Ekstaza Obrazu — film oraz przyszłość religii
- 19 stycznia, 2004
- przeczytasz w 7 minut
Chcesz wiedzieć, czym jest życie, zapytaj, czym jest śmierć – to jedna z wielu słynnych maksym Fryderyka Hebbla, niemieckiego filozofa, propagującego nihilizm i skrajny defetyzm. Jednakowoż pytanie Hebbla jest tym problemem, które dotyczy każdego człowieka, nawet, jeśli mamy do czynienia z kimś niereligijnym. Powszechność tego problemu nie zanika i to nawet w zindustrializowanych społeczeństwach, w których konsumpcja i chęć doznawania maksimum przyjemności na wzór nietzscheańskiego ideału „wy-życia” posiada ogromne znaczenie. Ludzie pragną religii, ale religii bez Boga. Ludzie pragną religijnych doznań, ale najchętniej bez Kościoła. Czy jakaś instytucja jest w stanie zagospodarować powstałą próżnię? Gdzie można otrzymać wszystko na raz: religijne uniesienie, magię obrazów, trochę siły na codzienne zmagania oraz jakąś podpowiedź: co ze śmiercią?
Film jako religia zastępcza
Nie tak dawno temu w najbardziej prestiżowym dzienniku szwajcarskim Neue Zürcher Zeitung ukazał się interesujący felieton Jörga Hermanna, berlińskiego teologa ewangelickiego pt. „Ekstaza patrzenia”. Problematyka poruszona przez Hermanna nie da się zawęzić jedynie do aspektu teologicznego, ponieważ analizowana tematyka odnosi się do potężnego konglomeratu zagadnień kulturoznawczych, w których religia jest zjawiskiem towarzyszącym.
Zgodnie z przekonaniem Hermanna współczesny kryzys tradycyjnej religijności, a co za tym idzie rewolucyjne przewartościowane idei, które można określić mianem wytycznych życia duchowego, dowodzi, że kino w swojej arcybogatej ofercie stało się miejscem religijnego objawienia dla pokaźnej części zlaicyzowanych społeczeństw. Innymi słowy: zarówno kino jak i religia udzielają odpowiedzi, a konkretniej, symbolicznych odpowiedzi na nurtujące pytania naszego życia – m.in. pytania o śmierć.
Amerykański pisarz John Updike wyraził następujące przekonanie: „W każdym razie kino uczyniło więcej dla mojego duchowego życia niż Kościół. Wszystkie moje wyobrażenia o sławie, sukcesie oraz pięknie pochodzą z dużego ekranu. Podczas gdy religia chrześcijańska znajduje się wszędzie w odwrocie i coraz bardziej traci swoje wpływy, film zapełnia tę próżnię i zaopatruje nas mitami oraz obrazami determinującymi nasze działanie. Film był dla mnie podczas pewnej fazy mojego życia religią zastępczą.”
Opinię Updike´a zdaje się potwierdzać krytyk filmowy Georg Seesslen, dla którego religią przyszłości będzie kino produkowane w Hollywood. Analiza Seesslena jest równie bezlitosna: kino ma koniunkturę, a Kościoły przegrywają. W świetle powyższych diagnoz powstaje pytanie natury duszpasterskiej: co robimy źle i czy rzeczywiście jest tak źle, jak starają się to przedstawiać liczni analitycy współczesnej kultury masowej oraz teologowie? Czy pustoszejące Kościoły w Europie Zachodniej, a także stopniowo we Wschodniej, nie są smutną ilustracją śmiertelnego wirusa nudy, na jaki zachorowały Kościoły? Czy Pan Bóg wyprowadził się z kościoła do kina, ponieważ w kościele było zbyt nudno?
Jeśli rozumiemy religię jako symboliczne odpowiedzi na wielkie pytania naszej egzystencji – uważa Hermann – jako poetycką rozprawę z zagadkowością ludzkiego istnienia, to kino stanie się eksponowanym miejscem objawienia. Rzeczywiście: najgłośniejsze i najbardziej kasowe produkcje hollywoodzkie, posługujące się językiem religijnego mitu w umiejętny sposób docierają do wyobraźni mas. Czy to będzie Neo z Matrixa lub bezwzględny Terminator, wybawiający lub oczyszczający świat ze zła, czy to mały Frodo, który musi pokonać samego siebie, by uratować Śródziemie przed unicestwieniem – wszyscy oni odnoszą się w mniej lub bardziej bezpośredni sposób do religijnej retoryki, do świętej walki między dobrem a złem, w której człowiek opowiada się po jednej lub po drugiej stronie.
W najwyższym stopniu skomputeryzowane ekranizacje science-fiction garściami czerpią z bogatej skarbca chrześcijańskiej tradycji: stworzenie i zniszczenie, śmierć i odrodzenie, zwycięstwo i porażka. Odpowiednia scenografia oraz stwarzająca atmosferę misterium muzyka wzmagają poczucie podniosłości, uczestnictwa w czymś, co odmieni życie bohaterów, a być może i nasze. Nie tylko problemy, ale i „namacalne” zmysłowo obrazy naszpikowane najnowszą techniką komputerową ułatwiają odbiór przesłania. Wszystko podane jest niejako na złotej tacy, reszta zależy od stopnia empatii widza, jego woli, czy zechce odkryć duchową głębię czy zatrzymać się na powierzchni efektów specjalnych. Ci, którzy wybierają trudniejszą drogę przeżywają duchowe oczyszczenie, znane już w kulturze starożytnej Grecji pod nazwą katharsis.
Obraz jako podstawowy środek komunikacji w filmie stymuluje wyobraźnię, mimo iż w szerszej perspektywie może być dla niej zabójczy. Nie zmienia to jednak faktu, że obrazy filmowe są wyrazem codziennego doświadczenia.
Twórcom filmów udaje się w doskonały sposób doprowadzić do identyfikacji widza z bohaterem na dużym ekranie poprzez wskazanie wspólnoty zmagań i doznań, powstaje więź, którą coraz trudniej odczuć z zamierzchłymi postaciami biblijnymi. O wiele bardziej do wyobraźni współczesnego człowieka przemawia Neo, zabijający w ciągu kilku sekund nieustannie klonującego się agenta Smitha lub hobbit Frodo, stawiający czoło potężniejszemu od siebie władcy mrocznego Mordor niż ponoszący brutalną klęskę Jezus na krzyżu lub prześladowani za swą wiarę chrześcijanie.
Nie oznacza to jednak, że chrześcijaństwo uległo roztopieniu i zostało zastąpione postaciami fikcyjnymi. Okazuje się, że można odnieść sukces poprzez bezpośrednią adaptację historii, żywcem wyjętych z kart Starego i Nowego Testamentu. Wprawdzie kontrowersyjna Pasja Mela Gibsona nie weszła jeszcze na ekrany polskich kin, ale już teraz można zobaczyć w kinach migawki z filmu: na tle ukrzyżowanego i konającego Chrystusa oraz innych scen z Jego życia pojawiają się słowa takie jak łaska i przebaczenie, które wiążą się z głębią doświadczenia wiary.
Jednakże mało kto rozumie jeszcze ich znaczenie, ludzie nie chcą chodzić do kościoła, by wytykano im ich przewinienia, wzbudzając zbędne poczucie winy, i nie chcą mówienia o łasce Boga, w którego coraz rzadziej wierzą. Czy zatem film jest skuteczną alternatywą na przemycenie religijnych treści do ludzi, którzy zamiast uczestnictwa w niedzielnymi nabożeństwie wybierają rodzinną wyprawę do kina lub centrum handlowego?
Jörg Hermann zwraca uwaga na ciekawy architektoniczny fakt, widoczny szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Wiele kin (cinema theatre) mieści się w budynkach, które do złudzenia przypominają budynki sakralne, a czasem nawet mieszczą się w byłych kościołach. Krajobraz ten nie jest sobie tak trudno wyobrazić. Podczas totalitaryzmu komunistycznego w Europie Środkowo-Wschodniej wiele kościołów różnych wyznań zamieniono na kina, teatry czy nawet kąpieliska wodne. Hermann zauważa ponadto, że kino nie kończy się na inscenizacji wielkich uczuć oraz serwowaniu zapierających dech obrazów. Kino stwarza, aczkolwiek nieśmiało, pewną wspólnotowość ludzi o podobnych zainteresowaniach, których nie trzeba namawiać na regularne uczęszczanie do kina, za które trzeba dodatkowo płacić.
Obraz oraz patrzenie należą do siebie i należą do istoty filmu. Obraz i patrzenie obecne są również w refleksji chrześcijańskiej. Ks. prof. Walter Sparn, profesor teologii ewangelickiej z Erlangen mówi, że również w Biblii widzenie, patrzenie jest najczęściej wspominanym zmysłowym odbiorem rzeczywistości, które wymieniane jest ponad dwa tysiące razy: „Mimo tego ´słuchanie´ jest ważniejsze: »Słuchaj, Izraelu!« jest uosobieniem judaizmu, a »Wiara rodzi się ze słuchania« jest uosobieniem chrześcijańskiego nabożeństwa. To napięcie między okiem a uchem głęboko kształtuje wywodzącą się z Biblii religijną i kulturową dynamikę.” [1]
Problem piękna
Czy kino zaspakaja deficyt piękna? Mimo wspominanych już wielokrotnie zjawisk sekularyzacyjnych kościoły bywają pełne – np. w Święta Bożego Narodzenia. Ludzi lgną do kościołów, gdyż potrzebują obrazów, szczypty piękna, muzyki, odrobiny sacrum. Jednak także i w tym aspekcie daje siły zaobserwować tendencję spadkową. Deficyt piękna nadrabiają doznania kinowe.
Symbolika i kształt piękna, jakim posługuje się kino szybciej nawiązuje komunikację z człowiekiem, który coraz mniej potrafi odczytywać głęboką symbolikę chrześcijańską – szczególnie wtedy, gdy jest ona przekazywana poprzez kazania. Jest to szczególna „zmora” Kościołów protestanckich, którym coraz trudniej dotrzeć z „gołym Słowem” do ludzi spragnionych obrazów i to niekoniecznie kiczowatych obrazów świętych czy reprodukcji staroruskich ikon.
Chrześcijaństwo zachodnie zawsze miało problemy z pięknem, inaczej niż prawosławny Wschód, który pielęgnował ideał jedności dobra i piękna (kalokagathia). Na Zachodzie piękno było owocem zakazanym, kojarzonym ze złem i pokusami ciała. Czy to rzeczywistość klasztornych murów w epoce średniowiecza czy rygor niektórych Kościołów protestanckich: piękno było próżne i grzeszne.
Znany teolog ewangelicki Carl Friedrich von Weizsäcker powiedział kiedyś: „Krytyka tradycji jest jedną z największych tradycji Europy. Także nieufność wobec piękna ma swoich przodowników w zachodniej kulturze od czasów żydowskich proroków, greckich filozofów i racjonalnych Rzymian. Z tradycji znamy przynajmniej cztery rodzaje krytyki piękna: piękno nie jest przydatne. Piękno nie jest sprawiedliwe. Piękno nie jest prawdziwe. Piękno nie jest pobożne (…) Lucyfer był piękny, dlatego oddzielił się od Boga. Piękno jest skierowanym przeciw Bogu wypełnieniem tego, co jest z tego świata. Piękno jest odpryskiem powstałym z iskry, która oddzieliła się od Bóstwa, jest uwodzicielskim ogniem, którego pokarmem jest popęd, pozostawiający po wypaleniu zwłoki z popiołu (…) Ja natomiast uważam, iż piękno jest postacią prawdy. Zmysł piękna jest zmysłem właściwym.” [2]
Poza murami
Komunikacja religijna odbywa się także poza murami kościelnymi, a może nawet szczególnie poza murami naszych kościołów. Film jako dominująca sztuka współczesności pełni te same funkcje, które do tej pory były zarezerwowane dla czynności liturgicznych i kazania. Pozostaje pytanie, czy ten stan rzeczy jest ostrzeżeniem i anomalią, z którą Kościoły powinny „walczyć”, czy może koniecznością, kolejnym etapem w rozwoju religijnej komunikacji?
Dariusz P. Bruncz
Przypisy:
[1] Sparn, Walter: Augenlust – Moralische und andere Betrachtungen. W: uni.kurier.magazin 104/april 2003, S. 11–12.
[2] Weizsäcker, Carl Friedrich von: Der Garten des Menschlichen – Beiträge zur geschichtlichen Anthropologie, München/Wien 1977, S. 135.