Magazyn

Psalm 11 (10)


“Gdy walą się fundamenty,cóż może zro­bić spra­wie­dli­wy?”


To wyda­je się nie­mal bluź­nier­stwem, ale … walą­ce się fun­da­men­ty, utra­co­na rów­no­wa­ga, zdra­da, nie­spo­dzie­wa­ny cios, grzech — z któ­rym nie może­my sobie pora­dzić — to może być począ­tek spo­tka­nia z Tym, któ­ry jest Poza Fun­da­men­ta­mi. Ale nie moż­na się oszu­ki­wać.


Wasyl Roza­now — rosyj­ski filo­zof i publi­cy­sta — pod­czas Rewo­lu­cji Paź­dzier­ni­ko­wej utra­cił wszyst­ko. Żona, któ­rą przez kil­ka­na­ście lat tro­skli­wie się opie­ko­wał umar­ła z wyczer­pa­nia i gło­du. Syn — został zastrze­lo­ny na woj­nie. Cór­ka — zakon­ni­ca nie wytrzy­ma­ła psy­chicz­nie i powie­si­ła się. Został sam. Marzył o kawał­ku chle­ba, o jaj­ku na twar­do i powo­li umie­rał z gło­du. Jego fun­da­men­ty prze­sta­ły ist­nieć.


Jego fun­da­men­tem, wię­cej Bogiem — stał się chleb, sło­ni­na, słoń­ce i woda. Poboż­ni chrze­ści­ja­nie gro­mi­li go za odstęp­stwo, za to, że za swo­je cier­pie­nie winił Jezu­sa Chry­stu­sa. Cią­gle wokół nie­go krzą­tał się ojciec Paweł Flo­reń­ski — póź­niej­szy męczen­nik. I pró­bo­wał nawra­cać. Powta­rzał mu, że ma ucie­kać przed swo­im grze­chem, przed swo­im krzy­kiem, przed pre­ten­sja­mi kie­ro­wa­ny­mi do Boga. Nawo­ły­wał do poko­ry, do pojed­na­nia, do modli­twy i spo­wie­dzi. A Roza­now odpo­wia­dał NIE.


Co to ma wspól­ne­go z psal­mem 11 (10)? Niby nie­wie­le, ale nie mogę się oprzeć wra­że­niu, że Roza­now był w pew­nym sen­sie psal­mi­stą. On nie chciał, jak nama­wia­li go do tego przy­ja­cie­le, uciec przed bólem, przed cier­pie­niem, przed roz­pa­czą, ba … przed nie­na­wi­ścią do Chry­stu­sa. “Jak­że może­cie do mnie mówić: ula­tuj, jak ptak w góry!” — odpo­wia­dał swo­im poboż­nym dorad­com.


Uciecz­ka nie jest dro­gą oso­by, któ­ra ufa Panu. Zakład Pas­ca­la, dywa­ga­cje, co nam się bar­dziej opła­ca w obli­czu śmier­ci — uwie­rzyć, uko­rzyć się, bła­gać o prze­ba­cze­nie — nawet bez prze­ko­na­nia i cze­kać na nagro­dę, czy też być sobą do koń­ca i krzy­czeć, być może wrzesz­czeć Bogu w twarz ze szlo­chem — ja nie potra­fię w Cie­bie wie­rzyć, nie potra­fię uwie­rzyć, że Dobry Chry­stus ska­zu­je, wię­cej wyma­ga od swo­ich uczniów otwar­to­ści na cier­pie­nie.


Uciecz­ka w tym wypad­ku — to uda­wa­na wia­ra, wia­ra na pokaz, wia­ra ze stra­chu przed karą, albo z nadziei na lep­sze miej­sce w nie­bie. Uciecz­ka to zasło­nię­cie swo­je­go cier­pie­nia, stra­chu, bólu, nie­na­wi­ści, pytań przez okle­pa­ne for­muł­ki, litur­gie, wezwa­nia, sło­wa, któ­re w obli­czu kra­chu fun­da­men­tów nic nie zna­czą.


A prze­cież nie o to cho­dzi. Trze­ba stać w swo­im miej­scu i cze­kać na Pana. On przyj­dzie, ujaw­ni się — sto­ją­cy obok. Tak było z Roza­no­wem. Gdy już wypa­li­ła się w nim nie­na­wiść, ból, pre­ten­sje, gdy już konał z gło­du — pojed­nał się z Kościo­łem. Przy­jął ostat­nie namasz­cze­nie, Eucha­ry­stię. Wszy­scy byli szczę­śli­wi. Ale to nie był wca­le moment pojed­na­nia. Po obrzę­dach  popro­sił: “Teraz wyjdz­ćie, ja się do wła­sne­go Boga pomo­dlę”.


Naj­pierw uległ. Chciał pojed­nać się w spo­sób widzial­ny, zado­wo­lić przy­ja­cie­la, któ­ry był duchow­nym. A potem — potem rzu­cił się w ramio­na Boga, któ­re­go na prze­mian prze­kli­nał i bło­go­sła­wił. I do tego, gdy jego fun­da­men­ty już runę­ły, gdy utra­cił wszyst­ko — rodzi­nę, dzie­ci, wia­re, pew­ność a w koń­cu god­ność — żebrząc o skór­ki od chle­ba, gdy runę­ły łań­cu­chy łączą­cy go ze świa­tem żywych, świa­tem kon­we­nan­su — nie była mu potrzeb­na insty­tu­cja, sym­bo­le, czy­ta­nia i ryty. Do tego potrzeb­na mu była wia­ra praw­dzi­wa — rzu­ce­nie się w Otchłań ciem­no­ści bez wie­dzy, ale z nadzie­ją, że Tam Jest Ten, Któ­ry Cze­ka. Cze­ka wła­śnie na nie­go, na syna uko­cha­ne­go, a nie na jego uczyn­ki, spo­wie­dzi, ole­je, posty, piel­grzym­ki i kolek­cje zasług. Cze­ka wbrew wszyst­kie­mu, a nie za coś. Cze­ka, bo osza­lał z miło­ści do Czło­wie­ka, tak bar­dzo, że wydał sie­bie na śmierć. I nic wię­cej się nie liczy …


I być może to dostrze­że­nie świa­tła w nico­ści nad­cho­dzą­cej śmier­ci — jest dopie­ro praw­dzi­wą wia­rą. A pra­wość — to dostrze­że­nie obli­cza Pana w … pust­ce, znisz­cze­niu, bez­na­dziei … Czy nie to jest praw­dzi­wa teo­lo­gia krzy­ża?

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.