Magazyn

Kościół żyje — refleksje po Pięćdziesiątnicy


Magazyn EkumenizmGdy w latach 60-tych minio­ne­go stu­le­cia po Euro­pie sza­la­ła lewi­co­wa rewo­lu­cja, a na wie­lu, zachod­nich fakul­te­tach teo­lo­gicz­nych ogła­sza­no szo­ku­ją­ce “fak­ty” z życia Jezu­sa, bada­cze kul­tu­ry i filo­zo­fo­wie pro­ro­ko­wa­li rychły koniec chrze­ści­jań­stwa. Nie­omyl­nie wiesz­czo­no, że chrze­ści­ja­nie zej­dą do kata­kumb, tudzież wiej­skich aglo­me­ra­cji, a kościo­ły hur­tem prze­ra­bia­ne będą na dys­ko­te­ki lub cen­tra han­dlo­we. Nie da się ukryć, że chrze­ści­jań­stwo w Euro­pie ma się źle. Nie­któ­rzy sądzą nawet, że bagaż już jest daw­no spa­ko­wa­ny i pasa­żer cze­ka tyl­ko na dogod­ny pociąg eks­pre­so­wy rela­cji chrze­ści­jań­ska Euro­pa – było sobie kie­dyś chrze­ści­jań­stwo. Oso­by “życz­li­we” chrze­ści­jań­stwu zdra­dza­ją komicz­ną wręcz ner­wo­wość, któ­ra udzie­la się rów­nież samo­zwań­czym obroń­com pra­wo­wier­no­ści. Tupią nóż­ka­mi i koń­ca wytu­pać nie mogą – czyż­by spi­sek Ducha Świę­te­go?


We wczo­raj­szym wyda­niu Süd­deut­sche Zeitung (SZ) uka­zał się felie­ton Mar­ti­na Urba­na zaty­tu­ło­wa­ny “O myśle­niu i wie­rze” (Vom Den­ken und Glau­ben). Autor prze­ko­nu­je, że do osią­gnięć XX wie­ku nale­ży prze­ko­na­nie, że nie ist­nie­ją praw­dy abso­lut­ne, któ­re w spo­sób obiek­tyw­ny i szcze­gó­ło­wy opi­sy­wa­ły­by zróż­ni­co­wa­ną rze­czy­wi­stość, w któ­rej żyje­my. Odkry­ciem XXI wie­ku jest według Urba­na wie­dza, któ­ra mówi nam, że to nasz mózg opo­wia­da nam histo­ryj­ki, któ­re wypeł­nia­ją luki naszej pamię­ci. Bez tych bajek życie sta­ło­by się nie­zno­śne, ponie­waż nie ist­nia­ła­by moty­wa­cja do czy­nie­nia świa­ta lep­szym. Wszyst­ko krę­ci się wokół gło­wy, ponie­waż, jak prze­ko­nu­je Mar­tin Urban: “Gło­wą nie tyl­ko myśli­my, lecz tak­że wie­rzy­my.”


Felie­to­ni­sta SZ nale­ży do tej gru­py Niem­ców, któ­rzy naj­praw­do­po­dob­niej poczu­li się oso­bi­ście dotknię­ci wybo­rem kar­dy­na­ła Jose­pha Rat­zin­ge­ra na papie­ża. Urban przy­po­mi­na kaza­nie z mszy wotyw­nej, kie­dy kar­dy­nał Rat­zin­ger pięt­no­wał dyk­ta­tu­rę rela­ty­wi­zmu oraz brak wia­ry w naucza­nie Kościo­ła. Pod­kre­śla, że naukow­com z róż­nych dzie­dzin uda­ło się wypra­co­wać alter­na­tyw­ny urząd nauczy­ciel­ski, któ­ry uosa­bia wszyst­ko to, co Bene­dykt XVI nazy­wa nie­zmien­ną praw­dą lub auto­ry­te­tem wia­ry. Wszyst­ko to, co prze­ja­wia abso­lut­ną pew­ność jest dla Urba­na uciecz­ką w inne świa­ty, ide­olo­gie z jasny­mi regu­ła­mi, któ­re nazwa­ne są póź­niej (uwa­ga, uwa­ga!) fun­da­men­ta­li­zmem, czy­li “archa­icz­nym Hade­sem, któ­ry zwy­cię­ża w naszych gło­wach nad duchem.” O jakie­go ducha cho­dzi? Kto zosta­je poko­na­ny i dla­cze­go? Czym jest wła­ści­wie fun­da­men­ta­lizm dla pana Urba­na?


Na odpo­wiedź nie trze­ba dłu­go cze­kać: fun­da­men­ta­lizm to wia­ra w praw­dę, któ­ra zapi­sa­na jest w świę­tych Pismach, nie pod­le­ga­ją­cych rewi­zji. W dal­szej czę­ści Urban skar­ży się na znie­wo­le­nie nauki, przy­ta­cza słusz­ne przy­kła­dy z wybry­ka­mi ame­ry­kań­skich i islam­skich fun­da­men­ta­li­stów aż wresz­cie pro­po­nu­je iście oświe­ce­nio­we wyj­ście z nie­wo­li dzie­cię­cej igno­ran­cji: to oczy­wi­ście smut­ne, że gdy dziec­ko dora­sta prze­sta­je wie­rzyć w św. Miko­ła­ja, zającz­ka wiel­ka­noc­ne­go, czy też tra­ci wia­rę w Boga, ale są to prze­cież eta­py dora­sta­nia, któ­re odnieść moż­na tak­że do całe­go spo­łe­czeń­stwa. Urban przy­ta­cza w tek­ście kil­ka innych zda­rzeń, prze­ko­nu­je, że ofiar­ni­cze rozu­mie­nie śmier­ci Jezu­sa jest już prze­żyt­kiem i powo­łu­je się przy tym na zda­nie teo­lo­gów, suge­ru­jąc, że tak napraw­dę oni sami już w to nie wie­rzą. Pozo­sta­je zatem zapy­tać: jeśli według auto­ra nie ist­nie­ją praw­dy abso­lut­ne i wia­ra chrze­ści­jań­ska jest już jed­ną nogą w gro­bie bez nadziei na zmar­twych­wsta­nie, to skąd ta ner­wo­wość?


Mar­tin Urban nie jest pierw­szym felie­to­ni­stą w i poza Niem­ca­mi, któ­ry dzi­wi się, że chrze­ści­ja­nie mają czel­ność pod­no­sić głos i mówić o abso­lut­nej praw­dzie. Spra­wia przy tym wra­że­nie, jak­by praw­dę utoż­sa­miał z kaj­da­na­mi tota­li­tar­ne­go sys­te­mu, któ­ry zabra­nia jakiej­kol­wiek reflek­sji poza wyty­czo­ny­mi tora­mi ofi­cjal­nej ide­olo­gii. Mar­tin Urban pięt­nu­je fun­da­me­ta­li­stycz­ną pro­pa­gan­dę wro­ga, stwa­rza­jąc fał­szy­wy obraz, jako­by skraj­ne ruchy w chrze­ści­jań­stwie były domi­nu­ją­ce i to wła­śnie one decy­do­wa­ły o jego isto­cie.


Nie każ­dy chrze­ści­ja­nin musi być gorą­cym zwo­len­ni­kiem urzę­du nauczy­ciel­skie­go. War­to przy­po­mnieć, że w łonie teo­lo­gii rzym­sko­ka­to­lic­kiej ist­nie­je nie­zwy­kle zróż­ni­co­wa­ne rozu­mie­nie tego, czym ten urząd jest i kie­dy się prze­ja­wia, a tak­że w jakim stop­niu. Żale Urba­na, a tak­że wie­lu innych obser­wa­to­rów kul­tu­ry i reli­gii, doty­czą jed­nak cze­goś inne­go, a mia­no­wi­cie żąda­nia wobec wspól­no­ty wia­ry, z któ­rą sami nie wie­le chcą mieć wspól­ne­go. Zapo­mi­na­ją, że Euro­pa, w któ­rej żyje­my, łącz­nie z namięt­nie cele­bro­wa­nym oświe­ce­niem, jest kul­tu­ro­wym two­rem Ewan­ge­lii, ako­mo­du­ją­cej się w zmien­nych uwa­run­ko­wa­niach histo­rycz­nych, a nie dzie­łem nie­zna­nej niko­mu grup­ki huma­ni­stów.


Nie cho­dzi zatem o kolej­ną kry­ty­kę urzę­du nauczy­ciel­skie­go Kościo­ła Rzym­skie­go, do któ­rej nie jeden kato­lik chciał­by dołą­czyć, ale o żąda­nie zaadre­so­wa­ne do wszyst­kich chrze­ści­jan, aby ci wyrze­kli się wia­ry, a przy­naj­mniej nie bra­li jej tak na serio: chce­cie być ele­men­tem twór­czym i przy­dat­nym dla współ­cze­snej kul­tu­ry, to stań­cie w jed­nym rzę­dzie z waszym krzy­żem obok zna­cho­rów i bul­wa­ro­wych porad­ni­ków o samo­speł­nie­niu; inny­mi sło­wy: nie waż­cie się mówić tego, co od dwóch tysię­cy lat jest siłą napę­do­wą Euro­py, by nie gor­szyć nowe­go bóstwa, któ­re­mu na imię dowol­ność, tudzież “Tole­ran­cja.” Prze­stań­cie być sobą, a stań­cie się zwo­len­ni­ka­mi jezu­so­lo­gii o ezo­te­rycz­nym posma­ku? Spu­ście gło­wy w fał­szy­wej poko­rze przed zaka­mar­ka­mi rze­czy nie pozna­nych i drepcz­cie w jed­nym miej­scu, mając nadzie­ję, że przyj­dzie kolej­ne oświe­ce­nie? Czy tak dobrze?


Plu­ra­lizm wpi­sa­ny jest w isto­tę chrze­ści­jań­stwa. Chrze­ści­ja­nie róż­nie inter­pre­tu­ją Pismo Świę­te, róż­nie odda­ją Bogu cześć, a tak­że zdu­mie­wa­ją­co róż­nie do Nie­go pod­cho­dzą, cza­sem, jak do tro­skli­we­go Ojca, a cza­sem jak do kocha­ją­cej Mat­ki. Kościół Jezu­sa Chry­stu­sa od wie­ków żyje pięk­nem róż­no­rod­no­ści, któ­ra trwa jedy­nie dzię­ki temu, że wyznaw­cy tegoż Chry­stu­sa, chrze­ści­ja­nie wszyst­kich cza­sów, łączą się we wspól­nej wie­rze (zaufa­niu) i nadziei. Nie zmie­nią tego przed­wcze­sne mowy pogrze­bo­we, ani też znie­chę­ce­nie poje­dyn­czych chrze­ści­jan. Duch Świę­ty dzia­ła wbrew wszyst­kim (spi­sku­je, jak kto woli); dzia­ła w ukry­ciu (taki już jego urok), jed­nak tego, co stwa­rza nie spo­sób nie zauwa­żyć: Kościół żyje..!


Dariusz Bruncz

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.