Magazyn

Katarskie Termopile — zapomniana historia sprzed 760 lat


Magazyn EkumenizmDokład­nie 760 lat temu, 16 mar­ca 1244 roku, zakoń­czy­ła się dra­ma­tycz­na dzie­się­cio­mie­sięcz­na epo­pe­ja obro­ny twier­dzy Mont­ségur, sta­no­wią­ca kul­mi­na­cję wie­lu dzie­siąt­kow lat repre­sjo­no­wa­nia Kościo­ła Katar­skie­go na połu­dniu Fran­cji. Kapi­tu­la­cja Mont­ségu­ru oku­pio­na zosta­ła dodat­ko­wo spa­le­niem na sto­sie nie­mal poło­wy spo­śród 400–500 osób. Dla­te­go też w kościo­łach gno­styc­kich dzień 16 mar­ca figu­ru­je w kalen­da­rzu litur­gicz­nym jako Mont­ségur Day, w inten­cji męczen­ni­ków katar­skich odpra­wia­na jest msza.


“A Król im odpo­wie: Zapraw­dę, powia­dam wam: Wszyst­ko, co uczy­ni­li­ście jed­ne­mu z tych bra­ci moich naj­mniej­szych, Mnie­ście uczy­ni­li.” “Przez kil­ka lat gło­si­łem wam sło­wa poko­ju. Wygła­sza­łem do was kaza­nia; zakli­na­łem was ze łza­mi w oczach. Ale, jak powie­dze­nie mówi w Hisz­pa­nii, gdzie bło­go­sła­wien­stwo nie skut­ku­je, podzia­ła dobry, gru­by kij. Teraz rzu­ci­my ksią­żąt i pra­ła­tów prze­ciw wam; a oni zbio­rą całe naro­dy i ludy, i wie­lu zgi­nie od mie­cza. Wie­że upad­ną i mury zrów­na­ne będą z zie­mią, a wy, wy wszy­scy, pój­dzie­cie w nie­wo­lę. Tak siła prze­wa­ży tam, gdzie łagod­na per­swa­zja zawio­dła”

Taki­mi sło­wa­mi miał zwró­cić się do zebra­nych w Pro­uil­le ”świę­ty” Domi­nik krót­ko przed roz­po­czę­ciem “kru­cja­ty” prze­ciw kata­rom w Lan­gwe­do­cji według świa­dec­twa jed­ne­go z jemu współ­cze­snych, domi­ni­ka­ni­na Ste­phe­na de Sala­gnac. Mniej­sza o to teraz, czy te sło­wa odda­ją wier­nie to, co mówił Domi­nik czy też mają one war­tość — by tak rzec — “apo­kry­ficz­ną”. Dość, że odda­ją z grub­sza poli­ty­kę władz Kościo­ła Rzym­skie­go w tam­tym regio­nie. Gdy bez­na­dziej­nie zawio­dły pró­by zdu­sze­nia albi­gen­sja­ni­zmu przy pomo­cy nawra­ca­nia oraz publicz­nych debat z lide­ra­mi Kościo­ła Katar­skie­go, posta­wio­no na roz­wią­za­nie siło­we.

“… aby kościół miał sie­dzi­bę…”

Magazyn EkumenizmLudz­kie sie­dli­sko (lub co naj­mniej przej­scio­wy obóz) musia­ło ist­nieć tu już w sta­ro­żyt­no­ści. Arche­olo­go­wie zna­le­zli tu bowiem mone­tę rzym­ską dato­wa­ną na okres pomie­dzy rokiem 260 a 280 naszej ery. Istot­nie, miej­sce to zna­ko­mi­te z punk­tu widze­nia bez­pie­czeń­stwa: trud­no dostęp­ne i uła­twia­ją­ce obro­nę. Nic dziw­ne­go zatem, że było nazy­wa­ne “Bez­piecz­ną Górą” (“Mont Segur”; po angiel­sku brzmia­ło­by to jak “Mount Secu­re”). Nie zaska­ku­je zatem fakt, że budo­wa­no tam for­te­ce.

Jeśli zaś cho­dzi o kata­rów, to musie­li oni zacząć poja­wiać się w tym miej­scu oko­ło poczat­ku XIII wie­ku. Wie­my na przy­kład, że oko­ło roku 1204 sta­ra for­te­ca była w sta­nie ruiny i per­fek­ci zwró­ci­li się do kasz­te­la­na Mont­ségur, Ray­mon­da de Perel­la (lub de Pere­il­le) o odbu­do­wa­nie oraz wzmoc­nie­nie jej, co tez zosta­ło szyb­ko uczy­nio­ne. Zbie­gło się to w cza­sie z poczat­kiem tzw. “kru­cja­ty” prze­ciw­ko kata­rom (1209). Wów­czas jed­nak — jak się mia­ło oka­zać — jesz­cze nie ist­nia­ła bez­po­śred­nia potrze­ba obro­ny.

Od począt­ku XIII wie­ku prze­by­wa­li tam katar­scy bisku­pi, zwłasz­cza doty­czy to nie­mal legen­dar­ne­go bisku­pa Guil­ha­ber­ta de Castres. De Castres jed­nak nigdy nie zatrzy­my­wał się tam dłu­go. Czę­sto zmie­niał miej­sce poby­tu, podob­nie zresz­tą jak więk­szość katar­skich przy­wod­cow i kazno­dzie­jow. Wkrót­ce — szcze­gól­nie po “kru­cja­cie” roku 1209, zbo­cza ska­ły zapeł­niać się zacze­ły mały­mi dom­ka­mi (cha­ta­mi raczej), w któ­rych miesz­ka­ły oso­by (głów­nie kobie­ty), któ­re poświę­ci­ły się życiu cha­rak­te­ry­stycz­ne­mu dla per­fek­tów. Tutaj zna­la­zły one miej­sce odpo­wied­nie dla swych stu­diów, modli­twy oraz medy­ta­cji. W ten spo­sób powsta­ła cala wio­ska oto­czo­na, w celach obron­nych, drew­nia­ną pali­sa­dą. Trud­no dziś oce­nić ilu ludzi prze­to­czy­ło się w tam­tych latach przez tę wio­ske oraz for­te­cę, nie tyl­ko zresz­tą w celu stu­dio­wa­nia cze­go­kol­wiek, ale przede wszyst­kim, aby odwie­dzić to miej­sce w celach reli­gij­nych.

Wizy­ty skła­da­li tutaj nie tyl­ko ci, któ­rzy zna­ni byli jako kata­rzy. Przy­by­wa­ło tu tak­że wie­lu piel­grzy­mów zna­nych w swych oko­li­cach jako “dobrzy kato­li­cy”. Wyra­ża­li tu sza­cu­nek zatrzy­mu­ja­cym się tu per­fek­tom i bra­li udział w katar­skiej litur­gii, m.in. w ‘łama­niu chle­ba’. Tam też obcho­dzi­li Boże Naro­dze­nie i świę­to Zesła­nia Ducha Świę­te­go. Wie­lu kata­rów życzy­ło sobie otrzy­mać sakra­ment

“…był w sta­nie mieć tam swo­ją sie­dzi­bę oraz gło­wę oraz by mógł stam­tad bro­nić swo­ich kazno­dzie­jów”.

Gro­upe de Recher­ches Arche­olo­gi­qu­es de Mont­ségur et Envi­rons (GRAME), w swo­im rapor­cie stwier­dzi­ła jed­no­znacz­nie, że  tej, któ­ra zbu­do­wa­na zosta­ła przez Ray­mon­da de Perel­la ok. 1210 roku (Mont­ségur II)”.

Jedy­ny­mi auten­tycz­ny­mi ruina­mi katar­ski­mi na wzgó­rzu są pozo­sta­ło­ści kamien­nych domów miesz­kal­nych, wznie­sio­nych tam przez kata­rów, a wspo­mnia­nych powy­żej.

Ku oblę­że­niu

“Istot­nie, zda­ją się oni sta­rać pchać ludzi ku omył­ce raczej niz praw­dzie, gdyż pro­wo­ku­ją ogrom­ne wzbu­rze­nie w kra­ju, a przez swo­je eks­ce­sy pod­bu­rza­ją lud prze­ciw kle­ro­wi oraz zakon­ni­kom”.

Kto wie zresz­tą, czy to wla­śnie nie było ich celem. Świa­dec­two hra­bie­go znaj­du­je peł­ne potwier­dze­nie w fak­tach. Spa­ni­ko­wa­ni ludzie oskar­ża­li sie­bie nawza­jem do takie­go stop­nia, że nawet wszy­scy domi­ni­ka­nie w Tulu­zie zwer­bo­wa­ni przez inkwi­zy­cję nie byli w sta­nie ich wszyst­kich prze­słu­chać. Toteż do tej wyjąt­ko­wo ohyd­nej robo­ty zaprzę­gnię­to dodat­ko­wo miej­sco­wych fran­cisz­ka­nów jak rów­nież kler die­ce­zjal­ny. Wyzna­cza­no czas, w któ­rym miesz­kań­cy mie­li sta­wić się przed inkwi­zy­to­ra­mi w celu wyzna­nia swych “omy­łek” (dzis powie­dzie­li­by­śmy: ‘w celu zło­że­nia samo­kry­ty­ki’) jeśli chcie­li uzy­skać ‘odpust’. Oso­by uchy­la­ją­ce się od tego nie­co­dzien­ne­go ‘obo­wiąz­ku’, w razie zade­nun­cjo­wa­nia przez innych, mia­ły być sądzo­ne z całą suro­wo­ścią pra­wa.

Jak gdy­by zamie­sza­nia spo­wo­do­wa­ne­go tego rodza­ju ‘tro­ską dusz­pa­ster­ską’ jesz­cze nie było dość, wyro­ki inkwi­zy­cyj­ne nie mia­ły cha­rak­te­ru osta­tecz­ne­go. Zna­czy­ło to np., że oso­ba raz ska­za­na, mogła zostać w przy­szło­ści ska­za­na powtór­nie za to samo ‘prze­wi­nie­nie’. Po zapro­wa­dze­niu tego rodza­ju porząd­ków w Tulu­zie, Arnald i Seila zaczę­li podob­nie poste­po­wać rów­nież gdzie indziej: w Cahors ska­zy­wa­li here­ty­ków pośmiert­nie, roz­grze­bu­jąc ich gro­by, wycią­ga­jąc stam­tad zwło­ki i paląc je na sto­sie. W Mois­sac ska­za­li na śmierć “hur­tem” 210 kata­rów, paląc ich o jed­nym cza­sie i w jed­nym miej­scu. Skar­gi na inkwi­zy­to­rów mno­ży­ły się. Papież jedy­nie zare­ago­wał listem do nich, naka­zu­jąc umiar (któ­re­go jed­nak mia­ło w koń­cu nie być) oraz doko­op­to­wu­jąc do dwój­ki domi­ni­ka­nów fran­cisz­ka­ni­na nazwi­skiem Ste­phen de Saint-Thi­béry.

Nicze­go to jed­nak nie zmie­ni­ło. Machi­na ter­ro­ru nakrę­ca­ła się dalej. Powo­do­wa­ła ona jed­nak nie tyl­ko strach, ale i rosną­ce obu­rze­nie. Kwe­stią cza­su była w tych warun­kach ripo­sta w posta­ci ata­kow na domi­ni­ka­nów. Tak więc już w tym samym roku trzech domi­ni­ka­nów wrzu­co­no do stud­ni w Cor­des. W 1234 roku kon­went tego zako­nu w Narbon­ne został splą­dro­wa­ny przez roz­wście­czo­ny tłum. W 1235 roku zaś domi­ni­ka­nie usi­łu­ją­cy doko­nać aresz­to­wa­nia w Tulu­zie zosta­li pobi­ci i poszczu­ci psa­mi. Wkrót­ce też ofi­cjal­nie zosta­li wygna­ni z tego mia­sta przez jego wła­dze (przej­ścio­wo, co praw­da). Ponie­waż nie chcie­li stam­tad odejść, straż miej­ska wraz z tłu­mem miesz­czan wyrzu­ci­ła ich siłą.

Sytu­acja sta­ła sie w mię­dzy­cza­sie tak napię­ta, że hra­bia wręcz naka­zał miesz­kan­com igno­ro­wa­nie wezwań inkwi­zy­cyj­nych do sta­wia­nia się i skła­da­nia zeznań. I tak, jak dotąd pisa­no skar­gi do papie­ża na inkwi­zy­to­rów, tak teraz papież z kolei wziął się za pisa­nie swo­ich skarg do hra­bie­go Tulu­zy. W liście do nie­go wyra­żał obu­rze­nie z powo­du owe­go zaka­zu skła­da­nia zeznań przed inkwi­zy­cją. Skar­żył się też, że wła­dze mia­sta odma­wia­ją sprze­da­wa­nia cze­go­kol­wiek bisku­po­wi oraz kle­ro­wi w ogó­le, że mno­żą się ata­ki na kler, że biskup nie może wygła­szać kazań itd.

Kil­ka lat tego rodza­ju porząd­ków oraz ich skut­ków przy­go­to­wa­ło podat­ny grunt dla rebe­lii. I jeśli w ogó­le moż­na się cze­mu­kol­wiek tutaj dzi­wić, to nie temu, że do tego bun­tu w koń­cu doszło (począw­szy od 1240 roku) i nie temu, że doszło do zama­chu na inkwi­zy­to­rów, lecz raczej, że bunt wybuchł tak pózno oraz że zama­chów nie było wię­cej. Szcze­gól­nie trój­ka inkwi­zy­to­rów (Arnald, Seila i Saint-Thi­béry) budzi­ła nie­na­wiść kata­rów. Nie­na­wiść do tego stop­nia wiel­ką, że dowód­ca gar­ni­zo­nu mont­se­gur­skie­go, Pier­re-Roger de Mire­po­ix, pra­gnął pózniej, by zama­chow­cy przy­nie­śli mu czasz­kę Arnal­da, któ­rą zamie­rzał obra­mo­wać zło­tem i uży­wać jej jako czar­ki do picia wina. Był roz­cza­ro­wa­ny, gdy mu jej nie przy­nie­sio­no, gdyż pod­czas zama­chu zosta­ła roz­bi­ta sie­kie­rą.

Zamach ten miał miej­sce 28 maja 1242 roku w Avi­gno­net. Zgi­nę­li Guil­lau­me Arnald, Ste­phen de Saint-Thi­béry oraz kil­ku ich asy­sten­tów (Pier­re Seila został w Tulu­zie). To zabój­stwo (oraz spo­sób jego popeł­nie­nia) nie sta­no­wi­ło­by chlu­by dla niko­go, to pew­ne. Nie jest jed­nak praw­dą, że spo­wo­do­wa­ło ono reak­cję w posta­ci akcji zbroj­nej prze­ciw kata­rom oraz oblę­że­nia ich cen­trum reli­gij­ne­go. Akcję taka zaczę­to już pla­no­wać w roku 1241, na rok przed zabój­stwem w Avi­gno­net.

Oblę­że­nie

Magazyn EkumenizmGłów­no­do­wo­dza­cy armii kró­lew­skiej, Hugu­es de Arcis, roz­po­rzą­dzał zmien­ną licz­bą woj­ska, się­ga­ją­ca 10 tysię­cy zbroj­nych. Odciął naj­prost­szą dro­gę zaopa­trze­nia oraz oku­po­wał wieś. Swo­ją akcję roz­po­czął 13 maja 1243 roku. “Mont­ségur­czy­cy” mie­li po swo­jej stro­nie miej­sce, któ­re­go zamie­rza­li bro­nić; twier­dzę na prze­ogrom­nej ska­le, z trud­nym dostę­pem z punk­tu widze­nia ata­ku­ją­cych. Mie­li swo­ją nie­za­chwia­ną wia­rę w słusz­ność swo­jej spra­wy no i pole­ga­li na obiet­ni­cach odsie­czy (głów­nie ze stro­ny hra­bie­go Tulu­zy, Raj­mun­da VII). Byli też dobrze zaopa­trze­ni w żyw­ność i wodę, a ogrom­na masa ska­ły ukry­wa­ła sze­reg – z zewnątrz nie­wi­docz­nych – przejść i ście­żek, któ­ry­mi moż­na było dostar­czać (i dostar­cza­no!) tego, cze­go potrze­bo­wa­no, choć nie­re­gu­lar­nie.

Prze­ciw obroń­com nato­miast prze­ma­wia­ła mała liczeb­ność ich wła­sne­go gar­ni­zo­nu oraz sto­su­nek sił licz­bo­wych żoł­nie­rzy jak jeden do kil­ku­dzie­się­ciu (tuż przed oblę­że­niem liczeb­ność gar­ni­zo­nu wzro­sła ze stu, nie­któ­rzy auto­rzy są prze­ko­na­ni, że osią­gnę­ła ok. trzy­stu zbroj­nych).

Trze­ba jed­nak przy­znać, że choć prze­wa­ga liczeb­na istot­nie była po stro­nie oble­ga­ją­cych, to i Hugu­es de Arcis sta­nął przed nie lada pro­ble­mem. Nie mógł liczyć na szyb­kie zaję­cie for­te­cy, do któ­rej doj­ście dla oble­ga­ją­cych ist­nia­ło w zasa­dzie tyl­ko z jed­nej stro­ny. Nie mógł liczyć na popar­cie lokal­nej lud­no­ści ze wsi, bo sym­pa­tie tej­że były zde­cy­do­wa­nie po stro­nie kata­rów. Jego głów­na prze­wa­ga leża­ła raczej w tym, że mógł zawsze liczyć na dopływ świe­żych sił oraz na niczym nie­za­kłó­co­ne zaopa­trze­nie (z tym z kolei pro­blem mie­li obroń­cy).

Dodat­ko­wą jed­nak nie­wy­go­dą dla oble­ga­ją­cych był fakt, że – gdy nade­szła zima – ich woj­ska, a raczej ta ich część, któ­ra zaj­mo­wa­ła pozy­cje bli­sko samej twier­dzy, nie mogła nawet liczyć na ochro­nę przed śnie­giem, mro­zem i wia­trem na górze. Ci ludzie rów­nież musie­li wyka­zać hart ducha, zwłasz­cza, gdy oblę­że­nie prze­cią­ga­ło się w nie­skon­czo­ność, powo­du­jąc tym samym znie­chę­ce­nie wsród wojsk kró­lew­skich. De Arcis był przy­go­to­wa­ny na taką oko­licz­ność, nawet jed­nak i on nie prze­czu­wał, że zosta­nie “przy­ku­ty” do tej ska­ły na rów­nych dzie­sięć mie­się­cy. Jego zada­nie oka­za­ło się tym trud­niej­sze, że jego armia cier­pia­ła z powo­du cia­głych dezer­cji oraz — co war­te pod­kre­śle­nia — z powo­du bier­ne­go współ­dzia­la­nia wie­lu jego żoł­nie­rzy z oble­ga­ny­mi. Tłu­ma­czy to mie­dzy inny­mi fakt, że tak czę­sto wysłan­ni­cy katar­scy z łatwo­ścią “prze­dzie­ra­li się” przez kor­don wojsk kró­lew­skich do Mont­ségur i z powro­tem.

Magazyn EkumenizmPro­bó­wa­no ata­ko­wać twier­dzę. Bez skut­ku. W cią­gu pię­ciu mie­sie­cy od maja do paź­dzier­ni­ka jedy­nie trzech obroń­ców zosta­ło śmier­tel­nie ran­nych. Nie posu­nię­to sie ani o metr. Prze­wa­ga ata­ku­ją­cych robi­ła jed­nak swo­je. W paź­dzier­ni­ku (lub na począt­ku listo­pa­da) baskij­scy najem­ni­cy w armii kró­lew­skiej wdar­li się na występ skal­ny oko­ło 80 metrów od zam­ku. Tam zbu­do­wa­no machi­nę mio­ta­ją­cą poci­ski kamien­ne (tzw.

Dopie­ro oko­ło 2 do 2,5 mie­sią­ca pózniej baskij­scy wspi­na­cze, naj­praw­do­po­dob­niej na sku­tek zdra­dy, pode­szli (dro­gą wyku­tą w ska­le przez kata­rów) pod mały bar­ba­kan, zasko­czy­li jego obsa­dę, wybi­ja­jąc ją. Od tego momen­tu poło­że­nie obroń­ców zam­ku sta­ło się znacz­nie trud­niej­sze, jako że z tej odle­gło­ści “krzy­żow­cy” mogli już bom­bar­do­wać wschod­nią ścia­nę twier­dzy. Była ona jed­nak wyjąt­ko­wo potęż­na, stąd też kru­sze­nie jej musia­ło się prze­cią­gać. Tym bar­dziej, że Bac­ca­la­ria natych­miast zbu­do­wał kata­rom następ­ną machi­nę odpo­wia­da­ją­cą ‘wet za wet’ machi­nie fran­cu­skiej. Oblę­że­nie prze­cia­gnę­ło się więc o dal­sze dwa mie­sią­ce. W cią­gu tego okre­su przy­pusz­cza­no wpraw­dzie ata­ki na zamek, kata­rzy jed­nak zdo­ła­li je wszyst­kie ode­przeć.

Jed­nak prze­dłu­ża­ją­ce się wal­ki dawa­ły się we zna­ki bar­dziej obroń­com (któ­rych było znacz­nie mniej) niż oble­ga­ją­cym (któ­rych było znacz­nie wie­cej i któ­rzy mogli zmie­niać oraz uzu­peł­niać linię ata­ku). Pier­re-Roger de Mire­po­ix posta­no­wił zatem spró­bo­wać wypa­du z twier­dzy na bar­ba­kan, aby go odbić i spa­lić fran­cu­ski

2.garnizon otrzy­mu­je prze­ba­cze­nie wszel­kich win prze­szłych, włą­cza­jąc w to zamach w Avi­gno­net,

4.pozostałe oso­by w for­te­cy otrzy­ma­ją te same warun­ki. Nało­żo­na zosta­nie na nie jedy­nie lek­ka poku­ta pod warun­kiem, że wyrzek­ną się wia­ry katar­skiej i zło­żą zezna­nie przed inkwi­zy­cją. Oso­by odma­wia­ją­ce porzu­ce­nia here­zji spło­ną na sto­sie,

con­so­la­men­tum

w twier­dzy (pod­czas oblę­że­nia) zosta­ły istot­nie spa­lo­ne. Nie na sto­sie jed­nak. Ponad 200 osób (205 do 230) zosta­ło spa­lo­nych wspól­nie w jed­nym gigan­tycz­nym ogniu, do roz­pa­le­nia któ­re­go uży­to zapew­ne m.in. czę­ści pali­sa­dy z Mont­ségur i drew­nia­nych czę­ści budyn­ków.

Zwra­ca uwa­gę wyjąt­ko­wo łagod­ne potrak­to­wa­nie osób zamie­sza­nych w zamach na inkwi­zy­to­rów w Avi­gno­net. Jak na “powód” do akcji zbroj­nej prze­ciw here­ty­kom, zamach ten został zatem potrak­to­wa­ny “powierz­chow­nie”. Wyda­wać by się mogło prze­cież, że to wła­snie spraw­cy owe­go zama­chu zosta­ną sta­ran­nie “wyłu­ska­ni” spo­śród kapi­tu­lu­ją­cych i uka­ra­ni jako pierw­si. Tym­cza­sem daro­wa­no im nie tyl­ko życie, ale i wol­ność! Czy była to więc łaska­wość “Mat­ki-Kościo­ła”, zawsze chęt­nie wyba­cza­ja­cej zbłą­ka­nym “dzie­ciom”?

Wąt­pli­we bowiem dla­te­go, że gdy “jed­ną ręką” roz­grze­sza­no zama­chow­ców, “dru­gą ręką” wrzu­co­no bez­ce­re­mo­nial­nie do ognia ponad 200 osób nie­win­nych żad­nej zbrod­ni i któ­rych jedy­nym prze­wi­nie­niem było przy­ję­cie katar­skie­go sakra­men­tu. Jest to “szcze­gół” wyraź­nie wska­zu­ją­cy, że akcja zbroj­na pod­ję­ta w Lan­gwe­do­cji nie sta­no­wi­ła żad­ne­go ‘odwe­tu’ za zamach na inkwi­zy­to­rów (choć dziś jesz­cze uży­wa­ny jest argu­ment o zama­chu jako ‘przy­czy­nie’), lecz że była ona zapla­no­wa­ną na zim­no akcją, kto­rej celem była defi­ni­tyw­na eks­ter­mi­na­cja wia­ry katar­skiej i dla któ­rej ów zamach był jedy­nie pre­tek­stem.

Magazyn EkumenizmPo upły­nię­ciu 15 dni przed głów­nym wej­ściem twier­dzy sta­wi­li się Hugu­es de Arcis oso­bi­ście, w asy­ście swo­ich ryce­rzy. Kościoł Rzym­ski repre­zen­to­wa­ny był przez bisku­pa Albi oraz przez dwóch inkwi­zy­to­rów z zako­nu domi­ni­ka­nów: bra­ta Fer­rie­ra oraz bra­ta Duran­tie­go.

W sumie oko­ło poło­wy wszyst­kich osób wypro­wa­dzo­nych z twier­dzy spa­lo­no tego dnia, 16 mar­ca 1244 roku, pod mura­mi Mont­ségur. Spo­śród tych, któ­rzy oca­le­li, było kil­ku kata­rów, któ­rzy wynie­śli pota­jem­nie coś, co aż po dziś dzień jest przed­mio­tem wie­lu kon­tro­wer­sji, a mia­no­wi­cie “skarb z Mont­ségur”. Zezna­ją­cy póź­niej przed inkwi­zy­cją Alzeu de Mas­sa­brac, powo­łu­jąc się na świa­dec­two Arnal­da-Roge­ra de Mire­po­ix stwier­dził:

przy­by­li z twier­dzy Mont­ségur, któ­ra prze­ka­za­na zosta­ła Kościo­ło­wi i Koro­nie Fran­cu­skiej, Pier­re-Roger de Mire­po­ix zatrzy­mał wewnątrz wspo­mnia­nej for­te­cy Amie­la Aicar­ta i jego przy­ja­cie­la Hugo­na, będą­cych here­ty­ka­mi; w nocy, pod­czas któ­rej inni here­ty­cy zosta­li spa­le­ni, ukrył wspo­mnia­nych here­ty­kow i pomógł im zbiec; i było to uczy­nio­ne, aby Kościół here­ty­ków nie utra­cił swe­go skar­bu, któ­ry ukry­ty został w lesie; a ucie­ki­nie­rzy zna­li miej­sce, w któ­rym on spo­czy­wa…”

Per­fek­ci two­rzy­li osob­ną gru­pę opusz­cza­ja­ca twier­dzę. Arpa­ïs de Ravat, cór­ka kasz­te­la­na Ray­mon­da de Perel­la i jego żony Cor­by (kto­ra krót­ko przed­tem zosta­ła per­fek­tą) stwier­dza, mówiąc o tej wła­śnie gru­pie, że 

“…zbu­do­wa­li pali­sa­dę ze słu­pów i pali”.

Wewnątrz niej umie­ści­li “Zmi­łuj się, Panie, nad wszyst­ki­mi spa­lo­ny­mi z tego świa­ta. Zmi­łuj się nad tymi, co miło­wa­li aż poza ten świat. Nad wszyst­ki­mi, co miło­wa­li. Nad wszyst­ki­mi, co posia­da­li cokol­wiek praw­dzi­we­go do umi­ło­wa­nia. Amen”

“…pozba­wio­ny swych wło­ści za obron

ę.

Twier­dza Mont­ségur

— po kapi­tu­la­cji zosta­ła zbu­rzo­na po zaję­ciu jej przez woj­ska kró­lew­skie. Nowym kasz­te­la­nem został Guy I des Levis. Za jego cza­sów (oraz pózniej — w sumie w cia­gu 3 wie­ków) zosta­ła tam zbu­do­wa­na nowa for­te­ca. Mia­ła swoj gar­ni­zon jesz­cze w XVI wie­ku. W 1757 roku wciąż nale­ża­ła do rodzi­ny des Levis. To wła­śnie ruiny tej po-katar­skiej for­te­cy zacho­wa­ły się po dziś dzien i są odwie­dza­ne przez co naj­mniej sto tysię­cy osób rocz­nie. W roku 1929 Otto Rahn, zafa­scy­no­wa­ny kata­ra­mi pro­wa­dził tam bada­nia. Pózniej w roku 1947 z ini­cja­ty­wy rzą­du fran­cu­skie­go prze­pro­wa­dzo­no czę­ścio­we odre­stau­ro­wa­nie ścian zam­ku. Z kolei w latach 1964–76 bada­nia pro­wa­dzo­ne były przez eki­pę arche­olo­gicz­ną.

Skarb katar­ski z Mont­ségur — w sumie – według Beren­ga­ra de Lave­la­net – czte­rech kata­rów (włą­cza­jąc dwóch wymie­nio­nych powy­zej) mia­ło wziąć udział w oca­le­niu skar­bu z Mont­ségur. Legen­dy krą­ży­ły pózniej na jego temat mówią­ce m.in. o Świę­tym Gra­alu jako owym skar­bie. Z całą pew­no­ścią skarb ten zawie­rał pie­nią­dze potrzeb­ne na bie­żą­ce wydat­ki Kościo­ła (część z nich zosta­ła wynie­sio­na z Mont­ségur nie­co wcze­śniej, wte­dy gdy “krzy­żow­cy” zaję­li bar­ba­kan). Mógł rów­nież zawie­rać szcze­gól­nie cen­ną lite­ra­tu­rę. Ist­nie­je inte­re­su­ją­ca (i war­ta prze­czy­ta­nia) teo­ria, według któ­rej czę­ścią skar­bu miał być — ni mniej ni wię­cej — Całun Turyń­ski.

pota­jem­nie. Wia­do­mo np., że wpro­wa­dzo­ny został przez Kościół Rzym­sko­ka­to­lic­ki obo­wią­zek uczest­ni­cze­nia we mszy świę­tej oraz w eucha­ry­stii, przy czym spraw­dza­na była obec­ność. Wie­my zatem, że ofi­cjal­nie prak­ty­ko­wa­nym był rzym­ski kato­li­cyzm. Nato­miast jest rze­czą bez­dy­sku­syj­ną, że popu­lar­ność kata­rów dawa­ła i daje o sobie znać. Fran­cu­ski Kościół Gno­styc­ki, zało­żo­ny przez Doine­la w XIX wie­ku opar­ty był do pew­ne­go stop­nia na tra­dy­cji katar­skiej.

Sakra­ment Con­so­la­men­tum ist­nie­je do dziś tak­że w kościo­łach gno­styc­kich o litur­gii bazo­wa­nej na kato­li­cy­zmie (jak Ecc­le­sia Gno­sti­ca). Ist­nie­je rów­nież, jak się oka­zu­je, Kościół Katar­ski (lub może raczej neo-katar­ski) w USA, któ­ry zda­je się być wspól­no­tą nie­co podob­ną do 

Gno­sti­cism. New Light in the Ancient Tra­di­tion od inner kno­wing” cytu­je m.in. wypo­wiedź pew­ne­go sędzi­we­go miesz­kań­ca tego regio­nu. Usły­szaw­szy w pew­nej roz­mo­wie sło­wo “katar”, powie­dział on:

nawró­cić się

na kata­ryzm na prze­ło­mie lat dwu­dzie­stych i trzy­dzie­stych XX wie­ku.

“…repre­syw­ny ter­ro­ryzm narzu­ca­ny, jako poli­ty­ka, przez inkwi­zy­cję przez kil­ka stu­le­ci naro­dom Zacho­du – był tym, co mia­lo pod­mi­no­wać gmach Kościo­ła od wewnątrz i spo­wo­do­wać strasz­li­we obni­ze­nie stan­dar­dów moral­no­ści chrze­ści­jań­skiej i cywi­li­za­cji kato­lic­kiej (…) Począw­szy od XIII wie­ku nie znaj­du­je­my świę­te­go lub dok­to­ra w Koscie­le kato­lic­kim, wystar­cza­ją­co odwa­zne­go, by stwier­dzić (jak to na przy­kład czy­ni­la Św. Hil­de­gar­da w XII wie­ku), że czło­wiek mylą­cy się w spra­wach reli­gij­nych jest wciąż stwo­rze­niem Bożym i że pozba­wia­nie go życia sta­no­wi zbrod­nię. Kościół, kto­ry tak chęt­nie zapo­mniał o tej pro­stej praw­dzie, nie zasłu­gi­wał na mia­no “kato­lic­kie­go”; moż­na stwier­dzić zatem, że pod tym wzglę­dem here­zja wymie­rzy­ła Kościo­lo­wi cios, po któ­rym nigdy nie przy­szedł on do sie­bie.

“Wal­ka z kata­ry­zmem dopo­mo­gła w sfa­bry­ko­wa­niu wize­run­ku here­ty­ka jako słu­gi Sza­ta­na, pod­czas gdy Vox in Rama od Vox in RamaBiblii łow­ców cza­row­nic oraz do sza­len­stwa, któ­re roz­cia­gnę­ło się na Refor­ma­cję i spla­mi­ło repu­ta­cję zarow­no kato­li­ków jak i pro­te­stan­tów. Był to naj­waż­niej­szy spa­dek pozo­sta­wio­ny przy­szło­ści przez epi­zod katar­ski — spa­dek, któ­ry sami kata­rzy z pew­no­ścią by odrzu­ci­li.” (Mal­colm Lam­bert)

Cyta­ty pod śród­ty­tu­ła­mi oraz przed epi­lo­giem pocho­dzą z Kolek­ty oraz Czy­ta­nia z mszy gno­styc­kiej na Mont­ségur Day — fio­le­to­wa

Mas­sa­cre at Mont­ségur. A Histo­ry of the Albi­gen­sian Cru­sa­de.

Pho­enix Press, Lon­don 2000. ISBN I 84212 428 5

Mal­colm Lam­bert.

Poglą­dy wyra­żo­ne w powyż­szym nie są opi­nia­mi redak­cji Eku­me­nicz­ne­go Maga­zy­nu Teo­lo­gicz­ne­go Sem­per Refor­man­da

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.