Psalm 30 — Ocalony
- 9 listopada, 2004
- przeczytasz w 3 minuty
Jaki będzie pożytek z krwi mojej, z mojego zejścia do grobu? Czyż proch Cię będzie wysławiał albo rozgłaszał Twą wierność?
Na pewno nie potrzebował wówczas współczucia – miał go wystarczająco dużo. Może chciał odrobiny zrozumienia, może chciał oddać światu choć część swojego bólu. Umierał. Choroba, w obecnych czasach pospolita, a jednak nadal śmiertelna – białaczka. Miał tylko 20 lat i egzystował ze świadomością, iż dwudzieste pierwsze urodziny stoją pod znakiem zapytania. Był młody, zawsze wydawało mu się, że ma całe życie przed sobą. Teraz jednak zaczął myśleć, iż sensem jego istnienia jest ból. Ból, który odczuwał sam i, który swoim cierpieniem zadawał innym. Codziennie obserwował łzy matki. Czy może być coś gorszego dla rodzica niż pochowanie własnego potomka? Piotr modlił się, prosił codziennie Boga o pomoc, o cud ozdrowienia, o zmniejszenie cierpienia. Prosił o jeszcze jeden wspaniały dzień życia.
Wysłuchaj, Panie, zmiłuj się nade mną; bądź, Panie, dla mnie wspomożycielem!
Nie można żyć dla samego bólu, doskonale to wiedział. Zastanawiał się czasem ile tabletek przeciwbólowych musiałby połknąć, aby wreszcie przerwać ten beznadziejny cykl. Były to jednak tylko myśli. Wiedział, że nie może odebrać sobie życia. Ten jedyny w swoim rodzaju dar otrzymał od Boga i tylko Bóg może zadecydować kiedy wezwie go do siebie. Dlatego Piotr żarliwie się modlił. Kiedyś nawet nie zjawiał się w kościele. Wychował się w rodzinie, gdzie pobożność i Chrystusa manifestowało się tylko w Boże Narodzenie – bo tak trzeba, tak wypada, taka tradycja. Choroba zbliżyła go do Boga, nauczył się z Nim rozmawiać. Teraz, kiedy wielu go opuściło, zyskał nowego Przyjaciela…
Panie, mój Boże, do Ciebie wołałem, a Tyś mnie uzdrowił. Panie, dobyłeś mnie z Szeolu, przywróciłeś mnie do życia spośród schodzących do grobu.
Telefon zadzwonił o świcie. Odebrała matka Piotra i przez długa chwilę w milczeniu ściskała słuchawkę. Znaleźli dawcę! Piotrek będzie miał przeszczep szpiku! Może wreszcie uda mu się żyć normalnie. Błyskawicznie spakowali najpotrzebniejsze rzeczy i pojechali do szpitala. Pierwsze kroki chłopak skierował do szpitalnej kaplicy. Długo rozmawiał z Bogiem – tak, rozmawiał. Nauczył się bowiem mówić do Boga słowami innymi aniżeli standardowe formułki modlitw. Pełen ufności błagał Ojca o pomoc w tej ciężkiej chorobie.
Gniew Jego bowiem trwa tylko przez chwilę, a jego łaskawość – przez całe życie.
Piotr doskonale pamiętał, iż kiedyś był innym chłopakiem. Nie potrzebował kontaktu z Bogiem. Wszystko układało mu się w jak najlepiej więc nie widział konieczności powierzania samego siebie Ojcu. Ileż to razy zabluźnił przeciw Jego imieniu, ile razy zaparł się Go przed kolegami – przecież to takie „niemodne” modlić się i być wierzącym. Zresztą cały świat leżał u stóp Piotra. Radosny, otoczony rodziną, przyjaciółmi, odnosił wiele sukcesów, niczego się nie lękał. Nie było miejsca na Boga, nie było nawet chwili czasu na refleksje nad samym sobą. Do momentu, kiedy nie zachorował nie potrzebował Boga. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Przyszła przysłowiowa trwoga i Piotr zaczął pragnąc bożej bliskości. Nauczył się rozmawiać z Panem Bogiem, a Ten się od niego nie odwrócił.
Biadania moje zmieniłeś mi w taniec; wór mi rozwiązałeś, opasałeś mnie radością, by moje serce nie milknąc psalm Tobie śpiewało. Boże mój, Panie, będę Cię wysławiał na wieki.
Po 7 miesiącach od przeszczepu choroba została zwyciężona. Czuł się znowu jak dawniej, młody i beztroski, pełen energii. Planował swoje 21. urodziny, choć jeszcze niedawno nie wiedział czy uda mu się do nich dożyć. W jego sercu pozostawała jednak pamięć o dobroci jaką obdarzył go Bóg. To On wydobył Piotra z Szeolu, to On „przywrócił go do życia spośród schodzących do grobu”. Jednak czy Piotr nie zapomni z czasem o tym wszystkim? Czy zawsze będzie chwalił i wielbił swego Najwyższego Ojca za wybawienie od śmierci?