Magia i misja w kameruńskim Batouri
- 24 stycznia, 2004
- przeczytasz w 13 minut
Kamerun jest państwem położonym w Afryce środkowo-zachodniej, prawie na równiku. Jego ludność ocenia się na około 13 milionów, jednak nie prowadzi się spisów ludności w rozumieniu europejskim. Większość mieszkańców nie zna daty swoich urodzin, a swój wiek określa bardzo arbitralnie. Czasem ta sama osoba w różne dni może podać inny wiek, nie robiąc tego w złej wierze. Nie wszyscy posiadają dokumenty, potwierdzające tożsamość, a ci, którzy o nie występują w rubryce wiek mają wpisane to, co urzędnik uzna „wizualnie” za stosowne lub to, co mieszkaniec zadeklaruje.
Jedynym źródłem, z którego mieszkańcy Kamerunu mogą dowiedzieć się jak długo już żyją są ludzie starsi od nich. Ci z kolei mogą określić wiek na podstawie ilości pór deszczowych od urodzenia. Jeśli weźmiemy pod uwagę cykliczność i że można łatwo pomylić ilość pór, a ponadto umiejętność liczenia nie musi odpowiadać europejskim oczekiwaniom jakiekolwiek określenie wieku należy uznać jedynie za przejaw dobrej woli. Ale… czy to jest komuś tam potrzebne?
„Kameruńczycy” nie istnieją — to wymyślone słowo. Dla naszych potrzeb możemy powiedzieć, że Kameruńczycy to umowna nazwa dla mieszkańców Kamerunu, gdyż nie istnieje taki naród. Kamerun ma dwa języki urzędowe: francuski i angielski. Ten drugi jedynie w obszarze przygranicznym Nigerii używa około 4% mieszkańców.
Język francuski jest językiem urzędowym, ale to wcale nie znaczy, że jest powszechnie znany, a przynajmniej nie na takim poziomie, jak należałoby tego oczekiwać. Rzadko kto nie umie nic, ale też rzadko kto zna go na tyle, by uznać go za język ojczysty.
Język francuski jest jednak „błogosławieństwem” dla funkcjonowania państwa, ponieważ umożliwia komunikację ponadszczepową. Na terenia Kamerunu mieszka wiele szczepów, używając około 270 różnych języków. Nie są to w żadnej mierze języki ze sobą spokrewnione. Część – owszem, ale generalnie pochodzą z różnych grup językowych, często mających mało ze sobą wspólnego. Porozumienie w tych językach należy wykluczyć, nie ma również jednego języka, który by przewyższał w czymkolwiek inne, pozwalając na nadanie mu statusu języka państwowego.
Jak widać nie możemy mówić o szczególnym przywiązaniu mieszkańców Kamerunu do rządów państwowych oddalonych często o setki kilometrów, do których trzeba dotrzeć drogami bez asfaltu. Znacznie ważniejsza jest przynależność plemienna zarówno społecznie, jak i językowo.
Batouri leży we wschodniej części kraju. Jest to jeden z najbiedniejszych regionów kraju. Miasto nie ma ani asfaltowej drogi, ani banku, nie ma kanalizacji, nie ma wysypiska śmieci, nie ma… większości rzeczy, które Europejczyk uznaje za nieodłączny atrybut miasta.
Najliczniejszą grupą etniczną w mieście są Kako. Szczep ten dzieli się na dwie podgrupy – wschodnią i zachodnią, używają trochę odmiennego dialektu tego samego języka.
Szczep rządzi się w wielu sprawach własnymi regułami. Rząd centralny nie mogąc regulować ważnych kwestii w tak odległych regionach, pozostawia kwestie społeczne szczepowi. Władzą szczepu jest Trybunał. Rozwiązuje on kwestie z jednej strony drobne: kradzież, zdrady małżeńskie… a z drugiej strony najważniejsze, bo ze względu na brak świadomości państwowej, Kako przywiązują wagę w zasadzie wyłącznie do tych codziennych rzeczy. Trybunał ma więc tradycyjnie bardzo silny autorytet.
Do 1918 r. Kamerun był kolonią niemiecką. Z tego okresu pochodzi wiele budynków. Zostały zbudowane prawie wszystkie mosty, często używane bez większych remontów do dzisiaj. Nie był to jednak okres, w którym Europejczykom zależało na postępie cywilizacyjnym, jak wydaję się to być teraz.
Misjonarze
Kiedy dotarli do Batouri pierwsi misjonarze z Europy lub Stanów Zjednoczonych jest trudno ustalić. Prawdopodobnie do Batouri pierwsi przybyli adwentyści. Ocenia się, że było to w latach czterdziestych XX wieku. Obecnie posiadają kościół, szpital i dom misyjny. Liczbę adwentystów ocenia się na około 6 tys. w Batouri i najbliższych okolicach. Dzisiaj Kościół Adwentystów Dnia Siódmego nie jest już placówką misyjną, ma swoich lokalnych duchownych.
Jednym z ważniejszych ośrodków konfesyjnych jest Kościół Prezbiteriański. Podobnie jak adwentystyczny, nie jest placówką misyjną. Pastor prezbiteriański ks. Marcel Yesso Deh jest zaangażowany w życie społeczne miasta, również intelektualne. Kościół prowadzi szkołę.
Kolejnym wyznaniem obecnym w Batouri jest rzymski katolicyzm. Od 1995 r. miasto zostało siedzibą biskupa. Obecnie Kościół prowadzi sierociniec oraz przychodnię.
Najmniejszym wyznaniem chrześcijańskim jest Misison du Plein Evangile (Misja Pełniej Ewangelizacji). Ma około 60 wyznawców, wspierają ją misjonarze z północnych Niemiec.
Poza wyznaniami chrześcijańskimi silny jest również islam. Jednak islam jest mało dostępny szczepowi Kako. Muzułmanie w Batouri uczą się całych fragmentów Koranu na pamięć, nie rozumiejąc ani ich znaczenia, ani ceremonii, w której biorą udział. Ta religia jest raczej właściwa mieszkańcom miasta, nie pochodzącym ze szczepu Kako. Są to często ludy wędrowne, którym islam zapewnia poczucie wspólnoty mimo częstej zmiany miejsca.
Dość skomplikowana sytuacji wyznaniowa miasta dyktuje sposoby działania misjonarzy oraz funkcjonowanie wyznań chrześcijańskich w Batouri. Ważną kwestią jest również niski standard życia wciąż obecny w tle poczynań Kościołów.
Bez względu na wyznanie bieda mieszkańców jest tym, z czym są konfrontowane wszelkie działania. Trzeba zdać sobie sprawę, że w dużej mierze mieszkańcy Batouri nie wiedzieli o swej kondycji do czasu przybycia białych i do czasu kolonizacji. Kontakty oraz przybycie misjonarzy naświetliły im to zagadnienie. Kolonizatorzy również nie szczędzili wydatków na wystawne życie. Klimatyzowane auta, wspaniałe, luksusowo wykończone domy to do dzisiaj atrybuty białych, a nie czarnych.
Powoduje to w sposób naturalny segregację na białych bogatych i czarnych biednych. Jest rzeczą oczywistą, że korzystając ze środków lokalnych nie można osiągnąć takich dóbr, jakimi dysponują biali, więc budzi to bunt, poczucie niesprawiedliwości, a u mniej pokornych motywację do kradzieży.
Na wszystko można spojrzeć oczywiście z dwóch stron. Biali misjonarze funkcjonują cały czas w warunkach biologicznie ekstremalnych dla swoich organizmów. Pomijając upał, do którego można się z czasem przyzwyczaić, pozostaje istotna kwestia wszelkiego rodzaju zakażeń mikroorganizmami oraz ukąszeniami owadów. Z punktu widzenia epidemiologicznego na terenie Batouri przetrwała populacja najbardziej odporna na występujące tam zagrożenia. Dla zobrazowania zagadnienia podam, że biały człowiek nie może pić tam zimnej wody, ani jeść niczego, co było myte w zimnej wodzie ze względu na możliwość zakażeń amebowych. Takie zakażenia praktycznie kończą się zgonem. Czarna populacja uodporniła się w takim stopniu, że może swobodnie funkcjonować.
Kwestią równie fascynująca jest zderzenie kultur. To, co Europejczycy mogą uznać za właściwe, wcale takie nie musi być dla Kako. Kwestia czasu, którego tam przecież nie ma, dni tygodnia, które są dla Kako kolejnym niewytłumaczalnym podziałem niezrozumiałego czasu to tylko jeden z wielu przykładów kłopotliwego współżycia. Poczucie własności, sprawiedliwości, wspólnoty… działa na innych — afrykańskich zasadach.
Jak wspomniałem wcześniej adwentyści i prezbiterianie nie mają białych misjonarzy, co oczywiście nie wyklucza prowadzenia misji chrześcijańskiej w wymiarze lokalnym. Obie te konfesje wspierane były kiedyś poprzez białych misjonarzy z Ameryki Północnej, ale zasadą jest to, że z czasem wspólnoty te mają funkcjonować bez zewnętrznej pomocy duchownego. Wciąż jednak wspólnoty zagraniczne utrzymują kontakty, pomagają im oraz czasem je nadzorują.
Dwie pozostałe wspólnoty mają białych misjonarzy – Kościół Rzymskokatolicki oraz Mission du Plein Evangile. Pierwsze wyznanie działa na szeroką skalę, drugie opierając się na spontanicznych wolontariatach z Europy.
Każda ze wspomnianych wspólnot stara się działać na podobnej płaszczyźnie, nie współpracując ze sobą. Niewyobrażalna wręcz bieda i brak pomysłów na przeciwstawienie się jej w naturalny sposób popchnęła Kościoły do realizację projektów rolniczych.
Niedawno zorganizowano spółdzielnię o nazwie Kelo Masai, której członkiniami są kobiety, hodujące, przetwarzające i sprzedające ananasy. Dla tamtejszego społeczeństwa jest to szokujące z dwóch powodów: po pierwsze – pobudzanie przedsiębiorczości kobiet, po drugie – nowatorski pomysł na spółdzielnię. Dotychczas każdy dbał o własne zbiory i własną rodzinę, odpowiedzialność ekonomiczna wobec innych nie istniała.
Przetwórstwo żywności też jest absolutnym novum. Nikt nigdy tego nie robił, bo skoro żywność jest dostępna na wyciągnięcie ręki, to po prostu wydawało się to zbędne. Jednak spożywano owoce i mięso nieprzetworzone. Gdy nauczono się np. jak przygotować dżem z ananasów (który był swoistym hitem w Batouri) należało nauczyć mieszkańców podstaw przetwórstwa innych płodów rolnych. W „ananasowy” projekt zaangażowane było między innymi miasto Leszno w oparciu o partnerstwo z holenderskim Deurne.
„Batourijczycy” z zupełnym zaskoczeniem przyjęli pomysł hodowli zwierząt. Świnie i kozy biegają po ulicach, więc nie widzieli powodu, by je zamykać w klatkach, tym bardziej, że wtedy trzeba wziąć na siebie problemy z karmieniem zwierząt, co do tej pory zwierzęta mogły załatwić same. Pionierami w tej kwestii byli adwentyści ze swoim bardzo rygorystycznym podejściem do żywności. To oni nauczyli mieszkańców robić klatki, karmić zwierzęta, czyścić im wybiegi. Również oni pierwsi zaczęli uzmysławiać, że zwierzę w klatce hodowane przez jakąś społeczność nie może być zabrane przez jedną osobę wtedy, gdy tylko ona tego zapragnie. Choć taka działalność trwa już od ponad 60 lat, często jej zasady do dziś spotykają się z brakiem zrozumienia. Bez względnie pozytywnie należy spojrzeć na to, jako na narzędzie do wychowania wspólnotowego i odpowiedzialności społecznej.
Podobny projekt przeprowadzali ostatnio katolicy. W tym przypadku hodowano króliki, choć akurat sprowadzanie tego gatunku do środowiska Batouri, rozważając fatalne konsekwencje podobnego kroku w Australii, musi być rozważane z daleko posuniętą ostrożnością. W przypadku tej hodowli również zdarzały się kradzieże przez „hodujących” rolników.
Ewangelizacja poprzez naukę pisania
Nauczanie dzieci Kako w języku francuskim to zły pomysł. Dzieci nie znają ani języka, ani tego, czego mają się uczyć. Przez podwójny mur rzadko kto się przebije.
Do takich wniosków doszli pierwsi misjonarze z Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. W latach 40-tych XX wieku starali się zapisać język Kako. Próby zakończyły się fiaskiem, ponieważ nie potrafili lub też nie odważyli się nauczyć miejscowej ludności stworzonego zapisu. Próby uregulowania alfabetu i układania tekstów nie wyszły poza fazę doświadczeń. Adwentyści uznali też, że Kako nie są gotowi na ewangelizację.
Do pomysłu wzbudzenia umysłów Kako powrócił Szwajcar Urs Ernst oraz jego żona Gerd – Szwedka. Wyjechali do Kamerunu, do Batouri z dwojgiem dzieci. Urodził się im w Kamerunie kolejny syn. Mieszkają tam od wielu lat i oboje swobodnie posługują się językiem kako. Do dzisiaj Urs Ernst wydał około 1500 mniejszych i większych dzieł w tym języku. Jest wśród nich tłumaczenie Nowego Testamentu, ale najczęściej są to historie, legendy, opowieści chrześcijańskie, książka o AIDS oraz wiele innych pozycji o zdrowiu i rolnictwie.
Swoistym bestsellerem jest kalendarz w kako, który wprowadza nazwy miesięcy i tygodni, których znajomość, jak wspomniałem, nie jest powszechna. Urs Ernst skorzystał z doświadczeń adwentystów i opracował swój własny, odmienny alfabet. W skrócie można uznać go za fonetyczny i łatwy w odbiorze. W każdym razie jego pomysły zostały zaakceptowane, co potwierdza popularność kalendarza oraz innych wydawnictw. Kako, dzięki niemu, czytają, natomiast wciąż nie ma nikogo, kto potrafiłby i chciał pisać. Urs Ernst liczy jednak na postęp w tej sprawie. Coraz częstsze kontakty z obcokrajowcami muszą rozbudzić myśl i refleksję. Dzieła o chrześcijańskim wydźwięku powinny skłonić ich do świadomego chrześcijaństwa już w momencie, gdy narodzi się świadomość wspólnoty i odpowiedzialności społecznej.
Poza działalnością językową państwo Ernst zaangażowani są w drobne projekty, które przeprowadzają swoimi prywatnymi środkami. Jest to szycie, nauka pisania, gotowania, przy czym zawsze ma to wymiar stymulacji do usamodzielnienia oraz nigdy nie są narzucane gotowe rozwiązania, raczej są to impulsy do zaadaptowania nauczonych rzeczy na swoje potrzeby w tamtej rzeczywistości.
Bez względu na to, jak oceniać działalność białych misjonarzy w Batouri, kwestią najważniejszą jest ich wpływ na funkcjonowanie społeczności miasta wobec siebie samej bez kontroli Europejczyków. Mieszkańcy Batouri co innego mówią i inaczej postępują, gdy rozmawiają z białym człowiekiem, a inaczej gdy pozostają sami. Nie należy poczytywać im tego za coś niewłaściwego, ale powinno się spojrzeć na to w kontekście ich rzeczywistości. Dla przykładu: leki w Kamerunie nie są rozdawane za darmo, należy za nie zapłacić. W przypadku, gdy przychodnia zakonnic katolickich jest pełna leków, które mogą uratować życie, a ktoś, kto je potrzebuje o tym wie, a nie ma pieniędzy na ich kupno, jego zachowanie będzie ukierunkowane na ich pozyskanie. Oczywiście informacja werbalna, jak i tzw. język ciała mogą być zupełnie inaczej odbierane przez Europejczyków, co później może powodować nieporozumienia, wręcz poczucie bycia oszukanym.
Część białych ludzi oczekuje deklaracji przystąpienia do Kościoła takiego, czy innego. Czym jest taka deklaracja dla ludzi, którzy nie potrafią pisać, a którym każe się przychodzić na nabożeństwa po francusku, które ledwo rozumieją? Jeśli to ma być cena za leki, chętnie na to przystaną, ale cała reszta pozostaje w sferze wyobraźni i oczekiwań funkcjonariuszy Kościoła.
Magia
Zasady współżycia wciąż są mocno określone przez magię. Choć oficjalnie wszyscy należą do któregoś z Kościołów i nikt się magią nie zajmuje, to tak naprawdę są osoby odpowiedzialne za nią. Członkowie szczepu wiedzą kim są szamani, wielce ich poważając, natomiast nie mogą ich zdradzić. Określa to magia, o której nie wolno mówić, bo przynosi to nieszczęście. Można pozyskać informacje na jej temat w oparciu o aluzje lub domysły z innych rozmów.
Według wierzeń w Batouri nikt nie umiera śmiercią naturalną. Jeśli umarł, to za przyczyną magii. Procedura zabijania polega na zaklinaniu podobizny i zakopaniu jej w ziemię. Jeśli chce się na kogoś sprowadzić chorobę — zaklina się wodę, którą się ta osoba myje.
Istnieje też magia pozytywna. Uprawia się ją, gdy ktoś pragnie zdać egzamin, urodzić zdrowe dziecko, chronić pola. Jest również magia dyktująca zasady społeczne. Dla przykładu właściciel drzewa owocowego wiesza na drzewo wieniec z liści, by nikt nie ukradł owoców. Nawet on sam, gdy zrywa owoce odwiesza wieniec, po czym po zebraniu owoców, wiesza go z powrotem. Magia może też być skierowana przeciw magii. Gdy ktoś chce uniknąć działania zaklęć zamawia anty-zaklęcia chroniące.
Nie sposób nie wspomnieć o funkcji społecznej magii. Kiedyś pewien Niemiec zbudował w kameruńskiej wiosce domy i za darmo chciał je przekazać mieszkańcom. Pomysł został zbojkotowany, ponieważ bano się złości sąsiedniej wioski, która czując się niedostatecznie wyróżniona mogłaby rzucić czar i wszyscy by zginęli. Tak więc magia wciąż jest czynnikiem równomiernego rozwoju, jeśli w ogóle możemy o takim mówić, oraz nieustannie określa zasady współżycia.
Wiara w metamorfozę jest powszechna i istnieje nawet wśród chrześcijan. Dla Kako zmartwychwstanie Jezusa jest tak samo prawdopodobne jak przemienianie się szamanów w zwierzęta. Skoro każe się wierzyć w jedno, to jakie prawo ma się do kwestionowania drugiego?! Zadziwiające jest choćby to, że o metamorfozie pisał jeden z zakonników, przebywających na misji utrzymując, że na jego oczach ktoś przemienił się w psa.
Wierzenia animistyczne są rzeczą codzienną. One wyznaczają rytm życia zgodnie z rytmem przyrody. Nawet jeśli Kako nie spisywali nigdy historii, to nabyli animistyczne nawyki konfesyjne od pokoleń.
Misja chrześcijańska nakłada się więc na procesy społeczne zupełnie odmienne z tymi, z jakimi mamy do czynienia w Europie. Kolonizacja niemiecka przyniosła nowe stosunki, wymusiła zmianę zależności plemiennych, późniejsza – francuska przyniosła język i pewne zasady państwowości. Zasady te są zbyt słabe, by sprawnie określać funkcjonowanie państwa, więc rolę tę przejmuje Trybunał plemienia. Nowe wyznania chrześcijańskie, czy też inne, nakładają się na funkcjonujące poprzednio wierzenia świetnie się z nimi uzupełniając a nie zastępując je. Bardzo opornie zaczyna się budzić poczucie wspólnoty służącej innym celom, niż wojna. Odpowiedzialność za miasto, szczep, osoby współpracujące jest jeszcze prawie obcą kwestią.
Możliwość zapoznania się z procesem formowania społeczeństwa w Batouri, bo tak widzę tę sytuację, jest zupełnie nowym doświadczeniem. W jakim kierunku postępować będzie ten proces nie jest w stanie określić nikt. Socjologia na gruncie afrykańskim nie może się sprawdzić, bo ma założenia europejskie.
Tak naprawdę mamy do czynienia z tworzeniem się świadomości i cywilizacji w poszczególnych szczepach, trudno jest jednoznacznie określać wagę pewnych zjawisk, a tym bardziej nie należy porywać się na ocenę konsekwencji zastanych tam rzeczy i stosunków międzyludzkich.
Jest wielką szkodą, że misje poszczególnych wyznań postrzegają takie miasta jak Batouri i państwa jak Kamerun przede wszystkim jako teren do pozyskania nowych wiernych. Bez względu na to, co chcą osiągnąć, powinny unikać podawania gotowych recept oraz stymulować jak najmniej konfliktowy rozwój społeczeństwa, umożliwiając dokonanie samodzielnego wyboru.
Marcin Błaszkowski
Zobacz także:
Magazyn SR: Misja Pełnej Ewangelizacji — Otwarte Drzwi Chrześcijańskie
ekumenizm.pl: Zbór Adwentystów Dnia Siódmego w Batouri, Kamerun
ekumenizm.pl: Kościół Prezbiteriański w Batouri, Kamerun
ekumenizm.pl: Kościół Rzymskokatolicki w Batouri, Kamerun