Magazyn

“Wbólwstąpienie” — Stabat Mater a oblicza Piety


Krwa­wy zdrój Mat­czy­nych łez!Twoja to dzie­ci­na kona,Twoją pier­sią wykar­mio­naK­to jej nadał Węża postać?Kto śmie ser­cem bólem chłostać?Krwawy zdrój Mat­czy­nych łez!(Chri­stian Frie­drich Hen­ri­ci [1])


Na cmen­ta­rzu w Słu­bi­cach jest jeden szcze­gól­ny grób. Rzad­ko poja­wia­ją się na nim pla­sti­ko­we kwia­ty, ale pra­wie zawsze pali się znicz. Znaj­du­je się on tam, gdzie te naj­trud­niej­sze, naj­smut­niej­sze i naj­mniej­sze mogi­ły dzie­ci. Pocho­wa­no w nim czwo­ro rodzeń­stwa. Data uro­dzin, data śmier­ci, rok lub dwa lata póź­niej znów data uro­dzin i data śmier­ci. I tak czte­ry razy. Dzie­ci umie­ra­ły mając kil­ka lat. Pomnik ten jest zarów­no pomni­kiem nadziei nie­szczę­snych rodzi­ców, jak i tra­gicz­ne­go prze­kre­śle­nia tych nadziei. Jest to chy­ba naj­smut­niej­szy grób, jaki widzia­łam.


1.Co ci, mój synu?


Śmierć wła­sne­go dziec­ka jest podwój­nie trud­na: z jed­nej stro­ny jest to zabu­rze­nie pew­ne­go natu­ral­ne­go, bio­lo­gicz­ne­go ryt­mu, bo oto dziec­ko umie­ra przed mat­ką, a z dru­giej stro­ny umie­ra też cząst­ka mat­ki. To ona jest osie­ro­co­na. Cier­pie­nie mitycz­nej Nio­be po stra­cie czter­na­ścior­ga dzie­ci było tak wiel­kie, że nawet z kamie­nia, w któ­ry zaklę­ta była jej dusza, pły­nę­ły łzy. Ale jej ból był uka­ra­niem dumy. Pierw­szą mat­ką w histo­rii chrze­ści­jań­skiej kul­tu­ry, któ­ra zna­la­zła się w tak eks­tre­mal­nej sytu­acji będąc nie­win­ną, była Maria. Mat­ka Chry­stu­sa z nie­zwy­kłą miło­ścią macie­rzyń­ską do Boga- cudow­nie poczę­ła, sym­bo­licz­nie uro­dzi­ła w sta­jen­ce, towa­rzy­szy­ła i wresz­cie patrzy­ła na ofia­rę swo­je­go Syna, na jego powol­ną mękę na krzy­żu. Ofia­ra Chry­stu­sa, odku­pie­nie grze­chów, wypeł­nie­nie się, doko­na­nie się- boski wymiar sytu­acji nie może zła­go­dzić bólu Mat­ki. Ta Mater Dolo­ro­sa jest bole­snym rewer­sem Madon­ny z Dzie­ciąt­kiem na ręku. Uro­dzić nie­śmier­tel­ne­go Boga i opła­ki­wać jego śmierć? Gorz­ko i pięk­nie zara­zem mówi Pie­ta w wier­szu Raine­ra Marii Ril­ke­go:”(…)Ty będziesz wiel­ki -.…i będziesz wiel­ki, By wiel­ce bole­sną­Po­nad moje­go ser­ca zro­zu­mie­nie­Przejść drogę.A teraz leżysz w poprzek mego łona,Teraz cię już uro­dzić­Nie mogę.” [2]


Połą­cze­nie bosko­ści i ludz­kiej bli­sko­ści, w któ­rej jest miej­sce na płacz, żal, ból sta­no­wi o tym emo­cjo­nal­nym żarze sce­ny pasji. Z tego obra­zu wyro­sły dwa moty­wy iko­no­gra­ficz­ne: Mat­ki Boskiej Bole­snej oraz Pie­ty [3], czy­li wize­ru­nek Marii z cia­łem Chry­stu­sa na kola­nach, będą­cej wcie­le­niem idei pie­tàs to jest wier­nej, lito­ści­wej miło­ści, któ­ra pro­wa­dzi do speł­nie­nia obo­wiąz­ku. Dro­ga, któ­rą prze­cho­dzi Chry­stus, a któ­ra jest “ponad ser­ca zro­zu­mie­nie” jest w isto­cie dro­ga koła. Jak dziec­ko, nie jak Bóg, doświad­cza mat­ki jako ciem­ne­go, cie­płe­go wnę­trza, potem przy­cho­dzi na świat, któ­ry jako Bóg ma odku­pić, umie­ra na krzy­żu za ludz­kość, a potem niczym dziec­ko zosta­je przy­gar­nię­ty do mat­czy­ne­go łona. “Zaraz cię nakar­mię”, mogła­by mówić Mary­ja na tym obra­zie ano­ni­mo­we­go mało­pol­skie­go mala­rza.


2. Wyglą­dasz tak dziw­nie bla­do jak­byś nie wziął dziś do szko­ły śnia­da­nia


Mówi się cza­sem, ze Mat­ka Boska jest pierw­szą oso­bą, któ­ra prze­kra­cza gra­ni­cę mię­dzy Nowym a Sta­rym Testa­men­tem. Bez­sil­ność, zawie­dzio­ne nadzie­je rodzi­ciel­ki nie­win­nej ofia­ry — lament Naj­święt­szej Marii Pan­ny nie ma jed­no­znacz­ne­go opar­cia w Nowym Testa­men­cie [4]. Jedy­nie św. Jan wspo­mi­na o współ­udzia­le Mat­ki w męce Syna. Bar­dzo wcze­śnie nie­ka­no­nicz­ne pisma chrze­ści­jań­skie zaczę­ły przed­sta­wiać sce­nę ostat­nie­go poże­gna­nia Mat­ki z Synem, doda­jąc następ­nie nowe ele­men­ty, jak na przy­kład przej­mu­ją­cą apo­stro­fę Mat­ki do ludzi ota­cza­ją­cych krzyż, by wzię­li udział w jej roz­pa­czy. Z obra­zu wykieł­ko­wa­ły sło­wa. Piśmien­nic­two i sztu­ki pla­stycz­ne popu­la­ry­zo­wa­ły sce­nę lamen­tu pod krzy­żem, prze­nik­nę­ła ona wiec do wyobraź­ni reli­gij­nej ludzi śre­dnio­wie­cza. Boga­to roz­wi­ja­ją­cy się w Euro­pie od XI wie­ku a w Pol­sce od XIII wie­ku kult Marii wzbo­ga­cał jej com­pas­sio o dodat­ko­we szcze­gó­ły. [5] Wspar­cie teo­lo­gicz­ne dawa­ła boga­ta lite­ra­tu­ra medy­ta­cyj­na np. Pas­sio Chri­sti et ope­ra Chri­sti Jaku­ba de Vitry. Wyraz arty­stycz­ny sce­ny pod krzy­żem, siła eks­pre­sji i nie­zwy­kłe nasy­ce­nie emo­cjo­nal­ne spra­wi­ły, że lament Marii pod krzy­żem zyski­wał tak­że poetyc­ką for­mę mie­dzy inny­mi w sekwen­cjach: Fle­te fide­les ani­mae. Słyn­na, trzy­na­sto­wiecz­na pieśń Sta­bat Mater Dolo­ro­sa autor­stwa Jaca­po­ne da Todi upo­wszech­ni­ła zespół topo­sów tre­ścio­wych miesz­czą­cych się w tema­cie Marii pod krzy­żem, Jej dolo­res sta­je się sym­bo­lem uni­wer­sal­nym, bli­skim krwio­bie­gu czło­wie­ka. Te lirycz­ne lamen­ty Marii moż­na uznać za osob­ny gatu­nek. Utwór, któ­re­mu w lite­ra­tu­rze łaciń­skiej euro­pej­skie­go śre­dnio­wie­cza nada­no nazwę plank­tu ( planc­tus ‑płacz, lament, narze­ka­nie; inne pokrew­ne nazwy to lamen­ta­tio, lamen­tum) nale­żał do litur­gii Wiel­kie­go Tygo­dnia. Planc­tus Mariae poja­wił się w dru­giej poło­wie XII wie­ku jako skład­nik litur­gii wiel­ko­piąt­ko­wej, a wyko­ny­wa­ny był praw­do­po­dob­nie pod­czas ado­ra­cji Krzy­ża. Plank­ty wcho­dzi­ły też w skład miste­riów pasyj­nych. Do dra­ma­tycz­ne­go obrzę­du Wiel­kie­go Piąt­ku plankt wpro­wa­dzał ele­men­ty lirycz­ne. Tra­ge­dię męki i śmier­ci na Gol­go­cie dopeł­niał tra­ge­dią emo­cjo­nal­ną Mat­ki: wzru­sze­nio­wo- bo odwo­łu­je się do doświad­cze­nia czło­wie­ka i eks­po­nu­je ludz­ką wspól­no­tę uczuć, a teo­lo­gicz­nie- bo złą­cze­nie się Marii z Synem w cier­pie­niu czy­ni z niej współ­od­ku­pi­ciel­kę świa­ta. Na pol­skim pod­ło­żu pięk­nym repre­zen­tan­tem plank­tu jest utwór zna­ny pod trze­ma nazwa­mi: Lament świę­to­krzy­ski (ze wzglę­du na for­mę wier­sza i miej­sce jego odna­le­zie­nia), Posłu­chaj­cie bra­cia miła… (inci­pit) oraz Żale Mat­ki Boskiej pod krzy­żem (wska­za­nie oko­licz­no­ści skar­gi z poda­niem for­my). Jest to utwór ano­ni­mo­wy, wcho­dzą­cy w skład tzw. Pie­śni łyso­gór­skich. Jego tekst jest zna­ny na pod­sta­wie ręko­pi­su z lat sie­dem­dzie­sią­tych XV wie­ku, prze­cho­wy­wa­ne­go w biblio­te­ce klasz­to­ru św. Krzy­ża (póź­niej odna­le­zio­ny w Biblio­te­ce Publicz­nej w Peters­bur­gu, zagi­nął oko­ło 1944 roku w Biblio­te­ce Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go. Pier­wo­druk uka­zał się w ” Biblio­te­ce Pol­skiej” w 1826 roku). [7]


3. On już nie jest chłop­cem, Mat­ko, on już jest Bogiem.


To, co jest naj­bar­dziej wyjąt­ko­we to oso­bi­sta tona­cja wypo­wie­dzi Marii, owa ludz­kość i bli­skość doświad­cza­ne­go bólu, żalu, zło­ści. Zamia­na losu boskie­go na ludz­ki, jakiej doko­nał Chry­stus nie była zamia­ną na niby. Była zamia­ną kró­le­stwa i chwa­ły na praw­dzi­we cier­nie, łzy i ból zmal­tre­to­wa­ne­go cia­ła. Karl Barth, duchow­ny i zna­ny teo­log ewan­ge­lic­ko-refor­mo­wa­ny w kaza­niu wygło­szo­nym w bazy­lej­skim wie­zie­niu w 1957 roku mówił: “Naszą histo­rię On chciał uczy­nić swo­ją histo­rią, ponie­waż nasz grzech wziął na sie­bie (…) Jego, któ­ry nie zasłu­żył na śmierć, śmierć poko­na­ła i wyko­na­ła się nad Nim aż do koń­ca”. [8] Maria wie, że musi się ” doko­nać”, ofia­ra Chry­stu­sa jest koniecz­na, ale nie zmie­nia to fak­tu, że mat­czy­ne ser­ce cier­pi. Jest mat­ką dziec­ka, któ­re prze­ży­wa na sobie cała zło­wiesz­czą rze­czy­wi­stość śmier­ci w swym na wskroś ludz­kim cie­le, z ludz­kim lękiem i zwątpieniem.“Posłuchajcie, bra­cia miła” w tej wstęp­nej apo­stro­fie Mat­ka zwra­ca się do ludzi skar­żąc się na swój smu­tek, któ­ry stał się jej udzia­łem w Wiel­ki Pią­tek. Jest to kolej­ne wcie­le­nie topo­su roz­po­zna­ne­go już w histo­rii kul­tu­ry ” ja powiem- wy słu­chaj­cie”. [9] Dru­gie zawo­ła­nie “Poża­łuj mię sta­ry, mło­dy” jest ponow­nym zwro­tem do wszyst­kich słu­cha­czy tym razem z proś­bą o “poża­ło­wa­nie”, aby ludzie ota­cza­ją­cy krzyż wzię­li udział w jej roz­pa­czy. Aby podzie­li­li ten smu­tek, odję­li z nie­go część dla sie­bie. Jest to też proś­ba o wspól­no­tę w bólu i żalu w “krwa­wych godach: Jed­ne­go­ciem syna mia­ła”. Wyda­je się, że autor świa­do­mie poło­żył akcent na stra­tę jedy­ne­go Syna nie w wymia­rze głę­bo­ko teo­lo­gicz­nym, ale w wymia­rze ludz­kim, psy­cho­lo­gicz­nym. Oto Mat­ka sto­ją­ca pod krzy­żem patrzy na nie­za­wi­nio­ne katu­sze swe­go jedy­ne­go syna, umie­ra cząst­ka jej samej. Takie­go umie­ra­nia doświad­cza­ją mat­ki, któ­rych dzie­ci giną, w bitwach, wypad­kach, inku­ba­to­rach, na nie­zli­czo­nej ilo­ści codzien­nych krzy­ży. Jezus jest tak bar­dzo, tak praw­dzi­wie czło­wie­kiem, że- jak pisał Rainer Maria Ril­ke- może zakry­wać swym czło­wie­czeń­stwem Boga. [10]Dopiero od nastę­pu­ją­cej trze­ciej zwrot­ki zaczy­na się wła­ści­wy lament Marii, któ­ra mówi o sobie samej “ubo­ga żena”. Sło­wo ubo­ga z łaci­ny miser przy­wo­dzi na myśl nie­zwy­kłej uro­dy utwo­ry pasyj­ne “Mise­re­re” wyko­ny­wa­ne w cza­sie ostat­nich trzech dni Wiel­kie­go Tygo­dnia, a któ­re sta­ły się śpie­wa­ną skar­gą, pła­czem cier­pią­cych. Aran­ża­cje Mise­re­re Gre­go­rio Alle­gri­’e­go czy Sta­bat Mater Pale­stri­ny w wyko­na­niu chó­ru Cla­re Col­le­ge z Cam­brid­ge słu­cha­ne w cza­sie pisa­nia tych słów, nawet dziś, z okre­ślo­nym “tu i teraz” XXI wie­ku brzmią przej­mu­ją­co i dra­ma­tycz­nie. Trze­cia stro­fa jest nie­ty­po­wa pod wie­lo­ma wzglę­da­mi: mat­ka rela­cjo­nu­je nie­ja­ko “na bie­żą­co”, w cza­sie teraź­niej­szym widzia­ną przez sie­bie sce­nę, odda­jąc rów­nież jej dyna­mizm (wygląd Jezu­sa na krzy­żu, agre­syw­ne zacho­wa­nie Żyda).Jest to wręcz repor­ta­żo­wy zapis sytu­acji, migaw­ka zda­rzeń. War­to tak­że zwró­cić uwa­gę na cha­rak­te­ry­stycz­ny epi­tet krwa­wy , któ­ry poja­wia się w trzech stro­fach aż czte­ry razy. Motyw krwi, tak moc­no wyeks­po­no­wa­ny w utwo­rze, ma boga­te pole seman­tycz­nych odnie­sień w kul­tu­rze chrze­ści­jań­skiej i w spo­sób nie­ro­ze­rwal­ny łączy się z wyobra­że­niem męki i śmier­ci Chry­stu­sa. Jest to krew pojed­na­nia, odku­pie­nia, krew doko­na­na. Phi­lip­pe Ari­ès pisał: “Śmierć Chry­stu­sa na krzy­żu, dla duchow­nych teo­lo­gicz­ny odpo­wied­nik pogo­dze­nia się z losem, dla laików nie była już skut­kiem grze­chu pier­wo­rod­ne­go. Sta­je się krwa­wią­cym cia­łem zdję­tym z krzy­ża, Pie­tą, nowy­mi i wstrzą­sa­ją­cy­mi obra­za­mi, teo­lo­gicz­nym odpo­wied­ni­kiem śmier­ci fizycz­nej, bole­sne­go roz­sta­nia, powszech­nym roz­kła­dem z maka­brycz­nych obra­zów.” [11] To krwa­wią­ce cia­ło, krwa­wa godzi­na i oksy­mo­ron krwa­we gody sta­no­wią prze­no­śne okre­śle­nia śmier­ci i męki pań­skiej. Nar­ra­cyj­ny opis ma wpro­wa­dzić czy­tel­ni­ka w kli­mat uczuć przej­mu­ją­ce­go mono­lo­gu Marii, któ­ry podzie­lo­ny jest nie­ja­ko na trzy nastę­pu­ją­ce po sobie apo­stro­fy. Zwrot do Syn­ka wypeł­nia dwie stro­fy. Mat­ka zwra­ca się piesz­czo­tli­wie poprzez zdrob­nie­nie do swe­go Dziec­ka, mówiąc, że chcia­ła­by dzie­lić z Nim rany, ulżyć mu w cier­pie­niu, pode­przeć opa­da­ją­cą gło­wę (ponow­ne demi­nu­ti­vum: głów­ka), obe­trzeć spły­wa­ją­cą krew, podać spra­gnio­ne­mu coś do picia. Chce się nim zaopie­ko­wać, zro­bić śnia­da­nie, spa­ko­wać tor­ni­ster, obe­trzeć krew z nosa roz­bi­te­go przez łobu­za Juda­sza, jak pisał Gro­cho­wiak. [12] Nie może jed­nak spro­stać zada­niu, bo nie dosię­ga wyso­ko wiszą­ce­go cia­ła Syna — zosta­je już zary­so­wa­ny sym­bo­licz­ny układ prze­strzen­ny sytu­acji. Na próż­no Mat­ka ocze­ku­je słów pocie­chy od swej “nadziei miłej.” Nie ma w tej wypo­wie­dzi zna­mion bosko­ści, nie­zwy­kło­ści ofia­ry, tezy o odku­pie­niu — jest tyl­ko zwy­kła mat­czy­na tro­ska, ale pod­nie­sio­na do god­no­ści naj­tra­gicz­niej­sze­go ludz­kie­go doświad­cze­nia egzy­sten­cjal­ne­go — bo oto Mat­ka musi bez­rad­nie patrzeć na śmierć swe­go Syna. Spla­ta­ją się tutaj dwa topo­sy cha­rak­te­ry­stycz­ne dla utwo­rów o tema­ty­ce pasyj­nej: pra­gnie­nie Marii aby dzie­lić z Synem jego mękę, a nawet śmierć, a tak­że apo­kry­ficz­ny topos opusz­cze­nia Mat­ki przez Dziec­ko. [13] Mat­ka rodzi Dziec­ko, kar­mi je trosz­czy się o nie, a ono ją zosta­wia- treść ta legi­ty­mu­je się zarów­no dłu­gą, euro­pej­ską tra­dy­cją, jak i natu­ral­ną pro­sto­tą ludz­kie­go doświad­cze­nia. Syn­ku bych cie nisko mia­ła- nie na krzy­żu, ale przy sobie, byś był małym dziec­kiem. W tak eks­tre­mal­nej sytu­acji poja­wia się bunt, nie­zgo­da. Zwrot ” O anje­le Gabry­je­le, Gdzież jest ono wese­le?” pełen jest wyrzu­tu, zło­ści. Przy­po­mnia­na zosta­je sce­na zwia­sto­wa­nia- zapo­wiedź szczę­ścia, rado­ści świę­te­go macie­rzyń­stwa. W Lamen­cie na sze­ro­kiej ska­li uczuć teraz jest czas na złość, roz­ża­le­nie. Ostat­nie sło­wa w wer­sach szó­stej stro­fy to kolej­no: wese­le, wie­le, miło­ści, żało­ści, kości . Wer­sy wybrzmie­wa­ją wiec sło­wa­mi moc­ny­mi, suge­styw­ny­mi, zesta­wio­ny­mi na zasa­dzie kon­tra­stu, a ostat­nie kości nie jest już abs­trac­tum, ale pozo­sta­je w sfe­rze jak naj­bar­dziej cie­le­snej, aby spo­tę­go­wać jesz­cze bar­dziej wani­ta­tyw­ność, pro­fa­num sło­wa “spróch­nia­ło”. Dalej nastę­pu­je apo­stro­fa do matek, aby pro­si­ły Boga o to, by nie musia­ły tak bar­dzo cier­pieć z powo­du nie­szczę­ścia swych dzie­ci. Wyeks­po­no­wa­na zosta­je w tym miej­scu ludz­ka wspól­no­ta uczuć. Proś­ba o współ­czu­cie pobrzmie­wa tu jak nawo­ły­wa­nie do modli­twy wszyst­kich matek. Ponow­nie zosta­je zaak­cen­to­wa­na, wyra­żo­na już wcze­śniej w dru­giej stro­fie, myśl o “jedy­no­ści” Syna, któ­ry umie­ra roz­bi­ty na krzy­żu, na drew­nie, któ­re łak­nie.


Stro­ny: 1 | 2 | 3


______________________________Przypisy:


[1] Ch. F. Hen­ri­ci, tłum. S. Barań­czak, Pasja według św. Mate­usza, w: Zeszy­ty Lite­rac­kie, nr 66 ( XVII), s. 32.[2] R. M. Ril­ke, Poezje, War­sza­wa 1959, s. 119.[3] Zob. obszer­ne stu­dium iko­no­gra­ficz­ne moty­wu Mat­ki Boskiej Bole­snej w pol­skiej sztu­ce rene­san­su i baro­ku por. M. Pie­las, Mat­ka Boska Bole­sna, Kra­ków 2000.[4] T. Micha­łow­ska, Śre­dnio­wie­cze, War­sza­wa 1997, s. 454.[5] Ibi­dem, s. 451.[6] Ibi­dem, s. 452.[7] Lite­ra­tu­ra pol­ska. Prze­wod­nik ency­klo­pe­dycz­ny, pod red. J.Krzyżanowskiego i Cz. Her­na­sa, t.2, War­sza­wa 1985, s. 206.[8] J. St. Pasierb, Ta noc, w: Tygo­dnik powszech­ny, 18.04.1965 (16), s.11[9] T. Micha­łow­ska, op.cit., s. 453.[10] I. Zie­miń­ski, Śmierć Jezu­sa z Naza­re­tu, w: Znak, lipiec 1994 nr.470 (7), s. 85.[11] P. Ari­ès, Czło­wiek i śmierć, War­sza­wa 1989, s. 143.[12] S. Gro­cho­wiak, Wier­sze wybra­ne, War­sza­wa 1978, s. 305.[13] T. Michał­kow­ska, op.cit., s. 456.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.