Magazyn

Dzieci Abrahama równoprawne drogi do Boga


Dia­log mię­dzy­re­li­gij­ny, poszu­ki­wa­nie tego, co łączy i otwie­ra­nie coraz szer­szych moż­li­wo­ści współ­pra­cy mię­dzy ludź­mi nale­żą­cy­mi do róż­nych tra­dy­cji reli­gij­nych jest od jakie­goś cza­su w cen­trum debat reli­gij­nych i filo­zo­ficz­nych. Jak jest to trud­ny temat poka­zu­je już choć­by fakt, że naj­czę­ściej chy­ba potę­pia­ny­mi teo­lo­ga­mi są ci, któ­rzy otwar­cie i odważ­nie podej­mu­ją temat war­to­ści innych reli­gii w kon­tek­ście chrze­ści­jań­stwa. Dla­te­go cie­szy fakt, że Dariusz Bruncz pod­jął się przed­sta­wie­nia poglą­dów jed­ne­go z bar­dziej zna­nych myśli­cie­li pro­te­stanc­kich na temat war­to­ści innych reli­gii. Wyda­je się jed­nak, że war­to było­by tak­że roz­po­cząć szer­szą dys­ku­sję na temat war­to­ści i zna­cze­nia innych reli­gii. I taki jest wła­śnie cel niniej­sze­go tek­stu.


Trud­no jed­nak wyma­gać od jed­ne­go tek­stu, by pod­jął on od razu całą, zło­żo­ną pro­ble­ma­ty­kę dia­lo­gu z wszyst­ki­mi wiel­ki­mi reli­gia­mi świa­ta. Dla­te­go posta­no­wi­łem ogra­ni­czyć się wyłącz­nie do przed­sta­wie­nia kon­cep­cji rozu­mie­nia juda­izmu w kon­tek­ście chrze­ści­jań­stwa (ale raczej filo­zo­fii chrze­ści­jań­skiej niż teo­lo­gii). For­mu­łu­jąc otwar­cie zało­że­nie przy­świe­ca­ją­ce pra­cy — jest nim uza­sad­nie­nie, że kon­cep­cja Fran­za Rosen­zwe­iga, któ­ry w chrze­ści­jań­stwie i juda­izmie widział rów­no­praw­ne dro­gi do Boga, da się pogo­dzić z myśle­niem chrze­ści­jań­skim.


Syna­go­ga i Kościół


Od pra­wie 2 tysię­cy lat chrze­ści­ja­nie wytrwa­le gło­si­li, że juda­izm wraz z przyj­ściem Chry­stu­sa stra­cił swo­je histo­rio-zbaw­cze, czy wręcz reli­gij­ne zna­cze­nie. Izra­el wraz z przyj­ściem Chry­stu­sa, i odrzu­ce­niem przez juda­izm jego mesjań­skiej misji miał utra­cić sta­tus naro­du wybra­ne­go, któ­ry od tego momen­tu przy­słu­gi­wać miał wyłącz­nie człon­kom Kościo­ła. Stop­nio­wo odmó­wie­nie Żydom sta­tu­su naro­du wybra­ne­go zaczę­ło przyj­mo­wać jesz­cze groź­niej­szą for­mę — przy­pi­sy­wa­nia im oso­bi­stej, czy ogól­nej winy za śmierć Jezu­sa Chry­stu­sa. Z naro­du wybra­ne­go Żydzi prze­kształ­ci­li się więc w men­tal­no­ści chrze­ści­jań­skiej w naród bogo­bój­ców, któ­rych za wszel­ką cenę, nawet siłą, nale­ży nawró­cić na jedy­ną praw­dzi­wą reli­gię. O tym, jakie to mia­ło skut­ki, nie tyle nawet teo­lo­gicz­ne, ile histo­rycz­ne i egzy­sten­cjal­ne trud­no nawet pisać. Dla­te­go zain­te­re­so­wa­nych tą tema­ty­ką odsy­łam do setek innych publi­ka­cji, któ­re przy­po­mi­na­ją histo­rię chrze­ści­jań­skie­go anty­se­mi­ty­zmu (bo trud­no mi zgo­dzić się z papie­skim roz­róż­nie­niem na rze­ko­mo pogań­ski anty­se­mi­tyzm i chrze­ści­jań­ski anty­ju­da­izm. Jed­no wypły­wa­ło z dru­gie­go, i trud­no jest tu prze­pro­wa­dzić jaką­kol­wiek wyraź­ną gra­ni­cę. Roz­róż­nie­nie to wyda­je się zaś, po pro­stu pró­bą uspra­wie­dli­wie­nia chrze­ści­jan i sze­rzej teo­lo­gii chrze­ści­jań­skiej, gło­szo­nej przez kano­ni­zo­wa­nych świę­tych i Dok­to­rów Kościo­ła, z grze­chu wyko­rzy­sta­nia ich myśli do mor­do­wa­nia Żydów).


Ostat­nie lata przy­nio­sły oczy­wi­ście zmia­nę tej posta­wy. Coraz licz­niej­si teo­lo­dzy, a tak­że magi­ste­rium Kościo­ła kato­lic­kie­go zaczę­ło zwra­cać uwa­gę na war­tość juda­izmu oraz jego zna­cze­nie dla chrze­ści­jań­stwa. Nie­ste­ty, mimo iż coraz rza­dziej mówi się o tym, że Żydzi nie są już naro­dem wybra­ny, to jed­nak tyl­ko nie­licz­ni teo­lo­dzy mają odwa­gę posta­wić tezę, że juda­izm nie stra­cił swo­jej roli zbaw­czej po odrzu­ce­nu przez naród wybra­ny mesjań­skie­go posłann­nic­twa Jezu­sa Chry­stu­sa. Tyl­ko nie­licz­ni chrze­ści­ja­nie mają też odwa­gę przy­znać, że juda­izm pozo­stał, tak jak był pier­wot­nie, Dro­gą, jaką Bóg wyzna­czył dla swo­je­go ludu do sie­bie. Znacz­nie łatwiej takie posta­wie­nie spra­wy przy­cho­dzi teo­lo­gom i myśli­cie­lom żydow­skim, dla któ­rych chrze­ści­jań­stwo jest dro­gą (pogan) do Boga.


Pień Abra­ha­ma


Po burz­li­wym okre­sie roz­sta­nia juda­izmu rabi­nicz­ne­go i chrze­ści­jań­stwa, w któ­rym obie stro­ny wyta­cza­ły prze­ciw­ko sobie naj­moc­niej­sze zarzu­ty (war­to mieć jed­nak świa­do­mość, że stro­na żydow­ska, jak przy­po­mi­na o tym Sta­ni­sław Kra­jew­ski — suro­wo oce­nia­ła głów­nie Żydów przyj­mu­ją­cych chrze­ści­jań­stwo, nie oce­nia­jąc w zasa­dzie pogan przyj­mu­ją­cych tę reli­gię) w śre­dnio­wie­czu myśli­cie­le żydow­scy zaczy­na­ją powo­li doce­niać chrze­ści­jań­stwo. Już w XII wie­ku rabi­ni oce­nia­li chrze­ści­jań­stwo, jako pod­sta­wę do życia wiecz­ne­go, i jako wyraź­ne wyj­ście poza pogań­stwo. “Rab­be­nu Jakub Tam (…) nauczał, że chrze­ści­ja­nie i Żydzi czczą tego same­go Boga, każ­dy na wła­ści­wy sobie spo­sób” — wyja­śnia Kra­jew­ski (St. Kra­jew­ski, Źydzi, juda­izm, Pol­ska, War­sza­wa 1997, s. 308). War­to mieć też świa­do­mość, że naj­wy­bit­niej­szy teo­log i filo­zof żydow­skie­go śre­dnio­wie­cza Maj­mo­ni­des był prze­ko­na­ny, że Żydzi mogą wraz z chrze­ści­ja­na­mi wspól­nie stu­dio­wać Pismo Świę­te. W XIV wie­ku nato­miast pro­wan­sal­ski myśli­ciel Mena­chem Hame­iri uznał, że zarów­no Żydzi, jak i chrze­ści­ja­nie, a tak­że muzuł­ma­nie to naro­dy pod­le­głe zasa­dom “praw­dzi­wej reli­gii”, a zatem wyznaw­cy każ­dej z tych reli­gii mogą się stać “spra­wie­dli­wy­mi wśród naro­dów”.


Jesz­cze dalej idą współ­cze­śni myśli­cie­le juda­istycz­ni, i to nawet orto­dok­syj­ni. Irvin Gre­en­berg otwar­cie gło­si, że wyło­nie­nie się chrze­ści­jań­stwa z juda­izmu było wolą Boga. “Bóg zawsze miał w pla­nie prze­ka­za­nie wizji zba­wie­nia oraz dro­gi przy­mie­rza szer­szej rze­szy ludz­ko­ści. Dla­te­go gdy nade­szła peł­nia cza­sow naro­dzi­ło się chrze­ści­jań­stwo” — wyja­śnia Gre­en­berg (I. Gre­en­berg, Dia­log żydow­sko-chrze­ści­jań­ski — jak dłu­go jesz­cze w cie­niu zagła­dy, “Więź” 8 (514) 2001, s. 93).


Oczy­wi­ście nie wszy­scy współ­cze­śni myśli­cie­le żydow­scy skłon­ni są iść aż tak dale­ko. Dla wie­lu, jak dla nie­któ­rych ich przod­ków w wie­rze, chrze­ści­jań­stwo pozo­sta­je nie kon­ty­nu­acją juda­izmu, czy jego wynie­sie­niem do innych naro­dów, ale raczej … spo­ga­ni­zo­wa­niem pier­wot­ne­go Obja­wie­nia. Zda­nie­mY­eshay­ahu Leibo­vit­za nie moż­na nawet mówić o wspól­nych korze­niach obu tych reli­gii, bowiem … chrze­ści­jań­stwo jedy­nie wyko­rzy­sta­ło ter­mi­no­lo­gię czy tra­dy­cję żydow­ską do stwo­rze­nia nowej syn­kre­ty­stycz­nej grec­ko-orien­tal­nej cało­ści, któ­ra nie­wie­le lub nic nie ma wspól­ne­go z praw­dzi­wą myślą biblij­ną (Y. Leibo­vitz, Juda­ism, Human Valu­es and the Jewish Sta­te, trans. E. Good­man, Lon­don, Cam­brid­ge 1995, p. 258–259). I nie­ste­ty nie­za­leż­nie od tego, że myśl ta wyda­je się zbyt suro­wa, to w pew­nym sen­sie jest praw­dzi­wa. Chrze­ści­ja­nie w twór­czo­ści teo­lo­gicz­nej czę­sto bar­dzo dale­ko ode­szli od języ­ka i sty­lu myśle­nia Biblii (nie tyl­ko zresz­tą Biblii hebraj­skiej, ale i Nowe­go Testa­men­tu) zastę­pu­jąc je filo­zo­fią pogań­ską, czy rzym­skim pra­wem.


Nie­za­leż­nie od róż­no­rod­no­ści myślo­wej juda­izmu — jed­no jak się wyda­je moż­na przy­jąć bez więk­szych zastrze­żeń. Więk­szość Żydów nie ma pro­ble­mu z uzna­niem war­to­ści innych reli­gii dla innych ludów. Juda­izm jest bowiem przede wszyst­kim dro­gą naro­du wybra­ne­go. Ludzie innych nacji nie muszą go przy­jąć, by osią­gnąć zba­wie­nie.


Gwiaz­da: ogień i pro­mie­nie


Prze­cho­dząc dla fun­da­men­tal­ne­go w niniej­szej roz­pra­wie pyta­nia o wza­jem­ną rela­cję mię­dzy juda­izmem a chrze­ści­jań­stwem trud­no nie odwo­łać się do prze­pięk­nej prze­no­śni Fran­za Rosen­zwe­iga. Dla nie­go praw­da, oso­bi­ste spo­tka­nie z Bogiem, czy wresz­cie Bóg jest … Gwiaz­dą — juda­izm jest jej wewnętrz­nym ogniem, roz­pa­la­ją­cą wizją praw­dy, zaś chrze­ści­jań­stwo pro­mie­nia­mi, albo wiecz­ną dro­gą ku Bogu. Obie reli­gie mają więc takie samo zna­cze­nie przed Bogiem, obie są ści­śle powią­za­ne z Jedy­nym Obja­wia­ją­cym się Bytem. Żydzi, juda­izm są dowo­dem na wiecz­ność obiet­ni­cy. Chrze­ści­ja­nie uka­zu­ją urze­czy­wist­nie­nie wiecz­no­ści. Rosen­zwe­ig pod­kre­śla, że stwo­rze­nie pod­trzy­my­wa­ne jest jako sen­sow­na całość, a nie tyl­ko nastę­pu­ją­ce po sobie chwi­le, dzię­ki ist­nie­niu naro­du wybra­ne­go — Izra­ela. “Jedy­nie w jego życiu pło­nie ogień, kar­mią­cy się sobą samym (…) Jego pło­mie­nie, któ­re rzu­ca­ją świa­tło wewnątrz świa­ta, roz­świe­tla­ją go. Jemu same­mu nie muszą świe­cić. Nie wie o nich nicze­go. Pło­nie mil­czą­cy i wiecz­ny” (F. Rosen­zwe­ig, Gwiaz­da zba­wie­nia, tłum. T. Gadacz, Kra­ków 1998, s. 525) — pod­su­mo­wu­je rolę Izra­ela filo­zof. Chrze­ści­jań­stwo ma być nato­miast, jego zda­niem, nie­usta­ją­cą dro­gę ludz­ko­ści do Boga, do źró­dła świa­tła, swo­isty­mi pro­mie­nia­mi. U koń­ca cza­su chrze­ści­jań­stwo i juda­izm osią­gnął praw­dzi­wą, peł­ną jed­ność. “Praw­da znaj­du­je się poza dro­gą. Dro­ga koń­czy się tam, gdzie zosta­je osią­gnię­ta ojczy­zna. Wpraw­dzie jest dro­gą wiecz­ną, ponie­waż jej kres mie­ści się w wiecz­no­ścią, lecz jed­no­cze­śnie skoń­czo­ną, gdyż wiecz­ność jest jej kre­sem. Gdzie wszyst­ko pło­nie tam nie ma już pro­mie­ni. Tam wszyst­ko jest świa­tłem. Tam zie­mia peł­na będzie pozna­nia Wiecz­ne­go, jak woda pokry­wa­ją­ca morze. W tym morzu świa­tła wszyst­kie dro­gi toną jak złu­sze­nie. Lecz Ty, Boże, jesteś praw­dą” (dz.cyt., s. 587–588) — koń­czy Rosen­zwe­ig swo­je roz­wa­ża­nia nad chrze­ści­jań­stwem.


Pod­su­mo­wu­jąc myśl Rosen­zwe­iga moż­na zatem powie­dzieć, że jak juda­izm jest sym­bo­lem, zna­kiem ist­nie­nia Wiecz­nej Nie­zmien­nej Boskiej Praw­dy — Boga i jego Praw, tak chrze­ści­jań­stwo jest wiecz­ną dro­gą ludów zie­mi do Boga. W histo­rii koniecz­na jest obec­ność zarów­no sym­bo­lu, zna­ku obec­no­ści wiecz­nej praw­dy, jak i dyna­micz­na dro­ga wio­dą­ca do Boga i prze­mie­nia­ją­ca zie­mię.


Ujmu­jąc rzecz nie­co bar­dziej teo­lo­gicz­nie moż­na zatem powie­dzieć za Rosen­zwe­igiem, że zarów­no chrze­ści­jań­stwo, jak i juda­izm są koniecz­ny­mi ele­men­ta­mi Boskiej dro­gi dla czło­wie­ka. Myśl tę w peł­ni wypo­wia­da cyto­wa­ny już prze­ze mnie rabin orto­dok­syj­ny Irving Gre­en­berg. “Odwra­ca­jąc kla­sycz­ny obraz: celem Boga było więc wsz­cze­pie­nie gałę­zi z pnia Abra­ha­ma w korzeń naro­dów. W ten spo­sób naro­dy mogły zako­rze­nić się w Bogu i przy­nieść owoc przy­mie­rza na swo­im drze­wie życia (…) Nie cho­dzi tu o zastą­pie­nie ani o wyrze­cze­nie się cze­goś — ale o odrośl, wyj­ście ku nowym ludom. Ta nowa gałąź musia­ła stać się nie­za­leż­na, gdyż w prze­ciw­nym razie znisz­czy­ła­by żydow­ską spe­cy­fi­kę i pod­ko­pa­ła moż­li­wość kon­ty­nu­acji żydow­skie­go przy­mie­rza w jego odręb­nym cha­rak­te­rze” (s. 93) — uwa­ża Gre­en­berg. Podob­ną opi­nię wyra­ża rów­nież kato­lic­ki teo­log Franz Mus­sner, któ­ry przy­po­mi­na, że gdy­by Żydzi przy­ję­li chrze­ści­jań­stwo to prze­sta­li­by osta­tecz­nie ost­nieć, jako naród — to zaś ozna­cza­ło­by prze­rwa­nie kon­ty­nu­acji przy­mie­rza abra­ha­mo­we­go, a w kon­se­kwen­cji Boską nie­wier­ność dane­mu sło­wu.


Zna­cze­nie juda­izmu


Przy­ję­cie takie­go sty­lu myśle­nia sta­wia przed teo­lo­gią chrze­ści­jań­ską zasad­ni­cze pyta­nie — czy juda­izm ma zna­cze­nie dla niej samej. Nie wystar­czy bowiem uznać, że juda­izm jest dro­gą dla Żydów, trze­ba zadać sobie jesz­cze pyta­nie, czy ma on zna­cze­nie dla chrze­ści­jan. Mówiąc wprost: czy chrze­ści­ja­nin patrząc na ist­nie­ją­cą wciąż wspól­no­tę żydow­ską sta­wia­ny jest wobec tajem­ni­cy swo­jej wia­ry?


Wspo­mnia­ny już Franz Mus­sner uwa­ża, że tak. Ist­nie­nie wspól­no­ty żydow­skiej, mimo jej roz­pro­sze­nia, prze­śla­do­wań, języ­ko­wej róż­no­rod­no­ści itd. jest jedy­nym prze­ko­nu­ją­cym dowo­dem na ist­nie­nie Boga. Ist­nie­nia Izra­ela nie da się, zda­niem Mus­sne­ra, któ­ry powo­łu­je się tu na sło­wa Kar­la Bar­tha — wytłu­ma­czyć ina­czej niż przez to, że za tym naro­dem stoi praw­dzi­wy Bóg, jako jedy­ny rzecz­nik jego inte­re­sów. Ist­nie­nie Izra­ela, Żydów jest rów­nież trwa­łym dowo­dem “kon­kret­no­ści histo­rii zba­wie­nia”. “Ist­nie­nie Żydów nie pozwa­la na czy­sto świec­kie rozu­mie­nie histo­rii” (F. Mus­sner, Trak­tat o Żydach, tłum. J. Kuczyń­ska, War­sza­wa 1993, s. 88) — pod­kre­śla Mus­sner i doda­je, że uświa­do­mić sobie to muszą wszyst­kie kościo­ły chrze­ści­jań­skie, któ­re czę­sto tyl­ko w sobie dostrze­ga­ją miej­sce dzia­ła­nia Boga, pod­czas gdy Żydzi są przy­naj­mniej jesz­cze jed­ną wspól­no­tą kie­ro­wa­ną przez Naj­wyż­sze­go. Ist­nie­nie Izra­ela, któ­ry odrzu­cił mesjań­skie posłan­nic­two Chry­stu­sa uświa­da­mia rów­nież chrze­ści­ja­nom, że Bóg jest zawsze Bogiem ukry­tym, któ­re­go dróg nikt nie może poznać, i któ­re­go wola nigdy w peł­ni ludziom się nie obja­wia. Uświa­da­mia nam, tu moż­na sobie chy­ba pozwo­lić na wyj­ście poza roz­wa­ża­nia Mus­sne­ra, że nikt nawet chrze­ści­ja­nie nie mają peł­ni praw­dy, że Praw­da zawsze nas prze­ra­sta, i że osta­tecz­nie zna ją tyl­ko Bóg. Nikt i nic, nawet świę­te księ­gi naszej reli­gii, nie dają nam odpo­wie­dzi na wszyst­kie pro­ble­my, i taką tajem­ni­cą zawsze przed nami sto­ją­cą jest kwe­stia praw­dzi­wo­ści lub nie dla Izra­ela — nawet mesjań­skie­go posłan­nic­two Jezu­sa Chry­stu­sa.


Izra­el ocze­ku­jąc przyj­ścia mesja­sza — przy­po­mi­na tak­że chrze­ści­ja­nom, że posłan­nic­two Jezu­sa Chry­stu­sa nie zosta­ło jesz­cze zakoń­czo­ne. Zapo­wie­dzi pro­ro­ków o roli mesja­sza — nie zosta­ły speł­nio­ne pod­czas pierw­sze­go przyj­ścia Jezu­sa Chry­stu­sa, i o tym rów­nież trze­ba pamię­tać, zarzu­ca­jąc Żydom odrzu­ce­nie Mesja­sza. Ist­nie­nie naro­du żydow­skie­go jest więć żywym dowo­dem na to, że Mesjasz przyj­dzie powtór­nie i wypeł­ni wszyst­kie zapo­wie­dzi pro­roc­kie.


Trud­no też odmó­wić racji tym Żydom, któ­rzy przy­po­mia­na­ją, że już samo ist­nie­nie juda­izmu, pozba­wio­ne­go w grun­cie rze­czy sfor­ma­li­zo­wa­nej dogma­ty­ki, z roz­bu­do­wa­nym w zamian pra­wem — świad­czy dla nas chrze­ści­jan o tym, że wier­ność, zaufa­nie Bogu, wia­ra Jemu, a nie w Nie­go — jest pod­sta­wą praw­dzi­wej reli­gij­no­ści. Osta­tecz­nie pier­wot­na jest Wia­ra, Zaufa­nie, Ufność, Peł­ne odda­nie się w ręce Boga — poprzez posłu­szeń­stwo Jego naka­zom, a nie inte­lek­tu­al­ne tyl­ko przyj­mo­wa­nie lub nie pew­nych prawd. Juda­izm wyra­ża się więc, dla mnie, w sło­wach żydow­skie­go filo­zo­fa Abra­ha­ma Hesche­la: “Musi­my strzec się, aby nie pogwał­cić tego, co świę­te, aby nasze dogma­ty nie roz­ło­ży­ły na czyn­ni­ki pierw­sze tajem­ni­cy, by nie zagłu­szy­ły jej nasze psal­my” (A. J. Heschel, Pro­si­łem o cud. Anto­lo­gia ducho­wej mądro­ści, tłum. A. Gomo­ła, Poznań 2001, s. 20). To nie for­my, nie dogma­ty są pier­wot­ne, ale peł­ne zaufa­nie i życie na codzień z Bogiem, tro­chę takie jak w “Skrzyp­ku na dachu”, któ­re­go boha­ter cią­gle roz­ma­wia z Bogiem.


Jedy­ność czy jed­no­krot­ność


Uję­cie juda­izmu, jako rów­ne­go chrze­ści­jań­stwu, czy nawet uzu­peł­nia­ją­ce­go go — rodzi jed­nak pyta­nie o jedy­ność mesjań­skie­go posłan­nic­twa Jezu­sa Chry­stu­sa. Mówiąc wprost trze­ba sobie odpo­wie­dzieć jasno na pyta­nie — czy rację mają chrze­ści­ja­nie uwa­ża­jąc Jezu­sa za obie­ca­ne­go mesja­sza, czy też Żydzi odrzu­ca­jąc tę praw­dę. Para­dok­sal­nie odpo­wiedź taką odna­la­złem u rabi­na Gre­en­ber­ga. “Moja teza jest cał­kiem pro­sta — wska­zu­je Gre­en­berg — chrze­ści­jań­stwo musia­ło naro­dzić się w łonie juda­izmu, musia­ło jed­nak roz­wi­nąć się, jako nie­za­leż­ny byt, jeśli mia­ła być odda­na spra­wie­dli­wość spe­cy­fi­ce przy­mie­rza. Powie­dział­bym, że sygnał, któ­ry wyzwo­lił ten roz­wój, musiał być dostrze­gal­ny conajm­niej dla takiej licz­by osób, jaka była w sta­nie zapo­cząt­ko­wać nową reli­gię. Sygnał ten nie miał być sły­szal­ny dla więk­szo­ści Żydów — nie z powo­du głu­cho­ty czy ducho­wej śle­po­ty, ale dla­te­go, że nie był dla nich prze­zna­czo­ny” (dz.cyt., s. 93).


A zatem — choć trud­no to pogo­dzić z kla­sycz­nym chry­sto­cen­try­mem chrze­ści­jań­skiej teo­lo­gii — Jezus nie przy­szedł do Żydów, ale do pogan. Jego pierw­sze (dla nas) przyj­ście — nie doty­czy­ło Żydów. Histo­rycz­ny Jezus, mesjasz — był, uży­wa­jąc ter­mi­no­lo­gii rabi­na Byro­na Sher­wi­na — mesja­szem, któ­re­mu (przy­naj­mniej, i tu wykra­czam już poza myśle­nie rabi­na, w sto­sun­ku do Żydów) nie uda­ła się jego misja. Albo lepiej — mesja­szem, któ­ry w ogó­le nie kie­ro­wał się do Żydów, a przy­naj­mniej nie do wszyst­kich Żydów, ale do nie­któ­rych z nich, któ­rzy mesjań­ską dobrą nowi­nę ponieść mie­li do pogan. Żydzi mie­li pozo­stać wier­ni swo­je­mu przy­mie­rze, któ­re zresz­tą po zbu­rze­niu Świą­ty­ni ule­gło grun­tow­ne­mu prze­obra­że­niu, a nie przyj­mo­wać chrze­ści­jań­stwo.


Nie ozna­cza to jed­nak, że Chry­stus nie jest Żydom czy juda­izmo­wi w ogó­le potrzeb­ny. Podob­nie, jak chrze­ści­ja­nie, ocze­ku­ją oni na przyj­ście Mesja­sza, któ­ry może być prze­cież Jezu­sem Chry­stu­sem, któ­ry wte­dy przyj­dzie do wszyst­kich dzie­ci Swo­je­go Ojca — zarów­no tych żydow­skich, jak i chrze­ści­jań­skich. “Są zresz­tą Żydzi, któ­rzy odwa­ża­ją się mówić, jak żydow­ski histo­ryk reli­gii H. J. Scho­eps z Erlan­gen w swo­jej książ­ce o św. Paw­le: “Mogło­by prze­cież być i tak, że Ten, któ­ry przyj­dzie na koń­cu świa­ta, jak tego ocze­ku­ja zarów­no Syna­go­ga, jak i Kościół, będzie mieć to samo obli­cze”, lub też D. Flus­ser, któ­ry napi­sał: “Wyda­je mi się, że bar­dzo nie­licz­ni Żydzi pod­nie­śli­by sprze­ciw, gdy­by Mesjasz, któ­ry przyj­dzie oka­zał się Żydem Jezu­sem” (s. 90) — zauwa­ża Mus­sner.


Oczy­wi­ście trze­ba mieć świa­do­mość ist­nie­ją­cych róż­nic — choć­by doty­czą­cych dogma­tu try­ni­tar­ne­go, ale … czyż w Ogniu Spo­tka­nia, w momen­cie spo­tka­nia Twa­rzą w Twarz — nasz język, a zatem rów­nież nasze myśle­nie i dogma­ty­ka nie stra­cą spo­ro ze swo­jej zro­zu­mia­ło­ści i osta­tecz­no­ści? Być może takie myśle­nie ozna­cza zgo­dę na rela­ty­wizm? Nie wiem  być może, ale jest on rów­nież swo­istą odpo­wie­dzią na ist­nie­ją­cą i dostrze­gal­ną wie­lość reli­gii.


Tomasz P. Ter­li­kow­ski


Zobacz tak­że: Ernst Tro­eltsch

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.