Magazyn

Psalm 43 — Ufaj Bogu!


Mam przed ocza­mi sło­wa jak­że dobrze zna­ne­go mi Psal­mu, sło­wa modli­twy, sło­wa ludz­kie­go dra­ma­tu, tajem­ni­cy ludz­kie­go życia. Cier­pią­cy, ale żyją­cy nadzie­ją wia­ry w kocha­ją­ce­go i czu­wa­ją­ce­go nad nim Boga czło­wiek szep­ta gło­sem nadziei lub krzy­czy gło­sem roz­pa­czy: „Boże, mój Boże!”. Sam Bóg sta­jąc się jak ja, zwy­kłym czło­wie­kiem, nie wytrzy­mał i wzniósł, w chwi­li strasz­ne­go cier­pie­nia, bólu i samot­no­ści opusz­cze­nia, krzyk w jak­że wyda­wa­ją­ce się w takich chwi­lach puste nie­bo: „Boże mój, Boże mój, dla­cze­go…?”.


Dra­mat ludz­kie­go życia, cier­pie­nia i śmier­ci. Od począt­ku swo­je­go poczę­cia czło­wiek pod­le­ga moż­li­wo­ści kalec­twa, cier­pień i śmier­ci. Jesz­cze w łonie mat­ki jakieś wadli­we geny, jakieś czyn­ni­ki zewnętrz­ne lub zły wybór niby naj­bar­dziej kocha­ją­cej nas isto­ty, mat­ki, może znisz­czyć Boży plan wobec nowe­go życia, może znisz­czyć odczu­cie ota­cza­ją­cej nas miło­ści ze stro­ny osób i Boga. Potem pierw­szy płacz, czu­je­my się źle w świe­cie, do któ­re­go przy­szło nam wejść z przy­tul­ne­go łona naszej mat­ki. Potem jest już tyl­ko życie z wszyst­ki­mi jego cudow­ny­mi, ale rów­nież i bar­dzo trud­ny­mi, cza­sa­mi wręcz nie do wytrzy­ma­nia chwi­la­mi. Życie z chwil uczy­nio­ne…


Mia­łem wypa­dek. Wina nie była moja. Jakiś „czło­wiek wia­ry” powie­dział mi, że Bóg tak chciał, że tak już było prze­zna­czo­ne, że nie moż­na było uciec od prze­zna­cze­nia, od Bożej woli, od Boże­go chce­nia. Nastał we mnie bunt prze­ciw takie­mu Bogu, strasz­ny bunt i lęk przed Jego nie­obli­czal­ny­mi dla czło­wie­ka odwiecz­ny­mi decy­zja­mi. Gło­si­łem, że Bóg jest Miło­ścią, ale prze­cież miłość tak nie postę­pu­je! Praw­dzi­wa miłość nie rani, nie nisz­czy, nie bawi się czło­wie­kiem jak ze szma­cia­ną lal­ką, któ­rą dziec­ko trak­tu­je zgod­nie ze swo­im aktu­al­nym humo­rem. Praw­dzi­wa Miłość nie jest ZŁEM!


Przez dłu­gie lata zada­wa­łem sobie pyta­nia co do praw­dy Bożej miło­ści , aż prze­ro­bi­łem i z całe­go ser­ca odrzu­ci­łem wszel­ką dok­try­nę o podwój­nej pre­de­sty­na­cji. Prze­cież Psalm mówi wyraź­nie, że Bóg jest spra­wie­dli­wy, jest moim obroń­ca, Bogiem mojej uciecz­ki, zsy­ła­ją­cym na czło­wie­ka swo­ją świa­tłość i wier­ność. On jest Bogiem, któ­ry jest moim wese­lem! Bóg zba­wia, Bóg wyzwa­la czło­wie­ka w cza­sie i prze­strze­ni, w któ­rych go umie­ścił na krót­ki czas, aby przy­go­to­wać go na wiecz­ność w Jego, Boga-Miło­ści Kró­le­stwie. Zawsze, do same­go koń­ca, jakim­kol­wiek by on nie był, pozo­sta­ją te trzy naj­waż­niej­sze cno­ty: WIARA, NADZIEJA i przede wszyst­kim nigdy, nawet w wiecz­no­ści nie koń­czą­ca się MIŁOŚĆ, bo sam wiecz­ny Bóg jest Miło­ścią!


Praw­dę tę, głę­bo­ko wgra­ną w ser­ce czło­wie­ka, powta­rza­my w chwi­lach rado­ści, kie­dy Bogu dzię­ku­je­my i w chwi­lach smut­ku i roz­pa­czy, kie­dy dosię­ga nas ból nie­zro­zu­mia­łe­go cier­pie­nia. Praw­dę tę wyszep­ta­my z nadzie­ją nawet w chwi­li naszej śmier­ci…


Ufać, do koń­ca ufać Bogu. Kie­dy piszę te sło­wa prze­mi­ja­ją w mojej pamię­ci obli­cza wie­lu osób wia­ry, któ­re dane mi było poznać w cią­gu całe­go, już dosyć dłu­gie­go moje­go życia. Są wśród nich bia­łe twa­rze Pola­ków, czar­ne twa­rze Afry­kań­czy­ków, kolo­ro­we twa­rze Bra­zy­lij­czy­ków i innych Laty­no­sów. Praw­dzi­we obli­cza świad­ków wia­ry i miło­ści, do koń­ca, nawet w chwi­lach  naj­więk­szej ciem­no­ści i roz­pa­czy…


Byłem wła­śnie w małej wspól­no­cie w pół­noc­nej Ango­li, w dro­dze do Mban­za Kon­go. Dojeż­dża­jąc do niej trze­ba było prze­je­chać przez kil­ka kilo­me­trów nie­sa­mo­wi­cie czer­wo­nej, wręcz krwi­stej zie­mi. Ludzie żyli tam bied­nie, w skle­co­nych z kijów i liści palm, cho­ciaż moż­na było spo­tkać rów­nież róż­ne gli­nia­ne lepian­ki. Cier­pie­li jesz­cze nie­do­sta­tek poży­wie­nia, ponie­waż ich pokry­te man­dio­ką, owo­co­wy­mi drze­wa­mi i inną roślin­no­ścią pola były zami­no­wa­ne. Cza­sem jed­nak ryzy­ko­wa­li i co jakiś czas ktoś tra­cił życie, albo na zawsze zosta­wał oka­le­czo­ny, zazwy­czaj tra­cąc jed­ną lub oby­dwie nogi. Ich wła­sne domy, w więk­szo­ści ład­ne, z cza­sów por­tu­gal­skie­go kolo­nia­li­zmu, musie­li opu­ścić. Przy­szli bowiem żoł­nie­rze, podob­no aby ich chro­nić. Zami­no­wa­li cały teren ich domostw. Wokół dzia­ła­li par­ty­zan­ci sie­jąc znisz­cze­nie, strach i śmierć. Ludzie odda­li­li się od swo­ich domów, od żoł­nie­rzy, chcie­li tyl­ko żyć, bez lęku i w poko­ju.


Tam­te­go dnia prze­ży­łem z ludź­mi radość, bowiem w pobli­że wio­ski zna­lazł się groź­ny, afry­kań­ski bawół, któ­re­go doświad­cze­ni myśli­wi zaraz upo­lo­wa­li. Było więc mię­so, było świę­to­wa­nie.


Na mszę uda­li­śmy się do daw­nej miej­sco­wo­ści, teraz już cał­ko­wi­cie opusz­czo­nej, ponie­waż rzą­do­we woj­sko rów­nież się już stam­tąd wynio­sło. Od kaplicz­ki i na wpół wykoń­czo­ne­go domu para­fial­ne­go roz­ta­czał się cudow­ny, dale­ki widok na bez­kre­sne, pokry­te baoba­ba­mi ste­py Afry­ki. Kie­dy tak sta­łem wpa­tru­jąc się w pięk­no przy­ro­dy, zbli­ży­ła się do mnie pew­na sta­rusz­ka. Nie zna­łem jej. Była to wów­czas moja pierw­sza wizy­ta w tym miej­scu. Kate­che­ta mi ją przed­sta­wił i opo­wie­dział histo­rię jej życia, histo­rię kobie­ty nie­sa­mo­wi­tej wia­ry. Oka­za­ło się, że kobie­ta ta zawsze dba­ła o kościół, gdzie rów­nież codzien­nie się modli­ła, przy­go­to­wy­wa­ła nabo­żeń­stwa i przyj­mo­wa­ła chcą­ce modlić się oso­by. Już od lat zni­kli z tych stron Por­tu­gal­czy­cy, a wraz z nimi ostat­ni księ­ża, któ­ry­mi byli woj­sko­wi kape­la­nie. Ona jed­nak trwa­ła na swo­im reli­gij­nym poste­run­ku. Mijał czas, bra­to­bój­cza woj­na nisz­czy­ła życie i wia­rę w wie­lu ser­cach, ale ona dalej świad­czy­ła przed Bogiem i ludź­mi o swo­jej wier­no­ści. Kie­dy wszy­scy ode­szli, ona pozo­sta­ła, a wraz z nią będą­ca w cią­ży cór­ka. Pew­ne­go dnia cór­ka poszła po wodę i zgi­nę­ła na minie. Strasz­ny szok, żal, ale ona dalej trwa­ła w modli­twie, słu­żąc Bogu i wspól­no­cie, dba­jąc w wymar­łym mia­stecz­ku o Dom Modli­twy. Zapy­ta­łem się jej, czy cze­goś jej nie trze­ba, czy mógł­bym w czymś pomóc. Popro­si­ła tyl­ko o róża­niec, bo jej daw­no już się roz­le­ciał. Dałem jej mój, przy­wie­zio­ny kie­dyś z Pol­ski.


Byłem pełen podzi­wu dla niej, dla jej wia­ry. Ileż to razy w jej ser­cu już musia­ło wrzeć od roz­pacz­li­we­go wzy­wa­nia Boga: „Boże, Boże mój! Dla­cze­go…?”, a jed­nak  ufa­ła, wie­rzy­ła w Bożą miłość i opatrz­ność, wie­dzia­ła, że jest waż­ne trwać jak żoł­nierz na poste­run­ku wia­ry i modli­twy, kie­dy tylu już się nie modli­ło, stra­ci­ło wia­rę lub powró­ci­ło do swo­ich daw­nych, pogań­skich wie­rzeń. Kie­dy głu­pia, strasz­na, bra­to­bój­cza woj­na nisz­czy­ła wokół wszel­kie ozna­ki życia, ona wie­dzia­ła, że musi dbać o Dom Boży, bo to tutaj ludzie przy­cho­dzą, aby wzmoc­nić swo­ją wolę życia, aby odna­leźć sens swo­je­go ist­nie­nia, aby wspól­no­ta odczu­wa­ła swo­ją obec­ność jako Boża, żywa rodzi­na. Lata­mi wie­rzy­ła, że ponow­nie poja­wią się księ­ża, że na nowo będzie cele­bro­wa­na eucha­ry­stia, że Bóg nie pozwo­li znisz­czyć bom­bom i poci­skom tego ich miej­sca modli­twy. Swo­im życiem i świa­dec­twem ta sta­ra murzyn­ka mówi­ła swo­im te same sło­wa, któ­re mam teraz przed moimi ocza­mi:  „Cze­mu jesteś zgnę­bio­na, moja duszo, i cze­mu jęczysz we mnie? Ufaj Bogu, bo jesz­cze go będę wysła­wiać: Zba­wie­nie moje­go obli­cza i moje­go Boga”.


Każ­de­go dnia prze­glą­dam wie­le wia­do­mo­ści o chrze­ści­ja­nach z róż­nych Kościo­łów na naj­róż­niej­szych kon­ty­nen­tach, w tak bar­dzo odmien­nych kra­jach świa­ta.  Czy­tam i pisu­ję o papie­żach, patriar­chach, kar­dy­na­łach, bisku­pach, pasto­rach, księ­żach i o wie­lu oso­bach świec­kich, ludziach wspa­nia­łych lub pod­łych. Jed­nak­że mało któ­ra z tych posta­ci pozo­sta­nie na dłu­żej w mojej pamię­ci tak, jak pozo­sta­ła tam­ta sta­ra, pokry­ta zmarszcz­ka­mi ciem­na twarz afry­kań­skiej kobie­ty, któ­rej imie­nia nawet nie znam, ale któ­ra to swo­ja posta­wą powie­dzia­ła mi, mło­de­mu euro­pej­skie­mu księ­dzu i misjo­na­rzo­wi, sło­wa­mi Psal­mu: „Ufaj Bogu!”.     

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.