Magazyn

Spór o istotę chrześcijaństwa


Spór, któ­ry roz­oczął ponad pół­to­ra tysią­ca lat temu św. Augu­styn oskar­ża­jąc Pel­giu­sza o here­zję, jest żywy aż do chwi­li obec­nej. Świad­czy o tym choć­by fakt, iż opu­bli­ko­wa­na w 1997 roku “Wspól­na dekla­ra­cja w spra­wie nauki o uspra­wie­dli­wie­niu” [1] Świa­to­wej Fede­ra­cji Lute­rań­skiej oraz Papie­skiej Radu ds. Jed­no­ści Chrze­ści­jan, poświę­co­na wła­śnie głów­nie spra­wie rela­cji uczyn­ków, łaski i wia­ry w nauce o zba­wie­niu wywo­ła­ła i nadal wywo­łu­je wie­le komen­ta­rzy. Osta­tecz­nie mimo znacz­ne­go zbli­że­nia dok­try­ny lute­ran i kato­li­ków trud­no nie zauwa­żyć rów­nież zna­czą­cych róż­nic mię­dzy sto­no­wi­ska­mi obu wspól­not wyzna­nio­wych. I mimo iż obie stro­ny zgod­nie potę­pia­ją Pela­giu­sza (czy też dokład­niej pela­gia­nizm, bowiem coraz wię­cej uczo­nych przy­zna­je, że Pel­ga­iusz wca­le nie był pela­gia­ni­stą), opo­wia­da­jąc się po stro­nie św. Augu­sty­na, to jed­nak wie­le wska­zu­je na to, że spór (czę­ścio­wo zakoń­czo­ny) kato­lic­ko-lute­rań­ski jest w znacz­nym stop­niu kon­ty­nu­acją kon­tro­wer­sji pela­giań­skiej (czy­li pyta­nia o zbaw­czą rolę uczyn­ków).


Dla­te­go wyda­je się, że z punk­tu widze­nia filo­zo­fii reli­gii (czy filo­zo­ficz­nej ana­li­zy chrze­ści­jań­stwa) nie­zwy­kle płod­ną może oka­zać się pró­ba prze­ana­li­zo­wa­nia tej kon­tro­wer­sji i jej zało­żeń antro­po­lo­gicz­nych, teo­dy­ce­al­nych oraz egzy­sten­cjal­nych. Dzię­ki takim ana­li­zom moż­na bowiem przy­bli­żyć się do pró­by odpo­wie­dzi na pyta­nia o “filo­zo­ficz­ną isto­tę chrze­ści­jań­stwa”.


Arty­kuł niniej­szy skon­ce­tru­je się na filo­zo­ficz­nej inter­pre­ta­cji kon­tro­wer­sji pela­giań­skiej, jakiej doko­nał rosyj­ski filo­zof, żydow­skie­go pocho­dze­nia  Lew Szes­tow. Powo­dem jest fakt, iż to wła­śnie ten myśli­ciel przed­sta­wił naj­ostrzej­szą ana­li­zę kon­tro­wer­sji pela­giań­skiej. Jego zda­niem cała histo­ria chrze­ści­jań­stwa jest świa­dec­twem zdra­dy św. Augu­sty­na i pota­jem­ne­go przyj­mo­wa­nia pela­gia­ni­zmu (doko­nu­je się ona wraz ze stop­nio­wym odrzu­ca­niem orę­dzia biblij­ne­go i hel­le­ni­zo­wa­niem chrze­ści­jań­stwa). Wyda­je się więc, że nie od rze­czy będzie prze­śle­dze­nie argu­men­ta­cji aż tak rady­kal­nej.


Isto­ta kon­tro­wer­sji pela­giań­skiej


Isto­tą spo­ru pela­giań­skie­go, zda­niem Szes­to­wa, było pyta­nie: “czy czło­wiek zba­wia się dzię­ki wła­snym siłom, “czy­nom” i “zasłu­gom” czy przez łaskę? Augu­styn powo­łu­jąc się na Iza­ja­sza i św. Paw­ła twier­dził, że dzię­ki łasce. Pela­giusz ufa­ją­cy swo­je­mu rozu­mo­wi, wyma­gał czynów”[2]. Pela­giusz pokła­dał zatem nie­ogra­ni­czo­ne zaufa­nie w woli i inte­lek­cie czło­wie­ka. Nauczał, że chrze­ści­ja­nin może osią­gnąć świę­tość i dosko­na­łość moral­ną wła­sny­mi siła­mi, prak­ty­ku­jąc cno­ty. “W teo­lo­gii pela­giań­skiej czło­wiek oka­zu­je się więc jak­by twór­cą wła­sne­go zba­wie­nia” [3] — zauwa­ża M. Elia­de. Twier­dze­nia te wyra­sta­ją z fun­da­men­tal­ne­go zało­że­nia antro­po­lo­gicz­ne­go Pela­giu­sza.  Jego zda­niem bowiem czło­wiek nie dzie­dzi­czy grze­chu pier­wo­rod­ne­go, a zatem bez pomo­cy łaski jest zdol­ny do dobrych uczyn­ków i cno­tli­we­go życia. Wpływ grze­chu jest tu jedy­nie ducho­wy — Adam stał się przy­kła­dem grze­chu, ale nie jego źró­dłem w przy­szłych poko­le­niach. Jedy­ną widocz­ną kon­se­kwen­cją jego grze­chu jest śmierć ducho­wa, któ­rej pod­le­ga­ją wszy­scy grzesz­ni­cy (ale nie wszy­scy ludzie w ogóle)[4].


Augu­styn pro­te­stu­je prze­ciw­ko tym zało­że­niom dostrze­ga­jąc w nich ogra­ni­cze­nie wszech­mo­cy Bożej. Bóg nie był­by wszech­moc­ny — gdy­by musiał lub mógł zba­wiać tyl­ko ludzi, któ­rzy na to ze wzglę­dów moral­nych na to zasłu­gu­ją. Wszech­moc­ny Bóg zba­wia tego kogo chce i za to, za co chce — inter­pre­tu­je augu­styń­ską naukę Szes­tow. “Bóg zba­wia nie tych, któ­rzy zasłu­gu­ją na zba­wie­nie a tych, któ­rych sam, według swe­go posta­no­wie­nia wybrał z ogrom­nej masy ludzi. I dla­te­go czło­wiek wca­le nie jest zba­wio­ny wła­sny­mi uczyn­ka­mi (…) a bez wszel­kich zasług sola gra­tia data” [5]. Oczy­wi­ście przy­ję­cie takich zało­żeń powo­du­je auto­ma­tycz­nie odrzu­ce­nie moż­li­wo­ści zro­bie­nia cze­go­kol­wiek dla wła­sne­go zba­wie­nia i zakła­da koniecz­ność przy­ję­cia abso­lut­nej i cał­ko­wi­tej pre­de­sty­na­cji.


Przy­czy­ną tak rady­kal­nej róż­ni­cy podejść obu myśli­cie­li są, w inte­pre­ta­cji Szes­to­wa, odmien­ne punk­ty wyj­ścia ich sys­te­mów. Pela­giusz swo­ją mądrość czer­pie z filo­zo­fii grec­kiej, jest nie­ja­ko spad­ko­bier­cą Sokra­te­sa (popraw­niej histo­rycz­nie było­by tu wska­zać na sto­ików, jed­nak rosyj­ski filo­zof jest myśli­cie­lem ahi­sto­rycz­nym), któ­ry uwa­żał, że nie ma zba­wie­nia dla czło­wie­ka nie sza­nu­ją­ce­go praw i zasad moral­nych oraz twier­dzą­ce­go, że Bóg rów­nież jest tym pra­wom i zasa­dom pod­da­ny. Augu­styn nato­miast czer­pał natchnie­nie z filo­zo­fii Jero­zo­li­my — z natchnio­nej myśli Iza­ja­sza i św. Paw­ła, któ­rzy wyraź­nie przy­po­mi­na­li, ze “spra­wie­dli­wy z wia­ry żyć będzie”[6] . Spór mię­dzy obo­ma myśli­cie­la­mi jest więc nie­ja­ko kon­ty­nu­acją spo­ru wokół pyta­nia Sokra­te­sa — czy bogo­wie kocha­ją dobro bo jest dobrem, czy dobro jest dobrem bo kocha­ją je bogo­wie.


Inną przy­czy­ną rozej­ścia się dróg Pel­ga­iu­sza i Augu­sty­na są, zda­niem Szes­to­wa, odmien­ne doświad­cze­nia psy­cho­lo­gicz­no-życio­we. Świę­ty Augu­styn, przy­po­mi­na autor “Pote­stas cla­vium”, zanim nawró­cił się był gorą­cej krwi grzesz­ni­kiem, któ­ry złą dro­gę porzu­cił tyl­ko dzię­ki wyraź­nej inter­wen­cji Boga. “Tego ducho­we­go doświad­cze­nia (…) bra­ko­wa­ło Pela­giu­szo­wi, Pel­ga­iusz nie znał drę­czą­cej wal­ki wewnętrz­nej, tych otchła­ni zwąt­pie­nia w sie­bie i roz­po­czy, o któ­rych tak wie­le opo­wia­da Augu­styn w swo­ich wyzna­niach. Jego prze­szłość wol­na była od konfliktów”[7] .  Nie spo­sób więc nie zauwa­żyć, że dla Szes­to­wa — fun­da­men­tal­ną rolę w świa­to­po­glą­dzie Augu­sty­na odgry­wa jego nawró­ce­nie, prze­mia­na, któ­ra odmie­nia cały spo­sób per­cep­cji czło­wie­ka. Bez tej fun­da­men­tal­nej prze­mia­ny, doko­na­nej nie wła­sny­mi siła­mi — nie może­my wyjść poza gra­ni­ce rozu­mu natu­ral­ne­go. Spór mię­dzy Pela­giu­szem a Augu­sty­nem, zda­niem Szes­to­wa, zakoń­czył się  pozor­nym zwy­cię­stwem łaski i filo­zo­fii Jero­zo­li­my. Jed­nak w isto­cie, mimo potę­pie­nia pela­gia­ni­zmu przez Kościół, kato­li­cyzm przy­jął naukę Pela­giu­sza — akcen­tu­jąc w zba­wie­niu rolę uczyn­ków. Spór ten na nowo pod­jął dopie­ro Luter — i to on, zauwa­ża Szes­tow, z nauki Augu­sty­na wypro­wa­dził wszyst­kie moż­li­we wnio­ski.


Zba­wie­nie poza uczyn­ka­mi


Swo­je roz­wa­ża­nia poświę­co­ne Lutro­wi [8]  Szes­tow roz­po­czy­na od przy­to­cze­nia pod­sta­wo­we­go pro­ble­mu nur­tu­ją­ce­go Refor­ma­to­ra. Było nim, zda­niem Szes­to­wa, pyta­nie “jak czło­wiek może dostą­pić zba­wie­nia, jak ma unik­nąć wiecz­nej śmierci?”[9] . Mło­dy Luter szu­ka­jąc odpo­wie­dzi na to pyta­nie, chcąc się zba­wić wstą­pił do zako­nu, myśląc, że tyl­ko “życie zakon­ne jest życiem dosko­na­łym, że tyl­ko klasz­tor gwa­ran­tu­je, iż uda mu się przy­po­do­bać Bogu i zasłu­żyć na prze­ba­cze­nie i życie wieczne”[10] . Przez dzie­sięć lat Luter speł­niał gor­li­wie wszyst­kie naka­zy zakon­ne­go życia, umar­twia­jąc się (cza­sem, jak zauwa­ża Szes­tow, nawet zbyt gor­li­wie) poszcząc i skła­da­jąc swo­je życie w ofie­rze za grze­chy wła­sne oraz cudze [11]. I oto nagle po latach życia zakon­ne­go Luter zro­zu­miał, że wstę­pu­jąc do zako­nu, skła­da­jąc ślu­by popeł­nił naj­więk­szą z moż­li­wych zbrod­ni, wyrzekł się Boga. Sam Luter for­mu­ło­wał to doświad­cze­nie w nastę­pu­ją­cych sło­wach: “Ecce, Deus, Tibi voveo impie­ta­tem et bla­sphe­miam per totam meam vitam”. Mówiąc ina­czej, nagle odkrył, że tam gdzie spo­dzie­wał się zna­leźć zba­wie­nie cze­ka­ła na nie­go tyl­ko wiecz­na zgu­ba [12].


Z czym jed­nak było zwią­za­na ta świa­do­mość? Dla­cze­go życie zakon­ne wbrew powszech­ne­mu prze­ko­na­niu ma pro­wa­dzić do wiecz­nej zgu­by? Według Szes­to­wa naj­waż­niej­szym powo­dem skła­nia­ją­cym Lutra do porzu­ce­nia klasz­to­ru i marzeń o cze­ka­ją­cym w nim na nie­go zba­wie­niu, jest kate­go­ria “sanc­ta super­bia” (świę­tej pychy). Sanc­ta super­bia — to w rozu­mie­niu Szes­to­wa, zaufa­nie we wła­sne siły, świa­do­mość wła­sne­go dobra i wła­snej świę­to­ści. Czło­wiek, któ­ry uwa­ża, że może sam sie­bie zba­wić, że jego uczyn­ki przy­bli­ża­ją mu łaskę Boga popeł­nia, według Lutra, zda­niem Szes­to­wa naj­strasz­niej­szy grzech. Czło­wiek, zauwa­ża refor­ma­tor, upadł i nic już sam dla sie­bie zro­bić nie może [13]. “Dzia­łal­ność, pra­ca dla ludzi, rów­nież poży­tecz­na, naj­bar­dziej bez­in­te­re­sow­na — są od dia­bła, I przed Bogiem nie mają żad­nej war­to­ści”. Czy­ny nie mają żad­ne­go wpły­wu na nasze zba­wie­nie, one wręcz gubią duszę [14] . A naj­strasz­niej­szym grze­chem jest prze­ko­na­nie, że może­my zdjąć z sie­bie zna­mię grzesz­no­ści, że mię­dzy naszy­mi uczyn­ka­mi, a Bożą łaską ist­nie­je jaki­kol­wiek zwią­zek [15]. “Nasze zasłu­gi — pisze L. Szes­tow w innym miej­scu — nie mają w ogó­le naj­mniej­sze­go zna­cze­nia w eko­no­mii boskiej twór­czo­ści” [16] . Przed Bogiem, wszy­scy, świę­ci i grzesz­ni­cy są rów­ni. Wszy­scy muszą zaprzeć się swo­ich czy­nów i zasług, cze­kać tyl­ko na nie­skoń­czo­ne miło­sier­dzie naj­wyż­sze­go Sędzie­go. Cno­ty, tak pogan, jak chrze­ści­jan są tyl­ko pięk­ny­mi wada­mi, a na sądzie osta­tecz­nym nie dają one czło­wie­ko­wi żąd­nych praw, ani nadziei. Aby poła­czyć się z Bogiem, czło­wiek musi wyrwać się, pod­kre­śla to  Szes­tow nie­zwy­kle moc­no, z krę­gu naszych idei o dobru i złu, o świę­to­ści i grzesz­no­ści, musi wyjść “poza dobro i zło” [17]. Kto tego nie rozu­mie, ten pozo­sta­je jesz­cze w szpo­nach świę­tej pychy. Ten jesz­cze nie doświad­czył napraw­dę Boga.


Życie zakon­ne zatem, jako życie z defi­ni­cji dosko­nal­sze od życia świec­kie­go, nie może pro­wa­dzić do zba­wie­nia, o ile czło­wiek pokła­da nadzie­ję w sobie. To nie czło­wiek zba­wia sie­bie przez dobre i bogo­boj­ne życie, to Chry­stus uspra­wie­dli­wia nas bez żad­nej naszej zasłu­gi, swo­im życiem i śmier­cią [18]. Zda­niem Szes­to­wa, Luter odczuł to szcze­gól­nie moc­no. Zro­zu­miał, że jego sta­ra­nia, aby się zba­wić są przed obli­czem Boga, nie tyl­ko nic nie war­te, ale wręcz są bluź­nier­stwem. Czło­wiek nie zba­wia się sam, czło­wie­ka zba­wia Bóg [19] , przez wia­rę. 


Sfe­ra wia­ry znaj­du­je się zaś “poza dobrem i złem”, nie ma w niej miej­sca “nie tyl­ko na pra­wa moral­ne, ale w ogó­le na żad­ne pra­wa” [20]. Bóg — według słów Lutra — kru­szy w tym miej­scu mło­tem, wszyst­kie nasze prze­ko­na­nia, postu­la­ty moral­ne, “ziem­skie ide­ały i myśli o tym, co spra­wie­dli­we i dobre” [21] . Tego wyj­ścia “poza dobro i zło”, doświad­czył, zda­niem Szes­to­wa, nie tyl­ko Luter, ale rów­nież, będą­cy, jego zda­niem, wier­nym lute­ra­ni­nem — Fr. Nie­tz­sche [22]. W wie­lu miej­scach suge­ru­je nawet rosyj­ski myśli­ciel, że jed­nym ze spo­so­bów wej­ścia w sfe­rę “doświad­cze­nie reli­gij­ne­go” jest grzech, i to grzech szcze­gól­nie w oczach świa­ta obrzy­dli­wy, któ­ry jest wyrze­cze­niem się, w jakims sen­sie całe­go swe­go poboż­ne­go życia [23]. 


Wia­ra ma rów­nież zna­cze­nie pozy­tyw­ne. Przede wszyst­kim wpro­wa­dza ona czło­wie­ka w nowy świat, w któ­rym nie ma dla czło­wie­ka już nic nie­moż­li­we­go, w któ­rym poprzed­nie grze­chy ule­ga­ją uni­ce­stwie­niu. W świe­cie tym, zgod­nie ze sło­wa­mi Lutra: “[Bóg] posłał Syna swe­go na świat, wło­żył na nie­go wszyst­kie grze­chy wszyst­kich i rzekł: Jesteś Pio­trem, któ­ry się zaparł, jesteś Paw­łem gwał­tow­ni­kiem I bluź­nier­cą jesteś Dawi­dem, cudzo­łoż­ni­kiem, jesteś grzesz­ni­kiem, któ­ry zerwał owoc w raju, jesteś łotrem na krzy­żu, jesteś tym, któ­ry popeł­nił grze­chy wszyst­kich ludzi” [24], a zatem w inter­pre­ta­cji Szes­to­wa, wszyst­kie okrop­no­ści tego świa­ta ule­ga­ją zagła­dzie, prze­mie­nia­ją się w mira­że: “Piotr nie zaparł się, Dawid zwy­cię­żył Golia­ta, lecz nie cudzo­ło­żył, łotr nie zabi­jał, Adam nie zerwał zaka­za­ne­go owo­cu, Sokra­te­sa nikt nigdy nie otruł”. Histo­ria, rze­czy­wi­stość, dane nam “fak­ty” tra­cą tedy nad nami jaką­kol­wiek wła­dzę, prze­sta­ją nas deter­mi­no­wać i okre­ślać, nie tyl­ko w tym świe­cie, ale przede wszyst­kim w przy­szłym, a nawet w prze­szłym (zaczy­na­my nie­ja­ko w boskiej wol­no­ści two­rzyć od nowa histo­rię). “Byłe sta­je się nie­by­łym, czło­wiek powra­ca do sta­nu nie­win­no­ści i tej boskiej wol­no­ści, wol­no­ści do dobra, wobec któ­rej bled­nie I gaśnie nasza wol­ność wybo­ru mię­dzy dobrem a złem, albo raczej, wobec któ­rej oka­zu­je się nędz­nym I hań­bią­cym znie­wo­le­niem”. Grzech pier­wo­rod­ny [25] prze­sta­je ist­nieć, a wia­ra wyema­no­wu­je z sie­bie nową rze­czy­wi­stość, w któ­rej nie ma już koniecz­no­ści, ani praw, gdzie wszyst­ko jest już moż­li­we, gdzie nie ma już nawet śmier­ci [26]. W tej sfe­rze rodzi się rów­nież nowa filo­zo­fia, filo­zo­fia reli­gij­na, któ­ra nie jest już reflek­sją, czy umie­jęt­no­ścią roz­róż­nia­nia mię­dzy dobrem a złem, ale prze­ciw­nie jest rodzą­cym się w mękach prze­zwy­cię­ża­niem “przez porzu­ca­nie wie­dzy, przez wia­rę” — fał­szy­we­go stra­chu przed niczym nie ogra­ni­czo­ną samo­wo­lą Stwór­cy, jest prze­zwy­cię­ża­niem narzu­co­ne­go nam przez Kusi­cie­la rozu­mu, czy ina­czej mówiąc jest wiel­ką I osta­tecz­ną wal­ką o pier­wot­ną wol­ność. Dla­te­go w filo­zo­fii tej mądrość ludz­ka jest sza­leń­stwem, “naj­wyż­sze dobro Sokra­te­sa jawi się jako owoc z zaka­za­ne­go drze­wa, czy posłu­gu­jąc się języ­kiem M. Lutra, jako  “potwór, któ­re­go czło­wiek musi zgła­dzić, aby żyć”. Ta nowa filo­zo­fia musi się wznieść ponad auto­no­micz­ną wie­dzę i ety­kę [27].


Zba­wie­nie tyl­ko z łaski


Do tej sfe­ry nie moż­na jed­nak wejść z wła­snej woli (podob­nie jak do sfe­ry tra­gicz­no­ści — nie zna ona ochot­ni­ków). Doświad­cze­nie świę­tych (szcze­gól­nie św. Augu­sty­na) prze­ko­nu­je Szes­to­wa, że żad­ny­mi natu­ral­ny­mi spo­so­ba­mi, ani ćwi­cze­nia­mi umy­słu nie osią­gnie się prze­bu­dze­nia, wia­ry. Czy raczej, nawet jeśli prze­bu­dze­nie nastą­pi, to będzie ono tyl­ko pozor­ne, będzie tyl­ko “prze­bu­dze­niem we śnie”, póź­niej wszyst­ko powró­ci do sta­nu poprzed­nie­go. Czło­wiek nic nie może dla sie­bie zro­bić [28]. Ura­to­wać może go tyl­ko cud, gdyż nawet naj­więk­sza siła moral­na nie wznie­sie czło­wie­ka ponad zie­mię [29].


Ale i do cudu moż­na się przy­go­to­wać. Nie ma na to jed­nak żad­nej meto­dy. Sam Bóg mówi: “Byłem przy­stęp­ny dla tych, któ­rzy o mnie nie pyta­li, dałem się zna­leźć tym, któ­rzy mnie nie szu­ka­li” (Iz. 65, 1). Jedy­ne, co moż­na zro­bić to oczy­ścić się z prze­ko­na­nia, że cokol­wiek może­my dla sie­bie zro­bić, że cokol­wiek od nas zale­ży. “Bóg dopie­ro wte­dy oka­zu­je pomoc czło­wie­ko­wi — pisze Szes­tow, oma­wia­jąc doświad­cze­nie Lutra — kie­dy czło­wiek osta­tecz­nie zwąt­pi w sie­bie, kie­dy opad­ną mu ręce, kie­dy przed sobą nie będzie widział nicze­go oprócz ciem­no­ści”. Dopó­ki będzie wal­czył i pró­bo­wał urze­czy­wist­niać świę­tość przez wypeł­nia­nie pra­wa, dopó­ty będzie opa­dał coraz niżej [30]. W innym miej­scu Szes­tow wska­zu­je: “nic, abso­lut­nie nic, nie powin­no zostać czło­wie­ko­wi — dopó­ki cokol­wiek ma, dostęp do Boga jest dla nie­go zamknię­ty” [31]. Nawró­ce­nie nie jest bowiem aktem woli czło­wie­ka (wol­nej woli czło­wiek nie ma), ale jest auto­no­micz­nym oraz wol­nym aktem woli Boga. Bóg wybie­ra nas jesz­cze przed naszym naro­dze­niem, decy­du­je, kto będzie, a kto nie będzie zba­wio­ny, kto się nawró­ci, a kto nie, i nie ma w tym żad­nej naszej zasłu­gi [32]. Sam zaś akt nawró­ce­nia moż­na nazwać “stwa­rza­niem przez Boga czło­wie­ka na nowo”, stwa­rza­niem z nicze­go, a nie z naszych zasług, czy czy­nów. Czło­wiek uży­wa­jąc języ­ka filo­zo­fii kla­sycz­nej nie jest w tej filo­zo­fii pod­mio­tem aktu wia­ry, jest raczej przed­mio­tem aktu wia­ry Boga w nie­go. To nie on uwie­rzył, to wia­ra zosta­ła mu dana, zazwy­czaj wbrew jego woli, zawsze w wiel­kim cier­pie­niu, zawsze bez żad­nej jego zasłu­gi, a abso­lut­nie samo­wol­nym akcie Stwór­cy.


Wia­ra uni­ce­stwio­na


Tak, zda­niem Szes­to­wa, przed­sta­wia się doświad­cze­nie Lutra. Jed­nak sam refor­ma­tor szyb­ko zre­zy­gno­wał z gło­sze­nia cał­ko­wi­te­go wyrze­cze­nia się każ­de­go auto­ry­te­tu, z naka­zu wia­ry bez żad­nych norm, dro­go­wska­zów, czy choć­by zasad. Podob­nie, jak Moj­żesz po zej­ściu z góry Synaj, po spo­tka­niu z Bogiem twa­rzą w twarz zaczął gło­sić nie czy­ste doświad­cze­nie, a pew­ną dok­try­nę, Pra­wo, Torę, rów­nież M. Luter zaczął two­rzyć dok­try­nę, lute­ra­nizm. Prze­stał gło­sić wia­rę. Nikt nie poszedł­by za nim, gdy­by gło­sił on brak jakie­go­kol­wiek auto­ry­te­tu, brak wska­zó­wek, jak żyć. Trze­ba było zatem prze­kształ­cić jego “doświad­cze­nie źró­dło­we” w zro­zu­mia­łą dla wszyst­kich dok­try­nę. Uczy­nił to czę­ścio­wo sam Luter, ale głów­ną zasłu­gę (w uję­ciu L. Szes­to­wa raczej winę) nale­ży tu przy­pi­sać Fili­po­wi Malanch­to­no­wi [33]. To on szu­kał w pro­fe­tycz­nych sło­wach Lutra okre­ślo­no­ści i jasno­ści (któ­rych według Rosja­ni­na tam nie było), czy pra­wa. “Pro­te­stan­ci nie chcie­li iść za Lutrem, tak jak on, w trwo­dze, przy wtó­rze grzmo­tów i w ośle­pia­ją­cym świe­tle bły­ska­wic słu­chać gło­su Boga — tego bali się ponad wszyst­ko”. Bał się tego rów­nież sam Melanch­ton, uła­dza­ją­cy I tłu­ma­czą­cy trud­ne sło­wa swe­go mistrza [34]. Doświad­cze­nie nie inte­re­su­je ludzi. Oni pyta­ją się: “Co ma zro­bić czło­wiek, abby dostą­pić zba­wie­nia?” [35]. M. Luter odpo­wia­da: “Sola fide iusti­fi­ca­ri homi­nem, tzn. czło­wiek powi­nien zawie­rzyć Bogu I wszyst­kie swo­je nadzie­je zwią­zać z Naj­wyż­szym. Lecz do Boga dale­ko — Bóg jest nie­skoń­cze­nie odle­gły, któż mógł­by te sło­wa Lutra wziąć sobie za dro­go­wskaz? Raczej na odwrót — kon­klu­du­je L. Szes­tow — kry­je się w nich odmo­wa usta­wia­nia jakich­kol­wiek dro­go­wska­zów” [36]. Ale to jest nie­zro­zu­mia­łe dla pro­te­stanc­kiej masy. Melanch­ton znaj­du­je inny frag­ment u M. Lutra — aby być zba­wio­nym nale­ży “wie­rzyć głę­bo­ko, że jesteś uspra­wie­dli­wio­ny I nie wąt­pić, że łaska zosta­nie ci zesła­na; jeśli będzie zwąt­pie­nie I nie­wia­ra, nie zosta­niesz uspra­wie­dli­wio­ny, lecz odrzu­cisz łaskę” [37]. W ten spo­sób doko­nu­je się prze­obra­że­nie wia­ry w dok­try­nę. To, cze­go doświad­czył M. Luter, pod­da­ne spe­cy­ficz­nej obrób­ce za pomo­cą racjo­nal­nych zało­żeń, prze­kształ­ci­ło się w praw­dę powszech­ną I koniecz­ną: “kto wie­rzy, dostą­pi zba­wie­nia, kto nie wie­rzy, będzie zgu­bio­ny”. A wybór nale­ży do czło­wie­ka [38]. Zda­niem L. Szes­to­wa — zda­nie to nie ma już nic wspól­ne­go z lutro­wym doświad­cze­niem. “Zapo­mnia­ne zosta­ło — alar­mu­je — o czym mowa była wcze­śniej: że Bóg już na począt­ku świa­ta swo­im mądrym I nie­po­ję­tym posta­no­wie­niem usta­lił komu prze­zna­czo­ne jest zba­wie­nie, a komu zgu­ba. Melanch­ton podob­nie jak kato­li­cy, nie godzi się powie­rzyć Bogu swo­ich losów”, czy­li mówiąc ina­czej przy­własz­cza sobie “wła­dzę klu­czy”, prze­kształ­ca­jąc wia­rę w wie­dzę. A prze­cież, pod­su­mo­wu­je L. Szes­tow, “każ­da pró­ba zbli­że­nia się do wia­ry przez rozum koń­czy się uni­ce­stwie­niem wia­ry” [39]. [1]  Wspól­na dekla­ra­cja w spra­wie nauki o uspra­wie­dli­wie­niu. Świa­to­wej Fede­ra­cji Lute­rań­skiej oraz Papie­skiej Radu ds. Jed­no­ści Chrze­ści­jan, cyt. Za: St. C. Napiór­kow­ski, Solus Chri­stus. Zbaw­cze pośred­nic­two według “Księ­gi Zgo­dy”, Lublin 1999, ss. 231–243.[2]  L. Szes­tow, Na vesach Iova, w: tegoż, Soči­nie­ni­ja w 2‑ch tomach, Moskva 1993, t. II, s. 206.[3]  M. Elia­de, Histo­ria wie­rzeń i idei reli­gij­nych, t. III, tłum. A. Kuryś, War­sza­wa 1997, s. 36.[4]  K. Obryc­ki, Kon­cep­cja grze­chu pier­wo­rod­ne­go u Pel­ga­iu­sza na pod­sta­wie jego Komen­ta­rza do Listu św. Paw­ła do Rzy­mian 5, 12–21, w: Grzech pier­wo­rod­ny, pod red. H. Pie­tras, Kra­ków 1999, s. 185.[5]  L. Szes­tow, Pote­stas cla­vium, w: tegoż, Soči­nie­ni­ja w 2‑ch tomach, Moskva 1993, t. I, s. 180–181.[6]  A. Sawic­ki, Absurd — Rozum. Egzy­sten­cja­lizm w filo­zo­fii Lwa Szes­to­wa, Kra­ków 2000, s. 107.[7]  L. Szes­tow, Sola fide. Tyl­ko wia­rą, tłum. C. Wodziń­ski, War­sza­wa 1995, s. 119.[8]  Sze­rzej na ten temat: T. P. Ter­li­kow­ski, Mar­cin Luter w inter­pre­ta­cji Lwa Szes­to­wa, “Myśl Pro­te­stanc­ka” nr 4 (8) 1998, s. 20–31.[9]  L. Szes­tow, Sola fide, s. 113.[10]   tam­że, s. 194.[11]   tam­że, s. 195–196.[12]   L. Szes­tow, Pote­stas cla­vium, s. 56–59[13]   tam­że, s. 210.[14]   L. Szes­tow, Na vesach Iova, s. 120.[15]   L. Szes­tow, Sola fide, s. 211.[16]   tam­że, s. 237.[17]   tam­że, s. 247–248.[18]   Odda­je to bar­dzo dokład­nie opis spo­ru mię­dzy M. Lutrem, a Era­zmem z Rot­ter­da­mu: “Osta­tecz­na kon­klu­zja Era­zma: Czło­wiek zba­wia sie­bie sam, przez to, że prze­zwy­cię­ża swo­je niskie popę­dy, I przez swo­je szla­chet­ne dąże­nia. Na to odpo­wia­da Luter: Tyl­ko Bóg może czło­wie­ka zba­wić. Zba­wie­nie przy­cho­dzi z zewnątrz…“W Niem­czyk, Wstęp, w: M. Luter, O nie­wol­nej woli, tłum. W. Niem­czyk, War­sza­wa 1979, s. 32–33.[19]   Zba­wie­nie przez Boga, czy przez wła­sne uczyn­ki to rów­nież isto­ta spo­ru mię­dzy Pela­giu­szem a św. Augu­sty­nem, por. L. Szes­tow, Sola fide, s. 152–153.[20]   L. Szes­tow, Sola fide, s. 237.[21]   tam­że, s. 250.[22]   tam­że, s. 117.[23]   L. Szes­tow, Na vesach Iova, s. 117–124.[24]   M. Luter, In Epi­sto­lam S. Pau­li ad Gala­tas com­m­ne­ta­ris 3, 13, cyt. za: L. Szes­tow, Ate­ny i Jero­zo­li­ma, tłum. C. Wodziń­ski, Kra­ków 1993 s. 85[25]   Zda­niem L. Szes­to­wa koniecz­ność, rozum­ność, deter­mi­nizm, czy w ogó­le wszel­kie ogra­ni­cze­nia rze­czy­wi­sto­ści mają swój począ­tek w grze­chu pier­wo­rod­nym, któ­ry jest pierw­szym aktem pozna­nia rozu­mo­we­go. Po. A. I. Mailov, Lev Šestov kak pro­ble­ma (Kate­go­ria die­istvi­tir­l’no­sti i gre­cho­pa­die­ni­je), Sankt- Peter­r­burg 1995, s. 43. Sam L. Szes­tow tak for­mu­łu­je swo­je rozu­mie­nie grze­chu pier­wo­rod­ne­go: “Grzech pier­wo­rod­ny, to jest wie­dza o tym, że to, co jest, jest z koniecz­no­ści” L. Szes­tow, Ate­ny i Jero­zo­li­ma, s. 86.[26]   L. Szes­tow, Ate­ny i Jero­zo­li­ma, s. 85–86.[27]   tam­że, s. 87.[28]   L. Szes­tow, Sola fide, s. 169.[29]   tam­że, s. 170.[30]   tam­że, s. 253.[31]   tam­że, s. 243.[32]   tam­że, s. 170.[33]   Na taką inter­pre­ta­cję oso­by Melanch­to­na godzą się rów­nież sami pro­te­stan­ci. K. Kar­ski pisze o nim, że nale­ży mu przy­pi­sać zasłu­gę upo­rząd­ko­wa­nia pod­sta­wo­wych idei Refor­ma­cji w wykwint­nej sza­cie języ­ko­wej, według teo­lo­gicz­nych I dydak­tycz­nych punk­tów widze­nia. W swo­im pod­sta­wo­wym dzie­le teo­lo­gicz­nym, będą­cym pierw­szym ewan­ge­lic­kim pod­ręcz­ni­kiem dogma­ty­ki, zaty­tu­ło­wa­nym “Loci com­mu­nes rerum the­olo­gi­ca­rum seu hypo­ty­po­ses the­olo­gi­cae” — usys­te­ma­ty­zo­wał on pod­sta­wo­we poję­cia teo­lo­gii biblij­ne. Ośrod­kiem teo­lo­gii usta­no­wił roz­strzy­ga­ją­ce dla Refor­ma­cji poję­cia św. Paw­ła — Grzech, zakon, Ewan­ge­lię, łaskę, uspra­wie­dli­wie­nie I wia­rę. Por. K. Kar­ski, Filip Melanch­ton w 500 rocz­ni­cę uro­dzin, “Myśl Pro­te­stac­ka” 4/1997, s. 32–34.[34]   L. Szes­tow, Sola fide, s. 257.[35]   j.w.[36]   tam­że, s. 258.[37]   tam­że, s. 257.[38]   tam­że, s. 259.[39]   tam­że, s. 259. Na tą dwo­istość Lutro­wej dok­try­ny zwra­ca rów­nież uwa­gę L. Koła­kow­ski: “Prze­ży­cie wła­snej nie­mo­cy I olśnie­wa­ją­ce zro­zu­mie­nie odro­dzi­ciel­skiej siły wia­ry wla­nej to był akt pierw­szy dra­ma­tu, ogra­ni­czo­ny do jed­nost­ko­we­go sumie­nia. Idea uspra­wie­dli­wie­nia z wia­ry to dru­gi akt, dzie­ją­cy się już w zakre­sie dogma­tu, teo­lo­gii…”. L. Koła­kow­ski, dz. cyt., s. 105–106.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.