Spór o istotę chrześcijaństwa
- 15 listopada, 2003
- przeczytasz w 14 minut
Spór, który rozoczął ponad półtora tysiąca lat temu św. Augustyn oskarżając Pelgiusza o herezję, jest żywy aż do chwili obecnej. Świadczy o tym choćby fakt, iż opublikowana w 1997 roku “Wspólna deklaracja w sprawie nauki o usprawiedliwieniu” [1] Światowej Federacji Luterańskiej oraz Papieskiej Radu ds. Jedności Chrześcijan, poświęcona właśnie głównie sprawie relacji uczynków, łaski i wiary w nauce o zbawieniu wywołała i nadal wywołuje wiele komentarzy. Ostatecznie mimo znacznego zbliżenia doktryny luteran i katolików trudno nie zauważyć również znaczących różnic między stonowiskami obu wspólnot wyznaniowych. I mimo iż obie strony zgodnie potępiają Pelagiusza (czy też dokładniej pelagianizm, bowiem coraz więcej uczonych przyznaje, że Pelgaiusz wcale nie był pelagianistą), opowiadając się po stronie św. Augustyna, to jednak wiele wskazuje na to, że spór (częściowo zakończony) katolicko-luterański jest w znacznym stopniu kontynuacją kontrowersji pelagiańskiej (czyli pytania o zbawczą rolę uczynków).
Dlatego wydaje się, że z punktu widzenia filozofii religii (czy filozoficznej analizy chrześcijaństwa) niezwykle płodną może okazać się próba przeanalizowania tej kontrowersji i jej założeń antropologicznych, teodycealnych oraz egzystencjalnych. Dzięki takim analizom można bowiem przybliżyć się do próby odpowiedzi na pytania o “filozoficzną istotę chrześcijaństwa”.
Artykuł niniejszy skoncetruje się na filozoficznej interpretacji kontrowersji pelagiańskiej, jakiej dokonał rosyjski filozof, żydowskiego pochodzenia Lew Szestow. Powodem jest fakt, iż to właśnie ten myśliciel przedstawił najostrzejszą analizę kontrowersji pelagiańskiej. Jego zdaniem cała historia chrześcijaństwa jest świadectwem zdrady św. Augustyna i potajemnego przyjmowania pelagianizmu (dokonuje się ona wraz ze stopniowym odrzucaniem orędzia biblijnego i hellenizowaniem chrześcijaństwa). Wydaje się więc, że nie od rzeczy będzie prześledzenie argumentacji aż tak radykalnej.
Istota kontrowersji pelagiańskiej
Istotą sporu pelagiańskiego, zdaniem Szestowa, było pytanie: “czy człowiek zbawia się dzięki własnym siłom, “czynom” i “zasługom” czy przez łaskę? Augustyn powołując się na Izajasza i św. Pawła twierdził, że dzięki łasce. Pelagiusz ufający swojemu rozumowi, wymagał czynów”[2]. Pelagiusz pokładał zatem nieograniczone zaufanie w woli i intelekcie człowieka. Nauczał, że chrześcijanin może osiągnąć świętość i doskonałość moralną własnymi siłami, praktykując cnoty. “W teologii pelagiańskiej człowiek okazuje się więc jakby twórcą własnego zbawienia” [3] — zauważa M. Eliade. Twierdzenia te wyrastają z fundamentalnego założenia antropologicznego Pelagiusza. Jego zdaniem bowiem człowiek nie dziedziczy grzechu pierworodnego, a zatem bez pomocy łaski jest zdolny do dobrych uczynków i cnotliwego życia. Wpływ grzechu jest tu jedynie duchowy — Adam stał się przykładem grzechu, ale nie jego źródłem w przyszłych pokoleniach. Jedyną widoczną konsekwencją jego grzechu jest śmierć duchowa, której podlegają wszyscy grzesznicy (ale nie wszyscy ludzie w ogóle)[4].
Augustyn protestuje przeciwko tym założeniom dostrzegając w nich ograniczenie wszechmocy Bożej. Bóg nie byłby wszechmocny — gdyby musiał lub mógł zbawiać tylko ludzi, którzy na to ze względów moralnych na to zasługują. Wszechmocny Bóg zbawia tego kogo chce i za to, za co chce — interpretuje augustyńską naukę Szestow. “Bóg zbawia nie tych, którzy zasługują na zbawienie a tych, których sam, według swego postanowienia wybrał z ogromnej masy ludzi. I dlatego człowiek wcale nie jest zbawiony własnymi uczynkami (…) a bez wszelkich zasług sola gratia data” [5]. Oczywiście przyjęcie takich założeń powoduje automatycznie odrzucenie możliwości zrobienia czegokolwiek dla własnego zbawienia i zakłada konieczność przyjęcia absolutnej i całkowitej predestynacji.
Przyczyną tak radykalnej różnicy podejść obu myślicieli są, w intepretacji Szestowa, odmienne punkty wyjścia ich systemów. Pelagiusz swoją mądrość czerpie z filozofii greckiej, jest niejako spadkobiercą Sokratesa (poprawniej historycznie byłoby tu wskazać na stoików, jednak rosyjski filozof jest myślicielem ahistorycznym), który uważał, że nie ma zbawienia dla człowieka nie szanującego praw i zasad moralnych oraz twierdzącego, że Bóg również jest tym prawom i zasadom poddany. Augustyn natomiast czerpał natchnienie z filozofii Jerozolimy — z natchnionej myśli Izajasza i św. Pawła, którzy wyraźnie przypominali, ze “sprawiedliwy z wiary żyć będzie”[6] . Spór między oboma myślicielami jest więc niejako kontynuacją sporu wokół pytania Sokratesa — czy bogowie kochają dobro bo jest dobrem, czy dobro jest dobrem bo kochają je bogowie.
Inną przyczyną rozejścia się dróg Pelgaiusza i Augustyna są, zdaniem Szestowa, odmienne doświadczenia psychologiczno-życiowe. Święty Augustyn, przypomina autor “Potestas clavium”, zanim nawrócił się był gorącej krwi grzesznikiem, który złą drogę porzucił tylko dzięki wyraźnej interwencji Boga. “Tego duchowego doświadczenia (…) brakowało Pelagiuszowi, Pelgaiusz nie znał dręczącej walki wewnętrznej, tych otchłani zwątpienia w siebie i rozpoczy, o których tak wiele opowiada Augustyn w swoich wyznaniach. Jego przeszłość wolna była od konfliktów”[7] . Nie sposób więc nie zauważyć, że dla Szestowa — fundamentalną rolę w światopoglądzie Augustyna odgrywa jego nawrócenie, przemiana, która odmienia cały sposób percepcji człowieka. Bez tej fundamentalnej przemiany, dokonanej nie własnymi siłami — nie możemy wyjść poza granice rozumu naturalnego. Spór między Pelagiuszem a Augustynem, zdaniem Szestowa, zakończył się pozornym zwycięstwem łaski i filozofii Jerozolimy. Jednak w istocie, mimo potępienia pelagianizmu przez Kościół, katolicyzm przyjął naukę Pelagiusza — akcentując w zbawieniu rolę uczynków. Spór ten na nowo podjął dopiero Luter — i to on, zauważa Szestow, z nauki Augustyna wyprowadził wszystkie możliwe wnioski.
Zbawienie poza uczynkami
Swoje rozważania poświęcone Lutrowi [8] Szestow rozpoczyna od przytoczenia podstawowego problemu nurtującego Reformatora. Było nim, zdaniem Szestowa, pytanie “jak człowiek może dostąpić zbawienia, jak ma uniknąć wiecznej śmierci?”[9] . Młody Luter szukając odpowiedzi na to pytanie, chcąc się zbawić wstąpił do zakonu, myśląc, że tylko “życie zakonne jest życiem doskonałym, że tylko klasztor gwarantuje, iż uda mu się przypodobać Bogu i zasłużyć na przebaczenie i życie wieczne”[10] . Przez dziesięć lat Luter spełniał gorliwie wszystkie nakazy zakonnego życia, umartwiając się (czasem, jak zauważa Szestow, nawet zbyt gorliwie) poszcząc i składając swoje życie w ofierze za grzechy własne oraz cudze [11]. I oto nagle po latach życia zakonnego Luter zrozumiał, że wstępując do zakonu, składając śluby popełnił największą z możliwych zbrodni, wyrzekł się Boga. Sam Luter formułował to doświadczenie w następujących słowach: “Ecce, Deus, Tibi voveo impietatem et blasphemiam per totam meam vitam”. Mówiąc inaczej, nagle odkrył, że tam gdzie spodziewał się znaleźć zbawienie czekała na niego tylko wieczna zguba [12].
Z czym jednak było związana ta świadomość? Dlaczego życie zakonne wbrew powszechnemu przekonaniu ma prowadzić do wiecznej zguby? Według Szestowa najważniejszym powodem skłaniającym Lutra do porzucenia klasztoru i marzeń o czekającym w nim na niego zbawieniu, jest kategoria “sancta superbia” (świętej pychy). Sancta superbia — to w rozumieniu Szestowa, zaufanie we własne siły, świadomość własnego dobra i własnej świętości. Człowiek, który uważa, że może sam siebie zbawić, że jego uczynki przybliżają mu łaskę Boga popełnia, według Lutra, zdaniem Szestowa najstraszniejszy grzech. Człowiek, zauważa reformator, upadł i nic już sam dla siebie zrobić nie może [13]. “Działalność, praca dla ludzi, również pożyteczna, najbardziej bezinteresowna — są od diabła, I przed Bogiem nie mają żadnej wartości”. Czyny nie mają żadnego wpływu na nasze zbawienie, one wręcz gubią duszę [14] . A najstraszniejszym grzechem jest przekonanie, że możemy zdjąć z siebie znamię grzeszności, że między naszymi uczynkami, a Bożą łaską istnieje jakikolwiek związek [15]. “Nasze zasługi — pisze L. Szestow w innym miejscu — nie mają w ogóle najmniejszego znaczenia w ekonomii boskiej twórczości” [16] . Przed Bogiem, wszyscy, święci i grzesznicy są równi. Wszyscy muszą zaprzeć się swoich czynów i zasług, czekać tylko na nieskończone miłosierdzie najwyższego Sędziego. Cnoty, tak pogan, jak chrześcijan są tylko pięknymi wadami, a na sądzie ostatecznym nie dają one człowiekowi żądnych praw, ani nadziei. Aby połaczyć się z Bogiem, człowiek musi wyrwać się, podkreśla to Szestow niezwykle mocno, z kręgu naszych idei o dobru i złu, o świętości i grzeszności, musi wyjść “poza dobro i zło” [17]. Kto tego nie rozumie, ten pozostaje jeszcze w szponach świętej pychy. Ten jeszcze nie doświadczył naprawdę Boga.
Życie zakonne zatem, jako życie z definicji doskonalsze od życia świeckiego, nie może prowadzić do zbawienia, o ile człowiek pokłada nadzieję w sobie. To nie człowiek zbawia siebie przez dobre i bogobojne życie, to Chrystus usprawiedliwia nas bez żadnej naszej zasługi, swoim życiem i śmiercią [18]. Zdaniem Szestowa, Luter odczuł to szczególnie mocno. Zrozumiał, że jego starania, aby się zbawić są przed obliczem Boga, nie tylko nic nie warte, ale wręcz są bluźnierstwem. Człowiek nie zbawia się sam, człowieka zbawia Bóg [19] , przez wiarę.
Sfera wiary znajduje się zaś “poza dobrem i złem”, nie ma w niej miejsca “nie tylko na prawa moralne, ale w ogóle na żadne prawa” [20]. Bóg — według słów Lutra — kruszy w tym miejscu młotem, wszystkie nasze przekonania, postulaty moralne, “ziemskie ideały i myśli o tym, co sprawiedliwe i dobre” [21] . Tego wyjścia “poza dobro i zło”, doświadczył, zdaniem Szestowa, nie tylko Luter, ale również, będący, jego zdaniem, wiernym luteraninem — Fr. Nietzsche [22]. W wielu miejscach sugeruje nawet rosyjski myśliciel, że jednym ze sposobów wejścia w sferę “doświadczenie religijnego” jest grzech, i to grzech szczególnie w oczach świata obrzydliwy, który jest wyrzeczeniem się, w jakims sensie całego swego pobożnego życia [23].
Wiara ma również znaczenie pozytywne. Przede wszystkim wprowadza ona człowieka w nowy świat, w którym nie ma dla człowieka już nic niemożliwego, w którym poprzednie grzechy ulegają unicestwieniu. W świecie tym, zgodnie ze słowami Lutra: “[Bóg] posłał Syna swego na świat, włożył na niego wszystkie grzechy wszystkich i rzekł: Jesteś Piotrem, który się zaparł, jesteś Pawłem gwałtownikiem I bluźniercą jesteś Dawidem, cudzołożnikiem, jesteś grzesznikiem, który zerwał owoc w raju, jesteś łotrem na krzyżu, jesteś tym, który popełnił grzechy wszystkich ludzi” [24], a zatem w interpretacji Szestowa, wszystkie okropności tego świata ulegają zagładzie, przemieniają się w miraże: “Piotr nie zaparł się, Dawid zwyciężył Goliata, lecz nie cudzołożył, łotr nie zabijał, Adam nie zerwał zakazanego owocu, Sokratesa nikt nigdy nie otruł”. Historia, rzeczywistość, dane nam “fakty” tracą tedy nad nami jakąkolwiek władzę, przestają nas determinować i określać, nie tylko w tym świecie, ale przede wszystkim w przyszłym, a nawet w przeszłym (zaczynamy niejako w boskiej wolności tworzyć od nowa historię). “Byłe staje się niebyłym, człowiek powraca do stanu niewinności i tej boskiej wolności, wolności do dobra, wobec której blednie I gaśnie nasza wolność wyboru między dobrem a złem, albo raczej, wobec której okazuje się nędznym I hańbiącym zniewoleniem”. Grzech pierworodny [25] przestaje istnieć, a wiara wyemanowuje z siebie nową rzeczywistość, w której nie ma już konieczności, ani praw, gdzie wszystko jest już możliwe, gdzie nie ma już nawet śmierci [26]. W tej sferze rodzi się również nowa filozofia, filozofia religijna, która nie jest już refleksją, czy umiejętnością rozróżniania między dobrem a złem, ale przeciwnie jest rodzącym się w mękach przezwyciężaniem “przez porzucanie wiedzy, przez wiarę” — fałszywego strachu przed niczym nie ograniczoną samowolą Stwórcy, jest przezwyciężaniem narzuconego nam przez Kusiciela rozumu, czy inaczej mówiąc jest wielką I ostateczną walką o pierwotną wolność. Dlatego w filozofii tej mądrość ludzka jest szaleństwem, “najwyższe dobro Sokratesa jawi się jako owoc z zakazanego drzewa, czy posługując się językiem M. Lutra, jako “potwór, którego człowiek musi zgładzić, aby żyć”. Ta nowa filozofia musi się wznieść ponad autonomiczną wiedzę i etykę [27].
Zbawienie tylko z łaski
Do tej sfery nie można jednak wejść z własnej woli (podobnie jak do sfery tragiczności — nie zna ona ochotników). Doświadczenie świętych (szczególnie św. Augustyna) przekonuje Szestowa, że żadnymi naturalnymi sposobami, ani ćwiczeniami umysłu nie osiągnie się przebudzenia, wiary. Czy raczej, nawet jeśli przebudzenie nastąpi, to będzie ono tylko pozorne, będzie tylko “przebudzeniem we śnie”, później wszystko powróci do stanu poprzedniego. Człowiek nic nie może dla siebie zrobić [28]. Uratować może go tylko cud, gdyż nawet największa siła moralna nie wzniesie człowieka ponad ziemię [29].
Ale i do cudu można się przygotować. Nie ma na to jednak żadnej metody. Sam Bóg mówi: “Byłem przystępny dla tych, którzy o mnie nie pytali, dałem się znaleźć tym, którzy mnie nie szukali” (Iz. 65, 1). Jedyne, co można zrobić to oczyścić się z przekonania, że cokolwiek możemy dla siebie zrobić, że cokolwiek od nas zależy. “Bóg dopiero wtedy okazuje pomoc człowiekowi — pisze Szestow, omawiając doświadczenie Lutra — kiedy człowiek ostatecznie zwątpi w siebie, kiedy opadną mu ręce, kiedy przed sobą nie będzie widział niczego oprócz ciemności”. Dopóki będzie walczył i próbował urzeczywistniać świętość przez wypełnianie prawa, dopóty będzie opadał coraz niżej [30]. W innym miejscu Szestow wskazuje: “nic, absolutnie nic, nie powinno zostać człowiekowi — dopóki cokolwiek ma, dostęp do Boga jest dla niego zamknięty” [31]. Nawrócenie nie jest bowiem aktem woli człowieka (wolnej woli człowiek nie ma), ale jest autonomicznym oraz wolnym aktem woli Boga. Bóg wybiera nas jeszcze przed naszym narodzeniem, decyduje, kto będzie, a kto nie będzie zbawiony, kto się nawróci, a kto nie, i nie ma w tym żadnej naszej zasługi [32]. Sam zaś akt nawrócenia można nazwać “stwarzaniem przez Boga człowieka na nowo”, stwarzaniem z niczego, a nie z naszych zasług, czy czynów. Człowiek używając języka filozofii klasycznej nie jest w tej filozofii podmiotem aktu wiary, jest raczej przedmiotem aktu wiary Boga w niego. To nie on uwierzył, to wiara została mu dana, zazwyczaj wbrew jego woli, zawsze w wielkim cierpieniu, zawsze bez żadnej jego zasługi, a absolutnie samowolnym akcie Stwórcy.
Wiara unicestwiona
Tak, zdaniem Szestowa, przedstawia się doświadczenie Lutra. Jednak sam reformator szybko zrezygnował z głoszenia całkowitego wyrzeczenia się każdego autorytetu, z nakazu wiary bez żadnych norm, drogowskazów, czy choćby zasad. Podobnie, jak Mojżesz po zejściu z góry Synaj, po spotkaniu z Bogiem twarzą w twarz zaczął głosić nie czyste doświadczenie, a pewną doktrynę, Prawo, Torę, również M. Luter zaczął tworzyć doktrynę, luteranizm. Przestał głosić wiarę. Nikt nie poszedłby za nim, gdyby głosił on brak jakiegokolwiek autorytetu, brak wskazówek, jak żyć. Trzeba było zatem przekształcić jego “doświadczenie źródłowe” w zrozumiałą dla wszystkich doktrynę. Uczynił to częściowo sam Luter, ale główną zasługę (w ujęciu L. Szestowa raczej winę) należy tu przypisać Filipowi Malanchtonowi [33]. To on szukał w profetycznych słowach Lutra określoności i jasności (których według Rosjanina tam nie było), czy prawa. “Protestanci nie chcieli iść za Lutrem, tak jak on, w trwodze, przy wtórze grzmotów i w oślepiającym świetle błyskawic słuchać głosu Boga — tego bali się ponad wszystko”. Bał się tego również sam Melanchton, uładzający I tłumaczący trudne słowa swego mistrza [34]. Doświadczenie nie interesuje ludzi. Oni pytają się: “Co ma zrobić człowiek, abby dostąpić zbawienia?” [35]. M. Luter odpowiada: “Sola fide iustificari hominem, tzn. człowiek powinien zawierzyć Bogu I wszystkie swoje nadzieje związać z Najwyższym. Lecz do Boga daleko — Bóg jest nieskończenie odległy, któż mógłby te słowa Lutra wziąć sobie za drogowskaz? Raczej na odwrót — konkluduje L. Szestow — kryje się w nich odmowa ustawiania jakichkolwiek drogowskazów” [36]. Ale to jest niezrozumiałe dla protestanckiej masy. Melanchton znajduje inny fragment u M. Lutra — aby być zbawionym należy “wierzyć głęboko, że jesteś usprawiedliwiony I nie wątpić, że łaska zostanie ci zesłana; jeśli będzie zwątpienie I niewiara, nie zostaniesz usprawiedliwiony, lecz odrzucisz łaskę” [37]. W ten sposób dokonuje się przeobrażenie wiary w doktrynę. To, czego doświadczył M. Luter, poddane specyficznej obróbce za pomocą racjonalnych założeń, przekształciło się w prawdę powszechną I konieczną: “kto wierzy, dostąpi zbawienia, kto nie wierzy, będzie zgubiony”. A wybór należy do człowieka [38]. Zdaniem L. Szestowa — zdanie to nie ma już nic wspólnego z lutrowym doświadczeniem. “Zapomniane zostało — alarmuje — o czym mowa była wcześniej: że Bóg już na początku świata swoim mądrym I niepojętym postanowieniem ustalił komu przeznaczone jest zbawienie, a komu zguba. Melanchton podobnie jak katolicy, nie godzi się powierzyć Bogu swoich losów”, czyli mówiąc inaczej przywłaszcza sobie “władzę kluczy”, przekształcając wiarę w wiedzę. A przecież, podsumowuje L. Szestow, “każda próba zbliżenia się do wiary przez rozum kończy się unicestwieniem wiary” [39]. [1] Wspólna deklaracja w sprawie nauki o usprawiedliwieniu. Światowej Federacji Luterańskiej oraz Papieskiej Radu ds. Jedności Chrześcijan, cyt. Za: St. C. Napiórkowski, Solus Christus. Zbawcze pośrednictwo według “Księgi Zgody”, Lublin 1999, ss. 231–243.[2] L. Szestow, Na vesach Iova, w: tegoż, Sočinienija w 2‑ch tomach, Moskva 1993, t. II, s. 206.[3] M. Eliade, Historia wierzeń i idei religijnych, t. III, tłum. A. Kuryś, Warszawa 1997, s. 36.[4] K. Obrycki, Koncepcja grzechu pierworodnego u Pelgaiusza na podstawie jego Komentarza do Listu św. Pawła do Rzymian 5, 12–21, w: Grzech pierworodny, pod red. H. Pietras, Kraków 1999, s. 185.[5] L. Szestow, Potestas clavium, w: tegoż, Sočinienija w 2‑ch tomach, Moskva 1993, t. I, s. 180–181.[6] A. Sawicki, Absurd — Rozum. Egzystencjalizm w filozofii Lwa Szestowa, Kraków 2000, s. 107.[7] L. Szestow, Sola fide. Tylko wiarą, tłum. C. Wodziński, Warszawa 1995, s. 119.[8] Szerzej na ten temat: T. P. Terlikowski, Marcin Luter w interpretacji Lwa Szestowa, “Myśl Protestancka” nr 4 (8) 1998, s. 20–31.[9] L. Szestow, Sola fide, s. 113.[10] tamże, s. 194.[11] tamże, s. 195–196.[12] L. Szestow, Potestas clavium, s. 56–59[13] tamże, s. 210.[14] L. Szestow, Na vesach Iova, s. 120.[15] L. Szestow, Sola fide, s. 211.[16] tamże, s. 237.[17] tamże, s. 247–248.[18] Oddaje to bardzo dokładnie opis sporu między M. Lutrem, a Erazmem z Rotterdamu: “Ostateczna konkluzja Erazma: Człowiek zbawia siebie sam, przez to, że przezwycięża swoje niskie popędy, I przez swoje szlachetne dążenia. Na to odpowiada Luter: Tylko Bóg może człowieka zbawić. Zbawienie przychodzi z zewnątrz…“W Niemczyk, Wstęp, w: M. Luter, O niewolnej woli, tłum. W. Niemczyk, Warszawa 1979, s. 32–33.[19] Zbawienie przez Boga, czy przez własne uczynki to również istota sporu między Pelagiuszem a św. Augustynem, por. L. Szestow, Sola fide, s. 152–153.[20] L. Szestow, Sola fide, s. 237.[21] tamże, s. 250.[22] tamże, s. 117.[23] L. Szestow, Na vesach Iova, s. 117–124.[24] M. Luter, In Epistolam S. Pauli ad Galatas commnetaris 3, 13, cyt. za: L. Szestow, Ateny i Jerozolima, tłum. C. Wodziński, Kraków 1993 s. 85[25] Zdaniem L. Szestowa konieczność, rozumność, determinizm, czy w ogóle wszelkie ograniczenia rzeczywistości mają swój początek w grzechu pierworodnym, który jest pierwszym aktem poznania rozumowego. Po. A. I. Mailov, Lev Šestov kak problema (Kategoria dieistvitirl’nosti i grechopadienije), Sankt- Peterrburg 1995, s. 43. Sam L. Szestow tak formułuje swoje rozumienie grzechu pierworodnego: “Grzech pierworodny, to jest wiedza o tym, że to, co jest, jest z konieczności” L. Szestow, Ateny i Jerozolima, s. 86.[26] L. Szestow, Ateny i Jerozolima, s. 85–86.[27] tamże, s. 87.[28] L. Szestow, Sola fide, s. 169.[29] tamże, s. 170.[30] tamże, s. 253.[31] tamże, s. 243.[32] tamże, s. 170.[33] Na taką interpretację osoby Melanchtona godzą się również sami protestanci. K. Karski pisze o nim, że należy mu przypisać zasługę uporządkowania podstawowych idei Reformacji w wykwintnej szacie językowej, według teologicznych I dydaktycznych punktów widzenia. W swoim podstawowym dziele teologicznym, będącym pierwszym ewangelickim podręcznikiem dogmatyki, zatytułowanym “Loci communes rerum theologicarum seu hypotyposes theologicae” — usystematyzował on podstawowe pojęcia teologii biblijne. Ośrodkiem teologii ustanowił rozstrzygające dla Reformacji pojęcia św. Pawła — Grzech, zakon, Ewangelię, łaskę, usprawiedliwienie I wiarę. Por. K. Karski, Filip Melanchton w 500 rocznicę urodzin, “Myśl Protestacka” 4/1997, s. 32–34.[34] L. Szestow, Sola fide, s. 257.[35] j.w.[36] tamże, s. 258.[37] tamże, s. 257.[38] tamże, s. 259.[39] tamże, s. 259. Na tą dwoistość Lutrowej doktryny zwraca również uwagę L. Kołakowski: “Przeżycie własnej niemocy I olśniewające zrozumienie odrodzicielskiej siły wiary wlanej to był akt pierwszy dramatu, ograniczony do jednostkowego sumienia. Idea usprawiedliwienia z wiary to drugi akt, dziejący się już w zakresie dogmatu, teologii…”. L. Kołakowski, dz. cyt., s. 105–106.