Magazyn

Psalm 31 — modlitwa narkomana


Magazyn EkumenizmRobert ćpał 14 lat. Naj­pierw kle­je, roz­pusz­czal­ni­ki, w koń­cu “pol­ską hero­inę”. Pró­bo­wał wszyst­kie­go, ale trze­ba być patrio­tą — mawiał! Hero­ina to było całe jego życie. Wła­ści­wie nie znał życia poza nią. Odkąd dorósł zała­twiał sło­mę, odczyn­ni­ki, orga­ni­zo­wał towar, tro­chę han­dlo­wał i tak przez całe swo­je doro­słe życie. Gdy już miał dość szedł do szpi­ta­la na detox. Tydzień — dwa spo­ko­ju od ćpa­nia, raz na jakiś czas, dobrze robi każ­de­mu nar­ko­ma­no­wi. Po odtru­ciu moż­na było nawet 2 mie­sią­ce odpo­cząć bez cią­gu, a potem zno­wu ruty­na, nor­mal­ne życie nar­ko­ma­na.


Rodzi­ce jakoś to zaak­cep­to­wa­li, w koń­cu Robert trzy razy leczył się w Mona­rze, pró­bo­wał skoń­czyć z bra­niem, prze­ko­nał ich, że tak musi jed­nak być. Naj­bar­dziej wstyd im było tyl­ko przed rodzi­ną. Prze­cież oni to żad­ne męty, nawet do kie­lisz­ka ojciec spo­ra­dycz­nie zaglą­dał. Robert nigdy więc nie spał na uli­cy, tro­chę kradł i sępił, jak każ­dy ćpun, ale nigdy nie wylą­do­wał brud­ny, śmier­dzą­cy, zawszo­ny na bru­ku. Mama umia­ła o nie­go zadbać.


Nakłoń ku mnie ucho swo­je, Śpiesz­nie ocal mnie! Bądź mi ska­łą obron­ną, gro­dem warow­nym, by mnie wyba­wić!


Świe­ży pro­ku­ra­tor, żół­to­dziób, daje mu ulti­ma­tum, albo idzie sie­dzieć za kra­dzie­że i pobi­cia, albo się leczy, a potem zoba­czy­my. Oczy­wi­ście idzie się leczyć. Jedy­ne wol­ne miej­sce jest w jakimś chrze­ści­jań­skim ośrod­ku. Po trzech mie­sią­cach tera­pii Robert zaczy­na rozu­mieć, że całe jego życie to woła­nie o miło­sier­dzie do Boga, chce być chrze­ści­ja­ni­nem, zacząć wszyst­ko od nowa, szu­kać siły i łaski u Chry­stu­sa. Wszyst­ko się zmie­nia, świat wyda­je się inny, Bóg wkra­cza w jego życie.


W Tobie, Panie, szu­ka­łem schro­nie­nia, Obym nigdy nie doznał wsty­du! Przez spra­wie­dli­wość swo­ją wybaw mnie!


Mał­żeń­stwo Basi z Andrze­jem to był czy­sty układ. Ona, mło­dziut­ka, ale umia­ła zro­bić naj­lep­szy towar w War­sza­wie, on, dużo star­szy, miał za to talent “orga­ni­za­cyj­ny”. Kie­dyś prze­ko­nał chło­pów na jed­nej wsi, żeby dla nie­go hodo­wa­li mak. Zro­bił na nich wra­że­nie, przy­je­chał dużym fia­tem, w gar­ni­tu­rze, poka­zał legi­ty­ma­cje Insty­tu­tu Nasien­nic­twa i Roz­wo­ju Wsi, posta­wił nawet pół litra. W koń­cu zamiesz­ka­li razem, tak było łatwiej: on umiał dobrze sprze­dać towar, zała­twić surow­ce, ona umia­ła dobrze goto­wać. Ide­al­ne mał­żeń­stwo. Rodzi­ce Basi nie mogli dłu­żej patrzeć, jak jej cór­ka żyje bez ślu­bu, kaza­li się im pobrać.


Z Basią nie jest dobrze. Po kolej­nej wizy­cie w szpi­ta­lu dała się prze­ko­nać pie­lę­gniar­ce do lecze­nia. Tra­fi­ła do ośrod­ka. Wszyst­ko się zmie­ni­ło, czu­ła, że sta­re życie ma już za sobą, Chry­stus wszyst­ko odmie­ni! Po tera­pii nie chcia­ła wra­cać do War­sza­wy. Wyna­ję­ła mały pokój na pro­win­cji, zna­la­zła pra­ce, cze­ka­ła na Andrze­ja. Był wte­dy w ośrod­ku — prze­ko­na­ła go, żeby spró­bo­wał kolej­ny raz tera­pii, tym razem tera­pii z Jezu­sem. Cze­ka­ła na męża, chy­ba napraw­dę się poko­cha­li. Zna­la­zła przy­ja­ciół, gru­pę wspar­cia w małym zbo­rze, wszy­scy oto­czy­li ją miło­ścią.


Radu­ję się i wese­lę łaską two­ją. Gdyż wej­rza­łeś na nie­do­lę moją, Pozna­łeś utra­pie­nie duszy mojej. Nie wyda­łeś mnie w ręce nie­przy­ja­cie­la, Posta­wi­łeś nogi moje na miej­scu sze­ro­kim.


Na trzy mie­sią­ce przed koń­cem tera­pii Andrze­ja, do tego same­go mia­stecz­ka w któ­rym żyła Basia przy­je­chał Robert — pozna­li się w ośrod­ku, polu­bi­li się bar­dzo. Robert nie chciał wra­cać do rodzin­ne­go mia­sta, do sta­rych kole­gów, tych samych ulic, kli­ma­tów. Chciał zacząć życie od nowa.


Sta­ło się coś dziw­ne­go. Nie mogli bez sie­bie żyć. Już nic się nie liczy­ło, tyl­ko oni. Bez sło­wa wyje­cha­li z mia­sta. To takie okrut­ne, chcie­li po pro­stu być razem, czy to tak wie­le? Chcie­li mieć dzie­ci, nor­mal­ny dom… a Andrzej? Prze­cież, nigdy tak napraw­dę nie był razem z Basią, po pro­stu razem ćpa­li, a to że pla­no­wa­li wspól­ne życie? Na pew­no to jakoś zro­zu­mie. Pora­dzi sobie, Jezus jest prze­cież przy nim. A przy nich?? Wie­rzą, że ich nie opu­ści; wie­dzą, że ich wybór nie jest dobry, ale prze­cież ich miłość nie może być zła! Zaprzy­jaź­nio­ny pastor nie daje za wygra­ną, dzwo­ni, szu­ka, w koń­cu znaj­du­je. Pró­bu­je tłu­ma­czyć, roz­ma­wiać, na koniec pro­si tyl­ko, żeby pamię­ta­li o koście­le, że są tam mile widziani.Andrzej nie zro­zu­miał, kie­dy sie dowie­dział o żonie i Rober­cie opu­ścił ośro­dek na wła­sne żąda­nie, zno­wu zaczął ćpać, po trzech mie­sią­cach zaćpał się na śmierć.


W ręce two­je pole­cam ducha mego


Basia jest w cią­ży. Oby­dwo­je z Rober­tem są nosi­cie­la­mi HIV, zaprzy­jaź­nio­ny zbór modli się o dziec­ko, o cud. Mała Ewa rodzi się zdro­wa, to jeden z pierw­szych takich przy­pad­ków w Pol­sce, dzi­siaj to już raczej nor­ma są już odpo­wied­nie leki. Po kil­ku mie­sią­cach wspól­ne­go życia Rober­to­wi “pusz­cza­ją ner­wy” po raz pierw­szy.… Basia ma posi­nia­czo­ną twarz, jest w szo­ku, w koń­cu się jed­nak przy­zwy­cza­ja do nowe­go trak­to­wa­nia. Wszyst­ko da się prze­cież zare­tu­szo­wać, tym bar­dziej, że ona musi pra­co­wać na uli­cy, pro­sty­tu­uje się. Muszą prze­cież jakoś żyć, muszą za coś ćpać. Zno­wu zaczę­li ćpać.


Basia zawsze mia­ła niską odpor­ność. Pró­bo­wa­ła wejść kil­ka razy na “pro­gram” dla nosi­cie­li, ale żołą­dek nie wytrzy­my­wał leków, dała spo­kój. Po dwóch mie­sią­cach życia na uli­cy AIDS ją dopa­da. Robert póź­niej pro­si o chrze­ści­jań­ski pogrzeb dla Basi i 5 zło­tych na papie­ro­sy. Pastor modli się nad gro­bem Psal­mem 31.


Zmi­łuj się nade mną, Panie, bom jest uci­śnio­ny! Zmęt­nia­ło od zgry­zo­ty oko moje, dusza i wnętrz­no­ści moje.Bo życie moje upły­wa w bole­ści, A lata moje w wes­tchnie­niach, Siła moja słab­nie z powo­du winy mojej, A kości moje usy­cha­ją.


Psalm Dawi­do­wy. Robert jest trzeź­wy od sze­ściu mie­się­cy. Co to jest sześć mie­się­cy? To jesz­cze nic, dla nie­go jed­nak wie­le. Daw­no nie był trzeź­wy pół roku. Razem z dziad­ka­mi chce wycho­wy­wać małą Ewę. Czu­je się jak Dawid — “Ja bowiem znam występ­ki swo­je I grzech mój zawsze jest przede mną.”. Z tym, że on nie tyl­ko ukradł żonę i zabił jej męża, ale znisz­czył tak­że swo­ją Bat­sze­bę. Jak ma teraz żyć? Czy w ogó­le żyć? Ktoś go prze­ko­nał, że MUSI żyć, ale czy jest jesz­cze miło­sier­dzie dla takie­go śmie­cia jak on? Sam nie może na sie­bie patrzeć, brzy­dzi się sobą.Czy Bóg wyba­czy mu jak Dawi­do­wi, czy Kościół mu wyba­czy? Czy wyba­czy mu Ewa?


Sta­łem się pośmie­wi­skiem Dla wszyst­kich wro­gów moich, Zwłasz­cza dla sąsia­dów moich, I postra­chem dla zna­jo­mych moich; Ci, co mnie widzą na uli­cy, ucie­ka­ją ode mnie.Wymazany jestem z pamię­ci jak umar­ły, Jestem jak roz­bi­te naczynie.Słyszę bowiem, jak wie­lu mnie obma­wia, Strach czai się woko­ło, kie­dy razem nara­dza­ją się prze­ciw­ko mnie, Spi­sku­ją, aby ode­brać mi życie.Ale ja tobie ufam, Panie! Mówię: Tyś Bogiem moim.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.