścią z natu­ry, będą­cą udzia­łem wyłącz­nie Jezu­sa Chry­stu­sa. A poza tym nale­ży pamię­tać, że reko­lek­cyj­ne reflek­sje, wyda­ne pośmiert­nie pod tytu­łem Prze­bu­dze­nie, skie­ro­wa­ne były do księ­ży, któ­rym nie trze­ba koniecz­nie tłu­ma­czyć pod­staw kato­lic­kiej chry­sto­lo­gii.


De Mel­lo nie narzu­cał niko­mu żad­ne­go sys­te­mu wie­rzeń. Uczest­ni­cy pro­wa­dzo­nych przez nie­go reko­lek­cji mogą wie­rzyć w boską moc Jezu­sa lub nie. Jeden z nich, rela­cjo­nu­jąc wal­kę ze swy­mi nega­tyw­ny­mi uczu­cia­mi wzglę­dem innych, mówił że zwró­cił się do Jezu­sa: „Jezu, jak możesz mi pomóc?” Następ­nie dodał: „W chwi­lę póź­niej roz­pła­ka­łem się, gdy zda­łem sobie spra­wę, że Jezus umarł rów­nież za tych ludzi i że nie są oni win­ni tego, jaki­mi są” (17). Stwier­dze­nie, że Jezus umarł, odno­to­wu­je fakt histo­rycz­ny, nato­miast inter­pre­ta­cja, że „umarł (…) za tych ludzi” pod­kre­śla dogma­tycz­ne zna­cze­nie tego fak­tu, a tym samym chrze­ści­jań­ską wia­rę uczest­ni­ka reko­lek­cji. Jed­nak to nie Oso­ba Jezu­sa jest tema­tem kon­fe­ren­cji zawar­tych w Prze­bu­dze­niu, lecz przede wszyst­kim nasze nega­tyw­ne uczu­cia i spo­sób ich prze­zwy­cię­ża­nia. Nie moż­na więc wyma­gać od chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du, aby legi­ty­mo­wał się za każ­dym razem szcze­gó­ło­wo wyar­ty­ku­ło­wa­ną chry­sto­lo­gią.


S. Kraj­ski zauwa­ża, iż hin­du­ski jezu­ita twier­dzi, że prze­bu­dze­nie ludzi może spo­wo­do­wać znik­nię­cie zła w świe­cie, że pod­sta­wo­wym ele­men­tem tego prze­bu­dze­nia jest naby­cie pew­nej wie­dzy. De Mel­lo suge­ru­je, że tyl­ko ludzie, a nie sys­te­my, mogą być źli. Suge­ru­je tym samym, że każ­dy sys­tem może być dobry jeże­li tyl­ko reali­zu­ją go dobrzy ludzie. Waż­ne jest więc tyl­ko „prze­bu­dze­nie”. Prze­bu­dze­ni bud­dy­ści będą więc wspa­nia­li. Nie­prze­bu­dzo­ne chrze­ści­jań­stwo będzie złe. Nie waż­ne więc, suge­ru­je De Mel­lo, w co się wie­rzy. Waż­ne czy się jest wta­jem­ni­czo­nym czy nie. Czy nie jest to czy­stej wody dok­try­na masoń­ska? (s. 127).


Rze­czy­wi­ście de Mel­lo suge­ru­je, że prze­bu­dze­nie może przy­czy­nić się do znik­nię­cia zła w świe­cie:


Tyl­ko wte­dy doświad­czysz tej wewnętrz­nej wol­no­ści, z któ­rej powin­na wyra­stać wszel­ka rewo­lu­cja spo­łecz­na, ponie­waż to głę­bo­kie uczu­cie, ta pasja, któ­ra rodzi się w two­im ser­cu na widok zła sze­rzą­ce­go się w spo­łe­czeń­stwie i któ­ra zmu­sza cię do dzia­ła­nia, będzie spo­wo­do­wa­na nie two­im zapro­gra­mo­wa­niem lub two­im ego­izmem, lecz kon­tak­tem z rze­czy­wi­sto­ścią (18).


Trze­ba jed­nak pamię­tać, co wyni­ka z całe­go kon­tek­stu, a cze­go nie zauwa­ża S. Kraj­ski, że prze­bu­dze­nie to nie tyle naby­wa­nie pew­nej wie­dzy, ile oczysz­cza­nie swo­je­go spo­so­bu patrze­nia na rze­czy­wi­stość, otwar­cie się na nią, a nie poprze­sta­wa­nie na swo­ich prze­ko­na­niach o niej. Doty­czy to zarów­no rze­czy­wi­sto­ści stwo­rzo­nej, jak i same­go Stwór­cy. De Mel­lo nie ma na myśli „wie­dzy” (19), lecz „nie­wie­dzę” jako spo­sób podej­ścia: bez zało­żeń, bez uprzed­nio wycią­gnię­tych wnio­sków, bez patrze­nia na rze­czy­wi­stość przez pry­zmat wcze­śniej przy­ję­tych sądów o niej. De Mel­lo nie odrzu­ca teo­lo­gii, ale jest jed­no­cze­śnie prze­ko­na­ny, że nie wyja­śnia ona wszyst­kie­go do koń­ca: Bóg jest osta­tecz­nie Tajem­ni­cą.


Sta­ni­sław Kraj­ski docho­dzi jesz­cze do innych wnio­sków: „Prze­bu­dze­ni bud­dy­ści będą więc wspa­nia­li. Nie­prze­bu­dzo­ne chrze­ści­jań­stwo będzie złe”. Waż­ne jest, co z czym się porów­nu­je. Jeże­li bud­dy­stę z chrze­ści­ja­ni­nem, to na pew­no prze­bu­dzo­ny bud­dy­sta będzie lep­szy od nie­prze­bu­dzo­ne­go chrze­ści­ja­ni­na. Nato­miast jeśli porów­na­my bud­dyzm z chrze­ści­jań­stwem, czy­li dwa sys­te­my reli­gij­ne, to jeste­śmy wezwa­ni do uza­sad­nie­nia tej nadziei, któ­rą pokła­da­my w Chry­stu­sie (por. 1P 3, 15). Z roz­wa­żań de Mel­lo nigdy nie wyni­ka, żeby mu było wszyst­ko jed­no, w co się wie­rzy. Sta­ni­sła­wa Kraj­skie­go – i nie tyl­ko jego – obu­rza­ją zwłasz­cza te oto sło­wa chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du:


Tak już cza­sem bywa – stwier­dza – że Prze­naj­święt­szy Sakra­ment sta­je się waż­niej­szy niż sam Chry­stus. Reli­gij­ność sta­je się waż­niej­sza od miło­ści. Kościół waż­niej­szy od życia, waż­niej­szy od sąsia­da. I tak dalej. Tkwi w tym nie­bez­pie­czeń­stwo. Według mnie Jezus ewi­dent­nie nas nawo­ły­wał, aby­śmy temu co naj­waż­niej­sze przy­zna­wa­li pierw­szeń­stwo. Isto­ta ludz­ka jest znacz­nie waż­niej­sza os sza­ba­tu. Czy­nie­nie tego, o czym mówię, sta­wa­nie się tym, co wam wska­zu­ję, jest znacz­nie waż­niej­sze niż Pan (20).


„Czy nie jest to już – pyta war­szaw­ski apo­lo­ge­ta – to teo­zo­ficz­ne, masoń­skie ubó­stwie­nie czło­wie­ka?” (s. 125). Przede wszyst­kim jest to zno­wu frag­ment wyrwa­ny z kon­tek­stu, z dużo więk­szej cało­ści, z roz­dzia­łu Dobra reli­gia – anty­te­za nie­świa­do­mo­ści (21). Wystar­czy tyl­ko prze­czy­tać te zda­nia w duchu Ewan­ge­lii, żeby odczuć w nich jej puls. Jeże­li jed­nak ktoś patrzy na wszyst­ko zgod­nie z usta­lo­ny­mi wcze­śniej wnio­ska­mi, może w tych zda­niach dostrzec nawet dok­try­nę teo­zo­ficz­ną lub masoń­ską. De Mel­lo wyraź­nie pod­kre­śla, że moż­na być „prak­ty­ku­ją­cym, ale nie wie­rzą­cym”. W jego języ­ku zna­czy to: moż­na być czło­wie­kiem reli­gij­nym, ale nie kochać. Nie tyl­ko nie kochać bliź­nie­go, ale tak­że Boga. I wła­śnie przed tym pra­gnie ustrzec swo­ich słu­cha­czy:


Gdy prze­ma­wiam do hin­du­sów, mówię im: ‘Wasi kapła­ni nie będą tym zachwy­ce­ni (zauważ­cie, jaki jestem dziś rano ostroż­ny), ale Bóg, zgod­nie z nauką Jezu­sa Chry­stu­sa, był­by znacz­nie bar­dziej zado­wo­lo­ny, widząc waszą prze­mia­nę niż waszą reli­gij­ność. Był­by znacz­nie szczę­śliw­szy z powo­du waszej miło­ści niż z powo­du waszej ado­ra­cji’. A zwra­ca­jąc się do maho­me­tan, mówię: ‘Wasz Aja­tol­lah i wasi muł­ło­wie nie będą zachwy­ce­ni, gdy to usły­szą, ale Bóg znacz­nie bar­dziej będzie zado­wo­lo­ny, widząc, jak sta­je­cie się oso­ba­mi peł­ny­mi miło­ści, niż gdy mówi­cie: Panie, Panie!’ (22)


Trze­ba zauwa­żyć, że te zasa­dy odno­szą się przede wszyst­kim do chrze­ści­jan. Czy de Mel­lo musi to pod­kre­ślać? Czy nie wystar­czy, że odwo­łu­je się do Ewan­ge­lii? Wyda­je się, że nie­któ­re zarzu­ty bez­błęd­nie prze­wi­dział (a reak­cja S. Kraj­skie­go dobit­nie o tym świad­czy) i może dla­te­go był taki „ostroż­ny”. To pew­nie dla „zabez­pie­cze­nia” powo­łał się na „kar­dy­na­ła Mar­ti­nie­go, arcy­bi­sku­pa Medio­la­nu” (23), gdy chciał poka­zać jak w prak­ty­ce źle poję­ta reli­gij­ność, czy­li „nie­świa­do­mość” bie­rze górę nad miło­ścią. Wszyst­ko jest bar­dzo jasne i bar­dzo chrze­ści­jań­skie, tyl­ko S. Kraj­ski, obroń­ca (?) zdro­wej nauki Kościo­ła, nie potra­fi tego zro­zu­mieć i sytu­uje intu­icje de Mel­lo w łonie świa­to­po­glą­du masoń­skie­go, albo przy­naj­mniej w jego oko­li­cach.


Jeśli zaś cho­dzi o „meto­dycz­ną” kry­ty­kę de Mel­lo, to S. Kraj­ski naj­pierw cytu­je frag­ment Prze­bu­dze­nia (ze str. 89), mówią­cy, że „prze­bu­dze­nie to ducho­wość…”, a następ­nie zada­je pyta­nie: „W jaki spo­sób mamy się, według jezu­ic­kie­go guru, prze­bu­dzić? Od cze­go zacząć?” (s. 121). „Po pierw­sze mamy zaprze­stać złud­nych wyrze­czeń” (s. 121). Ten wnio­sek ze swej lek­tu­ry S. Kraj­ski opie­ra na kon­kret­nym frag­men­cie Prze­bu­dze­nia:


Cze­go się wyrze­kasz? Ile­kroć wyrze­kasz się cze­goś, wią­żesz się z tym na zawsze. Pewien guru z Indii twier­dzi, że kie­dy przy­cho­dzi do nie­go pro­sty­tut­ka, mówi wyłącz­nie o Bogu. – Mam dość życia, któ­re wio­dę – mówi. – Chcę Boga. I zawsze kie­dy odwie­dza go ksiądz, mówi jedy­nie o sek­sie. Widzisz więc, że jeśli wyrze­kasz się cze­goś, to zra­stasz się z tym na zawsze. Kie­dy coś zwal­czasz wią­żesz się z tym na wie­ki. Tak dłu­go jak z tym wal­czysz, tak też dłu­go dajesz temu moc. Dokład­nie taką moc, jak tę, któ­rą wkła­dasz w tę wal­kę. Doty­czy to komu­ni­zmu i wszyst­kie­go inne­go. Tak więc musisz „przy­jąć” swo­je demo­ny, bo kie­dy z nimi wal­czysz dajesz im siłę. Czy nikt ci dotąd o tym nie mówił? Kie­dy się cze­goś wyrze­kasz sta­jesz się z tym zwią­za­ny. Jedy­nym spo­so­bem aby się z tego wyzwo­lić, jest pod­dać się temu. Nie wyrze­kaj się nicze­go. Pod­daj się temu. Poj­mij praw­dzi­wą war­tość takie­go czy inne­go obiek­tu, a już nie będziesz musiał się go wyrze­kać. Po pro­stu odpad­nie od cie­bie (s. 121122) (24).


Sta­ni­sław Kraj­ski nie komen­tu­je jed­nak tego tek­stu. Naj­wy­raź­niej w jego prze­ko­na­niu mówi on sam za sie­bie, potwier­dza­jąc wysu­nię­tą przez nie­go tezę: mamy zaprze­stać złud­nych wyrze­czeń. Szko­da, że kry­tyk nie zacy­to­wał całe­go tek­stu na ten temat, zwłasz­cza trzech krót­kich, wpro­wa­dza­ją­cych zdań: „Ile­kroć usi­łu­jesz się cze­goś wyrzec, ule­gasz złu­dze­niu. Co ty na to? Napraw­dę ule­gasz złu­dze­niu” (25). To nie wyrze­cze­nie jest, według de Mel­lo, złu­dze­niem, lecz prze­ko­na­nie, że wyrze­cze­nie coś pozy­tyw­ne­go przy­nie­sie. Takie wyrze­cze­nie, jakie kry­ty­ku­je de Mel­lo, jest bar­dzo bole­sne, a to, co boli, na pew­no jest bar­dzo real­ne. Cho­dzi tu nato­miast o to, aby zro­zu­mieć, że to, do cze­go jeste­śmy tak bar­dzo przy­wią­za­ni, jest w rze­czy­wi­sto­ści „mar­no­ścią nad mar­no­ścia­mi”. De Mel­lo chce nas wła­śnie o tym prze­ko­nać. Gdy to zro­zu­mie­my, doświad­czy­my sta­nu, o któ­rym pisze św. Paweł: „… wszyst­ko uzna­ję za stra­tę ze wzglę­du na naj­wyż­szą war­tość pozna­nia Chry­stu­sa Jezu­sa, Pana moje­go. Dla Nie­go wyzu­łem się ze wszyst­kie­go i uzna­ję to za śmie­ci, byle­bym pozy­skał Chry­stu­sa…” (Flp 3, 8).


W tym miej­scu war­to przy­to­czyć dal­szy frag­ment wywo­du de Mel­lo, któ­ry S. Kraj­ski pomi­nął:


Ale oczy­wi­ście, jeśli tego nie dostrze­gasz, jeśli nadal jesteś zahip­no­ty­zo­wa­ny, to uwa­żasz, że nie będziesz szczę­śli­wy bez tego czy tam­te­go. Jed­nym sło­wem – ugrzę­złeś. Cze­go ci nato­miast potrze­ba? Bynaj­mniej nie tego, cze­go żąda tak zwa­na „ducho­wość”, a mia­no­wi­cie skło­nie­nia cię do podej­mo­wa­nia ofiar i wyrze­czeń. To nic nie da. Cią­gle pogrą­żo­ny jesteś we śnie. Potrze­ba ci nade wszyst­ko rozu­mie­nia, rozu­mie­nia i jesz­cze raz rozu­mie­nia. Jeśli zro­zu­miesz, pożą­da­nie po pro­stu znik­nie. Inny­mi sło­wy: jeśli się obu­dzisz, to pra­gnie­nie prze­sta­nie ci doku­czać (26).


De Mel­lo poru­sza ten sam pro­blem, któ­re­go dotknął św. Paweł, mimo że posłu­gu­je się innym języ­kiem i nie czy­ni tego w bez­po­śred­nim odnie­sie­niu do Jezu­sa. Wska­zu­je jed­nak na kon­kret­ne, uni­wer­sal­ne pra­wo ducho­we: gdy pozna­je­my więk­szą war­tość, z łatwo­ścią rezy­gnu­je­my z tego, za czym bie­ga­li­śmy do tej pory i uzna­je­my to za śmie­ci. Nikt jesz­cze nie wyrzekł się grze­chu bez odnie­sie­nia do Jezu­sa. Pio­tro­wi nie było trud­no pozo­sta­wić swo­ją łódź, gdy zro­zu­miał, kim jest Jezus. Nawet wte­dy, gdy docho­dzi do pew­ne­go waha­nia co do słusz­no­ści wybra­nej dro­gi (wewnętrz­nej posta­wy), wyra­żo­ne­go w sło­wach: „Oto my opu­ści­li­śmy wszyst­ko i poszli­śmy za Tobą”, Piotr sły­szy odpo­wiedź Jezu­sa: „Zapraw­dę, powia­dam wam: Nikt nie opusz­cza domu, bra­ci, sióstr, mat­ki, ojca, dzie­ci i pól z powo­du Mnie i z powo­du Ewan­ge­lii, żeby nie otrzy­mał sto­kroć wię­cej teraz, w tym cza­sie (…), a życia wiecz­ne­go w cza­sie przy­szłym” (Mk 10, 2830).


W wyni­ku tak posta­wio­ne­go pro­ble­mu trud­no mówić o wyrze­cze­niu ze stro­ny Pio­tra i innych apo­sto­łów. Jezus pozwa­la im zro­zu­mieć, co przez to zysku­ją i wyrze­cze­nie się tego wszyst­kie­go wca­le nie jest bole­sne i nie wyma­ga wiel­kiej wal­ki z wła­sny­mi pożą­da­nia­mi. Dokład­nie ten sam pro­ces ducho­wy przed­sta­wia de Mel­lo, lecz w nie­co szer­szej – nie wyłącz­nie chrze­ści­jań­skiej per­spek­ty­wie. Ten pro­ces roz­wo­ju ducho­we­go doty­czy wszyst­kich ludzi reli­gij­nych, chrze­ści­ja­ni­na zaś z tą róż­ni­cą, że musi on go reali­zo­wać w odnie­sie­niu do Chry­stu­sa i Ewan­ge­lii. De Mel­lo nie wymie­nia Chry­stu­sa jako punk­tu odnie­sie­nia, gdyż kon­cen­tru­je się zasad­ni­czo na samym pro­ce­sie ducho­wym. Czyż nie przy­znał­by racji chrze­ści­ja­ni­no­wi Wscho­du cyto­wa­ny już kil­ka­krot­nie Tomasz a Kem­pis, któ­ry mówi, że:


Czło­wiek nie może być bez­piecz­ny od pokus, dopó­ki żyje, ponie­waż to w nas samych tkwi źró­dło poku­sy, jako że uro­dzi­li­śmy się z pożą­da­nia. Led­wo odrzu­ca­my jed­ną poku­sę i udrę­kę, a już nad­cią­ga dru­ga i cią­gle mamy powód do cier­pie­nia, bo utra­ci­li­śmy zdol­ność praw­dzi­we­go szczę­ścia. Nie­któ­rzy, ucie­ka­jąc od pokus, wpa­da­ją w nie jesz­cze głę­biej. Uciecz­ka nie pro­wa­dzi do zwy­cię­stwa; tyl­ko cier­pli­wo­ścią i poko­rą może­my oka­zać się sil­niej­si od tych naszych wro­gów (27).


Czy to wyzna­nie śre­dnio­wiecz­ne­go, „orto­dok­syj­ne­go” asce­ty tak bar­dzo róż­ni się od wypo­wie­dzi współ­cze­sne­go chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du? Czyż obaj nie doty­ka­ją tego same­go pro­ble­mu? Czy usil­ne wyrze­ka­nie się cze­goś (de Mel­lo) to nie wal­ka z poku­są (a Kem­pis)? „Kie­dy się cze­goś wyrze­kasz, sta­jesz się z tym zwią­za­ny” (de Mel­lo). „Nie­któ­rzy, ucie­ka­jąc od pokus, wpa­da­ją w nie jesz­cze głę­biej” (a Kem­pis). Co więc nale­ży zro­bić? Z cier­pli­wo­ścią i poko­rą (a Kem­pis) zro­zu­mieć (de Mel­lo), że tak napraw­dę nie ma cze­go pra­gnąć, gdyż to wszyst­ko to nic inne­go jak „świat”, „śmie­ci”, „war­to­ści zewnętrz­ne”, któ­re nie mają zna­cze­nia, gdy się je zesta­wi z „rze­czy­wi­sto­ścią ducho­wą”, nawet gdy­by nie była ona poj­mo­wa­na stric­te po chrze­ści­jań­sku.


War­to się zasta­no­wić, czy i dla­cze­go de Mel­lo pod­da­je pod wąt­pli­wość war­tość wysił­ku w celu uzy­ska­nia prze­mia­ny ducho­wej. „Wysi­łek może zmie­nić zacho­wa­nie, ale nie zmie­nia oso­by” (28). Jeśli na przy­kład ktoś bar­dzo wysi­la się, aby „dać przy­kład”, to zna­czy, że posta­wa, któ­rą uka­zu­je innym, nie jest auten­tycz­na, a co za tym idzie – jest ona bez­war­to­ścio­wa. Poza tym de Mel­lo wca­le nie twier­dzi, że taki pro­ces utrzy­my­wa­nia „peł­nej” świa­do­mo­ści, dzię­ki cze­mu odpa­da­ją od nas „śmie­ci”, jest łatwy. Szczę­śli­wy jest tyl­ko ten, kto kocha, zaś żeby kochać praw­dzi­wie, trze­ba pod­jąć ascezę,trzeba sta­wić czo­ło wzbu­rzo­nym falom mórz przy­wią­zań, jeśli ma się przy­być do kra­iny miło­ści. Nie­któ­rzy ludzie, nigdy nie wyru­sza­jąc w tę podróż mor­ską, prze­ko­na­li samych sie­bie, że już dopły­nę­li do celu. Trze­ba mieć spraw­ne cia­ło, dobry wzrok, zanim miecz wyko­na swą pra­cę. Świat miło­ści może powstać tyl­ko świa­do­mie i nie łudź­cie się, to moż­na osią­gnąć jedy­nie prze­mo­cą. Tyl­ko gwał­tow­ni­cy zdo­by­wa­ją to kró­le­stwo (29).


Kolej­nym kro­kiem ku prze­bu­dze­niu ma być według de Mel­lo – jak suge­ru­je S. Kraj­ski – otwar­cie na to, co nowe (s. 122). Po tym stwier­dze­niu kry­tyk chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du znów przy­ta­cza cytat, nie komen­tu­jąc go. Trze­ba przy­znać, że tego rodza­ju „kry­ty­ka” nic nie wno­si. Z pew­no­ścią już sam ter­min prze­bu­dze­nie suge­ru­je jakiś „ruch” w naszej świa­do­mo­ści. Rze­czy­wi­stość jest w cią­głym ruchu, jeże­li więc chce się ją rozu­mieć, trze­ba być na nią nie­ustan­nie otwar­tym i zdol­nym do zakwe­stio­no­wa­nia jej dotych­cza­so­we­go poj­mo­wa­nia. To jest waru­nek prze­bu­dze­nia: „Aby to osią­gnąć, trze­ba porzu­cić wszyst­ko, cze­go się nauczy­ło, by uzy­skać umysł dziec­ka nie­świa­do­me­go doświad­czeń zapro­gra­mo­wa­nia z prze­szło­ści, któ­re tak bar­dzo prze­sła­nia­ją nam rze­czy­wi­stość” (30).


Dal­szym kro­kiem ku prze­bu­dze­niu jest w recep­cji S. Kraj­skie­go odrzu­ce­nie tego co jest w nas efek­tem pra­nia mózgu i uzy­ska­nie samo­świa­do­mo­ści (por. s. 122). To prze­ko­na­nie rów­nież nie jest popar­te żad­ną ana­li­zą, a jedy­nie cyta­tem. Żeby się dowie­dzieć, co mówi de Mel­lo, wystar­czy otwo­rzyć Prze­bu­dze­nie. Naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­ne twier­dze­nie, jakie wypo­wie­dział de Mel­lo, doty­czy męczen­ni­ków, któ­rzy mogą być ofia­ra­mi pra­nia mózgu. De Mel­lo nie powie­dział, że „wszy­scy męczen­ni­cy są ofia­ra­mi pra­nia mózgu”, lecz: „Rów­nież roz­ma­ici męczen­ni­cy wzbu­dza­ją we mnie prze­róż­ne podej­rze­nia. Sądzę bowiem, że nie­rzad­ko są oni ofia­ra­mi pra­nia mózgu” (31). Trze­ba zauwa­żyć, że gdy­by ta wypo­wiedź mia­ła cha­rak­ter dogma­tycz­ny, nale­ża­ło­by ją uznać za nie­pre­cy­zyj­ną, ponie­waż de Mel­lo nie wymie­nia niko­go z nazwi­ska, a poza tym nie mówi o męczen­ni­kach kano­ni­zo­wa­nych. Tym­cza­sem fakt męczeń­stwa może być wyni­kiem fana­ty­zmu, czy­li tym samym bra­ku peł­nej świa­do­mo­ści. Posu­wa­jąc się w swych wypo­wie­dziach „tak dale­ko” de Mel­lo akcen­tu­je fakt ogrom­ne­go uwa­run­ko­wa­nia naszej natu­ry, co prak­tycz­nie niko­go nie omi­ja, nawet świę­tych. Bar­dziej kon­kret­ny jest już następ­ny zarzut:


Oswo­jo­ny guru uka­zu­je teraz Ewan­ge­lię w swo­im świe­tle. ‘Czym zatem jest Pismo Świę­te? Jest alu­zją, klu­czem, ale nie opi­sem. Fana­tyzm jed­ne­go szcze­rze wie­rzą­ce­go, któ­re­mu wyda­je się, że wie, powo­du­je o wie­le wię­cej zła niż wspól­ny wysi­łek dwu­stu łaj­da­ków. Prze­ra­że­nie ogar­nia, gdy się widzi, co szcze­rze wie­rzą­cy wyczy­nia­ją tyl­ko dla­te­go, iż wyda­je im się, że wie­dzą. Czyż nie było­by wspa­nia­le żyć na świe­cie, gdzie wszy­scy ludzie mówi­li­by: ‘Nie wiem’ (s. 126) (32).


W tym przy­pad­ku S. Kraj­ski rów­nież nie podej­mu­je się ana­li­zy. Mamy wie­dzieć, że takie podej­ście de Mel­lo do tek­stów obja­wio­nych jest złe i to wszyst­ko. Tym­cza­sem hin­du­ski jezu­ita nie mówi nic inne­go od bibli­stów, któ­rzy dowo­dzą, że praw­da obja­wio­na zosta­ła „prze­fil­tro­wa­na” – mówiąc bar­dzo skró­to­wo – przez ludz­ki umysł, osa­dzo­ny w kon­kret­nym histo­rycz­nym kon­tek­ście. Pismo św. rze­czy­wi­ście nie jest opi­sem Boga, lecz – jak zno­wu po swo­je­mu, ale słusz­nie mówi de Mel­lo – „alu­zją”, „klu­czem”, a nawet „pal­cem wska­zu­ją­cym na księ­życ”. W odnie­sie­niu do tego porów­na­nia pal­cem jest wła­śnie Pismo św., a księ­ży­cem – Bóg. De Mel­lo mówi: „Pismo jest czymś wspa­nia­łym. Jest wspo­mnia­nym pal­cem wska­zu­ją­cym na księ­życ” (33). Dalej tłu­ma­czy jak korzy­stać z Pisma św. w naszej dro­dze do Boga. Jed­nak to nie złe podej­ście do Pisma św. przez de Mel­lo naj­bar­dziej nie­po­koi pana Kraj­skie­go, lecz jego „meto­da” w teo­lo­gii, wyra­żo­na w sło­wach „nie wiem”.


Do osób, któ­re na Prze­bu­dze­nie Anthony’ego de Mel­lo zare­ago­wa­ły naj­ostrzej, nale­ży z pew­no­ścią ks. Bro­ni­sław Grul­kow­ski. W jedy­nym z arty­ku­łów (34) (opu­bli­ko­wa­nym w kil­ku kato­lic­kich cza­so­pi­smach) pod­dał on książ­kę hin­du­skie­go jezu­ity – jak to nie­któ­rzy okre­śla­ją – „dru­zgo­cą­cej kry­ty­ce”, przed­sta­wia­jąc całą „lita­nię” stan­dar­do­wych zarzu­tów. Odpo­wie­dział na nie ks. Hen­ryk Pie­tras SJ, co z kolei wywo­ła­ło reak­cję ks. Grul­kow­skie­go. Niżej posta­ram się powtó­rzyć treść tego swo­iste­go trój­gło­su.


I tak według ks. Grul­kow­skie­go treść Prze­bu­dze­nia jest kon­tro­wer­syj­na, a nawet nie­bez­piecz­na dla naszej wia­ry. Książ­ka zosta­ła wyda­na przez Wydaw­nic­two „Rebis”, i uka­za­ła się w serii „Z Wod­ni­kiem”, co – według ks. Grul­kow­skie­go – prze­są­dza o związ­ku jej tre­ści z ide­ami ruchu New Age. Po przy­to­cze­niu pod­sta­wo­wych infor­ma­cji na temat tego ruchu autor doda­je, że jego zwo­len­ni­cy powo­łu­ją się rów­nież na Anthony’ego de Mel­lo.


O tym, że ks. Grul­kow­ski patrzy na wypo­wie­dzi de Mel­lo poprzez „wschod­nie oku­la­ry” świad­czy fakt, iż dostrze­ga on tyl­ko to, że hin­du­ski jezu­ita odwo­łu­je się do myśli Wscho­du i przy­ta­cza tyl­ko (35) to, co jest zgod­ne z tra­dy­cją dale­ko­wschod­nią. Zda­niem ks. Grul­kow­skie­go de Mel­lo z jed­nej stro­ny uka­zu­je pozy­tyw­ną rolę myśli Dale­kie­go Wscho­du, a z dru­giej ujaw­nia kry­ty­kanc­kie podej­ście do tra­dy­cji chrze­ści­jań­skiej (36). Ks. Grul­kow­ski zauwa­ża w książ­ce ten­den­cje do rela­ty­wi­zo­wa­nia kato­lic­kiej dok­try­ny, a przede wszyst­kim nie zga­dza się z wypo­wie­dzią chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du, że nie­któ­rzy męczen­ni­cy byli (rów­nież) ofia­ra­mi pra­nia mózgu (37).


Dal­sze zarzu­ty doty­czą zna­ku prze­bu­dze­nia, któ­rym jest brak tro­ski o przy­szłe (wiecz­ne) życie. Zda­niem ks. Grul­kow­skie­go de Mel­lo naucza, że chrze­ści­jań­stwo odcią­ga od miło­ści (38), a tak­że, że w Prze­bu­dze­niu zakwe­stio­no­wa­ny został sens cier­pie­nia i tra­dy­cyj­nej chrze­ści­jań­skiej asce­zy, skry­ty­ko­wa­ny został tak­że patrio­tyzm i dąże­nie do ide­ałów. Ks. Grul­kow­ski uwa­ża, że de Mel­lo mało mówi o łasce, Bogu, grze­chu i sakra­men­tach, błęd­nie rozu­mie ideę emo­cjo­nal­ne­go wyzwo­le­nia się od innych ludzi, uprze­dza czło­wie­ka do Kościo­ła, budzi wro­gość do oto­cze­nia, wyob­co­wu­je czło­wie­ka z rodzi­ny i spo­łe­czeń­stwa, uczy uciecz­ki od życia.


Ks. Grul­kow­ski przy­po­mi­na, iż bud­dyzm (i de Mel­lo) zapo­mi­na, że dosko­na­le­nie i zba­wie­nie bez Boga jest nie­moż­li­we (zaraz też poja­wia się wzmian­ka o pela­gia­ni­zmie i New Age), co jest wystar­cza­ją­cym dowo­dem na to, że w swej oce­nie hin­du­skie­go jezu­ity kie­ru­je się pro­stym sylo­gi­zmem, któ­ry scha­rak­te­ry­zo­wa­łem na począt­ku tego roz­dzia­łu. Wnio­ski pły­ną­ce z takie­go rozu­mo­wa­nia są bar­dzo łatwe do prze­wi­dze­nia. I tak: bud­dyzm, pela­gia­nizm i New Age gło­szą samo­zba­wie­nie („prze­słan­ka więk­sza”), wypo­wie­dzi chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du mają taki sam cha­rak­ter („prze­słan­ka mniej­sza”), zatem hin­du­skie­go jezu­itę nale­ży umie­ścić w łonie tego alter­na­tyw­ne­go wzglę­dem chrze­ści­jań­stwa nur­tu reli­gij­ne­go („wnio­sek”). Ks. Grul­kow­ski pod­kre­śla, że w tego rodza­ju prze­ko­na­niach nie jest odosob­nio­ny:


Jak stwier­dził jed­no­znacz­nie ks. prof. T. Daj­czer pod­czas ubie­gło­rocz­ne­go (tj. w 1992 r. – J.K.) sym­po­zjum odby­te­go w listo­pa­dzie na KUL, a doty­czą­ce­go porów­na­nia medy­ta­cji dale­ko­wschod­niej i chrze­ści­jań­skiej, Prze­bu­dze­nie jest „dosko­na­łą” książ­ką, mówią­cą czym jest bud­dyzm i jak zostać bud­dy­stą. Wyra­ził przy tym zasko­cze­nie, że mimo tak jed­no­znacz­nej bud­dyj­skiej tre­ści nawet nie­któ­rzy kate­che­ci zachę­ca­ją mło­dzież do kupo­wa­nia tej książ­ki (39).


W odpo­wie­dzi na te zarzu­ty ks. Hen­ryk Pie­tras SJ zauwa­ża (40), że nie widzi powo­du, „by pozwo­lić na szka­lo­wa­nie auto­ra, któ­ry wspo­mógł wia­rę wie­lu ludzi”. W dal­szej kolej­no­ści argu­men­tu­je, że de Mel­lo nie przy­go­to­wy­wał oso­bi­ście Prze­bu­dze­nia do dru­ku. Gdy­by bowiem tak było – twier­dzą przede wszyst­kim indyj­scy jezu­ici – tekst został­by bar­dziej wygła­dzo­ny i wycie­nio­wa­ny. „Książ­ka ta – pisze ks. Pie­tras – jest w swej for­mie „bar­dzo szo­ku­ją­ca”, co traf­nie zauwa­żył ks. Grul­kow­ski. Wyda­je mi się jed­nak, że jest to jego jedy­ne słusz­ne spo­strze­że­nie na ten temat”.


Ks. Pie­tras na pod­sta­wie ana­li­zy tek­stu ks. Grul­kow­skie­go zauwa­ża, iż z zało­że­nia uwa­ża on Anthony’ego de Mel­lo za auto­ra nie­bez­piecz­ne­go, czy wręcz here­tyc­kie­go, a dopie­ro potem szu­ka na to dowo­dów w jego książ­kach. Szcze­gó­ło­we przy­ta­cza­nie kontr­ar­gu­men­tów wyma­ga­ło­by kolej­ne­go cyto­wa­nia obu pole­mi­stów, jak rów­nież same­go de Mel­lo. Poprze­sta­nę więc na przy­po­mnie­niu, że ks. Pie­tras przy­po­mi­na o koniecz­no­ści bra­nia pod uwa­gę całe­go kon­tek­stu wypo­wie­dzi chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du. De Mel­lo mówi:


Rów­nież roz­ma­ici męczen­ni­cy wzbu­dza­ją we mnie prze­róż­ne podej­rze­nia. Sądzę bowiem, że nie­rzad­ko są oni ofia­ra­mi pra­nia mózgu. Męczen­ni­cy maho­me­tań­scy, hin­du­scy, bud­dyj­scy, chrze­ści­jań­scy są ofia­ra­mi pra­nia mózgu!


Oto wbi­li sobie do gło­wy, że muszą umrzeć, gdyż śmierć jest czymś wspa­nia­łym. Nie są w sta­nie pojąć, w czym rzecz, więc idą na to. Ale uwa­ga, nie wszy­scy są tacy. Nie twier­dzę bynaj­mniej, że wszy­scy – choć nie wyklu­czam i takiej moż­li­wo­ści (41).


Ks. Pie­tras przy­po­mi­na, że ks. Grul­kow­ski zacy­to­wał tyl­ko dwa zda­nia: „Męczen­ni­cy maho­me­tań­scy, hin­du­scy, bud­dyj­scy, chrze­ści­jań­scy są ofia­ra­mi pra­nia mózgu! Nie są w sta­nie pojąć, w czym rzecz, więc idą na to”. Sło­wo „nie­rzad­ko” uży­te wcze­śniej oraz zda­nie „Ale uwa­ga, nie wszy­scy są tacy” znacz­nie łago­dzą wypo­wiedź chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du, a przy­naj­mniej spra­wia­ją, że nie jest ona tak jed­no­znacz­na, jak by tego chciał ks. Grul­kow­ski.


Myślę, że w tym miej­scu war­to jesz­cze przy­po­mnieć o tym, jak ks. Pie­tras widzi kwe­stię nie­dba­ło­ści „o to, co zda­rzy się w przy­szłym życiu”, któ­rą ks. Grul­kow­ski pod­niósł do ran­gi poważ­ne­go zarzu­tu. Ks. Pie­tras zauwa­ża, że to prze­cież jest cytat z Życia (rozdz. 17, 2) św. Tere­sy z Avi­la, uzna­nej mistycz­ki i dok­to­ra Kościo­ła! De Mel­lo zamiesz­cza te sło­wa w roz­dzia­le „Ilu­zja nagro­dy”, w któ­rym cią­gle – choć to zale­d­wie jed­na stro­na – powo­łu­je się na misty­ków chrze­ści­jań­skich. Wspo­mi­na tak­że mistrzów Wscho­du, któ­rych lubi i zna. Ale czy to źle, że w czymś zga­dza­ją się mię­dzy sobą misty­cy róż­nych reli­gii?


Na koniec swej wypo­wie­dzi ks. Pie­tras przy­po­mi­na, że czę­ściej nie sam tekst, lecz jego inter­pre­ta­cja bywa here­tyc­ka. „Jeśli więc coś jest szko­dli­we dla wia­ry – pisze w ostat­nim zda­niu – to nie książ­ki de Mel­lo, nawet nie szo­ku­ją­ce Prze­bu­dze­nie, ale błęd­ne ich odczy­ty­wa­nie, pro­pa­go­wa­ne w pra­sie”.


Na odpo­wiedź ks. Grul­kow­skie­go nie trze­ba było dłu­go cze­kać. W swym kolej­nym arty­ku­le (42) pod­trzy­mu­je nie­któ­re zarzu­ty sta­wia­ne Anthony’emu de Mel­lo. Są jed­nak kwe­stie, w związ­ku z któ­ry­mi jego prze­ko­na­nia ule­gły pew­nej ewo­lu­cji. Twar­dy, jed­no­znacz­ny, dogma­tycz­ny ton nie­omyl­nych „orto­dok­syj­nych” wypo­wie­dzi ks. Grul­kow­skie­go został „zmięk­czo­ny” taki­mi fra­za­mi jak: „reli­gia czę­sto jest prze­szko­dą” (a nie: „jest prze­szko­dą”), „pra­wie zawsze” (a nie: „zawsze”), „pra­wie wca­le” (a nie: „wca­le”) oraz sło­wa­mi: „pośred­nio” (zamiast „bez­po­śred­nio”), „impli­ci­te” (zamiast „expli­ci­te”). Przyj­rzyj­my się jed­nak ory­gi­nal­nym wypo­wie­dziom kato­lic­kie­go apo­lo­ge­ty:


Jeże­li cho­dzi o kry­ty­kanc­kie nasta­wie­nie wobec tra­dy­cji chrze­ści­jań­skiej to jest ono wyraź­nie widocz­ne w „Prze­bu­dze­niu”. Róż­ny­mi przy­kła­da­mi nie­wła­ści­wych postaw chrze­ści­jan o. de Mel­lo ilu­stru­je swo­ją tezę, że reli­gia czę­sto jest prze­szko­dą na dro­dze do Boga. Ale dla­cze­go są to pra­wie zawsze przy­kła­dy z chrze­ści­jań­stwa? Dla­cze­go nie ma pra­wie wca­le przy­kła­dów z innych reli­gii? Rze­czy­wi­ście jest to kry­ty­kanc­two (widocz­ne tak­że w tym, że o. de Mel­lo odwo­łu­je się nie tyl­ko do fak­tów, ale tak­że odpo­wied­nio dobra­nych histo­ry­jek, powie­dzo­nek itp.) i jed­no­stron­ność, jed­no­stron­ność ukie­run­ko­wa­na prze­ciw tra­dy­cji chrze­ści­jań­skiej.


Dla­cze­go hin­du­ski jezu­ita w swych wypo­wie­dziach powo­ły­wał się wyłącz­nie na przy­kła­dy z życia chrze­ści­jan? Odpo­wiedź wyda­je się bar­dzo pro­sta. Prze­bu­dze­nie nie jest wykła­dem na temat reli­gio­znaw­stwa, czy nawet jakimś wywo­dem apo­lo­ge­tycz­nym, lecz zapi­sem reko­lek­cji wygło­szo­nych do chrze­ści­jan! Co może dać chrze­ści­ja­nom skry­ty­ko­wa­nie życia reli­gij­ne­go bud­dy­stów, czy hin­du­istów? Czy przy­czy­ni się do ich wła­sne­go nawró­ce­nia, któ­re jest celem ćwi­czeń reko­lek­cyj­nych, czy może wręcz prze­ciw­nie – do jesz­cze więk­sze­go zadu­fa­nia z fak­tu posia­da­nia „naj­lep­szej cząst­ki” i roz­grze­sze­nia z bra­ku sta­rań o oso­bi­sty wzrost? Tak napraw­dę jeże­li cho­dzi o kry­ty­kę, to de Mel­lo – jako chrze­ści­ja­nin – ma do niej pra­wo w pierw­szej kolej­no­ści wobec chrze­ści­jan.


Ks. Grul­kow­ski wyja­śnia dalej:


Rze­czy­wi­ście to kry­ty­kanc­kie nasta­wie­nie auto­ra „Prze­bu­dze­nia” wzglę­dem chrze­ści­jań­stwa stre­ści­łem (gdy cho­dzi o arty­kuł w „Ryce­rzu Nie­po­ka­la­nej”) przy­ta­cza­jąc pyta­nie misjo­na­rza z Indii, zacy­to­wa­ne przez o. de Mel­lo: „Czy nie zde­pra­wo­wa­łeś ludzi czy­niąc ich chrze­ści­ja­na­mi?” Zarzut zawar­ty w tym pyta­niu prze­ja­wia się czę­sto (raczej pośred­nio niż bez­po­śred­nio, impli­ci­te raczej niż expli­ci­te) w książ­ce „Prze­bu­dze­nie”.


Nie­co dalej spo­ty­ka­my się z kolej­nym przy­zna­niem do „nie­zbyt wła­ści­we­go” potrak­to­wa­nia nie­któ­rych kwe­stii, pomi­mo dal­szej, kon­se­kwent­nej obro­ny pew­nych prze­ko­nań:


O. de Mel­lo przy­ta­cza na przy­kład sce­nę z fil­mu „Osiem i pół”, odwo­łu­je się do Neila, twier­dzi za nim, że przez każ­de oddzia­ły­wa­nie (zwłasz­cza chrze­ści­jań­skie) wycho­waw­cze „wywo­łu­je­my” w dziec­ku „dia­bła” itp. Zga­dzam się z ks. Pie­tra­sem, że meto­do­lo­gicz­nie dosłow­ne zacy­to­wa­nie owe­go pyta­nia było nie­zbyt wła­ści­we, tym nie­mniej praw­dzi­we, gdyż w wie­lu (zwłasz­cza ostat­nich) roz­dzia­łach „Prze­bu­dze­nia” de Mel­lo uka­zu­je wyłącz­nie nega­tyw­ne skut­ki chrze­ści­jań­skich dzia­łań misyj­nych i oddzia­ły­wań wycho­waw­czych.


Dal­sze wywo­dy ks. Grul­kow­skie­go doty­czą przy­wo­ły­wa­nej już kwe­stii „obo­jęt­no­ści” w odnie­sie­niu do życia przy­szłe­go (wiecz­ne­go). Przy­po­mi­na on, że de Mel­lo mówi o niej w kon­tek­ście prze­bu­dze­nia, św. Tere­sa zaś w odnie­sie­niu do (doświad­cze­nia) zjed­no­cze­nia z Bogiem. Według cyto­wa­ne­go auto­ra zjed­no­cze­nie z Bogiem i prze­bu­dze­nie to nie to samo, zatem ks. Pie­tras – jego zda­niem – nie powi­nien powo­ły­wać się na hisz­pań­ską świę­tą, bro­niąc jakiejś tezy hin­du­skie­go jezu­ity. Ks. Grul­kow­ski jest prze­ko­na­ny, że o. de Mel­lo wyra­ża swo­je stwier­dze­nie w kon­tek­ście mówie­nia o tym, że nie wie­my, czym jest życie wiecz­ne, więc nie war­to się tym zaj­mo­wać (swo­isty agno­sty­cyzm!); trze­ba nato­miast sta­rać się „uchwy­cić” nie­śmier­tel­ność tu i teraz… Po cóż więc ks. Pie­tras odwo­łu­je się do św. Tere­sy, sko­ro tak róż­ne są zna­cze­nia tre­ści u niej i u o. de Mel­lo oraz wystę­pu­ją w tak róż­nych kon­tek­stach? Czy po to, aby owe­mu zda­niu „na siłę” nadać chrze­ści­jań­ski sens?


Myślę, że nie ma więk­szej potrze­by pro­wa­dze­nia dal­szych docie­kań nad tym, kto w tej kwe­stii ma rację. Niech mi w tym miej­scu będzie wol­no wyra­zić wła­sne prze­ko­na­nie na ten temat.Uważam, że kwe­stia jakie­go­kol­wiek (nawet „swo­iste­go”) agno­sty­cy­zmu nie wcho­dzi tutaj w rachu­bę. Nie cho­dzi rów­nież o jakieś roz­strzy­gnię­cia na temat natu­ry życia wiecz­ne­go. W swo­im cza­sie (a raczej wiecz­no­ści) pozna­my ją w wyni­ku oso­bi­ste­go doświad­cze­nia. Co jed­nak zro­bić z teraź­niej­szo­ścią? W jaki spo­sób ją naj­le­piej prze­żyć? De Mel­lo – nie tyl­ko w Prze­bu­dze­niu, ale tak­że w innych swo­ich książ­kach – zda­je się prze­ko­ny­wać, iż nale­ży przy­jąć, że życie wiecz­ne jest tutaj, że życie wiecz­ne jest teraz. Tu i teraz sto­ję wobec Boga. Po prze­kro­cze­niu bra­my śmier­ci sta­nę przed obli­czem tego same­go Boga. Lecz jak wte­dy wypad­nę, jeśli tu i teraz moje odnie­sie­nie do Nie­go będzie pozo­sta­wia­ło wie­le do życze­nia? Lepiej nie myśleć, co będzie potem i jak będzie wyglą­da­ło to życie, lecz tu i teraz z całe­go ser­ca i wszyst­kich swych sił kochać Boga. Oto isto­ta praw­dzi­wej reli­gij­no­ści.


Ostat­nie sło­wo w arty­ku­le ks. Grul­kow­skie­go doty­czy pro­ble­mu cier­pie­nia:


De Mel­lo rze­czy­wi­ście kwe­stio­nu­je sens cier­pie­nia. Nawet cyto­wa­ny przez ks. Pie­tra­sa frag­ment wska­zu­je na to, że jedy­nym „sen­sem” cier­pie­nia jest wska­zy­wa­nie, że coś jest nie tak, a jedy­nym celem jest uwal­nia­nie się od cier­pie­nia poprzez wyzwa­la­nie się od wywo­łu­ją­cych je przy­wią­zań i pożą­dań. Jedy­ną przy­czy­ną cier­pie­nia jest dla o. de Mel­lo ego­izm, kon­cen­tra­cja na „ja”. Nie ma więc w „Prze­bu­dze­niu” miej­sca na pozy­tyw­ne przy­ję­cie (a nie tyl­ko ucie­ka­nie od nie­go) cier­pie­nia, pod­ję­cie go za innych. Dla­te­go wła­śnie według o. de Mel­lo męczen­ni­cy są „ofia­ra­mi pra­nia mózgu”, dla­te­go pod­kre­śla on, że Chry­stu­sa zabi­li ludzie (jego i ks. Pie­tra­sa zda­niem głów­nie z powo­dów reli­gij­nych) – ani razu nato­miast nie wska­zu­je na fakt, że Chry­stus dobro­wol­nie i w peł­ni świa­do­mie o f i a r o w a ł s i e b i e za ludz­kość, dobro­wol­nie przy­jął śmierć. Ale sko­ro się przyj­mu­je, że źró­dłem cier­pie­nia jest tyl­ko ego­izm, sko­ro trze­ba się uwal­niać od emo­cjo­nal­nych związ­ków z inny­mi ludź­mi, to trud­no wska­zy­wać tego typu fak­ty.


Cóż powie­dzieć? Po pierw­sze, de Mel­lo rze­czy­wi­ście – sam to przy­zna­je – zaj­mu­je się głów­nie psy­chicz­ną stro­ną cier­pie­nia. Odwo­łu­je się jed­nak – co jest łatwo wyczu­wal­ne dla kogoś, kto nie jest a prio­ri nasta­wio­ny na „nie” – do tego jego wymia­ru, w któ­rym każ­dy z nas sam pono­si za nie odpo­wie­dzial­ność. Chrze­ści­ja­nin Wscho­du usi­łu­je nas skło­nić (wyłącz­nie) do tego, byśmy pod­ję­li odpo­wie­dzial­ność za swo­je cier­pie­nie. Ktoś, kto to uczy­ni, nie będzie oskar­żał za nie ani Boga, ani innych ludzi. Po dru­gie zaś każ­dy czło­wiek – i temu, mam nadzie­ję, nie zaprze­czy ks. Grul­kow­ski – pra­gnie być wol­ny od cier­pie­nia i w tym życiu i w przy­szłym („Wiecz­ny odpo­czy­nek racz mu/jej dać, Panie!”). Nawet Jezus – Ten, któ­ry ofia­ro­wał za nas swo­je życie! – pra­gnął być od nie­go wol­ny: „Ojcze, jeśli to moż­li­we, oddal ode mnie ten kie­lich…” Owszem, moż­na i war­to ofia­ro­wać swo­je cier­pie­nie (co nie zmie­nia fak­tu, że samo w sobie jest ono czymś złym) „za zba­wie­nie świa­ta”, jed­nak jest to moż­li­we dopie­ro wte­dy, gdy się je nie­ja­ko weź­mie w posia­da­nie, prze­sta­jąc być w jego posia­da­niu. Bowiem w cier­pie­niu jed­ni prze­kli­na­ją, dru­dzy bło­go­sła­wią. Myślę, że ktoś, kto postę­pu­je według rad chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du, z pomo­cą Bożą znaj­dzie się w gro­nie tych dru­gich.


To oczy­wi­ście nie wszyst­kie opi­nie, jakie w cią­gu minio­nych lat moż­na było zna­leźć na temat Anthony’ego de Mel­lo w pra­sie tak reli­gij­nej, jak i świec­kiej. Myślę jed­nak, że nie ma potrze­by odwo­ły­wać się do każ­dej wzmian­ki, jaką moż­na wyno­to­wać na ten temat, gdyż na pod­sta­wie tych kil­ku arty­ku­łów widać, że argu­men­ty – tak z jed­nej, jak i z dru­giej stro­ny – powta­rza­ją się. W takiej sytu­acji moż­na by jedy­nie przy­to­czyć wię­cej tytu­łów i wię­cej nazwisk, osta­tecz­ny zaś rezul­tat był­by taki sam. W związ­ku z tym pozwo­lę sobie tę tak gorą­cą deba­tę sprzed dzie­się­ciu lat, skon­cen­tro­wa­ną głów­nie na Prze­bu­dze­niu, pod­su­mo­wać „na korzyść” chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du, przy­ta­cza­jąc kil­ka spo­strze­żeń ks. Jac­ka Bolew­skie­go SJ (43). W swo­ich reflek­sjach nawią­zu­je on zresz­tą do nie­któ­rych auto­rów wspo­mnia­nych prze­ze mnie w niniej­szym roz­dzia­le.


I tak ks. Bolew­ski przy­po­mi­na, że na Prze­bu­dze­nie naj­gło­śniej reagu­ją ci, „któ­rzy widzą w o. de Mel­lo kolej­ne­go przed­sta­wi­cie­la New Age, a jego ‘Prze­bu­dze­nie’ uwa­ża­ją za dosko­na­łą książ­kę mówią­cą, czym jest bud­dyzm i jak zostać bud­dy­stą” (s. 28). Według nie­go ci auto­rzy, któ­rzy widzą w poglą­dach o. de Mel­lo jedy­nie zagro­że­nie, zarzu­ca­ją mu kry­ty­kanc­kie nasta­wie­nie wobec tra­dy­cji chrze­ści­jań­skiej. Owszem, jego kry­ty­ka doty­czy ten­den­cji, któ­rą oni sami repre­zen­tu­ją. Na szczę­ście chrze­ści­jań­ska Tra­dy­cja jest szer­sza, praw­dzi­wie kato­lic­ka – powszech­na i otwar­ta na praw­dę, gdzie­kol­wiek się ona obja­wia (s. 29).


Innym waż­nym tema­tem, na któ­rym skon­cen­tro­wa­li się kry­ty­cy hin­du­skie­go jezu­ity, jest kwe­stia grze­chu pier­wo­rod­ne­go. Zagad­nie­nie to roz­wa­ży­łem w jed­nym z poprzed­nich roz­dzia­łów, w związ­ku z czym w tym miej­scu ogra­ni­czę się jedy­nie do przy­to­cze­nia frag­men­tu z arty­ku­łu ks. Bolew­skie­go. Punk­tem dla niżej przy­to­czo­nych słów było kwe­stio­no­wa­nie orto­dok­syj­no­ści hin­du­skie­go jezu­ity w związ­ku z odwo­ła­niem się przez nie­go do wypo­wie­dzi angiel­skie­go peda­go­ga, A. S. Neil­la. Ks. Bolew­ski wyja­śnia, że według de Mel­lo tym, co w każ­dym czło­wie­ku naj­głęb­sze, jest jego prze­ka­za­na mu przez Boga dobra natu­ra, stwo­rzo­na na Jego wła­sny obraz. Grzech pier­wo­rod­ny zaciem­nia ten obraz, ale go nie nisz­czy. Moż­na poka­zać, że takie wła­śnie spoj­rze­nie na grzech pier­wo­rod­ny jest zgod­ne z Pismem i peł­niej­sze od wyobra­żeń, któ­re w chrze­ści­jań­skiej tra­dy­cji poja­wi­ły się dopie­ro póź­niej. A zatem krót­kie uwa­gi de Mel­lo nie tyl­ko nie negu­ją kato­lic­kiej nauki o grze­chu pier­wo­rod­nym, ale pozwa­la­ją na głęb­sze jej poj­mo­wa­nie – wła­śnie dzię­ki temu, że nie abso­lu­ty­zu­je on pojęć, ale otwie­ra i odkry­wa głęb­sze ich zna­cze­nie na tle doświad­cze­nia Boga, któ­re zarów­no w Piśmie Świę­tym jak i w Tra­dy­cji jest pierw­szym i fun­da­men­tal­nym źró­dłem Obja­wie­nia (s. 32).


Naj­waż­niej­szy zarzut, któ­ry muszą wziąć pod uwa­gę czy­tel­ni­cy Anthony’ego de Mel­lo, doty­czy Jezu­sa Chry­stu­sa i Jego miej­sca w życiu czło­wie­ka. Zda­niem nie­któ­rych kry­ty­ków z Prze­bu­dze­nia nie wyni­ka, że w ducho­wym życiu czło­wie­ka Jezus odgry­wa rolę więk­szą, niż na przy­kład Bud­da. Ks. Bolew­ski pod­kre­śla, że bez­po­śred­nich odnie­sień do Jezu­sa jest w Prze­bu­dze­niu wię­cej, niż do jakiej­kol­wiek innej posta­ci. Jego zda­niem o nikim innym de Mel­lo nie mówi tak, jak o Jezu­sie: „Zastrze­że­nia mogą naj­wy­żej budzić pew­ne wypo­wie­dzi zrów­nu­ją­ce jak­by Jezu­sa z inny­mi ludź­mi”. Wystar­czy – za ks. Bolew­skim – przy­wo­łać takie choć­by „kla­sycz­ne” zda­nie z Prze­bu­dze­nia: „Jeste­śmy inni – na przy­kład od kry­mi­na­li­stów róż­ni­my się tyl­ko tym, cze­go nie robi­my, lub co robi­my, ale nie róż­ni­my się tym, czym jeste­śmy. Jedy­na róż­ni­ca pomię­dzy Jezu­sem a tymi inny­mi jest taka, że On był prze­bu­dzo­ny, a oni nie” (44):


Mogło­by się wyda­wać – wyja­śnia ks. Bolew­ski – że tutaj de Mel­lo posu­wa się za dale­ko. Prze­cież w uję­ciu chrze­ści­jań­skim Jezus był Synem Bożym, pod­czas gdy inni… Cóż, tak­że inni ludzie są nazwa­ni w Piśmie, i to już w Sta­rym Testa­men­cie, Syna­mi Boży­mi albo wręcz Boga­mi (por. J 10, 33 nn.). W czym zatem tkwi jedy­ność Jezu­sa? Czy de Mel­lo ją negu­je? Sam zwra­ca uwa­gę, że „prze­bu­dze­nie”, któ­re przy­pi­su­je Jezu­so­wi, ozna­cza wol­ność od grze­chu (151). Przy­znaj­my: nawet w tym miej­scu może się wyda­wać, że w oczach de Mel­lo wol­ność od grze­chu nie wyróż­nia wyłącz­nie Jezu­sa, ale cechu­je każ­de­go „prze­bu­dzo­ne­go”. Moż­na więc naj­wy­żej stwier­dzić, że jedy­ność Jezu­sa nie jest tu nigdzie wyra­żo­na jako jed­ność jed­no­ro­dzo­ne­go Syna z boskim Ojcem. Nie wol­no jed­nak powie­dzieć, że ta jed­ność jest nego­wa­na. Po pro­stu raz jesz­cze hin­du­ski jezu­ita mówi wię­cej o tym, co nas z Jezu­sem łączy, pozo­sta­wia­jąc okre­śle­nie róż­ni­cy – i zwią­za­nych z nią pojęć – teo­lo­gom (s. 3132) (45).

Przypisy15) Sta­ni­sław Kraj­ski, Maso­ne­ria pol­ska i oko­li­ce, War­sza­wa 1997.16) Prze­bu­dze­nie, dz. cyt., s. 151.17) Tam­że, s. 56.18) Antho­ny de Mel­lo, Wezwa­nie do miło­ści, Poznań­Kra­ków 1994, s. 22.19) …w hin­du­istycz­nym, ale tak­że chrze­ści­jań­skim rozu­mie­niu tego poję­cia: „Ano­ni­mo­wy mistyk angiel­ski napi­sał książ­kę pod tytu­łem Obłok nie­wie­dzy. Jest to zna­ne dzie­ło chrze­ści­jań­skie. Pisze w nim: ‘Chcesz poznać Boga? Jest tyl­ko jeden spo­sób pozna­nia go, poprzez nie­wie­dzę! Musisz pozo­sta­wić swój umysł i myśli poza sobą; dopie­ro wte­dy będziesz mógł zro­zu­mieć go ser­cem’” (Roz­wią­zać pęta, dz. cyt., s. 22).20) Prze­bu­dze­nie, dz. cyt., s. 72.21) Por. tam­że, s. 7078.22) Tam­że, s. 7071.23) Por. tam­że, s. 71.24) Tam­że, s. 21.25) Tam­że. 26) Tamże.27) Tomasz a Kem­pis, O naśla­do­wa­niu Chry­stu­sa, War­sza­wa 1994, 1, XIII, 3; s. 36.28) Wezwa­nie do miło­ści, dz. cyt., s. 140.29) Tam­że, s. 113.30) Tam­że, s. 135.31) Prze­bu­dze­nie, dz. cyt., s. 28.32) Tam­że, s. 107108.33) Antho­ny de Mel­lo, Roz­wią­zać pęta. Ćwi­cze­nia pro­wa­dzą­ce do osią­gnię­cia peł­ni życia, War­sza­wa 1997, s. 26.34) Ks. Bro­ni­sław Grul­kow­ski, Nie­bez­piecz­ne „Prze­bu­dze­nie”, w: Rycerz Nie­po­ka­la­nej 2/1993, s. 5152.35) Sło­wo „tyl­ko” prze­są­dza o „obiek­tyw­no­ści” ks. Grul­kow­skie­go. Prze­cież de Mel­lo powo­łu­je się na św. Tere­sę (s. 69), św. Toma­sza (s. 107), św. Kata­rzy­nę (s. 112), by wymie­nić tyl­ko tych kil­ka odniesień.36) W roz­dzia­le Błęd­nie poję­ta reli­gij­ność sta­ra­łem się poka­zać, że de Mel­lo kry­ty­ku­je wadli­we posta­wy reli­gij­ne zarów­no chrze­ści­jan, jak i przed­sta­wi­cie­li innych tra­dy­cji, nie podej­mu­jąc się oce­ny poszcze­gól­nych doktryn.37) Wra­ca­jąc po raz kolej­ny do tego tek­stu trze­ba się zgo­dzić, że w tym miej­scu de Mel­lo nie­co się „zaga­lo­po­wał”. Moż­na się jed­nak – jak to czy­ni ks. Grul­kow­ski – trzy­mać „lite­ry” tek­stu, albo sta­rać się wejść w jego „ducha”. Kon­tek­stem dla tych słów jest wywód chrze­ści­ja­ni­na Wscho­du na temat naszych licz­nych uwa­run­ko­wań, któ­re spra­wia­ją, że jeste­śmy ego­ista­mi. Poprzez te sło­wa de Mel­lo chce nam powie­dzieć, że ego­izm może przy­jąć postać bar­dzo sub­tel­ną i nawet naj­szla­chet­niej­sze moty­wy mogą nim być skażone.38) „Według mnie – przy­znał de Mel­lo – Jezus ewi­dent­nie nas nawo­ły­wał, aby­śmy temu co naj­waż­niej­sze przy­zna­wa­li pierw­szeń­stwo. Isto­ta ludz­ka jest znacz­nie waż­niej­sza od sza­ba­tu” (Prze­bu­dze­nie, s. 72).39) Ks. Bro­ni­sław Grul­kow­ski, O „Prze­bu­dze­niu” – ina­czej…, w: Nie­dzie­la 5/1993, s. 8.40) Ks. Hen­ryk Pie­tras, Kto się boi „Prze­bu­dze­nia”?, w: Tygo­dnik Powszech­ny 13/1993, s. 6.41) Prze­bu­dze­nie, dz. cyt., s. 2728.42) Ks. Bro­ni­sław Grul­kow­ski, W odpo­wie­dzi na „Kto się boi ‘Prze­bu­dze­nia’”?, w: Tygo­dnik Powszech­ny 18/1993, s. 13.BR>43) Ks. Jacek Bolew­ski, „Prze­bu­dze­nie” i wie­le hała­su… o nie, w: Prze­gląd Powszech­ny 78/ 1993, s. 1534.44) Prze­bu­dze­nie, dz. cyt., s. 36.45) Podob­nie – w odnie­sie­niu do tych samych zarzu­tów – wypo­wie­dział się nie­co wcze­śniej ks. Hen­ryk Pie­tras SJ. Napi­sał on, że w Prze­bu­dze­niu Antho­ny de Mel­lo uka­zu­je Chry­stu­sa „jako osta­tecz­ny cel czło­wie­ka, jako naj­lep­szy wzo­rzec tego, co nazy­wa prze­bu­dze­niem. Chry­stus jest waż­niej­szy od wszyst­kie­go, tak­że od reli­gii. Przy­po­mi­na, że Chry­stu­sa zabi­li ludzie z powo­dów reli­gij­nych, gdyż bar­dziej byli przy­wią­za­ni do swo­jej reli­gii niż do Pana Boga. I tu praw­do­po­dob­nie leży głów­na przy­czy­na ata­ków na de Mel­lo” (Kto się boi „Prze­bu­dze­nia”?, art. cyt.).

Powyż­szy arty­kuł pocho­dzi z książ­ki “Co nam ofia­ro­wał chrze­ści­ja­nin Wscho­du? „Spra­woz­da­nie” z lek­tu­ry pism Anthony’ego de Mel­lo”, któ­ra uka­że się nakła­dem Wydaw­nic­twa KOS w Kato­wi­cach. Wydaw­nic­twu i Auto­ro­wi dzię­ku­je­my za moż­li­wość publi­ka­cji.
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.