Pokój ludziom dobrej woli, czyli o możliwych zmianach granic na ekumenicznej mapie Kościoła.
- 6 stycznia, 2004
- przeczytasz w 6 minut
Ostatnia debata kościelna na temat święceń biskupich pastora Robinsona, która znalazła swoje echo także w Polsce, zarysowała powstanie nowych, ponadwyznaniowych przymierzy. Oto bowiem nastawiona bardziej biblijne część amerykańskich anglikanów (episkopalian), otrzymała w postaci listu wyrazy poparcia i zachęty do wierności Ewangelii, tj. rozłamu z „liberałami”, ze strony prefekta rzymskokatolickiej Kongregacji Wiary. [1] Z kolei ruch My jesteśmy Kościołem dążący do nowych reform w katolicyzmie, stanowiących kontynuację ducha Soboru Watykańskiego Drugiego, cieszy się sympatią i zrozumieniem wśród liberalnych anglokatolików.[2]
Na zupełnie innym „kontynencie wiary”, kwestia niezależności wobec prymatu biskupa Rzymu silnie łączy prawosławie, starokatolicyzm i wspomniany anglikanizm. Dzieli zaś te trzy wspólnoty dopuszczenie kobiet do święceń kapłańskich, a także coraz bardziej prawdopodobne w anglikanizmie brytyjskim, dopuszczenie kobiet do biskupiej konsekracji. Teologiczni liberałowie, jak i przedstawiciele nurtu konserwatywnego z różnych Kościołów, że użyje tych dość ogólnych pojęć, o wiele łatwiej znajdują wspólny język poza swoimi wspólnotami, niż wewnątrz nich. Czy jest to nowy rozdział we współczesnej historii Kościoła, czy tylko pragmatyczny, chwilowy alians, który rozpadnie się równie szybko jak powstał?
Emitowany ostatnio w BBC [3] program dokumentalny o kard. Josephie Raztingerze i jego ściślej współpracy z Janem Pawłem II. pokazał sylwetkę niemieckiego teologa rozczarowanego w swej młodości wynikami reform soborowych, których był świadkiem i które promował wcześniej na Soborze.
Dla Ratzingera „liberalizm” wolnego rynku idei to „sekularyzm” kultury bez Boga, niewłaściwe powiązanie teologii z kwestiami społecznymi („teologia wyzwolenia”), błędne rozumienie seksu, seksualności i prokreacji stały się synonimami zagrożenia dla Kościoła. Stąd, zdaniem autora programu, obecna polityka Kongregacji Wiary, której Ratzinger stał się prefektem z nominacji Jana Pawła II., strzeże Kościół przez wpływami tychże nurtów i teologii. Program kończy się konkluzją, iż dla kardynała „jakość” katolicyzmu jest najistotniejsza, nie zaś „ilość” czy też „liczba” nominalnych członków. Rzeczona jakość jest w rozumieniu niemieckiego kardynała jako zupełne oddanie i posłuszeństwo głosowi Magisterium Kościoła Rzymskiego.
W świetle tak sformułowanego stanowiska katolicy, którzy rozpoznali siebie samych poza definicją ustaloną przez kongregację, zaczęli spoglądać na szerszy kontekst tajemnicy Kościoła i w różny sposób manifestowali wolę uprawiania teologii w atmosferze dialogu. Przykładem może być tu otwarty konflikt między Kongregacją Wiary a wydziałami teologii na uniwersytetach zachodnioeuropejskich. Działo to się już za czasów obecnego pontyfikatu, który zainspirował dynamiczna współpracę ekumeniczną katolickich ośrodków teologicznych ze środowiskami protestanckimi.[4] W czasie tym zbudowane zostały kolejne pomosty porozumienia między Kościołami, i to przede wszystkim przez bliskie sobie teologicznie środowiska, a nie przez oficjalną politykę Kościołów.
Na Wyspach Brytyjskich, odwołam się do znanego mi przykładu,dużym autorytetem cieszy się, jest studiowana i inspiruje chrześcijan różnych denominacji, teologiaLeonardo Boffa, Charles Curran’a, czy Edwarda Schillebeeckx’a OP. Jednak nie jest to popularność powszechna. Kiedy dominikanin wyraził jednoznaczne poparcie dla teologii kapłaństwa kobiet i jej praktycznej realizacji w Kościele Anglikańskim [5] część Anglikanów była zaniepokojona. Jego wypowiedź była kłopotliwa dla tych anglikanów, którzy wzorowali swoje rozumienie kapłaństwa na modelu rzymskim, a objaśnionego nauczaniem papieża.
Równie zaniepokojeni byli rzymskokatoliccy tradycjonaliści, dla których głos Schillebeeckx’a nie pomógł w uciszeniu coraz wyraźniejszego pragnienia zaadoptowania idei święceń kapłańskich kobiet na gruncie rzymskokatolickim. Tak oto pojawia się zarys nowej teologicznej konfiguracji, gdzie rozumienie teologii może prowadzić do nowych związków, bliskiej i otwartej teologicznej współpracy, ale i oddalać od teologii współwyznawców.
Wracając jednak do sporu w łonie Wspólnoty Anglikańskiej. Konserwatywni episkopalianie, których teologia oparta jest na bezdyskusyjnym autorytecie Pisma Świętego, zdecydowanie odrzucają jakiekolwiek możliwości akceptacji ordynacji osób homoseksualnych do kapłaństwa. Równie zdecydowanie są przeciw aborcji, duchowi laicyzacji i konsumpcji, czy też przeciw nominacji kobiet do funkcji duszpasterskich. Ze wsparciem dla ich teologicznej poprawności, oprócz wspomnianego głosu z Watykanu i naturalnych sojuszników wśród protestantyzujących brytyjskich anglikanów, przybyły te Kościoły z Afryki, które żyją w nieustannej konfrontacji z fundamentalizmem islamskim (np. Nigeria, Egipt), bądź tam, gdzie poparcie dla islamu wzrasta wśród rdzennej ludności jak np. w Kenii.[6]
Stąd też zupełnie odmienne stanowisko zajmuje Anglikańska Prowincja Południowej Afryki, z jej arcybiskupem Ndungane, następcą znanego arcybiskupa Desmonda Tutu. Zatem linia teologicznego podziału nie biegnie przez „bogatych” i „biednych”; „północ” i „południe”, „intelektualistów” i „prostaczków”, ale przebiega wzdłuż zasad rozumienia Objawienia wyrażonego w Tradycji i Biblii, a odczytywanego przez lokalna wspólnotę kościelną. Linia tegoż podziału rozdziela wartości punkty rozumienia roli objawienia i jego kulturowego, historycznego zapisu, skoro to pierwsze nigdy nie było nuda vox Dei.
Ten ostatni punkt ma obecnie szczególne i ogromne znaczenie teologiczne. Jeśli bowiem różne Kościoły zaakceptują, że objawienie (zapisane w Tradycji i Piśmie Świętym) jest dosłownie niezmienne, to ustalona zbawcza narracja, która winna być prezentowana wiernym jako gotowy „kompas” do zbawienia, prowadzi chrześcijan z różnych Kościołów do traktowania tegoż Objawienia jako „owada zalanego w bursztynie”.
Taki „okaz”, czy też „relikt” przechowywany jest w sanktuarium, do którego dostęp będą mieli jedynie „nawróceni”, „uformowani”, „wierni” i „czyści”. Reszta zostanie potraktowana za niegodnych lub godnych wyłącznie „egzorcyzmów”. Taka teologia będzie miała ogromne konsekwencje, prowadząc do odrzucenia jej samej i związanej z nią wizji Kościoła przez ludzi, którzy cenią zdrowy rozsadek, a mają alergię na religijną bigoterię.
Taka właśnie teologia została zakwestionowana przez „Życie Briana” Monty Pythona, a następnie „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, czy „Księdza” — filmy uznane za skandaliczne przez tych, dla których bez względu na przynależność wyznaniową, owe ekranizacje naruszały paradygmat, który obrazowo określiłem „owadem w bursztynie”. Nota bene, podobna reakcja pojawiła się w kręgach tradycjonalistów islamskich wobec publikacji „Szatańskich wersetów” przez Rushdiego, którego świeckie państwo musi chronić przed współwyznawcami tej samej religii.
Opcja druga to teologia kwestionująca tak statyczne rozumienie Objawienia. Prezentuje ona o wiele trudniejszą i niebezpieczną wizję chrześcijaństwa. Zamiast traktowania Pisma Świętego jako „księgi oczywistej”, a Tradycji jako „jednoznacznej”, opcja ta wskazuje na znaczące i ciągle jeszcze doceniane powiązanie kultury z wiarą, wolności z sumieniem, Kościoła ze słuchaniem, a nie wyłącznie nauczaniem.
Ci chrześcijanie, którzy w takiej perspektywie czytają Pismo, studiują spory chrystologiczne, czy dyskutują bolesne zaangażowanie Kościołów w prześladowania inaczej myślących, niewolnictwo czy ucisk widzą owe błędy w kontekście ich czasu, mentalności i kultury. Ci chrześcijanie, są w stanie prosić o przebaczanie i wybaczenie potomków represjonowanych. Takie teologiczne, polityczne i moralne błędy nie są zgorszeniem, czy zaskoczeniem, a należą do natury Kościołów, które gdy zapominają o swoim ograniczonym, ludzkim wymiarze, ulęgają wówczas ambicji posiadania Boskiego autorytetu.
Być może więc obecny czas jest szansą do stworzenia platformy dialogu opartego na rozumieniu Objawienia, które przekracza granice wyznaczone terminologią ustaloną w kontekście konfrontacji między Kościołami. Linie porozumienia i dialogu zarysowują się dzisiaj zupełnie gdzie indziej, niż to było w poprzednich pokoleniach, stąd szansa dla chrześcijan myślących nowymi kategoriami. Jest to zatem nowy rozdział, a jak wszystko nowe, wprowadza szczególną nieufność wśród tych, którzy czują się dobrze w starym porządku i przymierzu.
Przypisy:
[1] Cf.: The Guardian, “Cardinal praises conference planning break over gay bishop”, Stephen Bates, korespondent religijny z Dallas, Friday October 10, 2003.
[2] Cf.: strona internetowa “Affirming Catholicism”: http://www.affirmingcatholicism.org.uk/links.asp
[3] “The Pope’s Enforcer”, 18. grudnia 2003, BBC 2.
[4] Przykładem, jednym z wielu, owocnej ekumenicznej współpracy znaczących teologów jest środowisko „Concilium”, które po wspomnianej konfrontacji z Magisterium przyjęło kolejną generację rzymskokatolickich akademików.
[5] Zob. wywiad Lewisa Ayresa z Schillebeeckx’em na stronie “Affirming Catholicism”, Lato 1994: http://www.affirmingcatholicism.org.uk/Article.asp?UID=57
[6] W tych krajach jedyną możliwością bezkrwawego współistnienia chrześcijaństwa i islamu jest pokazanie, że obie religie mają wspólne normy moralne. Takie są argumenty duchownych anglikańskich z Egiptu i Nigerii. Interesującym jest fakt, że kwestia poligamii praktykowanej przez muzułmanów, jak i spotykanej wśród chrześcijan, a także brak podstawowych praw kobiet nie budzą w tych samych krajach większego zaniepokojenia — szczególnie u chrześcijan zobowiązanych tymi samymi normami moralnymi.