Magazyn

Od rekolekcji do spowiedzi w internecie?!


o. Dariusz Kowal­czyk SI


Magazyn EkumenizmInter­net zmie­nia nasz spo­sób życia. Pomię­dzy roz­en­tu­zja­zmo­wa­ny­mi opty­mi­sta­mi a widzą­cy­mi inter­ne­to­we zagro­że­nia pesy­mi­sta­mi toczy się dys­ku­sja na temat moż­li­wo­ści, jakie nie­sie ze sobą ten nowy spo­sób komu­ni­ka­cji. Jed­ną z per­spek­tyw tej dys­ku­sji jest życie i misja Kościo­ła. Zapew­ne zbyt wcze­śnie jest jesz­cze na budo­wa­nie teo­lo­gicz­no-inter­ne­to­wych teo­rii, ale war­to dzie­lić się swo­im doświad­cze­niem kom­pu­te­ro­wej ewan­ge­li­za­cji i kate­chi­za­cji. War­to też zada­wać pyta­nia o moż­li­wy zakres inter­ne­to­we­go dusz­pa­ster­stwa. Jed­nym z takich pytań jest np. zagad­nie­nie moż­li­wo­ści spo­wie­dzi przez inter­net. W poniż­szym tek­ście nie ma dopra­co­wa­nych prze­my­śleń, ani jed­no­znacz­nych postu­la­tów. Jest nato­miast – opar­te na kon­kret­nych prze­ży­ciach – prze­ko­na­nie, że Bóg chce spo­ty­kać się z czło­wie­kiem rów­nież za pośred­nic­twem elek­tro­nicz­nych środ­ków komu­ni­ka­cji. Jak dale­ce? – to kwe­stia dys­ku­sji.


Mate­usz: Pierw­sze reko­lek­cje w inter­ne­cie



Pew­ne­go dnia przy­szedł do mnie współ­brat-jezu­ita z pro­po­zy­cją, aby popro­wa­dzić wiel­ko­post­ne reko­lek­cje w inter­ne­cie, a kon­kret­nie na ser­we­rze Mate­usz. Idea inter­ne­to­wych reko­lek­cji nie była jed­nak dla mnie prze­ko­ny­wu­ją­ca. Wyda­wa­ło mi się, że będzie to jedy­nie kil­ka roz­wa­żań wię­cej w już i tak nie­zno­śnym szu­mie infor­ma­cyj­nym. Nic nie zastą­pi bez­po­śred­nie­go dusz­pa­ster­stwa, oso­bi­ste­go świa­dec­twa, spo­tka­nia twa­rzą w twarz z dru­gim czło­wie­kiem — prze­ko­ny­wa­łem sie­bie, pró­bu­jąc uciec od zło­żo­nej mi pro­po­zy­cji. Po co silić się na „nowo­cze­sność”? Czy tyl­ko po to, aby poboż­ny­mi roz­wa­ża­nia­mi pró­bo­wać rów­no­wa­żyć roz­wi­ja­ją­cą się sza­le­nie szyb­ko inter­ne­to­wą pro­duk­cję por­no­gra­ficz­ną?



Pomi­mo wąt­pli­wo­ści przy­ją­łem pro­po­zy­cję. W ten spo­sób doszło w 1997 roku do pierw­szych chy­ba w Pol­sce (a raczej w języ­ku pol­skim, sko­ro sieć elek­tro­nicz­na nie zna gra­nic) wiel­ko­post­nych reko­lek­cji w inter­ne­cie. Jako jeden z owo­ców tych reko­lek­cji wyszła nawet ksią­żecz­ka „Poszu­ku­jąc Boga w komputerze”.[1] We wstę­pie do niej twór­cy ser­we­ra Mate­usz, Krzysz­tof Jurek i Andrzej Roz­krut, napi­sa­li:



Kil­ka cech cha­rak­te­ry­stycz­nych dla inter­ne­tu jest szcze­gól­nie waż­nych dla takie­go wyda­rze­nia jak reko­lek­cje: przede wszyst­kim ano­ni­mo­wość oglą­da­ją­ce­go, poko­na­nie wszel­kich barier geo­gra­ficz­nych, a tak­że natych­mia­sto­wa, bez­po­śred­nia moż­li­wość reak­cji, odpo­wie­dzi na prze­sła­nie, któ­re do nas docie­ra, i to zarów­no bez­po­śred­nio do pro­wa­dzą­ce­go reko­lek­cje, jak i publicz­nie – do wszyst­kich uczest­ni­ków-oglą­da­czy. Wpi­sy z «gorą­cy­mi wypo­wie­dzia­mi» poja­wia­ły się o róż­nych porach dnia i nocy oraz w róż­ne dni tygo­dnia pomię­dzy kolej­ny­mi roz­wa­ża­nia­mi; pocho­dzi­ły też z róż­nych miejsc na kuli ziem­skiej. Pro­wa­dzą­cy na bie­żą­co mógł czy­tać wszyst­kie wypo­wie­dzi sam prze­by­wa­jąc w Rzy­mie. Zaska­ki­wa­ła bez­po­śred­niość wypo­wia­da­ją­cych się, zwłasz­cza w ostat­nim tygo­dniu po Wiel­ka­no­cy, kie­dy to po pro­stu zaczę­ły się poja­wiać wyzna­nia wia­ry pod­pi­sa­ne imie­niem i nazwiskiem.[2]



Rze­czy­wi­ście, szcze­re i zaan­ga­żo­wa­ne wypo­wie­dzi inter­nau­tów prze­ko­na­ły mnie o sen­sow­no­ści całe­go przed­się­wzię­cia. Inter­net nie oka­zał się aż tak bar­dzo ano­ni­mo­wym środ­kiem prze­ka­zu, jak mi się to wcze­śniej wyda­wa­ło. Zna­ko­mi­ta więk­szość poda­wa­ła swo­je inter­ne­to­we adre­sy. Moż­na więc było wejść z nimi w kon­takt. Dostęp­ne dla wszyst­kich „okno” Mate­usza, jak rów­nież moż­li­wość wysła­nia listu bez­po­śred­nio do któ­re­goś z inter­nau­tów spra­wia­ły, że wytwo­rzy­ła się jakaś oso­bo­wa (a nie tyl­ko wir­tu­al­na) więź pomię­dzy uczest­ni­ka­mi reko­lek­cji. Jak nie poczuć się razem, kie­dy w inter­ne­cie czy­ta się takie oto sło­wa: … Pra­gnę zba­wie­nia, by na zawsze doświad­czać tego, cze­go nawet sobie nie wyobra­żam – życia z Bogiem. Cie­szę się, że spo­tka­my się w nie­bie, Dro­gi Użyt­kow­ni­ku Inter­ne­tu! Z dru­giej stro­ny, nie jest bez zna­cze­nia, że inter­net zapew­nia swo­istą „intym­ność” wypo­wie­dzi. Stwa­rza zatem moż­li­wość, a zara­zem zachę­ca i pro­wo­ku­je do bar­dzo szcze­rych, oso­bi­stych zwie­rzeń i reflek­sji, któ­re prze­cież nie przy­cho­dzą nam tak łatwo. Nie­któ­rzy doko­nu­ją swo­istej „spo­wie­dzi” przez inter­net: opo­wia­da­ją o swo­ich cier­pie­niach i grze­chach. Kom­pu­ter wyko­rzy­sta­ny do prze­pro­wa­dze­nia reko­lek­cji łączy zatem pew­ne ele­men­ty gło­sze­nia kon­fe­ren­cji, spo­tka­nia wspól­no­to­we­go, a tak­że roz­mo­wy z ojcem duchow­nym. Nie zna­czy to oczy­wi­ście, że inter­net mógł­by zastą­pić tra­dy­cyj­ne for­my dusz­pa­ster­stwa. Nie cho­dzi tu zresz­tą o zastę­po­wa­nie, ani nawet o kon­ku­ren­cję, czy też współ­za­wod­nic­two pomię­dzy sta­ry­mi i nowym spo­so­ba­mi mówie­nia o spra­wach wia­ry, ale o gło­sze­nie Ewan­ge­lii wszę­dzie tam, gdzie jest to moż­li­we.



Reko­lek­cje na Mate­uszu poka­za­ły mi, że inter­net może sta­no­wić płasz­czy­znę kon­fron­ta­cji pomię­dzy wia­rą a obo­jęt­no­ścią lub nawet agre­syw­ną nie­wia­rą. Co praw­da, kon­fron­ta­cja ta nie zawsze – nie­ste­ty – odbie­ga od potocz­nych stan­dar­dów dys­ku­sji o Koście­le, w któ­rej wszyst­ko krę­ci się wokół pie­nię­dzy i sek­su. Jed­ną z inter­ne­to­wych kon­fe­ren­cji zakoń­czy­łem pyta­niem: „Czym jest zło (Zło)? Czym jest zło w Tobie i wokół Cie­bie. Nazwij je!”. W odpo­wie­dzi przy­szedł taki oto list: „Złem jest mię­dzy inny­mi Kościół. Jest to bowiem stro­na (po łaci­nie par­tia), któ­rej celem jest pod pozo­rem wia­ry w Jezu­sa czer­pa­nie par­ty­ku­lar­nych inte­re­sów”. Innym zno­wu razem, po roz­wa­ża­niu, w któ­rym mię­dzy inny­mi zachę­ca­łem: „Rozej­rzyj się wokół! Popatrz, ile wspa­nia­łych rze­czy dzie­je się w Koście­le…”, ktoś napi­sał: „Chrze­ści­jań­stwo i Kościół to taka sama sek­ta jak Jeho­wi, tyle że bar­dziej roz­pro­pa­go­wa­na. Wyko­rzy­stu­je­cie naiw­ność i nie­wie­dzę wie­lu osób, czer­piąc z tego z tego cał­kiem nie­złe pro­fi­ty. To tyle, co mam wam do powie­dze­nia, gdyż w całej tej waszej papla­ni­nie o Bogu zapo­mi­na­cie, co to jest wła­ści­wie życie. I nie spo­dzie­wam się, by mój wpis zoba­czył ktoś wię­cej, zna­jąc wasze podej­ście do inne­go patrze­nia niż wasze”. Po tym wpi­sie zaczę­ły poja­wiać się pro­ste i auten­tycz­ne świa­dec­twa ludzi zaan­ga­żo­wa­nych w życie Kościo­ła. Ktoś napi­sał o swo­im uczest­ni­cze­niu w życiu wspól­no­ty „Wia­ra i Świa­tło” oraz byciu z oso­ba­mi nie­peł­no­spraw­ny­mi umy­sło­wo. Ktoś inny dzie­lił się swo­ją rado­ścią z odna­le­zie­nia sen­su życia w dusz­pa­ster­stwie aka­de­mic­kim.



Dzi­siaj nie może­my ucie­kać od kon­fron­ta­cji z tymi, któ­rzy nas nie lubią, kry­ty­ku­ją i oskar­ża­ją. Powsta­je pyta­nie, w jakim sty­lu podej­mie­my spór. Inter­net może być nie­wąt­pli­wie miej­scem ucze­nia się odpo­wied­niej na dzi­siej­sze cza­sy apo­lo­ge­ty­ki, spo­so­bu argu­men­to­wa­nia, a nie­kie­dy dawa­nia świa­dec­twa. Z tego punk­tu widze­nia kom­pu­ter może być ele­men­tem sta­łej for­ma­cji księ­ży, któ­rzy nazbyt czę­sto chcą prze­ma­wiać jed­no­znacz­nie ex cathe­dra, a każ­dy nie­przy­chyl­ny wobec kle­ru głos trak­tu­ją jako zamach na ich kapłań­ską god­ność. Tego rodza­ju posta­wa nie­któ­rych księ­ży jest szcze­gól­nie żało­sna w zde­rze­niu z Ewan­ge­lią, któ­ra poka­zu­je nam Jezu­sa w nie­ustan­nej kon­fron­ta­cji z ludź­mi. Mistrz z Naza­re­tu nie obra­żał się, kie­dy zada­wa­no mu zło­śli­we lub pod­chwy­tli­we pyta­nia, ale znaj­do­wał cel­ną, krót­ką odpo­wiedź. Inter­net poka­zu­je nam świat inny niż z per­spek­ty­wy kon­fe­sjo­na­łu lub ołta­rza, a tym samym nie pozwa­la przy­snąć w fary­zej­skich złu­dze­niach o „peł­nych świą­ty­niach”. Ponad­to wyma­ga od nas mówie­nia odpo­wied­nim języ­kiem, zwię­złym i obra­zo­wym. Czyż nie takie­go wła­śnie gło­sze­nia Dobrej Nowi­ny – cho­ciaż­by poprzez swo­je przy­po­wie­ści – uczy nas Jezus?



Reko­lek­cje inter­ne­to­we na Opo­ce



Powyż­sze spo­strze­że­nia i obser­wa­cje sprzed kil­ku lat potwier­dzi­ły się pod­czas reko­lek­cji wiel­ko­post­nych, jakie wraz z gru­pą jezu­itów i współ­pra­cow­ni­ków świec­kich dawa­łem w Wiel­kim Poście 2001 roku na ser­we­rze Opo­ka. Te reko­lek­cje róż­ni­ły się jed­nak od tam­tych Mate­uszo­wych. Reko­lek­cje na Mate­uszu pro­wa­dzi­łem sam. Tym razem zor­ga­ni­zo­wa­łem zespół, dzię­ki cze­mu było moż­li­we odpo­wia­da­nie na każ­dy list. Pyta­nia inter­nau­tów i odpo­wie­dzi reko­lek­cjo­ni­stów zepchnę­ły na dal­szy plan inne ele­men­ty reko­lek­cji, w tym treść pro­po­no­wa­nych roz­wa­żań. Uczest­ni­cy reko­lek­cji mogli zada­wać pyta­nia i dzie­lić się swo­imi reflek­sja­mi w dwo­ja­ki spo­sób: na stro­nie dostęp­nej dla wszyst­kich oraz poprzez e‑mail prze­zna­czo­ny do kore­spon­den­cji oso­bi­stej. Wie­le z tych „oso­bi­stych” listów dało począ­tek obfi­tej wymia­nie doświad­czeń pomię­dzy danym uczest­ni­kiem reko­lek­cji a jed­nym z pro­wa­dzą­cych.



Odpo­wie­dzie­li­śmy pra­wie na wszyst­kie zapy­ta­nia. Ska­so­wa­li­śmy zale­d­wie kil­ka listów, z cze­go tyl­ko jeden z powo­du jego wul­gar­no­ści. Swo­ją dro­gą to pocie­sza­ją­ce, że inter­ne­to­we reko­lek­cje potra­fi­li usza­no­wać nawet ci, któ­rzy zazwy­czaj na wszel­kie­go rodza­ju listach dys­ku­syj­nych wyra­ża­ją swo­je emo­cje za pomo­cą słów powszech­nie uzna­wa­nych za obraź­li­we. Ina­czej było na Wir­tu­al­nej Pol­sce, gdzie sama infor­ma­cja o reko­lek­cjach na Opo­ce wzbu­dzi­ła m.in. takie oto komen­ta­rze: „I tak im (kle­chom) nic nie pomo­że. Jed­na stro­na wśród milio­nów”; „Tyl­ko dureń boi się wasze­go kle­sze­go jazgo­tu”. Inter­nau­ta pod­pi­su­ją­cy się „Anty­chryst” dopy­ty­wał się, suge­ru­jąc, że pro­wa­dzi­my nie­cne inte­re­sy: „Ale dla­cze­go nie za wła­sne pie­nią­dze?”. Z obro­ną reko­lek­cji pośpie­szy­ła m.in. pew­na inter­naut­ka prze­by­wa­ją­ca dale­ko od kra­ju:



Jak się sie­dzi w Pol­sce, to wyda­je się, że może fak­tycz­nie pomysł jest nie na miej­scu. Kościół chce tyl­ko pie­nię­dzy, wszę­dzie się wci­śnie itd. Nato­miast ja od mie­sią­ca jestem na misji ONZ w Timo­rze Wschod­nim. Będę tu jesz­cze do koń­ca lip­ca. Co tydzień muszę wysłu­chi­wać kazań w języ­ku tetum lub indo­ne­zyj­skim (zale­ży, w któ­rej wsi). Oczy­wi­ście, żad­ne­go nie rozu­miem. A jestem wie­rzą­ca. Poza tym po mie­sią­cu dżun­gli chcia­ło­by się cze­goś bar­dziej ducho­we­go. Inter­net jest tu dla nas wyjąt­ko­wym łącz­ni­kiem ze świa­tem. Więc radzę tak od razu wszyst­kie­go z miej­sca nie kry­ty­ko­wać, tyl­ko prze­my­śleć. W pra­wie dwu­stu pań­stwach świa­ta jest tro­chę Pola­ków, któ­rzy się z takich pomy­słów ucie­szą.



Rze­czy­wi­ście, nie bra­ko­wa­ło gło­sów z zagra­ni­cy. Ktoś z Nie­miec napi­sał: „Dzię­ku­ję za trud pod­ję­cia takich «nowo­cze­snych» reko­lek­cji, ale sami Ojco­wie widzi­cie jak to jest potrzeb­ne. Pra­wie pół tysią­ca pytań i odpo­wie­dzi… […] Nie­czę­sto zada­wa­łem pyta­nia, ale byłem tu sta­łym gościem, i dobrze się tu czu­łem: w gro­nie ludzi szu­ka­ją­cych z jed­nej stro­ny, i z wiel­ka przy­jaź­nią kie­ru­ją­cych, z dru­giej stro­ny”. Z pomy­słu reko­lek­cji w inter­ne­cie cie­szy­li się nie tyl­ko Pola­cy miesz­ka­ją­cy poza kra­jem. Napi­sa­ła do nas po angiel­sku dziew­czy­na z Ode­ssy. Poja­wi­ła się nawet pro­po­zy­cja, byśmy w ogó­le robi­li te reko­lek­cje po pol­sku i po angiel­sku. Więk­szość uczest­ni­ków reko­lek­cji sta­no­wi­li jed­nak Pola­cy miesz­ka­ją­cy w kra­ju.



Miesz­kam 8 kilo­me­trów od nie­du­że­go mia­stecz­ka na Mazu­rach – pisał jeden z inter­nau­tów. — Dwa lata temu spro­wa­dzi­łem się tu po stu­diach z War­sza­wy zry­wa­jąc tym samym kon­takt ze śro­do­wi­skiem dusz­pa­ster­stwa aka­de­mic­kie­go przy para­fii św. Józe­fa. Potrze­bo­wa­łem kon­tak­tów, roz­mów, moż­li­wo­ści podzie­le­nia się swo­imi prze­my­śle­nia­mi, ale tu nie ma nawet dobrej gru­py oazo­wej […]. Wasz pomysł reko­lek­cji inter­ne­to­wych jest wspa­nia­ły […]. Już się boję, że po świę­tach Wiel­kiej Nocy stro­na znik­nie i zosta­nę sam w lesie. Ale póki co cie­szę się, że jeste­ście.



W kom­pu­te­ro­wych reko­lek­cjach bra­li udział nie tyl­ko ludzie zaszy­ci gdzieś głę­bo­ko w lesie. Ktoś dzię­ku­jąc za tę for­mę reko­lek­cji stwier­dził: „Są one świet­nym uzu­peł­nie­niem «kościel­nych» reko­lek­cji. Zna­la­złam tu wie­le odpo­wie­dzi na pyta­nia, któ­re zada­ję sobie od lat… Szko­da, że dopie­ro dzi­siaj Was odna­la­złam. Ale czy­tam już od dwóch godzin i oczu nie mogę ode­rwać…”.



Pyta­nia i pro­ble­my, jakie poja­wia­ły się na stro­nie wiel­ko­post­nych reko­lek­cji, były bar­dzo róż­ne. Na począt­ku hitem oka­za­ła się kwe­stia zmia­ny pię­ciu przy­ka­zań kościel­nych. Wyja­śnia­li­śmy, tłu­ma­czy­li­śmy… Nie­któ­rzy pyta­li wprost, dla­cze­go Kościół jak­by ukry­wa fakt zmia­ny pię­ciu przy­ka­zań. Inni – po zaj­rze­niu na Opo­kę — oznaj­mia­li zdu­mio­nym kate­che­tom i kate­chet­kom, że ci od pra­wie dzie­się­ciu lat uczą sta­rej i nie do koń­ca obo­wią­zu­ją­cej wer­sji przy­ka­zań. Sły­sza­łem, że inter­ne­to­we gło­sy na temat zmia­ny pię­ciu przy­ka­zań kościel­nych dotar­ły nawet do bisku­pów, któ­rzy wcze­śniej nie w peł­ni dostrze­ga­li koniecz­ność zaję­cia się tą kwe­stią.



Bar­dzo wie­le reko­lek­cyj­nych pytań doty­czy­ło pro­ble­ma­ty­ki, któ­rą moż­na by zaty­tu­ło­wać: czy już grze­szę, czy też jesz­cze nie? Pyta­no o gra­ni­ce piesz­czot poza mał­żeń­stwem. Doma­ga­no się jasnych reguł pozwa­la­ją­cych odróż­nić grzech lek­ki od cięż­kie­go. Mogłem uświa­do­mić sobie, jak bar­dzo – nie­ste­ty – lega­li­stycz­na i prze­peł­nio­na lękiem jest nasza reli­gij­ność. Wia­ra, któ­rej isto­tą jest spo­tka­nie z żywym Bogiem, oka­zu­je się być nie­kie­dy zre­du­ko­wa­na do poszu­ki­wa­nia w mia­rę spo­koj­ne­go sumie­nia z tytu­łu zacho­wa­nia pra­wa. Tym więk­sza moja radość, gdy ktoś opo­wie­dział o tym, jak wiel­kim świa­tłem było dla nie­go zda­nie, jakie zna­lazł w jed­nej z odpo­wie­dzi: chrze­ści­jań­stwo nie pole­ga na pyta­niu się, czy już zgrze­szy­łem, czy też jesz­cze nie, ale na szu­ka­niu i znaj­do­wa­niu woli Bożej. Ktoś inny zaś napi­sał: „Przez wie­le lat nie zda­wa­łem sobie spra­wy z tego, że Pan u swe­go sto­łu odpusz­cza grze­chy powsze­dnie. Ter­ro­ry­zo­wa­łem się poczu­ciem winy przy każ­dym, nawet drob­nym upad­ku… Wie­le spraw nabie­ra jed­nak inne­go wymia­ru po tych reko­lek­cjach. Teraz Pan dał mi nowe ser­ce […]. Tro­chę się boję, że zabi­ję radość życia koł­kiem z wyrzu­tów sumie­nia nisz­cząc ten dar”.



Wie­le z pytań doty­czy­ło sfe­ry sek­su­al­no­ści, a przede wszyst­kim ona­ni­zmu i anty­kon­cep­cji. Pro­ble­my z mastur­ba­cją w połą­cze­niu z nie­jed­no­krot­nie „okrut­ny­mi” wer­sja­mi kato­lic­kiej nauki w tym wzglę­dzie są źró­dłem głę­bo­kie­go nie­raz cier­pie­nia. Inter­net oka­zał się dobrym narzę­dziem w poma­ga­niu ludziom, któ­rzy na temat ona­ni­zmu nie mie­li­by odwa­gi poroz­ma­wiać ina­czej jak wła­śnie poprzez kom­pu­ter. Jeden z uczest­ni­ków reko­lek­cji zwie­rzył się: „Mam 25 lat, jestem żona­ty od kil­ku lat. Moim «pro­ble­mem» jest to, że ona­ni­zu­ję się. Jakiś czas temu na spo­wie­dzi ksiądz powie­dział mi, że jest to grzech cięż­ki. Byłem w cięż­kim szo­ku. […] Prze­czy­ta­łem na tym ser­we­rze, że nie­ko­niecz­nie jest to grzech cięż­ki. W moim przy­pad­ku «chy­ba» robię to dla­te­go, że mam więk­sze potrze­by sek­su­al­ne niż moja żona. Czy to jest grzech cięż­ki w takim kon­tek­ście? Bar­dzo pro­szę o odpo­wiedź!”. Jesz­cze więk­sze dyle­ma­ty doty­czy­ły anty­kon­cep­cji. Wie­le listów w tej kwe­stii przy­cho­dzi­ło na adres do kore­spon­den­cji oso­bi­stej. Przy­znam, że mia­łem bar­dzo duże trud­no­ści, aby zna­leźć kogoś, kto zechciał­by na listy w spra­wie anty­kon­cep­cji odpo­wia­dać. Księ­ża ucie­ka­ją od tej pro­ble­ma­ty­ki, bo nie­jed­no­krot­nie — poza stwier­dze­niem „nie wol­no” — nie­wie­le mają do zaofe­ro­wa­nia. Inter­ne­to­we reko­lek­cje uka­za­ły mi nie­wy­star­czal­ność odpo­wie­dzi, jakich udzie­la teo­lo­gia moral­na w kwe­stii anty­kon­cep­cji.



Reko­lek­cje sta­ły się – jak sądzę – dla wie­lu wyzwa­niem do wzmo­żo­nej modli­twy. Spra­wy i pro­ble­my przed­sta­wia­ne przez inter­nau­tów były przed­mio­tem indy­wi­du­al­nej i wspól­no­to­wej modli­twy jezu­itów. O modli­tew­nej pamię­ci zapew­nia­li uczest­ni­cy reko­lek­cji. Bez wąt­pie­nia utwo­rzy­ła się kom­pu­te­ro­wa wspól­no­ta modli­twy. Mogę powie­dzieć, że dzię­ki reko­lek­cjom na Opo­ce moje prze­ży­wa­nie Wiel­kie­go Postu było na pew­no lep­sze i głęb­sze. Mam powo­dy sądzić, że podob­nie było w przy­pad­ku więk­szo­ści uczest­ni­ków inter­ne­to­wych reko­lek­cji.



Reko­lek­cje na Opo­ce zna­la­zły swo­ją kon­ty­nu­ację w posta­ci forum „Are­opag — Poroz­ma­wiaj­my o wie­rze” (www.opoka.org.pl/porozmawiajmy). Pytań i moż­li­wo­ści odpo­wie­dzi (pomo­cy) jest wie­le. Oka­zu­je się jed­nak, że bar­dzo trud­no zna­leźć dusz­pa­ste­rzy, teo­lo­gów, współ­pra­cow­ni­ków świec­kich, któ­rzy w spo­sób odpo­wie­dzial­ny pod­ję­li­by się tego rodza­ju dusz­pa­ster­stwa. Powo­dy mogą być róż­ne: brak dostę­pu do sie­ci, brak cza­su, brak prze­ko­na­nia co do sen­sow­no­ści inter­ne­to­wej ewan­ge­li­za­cji… Myślę też, że „auto­ry­te­ty” boją się tej for­my mówie­nia o Bogu i Koście­le, ponie­waż wyma­ga ona w mia­rę zwię­złe­go i szyb­kie­go odpo­wia­da­nia na trud­ne i skom­pli­ko­wa­ne cza­sem pyta­nia. Stąd łatwo nara­zić się na kry­ty­kę za jakąś nie­ści­słość. Ponad­to nie raz trze­ba przy­znać się do swo­jej nie­wie­dzy i bez­rad­no­ści.



Jeden z uczest­ni­ków reko­lek­cji na Opo­ce zasta­na­wiał się, czy nie powi­nien powstać jakiś zakon, któ­re­go człon­ko­wie poświę­ci­li­by się ewan­ge­li­za­cji poprzez inter­net. Był­by to taki „rycer­ski zakon inter­ne­tu”: „kom­pu­te­ro­wi krzy­żow­cy”. Osob­ny zakon pew­no nie powsta­nie, ale war­to, aby róż­ne struk­tu­ry Kościo­ła z wia­rą i pro­fe­sjo­nal­nie zazna­cza­ły swo­ją obec­ność w wir­tu­al­nej prze­strze­ni. Duch Świę­ty wzbu­dza sta­re i nowe cha­ry­zma­ty dla dobra Kościo­ła. Moż­na mieć nadzie­ję, iż nie poską­pi nam cha­ry­zma­tów inter­ne­to­wych. Taką nadzie­ję żywi m.in. Jan Paweł II.



Łaska inter­ne­to­wa



Temat orę­dzia Ojca świę­te­go na XXXVI Świa­to­wy Dzień Środ­ków Spo­łecz­ne­go to: „Inter­net – nowe forum gło­sze­nia Ewan­ge­lii”. W 2002 roku Papie­ska Rada ds. Środ­ków Spo­łecz­ne­go Prze­ka­zu wyda­ła dwa doku­men­ty: „Ety­ka w inter­ne­cie” i „Kościół a inter­net”. W swo­im orę­dziu Jan Paweł II pisze: „Kościół pod­cho­dzi do tego nowe­go medium z reali­zmem i zaufa­niem. Podob­nie jak inne środ­ki prze­ka­zu, jest to pew­ne narzę­dzie, nie cel sam w sobie. Inter­net może otwo­rzyć wspa­nia­łe moż­li­wo­ści przed ewan­ge­li­za­cją, gdy korzy­sta się z nie­go w spo­sób kom­pe­tent­ny i z jasną świa­do­mo­ścią jego wad i zalet”.



Jakie są owe wady, a jakie zale­ty? Inter­net przede wszyst­kim umoż­li­wia począt­ko­we zetknię­cie się z prze­sła­niem chrze­ści­jań­skim, zwłasz­cza wśród ludzi mło­dych. Może też być sku­tecz­nym środ­kiem towa­rzy­szą­cym ewan­ge­li­za­cji i kate­chi­za­cji. Oczy­wi­ście inter­net nie zastą­pi boga­te­go doświad­cze­nia Boga, któ­re może zaofe­ro­wać wyłącz­nie żywe, litur­gicz­ne i sakra­men­tal­ne życie Kościo­ła – jak pod­kre­śla Jan Paweł II. Ale może być uzu­peł­nie­niem i wspar­ciem. Nie­bez­pie­czeń­stwa zwią­za­ne z inter­ne­tem to m.in. fakt, że sta­no­wiąc nie­prze­rwa­ny potok infor­ma­cji, inter­net nie zawsze uczy war­to­ści. Co wię­cej, poprzez nagro­ma­dze­nie fak­tów i opi­nii, może sprzy­jać rela­ty­wi­stycz­ne­mu spo­so­bo­wi myśle­nia i sprzy­jać ten­den­cji uni­ka­nia oso­bi­ste­go zaan­ga­żo­wa­nia i odpo­wie­dzial­no­ści. Inter­net – tak jak każ­de ludz­kie narzę­dzie – może słu­żyć dobru albo złu. Może wpi­sać się w histo­rię gnie­wu, prze­mo­cy i nie­na­wi­ści. Ale może też być środ­kiem do jed­na­nia ludzi ze sobą. W inter­ne­cie może­my obrzu­cać się bło­tem i wyzwi­ska­mi, ale może­my też uczyć się cier­pli­wie rozu­mie­nia racji dru­giej stro­ny. Uży­wa­jąc inter­ne­tu może­my szko­dzić innym, ale może­my też poma­gać sobie nawza­jem: dobrą radą, infor­ma­cją, świa­dec­twem, a tak­że modli­twą. Może­my poma­gać sobie w dro­dze ku prze­ba­cza­ją­ce­mu i miło­sier­ne­mu Bogu.



Pomi­mo wszyst­kich zagro­żeń Ojciec świę­ty patrzy raczej na nowe szan­se czy­nie­nia dobra i wzy­wa cały Kościół, by odważ­nie prze­kra­czał ten nowy próg, by wyru­szał na głę­bię sie­ci, inter­ne­tu. Jan Paweł II ma nadzie­ję, że z tej inter­ne­to­wej galak­ty­ki obra­zów i dźwię­ków wyło­ni się twarz Chry­stu­sa i zabrzmi głos Chry­stu­sa. W Pol­sce dzia­ła od lat kil­ka por­ta­li chrze­ści­jań­skich, obok www.mateusz.plwww.opoka.org.pl wymień­my: e.kai.pl, www.katolik.pl , www.amen.pl , www.wiara.hoga.pl. Moż­na tam zna­leźć róż­no­rod­ne pro­po­zy­cje: od infor­ma­cji do for­ma­cji, nie brak też ele­men­tów wspól­nej modli­twy i dawa­nia świa­dec­twa wie­rze. Jestem prze­ko­na­ny, że dziś nie nale­ży pytać, czy moż­li­we jest dusz­pa­ster­stwo inter­ne­to­we. Nale­ży raczej pytać: Jakie ono być powin­no? Co moż­na zro­bić wię­cej? Trze­ba sta­rać się two­rzyć inter­ne­to­we zespo­ły ludzi: infor­ma­ty­ków, dzien­ni­ka­rzy, duchow­nych, psy­cho­lo­gów, ludzi zna­ją­cych pro­ble­my rodzi­ny i wycho­wa­nia, któ­rzy mogli­by słu­żyć innym swo­ją wie­dzą i doświad­cze­niem. Trze­ba też szu­kać spo­so­bów prze­cho­dze­nia od kom­pu­te­ro­wych kon­tak­tów do budo­wa­nia wspól­not, w któ­rych ludzie zna­ją się twa­rzą w twarz. W doku­men­cie Papie­skiej Rady ds. Środ­ków Spo­łecz­ne­go Prze­ka­zu „Kościół a inter­net” znaj­du­je­my takie oto sło­wa: „Zachę­ca­my zwią­za­ne z Kościo­łem gru­py, któ­re jesz­cze nie pod­ję­ły kro­ków do wej­ścia w cyber­prze­strzeń, by zasta­no­wi­ły się nad moż­li­wo­ścią uczy­nie­nia tego jak naj­szyb­ciej. Usil­nie zale­ca­my wymia­nę pomy­słów i infor­ma­cji co do inter­ne­tu pomię­dzy tymi, któ­rzy mają już w tej dzie­dzi­nie doświad­cze­nie a nowi­cju­sza­mi”.



W cen­trum chrze­ści­jań­stwa stoi orę­dzie o łasce Bożej jako wol­nym i dar­mo­wym dzia­ła­niu Boga w Jezu­sie Chry­stu­sie, poprzez któ­re Bóg wzy­wa czło­wie­ka do wspól­no­ty ze sobą. Na prze­strze­ni wie­ków teo­lo­gia, szcze­gól­nie scho­la­stycz­na, wypra­co­wa­ła wie­le podzia­łów łaski, wska­zu­jąc w ten spo­sób na róż­ne spo­so­by docie­ra­nia łaski do czło­wie­ka, jak rów­nież na zróż­ni­co­wa­ne owo­ce łaska­we­go dzia­ła­nia Boga w nas i wokół nas. Być może do teo­lo­gicz­nych roz­róż­nień rodza­jów łaski trze­ba dorzu­cić „łaskę inter­ne­to­wą”. Wyda­je mi się, że cze­goś takie­go doświad­czy­łem zarów­no na Mate­uszu, jak i na Opo­ce. Pozo­sta­je być zatem otwar­tym, aby umieć dostrzec, gdzie „inter­ne­to­wa łaska” chce nas zapro­wa­dzić… Nie­któ­rzy pyta­ją, czy owa łaska może nas dopro­wa­dzić do sakra­men­tal­nej spo­wie­dzi za pośred­nic­twem inter­ne­tu.




Ewo­lu­cja sakra­men­tu poku­ty



Żaden z sakra­men­tów nie zmie­niał swej for­my i tre­ści w tak dużym stop­niu jak sakra­ment poku­ty. W cią­gu 2 tysię­cy lat ist­nie­nia Kościół prze­szedł ewo­lu­cję od ide­ału, zgod­nie z któ­rym doj­rza­ły czło­wiek – raz dostą­piw­szy oczysz­cze­nia w chrzcie świę­tym – powi­nien tak żyć, aby nie potrze­bo­wać sakra­men­tal­ne­go jed­na­nia się z Bogiem i bliź­ni­mi, poprzez przy­zwo­le­nie na jed­no­ra­zo­wą poku­tę publicz­ną, aż do postu­lo­wa­nia jak naj­częst­szej, na przy­kład co 2‑tygodniowej, spo­wie­dzi z poboż­no­ści. A zatem w pierw­szych wie­kach dobrym chrze­ści­ja­ni­nem był ten, kto nie musiał przy­stę­po­wać do sakra­men­tu poku­ty i de fac­to do nie­go nie przy­stę­po­wał; dziś nato­miast gor­li­wy wier­ny to taki, kto przy­naj­mniej raz w mie­sią­cu klę­ka przy krat­kach kon­fe­sjo­na­łu. Z tego nie wyni­ka, że pierw­si chrze­ści­ja­nie nie czy­ni­li poku­ty. Wręcz prze­ciw­nie, byli ludź­mi umar­twień i wyrze­czeń, ale wła­śnie po to, aby nie popeł­nić grze­chu, któ­ry wyma­gał­by sakra­men­tal­ne­go roz­grze­sze­nia. Sakra­ment poku­ty w pierw­szych sze­ściu wie­kach był publicz­ny w tym sen­sie, że grzesz­nik przez dłuż­szy okres podej­mo­wał naka­za­ne mu czy­ny pokut­ne, co było fak­tem zna­nym przez innych człon­ków wspól­no­ty Kościo­ła. Grzech, któ­ry wyma­gał takiej poku­ty pozwa­la­ją­cej pojed­nać się z Bogiem i Kościo­łem, też naj­czę­ściej był zna­ny, choć nie ozna­cza to, że obo­wiąz­kiem było publicz­ne jego wyzna­wa­nie. Acz­kol­wiek tu i ówdzie taka prak­ty­ka mia­ła miej­sce. Dziś sakra­ment poku­ty ma for­mę krót­kiej i naj­czę­ściej ano­ni­mo­wej spo­wie­dzi w zaci­szu kon­fe­sjo­na­łu. Patrząc na tę zdu­mie­wa­ją­cą histo­rię sakra­men­tal­ne­go jed­na­nia się czło­wie­ka z Bogiem, nasu­wa się pyta­nie, czy jego obec­na for­ma jest for­mą osta­tecz­ną i defi­ni­tyw­ną? Sądzę, że nic nie wska­zu­je na to, aby tak wła­śnie było.



Jeden z moż­li­wych kie­run­ków mody­fi­ka­cji spra­wo­wa­nia i prze­ży­wa­nia sakra­men­tu poku­ty wyty­cza­ją wła­śnie elek­tro­nicz­ne środ­ki prze­ka­zu, któ­re spra­wia­ją, że zmie­nia się nie tyl­ko nasze rozu­mie­nie cza­su i prze­strze­ni, ale tak­że doświad­cze­nie kon­tak­tu z dru­gim czło­wie­kiem. Czy moż­na zatem wyobra­zić sobie spo­wiedź sakra­men­tal­ną, w któ­rej kon­takt peni­ten­ta ze spo­wied­ni­kiem jest zapo­śred­ni­czo­ny elek­tro­nicz­nie? Czy moż­li­wa jest spo­wiedź przez inter­net? Przy czym sło­wa „inter­net” uży­wa­my tu raczej jako sym­bo­lu na okre­śle­nie zarów­no dostęp­nych obec­nie, jak i moż­li­wych do wdro­że­nia w przy­szło­ści elek­tro­nicz­nych środ­ków komunikacji[3].



Sta­tus questio­nis



Dziś nie moż­na wyspo­wia­dać się przez inter­net. Nasza reflek­sja nie doty­czy więc pyta­nia, czy w obec­nej sytu­acji jakiś kapłan mógł­by z wła­snej ini­cja­ty­wy kogoś roz­grze­szyć przez tele­fon lub przez inter­net. Cho­dzi nam o to, czy odpo­wied­ni auto­ry­tet Kościo­ła mógł­by zezwo­lić pod pew­ny­mi warun­ka­mi na elek­tro­nicz­nie zapo­śred­ni­czo­ne spra­wo­wa­nie sakra­men­tu poku­ty. Ma cał­ko­wi­tą rację o. Jacek Salij, kie­dy stwier­dza, że „przy spra­wo­wa­niu sakra­men­tów obo­wią­zu­je zasa­da tutio­ry­zmu, tzn. nie wol­no się kie­ro­wać nie­pew­ny­mi opi­nia­mi, ale nale­ży się trzy­mać jasnej nauki Kościoła”[4]. Póki co Kościół nie wypo­wie­dział się w spo­sób jasny, co do moż­li­wo­ści spo­wie­dzi przez inter­net lub tele­fon, a zatem nie moż­na w prak­ty­ce pro­po­no­wać takiej for­my spo­wie­dzi. Moż­na jed­nak roz­wa­żać jej teo­re­tycz­ną moż­li­wość, któ­ra mogła­by przejść w prak­ty­kę, gdy­by Sto­li­ca Apo­stol­ska pozy­tyw­nie i jed­no­znacz­nie na ten temat się wypo­wie­dzia­ła. Rów­nież o. Salij stwier­dza: „Pozo­sta­je pyta­nie o ewen­tu­al­ną waż­ność sakra­men­tu poku­ty udzie­la­ne­go przez kapła­na fizycz­nie obec­ne­go gdzie indziej, ale będą­ce­go w obu­stron­nie bez­po­śred­nim kon­tak­cie z peni­ten­tem. Jest to pyta­nie wciąż nierozstrzygnięte…”[5]. I doda­je: „Dopó­ki pro­blem waż­no­ści lub nie­waż­no­ści tak udzie­la­ne­go sakra­men­tu nie zosta­nie roz­wią­za­ny, jedy­nym wyjąt­kiem, kie­dy kapła­no­wi wol­no udzie­lać abso­lu­cji przez tele­fon, jest sytu­acja zagro­że­nia śmier­cią (np. pro­si o roz­grze­sze­nie ktoś, kto uległ wypad­ko­wi w górach. Jed­nak nawet wów­czas kapłan udzie­li roz­grze­sze­nie warun­ko­wo, czy­li w posta­wie: jeże­li w tej sytu­acji wol­no mi udzie­lić sakra­men­tu, to ja ci go udzielam”[6]. War­to ponad­to zauwa­żyć, że już w 1884 roku wpły­nę­ło do Sto­li­cy Apo­stol­skiej pyta­nie doty­czą­ce moż­li­wo­ści spo­wie­dzi przez tele­fon, ale wów­czas Świę­ta Peni­ten­cja­ria odpo­wie­dzia­ła, iż jesz­cze za wcze­śnie, by odpo­wia­dać na takie pyta­nie (sic!)[7]. Do spra­wy od tam­te­go cza­su ofi­cjal­nie nie powró­co­no. A sko­ro tak się rze­czy mają to jestem prze­ko­na­ny, że dziś wol­no i war­to podej­mo­wać spo­koj­nie i mery­to­rycz­nie pyta­nie o moż­li­wość wpro­wa­dze­nia spo­wie­dzi elek­tro­nicz­nie zapo­śred­ni­czo­nej.



Prze­wod­ni­czą­cy Papie­skiej Rady ds. Środ­ków Spo­łecz­ne­go Prze­ka­zu, arcy­bi­skup John P. Foley zapy­ta­ny o moż­li­wość spo­wie­dzi za pośred­nic­twem inter­ne­tu, stwier­dził: „Nie, nie jest to moż­li­we. Nie moż­na się spo­wia­dać przez tele­fon czy przez inter­net – ani spo­wia­dać się, ani udzie­lać sakra­men­tów. Musi to być oso­bi­ste spo­tka­nie. Sakra­men­tów nie udzie­la się na odległość”[8]. Jed­nak już na pyta­nie: „I tak ma zostać tak­że w przy­szło­ści?”, udzie­lił wypo­wie­dzi – moim zda­niem – wymi­ja­ją­cej: „To są fak­ty, tak Chry­stus usta­no­wił sakra­men­ty. Wobec tego abso­lu­cja przez tele­fon czy inter­net nie może być waż­na, takie są realia”[9]. Poza tym argu­men­ta­cja arcy­bi­sku­pa Foleya jest bar­dzo zdaw­ko­wa i dosyć nie­pre­cy­zyj­na. Wyglą­da na to, że w grun­cie rze­czy ogra­ni­czył się do potwier­dze­nia obec­ne­go spo­so­bu spra­wo­wa­nia sakra­men­tów.



Sądzę, że obec­ny brak moż­li­wo­ści spo­wie­dzi poprzez inter­net lub tele­fon wyni­ka z obo­wią­zu­ją­cej dys­cy­pli­ny spra­wo­wa­nia sakra­men­tu poku­ty, a nie z isto­ty tegoż sakra­men­tu. Dys­cy­pli­na jest nato­miast czymś, co znaj­du­je się w gestii Kościo­ła i jako taka może zostać zmie­nio­na. W Kodek­sie Pra­wa Kano­nicz­ne­go czy­ta­my: „W sakra­men­cie poku­ty, wier­ni wyzna­ją­cy upraw­nio­ne­mu sza­fa­rzo­wi grze­chy, wyra­ża­ją­cy za nie żal i mają­cy posta­no­wie­nie popra­wy, przez roz­grze­sze­nie udzie­lo­ne przez tegoż sza­fa­rza, otrzy­mu­ją od Boga odpusz­cze­nie grze­chów po chrzcie popeł­nio­nych i jed­no­cze­śnie dostę­pu­ją pojed­na­nia z Kościo­łem, któ­re­mu grze­sząc zada­li ranę” (kan. 959). Kate­chizm Kościo­ła Kato­lic­kie­go zaś stwier­dza mię­dzy inny­mi: „Sakra­ment poku­ty skła­da się z trzech aktów peni­ten­ta oraz z roz­grze­sze­nia kapła­na. Akta­mi peni­ten­ta są: żal za grze­chy, spo­wiedź lub ujaw­nie­nie grze­chów przed kapła­nem oraz posta­no­wie­nie wypeł­nie­nia zadość­uczy­nie­nia i czy­nów pokut­nych” (nr 1491). Obec­nie spo­wiedź naj­czę­ściej odby­wa się w ten spo­sób, że peni­tent przy­cho­dzi do księ­dza w kon­fe­sjo­na­le, wyzna­je grze­chy, wyra­ża żal i pro­si o roz­grze­sze­nia, kapłan nato­miast udzie­la nauki, zada­je poku­tę (raczej dość sym­bo­licz­ną) i roz­grze­sza. Przez krat­ki kon­fe­sjo­na­łu zazwy­czaj nie­wie­le albo nic nie widać. Jeśli peni­tent się nie przed­sta­wi, to bywa, że ksiądz myli się znacz­nie, co do wie­ku, a nawet, co do płci peni­ten­ta. W każ­dym razie kon­takt peni­ten­ta ze spo­wied­ni­kiem jest kon­tak­tem słu­cho­wym. Oby­dwie stro­ny po pro­stu sły­szą sie­bie nawza­jem. Kapłan sły­szy peni­ten­ta, któ­ry wyzna­je swo­je grze­chy oraz zapew­nia o swym żalu. Peni­tent nato­miast sły­szy kapła­na, któ­ry poucza, zada­je poku­tę i udzie­la roz­grze­sze­nia. Nie­kie­dy roz­grze­sze­nie udzie­la­ne jest pół­gło­sem, a w dodat­ku peni­tent odma­wia w tym cza­sie jakieś swo­je modli­twy, tak że potrzeb­ne jest tra­dy­cyj­ne odpu­ka­nie w drew­no kon­fe­sjo­na­łu, aby peni­tent zorien­to­wał się, że już otrzy­mał roz­grze­sze­nie. Spo­wiedź jest zazwy­czaj ano­ni­mo­wa w tym sen­sie, że spo­wied­nik nie zna peni­ten­ta przed spo­wie­dzią, ani nie pozna­je go w trak­cie spo­wie­dzi; wie jedy­nie, że roz­ma­wiał z jakimś czło­wie­kiem, któ­ry wyznał okre­ślo­ne grze­chy. Ma jed­nak nie­wiel­kie moż­li­wo­ści, aby kogoś takie­go roz­po­znać w przy­szło­ści poza kon­tek­stem spo­wie­dzi. Ina­czej przed­sta­wia się sytu­acja np. w małych wiej­skich para­fiach, gdzie pro­boszcz od lat zna wszyst­kich. Ale wła­śnie dla­te­go wier­ni z takich para­fii chęt­nie spo­wia­da­ją się w innej para­fii albo u przy­jezd­nych, nie­zna­nych księ­ży.



Czy pośred­nic­two inter­ne­tu pozwa­la­ło­by zacho­wać w odpo­wied­nim stop­niu ele­men­ty wska­za­ne powy­żej jako istot­ne dla sakra­men­tu poku­ty? Moim zda­niem, tak. Sto­su­jąc elek­tro­nicz­ne środ­ki prze­ka­zu peni­tent mógł­by skon­tak­to­wać się z kapła­nem, a następ­nie wyznać swo­je grze­chy i wyra­zić żal oraz posta­no­wie­nie popra­wy, kapłan nato­miast mógł­by zadać odpo­wied­nie pyta­nia peni­ten­to­wi, udzie­lić nauki, zadać poku­tę i roz­grze­szyć. For­mu­ła roz­grze­sze­nia jest modli­twą, a zara­zem stwier­dze­niem o sądow­ni­czym cha­rak­te­rze, któ­ra ze swej isto­ty nie musi być ogra­ni­czo­na prze­strze­nią w tym sen­sie, że roz­grze­sza­ją­cy kapłan winien mieć peni­ten­ta bli­sko sie­bie w sen­sie fizycz­nym. Zauważ­my, że przyj­mu­je się, iż np. bło­go­sła­wień­stwo Ojca świę­te­go za pośred­nic­twem tele­wi­zji jest waż­nym bło­go­sła­wień­stwem dla tego, kto patrząc na ekran tele­wi­zo­ra przyj­mu­je je z wia­rą. Nie ma – moim zda­niem – fun­da­men­tal­ne­go zna­cze­nia to, czy kapłan roz­ma­wia z peni­ten­tem, któ­ry znaj­du­je się w odle­gło­ści 20 cm po dru­giej stro­nie kra­tek kon­fe­sjo­na­łu, czy też z peni­ten­tem obec­nym po dru­giej stro­nie kabla. Kom­pu­ter daje moż­li­wość komu­ni­ko­wa­nia się poprzez pisa­nie w tym samym cza­sie, a tak­że poprzez mówie­nie (spo­wiedź przez tele­fon!), co wię­cej, moż­na przy pomo­cy kom­pu­te­ro­wych kamer dosko­na­le się widzieć patrząc sobie w twarz za pośred­nic­twem moni­to­ra. Jeśli do tego doda­my moż­li­wość tzw. teleimersji[10], to oka­że się że kon­takt zapo­śred­ni­czo­ny elek­tro­nicz­nie nie musi ustę­po­wać kon­tak­tom w kon­fe­sjo­na­le, a nawet może je prze­wyż­szać.



Kon­tra z rekon­trą



Wie­lu duchow­nych, w tym teo­lo­gów, zapy­ta­nych o moż­li­wość spo­wie­dzi przez inter­net odpo­wia­da­ło nega­tyw­nie. Jed­nak nie spo­tka­łem się do tej pory z sil­ną, mery­to­rycz­ną argumentacją[11]. No bo trud­no za taką argu­men­ta­cję uwa­żać pate­tycz­ne okrzy­ki: Ależ to jest nie­moż­li­we! Z nie­któ­rych wypo­wie­dzi trud­no zresz­tą wywnio­sko­wać, czy ich auto­rzy mie­li na myśli to, że obec­nie nie moż­na spo­wia­dać się przez inter­net (cze­mu nikt nie prze­czy), czy też to, że nigdy elek­tro­nicz­na spo­wiedź nie będzie moż­li­wa z powo­dów dok­try­nal­nie zasad­ni­czych. Nie brak też opi­nii, któ­rych auto­rzy zda­ją się nie do koń­ca rozu­mieć, o czym mowa. Na przy­kład ks. Marek Dzie­wiec­ki po sta­now­czym stwier­dze­niu, iż „nie jest moż­li­wa spo­wiedź za pośred­nic­twem inter­ne­tu ani w jakiej­kol­wiek innej for­mie poza oso­bi­stym spo­tka­niem ze spo­wied­ni­kiem”, poda­je zasad­ni­cze powo­dy takie­go sta­no­wi­ska. Pisze: „Nikt z ludzi nie jest dobrym sędzią we wła­snej spra­wie. […] Potrzeb­na jest oso­bi­sta roz­mo­wa ze spo­wied­ni­kiem, któ­ry ma wte­dy szan­sę posta­wić peni­ten­to­wi dodat­ko­we pyta­nia. […] Spo­wiedź «inter­ne­to­wa», uzna­nie wła­snej winy bez kon­tak­tu ze spo­wied­ni­kiem, nie wystar­czy, by odzy­skać wię­zi miłości”[12]. Sta­ra­jąc się zro­zu­mieć, o czym wła­ści­wie roz­pra­wia ks. Dzie­wiec­ki, docho­dzę do wnio­sku, że uwa­ża on, iż spo­wiedź przez inter­net, to coś w rodza­ju kom­pu­te­ro­wo-tary­fo­we­go roz­ra­chun­ku z samym sobą. Wcho­dzi­my w jakiś pro­gram, wystu­ku­je­my na kla­wia­tu­rze grze­chy, a kom­pu­ter zada­je nam poku­tę i udzie­la roz­grze­sze­nia. Taki pomysł rze­czy­wi­ście był­by god­ny jedy­nie natych­mia­sto­we­go odrzu­ce­nia. Tym­cza­sem spo­wiedź przez inter­net, to rze­czy­wi­sty, choć zapo­śred­ni­czo­ny elek­tro­nicz­nie, kon­takt peni­ten­ta ze spo­wied­ni­kiem. Nie ma tutaj mowy o byciu sędzią we wła­snej spra­wie, ani o jakiejś samot­nej spo­wie­dzi bez kon­tak­tu ze spo­wied­ni­kiem. Wręcz prze­ciw­nie, elek­tro­nicz­na spo­wiedź u kapła­na zakła­da roz­mo­wę i pomoc w for­mo­wa­niu pra­we­go sumie­nia i dobrych pra­gnień. Tyle tyl­ko, że ta roz­mo­wa doko­nu­je się przez inter­net, a nie przez krat­ki kon­fe­sjo­na­łu. Nie widzę powo­du, aby twier­dzić, iż Bóg nie mógł­by albo nie chciał­by udzie­lić sakra­men­tal­nej łaski prze­ba­cze­nia skru­szo­ne­mu grzesz­ni­ko­wi wyzna­ją­ce­mu swo­je grze­chy przez kom­pu­ter kapła­no­wi (a nie kom­pu­te­ro­wi!).



Ist­nie­je jed­nak uza­sad­nio­na oba­wa, że inter­net ze swej natu­ry będzie pro­wo­ko­wał do żar­tów, do spo­wie­dzi „na niby”. Dla­te­go też, by unie­moż­li­wić róż­ne­go rodza­ju dow­ci­py fał­szy­wych peni­ten­tów, postu­lo­wał­bym ogra­ni­cze­nie moż­li­wo­ści spo­wie­dzi przez inter­net do przy­pad­ków, w któ­rych spo­wied­nik oso­bi­ście zna peni­ten­ta. Na przy­kład kie­dy ktoś wyjeż­dża na dłuż­szy okres do inne­go kra­ju, a ma sta­łe­go spo­wied­ni­ka, to mógł­by wów­czas kon­tak­to­wać się z nim za pomo­cą inter­ne­tu. Oto głos pew­nej inter­naut­ki: „Chcę się dołą­czyć do dys­ku­sji o spo­wie­dzi przez inter­net. Do tej pory uwa­ża­łam, że tro­chę się prze­sa­dza z tą spo­wie­dzią przez inter­net, cho­ciaż nie mia­łam dokład­niej­szych na ten temat prze­my­śleń. Od 5 tygo­dni jestem za gra­ni­cą. Przez dwie ostat­nie nie­dzie­le nie przy­stę­po­wa­łam do Komu­nii świę­tej. Czu­ję się bar­dzo nie­swo­jo uczest­ni­cząc we Mszach św. – są one dla mnie nie­peł­ne. Gdy­bym zna­ła język kra­ju, w któ­rym prze­by­wam, może bym się i zmo­bi­li­zo­wa­ła. Ale nie znam. A tutaj jest tyl­ko jed­na kato­lic­ka para­fia z jed­nym księ­dzem. W Pol­sce sta­ram się cho­dzić do spo­wie­dzi do jed­ne­go księ­dza. Zmie­rzam do tego, że w peł­ni zaczy­nam popie­rać pomysł spo­wie­dzi przez inter­net. Oczy­wi­ście nie dla wszyst­kich i nie w każ­dej chwi­li, bo się np. komuś nie chce wyjść z domu i pod­jąć tro­chę tru­du”.



No cóż! Inter­naut­ce moż­na by zapro­po­no­wać spo­wiedź z tłu­ma­czem. W Kodek­sie Pra­wa Kano­nicz­ne­go wszak czy­ta­my: „Niko­mu nie zabra­nia się spo­wia­dać za pośred­nic­twem tłu­ma­cza, z wyklu­cze­niem wszak­że nad­użyć i zgor­sze­nia…” (kan. 990). Nato­miast kan. 983 par. 2 pre­cy­zu­je: „Obo­wią­zek zacho­wa­nia tajem­ni­cy ma tak­że tłu­macz, jeśli wystę­pu­je…”. Widzi­my zatem, że obec­na dys­cy­pli­na spra­wo­wa­nia sakra­men­tu poku­ty dopusz­cza pośred­nic­two. Sądzę jed­nak, że w przy­pad­ku naszej inter­naut­ki o wie­le lep­szym było­by pośred­nic­two kom­pu­te­ra niż jakie­goś przy­god­ne­go tłu­ma­cza. A sko­ro już mówi­my o pośred­nic­twie w spra­wo­wa­niu sakra­men­tów, to zauważ­my tak­że, iż sakra­ment mał­żeń­stwa moż­na waż­nie zawrzeć przez peł­no­moc­ni­ka (per pro­cu­ra­to­rem), a zatem w taki spo­sób, że nup­tu­rien­ci nie muszą być rów­no­cze­śnie oso­bi­ście obec­ni pod­czas zawie­ra­nia związ­ku mał­żeń­skie­go (KPK, kan. 1104 i 1105). Moż­li­wość pośred­ni­cze­nia przez peł­no­moc­ni­ka nasu­wa myśl o moż­li­wo­ści pośred­ni­cze­nia elek­tro­nicz­ne­go.



Powta­rza­nym czę­sto argu­men­tem prze­ciw­ko spo­wie­dzi inter­ne­to­wej jest stwier­dze­nie, iż spo­wiedź wyma­ga bez­po­śred­nie­go (twa­rzą w twarz) spo­tka­nia peni­ten­ta ze spo­wied­ni­kiem. Na przy­kład ks. Zbi­gniew Budyn prze­ko­nu­je: „Żeby sakra­ment zaist­niał potrzeb­na jest bez­po­śred­nia bli­skość tych osób [sza­fa­rza i peni­ten­ta]. Czy­li inny­mi sło­wy musi dojść do spo­tka­nia. Inter­net nie speł­nia tych kry­te­riów” (www.mateusz.pl/pow/02535.htm). No cóż, „spo­tka­nie” to filo­zo­ficz­nie waż­kie i egzy­sten­cjal­nie cen­ne sło­wo, ale myślę, że w powyż­szym kon­tek­ście jest po pro­stu nad­uży­wa­ne. No bo jakim to spo­tka­niem jest ano­ni­mo­wa spo­wiedź w zaci­szu kon­fe­sjo­na­łu. Spo­wia­da­łem się kie­dyś po wło­sku w Bazy­li­ce Waty­kań­skiej. Było to duże prze­ży­cie, ale bynaj­mniej nie z tego powo­du, że spo­tka­łem się ze spo­wied­ni­kiem. Tam nie było żad­ne­go spo­tka­nia „ja-ty” w odnie­sie­niu do mnie i do oso­by spo­wied­ni­ka. Spo­wied­nik pozo­stał dla mnie kimś ano­ni­mo­wym, jak i ja dla nie­go. Nie widzia­łem jego twa­rzy, nie wiem nawet, jakiej był naro­do­wo­ści. Nato­miast spo­wiedź przez inter­net, o jakiej tutaj mówi­my, zakła­da uprzed­nią, oso­bi­stą zna­jo­mość. Bar­dziej niż ze spo­wied­ni­kiem w Bazy­li­ce Waty­kań­skiej mógł­bym się wów­czas spo­tkać z moim sta­rym spo­wied­ni­kiem w Pol­sce, z któ­rym wszedł­bym w kon­takt za pośred­nic­twem kom­pu­te­ra. Inna spra­wa, że nawet gdy­by ist­nia­ła taka moż­li­wość, to praw­do­po­dob­nie bym tego nie zro­bił; wolał­bym wyspo­wia­dać się w Bazy­li­ce.



Ci, któ­rzy tak wie­le mówią mię­dzy­oso­bo­wej wię­zi mię­dzy spo­wied­ni­kiem a peni­ten­tem jako istot­nym ele­men­cie sakra­men­tu pojed­na­nia, powin­ni naj­pierw okre­ślić, na czym owa mię­dzy­oso­bo­wa więź wła­ści­wie pole­ga, a następ­nie poka­zać, iż rze­czy­wi­ście w cią­gu dwóch tysię­cy lat w każ­dej for­mie waż­nej spo­wie­dzi reali­zu­je się taka oso­bo­wa więź. Moim zda­niem jest to zada­nie nie­wy­ko­nal­ne. Wypa­da­ło­by jesz­cze, aby ci, któ­rzy uwa­ża­ją bez­po­śred­nią, oso­bo­wą więź mię­dzy spo­wied­ni­kiem a peni­ten­tem za kon­sty­tu­tyw­ny ele­ment dla spo­wie­dzi, wska­za­li dla pod­par­cia swej tezy na jakieś ofi­cjal­ne i pew­ne naucza­nie Kościo­ła. Spo­wiedź sakra­men­tal­na nie­wąt­pli­wie wyma­ga obu­stron­ne­go, bez­po­śred­nie­go w sen­sie jed­no­ści cza­su kon­tak­tu „uszne­go”, ale ten jest jak naj­bar­dziej moż­li­wy przez inter­net lub tele­fon.



Poprzez powyż­szą argu­men­ta­cję nie chcę powie­dzieć, że nie cenię sobie spo­wie­dzi, w któ­rych docho­dzi do oso­bo­we­go i bez­po­śred­nie­go w sen­sie fizycz­nej obec­no­ści spo­tka­nia peni­ten­ta ze spo­wied­ni­kiem. Wręcz prze­ciw­nie, za naj­lep­szą for­mę spra­wo­wa­nia sakra­men­tu poku­ty uwa­żam spo­wiedź „twa­rzą w twarz” (bez kra­tek kon­fe­sjo­na­łu) u sta­łe­go spo­wied­ni­ka w kon­tek­ście wspól­no­to­wo prze­ży­wa­nej litur­gii pokut­nej. Takie litur­gie są owo­cem odno­wy Sobo­ru Waty­kań­skie­go II i jako takie są pole­ca­ne przez „Obrzę­dy poku­ty”, ale w naszych para­fiach dość trud­no je spo­tkać. Sądzę zatem, że czymś nie­po­waż­nym jest roz­pra­wia­nie o istot­nym zna­cze­niu bez­po­śred­nie­go spo­tka­nia spo­wied­ni­ka z peni­ten­tem, jeśli więk­szość tra­dy­cyj­nych i prze­cież jak naj­bar­dziej waż­nych i godzi­wych spo­wie­dzi odby­wa się bez takie­go spo­tka­nia. W spo­wie­dziach tych mamy do czy­nie­nia jedy­nie ze słu­cho­wym kon­tak­tem (spo­wiedź uszna), o któ­rym trud­no mówić, że kon­sty­tu­uje spo­tka­nie. Mówie­nie „na ucho” to mówie­nie o czymś w sekre­cie, co wca­le nie musi zakła­dać spo­tka­nia. A jeśli tak jest, to zwal­cza­jąc postu­lo­wa­nie moż­li­wo­ści spo­wie­dzi przez inter­net, nie moż­na z egzal­ta­cją twier­dzić, że bez­po­śred­nie spo­tka­nie spo­wied­ni­ka i peni­ten­ta nale­ży do isto­ty spo­wie­dzi. Fakt, że peni­tent znaj­du­je się po dru­giej stro­nie krat­ki, nie sta­no­wi prze­cież spo­tka­nia. Z dru­giej stro­ny, kon­takt inter­ne­to­wy, choć nie jest kon­tak­tem bez­po­śred­nim, wca­le nie musi ozna­czać nie­moż­li­wo­ści spo­tka­nia się w ogó­le. Czyż kato­li­cy w Moskwie nie mogą twier­dzić, że rze­czy­wi­ście spo­tka­li się z Janem Paw­łem II za pośred­nic­twem tele­bi­mu? Zna­czą­ce jest też tutaj to, że cokol­wiek byśmy nie myśle­li o reak­cji patriar­chy Alek­sie­ja II, to uznał on elek­tro­nicz­ną obec­ność Papie­ża za real­ne wtar­gnię­cie na jego kano­nicz­ne tery­to­rium.



Innym argu­men­tem pod­no­szo­nym przez prze­ciw­ni­ków moż­li­wo­ści inter­ne­to­wej spo­wie­dzi jest powo­ły­wa­nie się na tajem­ni­cę spo­wie­dzi. Elek­tro­nicz­ne pośred­nic­two mia­ło­by nara­żać nie­na­ru­szal­ność tajem­ni­cy spo­wie­dzi. Jestem jed­nak prze­ko­na­ny, że temu, kto miał­by nik­czem­ny zamiar pod­słu­chi­wa­nia spo­wie­dzi, łatwiej było­by zamon­to­wać mikro­fon w jakimś kon­fe­sjo­na­le niż szu­kać spo­wie­dzi na inter­ne­to­wych łączach. Poza tym, tajem­ni­ca spo­wie­dzi doty­czy spo­wied­ni­ka, a nie peni­ten­ta. Jeśli peni­tent chce publicz­nie wyja­wić swo­je grze­chy, to może to zro­bić, po warun­kiem, że nie będzie tego robił w celu wywo­ła­nia zgor­sze­nia. A ewen­tu­al­ne ryzy­ko pod­słu­cha­nia, czy też podej­rze­nia spo­wie­dzi w inter­ne­cie peni­tent bie­rze na sie­bie. Prze­cież jeśli ktoś pod­słu­cha spo­wiedź w kon­fe­sjo­na­le, to nikt nie oskar­ża kapła­na, że zła­mał tajem­ni­cę spo­wie­dzi, bo nie zabez­pie­czył kon­fe­sjo­na­łu.



For­mu­łu­je się ponad­to wie­le argu­men­tów prze­ciw­ko moż­li­wo­ści spo­wie­dzi przez inter­net, któ­re spra­wia­ją wra­że­nie „wymy­śla­nych na siłę”. A w dodat­ku śmie­szą. Cyto­wa­ny już ks. Budyn oba­wia się na przy­kład, że sko­ro korzy­sta­nie z inter­ne­tu kosz­tu­je, to „mogło­by wte­dy dojść do powsta­nia spo­wie­dzi eli­tar­nej, zare­zer­wo­wa­nej tyl­ko nie­któ­rym”. A prze­cież „Kościół nie może pozwo­lić sobie na jakie­kol­wiek podzia­ły, bo wte­dy będzie dzia­łał wbrew swe­mu Zało­ży­cie­lo­wi…” (www.mateusz.pl/pow/02535.htm). Podej­mu­jąc ten spo­sób rozu­mo­wa­nia moż­na by się pytać, co robić, jeśli ktoś dojeż­dża do kościo­ła luk­su­so­wym samo­cho­dem, a ktoś inny musi iść kil­ka kilo­me­trów pie­szo. I nie sądzę, aby zabra­nie temu pierw­sze­mu samo­cho­du było naj­lep­szym roz­wią­za­niem.



Ostat­nie wypo­wie­dzi Kościo­ła



Nie­daw­no uka­za­ły się – jak już zauwa­ży­li­śmy – dwa doku­men­ty Papie­skiej Rady ds. Środ­ków Spo­łecz­ne­go Prze­ka­zu na temat inter­ne­tu: „Kościół a Inter­net” oraz „Ety­ka w Inter­ne­cie”. Nie­któ­rzy ocze­ki­wa­li, że doku­men­ty te przy­nio­są jakieś roz­strzy­gnię­cie w spra­wie moż­li­wo­ści spo­wie­dzi przez inter­net. Tak się jed­nak nie sta­ło. Nie jest bowiem żad­nym osta­tecz­nym roz­strzy­gnię­ciem stwier­dze­nie: „Rze­czy­wi­stość wir­tu­al­na nie jest zamien­ni­kiem Real­nej Obec­no­ści Chry­stu­sa w Eucha­ry­stii, sakra­men­tal­nej rze­czy­wi­sto­ści innych sakra­men­tów i współ­udzia­łu w kul­cie spra­wo­wa­nym w żywej wspól­no­cie. W Inter­ne­cie nie ma sakra­men­tów; a nawet doświad­cze­nia reli­gij­ne, moż­li­we w nim dzię­ki łasce Boga nie są wystar­cza­ją­ce w ode­rwa­niu od współ­dzia­ła­nia z inny­mi wier­ny­mi w świe­cie rze­czy­wi­stym. To kolej­ny aspekt Inter­ne­tu, któ­ry wyma­ga stu­dium i reflek­sji” (Kościół a inter­net, 9).



Spró­buj­my odnieść się do powyż­szej wypo­wie­dzi. Po pierw­sze, doku­ment Papie­skiej Rady, choć jest gło­sem waż­nym, nie sta­no­wi ze swej natu­ry jakie­goś nie­omyl­ne­go i osta­tecz­ne­go roz­strzy­gnię­cia nasu­wa­ją­cych się pro­ble­mów. Po dru­gie, ewen­tu­al­na moż­li­wość spo­wie­dzi przez inter­net nie była­by żad­nym zamien­ni­kiem dotych­cza­so­wych form sakra­men­tu poku­ty, a jedy­nie ich uzu­peł­nie­niem i w pew­nym sen­sie prze­dłu­że­niem (bez­po­śred­nie kon­tak­ty peni­ten­ta ze swo­im spo­wied­ni­kiem znaj­do­wa­ły­by w pew­nych szcze­gól­nych sytu­acjach i pod jasno okre­ślo­ny­mi warun­ka­mi prze­dłu­że­nie za pośred­nic­twem inter­ne­tu). Po trze­cie, stwier­dze­nie „w Inter­ne­cie nie ma sakra­men­tów” wca­le nie musi i de fac­to nie ozna­cza stwier­dze­nia, że nigdy nie może być spra­wo­wa­nia jakie­go­kol­wiek sakra­men­tu za pośred­nic­twem inter­ne­tu. Mówiąc o sakra­men­tach, trze­ba bowiem odróż­nić te sakra­men­ty, któ­re wyma­ga­ją takich ele­men­tów jak: woda, olej, chleb, wino, czy też nało­że­nie rąk, od sakra­men­tów, któ­re spra­wo­wa­ne są jedy­nie za pośred­nic­twem sło­wa (poku­ta, mał­żeń­stwo). Zauważ­my ponad­to, że co inne­go ozna­cza wyra­że­nie „w inter­ne­cie” niż „za pośred­nic­twem inter­ne­tu”, czy też „przez inter­net”. Pierw­sze wyra­że­nie suge­ru­je jakieś zamknię­cie się w rze­czy­wi­sto­ści wir­tu­al­nej bez kon­tak­tu z real­ną wspól­no­tą. Pozo­sta­łe wyra­że­nia zakła­da­ją real­ny kon­tekst wspól­no­to­wy, tyle że zapo­śred­ni­czo­ny elek­tro­nicz­nie (moż­na słu­chać homi­lii sto­jąc przy gło­śni­ku i nie widząc kazno­dziei). Dla­te­go też – po czwar­te – doświad­cze­nie reli­gij­ne, jakie postu­lu­je­my, czy­li spo­wiedź przez inter­net, nie było­by czymś dzie­ją­cym się „w ode­rwa­niu od współ­dzia­ła­nia z inny­mi wier­ny­mi w świe­cie rze­czy­wi­stym”. I po pią­te, doku­ment nie roz­strzy­ga nicze­go defi­ni­tyw­nie, ale wyraź­nie otwie­ra pew­ne obsza­ry zachę­ca­jąc do „stu­dium i reflek­sji”.



Ufam, że star­czy nam mądro­ści i odwa­gi, aby powyż­szą zachę­tę ze spo­ko­jem przy­jąć. Na pew­no nie będą temu słu­żyć histe­rycz­ne wypo­wie­dzi, jakie swe­go cza­su moż­na było w spra­wie moż­li­wo­ści spo­wie­dzi przez inter­net zna­leźć na e.kai.pl. Jeden z inter­nau­tów powo­łu­jąc się na sobie tyl­ko wia­do­me źró­dła zawy­ro­ko­wał: „Spra­wa daw­no zakoń­czo­na i nie ma do cze­go wra­cać. Dobrze, że Epi­sko­pat się wypo­wie­dział […], bo byli­śmy zdru­zgo­ta­ni Waszy­mi pomy­sła­mi”. Inny zaś z tro­ską zapy­ty­wał: „A co będzie z tymi księż­mi, co się opo­wia­da­li za spo­wie­dzią przez inter­net. Prze­cież nale­ża­ło­by ich jakoś uświa­do­mić”. Na Opo­ce dys­ku­sja była dużo bar­dziej mery­to­rycz­na, a tym samym spo­koj­na, choć i tu poja­wi­ła się taka np. wypo­wiedź: „Czy moż­li­wa jest spo­wiedź przez SMS? Na przy­kład taka: 3–2, 4–1, 6–0,5, 7–40 zł (pierw­sza cyfra to numer przy­ka­za­nia). […] Radzę kupić hostie, włą­czyć tele­wi­zyj­na albo radio­wą trans­mi­sje Mszy św., poło­żyć przed tele­wi­zo­rem i radiem i spo­żyć jako Komu­nię. […] Pod­pi­sa­no: ks. Marek Lis”. Odno­tuj­my w tym kon­tek­ście głos inter­naut­ki: „Jestem bar­dzo zain­te­re­so­wa­na tema­tem [spo­wie­dzi przez inter­net] i usi­ło­wa­łam już o tym roz­ma­wiać szcze­gól­nie z księż­mi. Z przy­kro­ścią musze stwier­dzić, że temat wywo­łu­je przede wszyst­kim agre­sję. Nie potra­fię zro­zu­mieć tej nie­chę­ci i zło­ści do same­go pomy­słu. Argu­men­ty, jakie przy­ta­cza­ją księ­ża, zazwy­czaj są mało prze­ko­nu­ją­ce, cza­sem wręcz naiw­ne. Mam jed­nak nadzie­ję, że znaj­dą się księ­ża, któ­rzy podej­mą rze­czo­wą dys­ku­sję. Myślę, że spo­wiedź za pośred­nic­twem inter­ne­tu jest w przy­szło­ści nie­unik­nio­na. Życie pisze takie sce­na­riu­sze…”. No cóż! nie wiem, czy spo­wiedź przez inter­net jest nie­unik­nio­na. Póki co – przy­po­mnij­my raz jesz­cze – obo­wią­zu­je dys­cy­pli­na, na któ­rą ostat­nio wska­za­ła Peni­ten­cja­ria Apo­stol­ska. W Liście Okól­nym z 23 X 2002 Peni­ten­cja­ria stwier­dza wyraź­nie: „Sto­so­wa­nie środ­ków tech­nicz­nych (fax, inter­net, pocz­ta elek­tro­nicz­na itd), któ­re umoż­li­wia­ją szyb­ką komu­ni­ka­cję i wymia­nę wia­do­mo­ści na odle­głość, weszło na zaka­za­ny teren tajem­ni­cy sumie­nia. Taki zakaz obo­wią­zu­je tym bar­dziej tam, gdzie cho­dzi o Sakra­ment Poku­ty, obwa­ro­wa­ny pie­czę­cią sakra­men­tal­ną. Nie­sto­sow­no­ści wyni­ka­ją­ce z tak god­nej poża­ło­wa­nia prak­ty­ki, są bar­dzo jasne, nale­ży jed­nak szcze­gól­nie przy­po­mnieć, że tego rodza­ju nad­uży­cie naru­sza istot­ne ele­men­ty Sakra­men­tu Poku­ty (takie jak: sakra­men­tal­ność, bez­po­śred­nia fizycz­na obec­ność pod­mio­tów, dia­lo­go­wość i w kon­se­kwen­cji tak­że sku­tecz­ność psy­cho­lo­gicz­na”. Dys­cy­pli­na jest zatem jasna, choć z jej argu­men­ta­cją moż­na dys­ku­to­wać, co sta­ra­li­śmy się poka­zać. W każ­dym razie spra­wa wyko­rzy­sty­wa­nia elek­tro­nicz­nych środ­ków komu­ni­ka­cji w spra­wo­wa­niu nie­któ­rych sakra­men­tów na pew­no nie jest defi­ni­tyw­nie zakoń­czo­na. Ona dopie­ro się zaczy­na, gdyż środ­ki te będą coraz dosko­nal­sze i będą mia­ły coraz więk­sze zna­cze­nie dla sty­lu myśle­nia i dzia­ła­nia czło­wie­ka.



Tekst uka­zał się w mie­sięcz­ni­ku “Więź”


Redak­cja Maga­zy­nu Sem­pre Refor­man­da dzię­ku­je Auto­ro­wi ora­zRe­dak­cji­mie­sięcz­ni­ka “Więź” za moż­li­wość wyko­rzy­sta­nia tego mate­ria­łu na naszych stro­nach.



——————————————————–


[1] D. Kowal­czyk, Poszu­ku­jąc Boga w kom­pu­te­rze. Inter­ne­to­we reko­lek­cje wiel­ko­post­ne, WAM, Kra­ków 1998.


[2] Tam­że, s. 6–7.


[3] Trze­ba pamię­tać o róż­nych dostęp­nych spo­so­bach kom­pu­te­ro­we­go komu­ni­ko­wa­nia się: e‑mail, gopher, ftp, www, chat itd. Co przy­nie­sie w tej kwe­stii przy­szłość? Nie wia­do­mo, ale na pew­no coś, co nas zasko­czy. Może np. trans­lo­ka­cję.


[4] J. Salij, Spo­wiedź przez inter­net, w: W dro­dze 5 (2002), s. 127.


[5] Tam­że.


[6] Tam­że, s. 128.


[7] Na przy­kład w: H. Nol­din, A.Schmitt, Sum­ma The­olo­giae Mora­lis, t. III: De Sacra­men­tis, Oeni­pon­te-Lip­siae 193825, s. 243, czy­ta­my: „Wyda­je się, że roz­grze­sze­nie przez tele­fon jest nie­waż­ne: sakra­men­ty bowiem w ten spo­sób zosta­ły usta­no­wio­ne przez Chry­stu­sa, aby te oko­licz­no­ści, któ­re są wyma­ga­ne do ich waż­no­ści, mogły zaist­nieć na spo­sób ludz­ki i natu­ral­ny. W sakra­men­cie poku­ty jest zatem wyma­ga­na taka obec­ność spo­wia­da­ją­ce­go się, aby mógł on na spo­sób ludz­ki i natu­ral­ny roz­ma­wiać ze spo­wied­ni­kiem. Roz­mo­wa przez tele­fon jest nato­miast sztucz­nym spo­so­bem roz­ma­wia­nia z nie­obec­nym; nie jest bowiem sły­sza­ny głos ludz­ki mówią­ce­go, lecz dźwięk sztucz­nie wytwa­rza­ny przez ten głos jest sły­sza­ny przez tele­fon”. Ta argu­men­ta­cja opar­ta na „sztucz­no­ści” gło­su przez tele­fon dziś zde­cy­do­wa­nia „trą­ci mysz­ką”. Sami auto­rzy byli praw­do­po­dob­nie świa­do­mi sła­bo­ści pre­zen­to­wa­nych argu­men­tów, stąd napi­sa­li „wyda­je się”. Ponad­to w tym samym miej­scu przy­zna­ją, że „Św. Peni­ten­cja­ria (1 lipiec 1884) na pyta­nie «Czy w przy­pad­ku osta­tecz­nej koniecz­no­ści moż­na udzie­lić roz­grze­sze­nia przez tele­fon» odpo­wie­dzia­ła «Nie nale­ży nic odpo­wia­dać» (nihil est respon­den­dum)”. F. Die­kamp nato­miast pisze: „Bar­dzo powąt­pie­wa się, czy roz­grze­sze­nie udzie­lo­ne przez tele­fon jest waż­ne. Św. Peni­ten­cja­ria w 1884 r. uchy­li­ła się od decy­zji w tej spra­wie: «Nie nale­ży nic odpo­wia­dać». W rze­czy samej bar­dzo jest wąt­pli­we, czy w sztucz­nym prze­ka­zie gło­su ma miej­sce obec­ność. Ponie­waż jed­nak­że nie ma pew­no­ści, co do nie­waż­no­ści, w przy­pad­ku koniecz­no­ści wol­no będzie pró­bo­wać wes­przeć peni­ten­ta” (The­olo­giae dogma­ti­cae manu­ale, t. 4, Tour­nai 1943, s. 286). Widać więc wyraź­nie, że zna­mie­ni­ci auto­rzy sprzed wie­lu dzie­się­cio­le­ci mie­li wąt­pli­wo­ści, co do waż­no­ści roz­grze­sze­nia przez tele­fon, ale jed­no­cze­śnie przy­zna­wa­li, że kwe­stia pozo­sta­je otwar­ta. Tym bar­dziej pozo­sta­je otwar­ta dzi­siaj.


[8] J.P. Foley (roz­mo­wa z U. Bobin­ge­rem), Bóg w glo­bal­nej wio­sce, Wydaw­nic­two „M”, Kra­ków 2002, s. 86.


[9] Tam­że.


[10] „Tele­imer­sja – nowy spo­sób kon­tak­tów mię­dzy­ludz­kich moż­li­wy dzię­ki tech­ni­kom cyfro­wym daje złu­dze­nie, że czło­wiek prze­by­wa w tym samym pomiesz­cze­niu, co oso­by, któ­re w rze­czy­wi­sto­ści znaj­du­ją się tysią­ce kilo­me­trów od nas. Łączy ona tech­ni­ki wizu­ali­za­cji oraz inte­rak­cji z oto­cze­niem – cha­rak­te­ry­stycz­ne dla rze­czy­wi­sto­ści wir­tu­al­nej – z nowy­mi osią­gnię­cia­mi wizu­ali­za­cyj­ny­mi, któ­re wycho­dzą poza tra­dy­cyj­ne moż­li­wo­ści kamer wideo. Zamiast obser­wo­wać uczest­ni­ków i ich oto­cze­nie z jed­ne­go tyl­ko punk­tu, sta­no­wi­ska tele­imer­sji przed­sta­wia­ją czło­wie­ka jako «rucho­mą rzeź­bę». Nie wyróż­nia się żad­ne­go punk­tu obser­wa­cji, co powo­du­je, że wszy­scy uczest­ni­cy znaj­du­ją się pozor­nie w tej samej prze­strze­ni i postrze­ga­ją ją tak samo, tak jak napraw­dę wyglą­da. Spe­cja­li­ści prze­wi­du­ją, że tele­imer­sja może wejść do powszech­ne­go użyt­ku za mniej wię­cej 10 lat. Praw­do­po­dob­nie zastą­pi ona spo­tka­nia biz­ne­so­we, kon­sul­ta­cje zawo­do­we, dokształ­ca­nie, poka­zy na tar­gach itp.


[11] Chlub­nym wyjąt­kiem jest tu tekst ks. Andrze­ja Dra­gu­ły [


[12] M. Dzie­wiec­ki, Czy moż­na wyspo­wia­dać się przez inter­net, w: Kate­che­ta 6 (2001), s. 35–36.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.