Słoń i wieloryb — Karl Barth i Rudolf Bultmann w rozmowie
- 20 sierpnia, 2004
- przeczytasz w 13 minut
Po pierwszej wojnie światowej Karl Barth i Rudolf Bultmann należeli do tego samego nurtu teologii dialektycznej, mimo iż już wtedy widać było między nimi zasadnicze różnice, które w miarę upływu czasu coraz bardziej się krystalizowały. Bultmann był profesorem Nowego Testamentu, a Barth teologii systematycznej, jednakże ich zainteresowania i dorobek teologiczny pokazują, że twórcze przeplatanie się różnych dyscyplin było oczywistym elementem warsztatu teologicznego. Bultmann i Barth są klasycznymi przykładami odmiennego uprawiania teologii i wynika to nie tylko z wciąż obecnego u nich tła konfesyjnego (Bultmann był luteraninem, Barth reformowanym), lecz także z ich stosunku do filozofii w ramach teologicznego dyskursu. Mimo wielu, niemożliwych do pokonania różnic Rudolf Bultmann i Karl Barth byli ze sobą zaprzyjaźnieni – świadczą o tym nie tylko częste spotkania, wspólnie spędzane urlopy z rodzinami, lecz także obszerna korespondencja, która została za zgodą Bultmanna opublikowana przez Teologiczne Wydawnictwo w Zurychu po śmierci Bartha w 1968 roku. Korespondencja, obejmująca lata 1922–1966 jest ilustracją sprawdzonej przyjaźni i, w nieraz zabawny sposób, pokazuje zasadnicze różnice między najwybitniejszymi i tak odmiennymi teologami ewangelickimi XX wieku, którzy nie stronili od wzajemnej krytyki w duchu szczerości i poczucia troski o wspólną sprawę — potwierdza to choćby fakt, że wielokrotnie jeden o drugim mówił jako swoim nauczycielu.
Poniższy tekst, napisany dla uczczenia 120. rocznicy urodzin prof. Rudolfa Bultmanna, przedstawia fragmenty korespondencji Bultmanna i Bartha, odnoszącej się do zagadnień teologicznych i międzyludzkich, łączących obydwu teologów. Listy teologów umożliwiają dobrą orientację nie tylko w sposobie myślenia każdego z nich, lecz pomagają zrozumieć ducha epok, w których żyli, oraz kulturę prowadzenia dialogu, której możemy się od nich uczyć także i dziś. Opracowanie pomija świadomie polemikę Bultmanna z Barthem, odnoszącą się do programu demitologizacji Nowego Testamentu – mówi o tym dość szczegółowo korespondencja z listopada i grudnia 1952 roku. Problem demitologizacji poruszony już w tekście poświęconym Bultmannowi wymaga dokładnej analizy, a więc osobnego tekstu przy uwzględnieniu współczesnych osiągnięć hermeneutyki teologicznej.
Początki znajomościBarth i Bultmann poznali się jeszcze podczas studiów w Marburgu w semestrze zimowym 1908/1909 w ramach tzw. otwartych wieczorów, organizowanych przez znanego teologa Martina Rade, wydawcy czasopisma Die christliche Welt (Chrześcijański Świat). Bultmann zaprzyjaźnił się początkowo z Peterem Barthem, bratem Karla. Regularna korespondencja między Bultmannem i Barthem rozpoczyna się od 1919 roku, a więc od słynnej konferencji w Tambach, która była początkiem ruchu teologii dialektycznej. Pierwszy list, zaświadczający o wzajemnym zainteresowaniu teologicznym datowany jest na 9. IV. 1922 roku, w którym Bultmann informuje o swoich zastrzeżeniach do słynnego Komentarza do Listu do Rzymian Bartha.
W liście z 9. I. 1924 r. widać już wyraźną polemikę Bultmanna z Barthem, dotyczącą społecznej funkcji teologii. W oparciu o dyskusję, jaka odbyła się w Marburgu po referacie Friedricha Siegmunda-Schulze, znanego wówczas ekumenisty, Bultmann opisuje Barthowi swoje wystąpienie, odnoszące się do roli teologii we współczesnym świecie: „Następnie stwierdziłem, że zadaniem Kościoła może być tylko zwiastowanie Słowa, że zwiastowane Słowo jest tylko Słowem o łasce i sądzie, i bezpośrednio nie ma nic wspólnego z socjalnymi ideałami, że także najlepszy program socjalny i najbardziej wymarzony socjalny stan ludzkiego społeczeństwa nie jest Królestwem Bożym, lecz znajduje się w warunkach krisis. Później powiedziałem, że także teolog zobowiązany jest do poważnego traktowania problemów społecznych, ponieważ jako członek społeczeństwa jest do tego, jak każdy inny człowiek, po prostu zobligowany; zwiastowanie Kościoła nie oznacza wygłaszania kazań niedzielnych w pustych, wielkomiejskich kościołach, lecz zwiastowanie Słowa tu i teraz, aby mogło ono być zrozumiane. Właśnie dlatego potrzebny jest udział w problematyce społecznej. W każdym razie nie zmienia to faktu, że praca społeczna jako taka nie jest zadaniem Kościoła.” [1]
Problem filozofiiW Marburgu Bultmann poznaje młodego filozofa Martina Heideggera, który swoją książką Sein und Zeit zrewolucjonizował filozofię XX wieku i wywarł również wpływ na teologię chrześcijańską, czego najlepszym przykładem jest sam Bultmann. Nastawienie Bartha do filozofii było zawsze sceptyczne – problem ten nieustannie przewija się przez teologiczne spory między Barthem i Bultmannem. 8. VI. 1928 r. Bultmann przesyła Barthowi list, w którym opisuje swoje uwagi do jego “Zarysu dogmatyki chrześcijańskiej”. Bultmann ogólnie dobrze ocenił książkę Bartha. [2]
Rudolf Bultmann pisze: „Ważniejsze jest dla mnie to, że zrezygnował Pan z (ukrytej, ale radykalnej) polemiki ze współczesną filozofią i w naiwny sposób przejął starą ontologię z patrystycznej i scholastycznej dogmatyki. To, co Pan mówi (i co Pan często tylko chce powiedzieć) rozsadza cały aparat pojęciowy, czego nierzadką konsekwencją są niejasności i brak przejrzystości. Wyniośle gardzi Pan współczesną filozofią, a przede wszystkim fenomenologią. Jaki to ma sens, gdy tylko okazyjnie się stwierdza, że dogmatyk musi być też zorientowany w pracy filozofa, jeśli w efekcie widoczny jest brak tej orientacji, co szczególnie pokazują strony 403–407, i jeśli warsztat filozoficzny nie jest traktowany poważnie, a mianowicie stawiany jest poniżej odpowiedzialności za prawdę? Wydaje mi się, że kieruje Panem niepokój, iż teologia mogłaby się uzależnić od filozofii. Pan chce tego uniknąć poprzez ignorowanie filozofii. Cena, jaką musi Pan za to zapłacić to faktyczne popadnięcie w filozofię, która przeminęła. Ponieważ wiara jest wiarą wierzącego, tzn. egzystującego człowieka (mogę także powiedzieć: ponieważ usprawiedliwiony jest grzesznikiem), dlatego też dogmatyka może mówić tylko za pomocą pojęć egzystencjalno-ontologicznych, które, wyrastając z pierwotnego zrozumienia bycia, wypracowane zostały przez filozofię.” [3]
List ten Bultmann kończy prośbą, aby Barth nie wziął mu za złe wypowiedzianej krytyki, ani apodyktycznej formy niektórych uwag, jakie naniósł na manuskrypt prologomeny, wyjaśniając, że to nie sprawa temperamentu, a jedynie wyraz troski o zwięzłość. Bultmann zapewnia Bartha: „Nie muszę chyba podkreślać, że nauczyłem się, uczę się i mam nadzieję dalej się uczyć od Pana zasadniczych rzeczy. Wobec Pana jest tym, który bierze, jestem uczniem, nawet jeśli krytycznym uczniem, ale ważniejsza od krytyki jest wdzięczność, którą Panu jestem winien.” [4]
Odpowiedź Bartha przyszła po niespełna tygodniu. W liście z 12. VI 1928 r. napisanym w Münster, gdzie Barth był profesorem teologii systematycznej, czytamy: „Całkiem możliwe, że swoimi uwagi o charakterze zasadniczym, które uczynił Pan szczególnie w swoim liście, dotyka Pan po prostu moich granic, tzn. wymaga Pan ode mnie rzeczy, których słusznie można ode mnie wymagać, które jednak ze względu na naturalny charakter mojej pracy są dla mnie niewykonalne (…) W dalszej perspektywie może też być tak, że w odniesieniu do filozofii wymaga Pan ode mnie czegoś, co nie jest przedmiotem mojej troski. Nie chcę szczegółowo uzasadniać tego, co nazywa Pan ignorowaniem pracy filozoficznej. Jest to jak najbardziej możliwe, że ktoś inny może dokonać czegoś lepszego w kwestii czystej pojęciowości. Ale tak to już po prostu jest, że żadna filozofia nie przylgnęła do mnie tak mocno, jak w Pana wypadku stało się to najwyraźniej z myślą Heideggera, ażebym musiał według ustalonych przez Pana wzorców weryfikować moje myślenie i zgodnie z nim oczyszczać. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że mam w sobie głęboką odrazę wobec teatru, jaki teologia chciała zawsze odgrywać wobec filozofii danych czasów, zaniedbując tym samym swoje właściwe zadanie (…) W pełni Pana zrozumiem, jeśli wszystko to, co mówię, będzie dla Pana przerażającym przyznaniem się do dyletanctwa, biorąc pod uwagę przymus Pana zainteresowań (…) Moją troską jest to, aby słuchać i umożliwiać słuchanie innym głosu Kościoła i Biblii, nawet jeśli musiałbym ze względu na brak czegoś lepszego posłużyć się Arystotelesem.” [5]
Spór wokół niezależności fakultetów teologicznych
Zapis korespondencji między Bultmannem a Barthem jest ciekawy nie tylko ze względu na aspekt teologiczny. Listy pokazują odmienne temperamenty teologów i wymagania, jakie wobec siebie stawiali. Przykładem jednego ze sporów między Barthem a Bultmannem, który wystawił na próbę ich przyjaźń, była kwestia niezależności polityki kadrowej fakultetów teologicznych od władz kościelnych.
Pod koniec roku 1930 profesorowie teologii ewangelickiej z Marburga oprotestowali projekt umowy między pruską częścią Republiki Weimarskiej a krajowym Kościołami ewangelickimi, w którym zawarta była nowa regulacja, mówiąca o konieczności zgody władz kościelnych przy powoływaniu zwyczajnych i nadzwyczajnych profesorów teologii. Dotychczas wymóg taki obowiązywał tylko na terenie starych Prus na mocy dekretu gabinetowego z 1855 roku. Tekst dokumentu wszedł w życie 11. maja 1931 roku i dotyczył fakultetów w Marburgu, Getyndze oraz Kilonii. Marburczykom nie udało się doprowadzić do nadzwyczajnego posiedzenia fakultetów teologicznych (Fakultätentag) w Halle, na którym miało dojść do wypracowania wspólnego stanowiska wobec państwowego dekretu. Spotkanie nie doszło do skutku, ponieważ niektóre fakultety (w tym Bonn, gdzie uczył wówczas Barth) nie wyraziły poparcia dla protestu Marburga. Bultmann był wściekły na Bartha za brak poparcia, a sam postanowił zagrozić złożeniem urzędu i wystąpieniem z Kościoła, jeśli władze wprowadzą swój zamiar w życie.
27. V. 1931 roku Barth rozmawia z Ernstem Fuchsem, uczniem i przyjacielem Bultmanna, który informuje Bartha, że Bultmann ma mu za złe brak reakcji na protest Marburga ws. obsadzania stanowisk profesorskich oraz nieobecność na spotkaniu koła teologów w Marburgu, o którym będzie jeszcze mowa. Jeszcze tego samego dnia Barth pisze Bultmannowi list: “Wypowiedziałem się przeciwko spotkaniu fakultetów, ponieważ niemożliwe było dla mnie działanie pod naciskiem ogłoszonych przez Pana uroczyście gróźb wystąpienia z Kościoła oraz złożenia urzędu. Groźba ta bardzo mi się nie spodobała; nie sama w sobie, ale w odniesieniu do tego, czego Pan od nas chciał: uważałem i nadal jeszcze uważam, że jeśli chciał Pan z nami poważnie dyskutować, to musiałby Pan to uczynić przed sformułowanie swoich gróźb. Jeśli ultima ratio została określona, to po co jeszczejakiekolwiek rationes? Nie mógł Pan przecież postawić nas przed załadowaną armatą i wymagać, że zainteresujemy się Pańskimi argumentami teologicznymi w tej najwyraźniej istotnej dla Pana kwestii. W pewnym stadium całej sprawy zredagowałem list, który jakiś czas później został wysłany (do Berlina — przyp. D. B.) jako stanowisko fakultetu, ale nawet już nie wiem, kiedy to było i jakie były szczegóły. Mój znikomy udział w tej sprawie odbył się obok wielu innych rzeczy, które były dla mnie ważniejsze, dlatego też nawet nie przyszło mi na myśl, żeby pisemnie poinformować Pana o moim stanowisku.” [6]
W odpowiedzi z 14. V. 1931 r. Bultmann dziękuje Barthowi za szczegółowe wyjaśnienia i powtarza swój żal, że właśnie fakt, iż kwestia ta nie zainteresował Bartha, była powodem osobistego rozczarowania. Z teologicznego punktu widzenia ważniejsza jest jednak inna kwestia, która doprowadziła do poważnego kryzysu między teologami. Sprawę tę porusza Barth w tym samym liście z 27. V. 1931 roku.
Spotkanie w Marburgu
Od 1927 roku z inicjatywy Bultmanna spotykali się każdego roku w październiku w Marburgu jego byli uczniowie. [7] W lutym 1930 roku Bultmann pisze Barthowi list, w którym prosi go o przybycie na spotkanie i wygłoszenie referatu o teologii naturalnej, informując jednocześnie, że jeśli referat nie jest możliwy, to wystarczy obecność Bartha i luźna rozmowa z uczestnikami spotkania. Aby dodatkowo zachęcić Bartha do przyjazdu Bultmann wysuwa propozycję, aby przed lub po spotkaniu z kołem teologów doszło do nieoficjalnego spotkania między nim, Barthem, Friedrichem Gogartenem, Emilem Brunnerem i Eduardem Thurneysenem. Bultmann określił to spotkanie żartobliwiemianem „rozmowy religijnej” (Religionsgespräch), czyniąc aluzję do słynnych rozmów między Marcinem Lutrem a Ulrichem Zwinglim z października 1529 roku. [8] Barth zaraz po otrzymaniu listu pisze odpowiedź, że w spotkaniu weźmie udział.
W lipcu 1930 r. Bultmann informuje Bartha, że spotkanie absolwentów odbędzie się w dniach 27–29. października, a wspomniane “rozmowy religijne” dwa dni wcześniej (25–26. października). 30. września Barth wysyła Bultmannowi list, w którym wyraża zdziwienie proponowaną datą, sugerując, że według niego spotkanie miałoby się odbyć w ciągu jednego dnia (27.X). Barth stwierdza, że trzy dni to dla niego za dużo, a to ze względu na ilość zajęć (w tym czasie Barth przenosi się z Münster do Bonn). Barth wyraża też rozczarowanie informacją Bultmanna, że na spotkaniu nie pojawi się Gogarten. Zkorespondencji teologów wynika zatem, że priorytetem dla Bultmanna było spotkanie absolwentów, a dla Bartha “rozmowy religijne.” Nieporozumienie to doprowadza do tego, że Barth odwołuje swój przyjazd do Marburga.
W cytowanym już liście z 27. V. 1931 roku Barth pisze Bultmannowi: “Jeśli chodzi o moją nieobecność w Marburgu zeszłej jesieni, to chciałbym wpierw przypomnieć jej powód. Celem mojego przyjazdu była rozmowa z Panem, Gogartenem, Brunnerem i Thurneysenem. Zgromadzenie Pańskich uczniów i ich pragnienie usłyszenia mnie, względnie przesłuchania, nie było dla mnie zobowiązujące.” [9]
Barth wyjaśnia Bultmannowi, że spotkanie nie mogło odbyć się również dlatego, ponieważ po ukazaniu się książki Bultmanna pt. Jezus Barth uświadomił sobie ogromną przepaść, jaka ich dzieli, a także niejasności, które wymagają głębszej analizy. Barth pisze: “Uważam, że pojawiające się u Pana określenie relacji między antropologią i teologią świadczy o tym, że nie wyzbył się Pan wystarczająco XVIII i XIX wieku, że nie poznał Pan i nie odrzucił bezczelnego dyktatu współczesnej filozofii spod znaku Heideggera. Poza tym czuje się po prostu rzucony do tego samego domu niewoli egipskiej, który opuściliśmy wraz z odrzuceniem Schleiermachera, nawiązując ponownie do teologii reformatorów.” [10]
Bultmann nie każe długo czekać na swoją odpowiedź i po dwóch tygodniach pisze (14. VI. 1931): “To, że spotkanie to (“rozmowy religijne” – przyp. D. B.) było dla Pana najważniejsze nie mam oczywiście Panu za złe, ale faktu, że przez to zostawił nas Pan na lodzie nie potrafię zrozumieć. Co więcej, musiałem to zrozumieć jako nieufność i antypatię, jaką odczuwa Pan wobec naszej pracy, co niestety potwierdza Pański list. Nie wiem, skąd u Pana ta nieufność, gdy stwierdza Pan, jakoby ktokolwiek chciał Pana przesłuchiwać. Uważam, że takie określenie naszej szczerej chęci rozmowy z Panem jest niemiłe z Pana strony. Czy nie uważa Pan, że jest dla mnie ważne usłyszeć w końcu, co ma Pan właściwie przeciwko mojej pracy? (…) Mam tylko nadzieję, że wypowie Pan swoją krytykę wobec nas publicznie oraz Pańskie przekonanie o naszej zdradzie teologii. Myślę, że byłaby to przysługa dla współczesnej dyskusji teologicznej.” [11]
Odpowiedź Karla Bartha z 20. VI. 1931 roku: “Ma mi Pan za złe, że w moim ostatnim liście zestawiłem blisko siebie pojęcia »słuchać« i »przesłuchiwać« w odniesieniu do Pańskich uczniów. Mogę tylko powiedzieć, że rzeczywiście przy okazji spotkań z Pańskimi uczniami czuję się potraktowany mieszanką ojcowskiej dobroci oraz policyjnej przenikliwości, które mi nie odpowiadają i dla których znajduje właśnie określenie »przesłuchania«. (…) Drogi Panie Bultmann, pośród swoich naśladowców nie uzmysławia sobie Pan, jak ten styl wpływa na innych i najlepszym wyjściem jest unikanie takich sytuacji, jeśli to tylko możliwe. Chciałbym jednak przyznać, że gdy byłem u Pana w zeszłym roku, to nie miałem powodu do wyrażania tych spostrzeżeń. Nie zmienia to jednak faktu, że wyniosłem z Marburga ogólne wrażenie, że mówi się tam do niewidzialnej ściany. Mimo tego przyjechałbym do Marburga w październiku, gdyby odbyło się interesujące mniej najbardziej spotkanie w wąskim gronie. Proszę mi tylko uwierzyć, że nie może być mowy o »nieufności i antypatii« wobec Pańskiej pracy (to, że Pańską teologię tak, jak ja ją widzę, odrzucam to już jest inna sprawa). Zawsze dobrze czułem się w Pana domu i spędzając czas z Panem, ale praktykowanego z premedytacją przez Pańskich uczniów ojcowsko-policyjnego zachowania po prostu nie lubię.” [12]
W liście z 25. X. 1931 r. Bultmann odpowiada Barthowi: “Oczywiście przykro mi, gdy studenci z Marburga zachowują się wobec Pana po ojcowsku, ale jeszcze bardziej przykro mi, że bierze Pan to tak poważnie. Czy to jest rzeczywiście styl marburski, a nie styl pewnego stadium studenckiego rozwoju? Myliłby się Pan, gdyby Pan uważał, że nie przeżyłem podobnych sytuacji ze strony Pańskich uczniów. Próbowałem to zawsze potraktować jako dowcip.” [13]
Kazania
Po odmowie złożenia przysięgi na wierność Hitlera Barth wraca w 1935 roku do Szwajcarii. Objęcie władzy przez Hitlera jest faktycznym końcem nurtu teologii dialektycznej, ponieważ jej niektórzy reprezentanci (np. F. Gogarten) przyłączyli się do Niemieckich Chrześcijan (Deutsche Christen), posłusznych narodowosocjalistycznemu reżimowi. Tym samym likwidacji ulega pismo Zwischen den Zeiten, które było teologiczną platformą dialektyków, walczących z liberalną teologią XIX wieku. W Bazylei Barth zakłada nowe czasopismo o nazwie Theologische Existenz.
Do listu z 10. XII. 1935 roku Bultmann załącza swoje dwa kazania z prośbą o publikację w Theologische Existenz. Jedno z kazań to homilia, dotycząca wyznawania wiary, a drugie to rozważanie adwentowe. Bultmann pisze: “Mając na uwadze Pana wyrozumiałość chciałbym jednak bardziej utrudnić Panu całą sprawę niż ułatwić, czyniąc kilka krytycznych uwag do niektórych wydań ´Theologische Existenz´ (…) Jednakże to, co znoszę z ogromną trudnością to — szczerze przyznaję – Pańskie kazania i godziny biblijne. Tekst biblijny odpytywany jest przez Pana według schematów dogmatyki i nie mówi własnym głosem. Po kilku zdaniach wiadomo już wszystko, co Pan jeszcze powie i pozostaje tylko pytanie: jak on to wszystko wyciągnie z tych tekstów? Oczywiście inni mogą mieć odmienne wrażenie, jednakże muszę powiedzieć, że poprzez Pańskie kazanie tekst biblijny nie przemawia do mnie, lecz przykryty jest warstwą dogmatyki (…) Bardziej przekonywująco wygłasza Pan kazania w artykułach z teologii systematycznej niż w Pańskich kazaniach i dopiero tam słyszę przez Pana słowa, słowa Pisma.” [14]
22. grudnia 1935 r. Barth odpowiada Bultmannowi: “Liczę na Pana przyjazne usposobienie, ponieważ muszę rzeczywiście zwrócić Panu nadesłane kazania (…) Ze względu na te same zasady musimy Panu powiedzieć, że nie uważamy Pańskich kazań za »dobre« według tego, co stanowi dla nas dobre kazanie. Pana zarzut ´suchej dogmatyki´ w odniesieniu do naszej pracy odpowiada naszym zarzutom wobec Pańskich kazań, w których nie dostrzegamy zwiastowaniaChrystusa (…) muszę niestety wypowiedzieć to straszne słowo, aby unaocznić nasze teologiczno-praktyczne zastrzeżenia, ale uważamy Pana kazania za nudne, nie wychodzące poza to, co można usłyszeć tutaj od uczniów Ritschla.” [15]
Słoń i wieloryb
W 1952 roku Barth spiera się z Bultmannem odnoście jego sztandarowego programu demitologizacji Nowego Testamentu, co ponownie uświadamia ogromne różnice między teologami. W wigilię Bożego Narodzenia 1952 roku Barth próbuje rozładować atmosferę, konstruując zabawną charakterystykę dzielących ich różnic: “Czy zdaje sobie Pan sprawę, jak się rzeczy mają z Panem i ze mną? Wydaje mi się, że to jest jak z wielorybem (zna Pan wspaniałą książkę Melvilla »Moby Dick<Powinna Panu przypaść do smaku, choćby ze względu na zawartą w niej mitologię tego zwierzęcia!) i słoniem, którzy w bezgraniczny zdumieniu spotkali się gdzieś nad oceanicznym urwiskiem. Nieważne, że jeden wypuszcza w górę strumień wody, a drugi przyjaźnie macha swoją trąbą. Brakuje im wspólnego klucza do tego, co każdy z nich chciałby powiedzieć z własnego punktu widzenia i to przy pomocy własnego języka. Jest to zagadka stworzenia, której rozwiązanie dopatruje się w czasach ostatecznych, podobnie jak Bonhoeffer, w sensie kolędy ´wszystko uczynię nowym´!” [16]
Karl Barth, odnosząc się do artykułu Bultmanna, w którym dokonał on interpretacji Rz 5,12 [17], napisał w liście z 18. XII. 1959 roku: “W niebie (jako najwyższym piętrze mitologicznego obrazu świata) być może odnajdziemy wspólnie – jednak dopiero po moim dłuższym spotkaniu z W. A. Mozartem – apostoła Pawła i pozwolimy sobie wyjaśnić, co on sam miał właściwie na myśli.” [18]
Przedstawione powyżej krótkie fragmenty z obszernej korespondencji Bultmanna i Bartha pokazują ogromne bogactwo myśli i pozwalają na twórcze rozważania, dotyczące szczegółowych aspektów poruszanych problemów. Odwołanie się Bartha do eschatonu można rozumieć nie tylko w sensie humorystycznej ironii, lecz jako wizjonerską refleksję dojrzałej teologii, która za apostołem Pawłem wyznaje: “Teraz bowiem widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce, ale wówczas twarzą w twarz. Teraz poznanie moje jest cząstkowe, ale wówczas poznam tak, jak jestem poznany.” (1. Kor 13,12).
Dariusz P. Bruncz
Przypisy:
[1] Karl Barth – GA 1. Karl Barth-Rudolf Bultmann. Briefwechsel 1922–1966, Zürich 1971, Nr. 12, S. 25. Pojęcie kryzysu Bultmann rozumie w jego nowotestamentowym sensie. W NT krisis pojawia się aż 47 razy w znaczeniu decyzji, wyroku. Uwaga: przed numerem strony podana jest liczba porządkowa listu zawarta w zbiorze korespondencji.
[2] Die christliche Dogmatik im Entwurf dostępna jest także w j. polskim (“Dogmatyka w zarysie”), dzięki staraniom Wydawnictwa Semper.
[3] Barth, K.: GA 1, Nr. 47, S. 80 n.
[4] Nr. 47, S. 82.
[5] Nr. 48, S. 83 n.
[6] Nr. 67, S. 116 n.
[7] Pierwsze spotkanie odbyło się w dniach 24–26. X. 1927 r. Po drugiej wojnie światowej spotkania te zostały reaktywowane przez Ernsta Fuchsa oraz Günthera Bornkamma jako „Teologiczna Wspólnota starych Marburczyków”.
[8] W spotkaniu oprócz Lutra i Zwingliego wziął udział Melanchton, Bucer, Ökolampad i Hedio. Rozmowy dotyczące zjednoczenia obozu reformacyjnego skończyły się fiaskiem ze względu na różnice chrystologiczne oraz rozumienie Sakramentu Ołtarza.
[9] Tamże, S. 117.
[10] Tamże, S. 118. Barth ma na myśli powstanie ruchu teologii dialektycznej, o czym była mowa w tekście, poświęconym osobie i teologii Rudolfa Bultmanna (zob. link).
[11] Nr. 68, S. 123 n.
[12] Nr. 69, S. 127 n.
[13] Nr. 72, S. 134.
[14] Nr. 89, S. 162 n.
[15] Nr. 90, S. 164. Albrechta Ritschla, wybitny przedstawiciel teologii liberalnej (1822–1889).
[16] Nr. 95, S. 196 n.
[17] Chodzi o tekst Rudolfa Bultmanna Adam und Christus nach Römer 5 w Zeitschrift für die neutestamentliche Wissenschaft und die Kunde der älteren Kirche 50 (1959), S. 145–165.
[18] Barth, K.: GA 1, Nr. 96, S. 203.
Zobacz także:
Magazyn SR: Rudolf Bultmann – teolog Chrystusa zwiastowanego