Istotność cudów
- 28 lipca, 2003
- przeczytasz w 7 minut
Ciekawe i godne zastanowienia jest to, że już jakiś czas temu, w dobie “racjonalizmu” śmiało ogłoszono śmierć Boga, następnie “prorokowano” wejście w nowy ład — Nową Erę i kres chrześcijaństwa, na dodatek laicyzacja i ateizacja Europy miała być gwoździem do trumny Kościoła. Pomimo tych wszystkich wydarzeń, aktualnie dzieje się coś niesamowitego. Religijny ruch, który powstał, ledwo sto lat temu, zapala dla Chrystusa coraz więcej serc na całym świecie, przekracza bariery konfesyjne i przenika cały Kościół Powszechny. Nie ma dnia by w Afryce, Azji, Ameryce Południowej nie powstawała nowa wspólnota zielonoświątkowa.
W niektórych krajach Ameryki Południowej odsetek zielonoświątkowców sięga 20–30% populacji, a socjolodzy szacują liczbę charyzmatyków na 500 mln ludzi. Wszystkich ich łączy wiara w cuda i doświadczanie ponadnaturalnego działania Ducha Świętego w codziennym życiu. Dla wszystkich tych ludzi, cuda są trwałym elementem ich przeżywania chrześcijaństwa.
Sprowokowany artykułem mojego redakcyjnego kolegi Tomasza Terlikowskiego, postanowiłem także zabrać głos w dyskusji na temat cudu w chrześcijaństwie, toczonej ostatnio na stronach Magazyn. Przy tej okazji pozwoliłem sobie dodać kilka uwag na temat cudów we współczesnym ruchu zielonoświątkowym.
Czy cud w chrześcijaństwie nie jest do niczego potrzebny, jak prowokacyjnie stwierdził dr T.Terlikowski? Gdyby, rzeczywiście tak było, z pewnością Pan Bóg nie czyniłby cudów, skoro jednak cuda się dzieją, a życie pierwszego Kościoła opisane w Dziejach apostolskich nacechowane było nadnaturalna obecnością i działaniem Ducha Świętego, Wszechmogący widocznie uznał, ze jego cudowne ingerencje w naszą rzeczywistość, na coś są nam jednak przydatne. Wierzę także, ze bez cudu Zmartwychwstania chrześcijaństwo w ogóle zatraciłoby swój sens. Cud w chrześcijaństwie jest, więc potrzebny, bo właściwie na cudzie Zmartwychwstania Chrystusa cała nasza wiara się opiera.
Oczywiście cuda uzdrowienia czy ponadnaturalnej ingerencji Bożej nie stanowią sedna chrześcijaństwa, ale maja budować naszą wiarę, wiarę Kościoła i towarzyszyć nam, aż do dnia Wielkiego Cudu, czyli powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa. Czytamy o tym u św. Pawła (1 Kor 12 i 14), który to wyjaśnia zasadność cudownych darów Ducha Świętego. Dary te są dane nam przez Boga (1Kor 12: 11) i już samo to, powoduje, ze winniśmy je z wdzięcznością przyjąć, a nie odrzucać, czy uznać, ze dary te są niepotrzebne. Dane są nam do budowania Kościoła (1Kor 12: 7; 14: 12), po to by Kościół mógł nadal być prowadzony Duchem Świętym, nie tylko poprzez jego wewnętrzne działanie w człowieku (równie przecież cudowne), ale także poprzez proroctwa, sny i wizje.
Glossolalia, dar mądrości i wiedzy, rozróżnianie duchów, czynienie cudów i uzdrowienie, proroctwa — to wszystko towarzyszyło pierwszemu kościołowi jako znaki bożej obecności i opieki, ale także jako konkretny oręż do walki o Królestwo Boże. Nie da się odrzeć Dziejów Apostolskich z cudownych ingerencji Bożych, jak łatwo nam dzisiaj jednak odrzeć nasze chrześcijaństwo z żywej obecności Ducha Świętego. Często odczytujemy Biblie poprzez pryzmat naszych doświadczeń i skoro takiego działania Bożego nie oglądamy w naszej codzienności, dochodzimy do wniosku, ze trzeba znaleźć jakieś wytłumaczenie dla tego “milczenia’ Boga pośród nas. To, co było siłą ruchu zielonoświątkowego, to ożywienie, pragnienia oglądania działania Boga pośród ludu Bożego, to przerwanie owego “milczenia” Boga. Zielonoświątkowcy wierzą, ze Bóg w odpowiedzi na ich wiarę czyni dokładnie to, co czynił w odpowiedzi na wiarę Kościoła 2000 lat temu. Kiedy Chrystus przyszedł do Nazaretu gdzie się wychował, to nie uczynił tam żadnego cudu z powodu niewiary swoich współbraci (Mt 13: 58). Widzimy wiec, ze Bóg odpowiada na ufna wiarę właśnie swoim cudownym działaniem. Kościół w większości, zatracił jednak swoją wiarę, zapomniał “oczekiwać obietnicy Ojca”, czyli obietnicy chrztu Duchem Świętym (Dz. 1:4–5) o której zapewnił nas Pan. Przebudzenie zielonoświątkowe, przyniosło na nowo oczekiwanie na takie właśnie działanie Chrystusa. Te nadprzyrodzone bierzmowanie, o którym charyzmatycy mówią — napełnienie, chrzest Duchem Świętym, otwiera chrześcijanina na nowa rzeczywistość — rzeczywistość duchowa, w której Bóg może pełniej i realniej do nas przemawiać, ale także cudownie działać poprzez nas. Dziwne jest to, ze nie mamy obiekcji i w pełni wierzymy (?) w cuda, których “nie widzimy”, natomiast oczekiwanie na zewnętrzne manifestacje Ducha Świętego przyjmujemy z duża ostrożnością. Wierzymy przecież, że Bóg posyła laski do naszego życia, wzmacnia nasza wiarę, udziela duchowych błogosławieństw, oczyszcza nas od grzechów, zbawia nasze dusze — to wszystko przecież cuda!Oczywiście cuda zdarzają się także w innych religiach, nie są zastrzeżone tylko dla chrześcijaństwa, ale czy to jakoś dyskwalifikuje cuda, a może chrześcijaństwo? Przecież nie chodzi o to, by chrześcijaństwo było jakąś wyjątkową religia, co do formy i pobożności, chodzi raczej o to, ze wierzymy, iż jest ono wyjątkowe, co do Prawdy, która w sobie niesie. Cuda dokonywane wiec w imię “innych bogów” zdarzają się, tak samo jak realna jest czarna magia, czy klątwy wudu — wierzymy jednak, że moc, które za nimi stoi, jest inna. Jezus Chrystus wyraźnie przecież zapowiada działanie fałszywych proroków czyniących znaki i cuda, jednak nie po to by nieść zbawienie, ale zwieść wybranych. (Mar. 13: 22)Cuda pochodzące od Boga, zawsze przynoszą dobre owoce, one potwierdzają zwiastowaną Ewangelii, kierują nas do Boga, przynoszą ulgę cierpiącym, czy ochronę zagrożonym.
Wierze, ze autorem cudów nie jest nasz placebo, ale sam Chrystus. Pan oznajmiał: “wiara twoja cię uzdrowiła”, ponieważ cud nadszedł, jako odpowiedź na wiarę, tak jak zbawienie, które otrzymujemy z wiary, nie jest przecież wiary produktem, ale darem Bożym, który otrzymujemy jedynie przez wiarę. Pismo Święte wielokrotnie zaręcza, ze to Bóg jest autorem cudownych wydarzeń, które działy się poprzez apostołów (Dz.Ap. 14:3; Hbr 2: 4) Istotne jest to, aby rozumieć, ze Bóg jest w swoim działaniu suwerenny i nie możemy sami z siebie “sprowadzić cudu” na ziemie, nawet swoja wiara czy pobożnością. To On jest Bogiem. Świadczą o tym apostołowie Jan i Piotr, kiedy to po uzdrowieniu chromego, widząc fascynacje tłumu “swoim” dziełem, stwierdzają: “(…) Mężowie izraelscy, dlaczego się temu dziwicie i dlaczego się nam tak uważnie przypatrujecie, jakbyśmy to własną mocą albo pobożnością sprawili, że on chodzi? “Dz.Ap. 3:12. Nasza moc, pobożność, a nawet wiara nie może na Bogu wymusić jego ingerencji, gdyby było inaczej, moglibyśmy chwałę przypisać sobie. Psalmista uczy nas jednak innej postawy: “Nie nam, Panie, nie nam, ale imieniu swemu daj chwałę, Dla łaski swojej, dla wierności swojej!” Ps. 115:1
Czasami jednak pogoń za cudami i znakami przysłania nam rzeczywistość, także rzeczywistość chrześcijaństwa, dla którego cudowne działanie Boże ma być jedynie instrumentem do osiągnięcia pełnego celu, a nie wartością sama w sobie.Nie można odrzucić tego działania, obejść się bez niego oczywiście można — ale wtedy ograbiamy się z tego, co oferuje nam Bóg. Nie można jednak uczynić także z chrześcijaństwa gonitwy na cudami, bo wtedy stanie się ono tylko jego karykatura. Chrystus, czy apostołowie nie czynili cudów dla taniej sensacji czy popularności, ale po to by karmić głodnych, uzdrawiać chorych, głosić ewangelie, dzisiaj czasami charyzmatykom chodzi jednak po prostu o mocne wrażenia. Daleki jestem jednak od potępienia owego “szukania” znaków i cudów.
Co dzisiaj oznacza bycie zielonoświątkowcem? Mam wrażenie, że nie oznacza to wcale tego co oznaczało na początku przebudzenia zielonoświątkowego. Dzisiaj wystarczy przeżyć nawrócenie, pomodlić się o chrzest Duchem Św., zacząć mówić językami, a następnie skupić się na regularnym chodzeniu do kościoła, osobistej modlitwie i czytaniu Pisma Świętego. Taki model życia chrześcijańskiego nie ma jednak za wiele wspólnego z zielonoświątkowym chrześcijaństwem, które na początku swoich dziejów (tych starożytnych opisanych w Dziejach Apostolskich i tych nowożytnych z początku XX w.) akcentowało ciągłe poleganie na Duchu Św., słuchanie Jego głosu, szukanie Jego darów, oczekiwanie na Jego cudowne działanie.Myślę, że jako charyzmatycy zatraciliśmy ten “ogień”, który towarzyszył naszym braciom i siostrom na początku stulecia. Oczekiwanie na ponadnaturalne prowadzenie Boże, na znaki i cuda zastąpiliśmy krytykanckim podejściem do wszelkiej “cudowności”. Dzisiaj podejrzanym jest nawet w zborach zielonoświątkowych wygłoszenie proroctwa czy poselstwa “w językach”, a postawa słuchania Ducha Św. w codziennym życiu kwitowana jest uśmieszkami politowania i osądem rzekomego polegania na “uczuciach”. Ostatnie lata obfitują w różne wydarzenia “przebudzeniowe”. Słyszymy o wydarzeniach w Toronto, Pensacoli i innych miejscach. Podnoszą się głosy krytyki, pisane są całe rozprawy na temat “niebiblijności” tych przeżyć, histerycznej psychozie, a czasami nawet jednoznaczny osad jakoby demonicznego charakteru niektórych z tych ruchów. Oczywiście widać w tych poszukiwaniach charyzmatycznych brak rozsądku, naiwność, naśladownictwo, emocjonalizm, ale czy to oznacza, ze te poszukiwania są z gruntu złe? Można w nich wszystkich dostrzegać jedynie pogoń za sensacją. Ja jednak widzę w tych wydarzeniach głód chrześcijan, których nie zadawala nasze niedzielne chrześcijaństwo, głód przezywania na nowo Dziejów Apostolskich. Niektórzy zapragnęli realnej i pełnej społeczności z Duchem Świętym. I choć rzeczywiście pojawiać się będą błędy, nadużycia czy to oznacza, że ta pogoń za Duchem Św., za bliską relacją z Nim, mamy odrzucić? Paweł pisząc list do Koryntian ganił nadużycia, ale Ducha nie gasił!! Eliminował błędy Koryntian, ale jednocześnie zachęcał do szukania realnej obecności Bożej, takiej postawy jednak brakuje licznym krytykom wszelkich poruszeń charyzmatycznych.
Zobacz również: