Katarskie Termopile — zapomniana historia sprzed 760 lat
- 10 marca, 2004
- przeczytasz w 14 minut
Dokładnie 760 lat temu, 16 marca 1244 roku, zakończyła się dramatyczna dziesięciomiesięczna epopeja obrony twierdzy Montségur, stanowiąca kulminację wielu dziesiątkow lat represjonowania Kościoła Katarskiego na południu Francji. Kapitulacja Montséguru okupiona została dodatkowo spaleniem na stosie niemal połowy spośród 400–500 osób. Dlatego też w kościołach gnostyckich dzień 16 marca figuruje w kalendarzu liturgicznym jako Montségur Day, w intencji męczenników katarskich odprawiana jest msza.
“A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.” “Przez kilka lat głosiłem wam słowa pokoju. Wygłaszałem do was kazania; zaklinałem was ze łzami w oczach. Ale, jak powiedzenie mówi w Hiszpanii, gdzie błogosławienstwo nie skutkuje, podziała dobry, gruby kij. Teraz rzucimy książąt i prałatów przeciw wam; a oni zbiorą całe narody i ludy, i wielu zginie od miecza. Wieże upadną i mury zrównane będą z ziemią, a wy, wy wszyscy, pójdziecie w niewolę. Tak siła przeważy tam, gdzie łagodna perswazja zawiodła”
Takimi słowami miał zwrócić się do zebranych w Prouille ”święty” Dominik krótko przed rozpoczęciem “krucjaty” przeciw katarom w Langwedocji według świadectwa jednego z jemu współczesnych, dominikanina Stephena de Salagnac. Mniejsza o to teraz, czy te słowa oddają wiernie to, co mówił Dominik czy też mają one wartość — by tak rzec — “apokryficzną”. Dość, że oddają z grubsza politykę władz Kościoła Rzymskiego w tamtym regionie. Gdy beznadziejnie zawiodły próby zduszenia albigensjanizmu przy pomocy nawracania oraz publicznych debat z liderami Kościoła Katarskiego, postawiono na rozwiązanie siłowe.
“… aby kościół miał siedzibę…”
Ludzkie siedlisko (lub co najmniej przejsciowy obóz) musiało istnieć tu już w starożytności. Archeologowie znalezli tu bowiem monetę rzymską datowaną na okres pomiedzy rokiem 260 a 280 naszej ery. Istotnie, miejsce to znakomite z punktu widzenia bezpieczeństwa: trudno dostępne i ułatwiające obronę. Nic dziwnego zatem, że było nazywane “Bezpieczną Górą” (“Mont Segur”; po angielsku brzmiałoby to jak “Mount Secure”). Nie zaskakuje zatem fakt, że budowano tam fortece.
Jeśli zaś chodzi o katarów, to musieli oni zacząć pojawiać się w tym miejscu około poczatku XIII wieku. Wiemy na przykład, że około roku 1204 stara forteca była w stanie ruiny i perfekci zwrócili się do kasztelana Montségur, Raymonda de Perella (lub de Pereille) o odbudowanie oraz wzmocnienie jej, co tez zostało szybko uczynione. Zbiegło się to w czasie z poczatkiem tzw. “krucjaty” przeciwko katarom (1209). Wówczas jednak — jak się miało okazać — jeszcze nie istniała bezpośrednia potrzeba obrony.
Od początku XIII wieku przebywali tam katarscy biskupi, zwłaszcza dotyczy to niemal legendarnego biskupa Guilhaberta de Castres. De Castres jednak nigdy nie zatrzymywał się tam długo. Często zmieniał miejsce pobytu, podobnie zresztą jak większość katarskich przywodcow i kaznodziejow. Wkrótce — szczególnie po “krucjacie” roku 1209, zbocza skały zapełniać się zaczeły małymi domkami (chatami raczej), w których mieszkały osoby (głównie kobiety), które poświęciły się życiu charakterystycznemu dla perfektów. Tutaj znalazły one miejsce odpowiednie dla swych studiów, modlitwy oraz medytacji. W ten sposób powstała cala wioska otoczona, w celach obronnych, drewnianą palisadą. Trudno dziś ocenić ilu ludzi przetoczyło się w tamtych latach przez tę wioske oraz fortecę, nie tylko zresztą w celu studiowania czegokolwiek, ale przede wszystkim, aby odwiedzić to miejsce w celach religijnych.
Wizyty składali tutaj nie tylko ci, którzy znani byli jako katarzy. Przybywało tu także wielu pielgrzymów znanych w swych okolicach jako “dobrzy katolicy”. Wyrażali tu szacunek zatrzymujacym się tu perfektom i brali udział w katarskiej liturgii, m.in. w ‘łamaniu chleba’. Tam też obchodzili Boże Narodzenie i święto Zesłania Ducha Świętego. Wielu katarów życzyło sobie otrzymać sakrament
“…był w stanie mieć tam swoją siedzibę oraz głowę oraz by mógł stamtad bronić swoich kaznodziejów”.
Groupe de Recherches Archeologiques de Montségur et Environs (GRAME), w swoim raporcie stwierdziła jednoznacznie, że tej, która zbudowana została przez Raymonda de Perella ok. 1210 roku (Montségur II)”.
Jedynymi autentycznymi ruinami katarskimi na wzgórzu są pozostałości kamiennych domów mieszkalnych, wzniesionych tam przez katarów, a wspomnianych powyżej.
Ku oblężeniu
“Istotnie, zdają się oni starać pchać ludzi ku omyłce raczej niz prawdzie, gdyż prowokują ogromne wzburzenie w kraju, a przez swoje ekscesy podburzają lud przeciw klerowi oraz zakonnikom”.
Kto wie zresztą, czy to wlaśnie nie było ich celem. Świadectwo hrabiego znajduje pełne potwierdzenie w faktach. Spanikowani ludzie oskarżali siebie nawzajem do takiego stopnia, że nawet wszyscy dominikanie w Tuluzie zwerbowani przez inkwizycję nie byli w stanie ich wszystkich przesłuchać. Toteż do tej wyjątkowo ohydnej roboty zaprzęgnięto dodatkowo miejscowych franciszkanów jak również kler diecezjalny. Wyznaczano czas, w którym mieszkańcy mieli stawić się przed inkwizytorami w celu wyznania swych “omyłek” (dzis powiedzielibyśmy: ‘w celu złożenia samokrytyki’) jeśli chcieli uzyskać ‘odpust’. Osoby uchylające się od tego niecodziennego ‘obowiązku’, w razie zadenuncjowania przez innych, miały być sądzone z całą surowością prawa.
Jak gdyby zamieszania spowodowanego tego rodzaju ‘troską duszpasterską’ jeszcze nie było dość, wyroki inkwizycyjne nie miały charakteru ostatecznego. Znaczyło to np., że osoba raz skazana, mogła zostać w przyszłości skazana powtórnie za to samo ‘przewinienie’. Po zaprowadzeniu tego rodzaju porządków w Tuluzie, Arnald i Seila zaczęli podobnie postepować również gdzie indziej: w Cahors skazywali heretyków pośmiertnie, rozgrzebując ich groby, wyciągając stamtad zwłoki i paląc je na stosie. W Moissac skazali na śmierć “hurtem” 210 katarów, paląc ich o jednym czasie i w jednym miejscu. Skargi na inkwizytorów mnożyły się. Papież jedynie zareagował listem do nich, nakazując umiar (którego jednak miało w końcu nie być) oraz dokooptowując do dwójki dominikanów franciszkanina nazwiskiem Stephen de Saint-Thibéry.
Niczego to jednak nie zmieniło. Machina terroru nakręcała się dalej. Powodowała ona jednak nie tylko strach, ale i rosnące oburzenie. Kwestią czasu była w tych warunkach riposta w postaci atakow na dominikanów. Tak więc już w tym samym roku trzech dominikanów wrzucono do studni w Cordes. W 1234 roku konwent tego zakonu w Narbonne został splądrowany przez rozwścieczony tłum. W 1235 roku zaś dominikanie usiłujący dokonać aresztowania w Tuluzie zostali pobici i poszczuci psami. Wkrótce też oficjalnie zostali wygnani z tego miasta przez jego władze (przejściowo, co prawda). Ponieważ nie chcieli stamtad odejść, straż miejska wraz z tłumem mieszczan wyrzuciła ich siłą.
Sytuacja stała sie w międzyczasie tak napięta, że hrabia wręcz nakazał mieszkancom ignorowanie wezwań inkwizycyjnych do stawiania się i składania zeznań. I tak, jak dotąd pisano skargi do papieża na inkwizytorów, tak teraz papież z kolei wziął się za pisanie swoich skarg do hrabiego Tuluzy. W liście do niego wyrażał oburzenie z powodu owego zakazu składania zeznań przed inkwizycją. Skarżył się też, że władze miasta odmawiają sprzedawania czegokolwiek biskupowi oraz klerowi w ogóle, że mnożą się ataki na kler, że biskup nie może wygłaszać kazań itd.
Kilka lat tego rodzaju porządków oraz ich skutków przygotowało podatny grunt dla rebelii. I jeśli w ogóle można się czemukolwiek tutaj dziwić, to nie temu, że do tego buntu w końcu doszło (począwszy od 1240 roku) i nie temu, że doszło do zamachu na inkwizytorów, lecz raczej, że bunt wybuchł tak pózno oraz że zamachów nie było więcej. Szczególnie trójka inkwizytorów (Arnald, Seila i Saint-Thibéry) budziła nienawiść katarów. Nienawiść do tego stopnia wielką, że dowódca garnizonu montsegurskiego, Pierre-Roger de Mirepoix, pragnął pózniej, by zamachowcy przynieśli mu czaszkę Arnalda, którą zamierzał obramować złotem i używać jej jako czarki do picia wina. Był rozczarowany, gdy mu jej nie przyniesiono, gdyż podczas zamachu została rozbita siekierą.
Zamach ten miał miejsce 28 maja 1242 roku w Avignonet. Zginęli Guillaume Arnald, Stephen de Saint-Thibéry oraz kilku ich asystentów (Pierre Seila został w Tuluzie). To zabójstwo (oraz sposób jego popełnienia) nie stanowiłoby chluby dla nikogo, to pewne. Nie jest jednak prawdą, że spowodowało ono reakcję w postaci akcji zbrojnej przeciw katarom oraz oblężenia ich centrum religijnego. Akcję taka zaczęto już planować w roku 1241, na rok przed zabójstwem w Avignonet.
Oblężenie
Głównodowodzacy armii królewskiej, Hugues de Arcis, rozporządzał zmienną liczbą wojska, sięgająca 10 tysięcy zbrojnych. Odciął najprostszą drogę zaopatrzenia oraz okupował wieś. Swoją akcję rozpoczął 13 maja 1243 roku. “Montségurczycy” mieli po swojej stronie miejsce, którego zamierzali bronić; twierdzę na przeogromnej skale, z trudnym dostępem z punktu widzenia atakujących. Mieli swoją niezachwianą wiarę w słuszność swojej sprawy no i polegali na obietnicach odsieczy (głównie ze strony hrabiego Tuluzy, Rajmunda VII). Byli też dobrze zaopatrzeni w żywność i wodę, a ogromna masa skały ukrywała szereg – z zewnątrz niewidocznych – przejść i ścieżek, którymi można było dostarczać (i dostarczano!) tego, czego potrzebowano, choć nieregularnie.
Przeciw obrońcom natomiast przemawiała mała liczebność ich własnego garnizonu oraz stosunek sił liczbowych żołnierzy jak jeden do kilkudziesięciu (tuż przed oblężeniem liczebność garnizonu wzrosła ze stu, niektórzy autorzy są przekonani, że osiągnęła ok. trzystu zbrojnych).
Trzeba jednak przyznać, że choć przewaga liczebna istotnie była po stronie oblegających, to i Hugues de Arcis stanął przed nie lada problemem. Nie mógł liczyć na szybkie zajęcie fortecy, do której dojście dla oblegających istniało w zasadzie tylko z jednej strony. Nie mógł liczyć na poparcie lokalnej ludności ze wsi, bo sympatie tejże były zdecydowanie po stronie katarów. Jego główna przewaga leżała raczej w tym, że mógł zawsze liczyć na dopływ świeżych sił oraz na niczym niezakłócone zaopatrzenie (z tym z kolei problem mieli obrońcy).
Dodatkową jednak niewygodą dla oblegających był fakt, że – gdy nadeszła zima – ich wojska, a raczej ta ich część, która zajmowała pozycje blisko samej twierdzy, nie mogła nawet liczyć na ochronę przed śniegiem, mrozem i wiatrem na górze. Ci ludzie również musieli wykazać hart ducha, zwłaszcza, gdy oblężenie przeciągało się w nieskonczoność, powodując tym samym zniechęcenie wsród wojsk królewskich. De Arcis był przygotowany na taką okoliczność, nawet jednak i on nie przeczuwał, że zostanie “przykuty” do tej skały na równych dziesięć miesięcy. Jego zadanie okazało się tym trudniejsze, że jego armia cierpiała z powodu ciagłych dezercji oraz — co warte podkreślenia — z powodu biernego współdzialania wielu jego żołnierzy z obleganymi. Tłumaczy to miedzy innymi fakt, że tak często wysłannicy katarscy z łatwością “przedzierali się” przez kordon wojsk królewskich do Montségur i z powrotem.
Probówano atakować twierdzę. Bez skutku. W ciągu pięciu miesiecy od maja do października jedynie trzech obrońców zostało śmiertelnie rannych. Nie posunięto sie ani o metr. Przewaga atakujących robiła jednak swoje. W październiku (lub na początku listopada) baskijscy najemnicy w armii królewskiej wdarli się na występ skalny około 80 metrów od zamku. Tam zbudowano machinę miotającą pociski kamienne (tzw.
Dopiero około 2 do 2,5 miesiąca pózniej baskijscy wspinacze, najprawdopodobniej na skutek zdrady, podeszli (drogą wykutą w skale przez katarów) pod mały barbakan, zaskoczyli jego obsadę, wybijając ją. Od tego momentu położenie obrońców zamku stało się znacznie trudniejsze, jako że z tej odległości “krzyżowcy” mogli już bombardować wschodnią ścianę twierdzy. Była ona jednak wyjątkowo potężna, stąd też kruszenie jej musiało się przeciągać. Tym bardziej, że Baccalaria natychmiast zbudował katarom następną machinę odpowiadającą ‘wet za wet’ machinie francuskiej. Oblężenie przeciagnęło się więc o dalsze dwa miesiące. W ciągu tego okresu przypuszczano wprawdzie ataki na zamek, katarzy jednak zdołali je wszystkie odeprzeć.
Jednak przedłużające się walki dawały się we znaki bardziej obrońcom (których było znacznie mniej) niż oblegającym (których było znacznie wiecej i którzy mogli zmieniać oraz uzupełniać linię ataku). Pierre-Roger de Mirepoix postanowił zatem spróbować wypadu z twierdzy na barbakan, aby go odbić i spalić francuski
2.garnizon otrzymuje przebaczenie wszelkich win przeszłych, włączając w to zamach w Avignonet,
4.pozostałe osoby w fortecy otrzymają te same warunki. Nałożona zostanie na nie jedynie lekka pokuta pod warunkiem, że wyrzekną się wiary katarskiej i złożą zeznanie przed inkwizycją. Osoby odmawiające porzucenia herezji spłoną na stosie,
consolamentum
w twierdzy (podczas oblężenia) zostały istotnie spalone. Nie na stosie jednak. Ponad 200 osób (205 do 230) zostało spalonych wspólnie w jednym gigantycznym ogniu, do rozpalenia którego użyto zapewne m.in. części palisady z Montségur i drewnianych części budynków.
Zwraca uwagę wyjątkowo łagodne potraktowanie osób zamieszanych w zamach na inkwizytorów w Avignonet. Jak na “powód” do akcji zbrojnej przeciw heretykom, zamach ten został zatem potraktowany “powierzchownie”. Wydawać by się mogło przecież, że to własnie sprawcy owego zamachu zostaną starannie “wyłuskani” spośród kapitulujących i ukarani jako pierwsi. Tymczasem darowano im nie tylko życie, ale i wolność! Czy była to więc łaskawość “Matki-Kościoła”, zawsze chętnie wybaczajacej zbłąkanym “dzieciom”?
Wątpliwe bowiem dlatego, że gdy “jedną ręką” rozgrzeszano zamachowców, “drugą ręką” wrzucono bezceremonialnie do ognia ponad 200 osób niewinnych żadnej zbrodni i których jedynym przewinieniem było przyjęcie katarskiego sakramentu. Jest to “szczegół” wyraźnie wskazujący, że akcja zbrojna podjęta w Langwedocji nie stanowiła żadnego ‘odwetu’ za zamach na inkwizytorów (choć dziś jeszcze używany jest argument o zamachu jako ‘przyczynie’), lecz że była ona zaplanowaną na zimno akcją, ktorej celem była definitywna eksterminacja wiary katarskiej i dla której ów zamach był jedynie pretekstem.
Po upłynięciu 15 dni przed głównym wejściem twierdzy stawili się Hugues de Arcis osobiście, w asyście swoich rycerzy. Kościoł Rzymski reprezentowany był przez biskupa Albi oraz przez dwóch inkwizytorów z zakonu dominikanów: brata Ferriera oraz brata Durantiego.
W sumie około połowy wszystkich osób wyprowadzonych z twierdzy spalono tego dnia, 16 marca 1244 roku, pod murami Montségur. Spośród tych, którzy ocaleli, było kilku katarów, którzy wynieśli potajemnie coś, co aż po dziś dzień jest przedmiotem wielu kontrowersji, a mianowicie “skarb z Montségur”. Zeznający później przed inkwizycją Alzeu de Massabrac, powołując się na świadectwo Arnalda-Rogera de Mirepoix stwierdził:
przybyli z twierdzy Montségur, która przekazana została Kościołowi i Koronie Francuskiej, Pierre-Roger de Mirepoix zatrzymał wewnątrz wspomnianej fortecy Amiela Aicarta i jego przyjaciela Hugona, będących heretykami; w nocy, podczas której inni heretycy zostali spaleni, ukrył wspomnianych heretykow i pomógł im zbiec; i było to uczynione, aby Kościół heretyków nie utracił swego skarbu, który ukryty został w lesie; a uciekinierzy znali miejsce, w którym on spoczywa…”
Perfekci tworzyli osobną grupę opuszczajaca twierdzę. Arpaïs de Ravat, córka kasztelana Raymonda de Perella i jego żony Corby (ktora krótko przedtem została perfektą) stwierdza, mówiąc o tej właśnie grupie, że
“…zbudowali palisadę ze słupów i pali”.
Wewnątrz niej umieścili “Zmiłuj się, Panie, nad wszystkimi spalonymi z tego świata. Zmiłuj się nad tymi, co miłowali aż poza ten świat. Nad wszystkimi, co miłowali. Nad wszystkimi, co posiadali cokolwiek prawdziwego do umiłowania. Amen”
“…pozbawiony swych włości za obron
ę.
Twierdza Montségur
— po kapitulacji została zburzona po zajęciu jej przez wojska królewskie. Nowym kasztelanem został Guy I des Levis. Za jego czasów (oraz pózniej — w sumie w ciagu 3 wieków) została tam zbudowana nowa forteca. Miała swoj garnizon jeszcze w XVI wieku. W 1757 roku wciąż należała do rodziny des Levis. To właśnie ruiny tej po-katarskiej fortecy zachowały się po dziś dzien i są odwiedzane przez co najmniej sto tysięcy osób rocznie. W roku 1929 Otto Rahn, zafascynowany katarami prowadził tam badania. Pózniej w roku 1947 z inicjatywy rządu francuskiego przeprowadzono częściowe odrestaurowanie ścian zamku. Z kolei w latach 1964–76 badania prowadzone były przez ekipę archeologiczną.
Skarb katarski z Montségur — w sumie – według Berengara de Lavelanet – czterech katarów (włączając dwóch wymienionych powyzej) miało wziąć udział w ocaleniu skarbu z Montségur. Legendy krążyły pózniej na jego temat mówiące m.in. o Świętym Graalu jako owym skarbie. Z całą pewnością skarb ten zawierał pieniądze potrzebne na bieżące wydatki Kościoła (część z nich została wyniesiona z Montségur nieco wcześniej, wtedy gdy “krzyżowcy” zajęli barbakan). Mógł również zawierać szczególnie cenną literaturę. Istnieje interesująca (i warta przeczytania) teoria, według której częścią skarbu miał być — ni mniej ni więcej — Całun Turyński.
potajemnie. Wiadomo np., że wprowadzony został przez Kościół Rzymskokatolicki obowiązek uczestniczenia we mszy świętej oraz w eucharystii, przy czym sprawdzana była obecność. Wiemy zatem, że oficjalnie praktykowanym był rzymski katolicyzm. Natomiast jest rzeczą bezdyskusyjną, że popularność katarów dawała i daje o sobie znać. Francuski Kościół Gnostycki, założony przez Doinela w XIX wieku oparty był do pewnego stopnia na tradycji katarskiej.
Sakrament Consolamentum istnieje do dziś także w kościołach gnostyckich o liturgii bazowanej na katolicyzmie (jak Ecclesia Gnostica). Istnieje również, jak się okazuje, Kościół Katarski (lub może raczej neo-katarski) w USA, który zdaje się być wspólnotą nieco podobną do
Gnosticism. New Light in the Ancient Tradition od inner knowing” cytuje m.in. wypowiedź pewnego sędziwego mieszkańca tego regionu. Usłyszawszy w pewnej rozmowie słowo “katar”, powiedział on:
nawrócić się
na kataryzm na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku.
“…represywny terroryzm narzucany, jako polityka, przez inkwizycję przez kilka stuleci narodom Zachodu – był tym, co mialo podminować gmach Kościoła od wewnątrz i spowodować straszliwe obnizenie standardów moralności chrześcijańskiej i cywilizacji katolickiej (…) Począwszy od XIII wieku nie znajdujemy świętego lub doktora w Kosciele katolickim, wystarczająco odwaznego, by stwierdzić (jak to na przykład czynila Św. Hildegarda w XII wieku), że człowiek mylący się w sprawach religijnych jest wciąż stworzeniem Bożym i że pozbawianie go życia stanowi zbrodnię. Kościół, ktory tak chętnie zapomniał o tej prostej prawdzie, nie zasługiwał na miano “katolickiego”; można stwierdzić zatem, że pod tym względem herezja wymierzyła Kościolowi cios, po którym nigdy nie przyszedł on do siebie.
“Walka z kataryzmem dopomogła w sfabrykowaniu wizerunku heretyka jako sługi Szatana, podczas gdy Vox in Rama od Vox in RamaBiblii łowców czarownic oraz do szalenstwa, które rozciagnęło się na Reformację i splamiło reputację zarowno katolików jak i protestantów. Był to najważniejszy spadek pozostawiony przyszłości przez epizod katarski — spadek, który sami katarzy z pewnością by odrzucili.” (Malcolm Lambert)
Cytaty pod śródtytułami oraz przed epilogiem pochodzą z Kolekty oraz Czytania z mszy gnostyckiej na Montségur Day — fioletowa
Massacre at Montségur. A History of the Albigensian Crusade.
Phoenix Press, London 2000. ISBN I 84212 428 5
Malcolm Lambert.
Poglądy wyrażone w powyższym nie są opiniami redakcji Ekumenicznego Magazynu Teologicznego Semper Reformanda