Rumi: mistrz sufizmu i mędrzec islamu
- 19 września, 2006
- przeczytasz w 8 minut
Przyjdź. Przyjdź ponownie. Kimkolwiek jesteś, przyjdź!/ Poganinie, wielbicielu ognia, bałwochwalcze, przyjdź!/ Przyjdź, jeśli nawet ze sto razy złamałeś swoją pokutę!/ Naszą jest brama nadziei. Takim, jakim jesteś, przyjdź!” Człowiek, który napisał powyższe słowa nie był zwykłym muzułmaninem, a pomimo to wielu najgorliwszych wyznawców islamu oddaje mu cześć jako człowiekowi świętemu i mędrcowi.
Do szerokiego kręgu jego uczniów należeli muzułmanie, chrześcijanie, Żydzi i wyznawcy innych religii. Od XIII wieku jego grób, który znajduje się w Turcji, jest jednym z miejsc pielgrzymek świata islamu. Uznawany za jedną z kolumn sufizmu, mistycznego nurtu w islamie. Od własnego ojca otrzymał tytuł „maulana”, co oznacza „nasz mistrz”. To jemu przypisuje się stworzenie sławnego tańca derwiszów, który polega na wirowaniu wokół samego siebie, jak również napisanie niektórych z najnamiętniejszych poematów światowej literatury duchowej. Będąc najwyższym przykładem mistycznej namiętności, bycia upitym i prawie oszalałym Bożą miłością, zdołał osiągnąć trzeźwość, która poprzedza upicie.
Maulana Jalal ud-Din Rûmi, jeden z najwybitniejszych poetów w historii literatury perskiej, urodził się 30 września 1207 r. we wiosce Waksh, znajdującej się dzisiaj na terenie Tadżykistanu. Umarł w Konya (Turcja) 17 grudnia 1273 r. Był jeszcze nastolatkiem, kiedy wraz z rodziną musiał uciekać przed najazdem mongolskich hord Czyngis-Chana. Pod przywództwem swojego ojca, Baha ud-Din Walada, znanego teologa i mistrza sufizmu, młody Rûmi i jego krewni podróżowali przez pięć lat poszukując dla siebie stałego miejsca na zamieszkanie. W tym okresie ożenił się z Gowhar Katun i spełnił swój muzułmański obowiązek, udając się z rytualną pielgrzymką do Mekki. Podróżując przez Nishapar w Persji wraz z ojcem odwiedzili sławnego mistrza sufizmu i poetą Farida ud-Dina Attara. Jak powiada tradycja, Attar natychmiast rozpoznał duchową strukturę Rûmiego i zachwycony jego wielkością pobłogosławił światło tamtego dnia oświadczając, że po raz pierwszy w swoim życiu ujrzał postępujący za jeziorem (ojcem, Baha ud-Dinem) ocean (syn, Jalal ud- Din).
W 1228 r. rodzina Rûmiego osiadła na stałe w Konya, w regonie Anatolii, w dzisiejszej Turcji. W tamtych czasach teren ten był znany jako Rum, z czego później wyłonił się dany poecie przydomek Rûmi. Jego ojciec, Baha ud-Din, został zaproszony przez sułtana, aby objąć katedrę teologii w miejskim madrasie, czyli w szkole religijnej. To właśnie z ojcem Rûmi studiował mistykę, teologię, prawoznawstwo i literaturę. Poczynił tak wielki postęp w swoich studiach, że chociaż miał dopiero 24 lata, kiedy zmarł jego ojciec, to natychmiast zaproszono go, aby zajął jego miejsce. Aby móc dokończyć swoje przygotowanie, trening na trudnym terenie sufizmu zgodził się, aby przez 10 lat mieć nad sobą duchową opiekę jednego z dawnych uczniów swojego ojca. W tym też czasie spędził ponad cztery lata w Aleppo i w Damaszku w Syrii, gdzie prawdopodobnie wielokrotnie spotkał się z jednym z najsławniejszych mistyków islamskich, Ibn´Arabî´m.
Kiedy wreszcie czas jego przygotowawczego treningu dobiegł końca, Rûmi otrzymał status instruktora sufizmu. Stojąc na czele rodziny, otoczony setkami uczniów, obdarzony różnymi honorami miał przed sobą określoną, doskonałą przyszłość. Jednakże to właśnie wówczas, kiedy wszystko zdawało się wskazywać, że dalej będzie wiódł spokojne, wzniosłe życie, doszło do nieoczekiwanego, nadzwyczajnego wydarzenia, które całkowicie odmieniło jego losy.
Był dzień 28 listopada 1244 r. Poważny i wzniosły, 37 letni Rûmi jechał szybko konno do madrasy na czele wielu podążających za nim jego uczniów. Przejeżdżając obok zajazdu dla karawanów, nagle stanął mu na drodze jakiś nieznany mężczyzna, który miał na sobie charakterystyczne dla derwiszów okrycie z czarnej wełny. Zanim sławny profesor w ogóle zareagował na to niespodziewane wtargnięcie mu na drogę nieznajomego, ten rzucił w jego stronę pytanie: „Ty, który jesteś wielkim znawcą teologii i Pism, odpowiedz mi: kto jest większy, prorok Muhammad czy Bayazid Bistami (mistrz sufizmu z IX wieku)”?
Pytanie wydawało się być całkiem bezsensowne i Rûmi odpowiedział na nie w najbardziej klasyczny sposób: „Bez wątpienia, to Muhammad był największym ze wszystkich świętych i proroków”. Jednakże derwisz natychmiast zareagował: „Jeśli jest właśnie tak, to dlaczego Muhammad powiedział: ‘Nie znamy Ciebie Panie tak, jak powinieneś być znany’, gdy tymczasem Bayazid zawołał ‘Chwała mi! Niezmierzona jest moja chwała! Ponieważ nic innego nie istnieje, jak jedynie Bóg, w każdej cząsteczce mojej istoty’?”. Nieznajomy w ten sposób dotknął najbardziej newralgicznego punktu wszelkiego mistycyzmu: zasadniczej jedności człowieka z Bogiem. W tym jednak przypadku słowa nieznajomego derwisza sprawiły, że Rûmi natychmiast stracił przytomność i spadł z konia. Kiedy już przyszedł do siebie, to chwycił nieznajomego za rękę i wszedł z nim do madrasy, gdzie się zamknęli przebywając razem przez 40 dni, przy czym nikt nie miał odwagi, aby im w jakikolwiek sposób przeszkadzać.
Ów tajemniczy mężczyzna, który tak bardzo wstrząsnął Rûmim, jest jedną z najbardziej zagadkowych postaci w dziejach duchowości. Do historii przeszedł jako Shams ud-Din Tabrizi (Słońce Religii z Tabrizi). Samotnik i włóczęga otrzymał również przydomek „Parinda”, czyli „Ptak”, ponieważ wciąż się wałęsał po świecie. Antykonwencjonalny i zuchwały aż do granic bezczelności potrafił niszczyć przekonania swoich najsławniejszych rozmówców ciętymi zdaniami, chociaż był również w stanie zamieszkać w jakimś mieście w zupełnym odosobnieniu, ubrany jedynie w swój stary, podniszczony, zrobiony z czarnej wełny płaszcz, nie wzbudzając w nikim najmniejszego zainteresowania swoją osobą. W chwili spotkania z Rûmim był w wieku około 45 do 65 lat.
W książce „Maqalat Shams‑i Tabrizi” („Mowy Shamsa z Tabrizi”), jedynym dziele, w jakim zgromadzono jego nauki, Shams twierdzi, że był uczniem szejka Abu Bakr´a z Tabriz, w Persji. „Jednakże było we mnie coś, czego mój mistrz nie potrafił dostrzec. W rzeczywistości, to nikt nie był w stanie tego dostrzec. Ale Maulana to dostrzegł”, powiedział, odnosząc się do Rûmiego. „Byłem stojącą wodą, kipiącą i rozlewającą się na mnie samego, zaczynającą już cuchnąć, aż znalazło mnie istnienie Maulana. Wówczas tamta woda zaczęła płynąć i dalej płynie – słodka, świeża, smaczna”. Podobnie żarliwe są słowa Rumiego na temat Shamsa: „Byłem surowy. Potem zostałem ugotowany. Na koniec, spożyty”.
Przebywając z Shamsem Rûmi żył pomiędzy „meczetem i gospodą”, jak to powiadają sufiści. Oznacza to, że przekroczył konwencjonalną religijność, aby osiągnąć bezpośrednie doświadczenie tego, co Boże. On dostrzegł Boga za rysami twarzy derwisza, z którym spotkanie nim wstrząsnęło, a którego odtąd zaczął czcić z wyjątkową i nieograniczoną miłością. Dostrzeganie uosobionego Boga, który zasadniczo jest przecież Kimś nie posiadającym konkretnego kształtu, nie jest raczej czymś niezwykłym w historii duchowości. W samym chrześcijaństwie taką doskonałą manifestacją Boga jest wcielony w człowieka Chrystus. W hinduizmie mamy postać Kriszny i innych avatarów.
Tymczasem „pijany” obecnością Shamsa Rûmi nie potrafił już dostrzec i słuchać nikogo innego. Jak sam stwierdził, „Kiedy przybył Shams, to poczułem, jak w moim sercu rozpala się do niego potężny płomień miłości. I on postanowił rozkazywać mi w sposób despotyczny i kategoryczny. Shams mi powiedział: ‘Przestań, raz na zawsze, czytać słowa swojego ojca’. Posłuchałem jego rozkazu i od tamtej chwili nigdy więcej już ich nie czytałem. Następnie nakazał mi: ‘Zachowuj ciszę i nie zwracaj się do nikogo więcej’. Wówczas uciąłem wszelki kontakt z moimi uczniami. Moje myśli były dla moich uczni nektarem. Dlatego zaczęli cierpieć głód i pragnienie. Pojawiły się wówczas pomiędzy nimi uczucia negatywne. I na mojego mistrza spadło przekleństwo”.
Nieszczęście, o którym wspomina Rûmi, dopełniło się w dwóch etapach. Najpierw, z powodu chorobliwej wręcz zazdrości jego uczni, pewnego dnia Shams zniknął bez śladu, pozostawiając Rûmiego w wielkiej rozpaczy. Wówczas jednak ten ujrzał go we śnie grającego w kości w pewnej gospodzie w Damaszku i nakazał swojemu najstarszemu synowi, aby ten udał się tam i przywiódł go z powrotem do niego. Jednakże uczniowie Rûmiego, którym przewodniczył jego młodszy syn cytujący z „Koranu” słowa: „On nie jest z twojego ludu”, postanowili skończyć z Shamsem raz na zawsze, napadając na niego podczas nocy, zabijając sztyletem i wrzucając jego ciało do głębokiej studni.
Nie wiadomo czy Rûmiemu doniesiono o tym, co się stało z Shamsem, czy też przeczuł prawdę, ale faktem jest, że pogrążył się on w nieograniczonym niczym bólu cierpienia, którego siłę byłoby trudno wyrazić jakimikolwiek słowami. To wówczas, aby przetrzymać tak wielkie cierpienie, Rûmi rozwinął „sama”, polegający na wirowaniu wokół siebie taniec derwiszy. Praktykujący go wirują wokół własnej osi, jednocześnie przemieszczając się wokół większej i niewidzialnej osi, która znajduje się w środku tańczącej grupy. To tymi słowami najstarszy syn Rûmiego, Sultan Walad, opisuje doświadczenie swojego ojca w owym okresie żałoby po śmierci Shamsa: „Nocą i dniem, w ekstazie, on tańczył./ Wirował na ziemi, jak wirują niebiosa./ W kierunku gwiazd, wznosił swoje krzyki./ Nie było nikogo, kto by ich nie słyszał”.
„Sama” stał się duchową praktyką, charakterystyczną dla sufizmu praktykowanego przez Zakon Mevlevi, który założył sam Sultan Walad. Wirując bez przerwy, recytując wewnętrznie, w sobie zdanie: „Lâ ilâha ill´Allâh” („Nie ma boga oprócz Boga”), derwisze osiągają coraz wyższe stany świadomości, aż wreszcie osiągają taki jej stan, o którym twierdzą, że spotykają się w nim z Bogiem „twarzą w twarz”. Kiedy Rûmi znajdował się w ekstazie, to cytował poematy, które jego uczniowie starali się szybko zanotować. To w ten sposób zostały zebrane utwory, które złożyły się na dzieło „Tapczan Shamsa z Tabriz”. Książka ta, wraz z dwoma innymi dziełami: „Masnavi” i „Księga Wnętrza”, złożyły się na wspaniałą trylogię literackiej spuścizny Rûmiego.
Poprzez „sama” i recytację Rûmiemu wreszcie udało się uśmierzyć swój ból i zakotwiczyć swojego Ukochanego w własnym wnętrzu. Kiedy on, Rûmi i Shams stali się „jednym”, to poeta wreszcie przemienił się w wybitnego mistrza drogi ku Świętości. Człowiek Boży szuka i znajduje.
Człowiek Boży
(Poemat Rûmiego z książki „Tapczan Shamsa z Tabriz”)
Człowiek Boży jest piany bez wina,
Człowiek Boży, syty bez chleba.
Człowiek Boży jest namiętnie zakochany, zachwycony,
Człowiek Boży nie je, ani nie śpí.
Człowiek Boży jest pod łachmanami królem,
Człowiek Boży, skarbem między ruinami.
Człowiek Boży nie jest z ziemi lub z powietrza,
Człowiek Boży nie jest z ognia lub z wody.
Człowiek Boży jest oceanem bez plaż,
Człowiek Boży jest deszczem z pereł, bez chmur.
Człowiek Boży przynosi sto księżyców i sto niebios,
Człowiek Boży posiada światło stu słońc.
Człowiek Boży stał się mędrcem poprzez Prawdę,
Człowiek Boży nie staje się książkowym erudytą.
Człowiek Boży jest poza wiarą i niewiarą„
Dla Bożego człowieka, jaki grzech lub cnota istnieje?
Człowiek Boży galopował poza niebyt,
Człowiek Boży zbliżył się z najwznioślejszą postawą.
Człowiek Boży jest ukryty, o Shams ud-Dinie!
Szuka i znajduje człowieka Bożego.