Wspomnij na swe miłosierdzie
- 15 maja, 2003
- przeczytasz w 10 minut
Pan jest łagodny i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy. Pan jest dobry dla wszystkich i Jego miłosierdzie ogarnia wszystkie Jego dzieła (Ps 145, 8–9). Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6, 36).
Tajemnica miłosierdzia jest objawiona na całym świecie, we wszystkich religiach. Chrześcijaństwo otrzymało to objawienie od Boga przez proroków, „a w tych ostatecznych dniach” przez Syna i Jego Apostołów. Inne religie, ujawniając głód miłosierdzia w ludzkich sercach, głoszą jednocześnie jego potrzebę. Warto więc przyjrzeć się tej wielkiej potrzebie miłosierdzia i poszukać źródła, z którego można je czerpać.
Bądźcie miłosierni… Czy i jak człowiek spełnia to polecenie Jezusa? Poszukajmy odpowiedzi bardzo daleko od chrześcijaństwa, bo aż… w buddyzmie. Jest to pozorna odległość, gdyż okaże się, że ludzie będący miłosiernymi zgodnie z wymogami buddyzmu, pozostają jednocześnie niedaleko od królestwa Bożego, które przecież głosił Chrystus.
Z pierwotnego buddyzmu wyodrębniły się dwa podstawowe nurty religijno-etyczne: „mały wóz” (hinajana) i „wielki wóz” (mahajana). Ideałem „małego wozu” jest oświecony pustelnik, arhat, który „spaceruje po świecie samotnie”. Droga zbawienia, proponowana przez hinajanę, jest drogą ekskluzywną, przeznaczoną jedynie dla mnichów, którzy zawsze stanowią mniejszość pośród wyznawców danej religii. I właśnie dlatego ten „wóz”, za pośrednictwem którego urzeczywistnia się zbawienie, jest „mały”. Kierunek ten rozwijał się głównie w klasztorach, gdzie były najdogodniejsze warunki do spełnienia jego podstawowego wymogu, którym jest zbawienie siebie samego (autosoteryzm). Osiągnąć hinajanistyczny szczyt świętości, a więc stać się arhatem, można tylko dzięki długotrwałej ascezie.
Inny jest ideał „wielkiego wozu” (mahajany). Ponieważ jego zwolennicy przyjmują możliwość zbawienia wszystkich ludzi, a nawet wszelkiego stworzenia, konieczne było rozwinięcie ideału bodhisattwy, pośrednika zbawczego. Bodhisattwa jest tym, który już osiągnął doskonałość i mógłby wejść do nirwany, czyli stanu ostatecznego zbawienia i celu życia wszystkich buddystów, nie czyni tego jednak ze względu na solidarność z tymi, którzy od zbawienia są jeszcze bardzo daleko. Bodhisattwa żyje po to, by zbawić wszystkie żywe istoty, a do nirwany wejdzie jako ostatni. Taka postawa jest przykładem wielkiego miłosierdzia dla wszystkiego, co istnieje.
W świadomości buddystów te dwa ideały — arhata i bodhisattwy — nie wykluczają się wzajemnie, gdyż arhat wie, że (…) jest w jedności z wszystkim, co istnieje, a bodhisattwa pragnie udostępnić wszystkim szczęście arhata. Patrząc na te postawy z chrześcijańskiego punktu widzenia, lecz posługując się buddyjską terminologią można powiedzieć, że tak Matka Teresa — jako bodhisattwa — służyła do niedawna ludziom, jak im niegdyś — jako arhat — służył Szymon Słupnik. Zewnętrzna różnica między tymi ideałami wyrasta z wewnętrznego konfliktu ludzkiego serca, pragnącego oddać się zupełnie Bogu, nie zapominając jednocześnie o bliźnich. Ból związany z wyborem postawy arhata lub bodhisattwy nie został oszczędzony wielu świętym chrześcijańskim, a nawet samemu… Jezusowi.
Właśnie taki dylemat — zostać arhatem czy bodhisattwą — stanął przed św. Pawłem:Dla mnie bowiem żyć — to Chrystus, a umrzeć — to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele — to dla mnie owocna praca. Co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele — to bardziej dla was konieczne. A ufny w to, wiem, że pozostanę, i to pozostanę dla was wszystkich, dla waszego postępu i radości w wierze, aby rosła wasza duma w Chrystusie przeze mnie, przez moją ponowną obecność u was (Flp 1, 21–26).
W tych samych kategoriach można odczytać wspaniały hymn św. Pawła o Jezusie:On istniejąc w postaci (sytuacji) Bożej, nie skorzystał ze sposobności,aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać (sytuację) sługi,stawszy się podobnym do ludzi (Flp 2, 6–7).
Zgodnie z nauką św. Pawła, wyrażoną w tych słowach, Jezus „przed wiekami” dokonał wyboru. Zrezygnował z możliwości pozostania wyłącznie w swojej Boskiej naturze, a tym samym z właściwego tylko Bogu szczęścia. Nie zadowalało Go szczęście Boskiego Arhata, pozostającego ponad ludzkim nieszczęściem. Nie skorzystał z tej sposobności, lecz stał się bodhisattwą — tym, który poświęca się dla innych. Stając się człowiekiem przyjął na siebie ludzkie cierpienie.
Na podstawie tego porównania bodhisattwy z Chrystusem nie można oczywiście wyciągać wniosku, że buddyzm jest religią równie doskonałą jak chrześcijaństwo, ponieważ jest w nim obecny tak wzniosły ideał miłosierdzia. Zestawienie to pozwala dostrzec objawienie tajemnicy Bożego miłosierdzia wszystkim ludziom na całym świecie. Miłosierdzie swoje objawiał Bóg wielokrotnie przez proroków, by ostatecznie i w pełni objawić je przez swojego Syna (por. Hbr 1, 1), a potem ogłosić przez Apostołów. To objawienie, zawarte w Piśmie św., jest przechowywane i przekazywane innym przez Kościół. Bóg jednak troszczy się o każdego człowieka, dlatego tam, gdzie nie dotarła jeszcze Dobra Nowina, to wielkie objawienie Bożego miłosierdzia — choć nie w takiej samej mierze jak w chrześcijaństwie — zostało zapisane w ludzkich sercach.
Z Jezusem Chrystusem nie może się równać żaden bodhisattwa, choć bowiem jest — zgodnie z buddyjskimi wierzeniami — u szczytu doskonałości, to jednak w dalszym ciągu pozostaje tylko człowiekiem. Bodhisattwa nadal jest „z niskości”, podczas gdy Jezus jest „z wysoka”. Bodhisattwa nie potrafi dla zbawienia swych braci przekroczyć granic swego bytu, tak jak Jezus, który nie przestając być Bogiem, stał się człowiekiem, dzięki czemu my możemy stać się „uczestnikami Boskiej natury” (2 P 1, 4). Chociaż więc żaden bodhisattwa nie dorównuje Chrystusowi swym oddaniem dla drugiego człowieka, jak również zbawczą „skutecznością”, to jednak istnienie takiego ideału, ukształtowanego w buddyzmie i wcielanie go w życie wskazuje na wielki głód miłosierdzia, który tylko Bóg może zaspokoić.
Buddyzm jest religią współczucia, czyli miłosierdzia wobec wszystkiego, co żyje. To wielkie miłosierdzie jest drogą buddyjskich mnichów, wyrażoną w ślubowaniach:Chociaż czujące istoty są niezliczone, ślubuję zbawić je wszystkie;chociaż chciwość, nienawiść i ignorancja powstają bez końca, ślubuję je wykorzenić;chociaż Dharma jest rozległa i niezgłębiona, ślubuję zrozumieć ją;chociaż Droga Buddy jest poza osiąganiem, ślubuję ucieleśnić ją całkowicie.
Jest rzeczą oczywistą, że żaden buddysta nie może spełnić tych ślubowań, podobnie jak żaden chrześcijanin nie jest w stanie doskonale wypełnić Bożego prawa. Jednak tak jeden, jak i drugi winien się starać realizować je najlepiej jak może. Tak też należy rozumieć wysiłki podjęte dla wypełnienia Reguł życia dla bodhisattwy, napisanych przez buddyjskiego świętego i uczonego, Śantidewę, żyjącego w VIII wieku:
(fragmenty)Niech wszystkie istoty,gdziekolwiek by się znajdowały, udręczone cierpieniem ciała i duszy,dotrą, mocą moich zasług,do morza szczęśliwości.
Niech ich szczęście (w tym świecie),jak długo pozostają w kręgu istnienia, nigdy się nie zmniejszai niech na wszystkie spływa bezustanniechmura radości bodhisattwy.
Niech wszyscy, którzy czują się chorzy i nieszczęśliwi,szybko zostaną uwolnieni od swego cierpienia,i niech żadna chorobanie pojawi się już więcej na świecie.
Niech żadna istota żyjąca nigdy nie dozna cierpienia,nie czyni zła i nie choruje,nikogo niech nie ogarnia lęk,nikt niech nie będzie lekceważony,niczyjego serca niech nie napełnia przygnębienie.
Jak długo trwa wszechświati jak długo istnieje jeszcze istota żyjąca,tak długo powinienem się staraćzapobiegać nędzy świata.
Niech wszystko, co sprawia ból istocie żyjącej,we mnie (tylko) się przejawi (podkreśl. J.K.)i niech wszystko, co żyje tu, na ziemi,dozna szczęśliwościdzięki mocy bodhisattwy sanghi.
Można by zapytać, czy nie jest to buddyjska odpowiedź na „oczekiwanie stworzenia”, ujawnione przez św. Pawła:Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności — nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał — w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć wolności i chwale dzieci Bożych (Rz 8, 19–21).
Dla buddystów tymi „synami Bożymi” są bodhisattwowie, którzy starają się obdarzyć wszystkie żywe istoty upragnioną wolnością. Jednakże dla nas, chrześcijan, Jedynym Bodhisattwą jest Jezus Chrystus. I jak „w Adamie” zostaliśmy wraz z całym stworzeniem poddani marności, tak „w Chrystusie” i przez Chrystusa zostaniemy wyzwoleni z „niewoli zepsucia”, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni (Dz 4, 12). Tak więc Jezus jest Jedynym Bodhisattwą, a każdy buddyjski bodhisattwa — Jego prorokiem dla wyznawców tej religii.
Można powiedzieć, że szewc z Aleksandrii czy też młody chasyd, do których przykładów już się odwoływałem (por. Wstawiennictwo), w pełni zrealizowali ideał bodhisattwy. Każdy z nich bierze na siebie cudzy grzech i wynikające stąd cierpienie. Tego rodzaju postępowanie zawsze jest udziałem, choćby nie uświadomionym, w uniżeniu Jedynego Bodhisattwy, który stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się synem Bożym. Jest to zatem „wcielenie” w sytuację drugiego człowieka, wynikające z troski o jego zbawienie, nieporównywalne jednak z doskonałym Wcieleniem Syna Bożego, dzięki któremu możliwym się stało nasze odkupienie. Skoro bodhisattwa, będący „zwykłym” śmiertelnikiem, może pociągnąć drugiego człowieka „ku górze”, to o ileż bardziej Jezus Chrystus, który — zgodnie ze słowami Starożytnej homilii na Świętą i Wielką Sobotę — w otchłani rzekł do Adama, a „w Adamie” do każdego z nas: Powstań, wyjdźmy stąd! Ty bowiem jesteś we Mnie, a Ja w tobie, jako jedna i niepodzielna osoba. Wcielenie „do takich granic” jest możliwe tylko dla Syna Człowieczego, nikt bowiem tak, jak On nie jest w stanie wejść w położenie drugiego człowieka. Dlatego też zbawić na wieki może całkowicie tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi (Hbr 7, 25).
Zgodnie z Bożym wymogiem wyznawcy różnych religii starają się być miłosierni, jednakże tak, „jak Ojciec” (por. Łk 6, 36), miłosierny jest tylko Jego Jednorodzony Syn. Dlatego też przykład najdoskonalszego miłosierdzia można znaleźć jedynie w chrześcijaństwie, gdyż jest ono religią głoszącą Miłosiernego Syna Bożego. Jezus, aby pouczyć nas, czym jest prawdziwe miłosierdzie, a czym jego brak, najczęściej „mówił w przypowieściach”, gdyż użycie tego środka — ze względu na jego prostotę — dawało Mu gwarancję pełnego zrozumienia przez wszystkich słuchaczy. Do najbardziej znanych należy przypowieść „O nielitościwym dłużniku”, czy też „O miłosiernym samarytaninie”. Trudno nie zauważyć wielu innych jego wypowiedzi na temat miłości i miłosierdzia względem bliźnich. Przede wszystkim jednak Jezus nauczał całym swoim życiem, co św. Piotr ujął krótko, mówiąc, iż przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła (Dz 10, 38).
Koniec ziemskiego życia nie był dla Jezusa kresem pełnienia miłosierdzia względem ludzi, gdyż teraz — jak to już zostało zauważone — również żyje, aby się wstawiać za nimi. Miłosierdzie światu okazuje On także poprzez wybranych w tym celu „apostołów”, spośród których najbardziej współcześnie znaną postacią jest św. Faustyna. Za jej pośrednictwem Jezus Chrystus przypomniał światu, że gotów jest nam odpuścić każdy grzech, jeżeli z ufnością powierzymy się Jego miłosierdziu. Ufność — trzeba to jeszcze raz podkreślić — jest podstawowym warunkiem dostąpienia Bożego miłosierdzia. Ostatni akt Jego ziemskiego życia był aktem miłosierdzia (Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze mną będziesz w raju), „wywołanym” przez ufność człowieka (Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa). Ta historyczna chwila może być uobecniona w sposób mistyczny w życiu każdego z nas:Choć przez krótki moment zagłębiaj się w Mojej Męce, szczególnie w Moim opuszczeniu w chwili konania. Jest to godzina wielkiego miłosierdzia dla świata całego. Pozwolę ci wnikać w mój śmiertelny smutek, w tej godzinie nie odmówię duszy niczego, która Mnie prosi przez Mękę Moją.
Siostrze Faustynie i jej przesłaniu poświęcono już wiele miejsca. Spośród środków, które ona poleca w celu dostąpienia Bożego miłosierdzia, warto zwrócić uwagę na Koronkę do Miłosierdzia Bożego, podyktowaną przez samego Jezusa:Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego, Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata. Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i całego świata.
W czym tkwi „tajemnica skuteczności” tej modlitwy? Wydaje się, że jej siła pochodzi z jej teologicznej „zawartości”. Dostępujemy miłosierdzia „nie z powodu naszych zasług”, lecz „dla Jego bolesnej męki”, ze względu na Jego Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo… ze względu na Najdoskonalszą Ofiarę Najdoskonalszego Bodhisattwy — Jezusa Chrystusa. Oto cena naszego zbawienia.
Warto jeszcze zauważyć, że była tu mowa o „prorokach” i „apostołach” Bożego miłosierdzia. Jaki związek z omawianą rzeczywistością mają te terminy? Trzeba pamiętać, iż prorok głosi „Tego, który ma przyjść” (por. Mt 11, 3), apostoł natomiast Tego, który nie tylko przyszedł, lecz także „przeszedł dobrze czyniąc” wszystkim (por. Dz 10, 38). Dla buddystów Jezus jest tym, który ma przyjść, dlatego każdy bodhisattwa jest Jego prorokiem, poprzedza Go, wskazuje na Niego. Chrześcijaństwo natomiast jest owocem Jego przejścia, dlatego chrześcijanie, którzy głoszą Jezusa, są Jego apostołami.