Magazyn

Pasja Joanny d´Arc — część I


30 maja jest dniem świę­tej Joan­ny d’Arc! Tego dnia 573 lata temu (AD 1431), mię­dzy godzi­ną 10 a 11 przed połu­dniem odczy­ta­no jej osta­tecz­ny wyrok: “&ogłaszamy, że jesteś wtór­ną here­tycz­ką (&) potę­pia­my cię jako zepsu­te­go człon­ka oraz abyś nie ska­zi­ła innych, jako usu­nię­tą z jed­no­ści Kościo­ła, odłą­czo­ną od jego Cia­ła, odda­ną do dys­po­zy­cji wła­dzy świec­kiej, jako że istot­nie poprzez tu obec­nych usu­wa­my, odłą­cza­my i odda­je­my cię — zwra­ca­jąc się do tej­że wła­dzy świec­kiej, odno­śnie spraw doty­czą­cych śmier­ci i kale­cze­nia cia­ła, by oka­za­ła ona powścią­gli­wość w swych zamia­rach wobec cie­bie oraz, w razie oka­za­nia przez cie­bie szcze­rych oznak skru­chy, by zezwo­li­ła na udzie­le­nie tobie sakra­men­tu poku­ty.”


Uro­dzi­ła się 6 stycz­nia 1412 roku (na Trzech Kró­li). W 1431 roku pod­czas swe­go pro­ce­su ska­zu­ją­ce­go w Rouen zezna­ła, żema “chy­ba” 19 lat. Tyl­ko jej naj­bliż­sza kole­żan­ka Hau­viet­te z rodzin­nej wsi Domre­my twier­dzi­ła po latach, że Joan­na mogła być 3–4 lat star­sza.

“Było to w nocy Trzech Króli,gdy ujrza­ła swia­tło w tym życiu ziem­skim, a niczym za spra­wą cudu, bied­nych miesz­kań­ców tego miej­sca ogar­nę­ła radość nie­wy­obra­żal­na. Nie­świa­do­mi wciąż naro­dze­nia Dzie­wi­cy, bie­ga­li jed­ni do dru­gich, by pytać cóż to nowe­go się zda­rzy­ło. Dla nie­któ­rych było to powo­dem ponow­nej rado­ści. Cóż moż­na dodać? Kogu­ty, heral­dzi nowi­ny tej rado­snej, pia­ły w spo­sób taki, jakie­go nigdy jesz­cze nie sły­sza­no, ude­rza­jąc przy­tem skrzy­dła­mi; tak przez dwie godzi­ny pro­ro­ko­wa­ły nowi­nę ową.”

Taki­mi sło­wa­mi Per­ce­val de Boula­invil­liers, w liście do księ­cia Medio­la­nu, opi­sy­wał naro­dze­nie Joan­ny d’Arc, wie­le lat po tym wyda­rze­niu. Bied­ni miesz­kań­cy wsi — niczym pastusz­ko­wie z Betle­jem — prze­ży­li wiel­ką radość, któ­ra udzie­li­ła się rów­nież zwie­rzę­tom. Co praw­da nie pisa­no, że “na kola­na wół i osioł przed nią klę­ka­ją”, ale opis powyż­szy nie roż­ni się bar­dzo od popu­lar­nej kolę­dy, bowiem Jehan­ne sta­ła się legen­dą już w wie­kach śred­nich.

Zde­cy­do­wa­nie nie tak, jak przed­sta­wia­na jest na ogół w iko­no­gra­fii. Była raczej niska i krę­pa. Histo­ryk Har­mand obli­czył, że mia­ła 1.58 m wzro­stu. Mia­ła raczej krót­ką szy­ję i była dobrze zbu­do­wa­na. Jej zna­jo­mi i przy­ja­cie­le odno­to­wa­li, że choć była nie­wy­so­ka, potra­fi­ła bar­dzo szyb­ko bie­gać. Mia­ła piw­ne oczy i ciem­ne wło­sy.

Magazyn EkumenizmPowyż­sze nie ozna­cza, że była brzyd­ka. Gdy­by bowiem tak było, to przez następ­ne lata i wie­ki Angli­cy nie omiesz­ka­li­by tego pod­kre­ślać, tak jak przez wie­le lat naśmie­wa­li się z fizycz­ne­go wyglą­du Napo­le­ona. Co praw­da Sha­ke­spe­are (Szek­spir) w swym dra­ma­cie “Hen­ryk VI” wyra­ził się o niej jako o “czar­nej i śnia­dej” (“black and swar­thy”), lecz trud­no było­by to dziś uznać za “nie­przy­jem­ne epi­te­ty”. Dokład­ny wygląd nie jest jed­nak zna­ny, nie zacho­wał się żaden jej por­tret (o ile kie­dy­kol­wiek pozo­wa­ła do tako­we­go). Ist­nie­je co praw­da wer­sja, według któ­rej rzeź­ba św. Mau­ry­ce­go z kościo­ła pod jego wezwa­niem w Orle­anie (zbu­rzo­ne­go w 1850 roku), pocho­dzą­ca z XV wie­ku, zosta­ła wyko­na­na przez rzeź­bia­rza na podo­bien­stwo Joan­ny d’Arc (gło­wa tej rzeź­by znaj­du­je się w Musee Histo­ri­que w Orle­anie — patrz fot. obok).

Z pew­no­ścią cie­szy­ła się zna­ko­mi­tym zdro­wiem. Świad­czy o tym nie tyl­ko fakt, że pod­czas kam­pa­nii woj­sko­wych potra­fi­ła nie zdej­mo­wać zbroi nawet przez sie­dem dni z rzę­du (16 do 18 kilo­gra­mów!), ale rów­nież m.in. to, że po trwa­ją­cej 11 dni podró­ży na pierw­sze spo­tka­nie z kró­lem Karo­lem VII (wów­czas jesz­cze nie­ko­ro­no­wa­nym), w cza­sie któ­rej musia­ła (wraz z towa­rzy­szą­cy­mi jej kil­ko­ma oso­ba­mi) przejść w bród 6 rzek (a było to w lutym), mówi­ła “pięk­nym, dzwięcz­nym, kobie­cym gło­sem” — jak rela­cjo­nu­je świa­dek spo­tka­nia z kró­lem.

25lat po swej śmier­ci “docze­ka­ła się” pro­ce­su reha­bi­li­ta­cyj­ne­go. Świad­ko­wie, któ­rzy w tym pro­ce­sie zezna­wa­li, zwłasz­cza ci z jej rodzin­nych stron, pod­kre­śla­li, że “była dobrą kato­licz­ką”, “z tro­ską wycho­wa­na w Wie­rze i moral­no­ści”. Wła­ści­wie, jeśli­by pole­gać na takich świa­dec­twach, to wyni­ka­ło­by z nich, że nie­wie­le róż­ni­ła się od innych. Tyle tyl­ko, że była bar­dziej poboż­na, czę­ściej cha­dza­ła do kościo­ła, chęt­niej udzie­la­ła się, by na przy­kład opie­ko­wać się cho­ry­mi. Tym­cza­sem pew­ne róż­ni­ce, inne niż sto­pień poboż­no­sci, jed­nak ist­nia­ły.

Czę­sto przed­sta­wia­na jest jako paster­ka, bo nie­jed­no­krot­nie musia­ła w polu pil­no­wać bydła zarów­no wła­snej rodzi­ny, jak i sąsia­dów. Cha­dza­ła rów­nież z płu­giem. Jesli jed­nak utoż­sa­miac ją z jakimś zaję­ciem, to raczej mniej z paster­stwem czy rolą, lecz z przę­dze­niem. Umie­jęt­no­ści swych jako przą­śnicz­ka nie tyl­ko się nie wsty­dzi­ła, ale była z nich wręcz dum­na. Pod­czas pro­ce­su stwier­dzi­ła, że jeśli cho­dzi o przę­dze­nie, nie boi się kon­ku­ren­cji żad­nej kobie­ty z Rouen.

To, że potra­fi­ła odpo­wia­dać “cię­tym” jezy­kiem, dało znać o sobie nie tyl­ko w Rouen. Dwa lata wcze­śniej potra­fi­ła “dociąć” rów­nież tym duchow­nym, któ­rzy na pole­ce­nie Karo­la VII bada­li ją w Poitiers. Jeden z owych duchow­nych, Segu­in de Segu­in, zeznał póź­niej w 1455 roku, że gdy spy­tał ją jakim języ­kiem mówi­ły do niej sły­sza­ne przez nią Gło­sy, odpa­li­ła: “Lep­szym niż twój” (mówił dia­lek­tem; ona zresz­tą też…). Ten sam duchow­ny zapy­tał ją nastep­nie czy wie­rzy w Boga. “Zapraw­dę, bar­dziej niż ty!” - brzmia­ła odpo­wiedź. W lip­cu 1429 roku, pro­wa­dząc kró­la do Reims i zaj­mu­jąc dla nie­go mia­sto Troy­es, spo­tka­ła się z bar­dzo wów­czas zna­nym i dzi­wacz­nym mni­chem, bra­tem Ryszar­dem. Mnich ten nie wie­dział jak się zacho­wać wobec Joan­ny, nie był bowiem pewien, czy nie jest ona cza­row­ni­cą. Krę­po­wał się zatem do niej podejść. Zachę­ci­ła go, mówiąc: “Podejdź śmia­ło. Nie odfru­nę”. Zaś pod­czas swe­go pro­ce­su ska­zu­ją­ce­go zdo­by­ła się kie­dyś na wyraz prza­śne­go humo­ru: gdy prze­słu­chu­ją­cy ją ksiądz Bos­gu­il­lau­me pomy­lił fak­ty z jej życio­ry­su, zapo­wie­dzia­ła mu, że jeśli jesz­cze raz tak się pomy­li, to go “wytar­ga za uszy”.

Mia­no jej za złe jej zwy­cię­stwa, bo ginę­li ludzie, mia­no jej za złe poraż­ki — z tego same­go powo­du. Pyta­no dla­cze­go zaata­ko­wa­ła Jar­ge­au (12 czerw­ca 1429) zamiast nego­cjo­wać z dowód­cą gar­ni­zo­nu angiel­skie­go w tym mie­ście (lor­dem Suf­folk, któ­ry potem, zanim pod­dał się do nie­wo­li fran­cu­skie­mu szlach­ci­co­wi, pospiesz­nie paso­wał go na ryce­rza, bo krę­po­wał się być jeń­cem kogoś, kto ryce­rzem nie był); dla­cze­go zaata­ko­wa­ła Paryż w świę­to Naro­dze­nia Naj­święt­szej Marii Pan­ny (8 wrze­śnia 1429); dla­cze­go wypo­wia­da­ła opi­nie na temat tego któ­ry z trzech ówcze­snych papie­ży był pra­wo­wi­tym papie­żem (Mar­cin V, Kle­mens VIII, Bene­dykt XIV); dla­cze­go zgo­dzi­ła się, by Fra­nqu­et d’Ar­ras (poj­ma­ny do nie­wo­li szlach­cic win­ny zło­dziej­stwa i mor­derstw) został osą­dzo­ny za swo­je czy­ny przez wła­dze dwóch miast, w któ­rych dopu­ścił się zbrod­ni (chcia­ła go począt­ko­wo wymie­nić za jed­ne­go ze swo­ich ludzi, ten jed­nak został zabi­ty przez Bur­gund­czy­ków, więc do wymia­ny nie doszło); czy była świad­kiem zabi­ja­nia Angli­ków (“W imię Boga, tak. Jak­że łagod­nie mówisz! Cze­mu nie odej­dą z Fran­cji do swe­go wła­sne­go kra­ju?”.

Nie­któ­re sta­wia­ne jej pyta­nia wyda­ją się dzi­siaj wrecz głu­pie, na przy­kład czy pozo­wa­ła do por­tre­tu (“samo­chwal­stwo”), czy przy­cze­pi­ła sobie do heł­mu aure­olę lub czy to praw­da, że mówi­ła, że zamie­rza mieć trzech synów, z któ­rych jed­ne­go chcia­ła uczy­nić papie­żem, dru­gie­go cesa­rzem, a trze­cie­go kró­lem.

Były jed­nak pyta­nia, któ­re powta­rza­ły się bez prze­rwy, spra­wy do któ­rych sędzio­wie sta­le powra­ca­li. Doty­czy­ły one “bał­wo­chwal­stwa” oraz “roz­wią­zło­ści” Joan­ny, spra­wy zwią­za­ne z pod­po­rząd­ko­wa­niem się osą­do­wi “Mat­ki Kościo­ła”, spra­wa męskich stro­jów, któ­re nosi­ła oraz — jak łatwo zgad­nać — jej “obja­wień” oraz “gło­sów” świę­tych i anio­łów.

Bro­ni­ła się w zasa­dzie sama. Gdy jed­nak — w póź­niej­szej czę­ści pro­ce­su — sędzio­wie zebra­li oskar­że­nia wobec niej w 70 punk­tach i mia­ła na owe punk­ty odpo­wia­dać, otrzy­ma­ła pomoc z naj­mniej spo­dzie­wa­nej stro­ny. W tym miej­scu powie­dzieć wypa­da­ło­by parę cie­płych słów pod adre­sem asy­sten­ta inkwi­zy­to­ra, domi­ni­ka­ni­na nazwi­skiem Isam­bard de la Pier­re.

“Ponie­waż nie było miejsc sie­dzą­cych dla nas wśrod rady, poszli­śmy, zgod­nie z naszym zwy­cza­jem, by usiąść przy sto­le obok Dzie­wi­cy. Tam, gdy Joan­na była prze­słu­chi­wa­na, Brat Isam­bard ostrze­gał ją jak mia­ła odpo­wia­dać, sztur­cha­jac ją łok­ciem”

“Każę cię wrzu­cić do Sekwa­ny!” - gro­ził póź­niej za to Isam­bar­do­wi lord War­wick, odpo­wie­dzial­ny za jej wię­zie­nie.

Ta swe­go rodza­ju obse­sja prze­ciw­ni­ków Joan­ny jej stro­ja­mi zna­la­zła swe uko­ro­no­wa­nie pod­czas pro­ce­su, gdy w jed­nym z punk­tów oskar­że­nia znów posłu­żo­no się ową “wyli­czan­ką”:

“cza­sem ubra­na we wspa­nia­łe i peł­ne prze­py­chu odzie­nie z cen­ne­go mate­ria­łu, zło­ta jak rów­niez futer. I nie tyl­ko nosi­ła krót­kie tuni­ki, lecz tak­że tabar­dy (krót­kie luź­ne odzie­nie nakła­da­ne przez ryce­rzy na zbro­je i pokry­te bar­wa­mi oraz her­ba­mi rodo­wy­mi — przyp. MM) oraz pele­ry­ny otwar­te po wszyst­kich stro­nach; zna­ny jest fakt, że poj­ma­na zosta­ła w zło­tej huque, otwar­tej ze wszyst­kich stron” (huque to też rodzaj tabar­du z powie­wa­ją­cy­mi na wie­trze luź­ny­mi pasa­mi mate­ria­łu).

“Nie­chaj moje odpo­wie­dzi będą bada­ne przez Ducho­wień­stwo: nie­chaj ono mi wów­czas powie, czy w nich jest cokol­wiek prze­ciw Wie­rze Chrze­ści­jań­skiej. Ja z pew­no­ścią przez swo­ją radę (“con­se­il” — a pod tym poję­ciem rozu­mia­ła swo­je “gło­sy”, któ­re jej dora­dza­ły — przyp. MM) będę wie­dzia­ła co to jest, i potem powiem co ma być sądzo­ne i zde­cy­do­wa­ne. Ponad­to jeśli jest w nich cokol­wiek złe­go prze­ciw Wie­rze Chrze­ści­jań­skiej, któ­rą Nasz Pan naka­zał, to nie będę sobie życzy­ła tego pod­trzy­my­wać i będę żało­wa­ła, że się sprze­ci­wia­łam”.

No, więc kto osta­tecz­nie miał według niej “sądzi攓zde­cy­do­wać”? Ona sama!

Magazyn EkumenizmNaj­wy­raź­niej sędzio­wie byli wprost obu­rze­ni męski­mi stro­ja­mi Dzie­wi­cy w stop­niu mniej wię­cej takim, w jakim dziś nie­któ­rzy “tra­dy­cjo­na­li­ści” za “beze­ceń­stwo” uwa­ża­ją wszel­ką nawet myśl o mini­strant­kach czy wyświę­ca­niu kobiet na księ­ży. Powo­ły­wa­li się przy tym na Pismo Świę­te, któ­re zaka­zu­je kobie­tom ubie­ra­nia się po męsku i męż­czy­znom po kobie­ce­mu (Dt 22;5). Bogac­two zaś owych stro­jow uzna­li za wyraz pychy. Tu jed­nak­że “oko­licz­no­ścią łago­dzą­cą” jest fakt, że w ówcze­snym spo­łe­czeń­stwie strój zna­mio­no­wał przy­na­leż­ność do gru­py spo­łecz­nej i nakła­dał on na swe­go wła­ści­cie­la okre­ślo­ne regu­ły postę­po­wa­nia, wła­ści­we dla danej gru­py.

Szo­ku­ją­ce dla tych duchow­nych było to, że Joan­na — jako kobie­ta — nosi­ła męskie krót­kie tuni­ki, pod któ­ry­mi wyraź­nie było widać kształt nóg. Był to jeden z tych powo­dów, dla któ­rych uwa­ża­li oni ją za “roz­wią­złą”, pomi­mo fak­tu potwier­dze­nia (i to dwu­krot­ne­go) jej dzie­wic­twa (“vir­go intac­ta”) w wyni­ku bez­po­śred­nie­go bada­nia [1].

“…uwa­żaj co mówisz, ty, co jesteś moim sędzią…”

Jak wyglą­da­ła hie­rar­chia war­to­ści auto­ry­te­tu reli­gij­ne­go w oczach Joan­ny oraz wza­jem­ne rela­cje mię­dzy wła­snym doświad­cze­niem a auto­ry­te­tem hie­rar­chii, nie­chaj świad­czą o tym te z jej wypo­wie­dzi, w któ­rych oba te czyn­ni­ki bez­po­śred­nio są ze sobą zesta­wio­ne. Poniż­sze cyta­ty są dłu­gie, zale­ży nam bowiem na poka­za­niu nie tyl­ko samych wypo­wie­dzi oskar­żo­nej, ale rów­nież całe­go ich kon­tek­stu:

31 mar­ca 1431:

“Czy zatem nie wie­rzysz, że jesteś pod­da­ną Kościo­ła Boże­go, któ­ry jest na zie­mi, to zna­czy nasze­go Pana, Papie­ża, Kar­dy­na­łów, Arcy­bi­sku­pów, Bisku­pów i innych pra­ła­tów Kościo­ła?”

- “Tak, wie­rzę, że jestem im pod­da­na; ale naj­pierw trze­ba słu­żyć Bogu.”

“…Zabierz­cie mnie do papie­ża, to jemu odpo­wiem…”

“Czy zamie­rzasz przez to powie­dzieć, że nie masz sędzie­go na zie­mi? Czy nasz Ojciec Świę­ty, Papież, nie jest two­im sędzią?”

- “Nic wię­cej wam nie powiem. Mam dobre­go Mistrza, czy­li Boga; to ku nie­mu spo­glą­dam we wszyst­kim, co czy­nię i ku niko­mu wię­cej.”

“Jeśli Sobór Powszech­ny — to jest, gdy­by tu byli nasz Ojciec Świę­ty, Papież, Kar­dy­na­lo­wie, Bisku­pi i inni, to czy nie odwo­ła­ła­bys się i nie pod­po­rząd­ko­wa­ła takie­mu Świę­te­mu Sobo­ro­wi?”

- “Nic wię­cej ze mnie na ten temat nie wycią­gnie­cie.”

Otóz wła­śnie to: “…to jemu odpo­wiem” .

Sądzę, że powyż­sze, peł­ne wypo­wie­dzi WRAZ z ich kon­tek­stem mówią wszyst­ko. Teza, że Joan­na była orto­dok­syj­na wedle wszel­kich reguł kościel­nych, jest po pro­stu nie do obro­ny. Moż­na ją jedy­nie pró­bo­wać wma­wiać tym, któ­rzy nigdy porząd­nie nie prze­stu­dio­wa­li akt pro­ce­su.

Naj­wi­docz­niej spra­wy te nie odgry­wa­ły dla niej pierw­szo­rzęd­nej roli. Nie była też typem “rewo­lu­cjo­nist­ki” łamią­cej barie­ry kla­so­we, cho­ciaż nie­wąt­pli­wie praw­dą jest, że przy­naj­mniej począt­ko­wo, to ona mia­ła w sobie wię­cej opty­mi­zmu i ani­mu­szu niż król. To ona dopro­wa­dzi­ła do jego koro­na­cji, nie­mal­że “za rękę” pro­wa­dząc go aż do Reims.

A zatem Joan­na chcia­ła się pod­po­rząd­ko­wać sobo­ro­wi, ale tyl­ko dla­te­go, że byli tam repre­zen­to­wa­ni jej zwo­len­ni­cy.

W związ­ku ze ska­za­niem Joan­ny nie­jed­no­krot­nie (zresz­tą słusz­nie) sta­wia się zarzu­ty kró­lo­wi Karo­lo­wi VII, że nie uczy­nił on pra­wie nic, by wyku­pić Joan­nę z angiel­skich rąk, że kon­tra­sto­wa­ła taka posta­wa z posta­wą­An­gli­ków, nie zału­ją­cych pie­nię­dzy Bur­gund­czy­kom (któ­rzy wzię­li Joan­ne do nie­wo­li), by dostać ją wresz­cie w swo­je ręce. To w zasa­dzie praw­da, choć odno­to­wa­no, że Karol jed­nak — wg. nie­któ­rych świa­dectw — pró­bo­wał nie­śmia­ło nego­cjo­wać z Bur­gund­czy­ka­mi.

cdn…

Przy­pi­sy:

[1] Póź­niej nawet Wil­liam Caxton, autor, tłu­macz i pierw­szy dru­karz angiel­ski (1421–1491) nie nego­wał fak­tu dzie­wic­twa Joan­ny d’Arc, owej “dzie­wi­cy, co jeź­dzi­ła kon­no jak męż­czy­zna i była dziel­nym kapi­ta­nem” (“this may­de who rode lyke a man and was a vau­ly­ant cap­tayn”). Co naj­wy­żej utrzy­my­wał, że przed śmier­cia “…wte­dy powie­dzia­ła, że jest brze­mien­na, przez co jej wyrok odro­czo­no na moment, lecz osta­tecz­nie usta­lo­no, że nie jest brze­mien­na, a wte­dy zosta­ła spa­lo­na w Rouen” (“and then she sayd that she was with chyl­de, wher by she was respi­ted a why­le; but in conc­lu­sy­on it was foun­de that she was not with chyl­de, and then she was brent in Roen”) — cyt. przez Vic­to­rię Sac­kvil­le-West.

Edward Lucie-Smith. Joan of Arc. (1976). Lon­don, 2000

Lin­ki:

Pro­to­ko­ły pro­ce­su ska­zu­ją­ce­go Joan­ne d’Arc

Pro­to­ko­ły pro­ce­su reha­bi­li­ta­cyj­ne­go Joan­ny d’Arc

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.