Magazyn

Antymodernistyczna kampania


Ks. prof. JAN KRACIK


“Zwo­len­ni­ków błę­dów nale­ży dziś szu­kać już nie wśród otwar­tych wro­gów Kościo­ła, ale w samym Koście­le. Ukry­wa­ją się oni, że tak powie­my, w samym wnę­trzu Kościo­ła; stąd też mogą być bar­dziej szko­dli­wi, bo są mniej dostrze­gal­ni”. Są wśród świec­kich, a nawet pośród kapła­nów, “któ­rzy wie­dze­ni pozor­ną miło­ścią Kościo­ła”, a prze­po­je­ni dok­try­na­mi jego wro­gów, “zaro­zu­mia­le sie­bie mie­nią odno­wi­cie­la­mi tegoż Kościo­ła i roz­zu­chwa­le­ni licz­bą swych zwo­len­ni­ków napa­da­ją nawet na to”, co naj­święt­sze — oznaj­miał 8 IX 1907 roku papież Pius X w ency­kli­ce Pascen­di Domi­ni­ci gre­gis, nazy­wa­jąc tak przed­sta­wio­nych ludzi modernistami1.


To już nie był nie­zwy­kły wyraz zwy­kłej a odwiecz­nej nie­uf­no­ści kościel­nych inte­gry­stów wobec współ­wy­znaw­ców sko­rych do reform i poro­zu­mie­nia ze świa­tem. To był począ­tek woj­ny sied­mio­let­niej (trwa­ją­cej do koń­ca pon­ty­fi­ka­tu Piu­sa X), wypo­wie­dzia­nej w obro­nie wia­ry — tym, któ­rych poglą­dy jej (tzn. wie­rze) rze­czy­wi­ście zagra­ża­ły, ale tak­że tym, któ­rych o to jedy­nie podej­rze­wa­no. Pro­ce­du­ry poszły bowiem za upo­wszech­nio­ną przez papie­ski doku­ment spi­sko­wą, uogól­nia­ją­cą, czę­sto kary­ka­tu­ral­ną wizją moder­ni­zmu.


Sam ter­min był już zna­ny od kil­ku­na­stu lat przed tą jego fatal­ną nobi­li­ta­cją. Użył go po raz pierw­szy w 1885 roku fry­bur­ski dogma­tyk Carl Bra­ig we wstę­pie do tłu­ma­czo­nej przez sie­bie Apo­lo­gii chry­stia­ni­zmu. Zbior­czym poję­ciem “moder­nizm” obję­to wkrót­ce róż­no­rod­ne dąże­nia prze­ło­mu XIX i XX wie­ku, zmie­rza­ją­ce do pogo­dze­nia dok­try­ny kato­lic­kiej z ówcze­sną nauką, oraz wysił­ki dosto­so­wa­nia kościel­nej dys­cy­pli­ny do potrzeb cza­su. Pro­po­no­wa­ne roz­wią­za­nia teo­lo­gicz­ne czy prak­tycz­ne róż­ni­ły się od tra­dy­cyj­nych, były zatem moder­ni­stycz­ne, czy­li nowo­cze­sne. Moder­nizm ów wyra­żał się w nowych bada­niach, głów­nie w zakre­sie bibli­sty­ki i histo­rii, a tak­że w spo­łecz­nym oży­wie­niu kato­lic­kich orga­ni­za­cji, cie­sząc się popar­ciem, a nawet zachę­tą ze stro­ny Piu­so­we­go poprzed­ni­ka — Leona XIII.


Za jego pon­ty­fi­ka­tu (1878–1903) Kościół nad­ra­biał daw­ne zale­gło­ści, by dorów­nać postę­pom świec­kiej (auto­no­micz­nej) myśli, zamiast posłu­gi­wać się “super­kon­ser­wa­tyw­ną scho­la­sty­ką, nie mają­cą już żad­ne­go kon­tak­tu ze współ­cze­sno­ścią, zatem oddzia­łu­ją­cą wyłącz­nie w wąskim, her­me­tycz­nym kół­ku kościel­nym, bez moż­li­wo­ści współ­udzia­łu w kształ­to­wa­niu pojęć i myśli ludzkiej“2. Dla wie­lu moder­ni­stów, podej­mu­ją­cych dia­log z ówcze­sną are­li­gij­ną czy anty­re­li­gij­ną kul­tu­rą, kato­lic­ki dogmat sta­no­wił gra­ni­cę nie­prze­kra­czal­ną. Nie­któ­rzy zaś, ule­ga­jąc agno­sty­cy­zmo­wi Kan­ta czy imma­nen­ty­zmo­wi Schle­ier­ma­che­ra, trak­to­wa­li reli­gię jako feno­men, a nie rze­czy­wi­stość obiek­tyw­ną, któ­rą uwa­ża­li za nie­po­zna­wal­ną. Zre­la­ty­wi­zo­wa­ny dogmat sta­wał się w takim uję­ciu tyl­ko sym­bo­lem zmien­nie poj­mo­wa­nej praw­dy. Tak więc “pew­ne aspek­ty moder­ni­zmu, choć wywo­łu­ją­ce wzbu­rze­nie w kon­wen­cjo­nal­nych umy­słach, były na wskroś słusz­ne; inne — mimo iż mogły wyda­wać się nie­bez­piecz­ne ze wzglę­du na śmia­łość form wypo­wie­dzi — były, jeśli cho­dzi o zasa­dy, zdro­we; jesz­cze inne uznać nale­ży za mniej lub bar­dziej here­tyc­kie” — pisał jeden z naj­lep­szych znaw­ców tematu3.


Te licz­ne a istot­ne róż­ni­ce mię­dzy zwo­len­ni­ka­mi moder­ni­za­cji kato­li­cy­zmu zosta­ły w ency­kli­ce Piu­sa X zatar­te. Moder­nizm przed­sta­wio­no w niej jako zwar­ty sys­tem, zali­cza­jąc jego zwo­len­ni­ków (żaden z nich nie podzie­lał w cało­ści potę­pio­nych poglą­dów) do “nie­przy­ja­ciół Kościo­ła, i to naj­bar­dziej szko­dli­wych”. Scha­rak­te­ry­zo­wa­no ich sze­ro­ko: “Nie oszczę­dza­ją żad­nej cząst­ki praw­dy kato­lic­kiej, któ­rej by nie sta­ra­li się zara­zić. Zresz­tą w zasto­so­wa­niu tysięcz­nych spo­so­bów szko­dze­nia nikt ich nie prze­wyż­szy w zręcz­no­ści i chy­tro­ści: uda­ją bowiem na prze­mian to racjo­na­li­stów, to kato­li­ków, i z taką zręcz­no­ścią, iż łatwo mogą wpro­wa­dzić w błąd każ­de­go nie­ostroż­ne­go; że zaś są bez­czel­ni, jak mało kto, nie waha­ją się przed żad­nym wnio­skiem, któ­ry goto­wi są prze­pro­wa­dzić z całą mocą i sta­now­czo­ścią. Dodać to jesz­cze trze­ba — co naj­sku­tecz­niej wła­śnie może uwo­dzić dusze — że pro­wa­dzą tryb życia nad­zwy­czaj czyn­ny, że nie­ustan­nie i usil­nie odda­ją się wszel­kie­go rodza­ju stu­diom i że bar­dzo czę­sto są ludź­mi suro­wych oby­cza­jów. Wresz­cie — i to odej­mu­je wszel­ką nadzie­ję opa­mię­ta­nia — wła­sne dok­try­ny tak ich ura­bia­ją, że gar­dzą wszel­ką powa­gą i odrzu­ca­ją wszel­kie wędzi­dło; a uro­biw­szy sobie fał­szy­we sumie­nie, sta­ra­ją się wmó­wić w sie­bie, że praw­dy umi­ło­wa­niem jest to, co w isto­cie jest jeno zaro­zu­mia­ło­ścią i upo­rem”.


Tak przed­sta­wio­ne mon­stra — chy­tre, wpły­wo­we, bez­czel­ne, nie do opa­mię­ta­nia — prze­cho­dzą “od agno­sty­cy­zmu do ate­izmu” i wyka­zu­ją dużo “łatwo­ści w bluź­nie­niu”. Wywo­dzą reli­gię z natu­ry, gło­szą ewo­lu­cję dogma­tu, jego for­mu­ły uwa­ża­ją za ogra­ni­cze­nie. Doma­ga­ją się też roz­dzia­łu pań­stwa i Kościo­ła, któ­re­go wła­dzy zarzu­ca­ją, że bro­niąc tra­dy­cji, odczu­wa bodź­ce postę­pu sła­biej niż pry­wat­ni ludzie. Jest to “jądro owej zgub­nej teo­rii, któ­re żąda, aby ludzie świec­cy byli czyn­ni­ka­mi postę­pu w Koście­le”.


Skąd się wzię­ła ta sur­re­ali­stycz­na, prze­ty­ka­na inwek­ty­wą wizja moder­ni­stycz­ne­go spi­sku, któ­re­go nie było? Wizja pięt­nu­ją­ca, odci­na­ją­ca wyłą­cza­nym mosty powro­tu czy dia­lo­gu, by rato­wać pozo­sta­łych przed jed­no­znacz­nie złym wpły­wem, powsta­je zwy­kle wów­czas, gdy strach zaćmi spo­koj­ną oce­nę sytu­acji. Moder­ni­ści byli kato­li­ka­mi, któ­rzy — wyraź­niej niż hie­rar­chia i masy — dostrze­ga­li potrze­bę aggior­na­men­to Kościo­ła. Nie zamie­rza­li go opusz­czać, ale przy­czy­nić się do odno­wie­nia jego insty­tu­cji, teo­lo­gii, dusz­pa­ster­stwa, sto­sun­ku do świa­ta. Nie wszyst­kie pro­po­zy­cje moder­ni­stów były do przy­ję­cia. Ale w wie­lu z nich “tkwi­ły ele­men­ty war­to­ścio­we, a w nie­któ­rych przy­pad­kach uży­tecz­ne wska­zów­ki, cze­go świa­dec­twem był póź­niej­szy roz­wój teo­lo­gii i nie­któ­re twier­dze­nia przy­ję­te przez II Sobór Waty­kań­ski. Ale te pozy­tyw­ne ele­men­ty nie były jesz­cze dosta­tecz­nie spre­cy­zo­wa­ne, a czę­sto pre­zen­to­wa­ne w spo­sób uprosz­czo­ny lub wyra­żo­ne w języ­ku nie­ade­kwat­nym. W każ­dym razie w umy­słach kon­for­mi­stycz­nych wywo­ły­wa­ły zamęt, zwłasz­cza gdy ‑szcze­gól­nie w przy­pad­ku Loisy’ego — twier­dze­nia mia­ły cha­rak­ter dwu­znacz­ny, umoż­li­wia­ją­cy inter­pre­ta­cję nie­orto­dok­syj­ną, nie­moż­li­wą do przy­ję­cia dla czło­wie­ka wie­rzą­ce­go; bądź prze­ciw­nie: inter­pre­ta­cja była nowa­tor­ska, a jed­no­cze­śnie z grun­tu orto­dok­syj­na i wska­zu­ją­ca rze­czy­wi­ste wyj­ście z trud­no­ści, jakie poja­wia­ły się w związ­ku z roz­wo­jem nauki o religii“4.


Inte­li­gen­cja kato­lic­ka, a zwłasz­cza teo­lo­go­wie sta­wia­li więc pyta­nia, na przy­kład o natu­rę Obja­wie­nia i natchnie­nia biblij­ne­go, o gra­ni­ce: reli­gij­ne­go pozna­nia, ewo­lu­cji dogma­tów, kom­pe­ten­cji Urzę­du Nauczy­ciel­skie­go, wol­no­ści badań teo­lo­gicz­nych, samo­dziel­no­ści świec­kich w Koście­le. Sta­re, potry­denc­kie odpo­wie­dzi były już nie­wy­star­cza­ją­ce, a nowe nie zawsze pra­wo­wier­ne. Gdy­by ency­kli­ka uwzględ­ni­ła istot­ne róż­ni­ce mię­dzy moder­ni­zu­ją­cy­mi nur­ta­mi, zamiast cha­rak­te­ry­zo­wać je glo­ba­li­zu­ją­co za pomo­cą zdań wyję­tych z pism paru ich nie­orto­dok­syj­nych przed­sta­wi­cie­li, kry­zys moder­ni­stycz­ny był­by o wie­le mniej­szy. Wyma­ga­ło to jed­nak goto­wo­ści do sko­ry­go­wa­nia inte­gry­stycz­nie rozu­mia­nej nie­zmien­no­ści, odej­ścia od czar­no-bia­łej wizji świa­ta i Kościo­ła oraz od prze­ko­na­nia o cał­ko­wi­tej supre­ma­cji Kościo­ła nad świa­tem. Ale goto­wość doko­na­nia takich korekt mia­ła doj­rzeć w Koście­le dopie­ro pół wie­ku póź­niej. Sed­no spra­wy nie leży w prze­ciw­sta­wia­niu moder­ni­zmu here­tyc­kie­go nie­he­re­tyc­kie­mu (bo nie czy­ni­li tego sami jego wyso­cy adwer­sa­rze z lat 1903–1914), lecz w owym opóź­nie­niu ekle­zjal­nej reak­cji na prze­mia­ny świa­ta. Kato­lic­kich uczest­ni­ków tych prze­mian nie dało się osło­nić klo­szem nie­zmien­no­ści kościel­nych form. Był to dra­mat nie tyl­ko garst­ki przed­wcze­śnie uro­dzo­nych teo­lo­gów, ale całe­go Kościo­ła tra­cą­ce­go wie­le w oczach nowych elit i warstw spo­łecz­nych.


Nowa­to­rzy prze­ko­na­ni byli, że wno­szą świa­tło ewan­ge­licz­ne w mrocz­ne gma­chy kościel­ne. Ich zaś prze­ciw­ni­cy zamiast świa­tła widzie­li bra­ki orto­dok­sji, złą wolę, a w naj­lep­szym razie sze­rze­nie w umy­słach wier­nych zamę­tu i nie­po­ko­ju. Tema­ty­ką spo­rów, upo­wszech­nia­ną przez publi­cy­sty­kę nie bez uprosz­czeń, pasjo­no­wa­ło się zwłasz­cza młod­sze ducho­wień­stwo, na ogół sła­bo przy­go­to­wa­ne w semi­na­riach do zetknię­cia się z nowa­tor­ską myślą. Było coraz wię­cej przy­pad­ków porzu­ca­nia kapłań­stwa. Inte­gry­ści popa­da­li więc w pani­kę, a ich nie­uf­ność i podejrz­li­wość wobec pro­po­no­wa­nej moder­ni­za­cji rosła. Rosły też ich ocze­ki­wa­nia i naci­ski na otrzy­ma­nie auto­ry­ta­tyw­ne­go wspar­cia. Uzy­ska­li je w 1907 roku nie dla­te­go, że w cią­gu pierw­szych paru lat XX wie­ku pro­blem moder­ni­zmu gwał­tow­nie się zaostrzył, ale dla­te­go że nastał nowy papież.


Leon XIII, eru­dy­ta i huma­ni­sta, wypro­wa­dził Kościół z izo­la­cji, godząc go ze świa­tem współ­cze­snym, wspie­ra­jąc pojed­na­nie sta­rej teo­lo­gii z kwit­ną­cą nauką (przy­ro­do­znaw­stwem, filo­zo­fią, histo­rią). Zale­cał — a było to novum — stu­dia biblij­ne i histo­rycz­ne. Popie­rał zwo­ły­wa­nie kon­gre­sów nauko­wych. Był uzna­wa­ny — jako pierw­szy papież od cza­sów Bene­dyk­ta XIV (1740–1758) — za mece­na­sa kul­tu­ry nie tyl­ko reli­gij­nej. Atmos­fe­ra taka sprzy­ja­ła bada­niom, podej­mo­wa­nym zwłasz­cza w powsta­ją­cych we Fran­cji uni­wer­sy­te­tach kato­lic­kich. Łatwo było o zachły­śnię­cie się posze­rzo­ną wol­no­ścią, łatwo o mało kry­tycz­ne prze­no­sze­nie do teo­lo­gii metod wypra­co­wa­nych przez świec­kie scjen­cje. Nie­po­ko­iło to wie­lu kar­dy­na­łów uda­ją­cych się na kon­kla­we w 1903 roku.


Po inte­lek­tu­ali­ście i poli­ty­ku papie­żem został ludo­wy dusz­pa­sterz. Pius X (1903–1914), gor­li­wy prag­ma­tyk, uprasz­czał kurial­ne pro­ce­du­ry (wzmoc­nił przy tym zna­cze­nie Kon­gre­ga­cji Świę­te­go Ofi­cjum), trosz­czył się o wycho­wa­nie ducho­wień­stwa, pro­pa­go­wał codzien­ną Komu­nię, upo­wszech­niał łaciń­ski cho­rał gre­go­riań­ski (wyłącz­nie w męskim wyko­na­niu). Wydał mnó­stwo aktów potę­pia­ją­cych róż­ne błę­dy, kon­ty­nu­ując podob­ną aktyw­ność Piu­sa IX. Za swo­je życio­we zada­nie uznał wal­kę z moder­ni­zmem, któ­ry uwa­żał za sumę wszel­kich here­zji — omnium haere­sum com­ple­xus. Bisku­pom cią­gle przy­po­mi­nał, by strze­gli wia­ry przed nowin­ka­mi, zwłasz­cza w semi­na­riach. Zaczę­to bacz­nie obser­wo­wać twór­czość co śmiel­szych teo­lo­gów, ci więc pro­te­sto­wa­li prze­ciw ogra­ni­cza­niu dotych­cza­so­wej swo­bo­dy wypo­wia­da­nia się. Nawet bar­dziej od fran­cu­skie­go umiar­ko­wa­ny moder­nizm nie­miec­ki wyda­wał się w Rzy­mie nie­bez­piecz­ny.


“Rzecz cha­rak­te­ry­stycz­na, iż nie pomy­śla­no nawet o moż­li­wo­ści pod­ję­cia pole­mi­ki, udo­wod­nie­nia, iż nowa meto­da w bada­niach teo­lo­gicz­nych pro­wa­dzi do błę­du pozwa­la­ją­ce­go się wykryć obiek­tyw­nie. Papież był zde­cy­do­wa­ny zaan­ga­żo­wać po pro­stu swój auto­ry­tet i uwa­żał, że to wystar­czy, z góry pre­fe­ru­jąc zako­rze­nio­ne w tra­dy­cji, choć prze­sta­rza­łe poglą­dy teo­lo­gicz­ne i odrzu­ca­jąc wszel­kie roz­wią­za­nia nowe“5.


Spe­cjal­na komi­sja kar­dy­nal­ska bada­ła od 1904 roku tzw. nowin­ki teo­lo­gicz­ne. Wyni­ki swe­go roz­po­zna­nia zawar­ła w ogło­szo­nym 3 VII 1907 roku dekre­cie Lamen­ta­bi­li, w któ­rym wyli­czo­no 65 tez, nazy­wa­jąc ów wykaz “Syl­la­bu­sem błę­dów moder­ni­stów”. Wśród napięt­no­wa­nych zna­la­zły się takie na przy­kład twier­dze­nia: nauko­wo-kry­tycz­na egze­ge­za Biblii nie pod­le­ga pre­wen­cyj­nej cen­zu­rze kościel­nej; Pismo Świę­te nie jest auto­ry­te­tem w spra­wach przy­rod­ni­czych i histo­rycz­nych; egze­ge­ci mają pra­wo badać tek­sty biblij­ne, kie­ru­jąc się regu­ła­mi sto­so­wa­ny­mi do innych gatun­ków lite­rac­kich; insty­tu­cje i prak­ty­ki chrze­ści­jań­skie roz­wi­ja­ły się ewo­lu­cyj­nie.


Wyli­czyw­szy w prze­ja­skra­wio­ny spo­sób twier­dze­nia moder­ni­stów, z któ­ry­mi Kościół zgo­dzić się nie może, i nie przed­sta­wiw­szy prze­ciw­nych im poglą­dów orto­dok­syj­nych, roze­sła­no 25 VIII 1907 roku do epi­sko­pa­tów zatwier­dzo­ną przez papie­ża instruk­cję naka­zu­ją­cą zwal­cza­nie sze­rzą­cych wspo­mnia­ne poglą­dy teo­lo­gów, szcze­gól­nie tych naucza­ją­cych w semi­na­riach.


Dekret Lamen­ta­bi­li — a jego prze­ciw­ni­ków Pius X pole­cał eks­ko­mu­ni­ko­wać — został przez bisku­pów przy­ję­ty chłod­no, co wywo­ła­ło w Rzy­mie kon­ster­na­cję i wpły­nę­ło na wzmoc­nie­nie pre­zen­ta­cji pozy­tyw­nej kościel­ne­go sta­no­wi­ska w przy­go­to­wy­wa­nym tek­ście ency­kli­ki Pascen­di. Jej tekst nie jest dok­try­nal­nie dość przej­rzy­sty, nie daje też kla­row­nej odpo­wie­dzi na dys­ku­to­wa­ne kwe­stie, nie mówiąc już o rze­tel­no­ści w przed­sta­wia­niu poglą­dów moder­ni­stów, uję­tych wedle mani­chej­skie­go sza­blo­nu.


Skłon­ność do skraj­ne­go duali­zmu (chrze­ści­jań­stwo, uzna­jąc dualizm dobra i zła, praw­dy i błę­du, powstrzy­mu­je się przed rów­nie kate­go­rycz­nym dzie­le­niem ludzi) była poku­są Kościo­ła od jego począt­ku. Nasi­li­ła się ona po rewo­lu­cji fran­cu­skiej, któ­rej idee spo­la­ry­zo­wa­ły nie tyl­ko euro­pej­ską sce­nę poli­tycz­ną, ale i kościel­ne myśle­nie o swo­ich i wro­gach, pra­wo­wier­nych i nie­pra­wo­wier­nych. Strach przed tymi dru­gi­mi tłu­mio­no bojo­wym zapa­łem, któ­re­go prze­ja­wy nie zawsze były zgod­ne z etycz­ny­mi zasa­da­mi bro­nio­nej wia­ry. Czy moż­na wie­rzyć, że Bóg nie opu­ści swe­go Kościo­ła, a dzia­łać tak, jak­by rato­wa­nie go zale­ża­ło cał­ko­wi­cie od ludzi? Czy wiel­kość celu mia­ła uświę­cać wszel­kie środ­ki, łącz­nie z przy­mu­sem, nagon­ką, repre­sja­mi?


Pyta­nie jest reto­rycz­ne i doty­czy nie tyl­ko prze­śla­do­wa­nia śre­dnio­wiecz­nych here­ty­ków. Szy­ka­nom, jakim pod­da­no rze­czy­wi­stych i mnie­ma­nych moder­ni­stów, nie prze­czy nawet hagio­graf, któ­ry swo­je rze­tel­ne stwier­dze­nia opa­tru­je w “bez­piecz­ni­ki” dla zgor­szo­nych i obu­rzo­nych. Oto Pius X wsz­czął “mniej jed­no­znacz­ną, a dla histo­ry­ków bar­dziej kon­tro­wer­syj­ną” akcję prze­ciw­ko moder­ni­zmo­wi. “Pro­wa­dzo­na z całą bez­względ­no­ścią wio­dła ona może nie­raz do pew­nych zacie­śnień i uprosz­czeń”. Za ency­kli­ką Pascen­di poszły “zarzą­dze­nia wyko­naw­cze, któ­re nie oszczę­dzi­ły jed­no­stek świa­tłych i nie­win­nych. Ener­gicz­ne wystą­pie­nia Piu­sa X prze­ciw moder­ni­zmo­wi (…) w świe­cie oce­nia­no jed­nak czę­sto jako wyraz rady­kal­ne­go kon­ser­wa­ty­zmu i bojaźń przed wszel­ką myślą nowo­cze­sną. Póź­niej dopa­trzo­no się w nich tak­że skraj­ne­go pater­na­li­zmu i zbyt­niej a nie­po­żą­da­nej cen­tra­li­za­cji hamu­ją­cej roz­wój wie­dzy. W rze­czy­wi­sto­ści Pius X nie był prze­ciw­ni­kiem zdro­we­go roz­wo­ju, gotów mu udzie­lić popar­cia, ale sto­sun­ko­wo krót­ki pon­ty­fi­kat, wypeł­nio­ny zarzą­dze­nia­mi nega­tyw­ny­mi, mógł na obser­wa­to­rach spra­wić wra­że­nie zbyt­niej rezerwy“6 (podkr. moje). A skąd owi obser­wa­to­rzy mie­li wie­dzieć, że papież posta­no­wił wpierw wyczer­pać cały zapas zarzą­dzeń nega­tyw­nych, by potem wyda­wać jeno pozy­tyw­ne (tyle tyl­ko że… nie zdą­żył)?


Takie “bez­piecz­ni­ki” są zby­tecz­ne, jako że kościel­na kano­ni­za­cja, tak­że Piu­sa X w 1954 roku, doty­czy oso­by i moral­ne­go bilan­su całe­go jej życia, nie zaś każ­de­go czy­nu czy posta­wy. Obec­ność w życiu kan­dy­da­ta na ołta­rze cnót w stop­niu hero­icz­nym nie ozna­cza ani bez­grzesz­no­ści, ani wol­no­ści od ogra­ni­czeń oso­bi­stych i śro­do­wi­sko­wych. Doma­ga­nie się, by bio­gra­fia opa­trzo­na aure­olą sta­wa­ła się nie­ty­kal­na dla dal­szych badań czy ocen, uwła­cza­ło­by samej świę­tej oso­bie, któ­ra gdy­by za życia mia­ła się za dosko­na­łą, ogra­ni­czy­ła­by przez to znacz­nie swo­je przy­szłe szan­se w pro­ce­sie kano­ni­za­cyj­nym. Pro­wa­dzo­ne w jego trak­cie roz­po­zna­nie histo­rycz­ne adwo­kac­kiej natu­ry nie zamy­ka ani dal­szych badań nad daną posta­cią, ani ewo­lu­cji opi­nii na jej temat. Zarów­no nim­by i pomni­ki, jak i nie­słusz­ne ata­ki nie są w sta­nie zmie­nić ani jed­ne­go fak­tu z życia nie­bosz­czy­ka. Wynie­sie­nie na ołta­rze nie jest ani lakie­ro­wa­niem czci­god­nej per­so­ny, ani apo­te­ozą, któ­ra tłam­si­ła­by kry­ty­kę, ska­zu­jąc na nią wyłącz­nie tych, któ­rzy mniej talen­tów otrzy­ma­li.


Dzia­ła­nia poszły za zarzą­dze­nia­mi, a te za oce­ną sytu­acji: “I tak zło rosło z dnia na dzień. Dla­te­go też, Czci­god­ni Bra­cia, posta­no­wi­li­śmy nie zwle­kać już dłu­żej, ale uciec się do bar­dziej sku­tecz­nych środ­ków” — powie­dzia­no w kon­klu­zji ency­kli­ki Pascen­di. Zatem “kto­kol­wiek bądź i w jaki­kol­wiek spo­sób oka­że się prze­ję­ty moder­ni­stycz­ny­mi zasa­da­mi, temu bez­względ­nie dostęp do tych sta­no­wisk winien być wzbro­nio­ny; jeśli je zaj­mo­wał, ma ich być pozba­wio­ny. To samo sto­so­wać nale­ży do tych, któ­rzy sprzy­ja­ją, już to chwa­ląc moder­ni­stów, już to sto­jąc w obro­nie ich kary­god­ne­go postę­po­wa­nia, już to kry­ty­ku­jąc scho­la­sty­kę, Ojców Kościo­ła lub Urząd Nauczy­ciel­ski w Koście­le; dalej, któ­rzy odma­wia­ją posłu­szeń­stwa wła­dzy duchow­nej, bez wzglę­du na to, kto jest jej przed­sta­wi­cie­lem; któ­rzy zdra­dza­ją zami­ło­wa­nie do nowo­ści w histo­rii, arche­olo­gii, w egze­ge­zie biblij­nej; któ­rzy wresz­cie lek­ce­wa­żą sobie nauki teo­lo­gicz­ne albo wyno­szą ponad nie przed­mio­ty nie­te­olo­gicz­ne”. Bisku­pi win­ni prze­szka­dzać uka­zy­wa­niu się oraz roz­po­wszech­nia­niu moder­ni­stycz­nych ksią­żek i gazet. Nie mogą się one dosta­wać w ręce alum­nów, gdyż “są nie mniej zgub­ne niż dru­ki por­no­gra­ficz­ne, a może nawet gor­sze”. Podob­nie trak­to­wać nale­ży publi­ka­cje kato­li­ków, któ­rzy nie­do­kład­nie zna­ją praw­dy wia­ry, a prze­ję­ci są filo­zo­fią nowo­żyt­ną, któ­rą chcą się posłu­żyć, “jak się wyra­ża­ją”, na rzecz wia­ry. Bisku­pi nie powin­ni pozwa­lać na urzą­dza­nie kon­gre­sów kapłań­skich lub zezwa­lać na nie bar­dzo rzad­ko — i wyłącz­nie pod kon­tro­lą i z ogra­ni­cze­niem tema­ty­ki (nie może ona mię­dzy inny­mi trą­cić moder­ni­zmem czy laicy­zmem).


Kory­fe­usze moder­ni­zmu zare­ago­wa­li na ency­kli­kę spo­koj­niej, niż się spo­dzie­wa­no. Więk­szość pod­po­rząd­ko­wa­ła się lojal­nie kościel­nym wyma­ga­niom. Rzad­kie sprze­ci­wy wywo­ła­ły jed­nak zawzię­tą kam­pa­nię anty­mo­der­ni­stycz­ną, mimo że moder­nizm słabł już wyraź­nie. Wzmo­gły swą aktyw­ność Kon­gre­ga­cja Indek­su i Papie­ska Komi­sja Biblij­na pil­nu­ją­ca, by bibli­ści trzy­ma­li się lite­ral­nej inter­pre­ta­cji Pisma Świę­te­go. Wyol­brzy­mia­jąc zna­cze­nie kon­ty­nu­owa­nej w ukry­ciu dzia­łal­no­ści moder­ni­stów, Pius X posta­no­wił ich zde­ma­sko­wać i 1 IX 1910 roku naka­zał księ­żom, zwłasz­cza czyn­nym w naucza­niu, skła­da­nie tak zwa­nej przy­się­gi anty­mo­der­ni­stycz­nej, obej­mu­ją­cej try­denc­kie wyzna­nie wia­ry oraz istot­ne punk­ty ency­kli­ki Pascen­di. Przy­się­gi tej wyma­ga­no aż do 1967 roku od kle­ry­ków przy­stę­pu­ją­cych do wyż­szych świę­ceń, a tak­że od wszyst­kich obej­mu­ją­cych sta­no­wi­ska kościel­ne.


Zale­co­na bisku­pom inwi­gi­la­cja objąć mia­ła zwłasz­cza pro­fe­so­rów, łącz­nie z cen­zu­ro­wa­niem ich skryp­tów. W nie­któ­rych die­ce­zjach zaczę­ły dzia­łać zapo­wie­dzia­ne przez ency­kli­kę “rady czuj­no­ści”, nie zawsze zresz­tą dość kry­tycz­ne wobec nad­sy­ła­nych dono­sów. Pro­ce­der nie koń­czył się w die­ce­zjach. W 1909 roku powsta­ła w Rzy­mie, zor­ga­ni­zo­wa­na i kie­ro­wa­na przez zwią­za­ne­go z Sekre­ta­ria­tem Sta­nu bisku­pa Umber­to Beni­gnie­go, na wpół taj­na Soda­li­cja św. Piu­sa V, ozna­cza­na ini­cja­ła­mi S. P. lub kryp­to­ni­mem Sapi­nie­ra. Zgod­nie z wolą Piu­sa X pod­le­ga­ła ona Kon­gre­ga­cji Kon­sy­sto­rial­nej. Zaj­mo­wa­ła się — dzia­ła­jąc szcze­gól­nie we Wło­szech, Fran­cji, Austrii i Bel­gii — zbie­ra­niem infor­ma­cji o oso­bach podej­rza­nych o moder­nizm, oskar­ża­jąc o nie­pra­wo­myśl­ność nie tyl­ko win­nych. Sapi­nie­ra trak­to­wa­ła podejrz­li­wie aktyw­nych kato­li­ków, z nie­uf­no­ścią odno­si­ła się zwłasz­cza do jezu­itów, czę­sto nie­chęt­nych wobec inte­gry­zmu. Śle­dzi­ła nawet bisku­pów i kuria­li­stów. W kie­ro­wa­nych do Rzy­mu denun­cja­cjach uży­wa­no szy­fru.


Kie­dy w 1921 roku histo­ryk Emil Poulat roz­szy­fro­wał mię­dzy­na­ro­do­wą sieć anty­mo­der­ni­stycz­ną Sapi­nie­ry, winą za jej pano­sze­nie się i meto­dy pró­bo­wa­no obcią­żyć wyłącz­nie Beni­gnie­go, o któ­re­go machi­na­cjach Pius X jako­by nie wie­dział. Oka­za­ło się jed­nak, że papież otrzy­my­wał codzien­ne rapor­ty o pra­cy S. P., osła­niał i sub­wen­cjo­no­wał dzia­łal­ność tej taj­nej poli­cji kościel­nej, choć rze­czy­wi­ście o nie­któ­rych jej aspek­tach mógł nie być infor­mo­wa­ny.


Wspie­ra­ni z wyso­ka inte­gry­ści kościel­ni uak­tyw­ni­li się (co z kolei nastra­ja­ło na tę samą nutę rzym­skie instan­cje) szcze­gól­nie w latach 1912–1913, ata­ku­jąc już nie tyl­ko coraz mniej licz­nych moder­ni­stycz­nych teo­lo­gów, ale i przed­sta­wi­cie­li “moder­ni­zmu prak­tycz­ne­go”, któ­rych roz­po­zna­wa­no bez roz­róż­nień wśród chrze­ści­jań­skich demo­kra­tów, oskar­ża­jąc ich o eman­cy­po­wa­nie się spod kura­te­li duchow­nych. Zwal­cza­nym przez rzym­ską kurię moder­ni­stom nie­wie­le poma­ga­ły tłu­ma­cze­nia, że nigdy nie wyzna­wa­li takiej dok­try­ny, jaką w Pascen­di przed­sta­wio­no meto­dą skle­ja­nia wyrwa­nych z kon­tek­stu zdań z pism paru pro­ta­go­ni­stów moder­ni­zu­ją­ce­go ruchu (głów­nie Loisy’ego i Tyr­rel­la).


Wśród podej­rza­nych o moder­nizm zna­lazł się wiel­ki histo­ryk Kościo­ła Louis Duche­sne, któ­re­go waż­ną pra­cę o chrze­ści­jań­stwie sta­ro­żyt­nym umiesz­czo­no na indek­sie. Podob­ny los spo­tkał książ­kę znaw­cy dzie­jów misty­ki Hen­ri Bre­mon­da o św. Joan­nie de Chan­tal. Autor pięć razy pytał o powód, wresz­cie powie­dzia­no mu: “ogól­ny duch”, nie wska­zu­jąc kon­kret­nych błę­dów. Nie ujaw­nio­no ich też Louiso­wi Batif­fol, pozba­wia­jąc go pro­fe­su­ry kato­lic­kie­go uni­wer­sy­te­tu w Tulu­zie. Wybit­ny bibli­sta Joseph Lagran­ge, twór­ca szko­ły biblij­nej w Jero­zo­li­mie, został w 1912 roku pozba­wio­ny jej kie­row­nic­twa. Teo­log wie­deń­ski Albert Erhard dowo­dził w swej poczyt­nej książ­ce, że kato­li­cyzm ode­gra w XX wie­ku istot­ną rolę, jeśli zamiast powra­cać do śre­dnio­wie­cza, pogo­dzi się z duchem nowo­żyt­nym. Pole­mi­zo­wał z nie­któ­ry­mi stwier­dze­nia­mi ency­kli­ki Pascen­di. Pisał też o koniecz­no­ści posze­rzo­nej edu­ka­cji kle­ru. Wąt­pił w bro­nio­ną przez Rzym nie­zbęd­ność Pań­stwa Kościel­ne­go. Ata­ko­wa­ło go więc “L’Osservatore Roma­no”, kuria rzym­ska usi­ło­wa­ła bez­sku­tecz­nie pozba­wić pro­fe­su­ry, w koń­cu Pius X ode­brał mu tytuł pra­ła­ta domo­we­go. Kate­drę w Pary­żu stra­cił zna­ny etyk Anto­ine Ser­til­lan­ges. Podej­rze­nia o moder­nizm nie omi­nę­ły mię­dzy inny­mi tak wybit­nych histo­ry­ków Kościo­ła w Niem­czech jak Franz Kraus, Franz Funk, Seba­stian Mer­kle, Peter Rau­schen czy lowań­ski pro­fe­sor (przy­szły kar­dy­nał) Mer­cier i Gia­co­mo del­la Chie­sa, arcy­bi­skup Bolo­nii, przy­szły papież Bene­dykt XV.


Czuj­ność rzym­skich stró­żów pra­wo­wier­no­ści budzi­ły nie tyl­ko publi­ka­cje. Oto Ange­lo Ron­cal­li, sekre­tarz bisku­pa w Ber­ga­mo, wysłał pocz­tów­kę z pozdro­wie­nia­mi z podró­ży swe­mu daw­ne­mu kole­dze semi­na­ryj­ne­mu, Erne­sto­wi Buona­iu­ti. Kart­ka zamiast do adre­sa­ta tra­fi­ła do Świę­te­go Ofi­cjum, któ­re zale­ci­ło bisku­po­wi, by pil­nie doglą­dał swe­go sekre­ta­rza jako podej­rza­ne­go z powo­du przy­jaź­ni z eks­ko­mu­ni­ko­wa­nym moder­ni­stą. Zostaw­szy papie­żem, Jan XXIII kazał sobie poka­zać swo­je akta per­so­nal­ne i, zoba­czyw­szy wśród nich nie­szczę­sną pocz­tów­kę, oświad­czył gniew­nie, że moder­ni­stą nigdy nie był.


Atmos­fe­ra polo­wa­nia na cza­row­ni­ce sze­rzy­ła nie­uf­ność wobec nie­win­nych nawet prób moder­ni­za­cji naucza­nia lub prak­ty­ki ekle­zjal­nej, sprzy­ja­ła dono­si­ciel­stwu upra­wia­ne­mu zarów­no przez karie­ro­wi­czów, jak i przez zatro­ska­nych o dobro Kościo­ła ludzi, w któ­rych obu­dzo­no uśpio­ne fobie. Mgli­stość defi­ni­cji spra­wia­ła, że moder­ni­sta­mi nazy­wa­no po pro­stu tych, któ­rzy za pon­ty­fi­ka­tu Piu­sa X zosta­li z róż­nych powo­dów eks­ko­mu­ni­ko­wa­ni lub umiesz­cze­ni na indek­sie. Podej­rza­nych było oczy­wi­ście wię­cej.


Roz­wój wyda­rzeń nie­po­ko­ił nie tyl­ko oskar­ża­nych, ale tak­że nie­któ­rych kar­dy­na­łów i bisku­pów. Już w 1909 roku arcy­bi­sku­pi gali­cyj­scy Teo­do­ro­wicz i Bil­czew­ski, przy popar­ciu pra­cu­ją­ce­go w Waty­ka­nie pra­ła­ta Ada­ma Ste­fa­na Sapie­hy i gene­ra­ła jezu­itów Wło­dzi­mie­rza Ledó­chow­skie­go, wysto­so­wa­li memo­riał do papie­ża, doma­ga­jąc się usu­nię­cia Beni­gnie­go. Efekt był żaden, a w 1911 roku Teo­do­ro­wicz pisał do Sapie­hy: “Beni­gni ma jesz­cze więk­sze dziś wpły­wy, bo się go boją i muszą trzy­mać”. Zda­wa­no sobie spra­wę, że następ­ny papież będzie musiał zmie­nić kurs. W przy­go­to­wa­nie nowe­go kie­run­ku włą­czy­ło się kil­ka cza­so­pism jezu­ic­kich, pro­te­stu­jąc od 1913 roku prze­ciw nad­uży­ciom. Pius X skar­żył się na prze­rze­dza­nie sze­re­gów wal­czą­cych o oca­le­nie orto­dok­sji. Wobec coraz licz­niej­szych gło­sów, by poję­cie moder­ni­zmu ogra­ni­czyć tyl­ko do przy­pad­ków rady­kal­nych, mon­si­gno­re Beni­gni oświad­czył w 1913 roku, że gorącz­ka nie tyl­ko wte­dy jest gorącz­ką, gdy osią­ga 40 stop­ni. Efek­ty sta­wia­nia pochop­nej dia­gno­zy i skut­ki nisz­cze­nia rze­czy­wi­stej czy domnie­ma­nej cho­ro­by wraz z pacjen­tem do wyobraź­ni tego dostoj­ni­ka tra­fia­ły sła­bo. Zresz­tą “60 lat przed Sobo­rem Waty­kań­skim II, poza nie­licz­ny­mi wyjąt­ka­mi, nikt spo­śród spra­wu­ją­cych wła­dzę w Koście­le nie potra­fił prze­wi­dzieć, iż w osta­tecz­nym rezul­ta­cie to ponow­ne ana­li­zo­wa­nie pod­sta­wo­wych pro­ble­mów, wywo­ła­ne prze­obra­że­nia­mi w zbio­ro­wej men­tal­no­ści, nie musi pro­wa­dzić do uni­ce­stwie­nia isto­ty wia­ry chrześcijańskiej“7.


Wybra­ny 3 IX 1914 roku nowy papież Bene­dykt XV w inau­gu­ra­cyj­nej ency­kli­ce nawią­zał do linii Leona XIII. Inte­gry­stom naka­zał zaprze­sta­nia kam­pa­nii pomó­wień. Brzy­dząc się meto­da­mi Sapi­nie­ry, poło­żył kres epo­ce denun­cja­cji (“Okres dono­sów się skoń­czył” — powie­dział papież do kar­dy­na­ła Pie­tro Maf­fie­go), a Beni­gnie­go wyda­lił z Rzy­mu. Dys­pro­por­cja kościel­nych zysków i strat w sied­mio­let­niej woj­nie z moder­ni­zmem była olbrzy­mia.


Pod­ję­ta przez przed­sta­wi­cie­li nowej teo­lo­gii (m.in. Marie-Dominique’a Che­nu, Yves Con­ga­ra, Hen­ri de Luba­ca) pierw­sza pró­ba rein­ter­pre­ta­cji kry­zy­su moder­ni­stycz­ne­go jako kry­zy­su wzro­stu spo­tka­ła się z potę­pie­niem przez Rzym w 1938 roku, podob­nie jak ich apel o odej­ście od teo­lo­gii potry­denc­kiej i zwrot ku nowo­cze­snej kul­tu­rze. Wła­dze kościel­ne nadal nie chcia­ły sły­szeć o żad­nej ewo­lu­cji dogma­tu, a Biblię trak­to­wa­ły głów­nie jako zbiór dowo­dów dla teo­lo­gii, lęka­jąc się, by nowi teo­lo­go­wie nie zamie­ni­li pew­no­ści wia­ry na reli­gij­ny nie­po­kój.


Pius XII, wyno­sząc na ołta­rze Piu­sa X, chciał nie tyl­ko uho­no­ro­wać jego oso­bi­ste cno­ty, ale i doce­nić potę­pie­nie prze­zeń moder­ni­zmu. Dał temu wyraz w prze­mó­wie­niu wygło­szo­nym pod­czas beaty­fi­ka­cji (1951), pod­kre­śla­jąc traf­ność posta­wio­nej przez bło­go­sła­wio­ne­go dia­gno­zy ówcze­snych błę­dów i zła. Pięt­nu­jąc moder­nizm, papież ów bro­nił bowiem nie­na­ru­szal­no­ści tra­dy­cyj­ne­go naucza­nia i “zagro­dził dro­gę tym wier­nym, któ­rzy uwa­ża­li, że wia­ra i współ­cze­sny świat mogą ze sobą roz­ma­wiać jak rów­no­upraw­nie­ni part­ne­rzy”. Uwa­żał on wszak za nie­zbi­tą dok­try­nę, że wia­ra sta­no­wi nie­zmien­ną i inte­gral­ną struk­tu­rę, któ­ra musia­ła­by runąć, gdy­by z niej wyjąć choć jeden kamień.


Już kil­ka­na­ście lat póź­niej, na sobo­rze prze­pro­wa­dzo­nym przez dwóch następ­ców Piu­sa XII, mia­ło się oka­zać, że bez usu­wa­nia z dok­try­nal­ne­go fun­da­men­tu któ­re­go­kol­wiek kamie­nia wia­ra i współ­cze­sność, Kościół i świat są jed­nak w sta­nie roz­po­cząć part­ner­ski dia­log, korzy­sta­jąc z nie­go obu­stron­nie, ucząc się od sie­bie wza­jem­nie, a sobą być nie prze­sta­jąc. Jeśli Pius X i Pius XII mie­li we wszyst­kim rację w spra­wie moder­ni­zmu, to nie miał jej we wszyst­kim II Sobór Waty­kań­ski. Jeśli całą rację ma sobór, to nie do obro­nie­nia jest wie­le zdań z ency­kli­ki Pascen­di. Powo­ły­wa­nie się na inne cza­sy da tu nie­wie­le. Czy­ta­nie owej ency­kli­ki na prze­mian z kon­sty­tu­cją o Koście­le w świe­cie współ­cze­snym Gau­dium et spes przy­pra­wia o wiel­ce mie­sza­ne uczu­cia ekle­zjal­ne.


Mimo że do dziś nie zosta­ły dokład­nie zba­da­ne ducho­we korze­nie ojców i teo­lo­gów Vati­ca­num II, o wie­lu z nich moż­na powie­dzieć, że to syno­wie i wnu­ko­wie moder­ni­stów. Przed­sta­wi­cie­li do nie­daw­na podej­rza­nej nowej teo­lo­gii włą­czo­no w pra­ce sobo­ru, gdzie dzię­ki dotych­cza­so­wym prze­my­śle­niom mogli ode­grać znacz­ną rolę. W deba­tę o wol­no­ści sumie­nia i reli­gii wiel­ki wkład wnie­śli teo­lo­go­wie pół­noc­no­ame­ry­kań­scy, jako że temat ten stu­dio­wa­li już w latach, kie­dy na rzym­skie bło­go­sła­wień­stwo w tej mate­rii w Euro­pie nie było co liczyć. W sumie impuls, jakim mimo wszyst­ko był moder­ni­stycz­ny kry­zys, przy­słu­żył się doj­rza­ło­ści, osią­gnię­tej przez Kościół dzię­ki II Sobo­ro­wi Waty­kań­skie­mu. Jego pre­kur­so­rom w pierw­szej poło­wie XX wie­ku nie uła­twia­no życia w Koście­le, któ­re­go anty­mo­der­ni­stycz­nie dusz­ną atmos­fe­rę prze­ła­ma­ło zde­cy­do­wa­nie dopie­ro świe­że powie­trze sobo­ro­we. Ci, co tego powie­wu nie docze­ka­li, zyski­wa­li wie­le dzię­ki jego zwia­stu­nom. Mimo uogól­nia­ją­cej prze­sa­dy war­to pamię­tać o stwier­dze­niu Gabrie­la Le Bras: “Jeśli są dziś kato­li­cy wśród inte­lek­tu­ali­stów, nale­ży to zawdzię­czać moder­ni­stom”.


Cen­tral­ne tema­ty sobo­ro­we — od refor­my litur­gii poprzez rolę świec­kich w Koście­le aż po eku­me­nizm — nie były­by do zre­ali­zo­wa­nia w uchwa­łach bez wie­lo­let­nie­go ruchu odno­wy, moder­ni­zu­ją­ce­go wie­lo­wie­ko­we zasto­je. Już samo poj­mo­wa­nie Kościo­ła, któ­ry nie jest przede wszyst­kim insty­tu­cją pra­wa, lecz com­mu­nio, wywo­dzi się z ducha moder­ni­zmu, któ­ry prze­cież nie wymy­ślił tego uję­cia, lecz wydo­był je z ekle­zjal­ne­go zapo­mnie­nia czy lek­ce­wa­że­nia. Podob­nie jak obraz Kościo­ła jako wędru­ją­ce­go Ludu Boże­go, prze­sła­nia­ny wize­run­kiem obron­nej twier­dzy, ata­ko­wa­nej przez pod­ły świat. Tak­że roz­luź­nia­nie przez Sobór wyśru­bo­wa­ne­go cen­tra­li­zmu kościel­ne­go i ponow­ne odkry­cie Kościo­łów lokal­nych było daw­no postu­lo­wa­ne przez moder­ni­stów. Co nie zna­czy, że Sobór był po pro­stu speł­nie­niem ich marzeń i nadziei. Nie­któ­re bowiem żąda­nia czę­ści moder­ni­stów trud­no było­by pogo­dzić z prze­ko­na­nia­mi któ­re­go­kol­wiek wyzna­nia chrze­ści­jań­skie­go.


Nie to jest jed­nak naj­waż­niej­sze, któ­re roz­strzy­gnię­cia Vati­ca­num II mia­ły swo­ich pre­kur­so­rów wśród moder­ni­stów, lecz to, co się z nimi dzie­je — po uzna­niu ich ofi­cjal­nie przez Kościół za wła­sne — w świa­do­mo­ści wier­nych oraz w prak­ty­ce ekle­zjal­nej. Im bowiem wię­cej nowe­go wpro­wa­dził Sobór, na tym więk­sze opo­ry sta­re­go musiał natra­fić, tym wię­cej cza­su i wytrwa­ło­ści będzie potrze­ba na prze­zwy­cię­że­nie bar­dzo daw­nych przy­zwy­cza­jeń. Dla­te­go Vati­ca­num II nie zamy­ka kon­tro­wer­sji wokół kry­zy­su toż­sa­mo­ści Kościo­ła okre­ślo­ne­go ongiś sło­wem moder­nizm. Sobór tak dale­ce wyprze­dził stan maso­wej świa­do­mo­ści ludzi two­rzą­cych Kościół, duchow­nych i świec­kich, że obok prak­ty­ko­wa­nej prze­zeń nowej otwar­to­ści odży­wa­ją tak­że sta­re inte­gry­zmy oraz fun­da­men­ta­lizm ludzi małej wia­ry i wiel­kie­go lęku przed współ­cze­sno­ścią. Wolą cyto­wać Pascen­di niż Sobór i wie­dzą, kto jest neo­mo­der­ni­stą. Ich marze­nia o powro­cie w kra­inę dzie­cin­nie łatwej wia­ry, w Koście­le upodob­nio­nym do twier­dzy, kon­ku­ru­ją cią­gle z mode­lem Kościo­ła wędru­ją­ce­go do Zie­mi Obiet­nic, ze świa­do­mo­ścią nie tyl­ko posia­da­nia praw­dy, ale i potrze­by poszu­ki­wa­nia coraz peł­niej­sze­go jej rozu­mie­nia i coraz traf­niej­sze­go jej prze­ka­zy­wa­nia w nie­ustan­nie zmie­nia­ją­cym się kon­tek­ście jej gło­sze­nia. I przy uważ­nym wypa­try­wa­niu zna­ków cza­su teraź­niej­sze­go — a most to jedy­ny do przy­szło­ści — tak­że i wte­dy, gdy wska­zu­ją na nie pro­ro­cy jed­no­ra­zo­wej racji, uprzy­krze­ni, a nie­zrze­sze­ni.


Moder­ni­stycz­ny kry­zys był tak­że ostrym prze­ja­wem pra­wi­dło­wo­ści histo­rycz­nej, któ­rej dostrze­ga­nie win­no słu­żyć uni­ka­niu wie­lo­krot­nych już powtó­rek. Badacz dzie­jów moder­ni­zmu wło­skie­go P. Scop­po­la pisał: “Kościół miał zawsze na każ­dym polu pio­nie­rów, ale pra­wie nigdy nie uznał ich zasług bez­po­śred­nio i bez sprze­ci­wów. Dziś uzna­je się war­tość dzie­ła, któ­re­mu przed pół wie­kiem sta­wia­no prze­szko­dy i któ­re na ogół uniemożliwiono“8.


Sło­wa te wydru­ko­wa­no przed Sobo­rem, czter­dzie­ści lat temu. Czy dziś są już zupeł­nie nie­ak­tu­al­ne, wyka­że czas, któ­ry nadej­dzie.


KS. JAN KRACIK, ur. 1941, pro­fe­sor histo­rii Kościo­ła, wykła­dow­ca PAT. Ostat­nio wydał Trwo­gi i nadzie­je koń­ca wie­ków (1999). Wkrót­ce uka­że się jego książ­ka Reli­kwie.


Tekst uka­zał się w mie­sięcz­ni­kuZnak”


Redak­cja Maga­zy­nu Sem­pre Refor­man­da dzię­ku­je mie­sięcz­ni­ko­wi “Znak” za moż­li­wość wyko­rzy­sta­nia tego mate­ria­łu na naszych stro­nach.


Przy­pi­sy:1 Cyt. za: K. Grzy­bow­ski, B. Sobo­lew­ska, Dok­try­na poli­tycz­na i spo­łecz­na papie­stwa (1789-1968), War­sza­wa 1971, s. 283.2 Z. Zie­liń­ski, Papie­stwo i papie­że dwóch ostat­nich wie­ków, cz. 2, Poznań 1986, s. 35–36.3 R. Aubert (i in.), Histo­ria Kościo­ła, t. 5, War­sza­wa 1985, s. 140.4 Tam­że, s. 144.5 Z. Zie­liń­ski, dz. cyt., s. 38–39.6 H. Fros, F. Sowa, Two­je imię. Prze­wod­nik ono­ma­stycz­no-hagio­gra­ficz­ny, Kra­ków 1982, s. 454.7 Z. Zie­liń­ski, dz. cyt., s. 41–42; M. Żyw­czyń­ski, Stu­dia nad moder­ni­zmem kato­lic­kim, “Życie i Myśl”, r. 21: 1971, nr 11, s. 20–25; P. Neu­ner, Das anti-moder­ni­sti­sche Erbe der katho­li­schen Kir­che und Kri­se der Moder­ne, “Una Sanc­ta”, Jhrg 49: 1994, nr 1; J. Woł­czań­ski, Adam Ste­fan Sapie­ha w kore­spon­den­cji z bisku­pa­mi Gali­cji (Mało­pol­ski) w latach 1900-1939, w: Kar­dy­nał Adam Ste­fan Sapie­ha. Śro­do­wi­sko rodzin­ne, życie i dzie­ło, red. S. Stę­pień, Prze­myśl 1995, s. 110–111; R. Aubert, dz. cyt., s. 149–152, 397.8 O. Weiss, Der Moder­ni­smus in Deutsch­land, Regens­burg 1995, s. 3–4, 594–597; M. Żyw­czyń­ski, dz. cyt., s. 18, 26, 50.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.