Pasja ojca Pawła
- 29 sierpnia, 2004
- przeczytasz w 10 minut
Rozstrzelano go 8 grudnia 1937 roku na Sołowkach. Wcześniej, już w sowieckich łagrach zdążył przebadać wieczną zmarzlinę, wynależć sposób produkcji jodu z wodorostów oraz napisać dla swojego syna poemat “Oro”. I wysłać tysiące listów do rodziny, które są wstrząsającym świadectwem poszukiwania sensu w bezsensie obozów.
Ojciec Paweł Floreński jest w Polsce znany głównie jako wybitny estetyk; człowiek, który przywrócił współczesnej Europie rozumienie ikony jako nie tylko dzieła sztuki, lecz także miejsca kontaktu człowieka z Transcendencją. Znawcy teologii cenią go również jako autora fundamentalnego dla rosyjskiej teologii i filozofii dzieła “Filar i podpora prawdy” — pierwszej całościowej próby prawosławnej filozofii religii. A przecież o. Paweł to także, jak przypomina Walerij Szentalinskij — “uniwersalny uczony — matematyk, fizyk, odkrywca, inżynier godzący badania teoretyczne z potężną praktyczną pracą: wykładami, współpracą z gazetami, zajęciami w organizacjach naukowych i laboratoriach. A do tego: pisarz, poeta, historyk, kulturoznawca, archiwista. A poza tym, jak sam uważał, przede wszystkim kapłan, pasterz Cerkwi”.
Ateny i Jerozolima pojednane
Pojednane rozdarcie między światem nauk ścisłych a teologią i filozofią było obecne w życiu o. Floreńskiego od młodości. Studia rozpoczął w 1900 roku na wydziale fizycz- no-matematycznym Uniwersytetu Moskiewskiego. Po ich ukończeniu odrzucił propozycję pozostania tam w charakterze wykładowcy i wstąpił do Moskiewskiej Akademii Duchownej, gdzie w 1908 roku został mianowany docentem na katedrze historii filozofii. Zajmował się na niej (do roku 1919) kantyzmem, historią filozofii starożytnej, filozofią kultu i teorią poznania. Już wtedy, jako bardzo młody uczony Floreński jest uważany za jednego z najlepszych rosyjskich filozofów. “Symboliczno-magiczna naturą mitu — to ta autentyczna nowość, którą Floreński wniósł do historii filozofii w ogóle” — podkreśla Aleksiej Łosiew, jeden z jego uczniów.
Przez pierwsze lata studiów i wykładów na Akademii Duchownej o. Paweł wahał się między wyborem życia klasztornego a małżeństwem. Jego duchowy przewodnik, biskup Antoni nie miał jednak wątpliwości, że małżeństwo jest jedyną drogą, po jakiej kroczyć może jego podopieczny. I tak się stało. W 1911 roku młody filozof poznał Annę Giacyntową. Ślub stał się dla niego prawdziwym przełomem duchowym. Od tego momentu, jak podkreśla hierodiakon Andronik, rodzina stała się dla filozofa jedną z głównych miar, dzięki której mógł bezbłędnie odnosić się do świata i ludzi. Cała twórczość literacka również czerpała swoje siły z życia rodzinnego. “Dzieci była dla niego życiodajnym źródłem, one rodziły go ku życiu i twórczości” — zauważa Andronik.

Krótko po ślubie Paweł Floreński przyjął święcenia kapłańskie — jednocząc w sobie dwa powołania, do życia rodzinnego i kapłaństwa. Podobnie w jego osobowości jednoczyły się dwa inne powołania, do służby duszpasterskiej i pracy naukowej. O. Sergiusz Bułgakow, bliski przyjaciel filozofa, podsumował to celnym aforyzmem: “w ojcu Pawle zjednoczyły się kultura i Kościół, Ateny i Jerozolima”.
Inżynier w sutannie
O. Floreński szybko zdobył sławę swoim dziełem “Filar i podpora prawdy”. Było ono próbą nowatorskiego pogodzenia prawosławnej teologii, platonizmu z idealizmem niemieckim. Wywołała żywą dyskusję wśród rosyjskiej inteligencji, która zaczęła dostrzegać w jej autorze autentycznego intelektualistę, któremu można zaufać, i z którym można rozmawiać. Nie przypadkowo to właśnie jemu zwierzał się z duchowych kłopotów jeden z najbardziej znanych antychrześcijan rosyjskich, Wasyl Rozanow. Nie przypadkiem ten wielki rosyjski apologeta pogaństwa pojednał się z Cerkwią właśnie za pośrednictwem o. Pawła.
Rewolucja nie przerwała kapłańskiego i naukowego zaangażowania filozofa. Nadal wykładał on w Akademii Duchownej (do 1926 roku), nadal odprawiał liturgię w świątyniach Sergiejewskiego Posadu. Polityczne zmiany także nie wywołały w nim jakiegoś szczególnego odzewu. O. Sergiusz Bułgakow tłumaczył to faktem, że dla Floreńskiego “zawsze mocniej niż doczesność przemawiała wieczność”. Sam zaś filozof w napisanej w 1927 roku “Autobiografii” swą obojętność wobec przemian politycznych tłumaczył filozoficznie: “Z mo-jego charakteru, badań i studiów historycznych wyniosłem głębokie przekonanie, że historyczne wydarzenia wcale nie są wy-nikiem wysiłków ich uczestników, ale — do tej pory nieznanych praw dynamiki społecznej”.
Takie eschatologiczne niemal podejście pozwoliło Floreńskiemu odnaleźć się w nowej rzeczywistości i uniknąć emigracji, którą wybrali niemal wszyscy jego przyjaciele. Wierność hierarchii (która zleciła mu ochronę dóbr Ławry Troicko Sergiejewskiej) i teologiczna głębia pozwoliła mu uniknąć zaangażowania się w ruch odnowieńczy, który doprowadził do powołania schizmatyckiej i całkowicie lojalnej wobec komunistów “Żywej Cerkwi”. Umiejętności zawodowe wyniesione ze studiów matematyczno-fizycznych sprawiły zaś, że — pozostając kapłanem — o. Floreński szybko odnalazł nowe pola zaangażowania zawodowego.

W 1920 roku zaczął pracę w zakładzie “Karbolit” zajmującym się produkcją plastiku. Rok później został profesorem w katedrze analizy przestrzeni. W połowie lat dwudziestych skupił się nad badaniami i eksperymentami z dziedziny elektrotechniki. W 1927 roku został redaktorem “Encyklopedii technicznej”, a rok później mianowano go kierownikiem zakładu materiałoznawstwa Wszechzwiązkowe- go Instytutu Elektrotechnicznego. 5 stycznia 1930 roku kapłan zaszedł jeszcze wyźej: został pomocnikiem dyrektora tegoż instytutu ds. naukowych, a 4 maja 1932 roku członkiem Komisji ds. standardyzacji znaczeń, terminów i symboli przy Radzie Pracy i Obrony ZSRS.
Wszystkie te godności — i to jest szczególnie warte podkreślenia — o. Floreński osiągnął jako kapłan w prawosławnej riasie, z krzyżem na piersiach. Pewnego razu, gdy Instytut odwiedzał Lew Trocki, zwrócił on uwagę na inżyniera w księżowskich szatach i zaprosił go do uczestnictwa w sowieckim zjeździe inżynierów. — Tylko nie w tym stroju — zaznaczył od razu. O. Floreński cicho, ale stanowczo odpowiedział wówczas: Nie przestałem być kapłanem i nie mogę nosić innej odzieży. O dziwo, Trocki przyznał mu rację i na zjeździe sowieckich inżynierów specjalista od elektrotechniki rzeczywiście występował w sutannie.
Walka o sens
Oczywiście na dłuższą metę władze sowieckie nie mogły tolerować duchownego, który choć całkowicie lojalny politycznie, zdobywał serca młodzieży dla wiary i swoją osobą świadczył, że oskarżenia o ciemnotę i niechęć do nauki duchowieństwa prawosławnego nieprawdziwe. 25 lutego 1933 roku został aresztowany jako “pop-profesor, radykalnie prawicowy monarchista”, “członek kierowniczego centrum kontrrewolucyjnej organizacji “Partia Odrodzenia Rosji”. Choć zarzuty były całkowicie wyssane z palca Floreński dał się złamać i szybko podpisał odpowiednie zeznania, charakteryzujące go jako “głównego ideologa” tej organizacji. Na ich podstawie został skazany na 10 lat łagrów.
Droga przez “archipelag Gułach” rozpoczęła się dla niego od rocznego niemal pobytu w Stacji Naukowo-Badawczej zajmującej się wieczną zmarzliną w Skoworodinie i Swobodnym. Wraz z grupą uczonych prowadził on tam badania nad strukturą wiecznej zmarzliny i możliwościami jej wykorzystania w gospodarce. Wyniki tych prac zostały opublikowane przez N. Bykowa i P. Kapteriewa w książce: “Wieczna zmarzlina i jej tworzenie”. Listy do żony (Anna Floreńska wszystkie je zachowała) i dzieci z tego okresu świadczą o tym, że Floreński jeszcze nie do końca zrozumiał co się z nim stało, nie dko końca miał świadomość, że aresztowanie oznaczało wyrzucenie go poza nawias życia naukowego. Stale powraca w nich do moskiewskich zajęć, wydaje dyspozycje odnośnie swoich prac naukowych czy dzieli się wynikami badań nad zmarzliną. Zrozpaczoną żonę przekonuje nawet w liście z 23 listopada 1933 roku: “Pora byś już zrozumiała, że wszystko co się dzieje ma swój sens i dzieje się tak, by ostatecznie prowadziło ku lepszemu”.
Z duchowego spokoju wyrywa go dopiero wiadomość o skonfiskowaniu przez władze sowieckie wszystkich jego notatek i książek oraz teczek, w których znajdowały się gotowe już do druku książki… Pociesza go, mniej więcej w tym samym czasie, wizyta żony z dziećmi. Był to już jednak ostatni radosny moment w jego życiu.

Z nieznanych powodów po rocznym pobycie w stacji badawczej Floreński trafia do izolatki, a stamtąd przewieziony zostaje do łagru sołowieckiego. Tu dopadła go rozpacz. W liście do żony napisał: “Już dawno doszedłem do wniosku, że nasze pragnienia zawsze się urzeczywistniają, ale z pewnym opóźnieniem i w karykaturalnej formie. W ostatnich latach chciałem mieszkać przez ścianę z laboratorium — i to się stało w Skoworodinie. Chciałem zajmować się glebą — i to też się stało, tamże. Jeszcze wcześniej marzyłem, by mieszkać w monasterze — i oto mieszkam w monasterze na Sołowkach” (5‑XI-1934). Kilkanaście dni później dodał z go-ryczą “przez całe swoje życie wiele pracowałem, ale wszystko się rozpadło” (30-XI-1934); a w innym liście: “Najbardziej przykre w mo-jej drodze życiowej jest zerwanie z pracą i unicestwienie doświadczenia całego mojego życia, które dopiero teraz dojrzało i mo-gło dać autentyczne owoce (…) Jeśli społeczeństwo nie potrzebuje owoców pracy mojego życia, niech pozostaje bez nich, powstaje tylko pytanie, kto bardziej na tym straci, ja czy społeczeństwo” (24–25 I 1935).
Nadzieja w rodzinie
Jedyną nadzieją pozostała dla niego rodzina: “jeśli kiedykolwiek będę z Wami, to całe swoje życie poświęcę juz tylko wam” oraz wiara w to, że jego działania, cierpienia zjednoczone są jakoś z losem jego najbliższych. “Mam nadzieję, że — nie wiem w jaki sposób — otrzymacie jakąś nagrodę za wszystko to, czego was pozbawiłem”.
Taką kompensacją, czysto jeszcze ludzką są listy jakie Floreński wysyłał do całej rodziny. Pisał w nich o niemal wszystkim: młodsze dzieci zachęcał do nauki pisania i muzyki, przesyłał im listy lektur (na jednej z nich znalazł się “Faraon” Bolesława Prusa); ze starszymi rozmawiał o ich badaniach naukowych a wszystkim przesyłał głębokie przemyślenia filozoficzne, choćby poświęcone przemijaniu, zawarte w liście do matki z 6–7 czerwca 1935 roku. “Wszystko przemija, ale wszystko pozostaje. To jest moje najgłębsze przekonanie, że nic nie przemija całkowicie, nic nie przepada, ale gdzieś tam jest zachowywane. Wartości pozostają, chociaż my sami przestajemy je przyjmować. I wysiłki, choćby wszyscy o nich zapomnieli, przebywają gdzieś i wydają owoce. Oto dlaczego, choć żal mi przeszłości, to doświadczam w niej żywej wieczności. Nie rozstałem się z nią na zawsze, a jedynie na jakiś czas. Wydaje mi się, że każdy człowiek, jakiegokolwiek by nie był światopoglądu, gdzieś w głębi duszy myśli tak samo. Inaczej życie stałoby się bezsensowne i puste”.
Stopniowo nowa sfera naukowa — badania nad uzyskiwaniem jodu z wodorostów i jego wykorzystaniem — zaczyna wciągać o. Floreńskiego. Jego umysł zaczyna pracować z nową siłą. W listach do rodziny pojawiają się rozważania nad wykorzystywaniem jodu, nad matematyką i fizyką.
Badania nad jodem
Zapiski świadczą o tym, że choć większość czasu zabierała kapłanowi praca w laboratoriach zakładów produkujących jod oraz badania nad chemią wodorostów oraz prowadził wykłady poświęcone tej tematyce — to miał równieź własne plany naukowe. Chciał zajmować się fizyką struktur, morfometrią, kosmofizyką i kosmochemią. Wiele z tych zainteresowań przejął po nim jego syn Kiriłł, który został jednym z twórców współczesnej nauki o planetach.
Niewiele wiadomo na temat życia duchowego o. Floreńskiego w obozie. Listy do rodziny objętę są swoistą cenzurą wewnętrzną. Świadectwa współwięźniów, które zbierała rodziny pokazują go jednak jako człowieka, który nawet pośród licznych zajęć naukowych znajdował czas, by dzielić się wiarą z innymi. Wielu przekonanych komunistów i ateistów pod jego wpływem miał się w obliczu śmierci nawracać na chrześcijaństwo i spowiadać. Pewnym śladem tej sfery działalności o. Floreńskiego są rozsiane w listach wzmianki o noszeniu w kieszeniach kawałków sucharów czy cukru, którymi dzielił się z każdym, kto przychodził z nim porozmawiać. Taka postawa spowodowała, że kapłan cieszył się w obozie ogromnym autorytetem. “Według jednej z legend, kiedy wynoszono jego ciało ze szpitala wszyscy więźniowie upadli na kolana i zdjęli czapki. Nawet jeśli jest to tylko legenda, to i ona pokazuje jaki był do niego stosunek” — podkreśla Andronik.
Życiowa droga kapłana i uczonego została przerwana z wyroku trójki leningradzkiego UNKWD 8 grudnia 1937 roku. Rodzina poznała tę datę dopiero w latach 90. Wcześniej dochodziły do niej tylko pogłoski, o tym, że został rozstrzelany w czasie wojny, że zabiło go spadające drzewo w 1946 roku, że wreszcie pracował przy produkcji bomby atomowej. Jedno było wówczas pewne: ostatni jego list jaki trafił do rodziny pochodził z 19/20 czerwca 1937 roku.
Udział wielkości
Ta śmierć nie poszła jednak na marne, zresztą — według głębokiej wiary samego Floreńskiego. Kolejne pokolenia prawosławnych żyjących w Związku Sowieckim a obecnie w Rosji czerpią z jego myśli, inspirują się jego życiem i pilnie studiują jego dzieła teologiczne i filozoficzne, niektóre wydane dopiero w la-tach 90. Te studia prowadzą do wniosku, że Floreński był jednym z najwybitniejszych chrześcijańskich platoników XX wie-ku, człowiekiem, które przetłumaczył myśl Platona na język prawosławia, a prawosławie przełożył na język wielkiego systemu filozoficznego. Wciąż trwają pracę nad zgłębieniem i zrozumieniem tego systemu.
Czy to wszystko byłoby możliwe bez uprzedniego cierpienia? Sam Floreński w jednym z listów do domu odpowiada przecząco. “Udziałem wielkości jest cierpienie, cierpienie od świata zewnętrznego, ale i cierpienie wewnętrzne. Tak było, tak jesti tak będzie. Dlaczego tak jest — odpowiedź jest całkowicie jasna: powodem jest rozchodzenie się społeczeństwa i wielkości, i samego siebie i własnej wielkości… Świat stworzony jest tak, że nie można ofiarowywać się światu inaczej niż płacąc za to cierpieniem. Im bardziej bezinteresowny dar, tym bardziej okrutne prześladowania i tym surowsze cierpienia. Takie są podstawy życia, taki jest jego aksjomat… Za dar wielkości przychodzi płacić własną krwią”. Na krwi męczenników bowiem zbudowany jest nie tylko Kościół, ale i świat. Trzeba mieć nadzieję, że na tej krwi milionów rosyjskich męczenników Bóg zbuduje wielką Rosję, wielką przede wszystkim duchowo, taką o jakiej marzyłby o. Paweł Floreński.
tekst ukazał się w dzienniku “Życie” 10 kwietnia 2004 roku.