Psalm 31 — modlitwa narkomana
- 17 grudnia, 2003
- przeczytasz w 5 minut
Robert ćpał 14 lat. Najpierw kleje, rozpuszczalniki, w końcu “polską heroinę”. Próbował wszystkiego, ale trzeba być patriotą — mawiał! Heroina to było całe jego życie. Właściwie nie znał życia poza nią. Odkąd dorósł załatwiał słomę, odczynniki, organizował towar, trochę handlował i tak przez całe swoje dorosłe życie. Gdy już miał dość szedł do szpitala na detox. Tydzień — dwa spokoju od ćpania, raz na jakiś czas, dobrze robi każdemu narkomanowi. Po odtruciu można było nawet 2 miesiące odpocząć bez ciągu, a potem znowu rutyna, normalne życie narkomana.
Rodzice jakoś to zaakceptowali, w końcu Robert trzy razy leczył się w Monarze, próbował skończyć z braniem, przekonał ich, że tak musi jednak być. Najbardziej wstyd im było tylko przed rodziną. Przecież oni to żadne męty, nawet do kieliszka ojciec sporadycznie zaglądał. Robert nigdy więc nie spał na ulicy, trochę kradł i sępił, jak każdy ćpun, ale nigdy nie wylądował brudny, śmierdzący, zawszony na bruku. Mama umiała o niego zadbać.
Nakłoń ku mnie ucho swoje, Śpiesznie ocal mnie! Bądź mi skałą obronną, grodem warownym, by mnie wybawić!
Świeży prokurator, żółtodziób, daje mu ultimatum, albo idzie siedzieć za kradzieże i pobicia, albo się leczy, a potem zobaczymy. Oczywiście idzie się leczyć. Jedyne wolne miejsce jest w jakimś chrześcijańskim ośrodku. Po trzech miesiącach terapii Robert zaczyna rozumieć, że całe jego życie to wołanie o miłosierdzie do Boga, chce być chrześcijaninem, zacząć wszystko od nowa, szukać siły i łaski u Chrystusa. Wszystko się zmienia, świat wydaje się inny, Bóg wkracza w jego życie.
W Tobie, Panie, szukałem schronienia, Obym nigdy nie doznał wstydu! Przez sprawiedliwość swoją wybaw mnie!
Małżeństwo Basi z Andrzejem to był czysty układ. Ona, młodziutka, ale umiała zrobić najlepszy towar w Warszawie, on, dużo starszy, miał za to talent “organizacyjny”. Kiedyś przekonał chłopów na jednej wsi, żeby dla niego hodowali mak. Zrobił na nich wrażenie, przyjechał dużym fiatem, w garniturze, pokazał legitymacje Instytutu Nasiennictwa i Rozwoju Wsi, postawił nawet pół litra. W końcu zamieszkali razem, tak było łatwiej: on umiał dobrze sprzedać towar, załatwić surowce, ona umiała dobrze gotować. Idealne małżeństwo. Rodzice Basi nie mogli dłużej patrzeć, jak jej córka żyje bez ślubu, kazali się im pobrać.
Z Basią nie jest dobrze. Po kolejnej wizycie w szpitalu dała się przekonać pielęgniarce do leczenia. Trafiła do ośrodka. Wszystko się zmieniło, czuła, że stare życie ma już za sobą, Chrystus wszystko odmieni! Po terapii nie chciała wracać do Warszawy. Wynajęła mały pokój na prowincji, znalazła prace, czekała na Andrzeja. Był wtedy w ośrodku — przekonała go, żeby spróbował kolejny raz terapii, tym razem terapii z Jezusem. Czekała na męża, chyba naprawdę się pokochali. Znalazła przyjaciół, grupę wsparcia w małym zborze, wszyscy otoczyli ją miłością.
Raduję się i weselę łaską twoją. Gdyż wejrzałeś na niedolę moją, Poznałeś utrapienie duszy mojej. Nie wydałeś mnie w ręce nieprzyjaciela, Postawiłeś nogi moje na miejscu szerokim.
Na trzy miesiące przed końcem terapii Andrzeja, do tego samego miasteczka w którym żyła Basia przyjechał Robert — poznali się w ośrodku, polubili się bardzo. Robert nie chciał wracać do rodzinnego miasta, do starych kolegów, tych samych ulic, klimatów. Chciał zacząć życie od nowa.
Stało się coś dziwnego. Nie mogli bez siebie żyć. Już nic się nie liczyło, tylko oni. Bez słowa wyjechali z miasta. To takie okrutne, chcieli po prostu być razem, czy to tak wiele? Chcieli mieć dzieci, normalny dom… a Andrzej? Przecież, nigdy tak naprawdę nie był razem z Basią, po prostu razem ćpali, a to że planowali wspólne życie? Na pewno to jakoś zrozumie. Poradzi sobie, Jezus jest przecież przy nim. A przy nich?? Wierzą, że ich nie opuści; wiedzą, że ich wybór nie jest dobry, ale przecież ich miłość nie może być zła! Zaprzyjaźniony pastor nie daje za wygraną, dzwoni, szuka, w końcu znajduje. Próbuje tłumaczyć, rozmawiać, na koniec prosi tylko, żeby pamiętali o kościele, że są tam mile widziani.Andrzej nie zrozumiał, kiedy sie dowiedział o żonie i Robercie opuścił ośrodek na własne żądanie, znowu zaczął ćpać, po trzech miesiącach zaćpał się na śmierć.
W ręce twoje polecam ducha mego
Basia jest w ciąży. Obydwoje z Robertem są nosicielami HIV, zaprzyjaźniony zbór modli się o dziecko, o cud. Mała Ewa rodzi się zdrowa, to jeden z pierwszych takich przypadków w Polsce, dzisiaj to już raczej norma są już odpowiednie leki. Po kilku miesiącach wspólnego życia Robertowi “puszczają nerwy” po raz pierwszy.… Basia ma posiniaczoną twarz, jest w szoku, w końcu się jednak przyzwyczaja do nowego traktowania. Wszystko da się przecież zaretuszować, tym bardziej, że ona musi pracować na ulicy, prostytuuje się. Muszą przecież jakoś żyć, muszą za coś ćpać. Znowu zaczęli ćpać.
Basia zawsze miała niską odporność. Próbowała wejść kilka razy na “program” dla nosicieli, ale żołądek nie wytrzymywał leków, dała spokój. Po dwóch miesiącach życia na ulicy AIDS ją dopada. Robert później prosi o chrześcijański pogrzeb dla Basi i 5 złotych na papierosy. Pastor modli się nad grobem Psalmem 31.
Zmiłuj się nade mną, Panie, bom jest uciśniony! Zmętniało od zgryzoty oko moje, dusza i wnętrzności moje.Bo życie moje upływa w boleści, A lata moje w westchnieniach, Siła moja słabnie z powodu winy mojej, A kości moje usychają.
Psalm Dawidowy. Robert jest trzeźwy od sześciu miesięcy. Co to jest sześć miesięcy? To jeszcze nic, dla niego jednak wiele. Dawno nie był trzeźwy pół roku. Razem z dziadkami chce wychowywać małą Ewę. Czuje się jak Dawid — “Ja bowiem znam występki swoje I grzech mój zawsze jest przede mną.”. Z tym, że on nie tylko ukradł żonę i zabił jej męża, ale zniszczył także swoją Batszebę. Jak ma teraz żyć? Czy w ogóle żyć? Ktoś go przekonał, że MUSI żyć, ale czy jest jeszcze miłosierdzie dla takiego śmiecia jak on? Sam nie może na siebie patrzeć, brzydzi się sobą.Czy Bóg wybaczy mu jak Dawidowi, czy Kościół mu wybaczy? Czy wybaczy mu Ewa?
Stałem się pośmiewiskiem Dla wszystkich wrogów moich, Zwłaszcza dla sąsiadów moich, I postrachem dla znajomych moich; Ci, co mnie widzą na ulicy, uciekają ode mnie.Wymazany jestem z pamięci jak umarły, Jestem jak rozbite naczynie.Słyszę bowiem, jak wielu mnie obmawia, Strach czai się wokoło, kiedy razem naradzają się przeciwko mnie, Spiskują, aby odebrać mi życie.Ale ja tobie ufam, Panie! Mówię: Tyś Bogiem moim.