Archiwum magazynu

Tom Wright: Po prostu Jezus — rzecz o “wielkim nieporozumieniu”


Magazyn EkumenizmN. T. Wri­ght jest jed­nym z naj­bar­dziej zna­nych teo­lo­gów spe­cja­li­zu­ją­cych się w egze­ge­zie Nowe­go Testa­men­tu na obsza­rze anglo­ję­zycz­nym. Wri­ght, do nie­daw­na biskup angli­kań­skiej die­ce­zji Dur­ham, a obec­nie pro­fe­sor Uni­wer­sy­te­tu św. Andrze­ja w Szko­cji, jest teo­lo­giem, któ­ry koja­rzo­ny bywa z kon­ser­wa­tyw­nym nur­tem w bry­tyj­skim angli­ka­ni­zmie, jed­nak jego spoj­rze­nie na Jezu­sa oraz klu­czo­we aspek­ty wia­ry chrze­ści­jań­skiej są dale­kie od tego, cze­go ofi­cjal­nie naucza­ją Kościo­ły. — Nastą­pi­ło ogrom­ne nie­po­ro­zu­mie­nie – prze­ko­nu­je w książ­ce „Po pro­stu Jezus” ks. Tom Wri­ght.


Pamię­tam sytu­ację sprzed wie­lu lat, gdy spie­szy­łem się na nabo­żeń­stwo rezu­rek­cyj­ne. Mia­łem jesz­cze kwa­drans na dotar­cie do kościo­ła, a dro­ga była dale­ka. Byłem tak zaab­sor­bo­wa­ny jak naj­szyb­szym dotar­ciem do kościo­ła, że nie zauwa­ża­łem ludzi mija­ją­cych mnie na uli­cy. W pew­nym momen­cie miną­łem się z mło­dą kobie­tą, któ­ra się do mnie uśmiech­nę­ła i powie­dzia­ła „Chry­stus zmar­twych­wstał”. To był chy­ba pierw­szy „wiel­ka­noc­ny śmiech” jaki prze­ży­łem. Nie odpo­wie­dzia­łem „Praw­dzi­wie zmar­twych­wstał”; byłem zdzi­wio­ny pozdro­wie­niem, choć dosko­na­le je zna­łem i w sumie oczy­wi­ste było to, że kie­dy jak kie­dy, ale wła­śnie w Wiel­ka­noc nie powin­no ono niko­go dzi­wić, szcze­gól­nie kogoś, kto wła­śnie zdą­żał na nabo­żeń­stwo rezu­rek­cyj­ne. A jed­nak…


Przy­po­mnia­łem sobie tę sytu­ację pod­czas lek­tu­ry książ­ki bp. Toma Wri­gh­ta o mało mar­ke­tin­go­wym tytu­le „Po pro­stu Jezus” (Sim­ply Jesus). Wri­gh­ta zna­łem dość wybiór­czo i na dobrą spra­wę tak­że i dziś nie mógł­bym powie­dzieć, że dobrze pozna­łem tego teo­lo­ga. Nie­mniej jed­nak książ­ka o Jezu­sie – tak zupeł­nie inna od tych, któ­re czy­ta­łem, poka­za­ła, że koja­rze­nie Wri­gh­ta „z pra­wym, ewan­ge­li­kal­nym skrzy­dłem Kościo­ła Anglii” to – mówiąc deli­kat­nie – dość duże uprosz­cze­nie. Książ­ka napi­sa­na luź­nym, nie­na­tar­czy­wym języ­kiem, któ­re­mu nie­ob­cy jest jed­nak patos widocz­ny pod­czas odsła­nia­nia ‘nie­zro­zu­mia­nej dotąd praw­dy o Jezu­sie’.


Książ­ka Wri­gh­ta nie jest sen­sa­cyj­nym powie­ści­deł­kiem spod zna­ku Kodu da Vin­ci. To dobry teo­lo­gicz­ny tekst, któ­ry nie tyl­ko ofe­ru­je kon­tro­wer­syj­ne i atra­dy­cyj­ne spoj­rze­nie na oso­bę Chry­stu­sa, lecz tak­że solid­ny i fascy­nu­ją­cy wgląd w epo­kę Jezu­sa z Naza­re­tu. Dobrze zna­ne histo­rie, któ­re sły­szy­my w kościo­łach nabie­ra­ją nowych rumień­ców, szcze­gól­nie gdy umie­ści się je „w dosko­na­łym sztor­mie” (the per­fect storm), któ­ry dla Wri­gh­ta jest klu­czo­wym obra­zem, za pomo­cą któ­re­go poka­zu­je Jezu­sa, ale też zło­żo­ne uwa­run­ko­wa­nia Izra­ela, znaj­du­ją­ce­go się w samym środ­ku poli­tycz­no-spo­łecz­no-reli­gij­ne­go cyklo­nu. Barw­na i cie­ka­wa nar­ra­cja Wri­gh­ta wpro­wa­dza­ją­ce­go czy­tel­ni­ków w świat sta­ro­żyt­ne­go juda­izmu, sta­je się momen­ta­mi osza­ła­mia­ją­ca. Wie­lość mesja­ni­stycz­nych ocze­ki­wań, form poboż­no­ści i róż­no­rod­ne spoj­rze­nie auto­rów ewan­ge­lii potę­gu­je wra­że­nie sztor­mu, a gdy do tego doda­my histo­rycz­ne tło, bie­żą­cą poli­ty­kę (Rzym) oraz wędrow­ne­go kazno­dzie­ję z Naza­re­tu to rze­czy­wi­ście mamy do czy­nie­nia z per­fek­cyj­nym sztor­mem.


Pro­ste, a może skom­pli­ko­wa­ne


Już na wstę­pie Wri­ght nie bez racji stwier­dza, że w przy­pad­ku Jezu­sa łatwo jest mówić w spo­sób skom­pli­ko­wa­ny i trud­no jest mówić w spo­sób pro­sty, a głów­na trud­ność pole­ga na tym, że Jezus był i jest kimś wię­cej – o wie­le wię­cej – niż ludziom mogło­by się wyda­wać. Ową nie­przy­sta­wal­ność Jezu­sa do daw­nych i obec­nych ocze­ki­wań Wri­ght pod­su­mo­wu­je krót­ko: ludzie szu­ka­li budow­ni­cze­go, aby zbu­do­wać dom, o któ­rym myśle­li, że go pra­gną; on jed­nak nie był budow­ni­czym, ale archi­tek­tem, któ­ry przy­szedł z nowym pla­nem, dzię­ki któ­re­mu otrzy­ma­li­by wszyst­ko to, cze­go potrze­bu­ją, ale w zupeł­nie nowej opra­wie. I rze­czy­wi­ście, to pro­ste zda­nie jest jak­by ilu­stra­cją tego, co nastą­pi póź­niej. Arty­ku­la­cją tegoż jest pano­wa­nie Boga „na nie­bie, jak i na zie­mi”, któ­re w swo­jej tra­dy­cyj­nej for­mu­le sta­je się punk­tem wyj­ścia do zupeł­nie nowej reflek­sji teo­lo­gicz­nej, jaką pro­po­nu­je Wri­ght.


Wri­ght krok po kro­ku przed­sta­wia swo­ją wizję i inter­pre­ta­cję począt­ków chrze­ści­jań­stwa, a przede wszyst­kim oso­by Jezu­sa. Czy­ni to w pro­por­cjo­nal­nie rów­nym dystan­sie wobec „wyso­ko­ok­ta­no­wych naśla­dow­ców Chry­stu­sa”, jak i wobec tych, któ­rym jest wygod­nie – jak suge­ru­je teo­log – w dotych­cza­so­wych budow­lach tra­dy­cyj­ne­go chrze­ści­jań­stwa. W cha­rak­te­ry­stycz­nym tonie Wri­ght kon­sta­tu­je: „Coraz bar­dziej podej­rze­wam, że spo­ra część ‘metod’ roz­wi­nię­tych w pro­fe­sjo­nal­nych szko­łach biblij­nych w cią­gu ostat­nich dwu­stu lat były pro­duk­tem widze­nia świa­ta, któ­ry może nie być rze­czy­wi­ście otwar­ty na odkry­cie praw­dzi­we­go Jezu­sa.”


Sło­wa uzna­nia nale­żą się Wri­gh­to­wi za trans­pa­rent­ne i po pro­stu cie­ka­we uka­za­nie histo­rii Izra­ela w „przed­dzień” publicz­nej dzia­łal­no­ści Jezu­sa. Każ­dy kto nie jest histo­ry­kiem-pasjo­na­tem, a musiał się choć­by otrzeć o dzie­je Izra­ela oraz innych ludów biblij­nych wie, jak mozol­na jest to dział­ka histo­rii. W sumie kwe­stia sma­ku, jed­nak Wri­gh­to­wi uda­ło się uka­zać te dzie­je, nie jako coś strasz­nie odle­głe­go, nie­zna­czą­ce­go i co naj­waż­niej­sze – nud­ne­go, ale jako pasjo­nu­ją­cą histo­rię zma­ga­nia się Izra­ela z wła­snym powo­ła­niem. Powsta­nie Macha­be­uszy i Szy­mo­na Bar-Koh­by, pano­wa­nie Hero­da Wiel­kie­go (powa­la­ją­ce!), współ­za­leż­no­ści mię­dzy róż­ny­mi rucha­mi mesja­ni­stycz­ny­mi i kasta­mi juda­izmu z cza­sów Jezu­sa – to wszyst­ko czy­tel­nik znaj­dzie w nie­ba­nal­nej for­mie. Dodat­ko­wym walo­rem jest wpro­wa­dze­nie czy­tel­ni­ka w reflek­sje nad Świą­ty­nią, cza­sem i prze­strze­nią.


Rewo­lu­cja Wri­gh­ta


Mniej wię­cej w poło­wie książ­ki mię­dzy roz­wa­ża­nia­mi o Świą­ty­ni a cie­ka­wą egze­ge­zą pie­śni o Słu­dze Pana z Księ­gi Iza­ja­sza, Wri­ght poka­zu­je na czym pole­ga inność jego inter­pre­ta­cji. Pod­roz­dział Nowy rodzaj rewo­lu­cji już w pierw­szym zda­niu zawie­ra pro­wo­ka­cyj­ną tezę, któ­ra naka­zu­je odsta­wić na bok wszyst­ko to, co dotych­czas myśle­li­śmy (chrze­ści­jań­stwo zachod­nie wie­lu poko­leń) o Jezu­sie, w tym wyobra­że­nie, że „Jezus przy­szedł po to, aby nauczyć ludzi, jak mają dostać się do nie­ba”.


Magazyn EkumenizmWri­ght prze­ko­nu­je, że „sed­nem publicz­nej karie­ry Jezu­sa nie było powie­dze­nie ludziom, że Bóg jest w nie­bie i po śmier­ci ludzie pozo­sta­wią zie­mię i będą z nim tam w górze. Celem dzia­łal­no­ści Jezu­sa – było według bry­tyj­skie­go teo­lo­ga – było i jest prze­ka­za­nie ludziom, że Bóg przej­mu­je wła­dzę tu i teraz, na zie­mi jak i na nie­bie. Wri­ght argu­men­tu­je, że poja­wie­nie się Jezu­sa na zie­mi nie ma nic wspól­ne­go z mark­si­stow­skim spo­so­bem odczy­ty­wa­nia chrze­ści­jań­stwa, ani też z apo­li­tycz­nym i zamknię­tym w szczel­nych dogma­tach tra­dy­cyj­nym chrze­ści­jań­skim spoj­rze­niem. Jezus przy­szedł na świat, aby to w Nim i poprzez Nie­go doko­na­ło się Kró­le­stwo Boże, a więc „prze­ję­cie przez Boga” wła­dzy nad zie­mią – to sta­ła fra­za zapo­ży­czo­na z Modli­twy Pań­skiej opar­tej na jesz­cze star­szych prze­ka­zach żydow­skich modlitw. Co wię­cej, Wri­ght pod­kre­śla, że Jezus nie przy­szedł po to, aby „udo­wod­nić swo­ją boskość” czy aby powie­dzieć, że jest Dru­gą Oso­bą Trój­cy Świę­tej. Nie słu­żą temu z pew­no­ścią cuda i inne rze­czy nie­zwy­kłe, któ­re według prze­ka­zów ewan­ge­li­stów doko­ny­wał Jezus. Ewan­ge­lie nie są opo­wie­ścią o tym jak Jezus oka­zał się być Bogiem, ale o tym jak Bóg stał się kró­lem na zie­mi, jak i w nie­bie – twier­dzi Wri­ght, doda­jąc: Nie­któ­rzy nawet wyobra­ża­li sobie w absur­dal­ny spo­sób, że sen­sem ‘udo­wad­nia­nia, że Jezus rze­czy­wi­ście doko­ny­wał tych wszyst­kich rze­czy’ jest poka­za­nie, że Biblia jest praw­dzi­wa – tak jak­by Jezus przy­szedł po to, aby zaświad­czyć o Biblii, a nie na odwrót.


Od tego momen­tu Wri­ght jesz­cze moc­niej uka­zu­je histo­rię Izra­ela oraz sta­ro- i nowo­te­sta­men­to­we tek­sty, w któ­rych „war­stwa po war­stwie” uka­zu­je się sens klu­czo­wych wyda­rzeń histo­rii zba­wie­nia: ukrzy­żo­wa­nia i zmar­twych­wsta­nia. Śmierć Jezu­sa była według Wri­gh­ta nie­zbęd­nym momen­tem zaist­nie­nia Kró­le­stwa Boże­go na zie­mi. Wri­ght gro­mi apo­sto­łów, a tak­że wie­lu współ­cze­snych chrze­ści­jan: „Ucznio­wie chcie­li kró­le­stwa bez krzy­ża. Wie­lu dzi­siej­szych orto­dok­syj­nych lub kon­ser­wa­tyw­nych chrze­ści­jan w naszym świe­cie chcia­ło­by krzy­ża bez kró­le­stwa, abs­trak­cyj­ne­go odku­pie­nia, któ­re nie mia­ło­by nic wspól­ne­go z tym świa­tem poza zapew­nie­niem instru­men­tów dla eska­pi­zmu.” To moc­ne sło­wa, któ­re w jakimś sen­sie sta­wia­ją pod zna­kiem zapy­ta­nia wie­lo­wie­ko­we i trwa­ją­ce do dziś w nie­któ­rych gałę­ziach zachod­nie­go chrze­ści­jań­stwa nt. odku­pie­nia, czy po pro­stu odpo­wiedź na anzel­miań­skie pyta­nie: dla­cze­go Bóg stał się czło­wie­kiem? Zresz­tą sam Wri­ght nie ukry­wa, że chce spo­ru, któ­ry „uzdol­ni nas do zro­zu­mie­nia ory­gi­nal­nej, histo­rycz­nej rze­czy­wi­sto­ści dla któ­rej dogma­ty są czymś wtór­nym, czę­sto zde­hi­sto­ry­zo­wa­ny­mi, abs­trak­cyj­ny­mi pod­su­mo­wa­nia­mi.”


Jezus Wri­gh­ta to z pew­no­ścią rady­kal­ne zaprze­cze­nie mona­stycz­ne­go eska­pi­zmu oraz popu­lar­nej w nie­któ­rych krę­gach ewan­ge­li­kal­nych dok­try­ny o pochwy­ce­niu (rap­tu­re). Wri­ght prze­ko­nu­je, że źle inter­pre­to­wa­no sło­wa Jezu­sa z Ewan­ge­lii Jana, mówią­ce, że jego kró­le­stwo nie jest z tego świa­ta. Wg Wri­gh­ta cho­dzi o kró­le­stwo, któ­re nie jest z tego świa­ta mie­rzo­ne­go per­spek­ty­wą Piła­ta, żydow­skich ruchów mesja­ni­stycz­nych czy tra­dy­cyj­nych dogma­tów chrze­ści­jań­skich, ale o Kró­le­stwo, któ­re jest dla tego świa­ta i w tym świe­cie, a nie w innym ‘nie­bie­skim’ musi zostać zre­ali­zo­wa­ne. Zacząt­kiem osta­tecz­nej reali­za­cji tego kró­le­stwa była śmierć Jezu­sa, był to akt ukon­sty­tu­owa­nia się nowe­go kró­le­stwa, roz­po­czę­cia nowej rewo­lu­cji, ale nie prze­ciw­ko Rzy­mo­wi, czy wiel­kim tego świa­ta, ale z tym wszyst­kim, co powo­du­je cier­pie­nie świa­ta i czło­wie­ka. Jezus jest pro­to­ty­pem nowe­go stwo­rze­nia – pod­kre­śla Wri­ght, a jego spoj­rze­nie na wyda­rze­nie zmar­twych­wsta­nia jest w zasa­dzie bar­dzo tra­dy­cyj­ne. Nie­mniej jed­nak nie to jest dla nie­go naj­waż­niej­sze, ale ‘praw­dzi­we zna­cze­nie Wiel­ka­no­cy’.


Dla bry­tyj­skie­go teo­lo­ga zmar­twych­wsta­nie Jezu­sa nie ozna­cza obiet­ni­cy życia wiecz­ne­go gdzieś w nie­bie­siech. – Nie­biań­skie życie naro­dzi­ło się tutaj na zie­mi. Wiel­ka­noc to coś wię­cej niż stwier­dze­nie, że jest życie po śmier­ci, ale cho­dzi o życie, któ­re nie jest ani ducho­we, ani nie­praw­dzi­we, ale sta­tecz­ne, okre­ślo­ne i prak­tycz­ne. Nie­bo i zie­mia są czymś innym, łączą je drzwi, któ­re pew­ne­go dnia znik­ną, a wów­czas nastą­pi połą­cze­nie oby­dwu rze­czy­wi­sto­ści.


Wizja Wri­gh­ta jest nęcą­ca, jest sto­pie­niem świa­ta ducho­we­go z fizycz­nym, powsta­niem nowe­go, zupeł­nie odmie­nio­ne­go, wspa­nia­łe­go świa­ta. Koeg­zy­sten­cja nie­ba i zie­mi, w któ­rych Jezus jest jed­na­ko­wo ‘u sie­bie w domu’, jawi się jako współ­ist­nie­nie para­lel­nych świa­tów jak­by z fil­mu “Matrix”. Litur­gia i Kościół są dla Wri­gh­ta instru­men­ta­mi, któ­re powin­ny słu­żyć uświa­do­mie­niu praw­dzi­we­go posłan­nic­twa Jezu­sa. Ale jakie­go Jezu­sa? Z całą pew­no­ścią Jezus Wri­gh­ta jest bar­dziej zro­zu­mia­ły i w jakiejś mie­rze ‘bar­dziej na cza­sie’ od Jezu­sa (prze­pra­szam za sło­wo) ‘kano­nicz­ne­go’. Trud­no jed­nak nie odnieść wra­że­nia, że Jezus, któ­re­go odsła­nia Wri­ght, to nie Jezus ducho­wo­ści, ani Jezus, z któ­rym wie­rzą­cy nawią­zu­je oso­bi­stą rela­cję, a już na pew­no nie jest Jezus odpusz­cza­ją­cy grze­chy, Odku­pi­ciel.


Chrze­ści­jań­stwo Wri­gh­ta nie jest płyt­ką jezu­so­lo­gią, ale też nie jest wia­rą wyra­ża­ją­ca się w poboż­no­ści sakra­men­tal­nej, ducho­wo­ści, któ­rą wie­lu, jeśli nie więk­szość chrze­ści­jan, odczu­wa ‘intu­icyj­nie’ jako spo­tka­nie, trud­ne do wyra­że­nia w trak­ta­tach teo­lo­gicz­nych i egze­ge­tycz­nych prze­my­śle­niach. Jezus Wri­gh­ta jest cie­ka­wy i w swo­im nie­swo­istym rewo­lu­cjo­ni­zmie swoj­ski dla wie­lu, tak­że nie­chrze­ści­jan. Jed­nak jest to Jezus ‘tyl­ko’ cie­ka­wy, Jezus, któ­ry może być nauczy­cie­lem, dro­go­wska­zem do Boga, nie­oce­nio­nym pro­ro­kiem, ani­ma­to­rem lep­sze­go świa­ta, ale raczej nie Jezu­sem, za któ­rym ludzie szli na pew­ną śmierć, Jezu­sem, któ­ry prze­ni­ka do naj­skryt­szych zaka­mar­ków ser­ca i potra­fi je skru­szyć. Jeśli nie cho­dzi­ło o Ofia­rę, ani też o poko­na­nie śmier­ci i grze­chu, to inter­pre­ta­cja śmier­ci Chry­stu­sa przez Wri­gh­ta – moim zda­niem z wyraź­ny­mi akcen­ta­mi ariań­ski­mi – jest mało czy­tel­na, po pro­stu męt­na. Oczy­wi­ście poja­wia się miłość, ale jaka miłość – w per­spek­ty­wie Kró­le­stwa na nie­bie, jak i na zie­mi opi­sa­nej przez Wri­gh­ta śmierć Jezu­sa jest z pew­no­ścią czymś prze­ło­mo­wym, jed­nak nie­wie­le lub pra­wie nic nie mówi o tym, kim jest Jezus. Po pro­stu Jezus? Może…


Opi­sa­ne na począt­ku wiel­ka­noc­ne spo­tka­nie sprzed lat nie było przy­pad­ko­we. Zawo­ła­nie pierw­szych chrze­ści­jan ‘Chry­stus zmar­twych­wstał’ tak wczo­raj, jak i dziś, ale i na pew­no jutro będzie na swój spo­sób wywo­ły­wa­ło szok, zgor­sze­nie, zdzi­wie­nie, a może i zachę­tę do zasta­no­wie­nia się nad tak dobrze zna­ny­mi praw­da­mi wia­ry chrze­ści­jań­skiej. Dla mnie dru­gim takim ‘zawo­ła­niem’ była książ­ka Wri­gh­ta, któ­ra porwa­ła mnie w krąg daw­no nie­roz­wa­ża­nych pytań, pozor­nych oczy­wi­sto­ści. W rów­nym stop­niu mnie zain­spi­ro­wa­ła, co wywo­ła­ła wewnętrz­ny sprze­ciw. Była ducho­wą przy­go­dą – cze­góż chcieć wię­cej od teo­lo­gicz­nej książ­ki..?


Tom Wri­ght: Sim­ply Jesus, SPCK London/New York 2011, S. 240.


***


Wszyst­kich tych, któ­rzy są zain­te­re­so­wa­ni  bar­dziej szcze­gó­ło­wym spoj­rze­niem na teo­lo­gię Wiel­ka­no­cy Wri­gh­ta zachę­cam do obej­rze­nia krót­kie­go wystą­pie­nia bry­tyj­skie­go teo­lo­ga TUTAJ.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.