Magazyn

Pasja i zniewolenie. O ostatniej książce Jacka Kuronia


Ostat­nia książ­ka Jac­ka Kuro­nia “Rzecz­po­spo­li­ta dla moich wnu­ków”, któ­ra uka­za­ła się dopie­ro po jego śmier­ci, jest osta­tecz­nym potwier­dze­nie, że był on jed­nym z naj­bar­dziej ory­gi­nal­nych myśli­cie­li lewi­co­wych w Pol­sce. Jed­no­cze­śnie, dla osób o kon­ser­wa­tyw­nym nasta­wie­niu, jest cie­ka­wym świa­dec­twem tego, że lewi­co­wość — nawet w anty­glo­ba­li­stycz­nym nasta­wie­niu i u osób o pięk­nej kar­cie w wal­ce o demo­kra­cje — nie może obejść się bez ten­den­cji tota­li­tar­nych.


Książ­kę Kuro­nia pochło­ną­łem jed­nym tchem. Pasja, jaka z niej bije, pory­wa chy­ba każ­de­go nie­uprze­dzo­ne­go czy­tel­ni­ka. Wizja świa­ta, jakie­go pra­gnie Jacek Kuroń dla swo­ich wnu­ków, może zachwy­cać. A jed­nak jest w tej książ­ce coś, co znie­chę­ca i odrzu­ca każ­de­go, komu dro­ga jest idea wol­no­ści wybo­ru.


Zno­wu rewo­lu­cja


Tym naj­bar­dziej odrzu­ca­ją­cym ele­men­tem w książ­ce Kuro­nia jest jego wizja wiel­kiej rewo­lu­cji edu­ka­cyj­nej. Lewi­co­wy poli­tyk postu­lu­je zbu­do­wa­nie alter­na­tyw­ne­go dla dotych­cza­so­we­go sys­te­mu szkol­nic­twa. Obec­ny, jego zda­niem, pro­wa­dzi do ogra­ni­cza­nia ludz­kiej wol­no­ści, wyucza­nia ste­reo­ty­pów, a tak­że (o zgro­zo!) do kształ­to­wa­nia w dzie­ciach kon­ku­ren­cji. Co gor­sza, jako sys­tem opar­ty na auto­ry­te­cie uczy mło­dych ludzi pod­po­rząd­ko­wy­wa­nia się innym i usta­la swo­istą hie­rar­chię spo­łecz­ną. To jest dla Kuro­nia nie­do­pusz­czal­ne, bowiem nie pozwa­la budo­wać cywi­li­za­cji miło­ści, a zamiast tego two­rzy nie­usta­ją­cy wyścig szczu­rów.


Co zatem ma zastą­pić zna­ne nam wszyst­kim szko­ły? Odpo­wiedź jest dla Kuro­nia oczy­wi­sta: spon­ta­nicz­nie orga­ni­zo­wa­ny ruch oświa­to­wy, któ­ry odrzu­cił­by lek­cje, pro­gra­my, zależ­no­ści, hie­rar­chie, sto­sun­ki domi­na­cji i pod­le­gło­ści i zastą­pił je wol­ny­mi pla­ców­ka­mi, w któ­rych wszy­scy byli­by rów­ni i wol­ni. “Nowe pla­ców­ki muszą odrzu­cić tra­dy­cyj­ne meto­dy naucza­nia” — stwier­dza poli­tyk. Każ­da pla­ców­ka oświa­to­wa powin­na się jego zda­niem skła­dać z mak­si­mum 25 osób, obu płci (szko­ły jed­no­pł­cio­we nie wcho­dzą w grę — bowiem rodzą chęć rywa­li­za­cji), z róż­nym wykształ­ce­niem, zain­te­re­so­wa­nia­mi czy doświad­cze­nia­mi życio­wy­mi. Gru­pa taka powin­na już po sfor­mo­wa­niu w ramach dia­lo­gu usta­lić wła­sny pro­gram zajęć. “Gru­pa roz­po­czy­na od roz­po­zna­nia sytu­acji i potrzeb (pra­cu­je dla sie­bie). Następ­nie prze­cho­dzi do dzia­ła­nia na rzecz swo­jej wspól­no­ty (szko­ły), a w koń­cu śro­do­wi­ska spo­łecz­ne­go. (…) Naucza­nie w nowych pla­ców­kach musi być opar­te na meto­dach zada­nio­wych i reali­zo­wa­ne w swo­bod­nie dobie­ra­ją­cych się zespo­łach, podług nad­rzęd­nej zasa­dy: jak naj­wię­cej szans dla naj­słab­szych” — prze­ko­nu­je poli­tyk. Stop­nio­wo trze­ba zacząć sty­kać ze sobą gru­py nale­żą­ce do roz­ma­itych kul­tur, tak by uczy­ły się one otwar­to­ści i tole­ran­cji dla ina­czej myślą­cych.


Wizja, jak wizja — dla mnie nie do przy­ję­cia, ale w koń­cu i tak nie­re­al­na. A jed­nak w isto­cie jest ona nie­bez­piecz­na. Otóż — wbrew swo­im dekla­ra­cjom, że nowy ruch szkol­ny powi­nien opie­rać się na zasa­dzie dobro­wol­no­ści (rodzi­ce i dzie­ci mają mieć pra­wo do wybra­nia zwy­czaj­nej, tra­dy­cyj­nej szko­ły) — Kuroń w dal­szych roz­dzia­łach swo­jej ksią­żecz­ki stwier­dza jasno, że pla­no­wa­na przez nie­go rewo­lu­cja edu­ka­cyj­na powin­na “objąć każ­de dziec­ko od 3–4 roku życia (przed­szko­le) na co naj­mniej dwa­dzie­ścia lat”.


Jed­nym sło­wem rewo­lu­cja, jak w myśli Lwa Troc­kie­go, objąć musi od razu cały świat. Nie ist­nie­je nic takie­go, jak sta­li­now­ska rewo­lu­cja lokal­na. Nie moż­na pozo­sta­wić osta­tecz­nie wybo­ru rodzi­com czy rzą­dom kra­jów. Wszyst­kie dzie­ci — na dwa­dzie­ścia lat — muszą być pod­da­ne ega­li­tar­nej, anty­hie­rar­chicz­nej, a w kon­se­kwen­cji anty­tra­dy­cyj­nej indok­try­na­cji. Nowy typ szko­ły ma być oczy­wi­ście bez­płat­ny, a finan­so­wać go — i tu Kuroń nie pozo­sta­wia wąt­pli­wo­ści — przy­mu­so­wo mają pań­stwa zachod­nie i wiel­kie ponadna­ro­do­we kor­po­ra­cje. “Był czas, kie­dy Euro­pa wysy­sa­ła soki z całe­go świa­ta. Teraz nad­szedł czas, kie­dy kra­je boga­te będą edu­ko­wać — a tak­że ubie­rać, żywić, leczyć — wszyst­kie dzie­ci świa­ta, o swo­ich nie zapo­mi­na­jąc” — stwier­dza poli­tyk.


Jed­nym sło­wem nowa rewo­lu­cja w isto­cie ozna­cza, jak zwy­kle w przy­pad­ku rewolt — nowe znie­wo­le­nie. Już nie będę miał pra­wa do wybo­ru szko­ły dla moje­go dziec­ka, już nie będę mógł decy­do­wać jakie war­to­ści będą mu wpa­ja­ne. O wszyst­kim decy­do­wać będzie dzie­cię­co-mło­dzie­żo­wy kolek­tyw. Zada­niem rodzi­ców, szcze­gól­nie tych z kra­jów zachod­nich, będzie tyl­ko pła­ce­nie odpo­wied­nio wyso­kich podat­ków, tak by pro­gram indok­try­na­cji mógł być gło­szo­ny na całym świe­cie. Prze­ra­ża­ją­ca to wizja. Całe szczę­ście, że nie­moż­li­wa do zre­ali­zo­wa­nia.


Nie­odro­bio­na lek­cja z “Bie­sów”


Cze­mu ma słu­żyć ten sys­tem edu­ka­cyj­ne­go znie­wo­le­nia? Każ­dy kto prze­czy­tał kie­dyś (przy­mu­szo­ny przez repre­syj­ny sys­tem szkol­ny lub z wła­snej woli “Bie­sy” Fio­do­ra Dosto­jew­skie­go) nie powi­nien mieć wąt­pli­wo­ści. Oczy­wi­ście budo­wie lep­sze­go, bez­kla­so­we­go i ega­li­tar­ne­go spo­łe­czeń­stwa. Tyl­ko dzie­ci wycho­wy­wa­ne przez nowy sys­tem mogą porzu­cić wyścig szczu­rów, hipo­kry­zję, wła­dzę pie­nią­dza itd. Nowa szko­ła ma tak­że przy­go­to­wać do budo­wa­nia nowe­go świa­to­we­go ładu, któ­rym jest “two­rze­nie w miło­ści”. “Moż­na uznać, że w warun­kach rewo­lu­cji infor­ma­tycz­nej decy­du­ją­cy wpływ na siły reali­za­cji dążeń będzie mia­ło uświa­do­mie­nie sobie, czy potra­fi­my odwo­łać się do takich ludz­kich dążeń, na któ­rych moż­na budo­wać przy­szłość wspól­ną dla całe­go gatun­ku ludz­kie­go. Ponie­waż jest to waru­nek nie­zbęd­ny dla życia, musi­my go osią­gnąć. Jest nim two­rze­nie w miło­ści” — stwier­dza Kuroń.


Idea pięk­na i na pierw­szy rzut oka bli­ska postu­la­to­wi budo­wa­nia “cywi­li­za­cji miło­ści” for­mu­ło­wa­ne­mu przez papie­ża. A jed­nak cze­goś w tej wizji bra­ku­je. Tym czymś jest real­na oce­na ludz­kich moż­li­wo­ści i ludz­kiej natu­ry. Czło­wiek — nie jest bytem dosko­na­łym, ani dobrym z natu­ry. Jest ambi­wa­lent­ny. Jest w nim dąże­nie do praw­dy, pięk­na i dobra, ale i okru­cień­stwo, zło i chęć (tak­że brud­ne­go) zysku. Tę praw­dę o czło­wie­ku pre­cy­zyj­nie w obra­zach wyra­ża księ­ga Rodza­ju, w któ­rej o czło­wie­ku powie­dzia­ny jest, że “jest dobry”, ale tak­że, że upadł w grzech pier­wo­rod­ny. Zapo­mnie­nie o grze­chu pier­wo­rod­nym, albo posłu­gu­jąc się ter­mi­no­lo­gią nie­te­olo­gicz­ną o pew­nej skłon­no­ści do zła — fal­sy­fi­ku­je teo­rię Kuro­nia. Była­by ona moż­li­wa do reali­za­cji, gdy­by ludzie byli anio­ła­mi, ewen­tu­al­nie psu­ty­mi przez spo­łe­czeń­stwo. A tak nie jest. Potwier­dza­ją to roz­ma­ite lewi­co­we pró­by budo­wy spo­łe­czeństw aniel­skich, któ­re zwy­kle koń­czy­ły się pie­kłem.


Kuroń — choć jego idee czę­sto wyda­ją się bli­skie chrze­ści­jań­stwu — zda­je się też zapo­mi­nać o tym, że jak dotąd wszyst­kie pró­by budo­wa­nia uto­pii opar­tych na fał­szy­wej, oświe­ce­nio­wej kon­cep­cji dobre­go czło­wie­ka koń­czy­ły się powsta­nie Guła­gów. Albo może ina­czej — zda­jąc sobie z tego spra­wę — nadal jest prze­ko­na­ny, że błąd nie tkwił w wizji czło­wie­ka, a w złym wyko­na­niu rewo­lu­cyj­nych ide­olo­gii.


Siła przy­cią­ga­nia


Kry­ty­ka oświe­ce­nio­wo-rewo­lu­cyj­nej ide­olo­gii Kuro­nia nie ozna­cza, że nie może ona zachwy­cać i inspi­ro­wać. Dane zawar­te w “Rzecz­po­spo­li­tej dla moich wnu­ków” prze­ra­ża­ją. Rosną­ce nie­rów­no­ści spo­łecz­ne w Pol­sce powo­du­ją nie tyle nie­spra­wie­dli­wość spo­łecz­ną, ile dra­ma­tycz­ne nisz­cze­nie resz­tek zacho­wa­nej tkan­ki spo­łecz­nej. Fakt, że 20 pro­cent Pola­ków znaj­du­je się poni­żej dna moż­li­wo­ści nor­mal­nej egzy­sten­cji, że więk­szość z Pola­ków ma ogra­ni­czo­ny dostęp do kul­tu­ry, a bez­ro­bo­cie wciąż dra­stycz­nie się zwięk­sza — wszyst­ko to są pro­ble­my przed któ­ry­mi Pol­ska sta­je. I nie są odpo­wie­dzią na nią neo­li­be­ral­ne recep­ty zapa­trzo­nych w ame­ry­kań­ski sys­tem eko­no­mi­stów. Tu potrze­ba cze­goś wię­cej. Tyle, że nie­ko­niecz­nie cho­dzi o alter­glo­ba­lizm czy lewi­co­wość w wer­sji rewo­lu­cyj­nej. A bar­dziej o odbu­do­wę eto­su soli­dar­no­ścio­we­go, co postu­lu­je w “Demo­kra­cji pery­fe­rii” Zdzi­sław Kra­sno­dęb­ski, o powrót do tra­dy­cyj­nie kon­ser­wa­tyw­ne­go mode­lu pań­stwa, któ­re nie tyl­ko jest liber­ta­riań­skim “stró­żem noc­nym”, ale tak­że trosz­czy się o zacho­wa­nie tkan­ki spo­łecz­nej, tak­że przez środ­ki pomo­cy socjal­nej.


Pasja i siła Kuro­nio­wych słów ma tak­że inne, bar­dziej oso­bi­ste zna­cze­nie. Może i powin­no się stać wezwa­niem dla chrze­ści­jan, by peł­niej reali­zo­wa­li swo­ją wia­rę w jej wymia­rze spo­łecz­nym. Bo nie­rów­no­ści, dra­ma­tycz­na nie­spra­wie­dli­wość, czy­li to wszyst­ko co poru­sza sumie­nia ludzi lewi­cy (mowa o praw­dzi­wych ludziach lewi­cy) musi być zgor­sze­niem i zada­niem rów­nież dla chrze­ści­jan. Tyle, że ci ostat­ni będą pra­co­wa­li mając świa­do­mość, że natu­ry ludz­kiej nie da się zmie­nić, że nie­rów­ność pozo­sta­nie na zawsze, a każ­da pomoc powin­na zakła­dać wol­ność — tak dają­ce­go, jak przyj­mu­ją­ce­go. Nie ma w niej miej­sca na przy­mus czy znie­wo­le­nie. Nie ma w niej też miej­sca na wia­rę w uto­pij­ne pro­jek­ty. Raju na zie­mi nie zbu­du­je­my — nawet przy pomo­cy szczyt­nych i pięk­nych idei Kuro­nia.


Tomasz P. Ter­li­kow­ski

Jacek Kuroń, Rzecz­po­spo­li­ta dla moich wnu­ków, Wydaw­nic­two Rosner i Wspól­ni­cy, War­sza­wa 2004.
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.