Magazyn

Osądzona “łódź piotrowa” osądza


Tekst Toma­sza Ter­li­kow­skie­go jest bez wąt­pie­nia stru­mie­niem nie­zwy­kle inte­re­su­ją­cych myśli zatro­ska­ne­go o ima­ge swo­je­go Kościo­ła rzym­skie­go kato­li­ka. W pre­zen­to­wa­nej tre­ści bez tru­du moż­na odna­leźć auten­tycz­ny nie­po­kój o los Kościo­ła, któ­ry ze wzglę­du na swo­ją struk­tu­rę, wyzna­wa­ne prze­ko­na­nia wzbu­dzać może róż­ne­go rodza­ju kon­tro­wer­sje. Mar­twi jed­nak fakt, iż wycią­ga­ne wnio­ski spra­wiać mogą wra­że­nie nazbyt emo­cjo­nal­ne­go podej­ścia do oma­wia­ne­go pro­ble­mu. Dzia­ła­niem ubocz­nym takiej “posta­wy”, któ­rej nie musi być prze­ciw­sta­wia­na oschła obo­jęt­ność, jest krzyw­dzą­ca powierz­chow­ność w wycią­ga­niu ocen, szcze­gól­nie zaś do feno­me­nów, któ­re tra­dy­cja lute­rań­ska pie­lę­gnu­je w swo­im życiu kościel­nym.


Anty­de­mo­kra­tycz­na struk­tu­ra Kościo­ła Rzym­sko­ka­to­lic­kie­go, prze­ja­wia­ją­ca się w zdy­scy­pli­no­wa­nej hie­rar­chii jest jed­nym z cha­rak­te­ry­stycz­nych wyznacz­ni­ków tej­że wspól­no­ty. Jeśli więc w łonie Kościo­ła Rzym­skie­go poja­wia­ją się gło­sy, opo­wia­da­ją­ce się za zwięk­sze­niem udzia­łu świec­kich w podej­mo­wa­niu decy­zji waż­nych dla życia całe­go Kościo­ła, to nale­ża­ło­by fakt ten przy­jąć z wiel­kim zado­wo­le­niem i wdzięcz­no­ścią niż z mało kon­struk­tyw­ną podejrz­li­wo­ścią. Cyto­wa­ne wypo­wie­dzi Jame­sa Carol­la mogą się wyda­wać w real­nej per­spek­ty­wie histo­rycz­nej nazbyt uto­pij­ne, jed­nak­że kościel­no-poli­tycz­ny kon­tekst wypo­wie­dzi, co do któ­re­go moż­na się spie­rać, nie zmie­nia koniecz­no­ści prze­my­śle­nia struk­tur orga­ni­za­cyj­nych Kościo­ła Rzym­skie­go i na nic nie zda się kary­ka­tu­ry­zo­wa­nie wysu­wa­nych z wie­lu stron wnio­sków. Wyda­wa­ło­by się, że cho­dzi o wewnętrz­ne spra­wy Kościo­ła Rzym­sko­ka­to­lic­kie­go, jed­nak­że Autor nie omiesz­kał powo­łać się na “nega­tyw­ne doświad­cze­nia” lute­rań­skie­go Kościo­ła Szwe­cji, prze­ży­wa­ją­ce­go bez wąt­pie­nia poważ­ny kry­zys.


Ale do rze­czy! Czy prak­ty­ko­wa­na od cza­sów Refor­ma­cji w Kościo­łach ewan­ge­lic­kich (lute­rań­skich i refor­mo­wa­nych) demo­kra­cja jest powo­dem kło­po­tów tych­że Kościo­łów w Euro­pie Zachod­niej i USA? Ustrój kościel­ny nie jest kwe­stią wia­ry, a struk­tu­ry nie zba­wia­ją. Jak dotąd demo­kra­cja w kościo­łach ewan­ge­lic­kich spraw­dza się, bowiem jest ona efek­tyw­nym instru­men­tem kształ­to­wa­nia kościel­nej rze­czy­wi­sto­ści, wzmac­nia aktyw­ność zbo­ru. Zbór nie jest mar­twą jed­nost­ką admi­ni­stra­cyj­ną (para­fia), ale dyna­micz­ną wiel­ko­ścią, któ­ra powin­na wyra­żać swo­ją tro­skę o gło­sze­nie Ewan­ge­lii w róż­nych aspek­tach życia kościel­ne­go. Bez­po­śred­nia współ­od­po­wie­dzial­ność wier­nych za losy Kościo­ła w żad­nym wypad­ku nie może być i nie jest powo­dem kry­zy­su wia­ry. Cyto­wa­na wypo­wiedź nie­ja­kiej pani Danu­ty jest typo­wą oce­ną Pola­ków, któ­rzy wyemi­gro­wa­li do Szwe­cji i patrzą na tam­tej­szy Kościół lute­rań­ski przez pry­zmat feu­dal­nych struk­tur orga­ni­za­cyj­nych Kościo­ła Rzym­sko­ka­to­lic­kie­go w Pol­sce. Pod­kre­ślam w Pol­sce, bowiem spra­wa ina­czej wyglą­da w Niem­czech czy np. w USA. Smut­ne jest to, że pol­scy kato­li­cy oce­nia­jąc pro­te­stan­tyzm na Zacho­dzie wypo­wia­da­ją się z pozy­cji tych lep­szych, punk­tu­jąc wszel­ką inność… w struk­tu­rze na przy­kład, pomi­ja­jąc już kwe­stie natu­ry ekle­zjo­lo­gicz­nej (ordy­na­cja kobiet). Oce­na pro­te­stan­ty­zmu wią­że się nazbyt czę­sto z rażą­cą nie­wie­dzą na temat teo­lo­gicz­nej tra­dy­cji chrze­ści­jań­stwa refor­ma­cyj­ne­go, co jesz­cze bar­dziej utrud­nia dia­log.


Mówiąc o kry­zy­sie w ewan­ge­lic­kim chrze­ści­jań­stwie nale­ży przede wszyst­kim zro­bić wła­sny rachu­nek sumie­nia i zapy­tać jak to się dzie­je, że w arcy­ka­to­lic­kiej Pol­sce, chwa­lą­cej się Papie­żem Pola­kiem, peł­ny­mi (jesz­cze) kościo­ła­mi pra­wie 60% wier­nych nie wie­rzy w zmar­twych­wsta­nie, a spo­ry odse­tek ma wąt­pli­wo­ści co do Bóstwa Jezu­sa. Czy doszło do mani­pu­la­cji? Czy ktoś sta­ra się sta­ty­sty­ka­mi prze­śla­do­wać pol­ski Kościół Rzym­sko­ka­to­lic­ki? A może po pro­stu żyje­my w cza­sach, w któ­rych Bóg i to, co reli­gij­ne prze­sta­je odgry­wać jaką­kol­wiek rolę. Postę­pu­ją­cy pro­ces infor­ma­ty­za­cji, czy mówiąc naj­ogól­niej glo­ba­li­za­cji przy­czy­nia się znacz­nie do stop­nio­we­go wypa­la­nia się sfe­ry sacrum. Jeśli tak rze­czy­wi­ście jest to dla­cze­go fakt ten nie mia­ła­by się odno­sić w rów­nym stop­niu do Kościo­ła Szwe­cji i rzym­sko­ka­to­lic­kich wspól­not w reli­gij­nej Euro­pie Środ­ko­wow­schod­niej?


Nuda kościel­ne­go pusto­sło­wia jest w rów­nym stop­niu pro­ble­mem pro­te­stan­tów i rzym­skich kato­li­ków. Jest to pro­blem jak naj­bar­dziej eku­me­nicz­ny. Oczy­wi­ście nie moż­na wszyst­kie­go zrzu­cić na bar­ki glo­ba­li­za­cji i bez­oso­bo­wych burzy­cie­li reli­gii. Rze­czy­wi­ście Kościo­ły są współ­win­ne i jak­by nie było naj­więk­sza odpo­wie­dzial­ność spa­da wła­śnie na nie. Mimo wszyst­ko wrzu­ca­nie do jed­ne­go wor­ka postę­pu­ją­ce­go od lat w Euro­pie Zachod­niej pro­ce­su seku­la­ry­za­cji, od któ­re­go przez Żela­zną Kur­ty­nę byli­śmy odcię­ci, z ordy­na­cją kobiet, bło­go­sła­wień­stwa­mi dla par homo­sek­su­al­nych (bło­go­sła­wień­stwa­mi, a nie udzie­la­niem ślu­bów Panie Tom­ku!), co do któ­rych moż­na pole­mi­zo­wać, jest, mówiąc deli­kat­nie, cokol­wiek nie­od­po­wie­dzial­ne i dopraw­dy zdu­mie­wa­ją­ce. Pro­jek­cja życzeń to nie to samo co praw­dzi­wy świat. Uka­zy­wa­nie pozor­ne­go męczeń­stwa Kościo­ła Rzym­skie­go przez wro­gie Bogu media świec­kie to zła dro­ga. Jesz­cze gorzej dzie­je się, kie­dy pod­no­si się krzyk, że to nie tyl­ko my, ale tak­że oni mają się z cze­go tłu­ma­czyć. To nie­cie­ka­we zaję­cie, a wręcz ponu­re…


Niska lub bar­dzo niska fre­kwen­cja na nabo­żeń­stwach nie­dziel­nych w lute­rań­skiej Szwe­cji czy gdzie­kol­wiek indziej nie jest potwier­dze­niem rze­ko­mej wyż­szo­ści rzym­skie­go kato­li­cy­zmu nad ewan­ge­li­cy­zmem, a smut­ną ilu­stra­cją kry­zy­su chrze­ści­jań­stwa w ogó­le. Nie cho­dzi o mało pro­duk­tyw­ne war­to­ścio­wa­nie co jest gor­sze: czy powierz­chow­na reli­gij­ność baro­ko­wa czy zaka­że­nie dzi­kim libe­ra­li­zmem teo­lo­gicz­nym względ­nie tzw. cywi­li­za­cją śmier­ci, ale o wysi­łek bar­dziej spra­wie­dli­we­go i współ­czu­ją­ce­go spoj­rze­nia na Kościół jako całość.


Jeśli mowa o demo­kra­ty­za­cji Kościo­ła Rzym­sko­ka­to­lic­kie­go, to komuś, kto wyka­zu­je mini­mum wraż­li­wo­ści histo­rycz­nej i zdro­wo­roz­sąd­ko­we spoj­rze­nie na świat nie cho­dzi o rewo­lu­cyj­ne prze­war­to­ścio­wa­nie porząd­ku, któ­ry two­rzył się przez wie­ki, a jedy­nie o stop­nio­we, ewo­lu­cyj­ne otwar­cie się kule­ją­cych struk­tur wobec Ludu Boże­go. Moż­na bar­dzo zręcz­nie żon­glo­wać poję­ciem Kościo­ła, mówiąc, że Kościół mówi to czy tam­to, że Kościół naucza, jed­nak­że to wszyst­ko zatra­ca swój sens, jeśli pod poję­ciem tegoż Kościo­ła ukry­wa się wszyst­ko i nic, reto­rycz­na figu­ra, abs­trak­cyj­na meta­fi­zy­ka będą­ca syno­ni­mem bez­kształt­ne­go feno­me­nu wysty­li­zo­wa­ne­go na onto­lo­gicz­ną mgłę, któ­ra zama­zu­je oso­bi­stą odpo­wie­dzial­ność za Kościół jako wspól­no­ta świę­tych (com­mu­nio sanc­to­rum). Bar­dzo łatwe i wygod­ne jest ukry­wa­nie się za auto­ry­te­tem Kościo­ła, czy jakiej­kol­wiek insty­tu­cji. Trud­no nato­miast jest wyka­zać się odwa­gą w zmie­nia­niu nega­tyw­nych zja­wisk, któ­re cele­bro­wa­ne są z prze­sad­nym pie­ty­zmem jako­by były dobrem abso­lut­nym i wiecz­nym. Kościół to kon­kret­na rze­czy­wi­stość łaski, to my wszy­scy. Isto­ta Kościo­ła nie jest zwią­za­na ani z Rzy­mem, Kon­stan­ty­no­po­lem czy Gene­wą, ale z Ukrzy­żo­wa­nym i Zmar­twych­wsta­łym Chry­stu­sem.


Kry­ty­ko­wa­na demo­kra­ty­za­cja Kościo­ła (w wypo­wie­dzi Toma­sza Ter­li­kow­skie­go kry­ty­ka zda­je się mieć cha­rak­ter total­ny) jest kolej­ną ofen­sy­wą, a nie pró­bą zro­zu­mie­nia pozy­cji ina­czej myślą­cych przy maxi­mum dobrej woli. Demo­kra­cja w Koście­le lute­rań­skim w Szwe­cji, ale tak­że w Pol­sce, na Sło­wa­cji, w USA, Etio­pii czy na Mada­ga­ska­rze z pew­no­ścią nie jest dosko­na­ła i nie jest pana­ceum na wszyst­kie bolącz­ki współ­cze­sne­go lute­ra­ni­zmu, jed­nak­że ta sama demo­kra­cja pozwa­la w spo­sób bar­dziej zaan­ga­żo­wa­ny spoj­rzeć na Kościół i na to, co poza nim bez zbęd­ne­go odgra­dza­nia się od innych, bez pogrą­ża­nia się w zaścian­ko­wą izo­la­cję i zgub­ne samo­uwiel­bie­nie. Ter­mi­no­lo­gią łatwo jest mani­pu­lo­wać. Szcze­gól­nie w zaka­żo­nej popu­li­zmem Pol­sce kry­ty­ka libe­ra­li­zmu jest wyjąt­ko­wo popu­lar­na, nawet wte­dy, kie­dy nikt nie zada sobie tru­du wyja­śnie­nia, czym jest libe­ra­lizm i czy ist­nie­je ten jeden libe­ra­lizm. Posłu­gi­wa­nie się sztucz­ny­mi anty­no­mia­mi typu “dobry kon­ser­wa­tyzm” i “zły libe­ra­lizm”, bo wła­śnie ku takiej pola­ry­za­cji zmie­rza argu­men­ta­cja Toma­sza Ter­li­kow­skie­go, jest mało traf­ną ilu­stra­cją ota­cza­ją­cej nas rze­czy­wi­sto­ści. Typo­lo­gia sztucz­nie stwa­rza­nej wro­go­ści bez moż­li­wo­ści dia­lo­gu nie może być odpo­wie­dzią na wewnętrz­ny kry­zys chrze­ści­jań­stwa, bowiem kry­zy­su nie prze­ży­wa tyl­ko Kościół Szwe­cji, ale w rów­nym stop­niu Rzym­sko­ka­to­lic­ki Kościół w Pol­sce i na całym świe­cie. For­my tego kry­zy­su mogą być róż­ne, podob­nie jak skut­ki, jed­nak koń­co­we rezul­ta­ty mogą być nad­zwy­czaj toż­sa­me. Mogą być, ale nie muszą, a żeby do tego nie dopu­ścić potrzeb­ne są zmia­ny, a nie sakra­li­za­cja struk­tur, wska­zy­wa­nie pal­cem i pospiesz­ne szu­flad­ko­wa­nie.


Wspo­mnia­na przez Toma­sza Ter­li­kow­skie­go waty­kań­ska Dekla­ra­cja Domi­nus Iesus kry­ty­ko­wa­na była przez więk­szość komen­ta­to­rów nie ze wzglę­du na jej treść chry­sto­lo­gicz­ną, lecz z powo­du nie­szczę­śli­we­go tonu jesz­cze bar­dziej nie­szczę­śli­wej aro­gan­cji ekle­zjo­lo­gicz­nej Kościo­ła Rzym­skie­go. Zaska­ku­ją­cy był też brak tak­tu, bowiem z jed­nej stro­ny papież i jego funk­cjo­na­riu­sze wypo­wia­da­li się z wiel­ką ser­decz­no­ścią o Wspól­nej Dekla­ra­cji o Uspra­wie­dli­wie­niu mię­dzy Kościo­łem Rzym­sko­ka­to­lic­kim i komu­nią Kościo­łów zrze­szo­nych w Świa­to­wej Fede­ra­cji Lute­rań­skiej, a z dru­giej wie­dzie­li o powsta­ją­cym doku­men­cie kon­gre­ga­cji kard. Rat­zin­ge­ra, któ­ry sta­wia pod zna­kiem zapy­ta­nia pra­wo egzy­sten­cji Kościo­łów nie­rzym­sko­ka­to­lic­kich, w szcze­gól­no­ści zaś pro­te­stanc­kich. Czy to jest uczci­wa i wia­ry­god­na eku­me­nia? Czy oba­wy pra­wo­sław­nych, lute­ran i całej eku­me­ny (nie wspo­mi­na­jąc Star­szej Sio­stry Syna­go­gi) są nie­uza­sad­nio­ne?


Na zakoń­cze­nie wypa­da podzie­lić się nadzie­ją, któ­rej wszy­scy może­my uczyć się z Pisma Św., że Kościół Jezu­sa Chry­stu­sa nie­iden­tycz­ny z widzial­ny­mi struk­tu­ra­mi jakiej­kol­wiek tra­dy­cji teo­lo­gicz­nej trwać będzie na wie­ki i bra­my pie­kiel­ne go nie prze­mo­gą.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.