Osądzona łódź piotrowa
- 30 stycznia, 2003
- przeczytasz w 5 minut
Papież powinien zrezygnować! To twierdzenie jak mantrę od wielu miesięcy powtarzają laickie i liberalne media na całym niemal świecie. To jednak nie jedyna propozycja dotycząca Kościoła, jaką wysuwają dziennikarze i publicyści. Można wręcz powiedzieć, że mają już oni przygotowany projekt gruntownego zreformowania Kościoła katolickiego, tak by niczym nie różnił się on od liberalnego świata. Projekt ten obejmuje wszystie rejony życia kościelnego. Od jego struktury, poprzez życie sakramentalna, aż po eklezjologię.
Demokratyczna reforma od zaraz
Pierwszym i podstawowym żądaniem mediów jest natychmiastowe wprowadzenie do życia Kościoła metod demokratycji liberalnej. Biskupi (w tym bikup Rzymu) i księża w zgodzie z demokratyczną zasadą mają być wybierani w wyborach powszechnych (nie wiadomo tylko, komu miałoby przysługiwać prawo wyborcze, czy tylko wierzącym, czy wszystkim ochrzczonym) a kobiety powinny być dopuszczone do wszystkich godności hierarchicznych. “Kiedy następnym razem ktoś powie, że Kościół nie jest demokracją – poucza amerykańskich katolików James Carroll w “The Boston Globe” – odpowiedz mu, że to właśnie jest problemem (…) Pełna demokratyczna reforma jest jedyną nadzieją Kościoła katolickiego”. W innym tekście Carroll rozwija swój projekt pełnej demokratyzacji Kościoła poprzez nową “demokratyczną reformację”. Miałaby ona objąć nie tylko wybory, ale również “pełne równouprawnienie kobiet oraz nową wizję ludzkiej seksualności”. Oznacza to, posługując się jaśniejszym językiem, zgodę na święcenia dla kobiet oraz odrzucenie całej katolickiej nauki o ludzkiej seksualności (czyli zgody na aborcję, antykoncepcję, rozwody, “małżeństwa homoseksualne”, czy akceptację tzw. wolnych związków na jakiś czas). Tylko taka reformacja może, zdaniem Carrolla, ocalić kościół od zagłady. Z niewiadomych przyczyn jednak publicysta nie przypomina, że kościoły, które częściowo lub nawet całkowicie zrealizowały taki projekt już istnieją. Szwedzcy luteranie od lat sześćdziesiątych zezwalają na święcenie kobiet, w latach dziewięćdziesiątych wprowadzili kościelne „małżeństwa homoseksualne” i w tym samym czasie wyrzucili z kościołów pastorów sprzeciwiających się ordynowaniu aktywnych i pozostających w stałych związkach jednopłciowych duchownych. Demokracja parlamentarna objęła w tym kościele nawet życie parafialne. – “Do rad parafialnych odbywają się u nas takie same wybory, jak do samorządu. Startują różne partie. I potem nawet się mówi, że np. w radzie większość mają socjaldemokraci” – opowiada Danuta, Polka od wielu lat mieszkająca w Szwecji. Jednak wbrew zapowiedziom Carrola wcale nie poprawiła ona sytuacji kościoła w Szwecji. Do wiary przyznaje się tam zaledwie kilkanaście procent mieszkańców. A na niedzielną liturgię do np. katedry w Orebre (120 tysięcy mieszkańców) przychodzi kilkanaście osób. Podobny proces odpływania wiernych od “demokratycznie zreformowanych” wspólnot można zaobserwować również w Stanach Zjednoczonych, gdzie np. anglikanie coraz częściej decydują się na przystąpienie (często grupowo) do Kościołów katolickiego lub prawosławnego, czy do konserwatywnych obyczajowo wspólnot zieloświątkowych.
Ideał jedności poza prawdą
Na demokratyzacji jednak projekty dziennikarskie się nie kończą. Coraz częściej można bowiem usłyszeć donośne żądanie pozbycia się w teorii i praktyce katolickiej również pojęcia prawdy. Kościół powinien zmierzać w kierunku uzgadnania wszystkich swoich wierzeń z innymi wspólnotami chrześcijańskimi, a nawet innymi religiami. Zdaniem wielu dziennikarzy bowiem niedopuszczalne jest już samo twierdzenie, że Kościół posiada pełnie środków zbawienia, czy że jego nauka jest prawdziwa. Kamieniem obrazy jest już dla nich przypomnienie deklaracji św. Cypriana głoszącej, że “poza Kościołem nie ma zbawienia”.Znakomitym przykładem takiego myślenia była medialna burza wywołana publikacją deklaracji “Dominus Iesus”. W jednej z polskich rozgłośni zastanawiano się nawet czy: “Kościół ma prawo podważać podstawową dla demokracji zasadę równości wyznaniowej”. Jeszcze mocniej ten, przypominający po prostu tradycyjną naukę katolicką, tekst zgromiono w mediach zachodnich. Komentator “Frankfurter Allgemeine Zeitung” zasugerował, że oznacza ona “koniec ekumenizmu”. Prezes Związku Włoskich Gmin Żydowskich prof. Amos Luzzatto oskarżył nawet na łamach prasy kard. Ratzingera o szerzenie nienawiści. “Kiedy Ratzinger stwierdza, że Chrystus jest rzeczywistością obecną w historii i że zależą od Niego wszyscy, jest to bardzo dwuznaczne i groźne. Znaczy bowiem, że nie liczy się z innymi religiami” – przekonywał Luzzatto.Niestety, ani on ani inni publicyści zdają się zapominać o tym, że wyrzeczenien się Chrystusa oznacza koniec chrześcijaństwa, zaś przekonanie o tym, że przekonania wszystkich wyznań chrześcijańskich są tak samo prawdziwe oznacza koniec tradycyjnego, klasycznego pojęcia prawdy. I być może nie wynika to nawet ze złej woli, a z potwornej niewiedzy, której najdobitniejszym przejawem może być raport “Polityki” poświęcony futurystyce (opublikowany w Nowy Rok 2000). W jednej z jego części dziennikarz przekonywał np., że pod koniec XX wieku pozostaną już tylko dwa kościoły: dynamicznie rozwijający się Kościół ekumenicznym (z nauką liberalną we wszystkich kwestiach światopoglądowych, który jednoczyć by miał wszystkich chrześcijan od prawosławnych do zielonoświątkowców) i zamierający Kościół katolicki (zamknięty i konserwatywny). Pomijając już fakt, że jak na razie to właśnie katolicyzm jest najdynamiczniej (obok wspólnot zielonoświątkowych) rozwijających się wyznaniem chrześcijańskim, to o niewiedzy autora świadczy już twierdzenie, że prawosławni pojednają się z protestantami i zrezygnują z sakramentów, Tradycji czy kultu Matki Bożej.
Niewygodny papież
Na drodze do spełnienia wszystkich tych medialnych planów stoi jednak, co nieustannie wypominają dziennikarze, Jan Paweł II. To dlatego tak często teksty poświęcone nauce Kościoła lub jego problemom przekształcają się w personalny atak na papieża. Doskonałym przykładem takiego myślenia jest artykuł Billa Kellera w “New York Timesie”. Keller dowodzi w nim, że wszystkie kłopoty i skandale wstrząsające Kościołem są efektem posługi Jana Pawła II. “Niewygodna i nieartykułowana otwarcie prawda jest taka, że obecny zamęt w kościele katolickim (…) jest dziełem życia papieża”. Dlaczego? Odpowiedź Kellera utrzymana jest w poetyce dziennikarstwa znanego z tygodnika “Nie”. “Tak, jak komuniści Jan Paweł II starannie zbudował swoisty Kreml wielce nieprzychylny dla jakiegokolwiek reformatora”. Dopiero zaś jego odejście ma umożliwić zreformowanie katolicyzmu. Na Keller zapomina, że to Duch Święty, a nie on rządzi Kościołem. Wszystko to świadczy o tym, że słowa Jana Pawła II ze Skoczowa, można i trzeba odnieść nie tylko do polskich mediów. “Pod hasłami tolerancji w (…) środkach masowego przekazu szerzy się wielka, coraz większa nietolerancja” – mówił wówczas papież.