Magazyn

Duch katolicyzmu


Maga­zyn Eku­me­nicz­ny Sem­per Refor­man­da pre­zen­tu­je w 300-rocz­ni­cę uro­dzin Jana Wesleya jed­no z naj­bar­dziej zna­nych jego kazań “Duch kato­li­cy­zmu”. Mimo iż od jego napi­sa­nia upły­nę­ło już dwa wie­ki jest ono nadal świa­dec­twem praw­dzi­we­go eku­me­ni­zmu.


A wyru­szyw­szy stam­tąd, spo­tkał Jona­da­ba, syna Reka­ba, idą­ce­go mu naprze­ciw. A gdy ten go pozdro­wił, zapy­tał go: Czy jesteś tak samo szcze­ry wobec mnie, jak ja wobec cie­bie? Jona­dab odpo­wie­dział: Tak jest, tak jest! Podaj mi swo­ją rękę.


II Księ­ga Kró­lew­ska 10,15


1. Nawet ci, któ­rzy nie pła­cą tego wiel­kie­go dłu­gu, przy­zna­ją, że miłość jest należ­no­ścią win­ną całej ludz­ko­ści, cze­mu daje świa­dec­two kró­lew­skie zaiste pra­wo: Będziesz miło­wał bliź­nie­go swe­go jak sie­bie same­go, skie­ro­wa­ne do wszyst­kich, co go słu­cha­ją. Jest należ­no­ścią win­ną całej ludz­ko­ści, a nie jak chcie­li­by tego sta­ro­żyt­ni fana­ty­cy, któ­rych nie­szczę­sna wer­sja tego przy­ka­za­nia brzmi: Będziesz miło­wał bliź­nie­go swe­go tzn., krew­ne­go, zna­jo­me­go, przy­ja­cie­la, a nie­na­wi­dził wro­ga swe­go. Tę wer­sję trze­ba odrzu­cić. Nasz Pan bowiem powia­da: Miłuj­cie nie­przy­ja­ciół waszych, bło­go­sław­cie tych, któ­rzy was prze­kli­na­ją, czyń­cie dobro tym, któ­rzy was nie­na­wi­dzą, módl­cie się za tych, któ­rzy odno­szą się do was z pogar­dą i prze­śla­du­ją, aby­ście mogli być dzieć­mi, aby­ście mogli poka­zać wobec całej ludz­ko­ści, że jeste­ście dzieć­mi Ojca wasze­go, któ­ry jest w nie­bie­siech, któ­ry spra­wia, że słoń­ce wscho­dzi nad zły­mi i dobry­mi i zsy­ła deszcz na spra­wie­dli­wych i nie­spra­wie­dli­wych.


2. Jest jed­nak rze­czą pew­ną, że szcze­gól­ną miłość win­ni jeste­śmy tym, któ­rzy miłu­ją Boga. Dawid powia­da: Do świę­tych, któ­rzy są na zie­mi: ci są szla­chet­ni, w nich mam upodo­ba­nie. A jesz­cze dobit­niej: Nowe przy­ka­za­nie daję wam, aby­ście się wza­jem­nie miło­wa­li, jak ja was umi­ło­wa­łem; aby­ście się i wy wza­jem­nie miło­wa­li. Po tym wszy­scy pozna­ją, żeście ucznia­mi moimi, jeśli miłość wza­jem­ną mieć będzie­cie. Jest to miłość, o któ­rej tak czę­sto i z taką mocą mówi Apo­stoł Jan: Albo­wiem to jest zwia­sto­wa­nie, powia­da, któ­re sły­sze­li­ście od począt­ku, że mamy się nawza­jem miło­wać. Po tym pozna­li­ście, że On za nas oddał życie swo­je; i my win­ni­śmy, jeśli tyl­ko miłość wezwie nas do tego, życie odda­wać za bra­ci. A w jesz­cze innym miej­scu powia­da: Umi­ło­wa­ni, miłuj­my się nawza­jem, gdyż miłość jest z Boga. Kto nie miłu­je, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miło­ścią. Na tym pole­ga miłość, że nie myśmy umi­ło­wa­li Boga, lecz że On nas umi­ło­wał i posłał Syna swe­go jako ubła­ga­nie za grze­chy nasze. Umi­ło­wa­ni, jeże­li Bóg nas tak umi­ło­wał, i myśmy powin­ni nawza­jem się miło­wać.


3. Z przy­ka­za­niem miło­ści zga­dza­ją się wszy­scy, ale czy wszy­scy je prak­ty­ku­ją? Codzien­ne doświad­cze­nie poka­zu­je, że jest wprost prze­ciw­nie. Gdzie mia­no­wi­cie są chrze­ści­ja­nie, któ­rzy miłu­ją się nawza­jem zgod­nie z danym przez nie­go przy­ka­za­niem? Ileż znaj­du­je­my prze­szkód! Z dwóch prze­szkód natu­ry ogól­nej, pierw­szą jest ta, iż jest rze­czą nie­moż­li­wą, żeby wszy­scy myśle­li podob­nie; dru­gą zaś prze­szko­dą, któ­ra jest kon­se­kwen­cją tej pierw­szej, jest to, iż jest rze­czą nie­moż­li­wą, żeby wszy­scy postę­po­wa­li podob­nie; a w sze­re­gu mniej­szych kwe­stii postę­po­wa­nie wręcz musi się róż­nić i to pro­por­cjo­nal­nie do róż­nic emo­cjo­nal­nych.


4. Cho­ciaż róż­ni­ce poglą­dów czy spo­so­bów odda­wa­nia czci Bogu mogą uda­rem­nić peł­ną jed­ność zewnętrz­ną, to jed­nak czy muszą uda­rem­niać jed­ność we wza­jem­nych wobec sie­bie uczu­ciach? Cho­ciaż nie może­my myśleć podob­nie, to jed­nak czy nie może­my miło­wać się podob­nie? Czy nie może­my cie­szyć się jed­no­ścią ser­ca, mimo że brak nam jed­no­myśl­no­ści? Bez wąt­pie­nia może­my. Pod tym wła­śnie wzglę­dem wszyst­kie dzie­ci Boże, pomi­mo mniej­szych róż­nic, mogą się zjed­no­czyć. A cho­ciaż te ostat­nie pozo­sta­ją nie­zmien­ne, mogą zbli­żać ludzi do sie­bie nawza­jem tak w miło­ści jak i dobrych uczyn­kach.


5. Dla­te­go też przy­kład wła­śnie Jehu, mimo całej zło­żo­no­ści jego cha­rak­te­ru, zasłu­gu­je zarów­no na uwa­gę jak i na naśla­do­wa­nie ze stro­ny każ­de­go chrze­ści­ja­ni­na. A wyru­szyw­szy stam­tąd, spo­tkał Jona­da­ba, syna Reka­ba, idą­ce­go mu naprze­ciw. A gdy ten go pozdro­wił, zapy­tał go: Czy jesteś tak samo szcze­ry wobec mnie, jak ja wobec cie­bie? Jona­dab odpo­wie­dział: Tak jest, tak jest! Podaj mi rękę swo­ją. Przy­to­czo­ny tekst Pisma Świę­te­go w spo­sób natu­ral­ny dzie­li się na dwie czę­ści. Pierw­szą jest pyta­nie posta­wio­ne Jona­da­bo­wi przez Jehu: Czy jesteś tak samo szcze­ry wobec mnie, jak wobec cie­bie? Dru­gą jest ofer­ta zawar­ta w odpo­wie­dzi Jona­da­ba: Tak jest, tak jest! Podaj mi rękę swo­ją.


I. 1. Naj­pierw zasta­nów­my się nad pyta­niem posta­wio­nym przez Jehu Jona­da­bo­wi: Czy jesteś tak samo szcze­ry wobec mnie, jak ja wobec cie­bie? Po pierw­sze, zauważ­my, że przy­to­czo­ne pyta­nie nie jest pyta­niem o poglą­dy Jona­da­ba. A prze­cież jest rze­czą nie­za­prze­czal­ną, że miał on swo­je poglą­dy i to cał­kiem nie­zwy­kłe, cha­rak­te­ry­stycz­ne wyłącz­nie dla nie­go. Nie­któ­re z nich mia­ły poważ­ne kon­se­kwen­cje prak­tycz­ne, na któ­re kładł rów­nie wiel­ki nacisk, co na same poglą­dy, i to do tego stop­nia, że te ostat­nie mia­ły wpływ na dzie­ci jego dzie­ci, zacho­wu­jąc wiel­kie zna­cze­nie dla całych ich następ­nych poko­leń. Świa­dec­two Jere­mia­sza, dato­wa­ne na wie­le lat po jego śmier­ci, nie pozo­sta­wia w tym wzglę­dzie naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści: I wzią­łem Jaaza­nia­sza, jego bra­ci i wszyst­kich jego synów, i całe brac­two Reka­bi­tów. (…) I posta­wi­łem przed nimi cza­sze peł­ne wina i kub­ki i rze­kłem do nich: Pij­cie wino! Lecz oni odpo­wie­dzie­li: Nie pije­my wina, gdyż Jona­dab, syn Reka­ba, nasz ojciec (tekst był­by mniej dwu­znacz­ny, gdy­by sło­wa brzmia­ły: Jonadab,“nasz ojciec, syn Reka­ba”, z miło­ści i sza­cun­ku któ­re­go pra­gnął Jona­dab, aby jego potom­ko­wie nosi­li imię Reka­ba), zabro­nił nam mówiąc: Nie pij­cie wina ani wy ani wasi syno­wie na wie­ki. I nie buduj­cie domów, nie roz­sie­waj­cie ziar­na, nie zakła­daj­cie win­nic i nie miej­cie na wła­sność, lecz miesz­kaj­cie w namio­tach po wszyst­kie wasze dni… I tak usłu­cha­li­śmy gło­su Jona­da­ba, nasze­go ojca, we wszyst­kim, co nam naka­zał.


2. A prze­cież Jehu (choć, jak się wyda­je, tak w spra­wach świec­kich jak i reli­gij­nych dzia­łał jak sza­lo­ny) wca­le nie zaj­mu­je się tymi spra­wa­mi, ale pozwa­la Jona­da­bo­wi trzy­mać się jego poglą­dów. Tak więc ani jeden ani dru­gi w naj­mniej­szym choć­by stop­niu nie wyda­je się pod­wa­żać poglą­dów dru­gie­go.


3. Jest rze­czą moż­li­wą, że i w naszych cza­sach wie­lu dobrych ludzi rów­nież może żywić szcze­gól­ne poglą­dy; a nie­któ­rzy mogą być pod tym wzglę­dem rów­nie oso­bli­wi jak Jona­dab. I jest rze­czą oczy­wi­stą, że dopó­ki pozna­nie nasze jest cząst­ko­we, wszy­scy ludzie nie będą widzieć wszyst­kich rze­czy w spo­sób podob­ny. Jest nie­unik­nio­ną kon­se­kwen­cją obec­nej sła­bo­ści i zawod­no­ści ludz­kie­go pozna­nia to, że ilu jest ludzi, tyle poglą­dów zarów­no w spra­wach reli­gii jak i życia codzien­ne­go. Tak mia­ły się rze­czy od począt­ku świa­ta i tak też pozo­sta­nie do cza­su odno­wie­nia wszech­rze­czy.


4. Ponad­to nale­ży zro­bić nastę­pu­ją­ce zastrze­że­nie: cho­ciaż każ­dy czło­wiek z koniecz­no­ści wie­rzy, że każ­da opi­nia, do któ­rej się przy­zna­je, jest praw­dzi­wa (wie­rzyć bowiem, że dana opi­nia nie jest praw­dzi­wa zna­czy tyle samo, co nie przy­zna­wać się do niej), to jed­nak nikt nie może być pew­ny, że wszyst­kie jego opi­nie razem wzię­te są praw­dzi­we. Wła­ści­wie każ­dy czło­wiek myślą­cy jest pew­ny, że nie są one praw­dzi­we, albo­wiem rze­czą ludz­ką jest błą­dzić i nie wie­dzieć, huma­num est erra­re et nesci­re — ze wzglę­du na natu­rę ludz­ką nie­po­dob­na choć­by w nie­któ­rych spra­wach unik­nąć błę­dów. Tak więc jest czło­wiek świa­do­my, że taka jest już jego kon­dy­cja. Ogól­nie rzecz bio­rąc wie, że błą­dzi, cho­ciaż w czym kon­kret­nie błą­dzi, tego nie wie i, praw­do­po­dob­nie, wie­dzieć nie może.


5. Powia­dam: “praw­do­po­dob­nie wie­dzieć nie może”, gdyż któż potra­fi powie­dzieć, jak dale­ko się­ga nie­wie­dza, któ­rej nie­po­dob­na pod­dać ludz­kie­mu pozna­niu, albo, co spro­wa­dza się do tego same­go, jak dale­ko się­ga­ją nasze prze­są­dy, któ­re nie­jed­no­krot­nie tak głę­bo­ko zapa­dły w naszą pod­świa­do­mość, że nie­po­dob­na ich usu­nąć, ponie­waż zbyt głę­bo­ko w nas się zako­rze­ni­ły. Ponad­to, któż może powie­dzieć, jak bar­dzo jakiś błąd wyni­ka z naszej winy, jeśli nie zna wszyst­kich oko­licz­no­ści z nim zwią­za­nych? Wia­do­mo bowiem, że każ­da wina z koniecz­no­ści zakła­da zgo­dę naszej woli, o czym sądzić może tyl­ko ten, kto bada ser­ce swo­je.


6. Każ­dy więc czło­wiek mądry pozwo­li innym na tę samą wol­ność myśle­nia, co do któ­rej pra­gnie, aby inni jemu na nią pozwo­li­li. Dla­te­go też nie będzie narzu­cał im swo­ich poglą­dów tak samo jak nie życzył­by sobie, żeby inni jemu narzu­ca­li poglą­dy, któ­re wyzna­ją. Będzie oka­zy­wał cier­pli­wość wobec tych, któ­rzy od nie­go się róż­nią, a temu, z któ­rym pra­gnie zjed­no­czyć się w miło­ści, jedy­nie zada pyta­nie: Czy jesteś tak samo szcze­ry wobec mnie, jak ja wobec cie­bie?


7. Po dru­gie, moż­na zauwa­żyć, że nie powsta­je w tym miej­scu kwe­stia spo­so­bu odda­wa­nia przez Jona­da­ba czci Bogu, cho­ciaż praw­do­po­dob­nie pod tym wzglę­dem była mię­dzy nimi istot­na róż­ni­ca. Może­my bowiem przy­pusz­czać, że zarów­no Jona­dab jak i jego potom­ko­wie odda­wa­li cześć Bogu w Jero­zo­li­mie, pod­czas gdy Jehu wca­le tego nie czy­nił, ponie­waż bar­dziej zaj­mo­wa­ła go poli­ty­ka pań­stwo­wa niż reli­gia. Wytra­cił, co praw­da, czci­cie­li Baala i usu­nął Baala z Izra­ela, jed­nak­że od wła­ści­wych grze­chów Jero­bo­ama, czci odda­wa­nej zło­tym ciel­com Jehu nie odstą­pił.


8. Ale nawet wśród ludzi pra­we­go ser­ca, ludzi, któ­rzy pra­gną mieć czy­ste sumie­nie, jeże­li tyl­ko wystę­pu­ją róż­ni­ce poglą­dów, nie mogą nie ist­nieć mię­dzy nimi róż­ne spo­so­by odda­wa­nia czci Bogu, gdyż róż­no­rod­ność poglą­dów z koniecz­no­ści pocią­ga za sobą róż­ni­ce w prak­tycz­nej poboż­no­ści. Dla­te­go też, jak na prze­strze­ni wie­ków ludzie niczym bar­dziej się nie róż­ni­li niż poglą­da­mi na temat Naj­wyż­sze­go Bytu, tak i niczym bar­dziej się nie róż­ni­li niż spo­so­bem odda­wa­nia mu czci. Gdy­by dzia­ło się tak tyl­ko w świe­cie pogan, nie było­by w tym nic dziw­ne­go, ponie­waż wie­my, że przez mądrość swo­ją nie pozna­li Boga, nie mogli więc wie­dzieć, w jaki spo­sób odda­wać mu cześć. Ale czyż nie jest rze­czą dziw­ną, że nawet w świe­cie chrze­ści­jań­skim, mimo że wszy­scy zga­dza­ją się co do zasa­dy, że Bóg jest duchem, a ci, któ­rzy mu cześć odda­ją, win­ni mu ją odda­wać w duchu i praw­dzie, to jed­nak poszcze­gól­ne spo­so­by odda­wa­nia czci Bogu są nie­mal rów­nie odmien­ne od sie­bie jak wśród pogan?


9. A jak wybrać spo­śród tak róż­nych form poboż­no­ści? Nikt nie może dru­gie­mu ani wybie­rać ani pole­cić jakie­kol­wiek for­my poboż­no­ści, ale każ­dy musi iść za gło­sem wła­sne­go sumie­nia w duchu pro­sto­ty i szcze­rej świą­to­bli­wo­ści. Każ­dy powi­nien pozo­stać przy swo­im zda­niu, po czym pod­jąć dzia­ła­nia, kie­ru­jąc się jak naj­le­piej tyl­ko potra­fi swo­im rozu­mem. Żad­na bowiem isto­ta nie ma wła­dzy narzu­cać komu­kol­wiek spo­so­bu postę­po­wa­nia zgod­nie ze swo­ją wła­sną zasa­dą. Bóg więc nie dał żad­ne­mu z ludzi pra­wa do pano­wa­nia nad sumie­nia­mi ich bra­ci. Ale każ­dy czło­wiek sam musi for­mo­wać swój pogląd, jak też każ­dy czło­wiek za same­go sie­bie zda spra­wę Bogu.


10. Cho­ciaż więc każ­dy naśla­dow­ca Chry­stu­sa z samej natu­ry chrze­ści­jań­stwa zobo­wią­za­ny jest być człon­kiem kon­kret­nej spo­łecz­no­ści czy też, ina­czej mówiąc, Kościo­ła, co zawsze pocią­ga za sobą pewien kon­kret­ny rodzaj odda­wa­nia czci Bogu, gdyż dwóch nie idzie razem, jeże­li się nie umó­wi­li — to jed­nak nikt przez żad­ną inną wła­dzę na zie­mi jak tyl­ko wła­sne sumie­nie nie może być zobo­wią­za­ny do wybra­nia tej a nie innej spo­łecz­no­ści, czy też tego, a nie inne­go spo­so­bu odda­wa­nia czci Bogu. Zda­ję sobie spra­wę, że powszech­nie uwa­ża się, że to, gdzie się uro­dzi­li­śmy, prze­są­dza o tym, do jakie­go Kościo­ła powin­ni­śmy nale­żeć, np., kto uro­dził się w Anglii, powi­nien być człon­kiem Kościo­ła nazy­wa­ne­go Angli­kań­skim, a tym samym pie­lę­gno­wać taki rodzaj poboż­no­ści, jaki jest pole­ca­ny przez ten wła­śnie Kościół. Byłem nie­gdyś zapa­lo­nym zwo­len­ni­kiem tego poglą­du, ale obec­nie znaj­du­ję wie­le powo­dów, któ­re ostu­dza­ją mój zapał. Oba­wiam się, że pocią­ga on za sobą nie­ma­łe trud­no­ści, któ­rych żaden rozum­ny czło­wiek nie jest w sta­nie prze­zwy­cię­żyć. Nie naj­mniej­szym z nich jest to, że gdy­by taka wła­śnie zasa­da rzą­dzi­ła powszech­nie, nie było­by Refor­ma­cji odci­na­ją­cej się od papie­stwa, ponie­waż zasa­da ta cał­ko­wi­cie uni­ce­stwia pra­wo do pry­wat­ne­go poglą­du, na któ­rym opie­ra się cała Refor­ma­cja.


11. Nie ośmie­lam się więc rościć sobie pra­wa do narzu­ca­nia komu­kol­wiek moje­go spo­so­bu odda­wa­nia czci Bogu. Wie­rzę, że jest to praw­da ele­men­tar­na, mają­ca za sobą auto­ry­tet apo­stol­ski. Ale moja wia­ra nie jest regu­łą dla niko­go inne­go. Dla­te­go też tego, z któ­rym pra­gnął­bym zjed­no­czyć się w miło­ści, nie pytam: “Czy jesteś z moje­go Kościo­ła, z mojej spo­łecz­no­ści? Czy zga­dzasz się ze mną, co do rodza­ju orga­ni­za­cji Kościo­ła i jego urzę­dów? Czy podzie­lasz mój spo­sób modle­nia się oraz poboż­no­ści?” Nie pytam: “Czy przyj­mu­jesz Wie­cze­rzę Pań­ską w tej samej pozy­cji i w ten sam spo­sób, co ja?” Nie pytam też, czy zga­dzasz się ze mną, co do dopusz­cza­nia w trak­cie chrztu świad­ków, co do spo­so­bu jego spra­wo­wa­nia, czy wie­ku tych, któ­rzy powin­ni być chrzcze­ni. Bynaj­mniej. Nie pytam cie­bie, (a oświad­czam to z przy­tom­no­ścią umy­słu, na jaką tyl­ko mnie stać), czy w ogó­le zezwa­lasz na chrzest czy Wie­cze­rzę Pań­ską. Zostaw­my te kwe­stie na boku. Poroz­ma­wia­my o nich, jeśli trze­ba, w bar­dziej sto­sow­nej chwi­li. Jedy­nym pyta­niem, z jakim zwra­cam się teraz do cie­bie jest: Czy jesteś tak samo szcze­ry wobec mnie jak ja wobec cie­bie?


12. Zasta­nów­my się jed­nak, jaki jest wła­ści­wy sens tego pyta­nia. Nie cho­dzi mi o to, co Jehu miał na myśli, ale o to, co powi­nien przez nie rozu­mieć naśla­dow­ca Chry­stu­sa, kie­dy sta­wia je któ­re­mu­kol­wiek ze swo­ich bra­ci. Po pierw­sze, pyta­nie zawie­ra w sobie inne pyta­nia: Czy ser­ce two­je jest z Bogiem? Czy wie­rzysz w Jego ist­nie­nie i atry­bu­ty dosko­na­ło­ści: wiecz­ność, wiel­kość, mądrość, potę­gę, spra­wie­dli­wość, miło­sier­dzie i praw­dę? Czy wie­rzysz, że to On pod­trzy­mu­je wszyst­ko sło­wem swo­jej mocy? Czy wie­rzysz, że ku swo­jej chwa­le ma wła­dzę nawet nad tymi, któ­rzy są naj­mniej­si, nad tymi, któ­rzy są odpo­wie­dzial­ni za naj­więk­sze szko­dy, jak rów­nież nad ludź­mi dobry­mi, któ­rzy go miłu­ją? Czy dany ci jest Boski dowód, ponadna­tu­ral­na wia­ra w to, co Boskie? Czy piel­grzy­mu­jesz w wie­rze, nie w oglą­da­niu? Czy patrzysz nie na to, co docze­sne, ale na to, co wiecz­ne?


13. Czy wie­rzysz w Pana Jezu­sa Chry­stu­sa, Boga, któ­ry jest ponad wszyst­kim, bło­go­sła­wio­ne­go na wie­ki? Czy obja­wił ci się w two­jej duszy? Czy znasz Jezu­sa Chry­stu­sa i to ukrzy­żo­wa­ne­go? Czy On miesz­ka w tobie, a ty w nim? Czy jest On ukształ­to­wa­ny w ser­cu two­im przez wia­rę? Czy wyrze­kł­szy się wszel­kich wła­snych dobrych uczyn­ków, wła­snej spra­wie­dli­wo­ści, pod­po­rząd­ko­wa­łeś się uspra­wie­dli­wie­niu Boże­mu, któ­re jest przez wia­rę w Jezu­sa Chry­stu­sa? Czy znaj­du­jesz się w Nim, nie mając wła­snej spra­wie­dli­wo­ści, lecz tę, któ­ra się wywo­dzi z wia­ry? Czy przez Nie­go sta­czasz dobry bój wia­ry, chwy­ta­jąc się żywo­ta wiecz­ne­go?


14. Czy two­ja wia­ra jest ener­go­ume­ne di aga­pes, czyn­na w miło­ści? Czy miłu­jesz Boga? Nie pytam: czy miłu­jesz Boga “ponad wszyst­ko”, gdyż jest to wyra­że­nie nie tyl­ko nie opar­te na Piśmie Świę­tym, ale dwu­znacz­ne; pytam więc: czy miłu­jesz Boga z całe­go ser­ca swe­go, z całej myśli swo­jej, z całej duszy swo­jej i z całej siły swo­jej? Czy tyl­ko w Nim szu­kasz całe­go swe­go szczę­ścia? Czy znaj­du­jesz to, cze­go szu­kasz? Czy dusza two­ja bez­u­stan­nie wiel­bi Pana, i radu­je się duch twój w Bogu, Zba­wi­cie­lu two­im? Czy nauczyw­szy się za wszyst­ko dzię­ko­wać, uwa­żasz, że dobrze jest śpie­wać Bogu nasze­mu, bo to wdzięcz­na rzecz? Czy Bóg jest punk­tem cen­tral­nym two­jej duszy? Czy jest sumą wszyst­kich two­ich pra­gnień? Czy więc gro­ma­dzisz wszyst­kie swo­je skar­by w nie­bie, a wszel­kie inne rze­czy uzna­jesz za śmie­cie? Czy miłość do Boga usu­nę­ła z duszy two­jej miłość tego świa­ta? Jeśli tak, to jesteś ukrzy­żo­wa­ny dla świa­ta. Umar­łeś dla wszyst­kie­go, co ziem­skie, a życie two­je jest ukry­te wraz z Chry­stu­sem w Bogu.


15. Czy rze­czy­wi­ście czy­nisz wszyst­ko, aby wypeł­niać nie wolę swo­ją, lecz wolę Tego, któ­ry cię posłał? Czy peł­nisz wolę Tego, któ­ry przy­słał cię tutaj na zie­mię, abyś zatrzy­mał się w tym dziw­nym świe­cie na kil­ka dni, i abyś po wyko­na­niu zada­nia, któ­re ci zle­cił, powró­cił do domu Ojca swe­go? Czy peł­nie­nie woli Ojca twe­go, któ­ry jest w nie­bie, jest two­im pokar­mem i napo­jem? Czy oko two­je jest zdro­we w każ­dej sytu­acji? Czy jest zawsze wpa­trzo­ne w Nie­go? Czy zawsze patrzy na Jezu­sa? Czy na Nie­go wska­zu­jesz we wszyst­kim, co czy­nisz: w pra­cy, w codzien­nych zaję­ciach i w kon­tak­tach z inny­mi? Czy zawsze, we wszyst­kim masz na celu chwa­łę Bożą? We wszyst­kim, cokol­wiek czy­nisz w sło­wie lub w uczyn­ku, wszyst­ko czy­niąc w imie­niu Pana Jezu­sa, dzię­ku­jąc przez nie­go Bogu Ojcu?


16. Czy miłość do Boga spra­wia, że słu­żysz mu z bojaź­nią? Czy spra­wia, że wese­lisz się i z drże­niem skła­dasz Mu hołd? Czy bar­dziej oba­wiasz się bra­ku upodo­ba­nia Boże­go niż śmier­ci czy pie­kła? Czy nic nie jest dla cie­bie tak strasz­ne jak myśl o urą­ga­niu Jego oczom peł­nym chwa­ły? Czy dla­te­go nie­na­wi­dzisz wszel­kiej ścież­ki kłam­li­wej, wszel­kie­go wykro­cze­nia prze­ciw­ko świę­te­mu i dosko­na­łe­mu Pra­wu? Czy dla­te­go usil­nie sta­rasz się o to, abyś wobec Boga i ludzi miał zawsze czy­ste sumie­nie?


17. Czy zacho­wu­jesz wobec bliź­nie­go swe­go szcze­rość ser­ca? Czy miłu­jesz wszyst­kich ludzi bez wyjąt­ku jak sie­bie same­go? A jeśli miłu­jesz tych, któ­rzy cie­bie miłu­ją, na jakąż wdzięcz­ność zasłu­gu­jesz? Czy jesteś wobec nich pełen dobrej woli i cie­pła? Czy miłu­jesz nawet nie­przy­ja­ciół Boga? Nie­wdzięcz­ni­ków i świę­to­krad­ców? Czy two­je trze­wia prze­peł­nia tro­ska wobec nich i tkli­wość? Czy gotów jesteś być odłą­czo­ny (na czas jakiś) od Chry­stu­sa dla ich dobra? Czy dajesz temu wyraz bło­go­sła­wiąc tym, któ­rzy cię prze­kli­na­ją, i modląc się za tych, któ­rzy nie­spra­wie­dli­wie cię wyzy­sku­ją i prze­śla­du­ją?


18. Czy uczyn­ka­mi swo­imi dajesz świa­dec­two swo­jej miło­ści? Czy rze­czy­wi­ście, kie­dy tyl­ko nada­rzy się spo­sob­na oka­zja, czy­nisz dobro wszyst­kim ludziom: sąsia­dom czy przy­by­szom, przy­ja­cio­łom czy wro­gom, ludziom dobrym czy złym? Czy czy­nisz im wszel­kie dobro, jakie tyl­ko jesteś w sta­nie uczy­nić — sta­ra­jąc się zaspo­ka­jać, na ile tyl­ko potra­fisz, wszel­kie ich potrze­by tak cie­le­sne jak i ducho­we? Jeśli taka wła­śnie jest two­ja posta­wa — nawet jeśli tyl­ko szcze­rze tego pra­gniesz i nie usta­jesz, dopó­ki celu nie osią­gniesz — niech każ­dy chrze­ści­ja­nin powie wte­dy: Jesteś tak samo szcze­ry wobec mnie, jak ja wobec cie­bie.


II. 1. Tak jest, tak jest! Podaj mi swo­ją rękę. Nie mówię: “Zmień swo­je poglą­dy na moje!” Nie musisz. Ani tego nie ocze­ku­ję ani nie pra­gnę. Ani też nie mówię: “Zmie­nię swo­je poglą­dy na two­je.” Nie mogę tego uczy­nić. Nie zale­ży to od moje­go wybo­ru. Nie mogę myśleć, tak jak chcę, bar­dziej niż mogę widzieć czy sły­szeć, tak jak chcę. Zacho­waj swo­je poglą­dy, a ja swo­je; i to tak kon­se­kwent­nie jak tyl­ko moż­li­we. Nie musisz nawet pró­bo­wać kon­fron­to­wać swo­ich poglą­dów z moimi, ani ja swo­ich z two­imi. Wca­le nie pra­gnę dys­ku­to­wać tych poglą­dów, ani też mówić czy sły­szeć jed­ne­go sło­wa na ich temat. Niech poglą­dy oby­dwu stron pozo­sta­ną takie, jakie są. Tyl­ko podaj mi swo­ją rękę.


2. Nie mówię: “Przyj­mij mój rodzaj poboż­no­ści za swój”, czy też “przyj­mę twój rodzaj poboż­no­ści za swój”. Są to spra­wy, któ­re nie zale­żą od woli two­jej czy mojej. Obaj powin­ni­śmy dzia­łać sto­sow­nie do swo­ich poglą­dów. Trwaj w tym, w co wie­rzysz, że Bóg znaj­du­je naj­więk­sze upodo­ba­nie, a ja uczy­nię to samo. Wie­rzę, że opar­ta na urzę­dzie bisku­pa for­ma zarzą­dza­nia w Koście­le jest zgod­na z Pismem Świę­tym oraz ma cha­rak­ter apo­stol­ski. Jeśli tobie wyda­je się, że for­ma opar­ta na urzę­dzie pre­zbi­te­ra czy też for­ma nie­za­leż­na jest lep­sza, pozo­stań przy swo­im poglą­dzie i dzia­łaj zgod­nie z nim. Wie­rzę, że chrzczo­ne powin­ny być nie­mow­lę­ta, czy to przez zanu­rze­nie czy pokro­pie­nie. Jeśli uwa­żasz ina­czej, pozo­stań przy swo­im poglą­dzie i postę­puj zgod­nie z nim. Wyda­je mi się, że for­mu­ły modli­tew­ne uży­wa­ne publicz­nie w cza­sie wiel­kich zgro­ma­dzeń są poży­tecz­ne. Jeśli uwa­żasz, że modli­twy impro­wi­zo­wa­ne są bar­dziej poży­tecz­ne, postę­puj zgod­nie ze swo­im wła­snym prze­ko­na­niem. Mam prze­ko­na­nie, że dostęp do wody powin­no się mieć wszę­dzie tam, gdzie może zaist­nieć koniecz­ność doko­na­nia chrztu, oraz że powi­nie­nem spo­ży­wać chleb i pić wino na pamiąt­kę śmier­ci nasze­go Mistrza. Ale, jeśli jesteś inne­go zda­nia, postę­puj zgod­nie z wła­snym prze­ko­na­niem. Nie mam zamia­ru dys­ku­to­wać ani przez chwi­lę na temat któ­re­go­kol­wiek z wymie­nio­nych wła­śnie tema­tów. Niech wszyst­kie te mniej istot­ne kwe­stie pozo­sta­ną na boku. Niech nigdy nie zosta­ją pod­no­szo­ne. Czy jesteś tak samo szcze­ry wobec mnie, jak ja wobec cie­bie? Jeśli miłu­jesz Boga i wszyst­kich ludzi, pro­szę tyl­ko: Podaj mi swo­ją rękę.


3. Po pierw­sze, mówię: obdarz mnie miło­ścią. I to nie tyl­ko taką miło­ścią, jaką darzysz miło­ścią wszyst­kich ludzi, nie tyl­ko taką, jaką miłu­jesz wszyst­kich swo­ich nie­przy­ja­ciół, czy też nie­przy­ja­ciół Boga, wszyst­kich, któ­rzy cie­bie nie­na­wi­dzą, któ­rzy nie­spra­wie­dli­wie wyzy­sku­ją i prze­śla­du­ją cie­bie, nie tyl­ko tak, jak miłu­jesz obcych, o któ­rych nie wiesz ani nic złe­go ani dobre­go. Taka miłość mi nie wystar­cza. Nie. Jeśli jesteś tak samo szcze­ry wobec mnie, jak ja wobec cie­bie, niech miłość two­ja do mnie będzie peł­na tkli­wo­ści, niech będzie jak miłość przy­ja­cie­la, któ­ry bliż­szy jest niż brat, jak miłość bra­ta w Chry­stu­sie, współ­o­by­wa­te­la nowe­go Jeru­za­lem, współ­to­wa­rzy­sza doli żoł­nier­skiej pod dowódz­twem tego same­go spraw­cy nasze­go zba­wie­nia. Miłuj mnie jako uczest­ni­ka w Kró­le­stwie, i w cier­pli­wym wytrwa­niu przy Jezu­sie i współ­dzie­dzi­ca Jego chwa­ły.


4. Miłuj mnie (ale bar­dziej niż ogół ludz­ko­ści) miło­ścią dobro­tli­wą i cier­pli­wą, tzn., cier­pli­wą, jeśli żyję w nie­wie­dzy i na bez­dro­żach, miło­ścią, dzię­ki któ­rej zno­sisz i nie powięk­szasz moje­go cię­ża­ru, miło­ścią, któ­ra jest tkli­wa, łagod­na oraz peł­na współ­czu­cia, któ­ra nie zazdro­ści, jeśli kie­dy­kol­wiek spodo­ba się Bogu obda­rzyć jesz­cze więk­szym powo­dze­niem cie­bie niż mnie. Miłuj mnie miło­ścią, któ­ra nie uno­si się z powo­du mojej głu­po­ty czy ułom­no­ści czy moje­go postę­po­wa­nia (gdy­by cza­sem wyda­wa­ło ci się) nie według woli Bożej. Miłuj mnie tak, żebyś nie myślał o mnie nic złe­go, odrzu­ca­jąc wszel­ką zazdrość i złe podej­rze­nia. Miłuj mnie miło­ścią, któ­ra wszyst­ko zakry­wa, któ­ra nigdy nie ujaw­nia ani moich wad ani sła­bo­ści, miło­ścią, któ­ra wszyst­kie­mu wie­rzy i zawsze jest goto­wa myśleć o mnie jak naj­le­piej, jak naj­ko­rzyst­niej tłu­ma­cząc wszyst­kie moje sło­wa i czy­ny, miło­ścią, któ­ra wszyst­kie­go się spo­dzie­wa w prze­ko­na­niu, że przy­pi­sy­wa­ne mi postę­po­wa­nie albo nigdy nie mia­ło miej­sca, albo mia­ło miej­sce ale w innych oko­licz­no­ściach, albo przy­naj­mniej, że kie­ro­wa­łem się w nim dobry­mi inten­cja­mi lub też wyni­kło z sil­nej i nagłej poku­sy. Ufaj do koń­ca, że cokol­wiek dzie­je się w spo­sób nie­wła­ści­wy, za spra­wą łaski Bożej, zosta­nie napra­wio­ne, a cze­go­kol­wiek bra­ku­je, za spra­wą obfi­te­go miło­sier­dzia w Jezu­sie Chry­stu­sie, będzie dane.


5. Po dru­gie, pro­szę, abyś pamię­tał o mnie w swo­ich modli­twach do Boga, wsta­wiaj się do Nie­go za mną, aby tak szyb­ko jak to tyl­ko moż­li­we doko­nał we mnie napra­wy tego, w czym jestem ułom­ny, i udzie­lił tego, cze­go mi bra­ku­je. Kie­dy tyl­ko zbli­żysz się do tro­nu łaski, ubła­gaj Go w Jego obec­no­ści, abym w jesz­cze więk­szym stop­niu był szcze­ry wobec cie­bie tak jak ty jesteś szcze­ry wobec mnie, szcze­ry zarów­no w sto­sun­ku do Boga jak i czło­wie­ka; ubła­gaj Go, abym miał moc­niej­sze prze­ko­na­nie do rze­czy nie­wi­dzial­nych oraz do miło­ści Boga w Jezu­sie Chry­stu­sie; ubła­gaj Go, abym wytrwa­le piel­grzy­mo­wał w wie­rze, a nie w oglą­da­niu, oraz abym z tym więk­szą powa­gą poj­mo­wał życie wiecz­ne. Módl się, aby miłość do Boga i wszyst­kich ludzi obfi­ciej roz­la­na zosta­ła w ser­cu moim, oraz abym z więk­szym zapa­łem i aktyw­no­ścią czy­nił wolę Ojca moje­go, któ­ry jest w nie­bie­siech, abym z więk­szą gor­li­wo­ścią w dobrych uczyn­kach oraz więk­szą ostroż­no­ścią powstrzy­my­wał się od wszel­kich prze­ja­wów zła.


6. Po trze­cie, pro­szę, abyś pobu­dził mnie do miło­ści i dobrych uczyn­ków. Kie­dy tyl­ko nada­rzy się po temu oka­zja, wzmoc­nij swo­ją modli­twę sło­wa­mi wspie­ra­ją­cy­mi mnie a peł­ny­mi miło­ści, cokol­wiek wyda­wa­ło­by ci się, że słu­ży dobru mojej duszy. Oży­wiaj mnie do pra­cy, któ­rą Bóg mi zle­cił, i naucz mnie wyko­ny­wać ją w spo­sób dosko­nal­szy. Ukarz mnie, bo jest to łaska, skarć, jeśli w czym­kol­wiek wyda ci się, że czy­nię raczej moją wła­sną wolę niż Tego, któ­ry mnie posłał. Mów i nie oszczę­dzaj mnie, cokol­wiek, two­im zda­niem, może się przy­czy­nić do mojej popra­wy, umoc­nie­nia, zbu­do­wa­nia w miło­ści oraz uczy­nie­nia mnie zdol­niej­szym do sta­nia się narzę­dziem w ręku Pana.


7. Wresz­cie, pro­szę, abyś miło­wał mnie nie tyl­ko w sło­wach, ale czy­nach i praw­dzie. Na ile tyl­ko pozwa­la ci sumie­nie (zacho­wu­jąc swo­je poglą­dy i spo­sób odda­wa­nia czci Bogu) przy­łącz się do mnie w dzie­le Bożym i idź­my razem ręka w rękę. Z pew­no­ścią tyle możesz uczy­nić. Gdzie­kol­wiek jesteś, mów z sza­cun­kiem o spra­wie Boga, nie­za­leż­nie od tego, przez kogo by nie dzia­łał; mów z życz­li­wo­ścią o Jego posłań­cach. A jeśli jest to w two­jej mocy, nie tyl­ko miej dla nich współ­czu­cie, kie­dy znaj­dą się w obli­czu trud­no­ści i prze­ciw­no­ści losu, ale udziel im rado­snej i sku­tecz­nej pomo­cy, aby w two­im imie­niu mogli uwiel­biać Boga.


8. Jeśli cho­dzi o to, co wła­śnie zosta­ło powie­dzia­ne, nale­ży zwró­cić uwa­gę na dwie spra­wy. Po pierw­sze, nie­za­leż­nie od tego o jaką miłość, jakie uczyn­ki miło­ści, jaką ducho­wą czy docze­sną pomoc bym nie pro­sił tego, któ­ry jest tak szcze­ry wobec mnie, jak ja jestem szcze­ry wobec nie­go, gotów jestem, sto­sow­nie do moich sił i za spra­wą łaski Bożej, pro­sić i dać mu tę samą miłość, te same uczyn­ki miło­ści oraz tę samą ducho­wą czy docze­sną pomoc. Po dru­gie, nie pro­szę jedy­nie w moim imie­niu, ale w imie­niu wszyst­kich, któ­rzy są szcze­rzy wobec Boga i czło­wie­ka, aby­śmy wszy­scy mogli miło­wać sie­bie nawza­jem jak Chry­stus nas umi­ło­wał.


III. 1. Z tego, co powie­dzie­li­śmy, może­my wycią­gnąć jeden wnio­sek tzn., jeste­śmy w sta­nie okre­ślić, czym jest duch uni­wer­sa­li­zmu. Nie­wie­le jest pojęć wywo­łu­ją­cych więk­sze nie­po­ro­zu­mie­nia i bar­dziej, by nie powie­dzieć, nie­bez­piecz­niej nad­uży­wa­nych niż wła­śnie poję­cie uni­wer­sa­li­zmu. Ale każ­dy, kto spo­koj­nie zapo­zna się z naszy­mi dotych­cza­so­wy­mi roz­wa­ża­nia­mi, z łatwo­ścią usu­nie te nie­po­ro­zu­mie­nia i uczy­ni wszyst­ko, by zapo­biec wszel­kim w tym wzglę­dzie nad­uży­ciom. Po pierw­sze, może­my stwier­dzić, że duch uni­wer­sa­li­zmu jest czymś innym niż spe­ku­la­tyw­ny latitudinarianizm2. Duch uni­wer­sa­li­zmu bowiem jest czymś innym niż obo­jęt­ność na wszel­kie poglą­dy. Lati­tu­di­na­ria­nizm bynaj­mniej nie jest potom­stwem nie­ba, prze­ciw­nie, jest nasie­niem pie­kła. Nie­sta­łość bowiem myśli, mio­ta­nie się i uno­sze­nie lada wia­trem nauki jest wiel­kim prze­kleń­stwem, nie bło­go­sła­wień­stwem, nie­prze­jed­na­nym wro­giem, nie­przy­ja­cie­lem praw­dzi­we­go uni­wer­sa­li­zmu. Czło­wiek nace­cho­wa­ny duchem uni­wer­sa­li­zmu nie jest czło­wie­kiem poszu­ku­ją­cym wła­ści­wej reli­gii. W swo­jej oce­nie głów­nych nur­tów nauki chrze­ści­jań­skiej pozo­sta­je nie­zmien­ny jak słoń­ce. Praw­dą jest, że jest on zawsze goto­wy wysłu­chać i roz­wa­żyć wszel­kie argu­men­ty sta­wia­ją­ce jego zasa­dy pod zna­kiem zapy­ta­nia. Ale tak jak ta goto­wość sama przez się nie ozna­cza nie­zde­cy­do­wa­nia, tak bynaj­mniej też nie wywo­łu­je żad­ne­go nie­zde­cy­do­wa­nia. Nie waha się pomię­dzy dwo­ma poglą­da­mi, ani z próż­no­ści nie usi­łu­je zatrzeć mię­dzy nimi róż­ni­cy. Zwróć­cie na to uwa­gę wy wszy­scy, któ­rzy nie wie­cie, jakie­go jeste­ście ducha, któ­rzy uwa­ża­cie, że jeste­ście ludź­mi ducha uni­wer­sa­li­zmu tyl­ko dla­te­go, że macie nie­ja­sne poję­cie, mgli­ste zro­zu­mie­nie, tyl­ko dla­te­go, że cechu­je was nie­zde­cy­do­wa­nie i brak zasad oraz pomie­sza­nie wszyst­kich poglą­dów. Z pew­no­ścią zna­la­złeś się na bez­dro­żach i sam nie wiesz, gdzie jesteś. Wyda­je ci się, że masz ducha Chry­stu­so­we­go, cho­ciaż tak napraw­dę bliż­szy jesteś ducha anty­chry­sta. Naj­pierw więc musisz poznać pod­sta­wy Ewan­ge­lii Chry­stu­so­wej, a potem przy­jąć praw­dzi­we­go ducha uniwersalizmu.2. Po dru­gie, na pod­sta­wie naszych dotych­cza­so­wych roz­wa­żań może­my stwier­dzić, że duch uni­wer­sa­li­zmu nie ma nic wspól­ne­go z prak­tycz­nym lati­tu­da­ria­ni­zmem. Duch uni­wer­sa­li­zmu nie ozna­cza bowiem obo­jęt­no­ści jeśli cho­dzi o publicz­ny spo­sób odda­wa­nia czci Bogu czy też zewnętrz­ne for­my mani­fe­sto­wa­nia poboż­no­ści. To rów­nież nie było­by bło­go­sła­wień­stwem a prze­kleń­stwem, gdyż dale­kie od jakie­go­kol­wiek pożyt­ku, jak dłu­go tyl­ko mia­ło­by miej­sce, było­by nie­wy­po­wie­dzia­ną wprost prze­szko­dą w odda­wa­niu Bogu czci w duchu i praw­dzie. Ale czło­wiek o praw­dzi­wym duchu uni­wer­sa­li­zmu zwa­żyw­szy wszyst­ko na wadze świątyni3, nie ma naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści ani zastrze­żeń co do kon­kret­ne­go spo­so­bu odda­wa­nia czci Bogu, w jakim uczest­ni­czy. Wie bowiem, że wła­śnie ten spo­sób odwo­łu­je się zarów­no do Pisma Świę­te­go jak i rozu­mu. Nie zna inne­go na świe­cie, któ­ry był­by wier­niej­szy Pismu Świę­te­mu i rozu­mo­wi. Dla­te­go też wol­ny od nie­zde­cy­do­wa­nia wiel­bi Boga za danie mu moż­li­wo­ści pie­lę­gno­wa­nia wła­śnie tego spo­so­bu.


3. Po trze­cie, może­my stwier­dzić, że duch uni­wer­sa­li­zmu nie jest obo­jęt­ny wobec róż­nych form życia spo­łecz­no­ści zbo­ru. Obo­jęt­ność taka była­by jesz­cze jed­nym rodza­jem lati­tu­di­na­ria­ni­zmu, nie mniej nie­do­rzecz­nym i nie znaj­du­ją­cym pod­staw w Piśmie Świę­tym niż poprzed­ni. Jest ona bowiem dale­ka od czło­wie­ka o praw­dzi­wym duchu uni­wer­sa­li­zmu, któ­ry jest na trwa­łe zwią­za­ny zarów­no z życiem swo­je­go zbo­ru jak i swo­imi zasa­da­mi. Jest on zwią­za­ny ze zbo­rem nie tyl­ko w duchu, ale wszel­ki­mi zewnętrz­ny­mi wię­za­mi chrze­ści­jań­skiej spo­łecz­no­ści. W nim uczest­ni­czy w całym porząd­ku usta­no­wio­nym przez Boga. W nim przyj­mu­je Wie­cze­rzę Pań­ską. W nim wyle­wa swo­ją duszę w publicz­nej modli­twie oraz uczest­ni­czy w publicz­nym uwiel­bie­niu Boga i dzięk­czy­nie­niu. W nim radu­je się sło­wem pojed­na­nia i Ewan­ge­lią łaski Bożej. Przy oka­zjach szcze­gól­nie pod­nio­słych w gro­nie naj­bliż­szych, naj­bar­dziej umi­ło­wa­nych bra­ci ze zbo­ru, przy pomo­cy postów poszu­ku­je Boga. W spo­sób szcze­gól­ny czu­wa w miło­ści nad brać­mi ze zbo­ru, tak jak i oni czu­wa­ją nad nim, napo­mi­na­jąc, zachę­ca­jąc, pocie­sza­jąc, kar­cąc oraz na wszel­kie inne spo­so­by budu­jąc się nawza­jem w wie­rze. Wszyst­kich ich uwa­ża za swo­ich domow­ni­ków i dla­te­go sto­sow­nie do danych mu przez Boga zdol­no­ści spon­ta­nicz­nie trosz­czy się o nich i doglą­da, aby nicze­go nie bra­ko­wa­ło im do życia i poboż­no­ści.


4. Ale kie­dy tak nie­zmien­nie trwa w swo­ich zasa­dach reli­gij­nych, w tym wszyst­kim, co wie­rzy, że jest praw­dą w Jezu­sie, kie­dy z całą mocą trwa w poboż­no­ści, któ­ra, jego zda­niem, znaj­du­je naj­więk­sze w oczach Boga upodo­ba­nie, kie­dy zwią­za­ny naj­głęb­szy­mi uczu­cia­mi z jed­nym kon­kret­nym zbo­rem — jego ser­ce otwie­ra się na wszyst­kich ludzi, na tych któ­rych zna i tych, któ­rych nie zna i ogar­nia z wiel­ką ser­decz­no­ścią swo­ich bli­skich i obcych, przy­ja­ciół i wro­gów. Na tym pole­ga powszech­na, uni­wer­sal­na miłość, a ten, któ­ry ją ma, jest ducha uni­wer­sal­ne­go. Jedy­nie bowiem miłość sta­no­wi o jego natu­rze: miłość uni­wer­sal­na jest duchem uni­wer­sa­li­zmu.


5. Czło­wiek ducha, w peł­nym tego sło­wa zna­cze­niu, uni­wer­sa­li­zmu poda­je rękę swo­ją każ­de­mu, kto w spo­sób wyżej opi­sa­ny jest szcze­ry wobec nie­go. Jest on tym, któ­ry wie, jak chwa­lić i uwiel­biać Boga za wszyst­kie dobro­dziej­stwa, jaki­mi Go obda­rza: za zna­jo­mość spraw Boskich, praw­dzi­wy, opar­ty na Piśmie spo­sób odda­wa­nia Mu czci, a przede wszyst­kim za jed­ność ze zbo­rem, peł­nym bojaź­ni Bożej i spra­wie­dli­wo­ści. Jest on tym, któ­ry z tro­ską zacho­wu­jąc wszyst­kie te bło­go­sła­wień­stwa, pil­nu­jąc ich jak “oka w gło­wie”, miłu­je wszyst­kich, któ­rzy, nie­za­leż­nie od swo­ich poglą­dów, rodza­ju reli­gij­no­ści czy przy­na­leż­no­ści zbo­ro­wej, wie­rzą w Pana Jezu­sa Chry­stu­sa; miłu­je ich jako przy­ja­ciół, jako bra­ci w Panu, jako człon­ki Chry­stu­sa, dzie­ci Boże, współ­uczest­ni­ków teraź­niej­sze­go Kró­le­stwa Boże­go, współ­dzie­dzi­ców wiecz­ne­go Kró­le­stwa, któ­rzy miłu­ją Boga i czło­wie­ka, któ­rych rado­ścią napa­wa znaj­dy­wa­nie upodo­ba­nia Boże­go a stra­chem wszel­ka obra­za Boga, któ­rzy kon­se­kwent­nie powstrzy­mu­ją się od zła a z żar­li­wo­ścią spra­wu­ją dobre uczyn­ki. Ducha praw­dzi­we­go uni­wer­sa­li­zmu ma ten, kto bez­u­stan­nie pamię­ta o nich w ser­cu swo­im, kto jest wobec nich pełen nie­wy­po­wie­dzia­nej dobro­ci, a życząc im wszel­kie­go dobra, nie­ustan­nie powie­rza ich w modli­twie Bogu i wsta­wia się za nich u ludzi, pocie­sza i uży­wa wszel­kich moż­li­wych słów, aby umoc­nić ich w dzie­le Bożym. Na ile tyl­ko star­cza mu sił, poma­ga im we wszyst­kich spra­wach ducho­wych i docze­snych. Gotów jest sam na kosz­ta łożyć i same­go sie­bie wydać tzn., poło­żyć życie swo­je za nich.


6. Czło­wie­ku Boży, roz­waż te spra­wy. Jeśli już speł­niasz kry­te­ria, trwaj w nich. Jeśli tra­fi­łeś na bez­dro­ża, podzię­kuj Bogu, że spro­wa­dził cię z nich. A teraz bie­gnij wytrwa­le w wyści­gu, któ­ry jest przed tobą kró­lew­ską dro­gą miło­ści powszech­nej. Strzeż się nie­zde­cy­do­wa­nia w oce­nach i cia­sno­ty ser­ca. Utrzy­muj rów­ne tem­po, trwaj w wie­rze raz na zawsze prze­ka­za­nej świę­tym, ugrun­to­wa­nej w miło­ści, praw­dzi­wej, powszech­nej miło­ści, aż na zawsze pochło­nię­ty zosta­niesz w miłości.Tłum. Krzysz­tof Kucz­ma


Przy­pi­sy:1. Jan Wesley, “Kaza­nie trzy­dzie­ste dzie­wią­te. Duch uni­wer­sa­li­zmu”, w: “Poucz mnie o tym cze­go nie wiem. Zbiór kazań”, Wyd. Piel­grzym Pol­ski, War­sza­wa 2001. W ory­gi­na­le kaza­nie to pocho­dzi z roku 1750 i nosi tytuł “Catho­lic Spi­rit” (Duch kato­li­cy­zmu). W edy­cji Kazań Jana Wesleya wyda­nych w roku 1872 było ozna­czo­ne nume­rem 34.2. Kie­ru­nek zorien­to­wa­ny na tole­ran­cję teo­re­tycz­nych róż­nic, któ­ry powstał jako alter­na­ty­wa wobec tra­gicz­ne­go wie­ku podzia­łów, spo­rów i kon­flik­tów. Pod­sta­wy lati­tu­di­na­ria­ni­zmu.


Maga­zyn “Sem­per Refor­man­da” ser­decz­nie dzię­ku­je redak­cji “Piel­grzy­ma Pol­skie­go” za udo­stęp­nie­nie nam tek­stu kaza­nia “Duch kato­li­cy­zmu”. Wszel­kie pra­wa do tego tek­stu nale­żą do “Piel­grzy­ma Pol­skie­go”.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.