Magazyn

Pierwsi, którzy nazywali siebie Australijczykami — część IV


O ile pierw­szym miej­scem osie­dle­nia lute­rań­skich kolo­ni­stów z Prus był Klem­zig, a naj­bar­dziej zna­ną miej­sco­wo­ścią Hahn­dorf, o tyle naj­bar­dziej nie­miec­kim rejo­nem w Austra­lii jest Doli­na Baros­sy (Baros­sa Val­ley) w Połu­dnio­wej Austra­lii na pół­noc­ny wschód od Ade­la­ide. Nazwę swo­ją (pocho­dzą­cą z Hisz­pa­nii) doli­na ta otrzy­ma­ła od zało­ży­cie­la Ade­la­ide, puł­kow­ni­ka Wil­lia­ma Light. Osia­da­ją­cy tam sta­ro­lu­te­ra­nie nazy­wa­li ją jed­nak czę­sto Neu­schle­sien, czy­li Nowy Śląsk.


Puł­kow­nik Light nazwał ją „Baros­sa Val­ley” w 1837 roku od Baros­sy (obec­nie „Bar­ro­sa”) w Hisz­pa­nii, gdzie wziął udział w zwy­cię­skiej bitwie prze­ciw Fran­cu­zom 5 mar­ca 1811 roku. Połu­dnio­wo­au­stra­lij­ska Doli­na Baros­sy ma mniej wię­cej 8 km sze­ro­ko­ści i oko­ło 40 km dłu­go­ści. W 1842 roku zaczę­li się tam poja­wiać pierw­si osad­ni­cy angiel­scy i nie­miec­cy. Mniej wię­cej w tym samym cza­sie więc, gdy powsta­wał Lobe­thal na wschód od Ade­la­ide, oko­ło 60 km na pół­noc od niej poja­wiać się zaczę­ły nowe osa­dy nie­miec­kich lute­ra­nów. Nie­któ­rzy osad­ni­cy miesz­ka­li na począt­ku dosłow­nie gdzie się dało. Na przy­kład Frie­drich Her­big z Zie­lo­nej Góry wraz z żoną Caro­li­ne (ur. w Nekli) miesz­kał w dużym, roz­ło­ży­stym i pustym w środ­ku 300–500 let­nim drze­wie euka­lip­tu­so­wym w oko­li­cach Spring­ton. W tym drze­wie uro­dzi­ło się ich pierw­sze dziec­ko. Drze­wo to wciąż zna­ne tam jest jako “The Her­big Fami­ly Tree”.

Spo­śród wsi w Neu­schle­sien naj­wcze­śniej powsta­ła Betha­nien (obec­nie Betha­ny) w począt­kach roku 1842. Nazwa osa­dy prze­ję­ta zosta­ła z Nowe­go Testa­men­tu (por. Mt 21:17; Mk 11:11 i 14:3; J 11:1–18; i 12:1). Jej zało­ży­cie­la­mi byli lute­ra­nie z Dol­ne­go Ślą­ska i Wiel­ko­pol­ski, któ­rzy przy­by­li wraz z pasto­rem Fritz­sche na “Skjol­dzie” w poprzed­nim roku i któ­rzy tym­cza­so­wo zamiesz­ka­li w Klem­zig i Hahn­dorf.

Napi­sy na zacho­wa­nych nagrob­kach w Betha­ny mówią nie­jed­no­krot­nie o miej­sco­wo­ściach, z któ­rych ludzie ci pocho­dzi­li: Prit­tag (Przy­tok), Wol­ste­in (Wolsz­tyn), Tir­sch­tie­gel (Trzciel), Sawa­de (Zawa­da), Grün­berg (Zie­lo­na Góra), Fre­istadt (Kożu­chów), Jau­er (Jawor). Jeden z tutej­szych pasto­rów pocho­dził z Ber­li­na. Był to ks. Hein­rich August Edu­ard Mey­er. Uro­dzo­ny w 1813 roku, wyje­chał do Austra­lii w roku 1840 wysła­ny tam przez Drez­deń­skie Towa­rzy­stwo Misyj­ne i pro­wa­dził dzia­łal­ność misyj­ną wśród Abo­ry­ge­nów. Gdy pomoc finan­so­wa z Dre­zna skon­czy­ła się, został zapro­szo­ny do Betha­nien w 1848 roku. Wcze­śniej wieś ta otrzy­my­wa­ła posłu­gę dusz­pa­ster­ską od pasto­ra Fritz­sche­go z Lobe­thal. Pastor Mey­er zmarł 17 grud­nia 1863 roku, jego czar­ny żela­zny nagro­bek wciąż znaj­du­je się na „cmen­ta­rzu pio­nie­rów” w Betha­ny (Betha­ny ma trzy małe cmen­ta­rze). Jak wyglą­da­ła Betha­nien krót­ko po zało­że­niu, prze­ko­nu­je­my się patrząc na zacho­wa­na z tam­tych lat akwa­re­lę Geo­r­ge­’a Fren­cha Anga­sa (zobacz tutaj).

Char­les Otto z Betha­ny napi­sał, praw­do­po­dob­nie w latach 60-tych XIX wie­ku, żar­to­bli­wy wier­szyk o wsi swe­go dzie­ciń­stwa. Wier­szyk ten pre­zen­tu­je­my w ory­gi­na­le oraz w tłu­ma­cze­niu:

Nach Betha­nien, nach Betha­nien Do Beta­nii, do Beta­nii

will ich meinen Weg hin­bah­nien, szedł­bym teraz w tęsk­nej manii,

wo gefall’ne Hüt­ten stehn, gdzie się cha­ty roz­pa­da­ją,

alle Kin­der bar­fuss gehn, dzie­cia­ki boso bie­ga­ją,

Kuh- und Schwe­in­stall schrec­klich stin­ken, gdzie chle­wi­ki strasz­nie smro­dzą

Leu­te in den Mud ver­sin­ken: ludzie w bło­cie sta­le bro­dzą:

wo es dűster rings umher, gdzie posęp­nie dooko­ła,

dahin sehnt mein Herz nach sich sehr. tam mnie ser­ce tęsk­nie woła.

In Betha­nien, in Betha­nien, W tej Beta­nii, w tej Beta­nii,

wo die Kin­der, die rotwan­gi­gen, gdzie dzie­ci z kra­sny­mi lica­mi

eilends hin zur Schu­le lau­fen, do szko­ły spiesz­nie bie­ga­ją

unter­wegs sich tűch­tig rau­fen, i żywo się przy tym sztur­cha­ją,

wo Herr Topp den Prűgel schwingt, gdzie pan Topp*swym batem wali

dass es durch die Hose dringt:aż przez por­t­ki tylek pali:

Kla­ge­töne wer­den laut,głośny lament nie­sie w górę,

wenn er gerbt die blöße Haut.gdy gar­bu­je gołą skó­rę.

Wymie­nio­ny tu “pan Topp” to nauczy­ciel w miej­sco­wej szko­le lute­rań­skiej, Frie­drich Topp (1809 — 1892). Uczył tam 45 lat, nawet gdy osia­gnał już 80 rok życia. Przy­był do wsi kil­ka mie­się­cy po jej zało­że­niu w 1842 roku. Peł­nił też funk­cję kościel­ne­go i orga­ni­sty. Pod­czas zebrań rady para­fial­nej to on spi­sy­wał (podob­no bar­dzo ład­nym, ‘kali­gra­ficz­nym’ pismem) wszyst­kie pro­to­ko­ły. Musiał zostać napraw­dę dobrze zapa­mię­ta­ny przez swych uczniów, sko­ro potem o nim pisa­li, jak Char­les Otto. To oni też ufun­do­wa­li póź­niej jego nagro­bek, wciąż ist­nie­ją­cy na cmen­ta­rzu w Betha­ny.´

Lang­me­il (obec­nie zwa­ny Tanun­da) to dru­ga w kolej­no­ści miej­sco­wość zało­żo­na przez lute­ra­nów w Neu­schle­sien. Powstał w tym samym roku co Betha­nien, zało­żo­ny przez przy­by­szów z Klem­zig i Hahn­dorf, do któ­rych dołą­cza­li póź­niej kolej­ni imi­gran­ci uda­ją­cy się tu wprost ze stat­ków. Lang­me­il poło­żo­ny jest bar­dzo bli­sko Betha­nien (na pół­noc­ny zachód od niej) i zawdzię­cza swą nazwę wsi Lang­me­il (Oku­nin) k. Sule­cho­wa. W Lang­me­il zamiesz­kał pastor August Kavel i tam też został pocho­wa­ny w 1860 roku Jego brat, Fer­di­nand, był nato­miast pierw­szym nauczy­cie­lem w miej­sco­wej szko­le od jej otwar­cia w 1845 roku. Szko­ła ta ist­nie­je w dal­szym cią­gu.

Naj­star­szy z tutej­szych kościo­łów zbu­do­wa­no w 1849 roku. Został on prze­bu­do­wa­ny w roku 1871. Zna­ny jest jako Tabor Luthe­ran Church. Ist­nie­ją­cy wokół nie­go cmen­tarz jest jed­nym z naj­bar­dziej zna­nych pio­nier­skich cmen­ta­rzy lute­rań­skich w Austra­lii. I znów, tak jak w Betha­ny, nagrob­ki mówią o miej­scach, z któ­rych przy­by­wa­li tu osad­ni­cy: Cicho­go­ra (Cicha­gó­ra), Chla­sta­we k. Zbą­szy­nia (bei Bent­schen), Bobers­berg (Bobro­wi­ce k. Kro­sna Odrzań­skie­go), Cros­sen (Kro­sno Odrzań­skie) itd.

Przez dłuż­szy czas osa­dy i wsie zakła­da­ne przez kolo­ni­stów zacho­wy­wa­ły swój naro­dwy cha­rak­ter. W 1851 Tanun­dę odwie­dził nie­miec­ki podróż­nik Frie­drich Ger­stäc­ker. Został ude­rzo­ny wów­czas nie­miec­kim cha­rak­te­rem tego miej­sca do tego stop­nia, że jego zda­niem „Podróż­nik sądził­by, że znaj­du­je się w jakiejś małej wsi ze sta­re­go kra­ju mię­dzy Renem i Odrą”. A oto jego opis wnę­trza domu w Tanun­dzie:

„Przy pie­cu sie­dzia­ła sta­ra bab­ka z bia­ło­wło­sym dziec­kiem na kola­nach. Ta star­sza kobie­ta sta­no­wi­ła wier­ny, zna­ko­mi­ty przy­kład star­szej nie­miec­kiej wie­sniacz­ki, jaki zna­leźc moż­na jedy­nie w cen­trum Nie­miec. Jestem prze­ko­na­ny, że wszyst­ko w niej było praw­dzi­we, aż do spi­nek i sznu­ró­wek. I nie tyl­ko to, lecz wszyst­ko w poko­ju było nie­miec­kie: piec, krze­sła, sto­ły, kre­den­sy, zydel, splu­wacz­ka, cera­micz­ne garn­ki, tale­rze ude­ko­ro­wa­ne tek­sta­mi, wer­se­ty z hym­na­łu; krot­ko mówiąc wszyst­ko było nie­miec­kie. Weź jaką­kol­wiek real­ną sak­soń­ską lub pru­ską wiej­ską izbę dzien­ną, zapa­kuj ją sta­ran­nie w baweł­nę i prze­trans­por­tuj do Doli­ny Baros­sy, a nie będzie wyglą­da­la bar­dziej auten­tycz­nie niż ta, w któ­rej sta­łem.”

Nie wszyst­kie osa­dy prze­trwa­ły do dziś. Za przy­kład może słu­żyć Hof­f­nung­sthal zało­żo­ny w roku 1847 przez osad­ni­ków pocho­dzą­cych głów­nie z Wiel­ko­pol­ski (w sumie ok. 20 rodzin). Wieś ta repre­zen­to­wa­ła (tak jak w więk­szo­ści innych przy­pad­ków) typ uli­ców­ki (Sta­ras­sen­dorf). Na zdję­ciu może­my odtwo­rzyć jej wygląd. Na pierw­szym pla­nie widzi­my kamien­ny postu­men­cik w miej­scu, w któ­rym stał mały kościół lute­rań­ski. Był on zbu­do­wa­ny z drew­na i obło­żo­ny z zewnątrz gli­ną i kry­ty strze­chą. Miał też orga­ny, któ­rych twor­cą był Carl Kru­eger. Z tyłu, poni­żej kościo­ła, bie­gła mała uli­ca, któ­ra pro­wa­dzi­ła mniej wię­cej obok miej­sca, gdzie widać jesz­cze mar­twe drze­wo. Koń­czy­ła się ona po pra­wej stro­nie u pod­nó­ża zbo­cza, na któ­rym mie­ścił się cmen­tarz. Wzdłuż ulicz­ki sta­ły domo­stwa, po lewej zaś stro­nie roz­cią­ga­ly się polet­ka upraw­ne i ogród­ki. Zało­że­nie wsi jed­nak w tym miej­scu oka­za­lo się fatal­ne. Niem­cy byli ostrze­ga­ni przez oko­licz­nych Abo­ry­ge­nów przed powta­rza­ją­cy­mi się tam co jakiś czas powo­dzia­mi po cięż­kich opa­dach. Zlek­ce­wa­ży­li jed­nak te ostrze­że­nia. W paź­dzier­ni­ku 1853 roku mia­ły miej­sce takie wła­śnie ule­wy i to przez cały tydzien. Jak wspo­mi­nał póź­niej jeden z miesz­kan­ców, G. Juers:

“W dzień i w nocy desz­cze zale­wa­ły niczym powódź… Wszyst­kie far­my i ogrod­ki zosta­ły zato­pio­ne. Woda dosta­wa­ła się już do domów i jej poziom szyb­ko się pod­no­sił. W wiel­kim pośpie­chu otwo­rzy­li zagro­dy, by trzo­da i bydło mogły uciec. Zanim stru­mie­nie i poto­ki opróż­ni­ly się z wód z opa­dów, Sta­ry Hof­f­nung­sthal zna­lazł się pod wodą na osiem stóp.” (ok. 2 m 44 cm — przyp MM).

Miesz­kań­cy prze­nie­śli się do Doli­ny Lyn­doch czy New Mec­klem­burg. Np. rodzi­na Hein­ri­cha Goile z Wolsz­ty­na w Wiel­ko­pol­sce prze­nio­sła się do wsi Schön­born (rów­nież w Baros­sie) tak nazwa­nej po innej wsi wiel­ko­pol­skiej (obec­nie zna­nej jako Kęp­sko). Nie­któ­rzy jed­nak prze­nie­śli się aż do USA. Jedy­nie kośció­łek słu­żył jesz­cze przez kil­ka następ­nych lat. Póź­niej został roze­bra­ny.

W sumie na Nowym Ślą­sku powsta­ło wie­le wsi i osad zało­żo­nych przez lute­ra­nów z tere­nów dzi­siej­szej Pol­ski. Na przy­kład w roku 1855, a więc już po podzia­le w koście­le lute­rań­skim, dwa­dzie­ścia trzy rodzi­ny z Hahn­dorf popie­ra­ją­ce pasto­ra Kave­la i pra­gną­ce miesz­kać bli­żej nie­go zało­ży­ły w Baros­sie wieś Grün­berg czy­li Zie­lo­na Góra (obec­nie Karal­ta). Wśród innych osad w Baros­sie znaj­du­ja się Gna­den­frei (ist­nie­je taka miej­sco­wość na Dol­nym Ślą­sku: obec­nie nazy­wa się Piła­wa Gór­na, k. Dzier­żo­nio­wa ), Gna­den­berg, Kron­dorf, Kaiser­stuhl, Rosen­thal, Buchs­feld sze­reg innych.

Na Nowym Ślą­sku upra­wia­no głów­nie zbo­że, choć rejon ten sły­nie przede wszyst­kim z win­nic i to do tego stop­nia, że gdy wspo­mi­na­na jest Baros­sa Val­ley, koja­rzo­na jest ona natych­miast z winem. Pierw­sze win­ni­ce zało­ży­li tu zarów­no Angli­cy, jak i Niem­cy. Z tych nie­miec­kich naj­bar­dziej dziś zna­ny­mi są „Leh­mann”, “Sep­pelt”, “Kaiser­stuhl” i “Kron­dorf”.

Wpływ kościo­ła na życie i zwy­cza­je wier­nych

Bez wąt­pie­nia wpływ ten był ogrom­ny i regu­lo­wał on cał­ko­wi­cie życie codzien­ne człon­ków Kościo­ła, włą­cza­jąc w to nawet wybór mał­żon­ków. Kon­wen­cja w Hahn­dorf w roku 1840 posta­no­wi­ła na przy­kład że:

„Kon­gre­ga­cja uzna­je zasa­dę, że człon­ko­wie Kościo­ła powin­ni zawie­rać związ­ki mał­żen­skie jedy­nie z człon­ka­mi Kościo­ła oraz, że każ­dy, kto lek­ce­wa­ży zba­wie­nie wła­snej duszy oraz radę Kościo­ła, musi spo­dzie­wać się eks­ko­mu­ni­ki z kon­gre­ga­cji”.

(cyto­wa­ne za: „Three Bro­thers from Birn­baum”, s. 26)

Z począt­ku pró­bo­wa­no zapo­bie­gać nie tyl­ko mał­żeń­stwom z oso­ba­mi spo­za Kościo­ła lute­rań­skie­go, ale i spo­za nie­miec­kiej gru­py etnicz­nej. Jed­nak ten dru­gi „zwy­czaj” zła­ma­ny został bar­dzo wcze­śnie, bo już w 1840 roku przez… same­go pasto­ra Kave­la, któ­ry po śmier­ci swej pierw­szej żony poślu­bił Angiel­kę, Anne Cathe­ri­ne Pen­ny­fe­ather.

Wszel­kie “wykro­cze­nia” i prze­wi­nie­nia, jak pijań­stwo, cudzo­łó­stwo, udział w grach hazar­do­wych, zanie­dba­nie uczest­nic­twa w nabo­zeń­stwach, a nawet… tań­ce, były kara­ne przez Kościół i wyma­ga­no za nie poku­ty, nie­raz przed całą kon­gre­ga­cją. Takie „wymie­rza­nie spra­wie­dli­wo­ści” przez Kościół było też nie­wąt­pli­wie jed­ną z przy­czyn wspo­mnia­ne­go tu bra­ku, w pew­nym okre­sie, poste­run­ku poli­cji w Hahn­dorf. Cyto­wa­li­śmy rów­nież opi­nię Joh­na Bul­la, doty­czą­cą dys­cy­pli­ny praw­nej kolo­ni­stów nie­miec­kich. Jesz­cze przed Bul­lem, w roku 1846, nie­mal iden­tycz­nie wyra­ził się Fran­cis Dut­ton w swej książ­ce „South Austra­lia and its Mines”:

„Nie narzu­ca­ją­cy się w swych manie­rach, wyso­ce przed­się­bior­czy i oszczęd­ni, ci emi­gran­ci nie­miec­cy two­rzą dziś bar­dzo nie­za­leż­ną i pomyśl­nie roz­wi­ja­ją­cą się część wspól­no­ty połu­dnio­wo­au­stra­lij­skiej; anna­ły Sądu Naj­wyż­sze­go sta­no­wią świa­dec­two ich gene­ral­nie zdy­scy­pli­no­wa­ne­go zacho­wa­nia, nie było, jak sądzę, ani jed­nej instan­cji, w któ­rej kto­kol­wiek spo­śród tych Niem­ców został­by ska­za­ny za jakie­kol­wiek prze­wi­nie­nie.”

W Połu­dnio­wej Austra­lii na ponad 15 tysie­cy osad­ni­ków nie­mal 2000 żyło w ubó­stwie lub na jego kra­wę­dzi i korzy­sta­ło z przy­zna­wa­nej przez rząd zapo­mo­gi. Już w 1841 roku, a zatem zale­d­wie 3 lata od zało­że­nia pierw­szej osa­dy (Klem­zig) i dwa lata po powsta­niu Hahn­dorf, pra­sa noto­wa­ła, że wśród pobie­ra­ją­cych zapo­mo­gi nie było Niem­ców („Nie było wśród nich Niem­ców, gdyż osie­dli­li się oni i pomyśl­nie roz­wi­ja­li w swych małych posia­dło­ściach”). W tym samym roku powsta­ła Komi­sja mają­ca za zada­nie „bada­nie przy­pad­ków zasłu­gu­ją­cych na zapo­mo­gę oraz gene­ral­ne zara­dze­nie nie­szczę­ściu i bie­dzie. Żad­ni Niem­cy nie zwró­ci­li się po zapo­mo­gę”. („Three Bro­thers from Birn­baum”, s. 26).

Gene­ral­nie rzecz bio­rąc, lute­ra­nie ci nie akcep­to­wa­li pomo­cy finan­so­wej pań­stwa nie tyl­ko w powyż­szych spra­wach, ale i w kwe­stiach edu­ka­cji pro­wa­dzo­nej przez Kościół. Szko­ly fun­do­wa­ne były z zaso­bów kon­gre­ga­cji. Nie­któ­rzy auto­rzy pod­kre­śla­ją tutaj, że podej­ście takie podyk­to­wa­ne było nie­przy­jem­ny­mi wspo­mnie­nia­mi z Prus, gdzie pań­stwo spra­wo­wa­ło kon­tro­lę nad tymi kwe­stia­mi. Sprze­ci­wia­no się dość regu­lar­nie inspek­cjom szkół przez pań­stwo­we wła­dze oświa­to­we i póź­niej było to jed­ną z przy­czyn, dla któ­rych szko­ły te zosta­ły zamknię­te w latach I woj­ny świa­to­wej.

Podej­rze­wa­no bowiem, że dalej naucza­no tam w języ­ku nie­miec­kim, a nie w angiel­skim (za posłu­gi­wa­nie się języ­kiem nie­miec­kim zamknię­to tak­że miej­sco­we gaze­ty nie­miec­kie jak „Süd-Austra­li­sche Zeitung”). Zwy­cza­je panu­ją­ce w Koście­le lute­rań­skim w Austra­lii mia­ły ten­den­cje do odse­pa­ro­wy­wa­nia imi­gran­tów od pozo­sta­łej czę­ści spo­łe­czeń­stwa. Języ­kiem litur­gicz­nym był wyłącz­nie nie­miec­ki. Posia­da­ne przez imi­gran­tów egzem­pla­rze Biblii też dru­ko­wa­ne były po nie­miec­ku. Na każ­de nabo­żeń­stwo przy­no­szo­no ze sobą Biblię oraz dość duży hym­nał wro­cław­ski.

Dzie­ci obo­wiąz­ko­wo uczęsz­cza­ły do szko­ły nie­dziel­nej i to aż do osią­gnię­cia co naj­mniej 16. roku życia.

Pod­czas nabo­żeń­stwa obo­wiąz­ko­wo męż­czyź­ni sia­da­li w ław­kach po lewej stro­nie, kobie­ty zaś po pra­wej (w Lobe­thal zwy­cza­ju tego zanie­cha­no dopie­ro w 1964 roku). Po skoń­czo­nym nabo­żeń­stwie kobie­ty zawsze opusz­cza­ły kościół jako pierw­sze, dopie­ro póź­niej wycho­dzi­li męż­czyź­ni. Same nabo­żeń­stwa trwa­ły na ogół dość dłu­go, czę­sto aż do trzech godzin, do cze­go przy­czy­nia­ła się duża licz­ba śpie­wa­nych hym­nów oraz kaza­nie, któ­re rzad­ko bywa­ło krót­sze niż godzi­na.

Nie pro­wa­dzo­no nato­miast żad­nych zbió­rek pie­nięż­nych pod­czas nabo­żeń­stwa. Wpła­ty rocz­ne na potrze­by Kościo­ła doko­ny­wa­ne były na pod­sta­wie oce­ny finan­so­wych moż­li­wo­ści poszcze­gól­nych rodzin, a ocen tych doko­ny­wa­ła komi­sja wybie­ra­na przez całą kon­gre­ga­cję. Moż­na było odwo­ły­wać się od decy­zji komi­sji doty­czą­cej wyzna­czo­nej wyso­ko­ści opłat, jed­nak­że odmo­wa doko­ny­wa­nia wpłat pocią­ga­ła za sobą utra­tę pra­wa gło­su w Koście­le.

O wpły­wie Kościo­ła świad­czy zresz­tą już sam fakt, że kościół był zawsze pierw­szym sta­łym budyn­kiem w zakła­da­nej miej­sco­wo­ści. Tak było w Lobe­thal, tak było w Hahn­dorf, tak też było na Nowym Ślą­sku w Doli­nie Baros­sy. Z cza­sów osad­nic­twa w tym rejo­nie pozo­sta­je po dziś dzien trzy­dzie­ści sześć kościo­łów, naj­więk­sze w Lang­me­il (Tanun­da) oraz w Light Pass. Gdy budo­wa­no ten dru­gi , drew­no trans­por­to­wa­ne było 48 kilo­me­trów w trud­nych warun­kach, dro­ga­mi nie­prze­jezd­ny­mi w cza­sie opa­dów.

Michał Moni­kow­ski

:: Maga­zyn SR: Pierw­si, któ­rzy nazy­wa­li sie­bie Austra­lij­czy­ka­mi — część III

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.