Magazyn

Tylko wierz! Spuścizna apostoła wiary


Bie­gnąc uli­cą, w Vevey w Szwaj­ca­rii, mło­dy Ken­neth Ware usły­szał czy­jeś woła­nie: “Podejdź no tutaj chłop­cze! Pokaż język!” Ponie­waż jego mama mia­ła wie­lu przy­ja­ciół mówią­cych po angiel­sku, pomy­ślał, że musi to być jeden z ame­ry­kań­skich leka­rzy. Stał jed­nak przed nim nie kto inny, jak Smith Wig­gle­sworth, jeden z pierw­szych ewan­ge­li­stów-uzdro­wi­cie­li w histo­rii ruchu zielonoświątkowego.Ware był zanie­dba­nym dziec­kiem i w wie­ku 15 lat jąkał się dość poważ­nie. Ewan­ge­li­sta przyj­rzał się dokład­nie języ­ko­wi chłop­ca i pew­nie zawy­ro­ko­wał: “Mło­dzień­cze, ten język będzie zwia­sto­wał ewan­ge­lię”. Od tej chwi­li jąka­nie znik­nę­ło, a Ware po latach został misjo­na­rzem we Fran­cji.


Zie­lo­no­świąt­kow­cy byli odda­le­ni od wie­lu ewan­ge­licz­nych bra­ci i sióstr z powo­du ich odważ­nej wia­ry w to, że Bóg pra­gnie doko­ny­wać cudów w odpo­wie­dzi na modli­twę. Prze­ciw­nie, w tam­tym okre­sie więk­szość chrze­ści­jan uwa­ża­ła, że albo cuda prze­mi­nę­ły wraz z erą apo­stol­ską, albo były wyni­kiem suwe­ren­nej decy­zji Boga. Tak czy ina­czej, nie było sen­su modlić się i ocze­ki­wać cudu. Jed­nak według zie­lo­no­świąt­kow­ców Jezus obie­cał: “a te zna­ki będą im towa­rzy­szyć” (Mar. 16:17,18).Odważna wia­ra, barw­ne zwia­sto­wa­nie, kon­tro­wer­syj­ne meto­dy i nie­zwy­kłe świa­dec­twa, któ­re towa­rzy­szy­ły służ­bie Wig­gle­swor­tha, uczy­ni­ły z nie­go legen­dę. Po jego śmier­ci oraz odej­ściu do Pana Aimee Sem­ple McPher­son i Char­le­sa S. Pri­ce w latach 40-tych nie­któ­rzy wie­rzą­cy doszli do ponu­re­go prze­świad­cze­nia, że ducho­we namasz­cze­nie ruchu zie­lo­no­świąt­ko­we­go zosta­ło pogrze­ba­ne wraz z nimi. Jed­nak dzi­siaj młod­sze poko­le­nie poszu­ku­ją­cych doświad­cze­nia mocy i obja­wie­nia Ducha Świę­te­go dla oka­za­nia świa­dec­twa pyta: kim był Smith Wig­gle­sworth? Dla­cze­go ludzie nazy­wa­ją go apo­sto­łem wia­ry?


Hydrau­lik z Brad­ford


Ci, któ­rzy zna­li go z młod­szych lat, nie pomy­śle­li­by, że na jego spo­tka­niach nawra­cać się będą tysią­ce, odrzu­ca­ne będą set­ki nie­po­trzeb­nych kul i pro­tez, a obce rzą­dy pro­wa­dzić będą prze­ciw­ko nie­mu śledztwa.Wigglesworth nawró­cił się w wie­ku ośmiu lat pod­czas meto­dy­stycz­ne­go prze­bu­dze­nia, a angli­kań­ski biskup kon­fir­mo­wał go dwa lata póź­niej. Przy­ja­ciel wywo­dzą­cy się z Bra­ci Ply­muc­kich uczył go Biblii. Ich rady­kal­ne poglą­dy zachę­ca­ły zaan­ga­żo­wa­nych w dzie­ło Pań­skie do pro­stej modli­twy i zaufa­nia Bogu w mate­rial­nych spra­wach. Ozna­cza­ło to, że publicz­ne dzie­le­nie się swo­imi potrze­ba­mi wska­zy­wa­ło wyłącz­nie na brak wiary.W tym cza­sie poja­wił się inny przed­sta­wi­ciel Bra­ci, zysku­jąc świa­to­wy roz­głos — Geo­r­ge Mul­ler. Opra­co­wał ide­ali­stycz­ny model “życia wia­ry” w swo­im sie­ro­ciń­cu w Bry­sto­lu. Bóg, w cudow­ny spo­sób, zaspa­ka­jał finan­so­we potrze­by kil­ku tysię­cy dzie­ci, mimo że nie pro­wa­dzo­no żad­nej akcji pro­mo­cyj­nej. Przy­pa­dek Mul­le­ra mógł zain­spi­ro­wać Wig­gle­swor­tha. Cho­ciaż twier­dził, że czy­ta tyl­ko Biblię, jest praw­do­po­dob­ne, że przy­kład Bra­ci zasiał w nim prze­ko­na­nie do “modli­twy wia­ry” (Jak. 5:15).


Jako mło­dzie­niec, przy­go­to­wu­ją­cy się do egza­mi­nu mistrzow­skie­go na hydrau­li­ka, został pocią­gnię­ty przez Armię Zba­wie­nia. Wyglą­da­ło, że orga­ni­za­cja ta posia­da wię­cej mocy ducho­wej niż jaka­kol­wiek inna gru­pa. Dzię­ki temu spo­tkał Pol­ly Feather­sto­ne. Zanim pobra­li się w 1882 roku, współ­or­ga­ni­zo­wa­li Misję Ulicz­ną w Bradford.Odwiedzając pobli­skie Leeds, uczęsz­czał na “nabo­żeń­stwa Boże­go uzdra­wia­nia”, gdzie prze­ko­nał się na pod­sta­wie Pisma, że Bóg nadal uzdra­wia cho­rych. Pol­ly poszła na jed­no ze spo­tkań razem z nim i doświad­czy­ła oso­bi­ste­go uzdro­wie­nia. Jed­nak Wig­gle­sworth cier­piał na hemo­ro­idy i codzien­nie zaży­wał sole, aby prze­czy­ścić dol­ne czę­ści ukła­du tra­wien­ne­go. Kie­dy Pol­ly zarzu­ci­ła mu nie­wia­rę, nama­ścił się ole­jem według instruk­cji zawar­tej w Liście Jaku­ba 5:14. Uzdro­wie­nie nade­szło natych­miast, a dole­gli­wość nigdy nie powró­ci­ła.


Pomi­mo siły fizycz­nej brak mu było pew­no­ści sie­bie. Nie potra­fił gło­sić dłu­żej niż 2 lub 3 minu­ty, gdyż zale­wał się łza­mi i pro­sił kogoś o dokoń­cze­nie kaza­nia. W tym cza­sie Pol­ly była kazno­dzie­ją w rodzi­nie. Dla Smi­tha były to lata inten­syw­nej wal­ki wewnętrz­nej, któ­ra nie­ste­ty zakoń­czy­ła się okre­sem ducho­we­go ozię­bie­nia. Jed­nak­że jego rodzi­na roz­wi­ja­ła się (miał pię­cio­ro dzie­ci), zaś pro­spe­ru­ją­ce przed­się­bior­stwo zale­wa­ne było zamó­wie­nia­mi.


Gdy spadł ogień


Dwa przej­mu­ją­ce doświad­cze­nia zmie­ni­ły jego same­go i jego służ­bę na zawsze: (1) W 1893 roku pod­czas sław­nej kon­fe­ren­cji “wyż­szy poziom życia”, w uzdro­wi­sko­wym mie­ście Keswick, zaświad­czył o prze­ży­ciu uświę­ce­nia lub chrztu w Duchu — jak uczy­li tam­tej­si kazno­dzie­je. (2) Jesz­cze więk­szy punkt zwrot­ny w jego życiu miał miej­sce w 1907 roku. Dowie­dział się, że w Sun­der­land ludzie otrzy­mu­ją Ducha Świę­te­go i zde­cy­do­wał się zoba­czyć to na wła­sne oczy. Prze­ko­na­ny o tym, że prze­żył już zie­lo­no­świąt­ko­wy chrzest, roz­cza­ro­wał się nabo­żeń­stwa­mi w angli­kań­skim koście­le “All Saints”. Jed­nak­że “zdru­zgo­ta­ny w Duchu” poczuł jesz­cze sil­niej­szy ducho­wy głód.W koń­cu, po czte­rech dniach poszu­ki­wa­nia mówie­nia języ­ka­mi, zde­cy­do­wał się wró­cić do domu. Po dro­dze zatrzy­mał się w para­fii, żeby się poże­gnać. Mary Bod­dy — żona wika­re­go — powie­dzia­ła: “Bra­cie Wig­gle­sworth, nie języ­ków potrze­bu­jesz, lecz chrztu. Jeże­li pozwo­lisz Bogu, aby cię ochrzcił, wszyst­ko inne pój­dzie gład­ko”. Cho­ciaż pro­te­sto­wał, twier­dząc, że został już ochrzczo­ny, popro­sił ją o poło­że­nie rąk i modli­twę. Gdy to zro­bi­ła i nie­ocze­ki­wa­nie opu­ści­ła pokój, “ogień zstą­pił” — jak wspo­mi­na Wig­gle­sworth. — “Radość była tak wiel­ka, że kie­dy chcia­łem ją wyra­zić, język odmó­wił mi posłu­szeń­stwa i zaczą­łem wiel­bić Boga inny­mi języ­ka­mi, jak Duch pod­da­wał”.


Po przy­jeź­dzie do domu zauwa­żył, że Pol­ly powąt­pie­wa w jego nowe doświad­cze­nie. Utrzy­my­wa­ła, że jest ochrzczo­na rów­nie moc­no w Duchu, co on, bez mówie­nia języ­ka­mi. “Zwia­stu­ję od dwu­dzie­stu lat” — stwier­dzi­ła — “a ty sie­dzisz za mną. Ale w nie­dzie­lę sam będziesz gło­sił, a ja zoba­czę, co w tym takie­go jest”.Następnej nie­dzie­li Wig­gle­sworth wszedł za kazal­ni­cę i pobu­dzo­ny przez Ducha zwia­sto­wał z Iza­ja­sza 61:1–3: “Duch Wszech­mo­gą­ce­go Pana nade mną, gdyż Pan nama­ścił mnie, abym zwia­sto­wał ubo­gim dobrą nowi­nę…”. Odważ­ne i płyn­ne kaza­nie zdzi­wi­ło sie­dzą­cą na koń­cu żonę. Powie­dzia­ła gło­śno, tak że wszy­scy ją sły­sze­li: “To nie jest mój Smith, Panie. To nie jest mój Smith!“Polly zosta­ła napeł­nio­na Duchem nie­dłu­go potem, a Misja Ulicz­na z Bow­land zmie­ni­ła się dra­ma­tycz­nie. Kon­ty­nu­owa­li służ­bę aż do śmier­ci Pol­ly, któ­ra nastą­pi­ła sześć lat póź­niej, w 1913 roku.


Apo­stoł wia­ry


Prze­ko­na­nia Wig­gle­swor­tha odzwier­cie­dla­ły poglą­dy zie­lo­no­świąt­ko­we, zaś życie cha­rak­te­ry­zo­wa­ła nie­złom­na wia­ra. Ci, któ­rzy uczest­ni­czy­li w jego spo­tka­niach, zapa­mię­ta­li robią­cą wra­że­nie obec­ność Ducha, bez­kom­pro­mi­so­we zwia­sto­wa­nie, świa­dec­twa cudow­ne­go uzdro­wie­nia oraz prze­wod­nic­two Wig­gle­swor­tha w pie­śni “Tyl­ko wierz!” Cią­gle na nowo pod­czas nabo­żeństw Smi­tha i innych ewan­ge­li­stów sło­wa tej pie­śni przy­no­si­ły nadzie­ję cier­pią­cym, mówiąc im: “Wszyst­ko jest moż­li­we, tyl­ko wierz”.Rzeczywiście, zwia­sto­wał, że “wia­ra jest śmia­ło­ścią, któ­ra radu­je się fak­tem, iż Bóg nie może zła­mać swo­je­go Sło­wa”. Nie było w nim nic ciche­go ani sub­tel­ne­go. Miał głos, któ­ry paso­wał do żywio­ło­wo­ści jego wiary.Czasami był tak wypeł­nio­ny rado­ścią, że okrzyk chwa­ły, jaki wyda­wał, mógł zakłó­cić spo­kój naj­po­waż­niej­szych dusz.


Pew­ne­go razu poszedł na kon­cert Mesja­sza Hän­dla. Gdy chór wyśpie­wał ostat­nią nutę cho­ra­łu “Alle­lu­ja”, Wig­gle­sworth krzyk­nął “Alle­lu­ja”. Melo­ma­ni byli wstrzą­śnię­ci jego gru­biań­skim zacho­wa­niem. W poran­nym wyda­niu gaze­ty dzien­ni­karz napi­sał: “Nigdy nie sły­sza­łem takie­go gło­su!”


Trze­ba przy­znać, że jeże­li cho­dzi o zaufa­nie Bogu w spra­wach zdro­wia, był nie­zwy­kle kon­se­kwent­ny, nawet gdy zie­lo­no­świąt­kow­cy stop­nio­wo akcep­to­wa­li współ­dzia­ła­nie modli­twy i medy­cy­ny w uzdra­wia­niu. Smith i Pol­ly zgo­dzi­li się nigdy nie szu­kać pomo­cy leka­rzy, ani nie przyj­mo­wać lekarstw, lecz ufać Chry­stu­so­wi jako ich Uzdro­wi­cie­lo­wi. Według nich cier­pie­nie nie ma miej­sca w Bożym pla­nie dla wie­rzą­ce­go. Wig­gle­sworth postrze­gał modli­twę za cho­rych jako poje­dy­nek pomię­dzy Bogiem a dia­błem: “Nie mam inne­go okre­śle­nia na reu­ma­tyzm, jak “demo­nicz­ne opę­ta­nie”. Reu­ma­tyzm, rak, guzy, lum­ba­go, neu­ral­gia, wszyst­kie te rze­czy nazy­wam nie ina­czej, jak mocą dia­bła, dzia­ła­ją­ce­go wśród ludzi. Kie­dy widzę cho­ro­bę, widzę moc demo­nicz­ną tam się prze­ja­wia­ją­cą. Wszyst­kie te rze­czy mogą być usunięte”.Jego pogląd na temat modli­twy o cho­rych jako ele­men­tu ducho­wej woj­ny poma­ga zro­zu­mieć jego obce­so­we zacho­wa­nie wobec cho­rych w pierw­szych latach służ­by. Rozu­miał ude­rza­nie cho­rych miejsc jako bez­po­śred­ni atak na dia­bła. Cho­ciaż nie­któ­rzy zaświad­cza­li o doświad­czo­nym uzdro­wie­niu, inni wole­li uni­kać wska­zy­wa­nia miej­sca swo­jej dole­gli­wo­ści. Na jed­nym z nabo­żeństw tra­fi­ła kosa na kamień. W Glad Tidings Taber­nac­le w Nowym Jor­ku, gdy ude­rzył irlandz­ką imi­grant­kę, któ­ra wyszła do modli­twy, ta natych­miast zaci­snę­ła pię­ści i zawo­ła­ła: “Uwa­żaj no, jeże­li chcesz się bić, to będziesz się bił!” Na szczę­ście zwy­cię­ży­ło opa­no­wa­nie i nabo­żeń­stwo było kon­ty­nu­owa­ne bez dal­szych incy­den­tów.


Jego nabo­żeń­stwa nigdy nie były nud­ne. Pod­czas spo­tka­nia w Waszyng­to­nie na widow­nię weszła dziew­czyn­ka o kulach, pro­wa­dzo­na przez dwie oso­by. Z powo­du sła­bo­ści mię­śni, jej nogi i sto­py zwi­sa­ły bez­wład­nie. Kie­dy Wig­gle­sworth zapro­sił potrze­bu­ją­cych do modli­twy, dziew­czyn­ka ruszy­ła z wiel­kim tru­dem do przo­du. Widząc to, zawo­łał: “Zostań, gdzie jesteś. Będziesz kimś innym, kie­dy stąd wyj­dziesz”. Gdy zapy­tał o jej stan, dowie­dział się, że nigdy w życiu nie cho­dzi­ła. Kła­dąc ręce na jej gło­wie, były hydrau­lik z Brad­ford, roz­ka­zał: “W imie­niu Jezu­sa Chry­stu­sa — chodź!” Nagle odrzu­ci­ła kule i zaczę­ła cho­dzić.


W Szwe­cji Wig­gle­sworth wzbu­dził takie poru­sze­nie pośród leka­rzy i kle­ru lute­rań­skie­go, że zaskar­ży­li oni jego zwy­czaj kła­dze­nia rąk na cho­rych. W rezul­ta­cie wła­dze zabro­ni­ły mu tej prak­ty­ki. Nie znie­chę­co­ny tym, pod­czas zgro­ma­dze­nia pod gołym nie­bem, na któ­re przy­by­ło ponad 20.000 osób, aby nie łamać pra­wa, popro­sił cho­rych, by powsta­li i poło­ży­li ręce na cho­rych miej­scach, pod­czas gdy on się za nich modlił.


Boża tajem­ni­ca


Jed­nak wizja spo­dzie­wa­ją­cej się wia­ry zosta­je nie­uchron­nie prze­sło­nię­ta chmu­rą tajem­ni­cy, za któ­rą skry­wa się wola Boża: Dla­cze­go nie wszy­scy, któ­rzy tego szu­ka­ją, są uzdro­wie­ni? Czy Bóg dozwa­la, aby wie­rzą­cy cier­pie­li z powo­dów, któ­rych nie zro­zu­mie­ją po tej stro­nie nie­ba? Ci, któ­rzy sku­pi­li więk­szość swo­jej ener­gii na modli­twie o cho­rych, czę­sto nie doce­nia­ją wagi tego pyta­nia. Być może dla­te­go, że oba­wia­ją się, iż dys­ku­sja na ten temat mogła­by zasiać wąt­pli­wo­ści i pod­wa­żyć wia­rę nie­któ­rych ludzi w uzdrowienie.Chociaż Wig­gle­sworth wie­rzył moc­no w Boże obiet­ni­ce uzdro­wie­nia, bar­dzo prze­żył przed­wcze­sną śmierć żony i syna. Czę­sto modlił się o uzdro­wie­nia z głu­cho­ty swo­jej cór­ki, Ali­ce Sal­ter, lecz bez rezul­ta­tu. Do tego wszyst­kie­go cier­piał nie­opi­sa­ny ból przez trzy lata z powo­du “cier­nia w cie­le” — kamie­ni ner­ko­wych. Mógł dojść tyl­ko do jed­ne­go wnio­sku — podob­nie jak innym, nie dosta­wa­ło mu wiary.Dwóch jego współ­pra­cow­ni­ków pró­bo­wa­ło roz­wią­zać ten pro­blem, osią­ga­jąc róż­ne rezul­ta­ty. F.F. Bosworth w swo­jej popu­lar­nej książ­ce Christ the Healer (1924) poświę­cił jeden roz­dział, aby przed­sta­wić 22 powo­dy, dla któ­rych ludzie nie otrzy­mu­ją uzdro­wie­nia. Mimo­wol­nie uwią­zał nowy kamień potę­pie­nia u szyi wie­rzą­cych, któ­re­go Bóg nie zakła­da swo­im dzie­ciom. Z dru­giej stro­ny Char­les S. Pri­ce suge­ro­wał w The Real Faith (1940), że “uzdro­wie­nie nie zale­ży od roz­wo­ju dosko­na­łej wia­ry, wypra­co­wa­nej w jakimś pro­ce­sie samo­do­sko­na­le­nia, lecz od rela­cji z Jezu­sem — Daw­cą dobrych i dosko­na­łych darów”. Wia­ra uzdra­wia­nia jest zatem darem od Boga.


Spu­ści­zna wia­ry i świa­dec­twa


Kie­dy wie­lu ewan­ge­licz­nych chrze­ści­jan u zara­nia nowe­go stu­le­cia sta­ło, stu­diu­jąc szcze­gó­ły mapy, zie­lo­no­świąt­kow­cy pochwy­ci­li apo­stol­ski trans­pa­rent, poma­sze­ro­wa­li w para­dzie Wiel­kie­go Naka­zu Misyj­ne­go i zwia­stu­jąc ewan­ge­lię, zaświad­czy­li o cudow­nej Bożej mocy. Chrzest w Duchu prze­mie­nił ich, uzdal­nia­jąc do służ­by, oraz posze­rzył rozu­mie­nie tego, cze­go może doko­nać Boża moc.Pionierzy, tacy jak Wig­gle­sworth, pozo­sta­wi­li po sobie dzie­dzic­two spo­dzie­wa­ją­cej się — nie­któ­rzy powie­dzie­li­by lek­ko­myśl­nej — wia­ry. Tak czy ina­czej, zie­lo­no­świąt­kow­cy muszą powró­cić do mapy po szcze­gó­ły. Biblia jako zasa­da wia­ry i prak­ty­ki pozo­sta­je nie­za­stą­pio­nym prze­wod­ni­kiem po pozio­mi­cach trud­nych pytań. Nie­mą­drze było­by jed­nak zanie­chać modli­twy o prze­ja­wia­nie się nad­na­tu­ral­nej mocy. Wia­ra może opie­rać się na Bożym para­dok­sie, lecz upa­da, gdy wszyst­ko zale­ży od ludz­kiej ini­cja­ty­wy lub od nie­zro­zu­mie­nia Bożej suwe­ren­no­ści. Ostat­ni­mi laty zie­lo­no­świąt­kow­cy sko­rzy­sta­li, gdy dostrze­gli har­mo­nię wystę­pu­ją­cą mię­dzy zna­ka­mi i cuda­mi a ich rozu­mie­niem w życiu i misji Kościo­ła (Mat. 10:7,8; 1 Kor 4:20).Współcześni zie­lo­no­świąt­kow­cy pra­gną nowe­go wyla­nia Ducha, dzię­ki któ­re­mu moż­na pozy­skać naro­dy dla Chry­stu­sa. Smith Wig­gle­sworth, gdy­by żył, wezwał­by praw­do­po­dob­nie świę­tych swym dono­śnym gło­sem do poku­ty i zawo­łał­by: “Boże, niech ogień spad­nie!”


Gary B. McGee jest wykła­dow­cą histo­rii Kościo­ła w Semi­na­rium Teo­lo­gicz­nym Zbo­rów Bożych w Spring­field tłum.: Roman Włod­kow­ski


Tekst uka­zał się w kwar­ta­li­ni­ku “Źró­dło”


Redak­cja Maga­zy­nu Sem­pre Refor­man­da ser­decz­nie dzię­ku­je redak­cji “Źró­dła” za moż­li­wość wyko­rzy­sta­nia tego mate­ria­łu na naszych stro­nach.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.