Psalm 49 — Psalm karierowiczów
- 2 lipca, 2005
- przeczytasz w 3 minuty
Żyjemy w XXI wieku – teoretycznie zatem nastał czas postępu i rozwoju ewolucyjnego. Ale jak jest naprawdę? Czy w tym pędzie za sukcesem, pieniędzmi i wszelkimi przyjemnościami nie zapomnieliśmy o istocie człowieczeństwa? Czy dzisiejszy świat, wykreowany głównie przez wszechobecne i wszechwładne media, pamięta o miłosierdziu, empatii, modlitwie, a przede wszystkim o Bogu?
Ciągle w biegu, w permanentnej rywalizacji. Pierwszy wygrywa, zdobywa nagrodę i pozycję. Obserwuję młodych ludzi i odnoszę nieodparte wrażenie, że nie ma w nich pasji, nie ma zainteresowań, nie ma nic głębszego poza dążeniem do szeroko rozumianego sukcesu. Teraz liczą się tylko pieniądze i pozycja w społeczeństwie. Maturzyści wybierają się na studia kierując się perspektywicznym myśleniem – Ile zarobię, kiedy znajdę pracę w swoim zawodzie? Nie ma już powołania, nie ma nawet zwyczajnego hobby.
Pogoń za pieniądzem napędza telewizja. Ciągle pojawiają się nowe teleturnieje, programy typu reality show, w których nie ma miejsca na to aby choć przez chwilę być „ciepłą kluchą”. Trzeba walczyć o swoje, po trupach, częstokroć, zmierzać do celu i nabijać swoje konto w banku. Wszystko obraca się wokół dóbr materialnych, co niepokoi o tyle, że wszystko inne, wszystko co ludzkie, pozostaje na drugim planie.
Życie przemija, tracimy każdego dnia wiele pięknych chwil. Zupełnie nieświadomie i może nawet bylibyśmy skłonni tego żałować ale jest to szczególnie trudne, gdy nieustannie walczymy i przedzieramy się przez puszczę, w której każdy człowiek jest naszym wrogiem, gdyż stoi nam na drodze do kariery i sukcesu.
Psalmista ponadczasowo przypomina, że „Nikt bowiem siebie samego nie może wykupić ani nie uiści Bogu ceny swego wykupu – jego życie jest zbyt kosztowne i nie zdarzy się to nigdy — by móc żyć na wieki i nie doznać zagłady. Każdy bowiem widzi: mędrcy umierają, tak jednakowo ginie głupi i prostak, zostawiając obcym swoje bogactwa.” Wobec Boga jesteśmy równi i tacy sami. On nie będzie spoglądał na nasze karty kredytowe, czeki i na listę osiągnięć.
Czytałem wiele lat temu pewną książkę, której tytułu nie jestem sobie w stanie teraz przypomnieć. To jednak nie jest istotne. Psalm 49 przywiódł mi na myśl losy głównych bohaterów. Ona – młoda i piękna, do tego doskonale wykształcona i pracująca w wielkiej korporacji od świtu do nocy. On – odrobinę starszy, absolwent zagranicznej uczelni, dyrektor w jednej z większych krajowych firm. Codziennie zapracowani, mijający się jedynie rano obok łazienki. Oboje jednak bardzo szczęśliwi i majętni, wręcz oderwani od rzeczywistości na rzecz pogłębiania kariery. Nagle spada na nich straszna wiadomość. Będą mieli dziecko – co teraz z pracą, co z karierą? Przecież urlop macierzyński to oderwanie od pracy na wiele miesięcy, a to oznacza pominięcie w wyścigu szczurów. Pytania mnożą się w ich głowach, jednak Ona, jako osoba wierząca nie ma zamiaru usunąć ciąży – postanawia urodzić to dziecko. Wtedy spada na nich prawdziwa tragedia. Chłopiec okazuje się ciężko i nieuleczalnie chory. Dziecko wymaga stałej, całodobowej opieki. I nie wystarcza już jeden rodzic. Potrzebne jest zaangażowanie ojca w walce o życie ukochanego dziecka. Zmagania z czasem i chorobą, zmagania z własnymi słabościami, utrata całego dotychczasowego dorobku zawodowego, puste konto w banku – to wszystko to efekt walki o życie.
Dopiero wtedy można zrozumieć mądrość Psalmisty – „Nie obawiaj się, jeśli ktoś się wzbogaci, jeżeli wzrośnie zamożność jego domu: bo kiedy umrze, nic z sobą nie weźmie, a jego zamożność nie pójdzie za nim”. Te słowa pokazują nam wyraźnie, że nie wszystko da się załatwić pieniędzmi, pokazują, że naprawdę wiele musimy pracować nad tym aby, mówiąc banalnie, być dobrym, zwyczajnym człowiekiem, który pamięta o Bogu i o tym, iż każdego dnia niesie swój krzyż.