Magazyn

Pierwsi, którzy nazywali siebie Australijczykami — część I


Magazyn EkumenizmPierw­szy­mi, któ­rzy nazy­wa­li sie­bie Austra­lij­czy­ka­mi, byli Niem­cy. Pierw­si Niem­cy zaczę­li przy­by­wać do Austra­lii w pierw­szych latach XIX wie­ku. Pierw­szy­mi zaś zor­ga­ni­zo­wa­ny­mi gru­pa­mi osad­ni­ków nie­miec­kich były gru­py sta­ro­lu­te­ra­nów, któ­re przy­by­wać zaczę­ły w dru­giej poło­wie lat trzy­dzie­stych tego same­go stu­le­cia. Pocho­dzi­ły one z pogra­ni­cza wiel­ko­pol­sko-bran­den­bur­sko-dol­no­ślą­skie­go. To ich histo­rię pre­zen­tu­je­my poni­żej. Pierw­szą z tych grup była gru­pa, któ­rej przy­wód­cą był August Kavel, pastor ze wsi Klem­zig (dzi­siaj “Klępsk”) koło Zbą­szy­nia (Bent­schen).


Der “Kir­chen­stre­it” in Preus­sen

U źró­deł emi­gra­cji lute­rań­skiej do Austra­lii leża­ły wysił­ki na rzecz zjed­no­cze­nia Kościo­łów ewan­ge­lic­kich. Król Prus, Fry­de­ryk Wil­helm III von Hohen­zol­lern, zamie­rzał dopro­wa­dzić do zjed­no­cze­nia pro­te­stan­tów. W tym celu usta­no­wił w 1817 roku tzw. Unię Pru­ską na mocy dekre­tu gabi­ne­to­we­go. W 1821 roku wpro­wa­dzo­no nową księ­gę, regu­lu­ją­cą zasa­dy spra­wo­wa­nia nabo­żenstw (tzw. Agen­da), w tym Eucha­ry­stii. Zawar­te w niej regu­ły spo­tka­ły się ze sprze­ci­wem wie­lu lute­ra­nów, dla któ­rych ozna­cza­ły one ustęp­stwa w spra­wach wia­ry. Kon­flikt zaostrzył się począw­szy od 1830 roku, kie­dy to odby­wa­ły się obcho­dy trzech­set­le­cia Kon­fe­sji Augs­bur­skiej. Wte­dy to król, wyda­nym przez sie­bie dekre­tem, zażą­dał, by uro­czy­sto­ści te obcho­dzo­no zgod­nie z wyda­ny­mi 9 lat wcze­śniej regu­la­cja­mi. Opo­zy­cja wobec owe­go dekre­tu zna­la­zła naj­więk­szy oddźwięk we Wro­cła­wiu, sto­li­cy Ślą­ska, a jej głów­ny­mi przy­wód­ca­mi byli dr J.G. Sche­ibel, dr G.P.E. Husch­ke oraz H. Stef­fens.

Począt­ko­we pró­by skło­nie­nia opor­nych wobec unii za pomo­cą per­swa­zji nie przy­nio­sły pozy­tyw­nych rezul­ta­tów. Toteż, począw­szy od roku 1834, sto­so­wać zaczę­to środ­ki przy­mu­su. Duchow­nym odma­wia­ją­cym sto­so­wa­nia się do instruk­cji odbie­ra­no pra­wo spra­wo­wa­nia posłu­gi dusz­pa­ster­skiej, a miej­sce ich zaj­mo­wa­li duchow­ni — zwo­len­ni­cy unii. Nabo­żen­stwa odpra­wia­ne pry­wat­nie zosta­ły zaka­za­ne, a ich uczest­ni­cy kara­ni byli aresz­tem oraz grzyw­na­mi. Pastor lute­rań­ski chrzczą­cy dziec­ko kara­ny był grzyw­ną 50 tala­row, dziec­ko zaś pod­da­wa­ne było ponow­ne­mu chrzto­wi przez pasto­ra unii.

Do jed­nej z bar­dziej spek­ta­ku­lar­nych akcji zjed­no­cze­nio­wych doszło we wsi Hoeni­gern w pierw­szy dzień Świąt Boże­go Naro­dze­nia 1835 roku. Oko­ło 400 żoł­nie­rzy pie­cho­ty oraz 50 huza­rów z bagne­ta­mi i sza­bla­mi wypę­dzi­ło kobie­ty z miej­sco­we­go kościo­ła lute­rań­skie­go i wpro­wa­dzi­ło tam pasto­ra unii. Woj­sko zatrzy­ma­ło się we wsi tak dłu­go, aż wresz­cie lute­ra­nie znów zaczę­li uczęsz­czać na nabo­żen­stwa. Takie i podob­ne wyda­rze­nia zro­dzi­ły w wie­lu chęc wyemi­gro­wa­nia. W ‘modzie’ było wów­czas emi­gro­wa­nie do USA oraz do Rosji. Ale do… Austra­lii?

Um des Glau­bens wil­len nach Austra­lien

Pier­wot­nie pastor Kavel zamie­rzał zor­ga­ni­zo­wać emi­gra­cję do USA i w tym celu udał się do Lon­dy­nu. Spo­tkał tam jed­nak pew­ne­go szkoc­kie­go przed­się­bior­cę, bap­ty­stę Geo­r­ge Fyfe Angas. Czło­wiek ten zało­żył fir­mę pod nazwą South Austra­lian Com­pa­ny i poszu­ki­wał chęt­nych do pra­cy w Połu­dnio­wej Austra­lii. Pastor Kavel ze swy­mi sta­ro­lu­te­ra­na­mi “spadł mu z nie­ba”. Ponie­waż od roku 1837 pew­na licz­ba nie­miec­kich rze­mieśl­ni­ków już dla nie­go pra­co­wa­ła, i był on z ich pra­cy zado­wo­lo­ny, dla­te­go posta­rał się, by Kavel zamiast do Ame­ry­ki, skie­ro­wał swo­ją wspól­no­tę do Austra­lii.

Nie od razu jed­nak było to moż­li­we, gdyż wła­dze Prus począt­ko­wo nie zamie­rza­ły zgo­dzić się na emi­gra­cję sta­ro­lu­te­ra­nów. Nawet gdy już udzie­lo­no zgo­dy [1], wciąż opóź­nia­no wyda­wa­nie pasz­por­tów. Czy­nio­no tak nawet wów­czas, gdy wie­lu z nich posprze­da­wa­ło swój doby­tek. W mię­dzy­cza­sie pastor Kavel i Angas utrzy­my­wa­li kon­takt listow­ny. W jed­nym z listów do Anga­sa Kavel wspo­mi­nał przy­pa­dek pew­ne­go dol­no­ślą­skie­go wła­ści­cie­la ziem­skie­go, „baro­na von Koszut­ski”, któ­ry za współ­pra­cę z lute­rań­ski­mi opo­zy­cjo­ni­sta­mi oraz za udzie­la­nie w swym domu gości­ny „nie­le­gal­nym” nabo­żeń­stwom, uka­ra­ny został przez wła­dze utra­tą czę­ści majat­ku oraz uwię­zie­niem na kil­ka mie­się­cy.

Pierw­sza gru­pa, liczą­ca ponad 200 emi­gran­tów wyru­szy­ła na bar­kach ze wsi Ciga­ci­ce (Tschi­che­rzig) 8 czerw­ca 1838 roku. Pły­ne­ła Odrą aż do kana­łu, dalej Szpre­wą do Ber­li­na (17 czerw­ca). Następ­nie Hawe­lą i Łabą do Ham­bur­ga. Tam jed­nak wypa­dło pocze­kać ponad mie­siąc zanim moż­na było wejść na pokład stat­ku. Przy­czy­ną było wspo­mnia­ne wyżej trud­no­ści z pasz­por­ta­mi. Z Ham­bur­ga gru­pa zosta­ła zabra­na dwo­ma żaglow­ca­mi (“Prin­ce Geo­r­ge”“Ben­ga­lee”) w ponad czte­ro­mie­sięcz­ną podróż do Austra­lii (8 i 9 lip­ca), do któ­rej udać się moż­na było, opły­wa­jąc po dro­dze całą Afry­kę (nie było jesz­cze Kana­lu Sueskie­go). Oby­dwa żaglow­ce dopły­nę­ły w oko­li­ce Port Ade­la­ide 16 listo­pa­da (“Ben­ga­lee”) oraz 18 listo­pa­da (“Prin­ce Geo­r­ge”). Nie­co póź­niej wypły­nę­ły z Ham­bur­ga dwa inne stat­ki: “Zebra” oraz “Catha­ri­na”.

Żaglow­cem “Prin­ce Geo­r­ge” przy­by­ły do Połu­dnio­wej Austra­lii rodzi­ny z nastę­pu­ją­cych miej­sco­wo­ści: Oku­nin (Lang­me­il), Klępsk (Klem­zig), Kar­go­wa (Unruh­stadt), Kole­sin (Golt­zen), Żół­ków (Sal­kau), Kar­czyn (Har­the), Krę­żo­ły (Krum­men­dorf), Trzciel (Tir­sch­tie­gel), Łęgo­wo (Lang Heiners­dorf), Kęp­sko (Schön­born), Ostrzy­ce (Ostritz), Kiel­cze (Kelt­schen) oraz Kije (Kay).

Z oko­ło 500 pasa­że­rów z owych czte­rech stat­ków w dro­dze zmar­ło 30 ( 14 na “Prin­ce Geo­r­ge”, 12 na “Zebrze” i 4 na “Catha­ri­nie”).

Aus Klem­zig nach… Klem­zig

Magazyn EkumenizmMiej­scem, do któ­re­go dopły­nę­ły żaglow­ce, było poło­żo­ne o kilo­metr na pół­noc od dzi­siej­sze­go Port Ade­la­ide, zwa­ne­go wów­czas “Port Mise­ry”. Nazwa jak naj­bar­dziej traf­na, gdyż oprócz mokra­deł i bło­ta było tam nie­wie­le. Stam­tąd wypra­wia­no się na poszu­ki­wa­nie odpo­wied­niej loka­li­za­cji na osie­dle­nie. Wybra­no zie­mię, sta­no­wią­cą wła­sność Anga­sa, a poło­żo­ną ok. 7 km na pół­noc­ny wschód od cen­trum Ade­la­ide. Zało­żo­ną w ten spo­sób wieś nazwa­no “Klem­zig”, czy­li tak jak tę opusz­czo­ną w Niem­czech.

Wie­lu auto­rów połu­dnio­wo­au­stra­lij­skich pozo­sta­wi­ło swo­je wspo­mnie­nia o Niem­cach. Jed­nym z wybit­niej­szych był John W. Bull. W książ­ce “Ear­ly Expe­rien­ces of Colo­nial Life”, napi­sał mię­dzy inny­mi, że Angas, „ów zamoż­ny i skłon­ny do dobro­czyn­no­ści gen­tle­man, nigdy nie uczy­nił lep­sze­go użyt­ku ze swych pie­nię­dzy niż wte­dy, gdy uży­czył gru­pie lute­ra­nów środ­ków na imi­gra­cje do kolo­nii, by mogli oni uciec od prze­śla­do­wań, któ­rym pod­da­wa­ni byli we wła­snym kra­ju”.

“Aż do momen­tu przy­by­cia emi­gran­tów miesz­kań­cy Ade­la­ide byli nie­wy­star­cza­ją­co zaopa­try­wa­ni w warzy­wa oraz nabiał i to po wygó­ro­wa­nych cenach — masło po 2 szy­lin­gi i 6 pen­sow za funt, jaja po tej samej cenie (…) Po jakimś cza­sie zaczę­to widy­wać cały sznur matron i dziew­cząt, uda­ją­cych się w dro­gę do sto­li­cy w nie­miec­kich stro­jach”.

Żyw­ność sprze­da­wa­ły w sto­li­cy bar­dzo tanio, więc popyt był zapew­nio­ny. Wkrót­ce też osad­ni­cy pozby­li się dłu­gów zacią­gnię­tych uprzed­nio na zakup zie­mi.

Oddaj­my na chwi­lę głos inne­mu świad­ko­wi oma­wia­nych wyda­rzeń. W spo­sób typo­wy dla angiel­skie­go dzien­ni­kar­stwa owych lat scha­rak­te­ry­zo­wał on nowo powsta­łą osa­dę oraz ich miesz­kań­ców. Poni­żej szer­sza część opi­su zamiesz­czo­ne­go 1 maja 1839 roku w Southern Austra­lian:

“(…) Jak Ade­la­ide, oto­czo­ny jest on maje­sta­tycz­ny­mi drze­wa­mi i w wie­lu miej­scach ofe­ru­je bli­skie wido­ki nasze­go wspa­nia­łe­go łan­cu­cha wzgórz. Rze­ka wije się obok wsi i o tej porze roku posia­da wodę o znacz­nej głę­bo­ko­ści. Aura spo­ko­ju prze­ni­ka to miej­sce, będą­ce dokład­nie takim, jakie wyobraź­nia odma­lo­wa­ła­by jako przy­stań prze­śla­do­wa­nej poboż­no­ści.

Magazyn EkumenizmPrzed­się­bior­czość i spo­koj­na wytrwa­łość nie­miec­kie­go cha­rak­te­ru zosta­ły w Klem­zig roz­wi­nię­te w całej pel­ni. Minę­ło zale­d­wie czte­ry do pię­ciu mie­się­cy odkąd ludz­ka ręka poczę­ła tutaj usu­wać śla­dy­dzi­ko­ści, a już zbu­do­wa­no nie­mal trzy­dzie­ści domów - nie­któ­re z nich dobre i obszer­ne. Wszyst­kie są schlud­ne, czy­ste i wygod­ne. Są prze­waż­nie zbu­do­wa­ne z pise (tj. z ubi­tej gli­ny – przyp. M.M.) lub z nie­wy­pa­lo­nej cegły, stward­nia­łej od słoń­ca. (…). Sami miesz­kań­cy są nie­mniej inte­re­su­ją­cy­mi obiek­ta­mi kon­tem­pla­cji. Przy­bysz zasta­nie ich, wszyst­kich co do jed­ne­go, zaję­tych oraz pogod­nych niczym angiel­skie psz­czo­ły na wio­snę. Poza domem pie­lą lub pod­le­wa­ją albo budu­ją, albo łowią, doją, myją, ści­na­ją drze­wa lub nio­są wodę. (…) Nawet dzie­ci, zbyt małe, by pra­co­wać, jed­nak wystar­czą­ja­co duże, by się uczyć, znaj­dzie­my pod­czas godzin szkol­nych, pobie­ra­ją­ce naukę od swe­go zna­ko­mi­te­go i nie­zmor­do­wa­ne­go pasto­ra.

Przy­by­sza ude­rza miłe uspo­so­bie­nie i grzecz­ne manie­ry tych ludzi. Męż­czy­zna uno­si kape­lusz, gdy cię mija i kła­nia się z zacho­wa­niem odle­głym od pro­stac­twa i słu­żal­czo­ści. Kobie­ta, choć może ugi­na się pod cię­ża­rem nie­sio­ne­go drew­na, uśmie­cha się, oka­zu­jąc prze­cho­dza­ce­mu przy­by­szo­wi wyraz peł­nej sza­cun­ku uprzej­mo­ści. Nawet nie­licz­ni tubyl­cy poma­ga­ją­cy im w nie­któ­rych pra­cach, zda­ją się przej­mo­wać ich ducha, postę­pu­jąc z rezer­wa i nie narzu­ca­jąc się.

Nie uwła­cza­myw niczym naszym pra­cu­ją­cym roda­kom w Ade­la­ide, jeśli stwier­dzi­my, że mogą oni pobrać jed­ną lub dwie uży­tecz­ne lek­cje od naszych nie­miec­kich bra­ci z Klem­zig.

Ufa­my, że powyż­sze obser­wa­cje nie zosta­ną przy­ję­te jako będą­ce nie na miej­scu. Uwa­ża­my bowiem, że nasi sąsie­dzi zasłu­gu­ją na uwa­gę z naszej stro­ny. Wygna­ni z wła­sne­go kra­ju, gdyż nie ugię­li się przed tą naj­gor­sza for­mą tyra­nii usi­łu­ją­cą skuć łań­cu­cha­mi ludz­kie umy­sły i dyk­to­wać im wia­re, przy­by­li tutaj, wznie­śli swój ołtarz wśród nas i pre­zen­tu­ją nam model prak­tycz­nej kolo­ni­za­cji wart nasze­go indy­wi­du­al­ne­go naśla­dow­nic­twa.” [2] (obraz w powięk­sze­niu).

Dziś wieś ta, wciąż zacho­wu­ją­ca swo­ją nazwę, sta­no­wi dziel­ni­cę Ade­la­ide. Pier­wot­nych domów pio­nier­skich już tam nie ma. Nie ma rów­nież nie­gdy­siej­sze­go kościo­ła lute­rań­skie­go — pierw­sze­go kościo­ła lute­rań­skie­go w Austra­lii, ani małe­go cmen­ta­rza naprze­ciw­ko nie­go. W miej­scu, w któ­rym się ten cmen­tarz znaj­do­wał, jest dzi­siaj Pio­ne­er Memo­rial z meta­lo­wy­mi tabli­ca­mi w miej­scach gro­bów nie­któ­rych z pocho­wa­nych tam miesz­kań­ców oraz skrom­ny postu­ment, wysta­wio­ny tam w roku 1936 (zdję­cie tutaj). Cdn…

Michał Moni­kow­ski

Przy­pi­sy:

[1] Po mniej wię­cej dwóch latach ocze­ki­wa­nia otrzy­ma­no zgo­dę kró­la Fry­de­ry­ka Wil­hel­ma III, wyda­na 10 mar­ca 1838 roku:

„Z wiel­kim bólem dowie­dzia­łem się, ze nie­któ­rzy z moich pod­da­nych, skąd­inąd dobrzy i reli­gij­ni ludzie, lecz zaśle­pie­ni i zmy­le­ni przez fana­tyzm i here­zję i nie ufa­ją­cy moim ojcow­skim dekla­ra­cjom i napo­mnie­niom, upar­cie odda­ją się ilu­zji, że sta­re naucza­nie lute­rań­skie ma zostać zaka­za­ne – co oczy­wi­ście nigdy nie było naszą inten­cją. Nie zwra­ca­jąc prze­to uwa­gi na nic, co mogło­by to dla nich uczy­nić rze­czą jasną, są oni cał­ko­wi­cie prze­ko­na­ni o czymś wręcz prze­ciw­nym i przy­go­to­wu­ją się wręcz do opusz­cze­nia swych miejsc rodzin­nych, aby, jak sądzą, poszu­ki­wać sta­ro-lute­ra­ni­zmu tysią­ce mil od domu, w Połu­dnio­wej Austra­lii, dokąd fana­tycz­ni lide­rzy zamie­rza­ją ich zabrać, aby tam oddać się cał­ko­wi­cie swym reli­gij­nym, fana­tycz­nym pla­nom uto­pij­nej nie­za­leż­no­ści, jak ją sobie ufor­mo­wa­li w swej ima­gi­na­cji.

Tym­cza­sem, jeśli zwie­dze­ni mie­li­by silę ode­rwać się od owych hipo­kry­tów, któ­rzy ich usi­dli­li i spro­wa­dza­ją na nich utra­pie­nie waha­niem sumie­nia, to mogli­by, tak jak do tej pory, pozo­stać wier­ni i lojal­ni sta­rym, nie­za­fał­szo­wa­nym naukom lute­rań­skim zacho­wa­nym w Kon­fe­sji Augs­bur­skiej. W żad­nym wypad­ku nie mogło być powo­du do obaw przed dys­kry­mi­na­cją ich wia­ry, jako że otrzy­ma­li już oni zapew­nie­nie, że gdy tyl­ko tego zechcą, ich pasto­rzy mogli­by for­mal­nie zobo­wią­zać się do naucza­nia i gło­sze­nia nicze­go inne­go niż wspo­mnia­na wyżej dok­try­na lute­rań­ska.

Dla­te­go też zawróć­cie wy, któ­rzy jeste­ście zwie­dze­ni! Jest jesz­cze czas, by zanie­chać kro­ku, któ­re­go z całą pew­no­ścią przyj­dzie wam żało­wać, a któ­ry nie może przy­czy­nić wam dobro­by­tu wiecz­ne­go ani docze­sne­go. Jeśli jed­nak zamier­za­cie upie­rać się zawzię­cie przy kro­ku, na któ­ry zde­cy­do­wa­li­ście się, naka­zu­ję wam ści­śle prze­strze­gać wyda­nych naka­zów doty­czą­cych emi­gra­cji, w któ­rym to wypad­ku mogę jedy­nie was żało­wać, lecz muszę pozo­sta­wić was wasze­mu loso­wi.”

(Schu­bert, David :Kave­l’s People. From Prus­sia to South Austra­lia”. Luthe­ran Publi­shing House, Ade­la­ide 1985, s.64; Iwan, W.: “Um des Glau­bens wil­len nach Austra­lien”, 1931, s.131)

[2] Cyto­wa­ne za: D.Schubert. Kavel’s People. Luthe­ran Publi­shing House. Ade­la­ide, 1985, s. 87–88

Może­my się oczy­wi­ście domy­ślic, że oso­ba­mi emi­gru­ją­cy­mi do Austra­lii kie­ro­wa­ły nie tyl­ko moty­wy natu­ry reli­gij­nej. Nie­miec­ki autor W. Iwan w wyda­nej w Niem­czech przed woj­ną książ­ce „Um des Glau­bens wil­len nach Austra­lien” („Dla wia­ry do Austra­lii”) cytu­je zacho­wa­ne jesz­cze wów­czas w Klęp­sku uwa­gi następ­cy Kave­la, pasto­ra W. Kauf­man­na, doty­czą­ce emi­gran­tów:

„(…) Mylił­by się jed­nak ten, kto uwa­żał­by, że wszyst­kie emi­gru­ją­ce doro­słe oso­by były świe­tla­ny­mi przy­kła­da­mi chrze­ści­jan. Naste­pu­ją­ce oso­by zasłu­gu­ją na zaszczyt­ne wspo­mnie­nie: pan­na Anna Eli­sa­beth Hön­ke, pan­na Anna Rosi­na Rau, ogrod­nik Georg Bothe, kra­wiec Rau i jego żona, leśnik Fie­dler i jego żona oraz ogrod­nik Lan­ge. Nie bez chrze­ści­jań­skie­go oświe­ce­nia i wie­dzy, w sumie nie­po­zba­wio­ny­mi żywej wia­ry byli: żony miesz­kań­ca Mie­ge­la i koło­dzie­ja Petra­sa, wdo­wa Rau, robot­nik Hön­ke, ogrod­nik Hön­ke, kra­wiec Hön­ke, wie­śniak Thie­le, murarz Schultz, slu­żą­cy Jentsch, ogrod­ni­cy Zilm i Pöl­chen oraz wie­śniak Weber. Więk­szość doro­słych była ducho­wo mar­twa lub nie posia­da­ła roze­zna­nia, by dać świa­dec­two wia­ry. Nie­kto­rzy z nich szu­ka­li ziem­skiej for­tu­ny, docze­snej wol­no­ści i docze­sne­go dobro­by­tu.. Więk­szośc wyje­cha­ła, gdyż inny czło­nek rodzi­ny zde­cy­do­wał się to uczy­nić. Bez jakich­kol­wiek zasług byli slu­żą­cy Schultz, koło­dziej Petras, pijak i hazar­dzi­sta, cie­śla Bothe, rów­nież pijak i hazar­dzi­sta, robot­nik Schu­bert, proż­niak, żona robot­ni­ka Hön­ke­go, zło­dziej­ka i kłam­czy­ni, żona robot­ni­ka Chri­stia­na Rau, kobie­ta nie­opa­no­wa­na oraz parę innych osób, któ­re łatwo dało się zastą­pić.

Chwa­ła nie­chaj będzie Bogu, któ­ry poprzez swe zbaw­cze dzia­ła­nie i łaska­we czu­wa­nie Jego Ducha w cią­gu moich trzech lat pra­cy tutaj, zastą­pił rów­nież wszyst­kich tych emi­gran­tów, któ­rzy posia­da­li żywą wia­rę. Tak, wiecz­na chwa­ła niech będzie jego łasce, miło­ści i wier­no­ści. Amen!”

(Schu­bert, David :Kave­l’s People. From Prus­sia to South Austra­lia”. Luthe­ran Publi­shing House, Ade­la­ide 1985, s.71)

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.