Magazyn

Maryja w dialogu katolicko-zielonoświątkowym — spojrzenie katolika


Dia­log kato­lic­ko-zie­lo­no­świąt­ko­wy na świe­cie ma już ponad 30 lat. Jego pierw­sza faza roz­po­czę­ła się już w 1972 roku. Jed­nak w Pol­sce, nie­ste­ty jego wyni­ki są nie­mal nie­zna­ne. I to zarów­no po stro­nie kato­lic­kiej, jak i zie­lo­no­świąt­ko­wej. Obie stro­ny — szcze­gól­nie jeśli cho­dzi o zwy­kłych wier­nych — oko­pa­ły się w swo­im pozy­cjach — i zacho­wu­ją czę­sto tak, jak­by dia­log teo­lo­gicz­ny mię­dzy nimi nie ist­niał. Kato­li­cy nadal z zado­wo­le­niem okre­śla­ją zie­lo­no­świąt­kow­ców sek­cia­rza­mi, a ci ostat­ni rewan­żu­ją się im okre­śle­niem “wiel­ka nie­rząd­ni­ca”. Wraz z księ­dzem Ada­mem Ciuć­ką — pasto­rem zie­lo­no­świąt­ko­wym ze Świ­dwi­na zde­cy­do­wa­li­śmy się choć czę­ścio­wo tę sytu­ację zmie­nić. Niniej­sze tek­sty (tłu­ma­cze­nie i dwa komen­ta­rze) są pierw­szą, nie­śmia­łą jesz­cze pró­bą przed­sta­wie­nia wyni­ków spo­tkań i kon­sul­ta­cji kato­lic­ko-pen­te­ko­stal­nych. Na pierw­szy ogień poszedł frag­ment tek­stu Rapor­tu koń­co­we­go II eta­pu dia­lo­gu z lat 1977–82) poświę­co­ny oso­bie Maryi — Mat­ki Pana.


 


Doku­ment ten powstał już wie­le lat temu, oso­bom obe­zna­nym z teo­lo­gią obu kościo­łów zapew­ne nie powie on nic  nowe­go. A jed­nak war­to go poznać, choć­by dla­te­go, że dla wie­lu — tak zie­lo­no­świąt­kow­ców, jak i kato­li­ków tezy w nim zawar­te mogą się wyda­wać rady­kal­nie nowe. Jest on waż­ny rów­nież dla­te­go, że może się stać począt­kiem poważ­nej roz­mo­wy mię­dzy chrze­ści­ja­na­mi pen­ta­ko­stal­ny­mi a rzym­ski­mi kato­li­ka­mi na temat tej, któ­ra zro­dzi­ła Pana. Roz­mo­wa ta nie będzie oczy­wi­ście łatwa, ale wyda­je się, że nie moż­na jej pomi­nąć, odło­żyć. Ta spra­wa sta­je przed nami już choć­by dla­te­go, że sto­su­nek do Mat­ki Pana jest naj­częst­szym kamie­niem pro­bier­czym oce­ny, czy jeste­śmy jesz­cze kato­li­ka­mi czy już pro­te­stan­ta­mi.


A prze­cież podej­ście takie jest głę­bo­ko nie­słusz­ne. Jak wyka­zał dia­log mię­dzy zie­lo­no­świąt­kow­ca­mi a kato­li­ka­mi abso­lut­ne fun­da­men­ty nasze­go podej­ścia do Maryi są iden­tycz­ne. “Zarów­no kla­sycz­ni zie­lo­no­świąt­kow­cy jak i rzym­scy kato­li­cy zga­dza­ją się, że roz­ma­ite tek­sty biblij­ne, któ­re wspo­mi­na­ją o Marii świad­czą o zna­cze­niu Marii w Nowym Testa­men­cie”. To zna­cze­nie — sku­pia się przede wszyst­kim w głę­bo­kim prze­ko­na­niu, że Mary­ja jest w peł­ni Mat­ką Jezu­sa Chry­stu­sa — Jedy­ne­go Pana i Zba­wi­cie­la. Jest Mat­ką, jak naucza Sobór Efe­ski całe­go Jezu­sa — zarów­no w Jego czło­wie­czeń­stwie, jak i Bosko­ści. Co wię­cej, jak wska­zu­je angli­kań­ski teo­log tomi­sta Erick L. Mascall — nie prze­sta­ła być ona Mat­ką Jezu­sa rów­nież po Jego zmar­twych­wsta­niu i Wnie­bo­wstą­pie­niu. Jej Boskie macie­rzyń­stwo trwa nadal [1]. Na tym fun­da­men­cie wspól­nej wia­ry trze­ba budo­wać dalej.


Jak to zro­bić? Raport, jak się zda­je wska­zu­je tu kil­ka zasad­ni­czych dróg. Mnie inte­re­su­ją tyl­ko te, któ­re odno­szą się do mnie, jako do kato­li­ka chcą­ce­go na poważ­nie pod­jąć dia­log z chrze­ści­ja­ni­nem pen­ta­ko­stal­nym — świa­do­mym swo­jej wia­ry (kato­li­ka — dodaj­my to od razu, któ­ry nie ma nic wspól­ne­go z nur­tem cha­ry­zma­tycz­ne­go w łonie jego wła­sne­go Kościo­ła, kato­li­ka, któ­ry nie prze­żył nowe­go naro­dze­nia czy tym bar­dziej wyla­nia Ducha, a zatem przez wie­lu zie­lo­no­świąt­kow­ców nie będzie nawet uzna­ny za chrze­ści­ja­ni­na). Po pierw­sze więc musi­my zacząć na nowo — wspól­nie, uważ­nie czy­tać tek­sty nowo­te­sta­men­tal­ne odno­szą­ce się do Maryi Dzie­wi­cy. Nie jest ich wie­le, ale każ­dy z nich zawie­ra w sobie spo­ry ładu­nek teo­lo­gicz­nej tre­ści, któ­ry wspól­nie, dia­lo­gicz­nie musi być na nowo odczy­ta­ny i zin­ter­pre­to­wa­ny. Koniecz­ne jest przy tym otwar­te przy­po­mnie­nie naszym zie­lo­no­świąt­ko­wym part­ne­rom (nie mówię tu o jakiś wiel­kich gre­miach, ale o dia­lo­gu na pozio­mie bar­dziej pod­sta­wo­wym zbo­ru czy para­fii), że obraz wyła­nia­ją­cy się z tego dia­lo­gu — w przy­pad­ku kato­li­ków może być i będzie uzu­peł­nia­ny dany­mi Tra­dy­cji i Magi­ste­rium Kościo­ła, będą­cy­mi rów­nież źró­dła­mi Obja­wie­nia.


To wspól­ne, dia­lo­gicz­ne odczy­ta­nie jest tym waż­niej­sze, że jak wska­zu­je pra­wo­sław­ny teo­log Ale­xis Knia­zeff, nie­któ­re rzym­sko­ka­to­lic­kie dogma­ty głę­bo­ko zanu­rzo­ne są w spe­cy­ficz­nej, zachod­niej, czy ści­ślej augu­styń­skiej antro­po­lo­gii, a po jej odrzu­ce­niu sta­ją się nie­zro­zu­mia­łe, a przy­naj­mniej nie­po­trzeb­ne [2].


Odczy­ty­wa­nie świa­dectw o Maryi musi objąć przede wszyst­kim (nie wymie­niam tu wszyst­kich tek­stów maryj­nych): Magni­fi­cat (Łk. 1, 46–55) czy poprze­dza­ją­ca go sce­na Zwia­sto­wa­nia i sło­wa wypo­wie­dzia­ne do Maryi przez Anio­ła (Łk.  1, 26–38). Tu każ­de zda­nie ma zna­cze­nie fun­da­men­tal­ne, i choć zapew­ne będą one roz­ma­icie odczy­ty­wa­ne, w świe­tle wła­ści­wych nam tra­dy­cji teo­lo­gicz­nych, to już samo kon­tem­plo­wa­nie, jak mówi­li ojco­wie zachod­nie­go mona­sty­cy­zmu, spo­ży­wa­nie tego Sło­wa Boże­go — może mieć fun­da­men­tal­ne zna­cze­nie. Kolej­ne sło­wa wpro­wa­dza­ją nas bowiem w kolej­ne tajem­ni­ce odno­śnie Maryi i Jej powo­ła­nia. “Bądź pozdro­wio­na, obda­ro­wa­na łaską, Pan z Tobą” — wita anioł żydow­ską dziew­czy­ną Miriam. Co ozna­cza owa “obda­ro­wa­na łaską”? Kato­li­cy dostrze­gą w tych sło­wach zapew­ne biblij­ne potwier­dze­nie Nie­po­ka­la­ne­go Poczę­cia. Chrze­ści­ja­nie ewan­ge­licz­ni, czy cha­ry­zma­tycz­ni — mogą te sło­wa inter­pre­to­wać za Joh­nem De Sat­ge (ewan­ge­li­ka­łem w koń­cu), jako potwier­dze­nie fak­tu, że Mary­ja jest “mode­lem uspra­wie­dli­wia­nia przez wia­rę” [3], albo jesz­cze moc­niej dostrzec tym model zba­wie­nia tyl­ko z łaski, tyl­ko z daru. Osta­tecz­nie obie te inte­pre­ta­cje zbie­ga­ją się w prze­ko­na­niu, że zarów­no w byciu mode­lem, jak w Nie­po­ka­la­nym Poczę­ciu istot­ną, jedy­nie spraw­czą rolę odgry­wa ten, któ­ry obda­ro­wu­je, czy­li Bóg. Mary­ja nie jest “łaski peł­na” (jak tłu­ma­czą to inni) ze wzglę­du na jakieś swo­je zasłu­gi, ale ze wzglę­du na łaskę Pana. Dostrzec to moż­na nawet w defi­ni­cji dogma­tu o Nie­po­ka­la­nym Poczę­ciu, gdzie pod­kre­śla się zacho­wa­na zosta­ła od zma­zy grze­chu “mocą szcze­gól­nej łaski i przy­wi­le­ju wszech­moc­ne­go Boga” [4]. A zatem “obda­ro­wa­na łaską”, a nie peł­na łaski, ze wzglę­du na sie­bie. Co cie­ka­we — to jeden z zarzu­tów nie­któ­rych pra­wo­sław­nych wobec kato­lic­kie­go dogma­tu. Zwra­ca­ją oni uwa­gę na to, że przy­ję­cie tego dogma­tu w pew­nym sen­sie pozba­wia Mary­ję zasłu­gi za Jej świę­tość.


Dalej anioł wska­zu­je Maryi jej misję. “Oto poczniesz i uro­dzisz syna i nadasz mu imię Jezus. Będzie wiel­ki i będzie nazwa­na Synem Naj­wyż­sze­go”. — “Jak­że się to sta­nie, prze­cież nie znam jesz­cze męż­czy­zny? Anioł odpo­wie­dział: Duch Świę­ty zstą­pi na Cie­bie i moc Naj­wyż­sze­go zakry­je Cię jak obłok, a Świę­ty, któ­ry się naro­dzi będzie nazwa­ny Synem Boga”. Trud­no o jaśniej­sze wska­za­nia Boże­go Macie­rzyń­stwa Maryi. A prze­cież to nie jedy­ne frag­men­ty odno­szą­ce się do tej wiel­kiej tajem­ni­cy. Św. Paweł w liście do Gala­tów jasno wska­zu­je, że “Kie­dy (…) nade­szła peł­nia cza­su, Bóg posłał swo­je­go Syna, któ­ry naro­dził się z nie­wia­sty” (Ga 4, 4) itd. itd.


Frag­men­ty te oczy­wi­ście jasno wska­zu­ją, że isto­ta praw­dy o Bożym Macie­rzyń­stwie odno­si się nie tyle do samej Maryi, ile do Jezu­sa. Dogma­ty­zu­jąc tę praw­dę na Sobo­rze Efe­skim Kościół chciał nie tyle dodać nowy tytuł Maryi, ile jasno uka­zać kim jest Jezus Chry­stus. Ana­te­ma­ty­zmy Cyry­la for­mu­łu­ją tę spra­wę w spo­sób nastę­pu­ją­cy: “Jeśli ktoś nie wyzna­je, że Emma­nu­el jest praw­dzi­wym Bogiem i dla­te­go świę­ta Dzie­wi­ca jest Bogu­ro­dzi­cą niech będzie wyklę­ty” [5]. Kano­ny Sobo­ro­we uka­zu­ją to zaś jesz­cze jaśniej: “Wie­rzy­my, że Pan nasz Jezus Chry­stus, Jed­no­ro­dzo­ny Syn Boży, jest dosko­na­łym Bogiem i dosko­na­łym czło­wie­kiem, zło­żo­nym z rozum­nej duszy oraz cia­ła, zro­dzo­ny z Ojca przed wie­ka­mi, co do Bóstwa, a w ostat­nich cza­sach dla nas i dla nasze­go zba­wie­nia z Maryi Dzie­wi­cy co do czło­wie­czeń­stwa; współ­istot­ny Ojcu co do Bóstwa i współ­istot­ny nam co do czło­wie­czeń­stwa. Nastą­pi­ło bowiem zjed­no­cze­nie obu natur. Dla­te­go wyzna­je­my jed­ne­go Chry­stu­sa, jed­ne­go Syna, jed­ne­go Pana. Z racji zjed­no­cze­nia bez pomie­sza­nia wie­rzy­my, że Świę­ta Dzie­wi­ca jest Boga­ro­dzi­cą, ponie­waż Sło­wo Boże się wcie­li­ło, sta­ło czło­wie­kiem i od chwi­li poczę­cia zjed­no­czy­ło się ze świą­ty­nią” [6].  Na to chry­sto­lo­gicz­ne ukie­run­ko­wa­nie dogmatu/dogmatów maryj­nych trze­ba nie­ustan­nie zwra­cać uwa­gę rów­nież obec­nie, tak by mario­lo­gia nie sta­ła się jakąś samo­dziel­ną, ode­rwa­ną od Tra­dy­cji, teo­lo­gii czy przede wszyst­kim Sło­wa Boże­go dzie­dzi­ną roz­wa­żań, ode­rwa­nych od Biblii miło­śni­ków kobie­co­ści.


Dia­log nie może jed­nak pomi­jać rów­nież tych kwe­stii, w któ­rych kato­li­cy i zie­lo­no­świąt­kow­cy nigdy nie osią­gnął kom­pro­mi­su. Tak jest w przy­pad­ku nowych rzym­sko­ka­to­lic­kich dogma­tów Nie­po­ka­la­ne­go Poczę­cia czy Wnie­bo­wzię­cia Maryi. Zie­lo­no­świąt­kow­cy (nie tyl­ko zresz­tą oni — to samo twier­dzą pra­wo­sław­ni, któ­rym trud­no zarzu­cić brak kul­tu dla Maryi) zarzu­ca­ją im brak uza­sad­nie­nia biblij­ne­go (a dodaj­my do tego rów­nież i to, że trud­no zna­leźć jed­no­znacz­ne świa­dec­twa w naj­star­szej tra­dy­cji chrze­ści­jań­skiej). I trud­no się z tym nie zgo­dzić. War­to jed­nak pamię­tać, że i te dogma­ty, nie mia­ły — w swo­jej naj­głęb­szej isto­cie — na celu jakie­goś wyno­sze­nia Maryi, ale uka­za­nie pew­nej praw­dy o czło­wie­ku w ogó­le. Dogmat o Nie­po­ka­la­nym Poczę­ciu jest swo­istą odpo­wie­dzią Kościo­ła (w per­spek­ty­wie chry­sto­lo­gicz­ne­go dogma­tu chal­ce­doń­skie­go) na dwie skraj­no­ści antro­po­lo­gicz­ne, któ­re poja­wi­ły się w epo­ce nowo­żyt­nej. Z jed­nej stro­ny — huma­nizm czy Oświe­ce­nie dostrze­ga­ło w czło­wie­ku jedy­ne­go arbi­tra swo­je­go losu i jedy­ne­go pana ludz­kiej histo­rii, z dru­giej Refor­ma­cja, tak bar­dzo wyno­si­ła chwa­łę Boga, że aż odbie­ra­ła dzia­ła­niu czło­wie­ka, jakie­kol­wiek zna­cze­nie. “Mię­dzy tymi dwo­ma skraj­no­ścia­mi — chwa­ła czło­wie­ka za cenę śmier­ci Boga, lub chwa­ła Boga za cenę zane­go­wa­nia czło­wie­ka sytu­uje się wia­ra Kościo­ła, pod­trzy­mu­ją­ca wła­śnie gor­szą­cą rów­no­wa­gę dogma­tu chry­sto­lo­gicz­ne­go” [7] — pod­kre­śla Bru­no For­te.


Dla dia­lo­gu kato­lic­ko-zie­lo­no­świąt­ko­we­go szcze­gól­nie istot­ny jest tu chy­ba fakt, że … opty­mi­stycz­na i reali­stycz­na antro­po­lo­gia kato­lic­ka jest w pew­nych kwe­stiach dość bli­ska antro­po­lo­gii zie­lo­no­świąt­ko­wej. I tu i tu bowiem akcen­tu­je się z jed­nej stro­ny abso­lut­ną wol­ność Boga, pry­mat Jego dzia­ła­nia i łaski, z dru­giej jed­nak uka­zu­je się moż­li­wość, a nawet koniecz­ność uświę­ca­nia się chrze­ści­ja­ni­na, dzię­ki współ­pra­cy z łaską Bożą. Współ­pra­cy, któ­rą moż­na okre­ślić swo­istym syner­gi­zmem. Z jed­nej stro­ny więć widać tu moc­ne dzie­dzic­two Augu­sty­na, z dru­giej dzie­dzic­two — waż­ne Pela­giu­sza i Ojców Wschod­nich, czy posłu­gu­jąc się języ­kiem bliż­szym chrze­ści­ja­nom pen­ta­ko­stal­nym — z jed­nej stro­ny widać tu wpły­wy Kal­wi­na, a z dru­giej Armi­niu­sza i Wesleya.


Pod­su­mo­wu­jąc nie spo­sób nie zauwa­żyć, że do poważ­ne­go roz­pa­trze­nia mario­lo­gii w per­spek­ty­wie kato­lic­ko-zie­lo­no­świąt­ko­wej koniecz­ne było­by znacz­nie głęb­sze niż dotych­czas przyj­rze­nie się antro­po­lo­gii naszych wyznań. Nie­ste­ty nic nie wska­zu­je na to, by w Pol­sce ist­nia­ły śro­do­wi­ska chęt­ne do pod­ję­cia tego typu wyzwa­nia. Śro­do­wi­ska, któ­re chcia­ły­by popro­wa­dzić rze­czy­wi­sty dia­log, a nie tyl­ko zor­ga­ni­zo­wa (czę­sto w atmos­fe­rze z tru­dem skry­wa­nej nie­chę­ci) wspól­ną ewan­ge­li­za­cję czy kon­cert. A szko­da, bo głu­pio wyglą­da, gdy nie roz­ma­wia­ją ze sobą Kościół naj­więk­szy i naj­szyb­ciej się roz­wi­ja­ją­cy.


Na zakoń­cze­nie war­to tyl­ko wska­zać, że dla mnie, jako kato­li­ka ten dia­log jest o tyle waż­ny, że poma­ga mi dostrzec obraz Mat­ki Pana, jaki wyła­nia się z Nowe­go Testa­men­tu. Obraz, któ­ry jest znacz­nie pięk­niej­szy i peł­niej­szy niż to wszyst­ko, co wyła­nia się z nawet naj­ład­niej­szych maryj­nych opo­wia­stek i tra­dy­cji.


Przy­pi­sy:


[1] E. L. Mascall, The Dogma­tic The­olo­gy of tje Mother of God, w: „The Mother of God”, ed. E.L. Mascall, Lon­don 1949, s. 43.


[2] Ks. Ale­xis Knia­zeff, Mat­ka Boża w Koście­le Pra­wo­sław­nym, tłum. H. Paproc­ki, War­sza­wa 1996, s. 97.


[3] J. De Sat­ge, Down to Earth: The New Pro­te­stant Vision of the Vir­gin Mary, Con­sor­tium Books 1976, s. 112–113.


[4] Pius IX, Inef­fa­bil­lis Deus, cyt. za: Bre­via­rium Fidei, opr. St. Gło­wa, I. Bie­da, Poznań 1998, s. 269.


[5] Doku­men­ty Sobo­rów Powszech­nych, tom. I, red. A. Baron, H. Pie­tras, Kra­ków 2001, s. 153.


[6] Tam­że, s. 178–179.


[7] B. For­te, Mary­ja – iko­na tajem­ni­cy, tłum. B. Widła, War­sza­wa 1999, s. 131.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.