Tertium non datur
- 16 marca, 2003
- przeczytasz w 6 minut
Tekst Roberta Opali “Hansa Künga wołanie o lepszy świat — świat Chrystusa” wywołał mój głęboki sprzeciw. Jest on bowiem próbą apologii, by nie powiedzieć hagiografii jednej z najbardziej kontrowersyjnych postaci na firmamencie XX-wiecznej teologii.
1. Już wstęp do — skądinąd niezwykle ciekawego — tekstu budzi poważne wątpliwości. Robert Opala zalicza bowiem Hansa Künga do grona myślicieli i teologów katolickich, co w uważnym czytelniku może i powinno wzbudzić poważne zaniepokojenie.
Już bowiem w 1975 roku profesor z Tybingi otrzymał ostrzeżenie Kongregacji Nauki Wiary, w którym ostrzegano go, że poglądy, które głosi nie mają nic wspólnego z katolicyzmem.
“Pogląd, który poddaje w wątpliwość dogmat wiary o nieomylności w Kościele lub sprowadza ją do pewnej podstawowej wolności Kościoła od błędu w prawdzie, z możliwością błędu w wypowiedziach, które Urząd Nauczycielski Kościoła w sposób definitywny podaje do wierzenia, sprzeciwia się nauce zdefiniowanej przez Sobór Watykański I i potwierdzonej przez Sobór Watykański II.”
“Inny błąd, który poważnie obciąża nauczanie Profesora H. Künga, dotyczy jego poglądów na temat Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Nie przyjmuje właściwego pojęcia autentycznego Urzędu Nauczycielskiego, według którego Biskupi w Kościele są “autentycznymi, czyli upoważnionymi przez Chrystusa nauczycielami, którzy powierzonemu sobie ludowi głoszą prawdy wiary, aby w nie wierzył i w życiu stosował”; “zadanie autentycznego interpretowania Słowa Bożego spisanego lub przekazywanego w Kościele jest powierzone tylko żywemu Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła”.
“Także pogląd zasugerowany przez Profesora H. Künga już w książce Die Kirche, według którego Eucharystia, przynajmniej w przypadkach konieczności, mogłaby być ważnie sprawowana przez ochrzczonych nie posiadających Święceń kapłańskich, nie jest zgodna z nauką Soboru Laterańskiego IV i Soboru Watykańskiego II” ‑wyjaśnia deklaracja “Sacra Congegatio”.
Mimo wyraźnego upomnienia Kung nie wycofał się ze swoich poglądów. Tak więc Kongregacja Nauki Wiary w grudniu 1975 roku zakazała mu nauczania teologii katolickiej, wskazując na to, że niewłaściwe rozumienie nieomylności papieskiej doprowadza Kunga do błędów nie tylko eklezjologicznych, ale także odnoszących się do współistotności Chrystusa z Ojcem, czy w kwestiach mariologicznych.
“15 grudnia 1979 r. ostrzeżenie to zostało ponowione, ponieważ w kolejnej pracy — “Czy Bóg istnieje?” — Küng utrzymał swoje dotychczasowe poglądy. To powtórne ostrzeżenie stwierdzało już wyraźnie, że autor narusza integralność nauki katolickiej i w związku z tym nie ma prawa nauczania teologii. Wydarzenie było tak poważne, że bp Moser (któremu podlegał Wydział Teologiczny uniwersytetu w Tybindze) poprosił Papieża o audiencję prywatną, a następnie — 28 grudnia 1979 r. — Jan Paweł II przyjął Konferencję Episkopatu Niemieckiego. Zakaz nauczania został jednak utrzymany. W związku z tym rząd Badenii-Wirtembergii wyłączył kierowany przez Künga Instytut Teologii Ekumenicznej z Wydziału Teologii Katolickiej i włączył go w ogólną strukturę uniwersytetu w Tybindze” — opisuje historię zerwania z Rzymem przez Künga Zbigniew Mikołejko.
Warto też przypomnieć, że Küng odrzuca także sporą część katolickiej etyki seksualnej: dotyczącą aborcji, środków antykoncepcyjnych, itp. Niezależnie od tego, czy uważa się owe potępienia za słuszne, jedno pozostaje niewątpliwe — Küng od ponad 25 lat nie jest teologiem katolickim, nie reprezentuje nauczania Kościoła rzymskokatolickiego, a jedynie własne poglądy.
Niesłusznym zatem wydaje się określenia go przez Roberta Opalę “jednym z najwybitniejszych myślicieli katolickich”. I nie jest to kwestia teologiczna, a wyłącznie definicyjna.
2. Robert Opala opisując współczesność Kościoła rzymskokatolickiego wskazuje, że stoi on obecnie na dwóch zbyt szeroko rozstawionych nogach — tradycjonalistycznej i liberalnej. Nie kwestionując słuszności socjologicznej takiego opisu — warto zastanowić się nad stroną bardziej teologiczną.
Jak przyznaje dr Opala — dla nurtów liberalnych swoistym guru intelektualnym i duchowym jest Hans Küng. Przyjmują oni niemal wszystkie jego pomysły zreformowania Kościoła: odrzucają nieomylność papieską, przyjmują konieczność święceń kapłańskich kobiet, zezwolenie na aborcję, antykoncepcję, legalizację rozwodów, demokratyzację struktur kościelnych itd. Co więcej, jak pokazuje opublikowany na łamach “Semper Reformandy” projekt konstytucji Kościoła rzymskokatolickiego niemal całkowicie kwestionują przy tym zasady Ewangelii, odwołując się wyłącznie do praw człowieka i obywatela lub do wartości rewolucji francuskiej.
Przy takim stawianiu sprawy niezwykle wątpliwym staje się katolicyzm wymienionych powyżej grup. Bo w czym ma się on niby objawiać? Grupy te odrzucają rzymskokatolickie dogmaty (nieomylność papieską w sprawach wiary i moralności, uniwersalną jurysdykcję biskupa Rzymu, często dogmaty maryjne oraz tradycyjną hierarchię kościelną itd. itd.) Co im zatem zostaje z katolicyzmu? Bo przecież nie liturgia, którą od dziesięcioleci reformują, czyniąc z niej, jak wskazywał kiedyś Czesław Miłosz “spotkanie harcerzy wokół ogniska”. Katolicka nie jest tu także, bo i tą w wydaniu papieży zwykle absolutnie ignorują i lekceważą (jak pokazuje projekt konstytucji równie obojętna jest im moralność zawarta w Ewangeliach).
Tak więc ponawiając pytanie — jakie są objawy katolickości owych grup: trudno nie udzielić niemal natychmiastowej odpowiedzi — żadne!!! Wyznawcy radykalnych proroków modernizmu czy wręcz postmodernizmu katolickiego od dawna już przestali być katolikami, odrzucając dogmaty katolicyzmu. Oczywiście trudno im odmówić takiego prawa. Już św. Tomasz z Akwinu przyznawał, że każdy z nas powinien postępować w zgodzie z własnym sumieniem, a jeśliby pozostawał w Kościele wbrew niemu grzeszyłby. Powstaje tu wszak jedno ale… prawda wymaga mianowicie by jasno się określić. Jeśli odrzucamy prawdy wiary katolickiej ‑to w konsekwencji stawiamy się poza Kościołem. Trzeba więc wybrać: albo jest się w Kościele, i odrzuca się poglądy Künga (w tej ich części, która jest z nauczaniem Kościoła rzymskokatolickiego sprzeczna), albo jest się poza Kościołem — tworząc jakiś kościół kungowski. Innej drogi nie ma. Tertium non datur. Tak więc teologicznie kościół opiera się być może na dwóch nogach, ale na pewno jedną z nich nie jest grupa liberalnych katolików czczących Kunga. Są oczywiście w Kościele nurty bardziej i mniej liberalne (by użyć tu nieadekwatnego terminu z dziedziny polityki), ale ci którzy przyjmują liberalizm kungowski, kwestionujący prawdy wiary – są już poza Kościołem, z własnej nieprzymuszonej woli. Pytanie tylko, dlaczego po prostu nie obwieszczą tego otwarcie i nie powołają struktur jakiegoś Kościoła liberalnego, którego guru (rzecz jasna, jak pokazuje ich stosunek do prof. Kunga nieomylnym) byłby idol z Tybingi.
3. I wreszcie ostatnia sprawa. Na zakończenie Robert Opala zwraca uwagę na wezwanie teologów do budowania nowego języka, w którym można lepiej przekazywać ludziom prawdę o Chrystusie. Wezwanie to bardzo słuszne, ale jak pokazuje przykład prof. Künga trzeba bardzo uważać, by ze zmianą sposobu mówienia (co jest potrzebne) nie zmienić treści. Treść ma być zawsze ta sama. Pod hasłem zbliżania się do ludzi czasów obecnych nie można rezygnować z moralności katolickiej, z prawa każdego człowieka do życia, czy z prawd wiary, które są i pozostają niezmienne. I nie ma się tu, co oszukiwać sloganami o “duchu soboru”. Teksty Soboru Watykańskiego II są jasne. One nie zmieniły dogmatyki katolickiej. Jej wyznawanie jest obowiązkiem każdego katolika. Tak więc zgoda — zmieniajmy język, sposób mówienia, ale nie za cenę rezygnacji z Prawdy Objawionej. A to, jak się wydaje, robi właśnie Hans Kung.
Tomasz P. Terlikowski