Dzieci Abrahama równoprawne drogi do Boga
- 28 czerwca, 2003
- przeczytasz w 11 minut
Dialog międzyreligijny, poszukiwanie tego, co łączy i otwieranie coraz szerszych możliwości współpracy między ludźmi należącymi do różnych tradycji religijnych jest od jakiegoś czasu w centrum debat religijnych i filozoficznych. Jak jest to trudny temat pokazuje już choćby fakt, że najczęściej chyba potępianymi teologami są ci, którzy otwarcie i odważnie podejmują temat wartości innych religii w kontekście chrześcijaństwa. Dlatego cieszy fakt, że Dariusz Bruncz podjął się przedstawienia poglądów jednego z bardziej znanych myślicieli protestanckich na temat wartości innych religii. Wydaje się jednak, że warto byłoby także rozpocząć szerszą dyskusję na temat wartości i znaczenia innych religii. I taki jest właśnie cel niniejszego tekstu.
Trudno jednak wymagać od jednego tekstu, by podjął on od razu całą, złożoną problematykę dialogu z wszystkimi wielkimi religiami świata. Dlatego postanowiłem ograniczyć się wyłącznie do przedstawienia koncepcji rozumienia judaizmu w kontekście chrześcijaństwa (ale raczej filozofii chrześcijańskiej niż teologii). Formułując otwarcie założenie przyświecające pracy — jest nim uzasadnienie, że koncepcja Franza Rosenzweiga, który w chrześcijaństwie i judaizmie widział równoprawne drogi do Boga, da się pogodzić z myśleniem chrześcijańskim.
Synagoga i Kościół
Od prawie 2 tysięcy lat chrześcijanie wytrwale głosili, że judaizm wraz z przyjściem Chrystusa stracił swoje historio-zbawcze, czy wręcz religijne znaczenie. Izrael wraz z przyjściem Chrystusa, i odrzuceniem przez judaizm jego mesjańskiej misji miał utracić status narodu wybranego, który od tego momentu przysługiwać miał wyłącznie członkom Kościoła. Stopniowo odmówienie Żydom statusu narodu wybranego zaczęło przyjmować jeszcze groźniejszą formę — przypisywania im osobistej, czy ogólnej winy za śmierć Jezusa Chrystusa. Z narodu wybranego Żydzi przekształcili się więc w mentalności chrześcijańskiej w naród bogobójców, których za wszelką cenę, nawet siłą, należy nawrócić na jedyną prawdziwą religię. O tym, jakie to miało skutki, nie tyle nawet teologiczne, ile historyczne i egzystencjalne trudno nawet pisać. Dlatego zainteresowanych tą tematyką odsyłam do setek innych publikacji, które przypominają historię chrześcijańskiego antysemityzmu (bo trudno mi zgodzić się z papieskim rozróżnieniem na rzekomo pogański antysemityzm i chrześcijański antyjudaizm. Jedno wypływało z drugiego, i trudno jest tu przeprowadzić jakąkolwiek wyraźną granicę. Rozróżnienie to wydaje się zaś, po prostu próbą usprawiedliwienia chrześcijan i szerzej teologii chrześcijańskiej, głoszonej przez kanonizowanych świętych i Doktorów Kościoła, z grzechu wykorzystania ich myśli do mordowania Żydów).
Ostatnie lata przyniosły oczywiście zmianę tej postawy. Coraz liczniejsi teolodzy, a także magisterium Kościoła katolickiego zaczęło zwracać uwagę na wartość judaizmu oraz jego znaczenie dla chrześcijaństwa. Niestety, mimo iż coraz rzadziej mówi się o tym, że Żydzi nie są już narodem wybrany, to jednak tylko nieliczni teolodzy mają odwagę postawić tezę, że judaizm nie stracił swojej roli zbawczej po odrzucenu przez naród wybrany mesjańskiego posłannnictwa Jezusa Chrystusa. Tylko nieliczni chrześcijanie mają też odwagę przyznać, że judaizm pozostał, tak jak był pierwotnie, Drogą, jaką Bóg wyznaczył dla swojego ludu do siebie. Znacznie łatwiej takie postawienie sprawy przychodzi teologom i myślicielom żydowskim, dla których chrześcijaństwo jest drogą (pogan) do Boga.
Pień Abrahama
Po burzliwym okresie rozstania judaizmu rabinicznego i chrześcijaństwa, w którym obie strony wytaczały przeciwko sobie najmocniejsze zarzuty (warto mieć jednak świadomość, że strona żydowska, jak przypomina o tym Stanisław Krajewski — surowo oceniała głównie Żydów przyjmujących chrześcijaństwo, nie oceniając w zasadzie pogan przyjmujących tę religię) w średniowieczu myśliciele żydowscy zaczynają powoli doceniać chrześcijaństwo. Już w XII wieku rabini oceniali chrześcijaństwo, jako podstawę do życia wiecznego, i jako wyraźne wyjście poza pogaństwo. “Rabbenu Jakub Tam (…) nauczał, że chrześcijanie i Żydzi czczą tego samego Boga, każdy na właściwy sobie sposób” — wyjaśnia Krajewski (St. Krajewski, Źydzi, judaizm, Polska, Warszawa 1997, s. 308). Warto mieć też świadomość, że najwybitniejszy teolog i filozof żydowskiego średniowiecza Majmonides był przekonany, że Żydzi mogą wraz z chrześcijanami wspólnie studiować Pismo Święte. W XIV wieku natomiast prowansalski myśliciel Menachem Hameiri uznał, że zarówno Żydzi, jak i chrześcijanie, a także muzułmanie to narody podległe zasadom “prawdziwej religii”, a zatem wyznawcy każdej z tych religii mogą się stać “sprawiedliwymi wśród narodów”.
Jeszcze dalej idą współcześni myśliciele judaistyczni, i to nawet ortodoksyjni. Irvin Greenberg otwarcie głosi, że wyłonienie się chrześcijaństwa z judaizmu było wolą Boga. “Bóg zawsze miał w planie przekazanie wizji zbawienia oraz drogi przymierza szerszej rzeszy ludzkości. Dlatego gdy nadeszła pełnia czasow narodziło się chrześcijaństwo” — wyjaśnia Greenberg (I. Greenberg, Dialog żydowsko-chrześcijański — jak długo jeszcze w cieniu zagłady, “Więź” 8 (514) 2001, s. 93).
Oczywiście nie wszyscy współcześni myśliciele żydowscy skłonni są iść aż tak daleko. Dla wielu, jak dla niektórych ich przodków w wierze, chrześcijaństwo pozostaje nie kontynuacją judaizmu, czy jego wyniesieniem do innych narodów, ale raczej … spoganizowaniem pierwotnego Objawienia. ZdaniemYeshayahu Leibovitza nie można nawet mówić o wspólnych korzeniach obu tych religii, bowiem … chrześcijaństwo jedynie wykorzystało terminologię czy tradycję żydowską do stworzenia nowej synkretystycznej grecko-orientalnej całości, która niewiele lub nic nie ma wspólnego z prawdziwą myślą biblijną (Y. Leibovitz, Judaism, Human Values and the Jewish State, trans. E. Goodman, London, Cambridge 1995, p. 258–259). I niestety niezależnie od tego, że myśl ta wydaje się zbyt surowa, to w pewnym sensie jest prawdziwa. Chrześcijanie w twórczości teologicznej często bardzo daleko odeszli od języka i stylu myślenia Biblii (nie tylko zresztą Biblii hebrajskiej, ale i Nowego Testamentu) zastępując je filozofią pogańską, czy rzymskim prawem.
Niezależnie od różnorodności myślowej judaizmu — jedno jak się wydaje można przyjąć bez większych zastrzeżeń. Większość Żydów nie ma problemu z uznaniem wartości innych religii dla innych ludów. Judaizm jest bowiem przede wszystkim drogą narodu wybranego. Ludzie innych nacji nie muszą go przyjąć, by osiągnąć zbawienie.
Gwiazda: ogień i promienie
Przechodząc dla fundamentalnego w niniejszej rozprawie pytania o wzajemną relację między judaizmem a chrześcijaństwem trudno nie odwołać się do przepięknej przenośni Franza Rosenzweiga. Dla niego prawda, osobiste spotkanie z Bogiem, czy wreszcie Bóg jest … Gwiazdą — judaizm jest jej wewnętrznym ogniem, rozpalającą wizją prawdy, zaś chrześcijaństwo promieniami, albo wieczną drogą ku Bogu. Obie religie mają więc takie samo znaczenie przed Bogiem, obie są ściśle powiązane z Jedynym Objawiającym się Bytem. Żydzi, judaizm są dowodem na wieczność obietnicy. Chrześcijanie ukazują urzeczywistnienie wieczności. Rosenzweig podkreśla, że stworzenie podtrzymywane jest jako sensowna całość, a nie tylko następujące po sobie chwile, dzięki istnieniu narodu wybranego — Izraela. “Jedynie w jego życiu płonie ogień, karmiący się sobą samym (…) Jego płomienie, które rzucają światło wewnątrz świata, rozświetlają go. Jemu samemu nie muszą świecić. Nie wie o nich niczego. Płonie milczący i wieczny” (F. Rosenzweig, Gwiazda zbawienia, tłum. T. Gadacz, Kraków 1998, s. 525) — podsumowuje rolę Izraela filozof. Chrześcijaństwo ma być natomiast, jego zdaniem, nieustającą drogę ludzkości do Boga, do źródła światła, swoistymi promieniami. U końca czasu chrześcijaństwo i judaizm osiągnął prawdziwą, pełną jedność. “Prawda znajduje się poza drogą. Droga kończy się tam, gdzie zostaje osiągnięta ojczyzna. Wprawdzie jest drogą wieczną, ponieważ jej kres mieści się w wiecznością, lecz jednocześnie skończoną, gdyż wieczność jest jej kresem. Gdzie wszystko płonie tam nie ma już promieni. Tam wszystko jest światłem. Tam ziemia pełna będzie poznania Wiecznego, jak woda pokrywająca morze. W tym morzu światła wszystkie drogi toną jak złuszenie. Lecz Ty, Boże, jesteś prawdą” (dz.cyt., s. 587–588) — kończy Rosenzweig swoje rozważania nad chrześcijaństwem.
Podsumowując myśl Rosenzweiga można zatem powiedzieć, że jak judaizm jest symbolem, znakiem istnienia Wiecznej Niezmiennej Boskiej Prawdy — Boga i jego Praw, tak chrześcijaństwo jest wieczną drogą ludów ziemi do Boga. W historii konieczna jest obecność zarówno symbolu, znaku obecności wiecznej prawdy, jak i dynamiczna droga wiodąca do Boga i przemieniająca ziemię.
Ujmując rzecz nieco bardziej teologicznie można zatem powiedzieć za Rosenzweigiem, że zarówno chrześcijaństwo, jak i judaizm są koniecznymi elementami Boskiej drogi dla człowieka. Myśl tę w pełni wypowiada cytowany już przeze mnie rabin ortodoksyjny Irving Greenberg. “Odwracając klasyczny obraz: celem Boga było więc wszczepienie gałęzi z pnia Abrahama w korzeń narodów. W ten sposób narody mogły zakorzenić się w Bogu i przynieść owoc przymierza na swoim drzewie życia (…) Nie chodzi tu o zastąpienie ani o wyrzeczenie się czegoś — ale o odrośl, wyjście ku nowym ludom. Ta nowa gałąź musiała stać się niezależna, gdyż w przeciwnym razie zniszczyłaby żydowską specyfikę i podkopała możliwość kontynuacji żydowskiego przymierza w jego odrębnym charakterze” (s. 93) — uważa Greenberg. Podobną opinię wyraża również katolicki teolog Franz Mussner, który przypomina, że gdyby Żydzi przyjęli chrześcijaństwo to przestaliby ostatecznie ostnieć, jako naród — to zaś oznaczałoby przerwanie kontynuacji przymierza abrahamowego, a w konsekwencji Boską niewierność danemu słowu.
Znaczenie judaizmu
Przyjęcie takiego stylu myślenia stawia przed teologią chrześcijańską zasadnicze pytanie — czy judaizm ma znaczenie dla niej samej. Nie wystarczy bowiem uznać, że judaizm jest drogą dla Żydów, trzeba zadać sobie jeszcze pytanie, czy ma on znaczenie dla chrześcijan. Mówiąc wprost: czy chrześcijanin patrząc na istniejącą wciąż wspólnotę żydowską stawiany jest wobec tajemnicy swojej wiary?
Wspomniany już Franz Mussner uważa, że tak. Istnienie wspólnoty żydowskiej, mimo jej rozproszenia, prześladowań, językowej różnorodności itd. jest jedynym przekonującym dowodem na istnienie Boga. Istnienia Izraela nie da się, zdaniem Mussnera, który powołuje się tu na słowa Karla Bartha — wytłumaczyć inaczej niż przez to, że za tym narodem stoi prawdziwy Bóg, jako jedyny rzecznik jego interesów. Istnienie Izraela, Żydów jest również trwałym dowodem “konkretności historii zbawienia”. “Istnienie Żydów nie pozwala na czysto świeckie rozumienie historii” (F. Mussner, Traktat o Żydach, tłum. J. Kuczyńska, Warszawa 1993, s. 88) — podkreśla Mussner i dodaje, że uświadomić sobie to muszą wszystkie kościoły chrześcijańskie, które często tylko w sobie dostrzegają miejsce działania Boga, podczas gdy Żydzi są przynajmniej jeszcze jedną wspólnotą kierowaną przez Najwyższego. Istnienie Izraela, który odrzucił mesjańskie posłannictwo Chrystusa uświadamia również chrześcijanom, że Bóg jest zawsze Bogiem ukrytym, którego dróg nikt nie może poznać, i którego wola nigdy w pełni ludziom się nie objawia. Uświadamia nam, tu można sobie chyba pozwolić na wyjście poza rozważania Mussnera, że nikt nawet chrześcijanie nie mają pełni prawdy, że Prawda zawsze nas przerasta, i że ostatecznie zna ją tylko Bóg. Nikt i nic, nawet święte księgi naszej religii, nie dają nam odpowiedzi na wszystkie problemy, i taką tajemnicą zawsze przed nami stojącą jest kwestia prawdziwości lub nie dla Izraela — nawet mesjańskiego posłannictwo Jezusa Chrystusa.
Izrael oczekując przyjścia mesjasza — przypomina także chrześcijanom, że posłannictwo Jezusa Chrystusa nie zostało jeszcze zakończone. Zapowiedzi proroków o roli mesjasza — nie zostały spełnione podczas pierwszego przyjścia Jezusa Chrystusa, i o tym również trzeba pamiętać, zarzucając Żydom odrzucenie Mesjasza. Istnienie narodu żydowskiego jest więć żywym dowodem na to, że Mesjasz przyjdzie powtórnie i wypełni wszystkie zapowiedzi prorockie.
Trudno też odmówić racji tym Żydom, którzy przypomianają, że już samo istnienie judaizmu, pozbawionego w gruncie rzeczy sformalizowanej dogmatyki, z rozbudowanym w zamian prawem — świadczy dla nas chrześcijan o tym, że wierność, zaufanie Bogu, wiara Jemu, a nie w Niego — jest podstawą prawdziwej religijności. Ostatecznie pierwotna jest Wiara, Zaufanie, Ufność, Pełne oddanie się w ręce Boga — poprzez posłuszeństwo Jego nakazom, a nie intelektualne tylko przyjmowanie lub nie pewnych prawd. Judaizm wyraża się więc, dla mnie, w słowach żydowskiego filozofa Abrahama Heschela: “Musimy strzec się, aby nie pogwałcić tego, co święte, aby nasze dogmaty nie rozłożyły na czynniki pierwsze tajemnicy, by nie zagłuszyły jej nasze psalmy” (A. J. Heschel, Prosiłem o cud. Antologia duchowej mądrości, tłum. A. Gomoła, Poznań 2001, s. 20). To nie formy, nie dogmaty są pierwotne, ale pełne zaufanie i życie na codzień z Bogiem, trochę takie jak w “Skrzypku na dachu”, którego bohater ciągle rozmawia z Bogiem.
Jedyność czy jednokrotność
Ujęcie judaizmu, jako równego chrześcijaństwu, czy nawet uzupełniającego go — rodzi jednak pytanie o jedyność mesjańskiego posłannictwa Jezusa Chrystusa. Mówiąc wprost trzeba sobie odpowiedzieć jasno na pytanie — czy rację mają chrześcijanie uważając Jezusa za obiecanego mesjasza, czy też Żydzi odrzucając tę prawdę. Paradoksalnie odpowiedź taką odnalazłem u rabina Greenberga. “Moja teza jest całkiem prosta — wskazuje Greenberg — chrześcijaństwo musiało narodzić się w łonie judaizmu, musiało jednak rozwinąć się, jako niezależny byt, jeśli miała być oddana sprawiedliwość specyfice przymierza. Powiedziałbym, że sygnał, który wyzwolił ten rozwój, musiał być dostrzegalny conajmniej dla takiej liczby osób, jaka była w stanie zapoczątkować nową religię. Sygnał ten nie miał być słyszalny dla większości Żydów — nie z powodu głuchoty czy duchowej ślepoty, ale dlatego, że nie był dla nich przeznaczony” (dz.cyt., s. 93).
A zatem — choć trudno to pogodzić z klasycznym chrystocentrymem chrześcijańskiej teologii — Jezus nie przyszedł do Żydów, ale do pogan. Jego pierwsze (dla nas) przyjście — nie dotyczyło Żydów. Historyczny Jezus, mesjasz — był, używając terminologii rabina Byrona Sherwina — mesjaszem, któremu (przynajmniej, i tu wykraczam już poza myślenie rabina, w stosunku do Żydów) nie udała się jego misja. Albo lepiej — mesjaszem, który w ogóle nie kierował się do Żydów, a przynajmniej nie do wszystkich Żydów, ale do niektórych z nich, którzy mesjańską dobrą nowinę ponieść mieli do pogan. Żydzi mieli pozostać wierni swojemu przymierze, które zresztą po zburzeniu Świątyni uległo gruntownemu przeobrażeniu, a nie przyjmować chrześcijaństwo.
Nie oznacza to jednak, że Chrystus nie jest Żydom czy judaizmowi w ogóle potrzebny. Podobnie, jak chrześcijanie, oczekują oni na przyjście Mesjasza, który może być przecież Jezusem Chrystusem, który wtedy przyjdzie do wszystkich dzieci Swojego Ojca — zarówno tych żydowskich, jak i chrześcijańskich. “Są zresztą Żydzi, którzy odważają się mówić, jak żydowski historyk religii H. J. Schoeps z Erlangen w swojej książce o św. Pawle: “Mogłoby przecież być i tak, że Ten, który przyjdzie na końcu świata, jak tego oczekuja zarówno Synagoga, jak i Kościół, będzie mieć to samo oblicze”, lub też D. Flusser, który napisał: “Wydaje mi się, że bardzo nieliczni Żydzi podnieśliby sprzeciw, gdyby Mesjasz, który przyjdzie okazał się Żydem Jezusem” (s. 90) — zauważa Mussner.
Oczywiście trzeba mieć świadomość istniejących różnic — choćby dotyczących dogmatu trynitarnego, ale … czyż w Ogniu Spotkania, w momencie spotkania Twarzą w Twarz — nasz język, a zatem również nasze myślenie i dogmatyka nie stracą sporo ze swojej zrozumiałości i ostateczności? Być może takie myślenie oznacza zgodę na relatywizm? Nie wiem być może, ale jest on również swoistą odpowiedzią na istniejącą i dostrzegalną wielość religii.
Tomasz P. Terlikowski
Zobacz także: Ernst Troeltsch