Między mitem a dogmatem — przestrzeń żywej wiary
- 22 października, 2003
- przeczytasz w 3 minuty
Zarówno w liberalnych jak i konserwatywnych kręgach teologicznych mówi się o głębokim kryzysie wiary. Eksponowanie oznak kryzysu należy do stałego repertuaru teologicznych lamentacji nad dramatyczną sytuacją chrześcijaństwa. Interpretacja przyczyn, czy nawet samej istoty kryzysu uzależniona jest od wyznawanych przekonań teologicznych – stwierdzenie to, mimo iż nie jest szczególnie odkrywcze, pozwala zilustrować zasadniczy konflikt, odnoszący się do istoty sporu oraz możliwych sposobów jego przezwyciężenia. Konflikty mają to do siebie, iż wynikają często z nie-zrozumienia, opartego na silnie zróżnicowanym sposobie komunikacji.
Język używany między partnerami dialogu teologicznego jest często, mimo powierzchownych podobieństw, tak radykalnie odmienny, że wypracowane w końcu uzgodnienia okazują się być wątpliwe, ponieważ nie uwzględniają wielowymiarowych czynników, składających się na uzgodnioną formułkę.
Problem ten jest charakterystyczny dla dialogu teologicznego, prowadzonego przez specjalistów, uczonych teologów, posiadających pełnomocnictwa w reprezentowaniu swoich Kościołów. Jest to dialog niezwykle trudny i czasochłonny, ponieważ musi on uwzględniać nie tylko „interesy” poszczególnych wspólnot, ale i całe, duchowe dobrodziejstwo inwentarza w postaci tradycji, duchowości oraz historyczno-politycznych uwarunkowań. Określenie wspólnego punktu wyjścia stanowić może w świetle powyższego nie tylko pierwszy krok w dalszym procesie dialogowania, ale bez przesady można stwierdzić, że jest on w pewnym sensie uwieńczeniem wielowiekowej walki o słowa.
Inaczej sprawa wygląda dla tzw. laików, osób niewtajemniczonych w arkana teologicznych zawiłości, tematycznych współzależności i historycznej hipoteki. Współczesny człowiek, przy nader optymistycznym założeniu, niewiele rozumie z katechizmowych definicji podanych do wierzenia. Powyższe nie dotyczy tylko rozbudowanego systemu jurydycznego w tradycji rzymskokatolickiej, ale także wszystkich innych Kościołów, których członkowie mają ogromne trudności ze zrozumieniem głoszonej „nauki”, akceptowanej najczęściej fragmentarycznie.
Fundamentalne prawdy chrześcijaństwa wypracowane w ciągu pierwszych pięciu wieków naszej ery, a rozbudowywane w późniejszych okresach historii Kościoła stanowią niejednokrotnie religijną łamigłówkę, która może albo zniechęcać albo też fascynować. [1]
O ile zniechęcenie prowadzić może do niebezpiecznej obojętności, która w najlepszym przypadku objawia się w bezwolnym, automatycznym przyjmowaniu prawd, niekiedy na sposób wybiórczy, to fascynacja, oprócz pozytywnego pochwycenia, namiętnego zamiłowania do reflektowania podstaw chrześcijańskiej duchowości, spowodować może niebezpieczne zamknięcie się w obrębie względnych sformułowań, które zostają podnoszone do rangi niezmiennych i bezwzględnych prawd.
Powyższy zabieg można nazwać szczególnie niepokojącym przywłaszczeniem języka, ponieważ język jako nośnik symbolu i forma symbolu może znacząco zniekształcić lub zredukować opisywany fenomen (np. fenomen wiary) do martwego konglomeratu religijnych sloganów, dających się zmanipulować w nawet najbardziej nikczemny sposób.
Poznanie Boga i ludzkie granice
Podczas gdy pojęcia stwarzają idole, jedynie zachwyt jest zdolny uchwycić cząstkę prawdy – te słowa św. Grzegorza z Nyssy ukazują dobitnie pielęgnowaną między innymi we wschodniej tradycji prawosławnej teologię negatywnego poznania (teologia apofatyczna). Paul Evdokimov, teolog prawosławny, argumentuje, że „droga negatywna nie jest droga negacji; negatywność nie jest negatywizmem. Twierdzenie odnosi swój tryumf dzięki negacji, jedynemu środkowi zaradczemu na jego własną niewystarczalność, wymagającą transcendencji, ponieważ ´mówić o Bogu, nawet odpowiednimi słowami, to niemałe ryzyko (Orygenes).”[2]
Teologia apofatyczna postulując pokorną świadomość granic przed nieosiągalnym dla ludzkiego rozumu i religijnego zmysłu misterium Boga, zakłada niewystarczalność, a wręcz konieczną ułomność ludzkich form wyrazu. Mimo iż są one niezbędne dla ekspresji religijnego doświadczenia, przestrzeni spotkania z żywym Bogiem, to jednak nie mogą one nigdy rościć sobie prawa do kompletnego, doskonałego oddania tajemnicy Boga. Tradycja prawosławna podkreśla to także w liturgii, która jest niczym innym jak „przemadlaniem” starochrześcijańskich dogmatów i biblijnych tekstów.
Człowiek, doświadczający cudownego blasku ikon i podniosłości bizantyjskiej liturgii wkracza w wymiar sacrum, w którym pytania o „zrozumienie” wydają się być drugorzędne. Położony nacisk na przeżywanie medytowanych treści usuwa jakiekolwiek spekulacje, mogące prowadzić do „trzeźwego rozrachunku” z przeżywaną liturgią. Mimo tego prędzej czy później pytanie o rozumienie prawd wiary, a więc dogmatów musi zostać postawione, a granica pojęciowa między mitem, wiarą a symbolem wyraźnie określona.
Człowiek tradycji zachodniej konfrontowany z prawosławiem lub z podobnym bogactwem liturgicznej spuścizny rzymskiego katolicyzmu zadaje pytanie o sens wypowiadanych słów. Owe pytania nie są jednak w większości determinowane liturgiczną ciekawością, a „po prostu” zwykłym zaabsorbowaniem coraz bardziej kontrowersyjnym kompleksem pytań związanych z wiarą i jej istotą.
Pojęcie dogmatu kojarzy się w potocznym znaczeniu z bezwarunkową prawdą, której nie trzeba w jakikolwiek sposób udowadniać, ponieważ jej autentyczność, bezwzględne przestrzeganie określony jest przez wyższy autorytet (sobór lub rzymski papież z przywilejem nieomylności). Dogmat w myśli rzymskokatolickiej i prawosławnej posiada charakter raz na zawsze objawionej prawdy, która objaśniania jest przez Kościół świetle Tradycji i Pisma Św.
W teologii ewangelickiej mamy do czynienia z zupełnie innym rozumieniem dogmatu, który posiada mniej statyczny, a bardziej dynamiczny wymiar: dogmat to czasowo uwarunkowana refleksja Ludu Bożego nad własna wiarę, to próba ubrania w słowa niewyrażalnego doświadczenia wiary, które musi się jednak zadowolić ograniczeniami ludzkiego języka. Dogmat podlega w teologii ewangelickiej nie tyle zmianom, co nieustannej reinterpretacji, aby mógł w Kościele i dla Kościoła przekazać historiozbawczą treść. Teologia ewangelicka podkreśla konieczność wyraźnego rozróżnienia między kościelnym dogmatem a Bożym objawieniem. Dogmat jest podporządkowany Objawieniu i musi być w świetle niego krytycznie interpretowany.[3]
Mit i decyzja wiary
Symbole są nośnikami elementów prawdy i w odróżnieniu od znaków, posiadają udział w życiu rzeczywistości, którą wyrażają. Mit w wymiarze religijnym jest drogą prowadząca ku symbolowi, jest treściowym, a więc hermeneutycznym rozwinięciem symbolu. [4] W świetle tak przedstawionej definicji także i dogmat można określić mianem symbolu, który swoją głębię odnajduje w niezbadanej przestrzeni sacrum, wyrażanej „doczesnymi” środkami ekspresji. W momencie transcendencji symbolu, wyniesienia go do rangi właściwego esse religijnej tajemnicy przestrzeń spotkania z Bogiem zawęzić się może do iluzorycznej gonitwy za coraz to nowymi bodźcami religijnymi w wielopostaciowym kulcie.
Decyzja wiary, a więc bezgranicznego zaufaniu Bogu, nieodwracalnie skazana jest na symbole i wszelkie próby wulgarnej demitologizacji wiary, nadgorliwy pęd ku ontologicznej dekonstrukcji fenomenu wiary prowadzić może albo do religijnego entuzjazmu albo też do systemu religijnych wierzeń, w którym wiara jest bardziej nieproszonym gościem niż wszechogarniającą rzeczywistością Trójjedynego Boga.
Mit jest konieczny, jednakże należy mieć zawsze świadomość, iż mit jako taki, a co za tym idzie, symbol wiary nie może być umyślnie „przebóstwiany.” Bez symboli i mitu człowiekowi wierzącemu nie pozostałoby nic innego niż skrępowane milczenie, dobrowolnie rezygnujące z jakiejkolwiek refleksji na temat wiary.
W tym kontekście ważne jest też pytanie o znaczenie biblijnego świadectwa, a przede wszystkim rozumienia autorytetu Pisma jako takiego. Problematyczny jest też sposób interpretacji Pisma, które jest początkiem końca podobieństw — wmyśl zasady: tylko zamknięta Biblia nas nie dzieli. Nieżyjący juz teolog luterański Gerhard Ebeling nazwał historię Kościoła historią egzegezy biblijnej. Stwierdzeniu temu trudno jest odmówić słuszności, biorac pod uwagę różne metodyinterpretacyji stosowane przy objaśnianiu Słowa Bożego zawartego w Piśmie Świętym.
Powracając do postawionego na początku pytania o kryzys warto się zastanowić, czy współczesny kryzys chrześcijaństwa nie jest klasycznym przykładem hermeneutycznego nieporozumienia? Rozmowy ekumeniczne dowodzą, że posługujemy się jako ewangelicy, rzymscy katolicy lub prawosławni innymi językami, tworzącymi osobne „światy” teologiczne. Trudno jest się znaleźć w świecie inaczej wierzących, jednakże bez otwartości, chęci poznania następuje zubożenie, ograniczenie bogactwa Ewangelii do uwarunkowanej historycznie gałęzi religii chrześcijańskiej, która w tym kontekście może być przedmiotem badań religioznawczych, a nie przestrzenią żywego doświadczenia wiary.
Czy kryzys chrześcijaństwa należy rozwiązywać poprzez powrót do sprawdzonych i utartych form pobożności, czy może należy szukać nowych form wyrazu, które mimo zakorzenienia w starych zwyczajach, tradycyjnym języku religii otwierałyby nieznane dotąd horyzonty mówienia o tajemnicy Boga? Czy poszukiwanie nowego języka (mitu) musi pociągać za sobą nowe widzenie żywej wiary (dogmat)?
Dariusz P. Bruncz
Przypisy:
[1] Amerykański jezuita Avery Dulls podkreśla, że wiara chrześcijańska „w dużej mierze opiera się na przesłankach poznawczych z czasów patrystycznych i średniowiecza, które zostały przejęte z filozofii greckiej. Wprawdzie teologia chrześcijańska doprecyzowała kategorie greckiej filozofii, jednakże zasadniczo nie zmieniła ich.” Por. Dulls, Avery: Offizielle Kirchenlehre und geschichtliche Relativität. W: Braaten, C./Dulls, A./Pannenberg, W.: Kirche ohne Konfessionen? Sechs Aspekte ihrer künftigen Gestalt, München 1971, S. 68 n.
[2] Evdokimov, Paul: Poznanie Boga w Kościele Wschodnim, Kraków 1996, S. 22.
[3] Härle, Wilfried: Dogmatik, New York/Berlin 2000, S. 147 n.
[4] Dupré, Louis: Inny wymiar, Kraków 2003, S. 209 n: “(…) mit to egzegeza symbolu.”
Zobacz także:
Magazyn SR: Istota liturgii w Kościele Jezusa Chrystusa