Zalety i braki zielonoświątkowych praktyk egzegetycznych
- 22 grudnia, 2003
- przeczytasz w 11 minut
Z niezwykłą uwagą i — nie ukrywam tego — satysfakcją czytam kolejne fragmenty Raportu Końcowego Dialogu katolicko-zielonoświątkowego. Moje zainteresowanie wynika stąd, że jeżeli rozmawiają ze sobą dwie grupy chrześcijan tak bardzo różniących się od siebie w wielu zasadniczych dla ich tożsamości kwestiach, to znaczy, że pokora leżąca u samych podstaw tego dialogu musi być owocem Ducha Świętego. A tam gdzie działa Duch Święty zawsze dzieje się coś ważnego dla Królestwa Bożego. Natomiast moja satysfakcja wynika z poczucia wspólnoty z tymi wszystkimi, którzy będąc świadomymi swojej tożsamości, nie pogardzają innymi, ale starają się ich zrozumieć i jednocześnie wytłumaczyć innym — na tym polega dialog — dlaczego są takimi, jakimi są.
Jestem jednak zaskoczony, że tego typu dokument zostaje udostępniony polskiemu czytelnikowi — tak katolickiemu jak i zielonoświątkowemu — dopiero po dwudziestu latach od czasu powstania. Z pewnością nie wynika to z trudności w tłumaczeniu z języka angielskiego… Ileż obydwa środowiska zaoszczędziłyby sobie inwektyw i wrogości, ileż rodzin zostałoby mniej poranionych, gdybyśmy mogli wcześniej skorzystać z dorobku tego niezwykłego dialogu. Ale — jak powiada przysłowie — lepiej później niż wcale. Dlatego tym większy szacunek dla Magazynu Teologicznego Semper Reformanda za tę publikację, dyskusję i… odwagę potrzebną do podjęcia tego tematu.
Zostałem poproszony o komentarz do fragmentów Raportu odnoszących się do kwestii związanych z Pismem Świętym i egzegezą. Będąc kaznodzieją zielonoświątkowym, siłą rzeczy skupię się na omówieniu tego zagadnienia z perspektywy zielonoświątkowca, ponieważ na to pozwalają mi wiedza i praktyka. Najpierw skupię się sprawach fundamentalnych, czyli stosunku do Biblii jako Objawienia. Następnie zarysuję mocne i słabe strony pentakostalnych praktyk egzegetycznych, a na końcu zwrócę uwagę na stojące przed naszym ruchem wyzwania w zakresie omawianych tutaj zagadnień.
Dla zielonoświątkowców, podobnie jak dla wszystkich nurtów konserwatywnego protestantyzmu, Objawienie Boże jest tożsame z tekstem Starego i Nowego Testamentu w językach oryginalnych. Cały tekst, w każdym słowie jest natchniony przez Ducha Świętego i nie zawiera żadnych błędów, legend, ani sprzeczności wewnętrznych. Jeżeli jakaś treść stoi w sprzeczności z aktualnymi wnioskami nauki (np.: antropologii, biologii, archeologii), to te wnioski są błędne lub nie dysponujemy jeszcze odpowiednimi danymi naukowymi, aby potwierdzić treść Biblii. Biblia jest więc w każdej konfrontacji z jakimkolwiek innym źródłem lub twierdzeniem w pozycji niczym niezmiennego autorytetu, ponieważ Bóg przemawiając nie mógł w żaden sposób pomylić się.
Mimo różnicy między tym stanowiskiem a rzymskokatolickim dotyczącym dwu kwestii: 1. Pismo jest jedynym objawieniem, 2. i to objawieniem pod każdym względem bezbłędnym, istnieje zgoda na temat kluczowego i wyjątkowego znaczenia Pisma dla życia Kościoła i jego wiary (por. pkt. 18–20). Nawet jeżeli rozumienie lub zastosowanie niektórych istotnych fragmentów jest odmienne (np. Mat 16:18; Mk 3:31nn; Jan 20:23), to zdecydowana większość przesłania biblijnego, a szczególnie ewangelicznego jest wspólna i stanowi płaszczyznę, na której rzymskiemu katolikowi i zielonoświątkowcowi porozumieć się najłatwiej. Decyduję się postawić tezę, że to Biblia zbliża, umożliwiając dialog i wspólną modlitwę przedstawicieli różnych nurtów chrześcijaństwa, w tym rzymskich katolików i zielonoświątkowców, a argumenty na rzecz tej tezy czerpię z inicjatyw wydawniczych (np. Przekład Ekumeniczny Nowego Testamentu, działalność Wydawnictwa Vocatio), coraz częstszych konferencji i konsultacji teologicznych, w których bazą do dyskusji jest Pismo Święte. Jednak najważniejszym owocem na gruncie polskim — chyba zupełnie nie uświadomionym ani po stronie zielonoświątkowej, ani tym bardziej katolickiej — jest wykształcenie biblijne wielu duchownych zielonoświątkowych na literaturze katolickich uczonych. Przy słabości polskiego protestantyzmu pod tym względem, jaką wiedzę posiadaliby absolwenci Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej lub Warszawskiego Seminarium Teologicznego (zielonoświątkowego) bez korzystania z dorobku takich katolickich autorów jak H. Langkammera, J. Kudasiewicza, czy L. Stachowiaka? Biblia — będąc narzędziem Ducha Świętego — zbliża!
Mówiąc o mocnej stronie pentakostalnych praktyk egzegetycznych pragnę zacząć od tego, że będąc w nurcie konserwatywnego protestantyzmu, zielonoświątkowcy brali — i nadal biorą udział — w duchowym boju o zachowanie we współczesnym świecie natchnionego charakteru Biblii i jej autorytetu. Rzymsko-katoliccy bibliści uchronili się przed skrajnie krytycznymi wnioskami biblistyki wyrosłej z oświeceniowego racjonalizmu dzięki czytaniu i interpretowaniu Pisma w świetle Tradycji, w czym wydatnie pomógł Urząd Nauczycielski (encykliki: Spiritus Para us z 1920 r. i Divini afflante Spiritu z 1943 r.). Natomiast nurt zielonoświątkowy osiągnął to samo odcinając się od metod stosowanych przez XX-wieczne szkoły historyczno-krytyczne (pkt. 23 Raportu). Przy czym czynnikiem decydującym o tym były nie tyle same metody badania tekstu, co wnioski formułowane przez te szkoły. Np.: jeżeli krytyka form (Formgeschichte) formułuje wniosek, że Ewangelia Mateusza składa się z pojedynczych jednostek literackich, które powstały w różnych środowiskach pierwotnych gmin chrześcijańskich (Sitz im Leben) i przekazuje nie tyle nauczanie Jezusa, co wiarę, a raczej odpowiedź na potrzeby tych pierwotnych gmin, to zielonoświątkowcy odrzucają takie wnioski i nabierają nieufności do metod, które do nich prowadzą. Dlatego, że zerwany zostaje związek między treścią Ewangelii a nauczaniem Jezusa, którego pierwotna nauka i postać stają się — wg Formgeschichte — niemożliwe do odtworzenia; to z kolei pociąga za sobą utratę przez tekst autorytetu samego Syna Bożego (por. pkt 23).
W związku z tym, że zielonoświątkowcy formułują swoje dogmaty wyłącznie w oparciu o interpretację tekstu Pisma (por. pkt. 20), zachowanie jego natchnionego charakteru jest niezbędne do utrzymania wszystkich najważniejszych, zbawczych dogmatów chrześcijańskich. Dotyczy to m.in. Trójjedności Boga, preegzystencji Chrystusa i Jego poczęcia z Ducha Świętego, odkupieńczej śmierci, zmartwychwstania, wniebowstąpienia i powrotu na sąd ostateczny, oraz całego dzieła odrodzenia, które Bóg dokonuje w człowieku (por. pkt. 29). Dla zielonoświątkowców, tak jak dla całego konserwatywnego protestantyzmu, rezygnacja z któregokolwiek z tych dogmatów podkopuje samą istotę chrześcijaństwa. Należy jednak tutaj zaznaczyć, że rozumienie fragmentów biblijnych, na których opierają się niektóre dogmaty (np. Trójca Święta, preegzystencja Chrystusa jako Logosu) wypływa bezpośrednio z dorobku Ojców Kościoła, pierwszych soborów, itp. czyli tego, co rzymscy katolicy nazywają Tradycją. Zielonoświątkowcy często nie są tego świadomi, ale dogmaty te nie są jasno sformułowane w Nowym Testamencie, a Kościół potrzebował kilku wieków, aby wyrazić je w sposób w jaki rozumiemy je do dzisiaj (patrz pkt. 20, gdzie daje się zauważyć alergię nie tyle na zjawisko, co na wyraz “Tradycja”). Mając ten dorobek w świadomości czytamy NT w taki a nie inny sposób.
Egzegeza radykalna i teologia liberalna, jak wiemy, odrzuciły ten dorobek i czytając Biblię jako “wolne od kościelnego gorsetu” doszły do wniosków przekreślających najistotniejsze w chrześcijaństwie elementy.Dotychczas skupiałem się na tych aspektach egzegezy, które leżą w gestii przede wszystkim kaznodziejów zielonoświątkowych (chciałoby się tutaj dodać “… i teologów”, ale w Polskich realiach brak osób, których dorobek i autorytet odpowiadałby temu terminowi, do czego później jeszcze nawiążę). Główne zadanie jakie stawiają przed sobą zielonoświątkowcy, to zachęta i pomoc w osobistej lekturze Pisma w życiu każdego chrześcijanina. Lektura Biblii obok modlitwy i czynnego udziału w życiu lokalnego zboru, to najważniejsze przejawy duchowego życia chrześcijanina. Zaniedbywanie częstego, codziennego czytania Biblii jest zamknięciem się człowieka na głos Boży; taki człowiek nie zna Bożej woli i traci siły do naśladowania Chrystusa w swoim codziennym życiu. W związku z tym istnieje założenie, że treść Pisma Świętego jest jasna, zrozumiała i nie potrzebna jest żadne naukowe badanie, aby je rozumieć w sposób prawidłowy. Gdyby było inaczej, to większość chrześcijan nie mogłaby czytać Biblii samodzielnie. To nastawienie owocuje powszechną wśród zielonoświątkowców lekturą Pisma. Występuje tutaj jednak pewne — znowu nie do końca uświadomione — zjawisko, które polega na tym, że Biblia jest czytana i rozumiana przez pryzmat nauczania prezentowanego przez pastora-kaznodzieję. On też jest obdarzonym zaufaniem interpretatorem miejsc trudnych lub niezrozumiałych dla przeciętnego czytelnika, a będąc najczęściej duchownym przygotowanym do służby m.in. poprzez studia teologiczne, posiada odpowiednią wiedzę, aby jego wykładnia tekstu Pisma była prawidłowa. Ci, którzy nie odbyli takich studiów są “samoukami”, którzy korzystając z różnych pomocy, przez lata sami wypracowują prawidłową interpretację Pisma. A więc odrzucając naukową interpretację w osobistej lekturze Biblii, zielonoświątkowcy korzystają z naukowego przygotowania swoich kaznodziejów i przejmują ich interpretację. Jest to o tyle istotne, że istniejący w pentakostaliźmie pluralizm na tematy drugo- i trzeciorzędne wynika ze zróżnicowania wiedzy, temperamentu a niekiedy nawet uprzedzeń lub pasji poszczególnych pastorów-kaznodziejów, ponieważ to oni są głównymi kreatorami poglądów i praktyk pobożnościowych powierzonych im owiec. Oczywiście podobieństwo do katolickiego Urzędu Nauczycielskiego jest tutaj zupełnie przypadkowe.
Przechodząc do omówienia słabych stron zielonoświątkowych praktyk egzegetycznych, chciałbym zacząć od omówienia kwestii czytania w kontekście. Zielonoświątkowe kaznodziejstwo opiera się przede wszystkim na rozważaniu perykopy, ale zdarzają się kazania oparte o jeden wers a nawet słowo lub zwrot. Wiadomym jest, że im bardziej skupiamy się na małej jednostce literackiej, tracąc jednocześnie z pola kontekst w jakim dane opowiadanie, mowa lub pouczenie powstało, tym większe niebezpieczeństwo, że przypiszemy tekstowi inne znaczenie, niż zamierzył to inspirowany przez Ducha Świętego autor. Np. nie zwracając uwagi na temat Listu do Rzymian rozdz. 14–15, którym jest jedność między pogano- i judeo-chrześcijanami, fragment 14:17–18 będzie interpretowany jako przeciwstawienie materialnych rzeczy (“pokarm i napój”) duchowym przejawom chrześcijańskiego, indywidualnego życia. Kontekst narzuca jednak rozumienie społeczne radości, pokoju i sprawiedliwości; Królestwo Boże konstytuuje nie dieta pokarmowa — jak chcieli judaizujący — ale owoce Ducha Świętego przejawiające się w relacjach między chrześcijanami. To jeden z przykładów, których można by mnożyć.
Innym problemem jest pomijanie roli gatunków literackich w Biblii. Zielonoświątkowcy często czytają teksty prawne, poezję, apokaliptykę a nawet dysputę tak, jakby był to katechizm lub współczesny reportaż prasowy. Dlatego np. czytając przekleństwa w psalmach zastanawiają się jak je pogodzić z Jezusowym nakazem kochania i modlenia się o krzywdzicieli. Nie zawsze też rozpoznawany jest język metaforyczny lub symboliczny. Być może jest to zjawisko, które w pkt. 25 Raportu zostało określone jako “interpretacja literalna”. Problem polega na tym, że zielonoświątkowcy chętnie posługują się interpretacją alegoryczną, szczególnie wobec tekstów historycznych Starego Testamentu. Istnieje tutaj pewna niekonsekwencja i subiektywizm, których nie powinno się lekceważyć. Niestety metoda interpretacyjna bywa dobierana tak, aby wspierała jakiś z góry założony pogląd i pasowała do systemu zamiast odkrywać zamierzone przez autora znaczenie tekstu (dotyczy to np. niektórych zagadnień eschatologii). Tymczasem docenianie gatunków literackich, które występują w Biblii i ich roli, którą zamierzył Duch Święty, nie tylko pomagają właściwie odczytać teksty, ale w pełniejszy sposób zaspokajają różnorodne potrzeby duchowe tak Kościoła jak i pojedynczego chrześcijanina. Jako przykład niech posłuży polemika jaka istnieje pomiędzy Księgą Przysłów z jednej strony a Księgami Kaznodziei (Koheleta) i Hioba z drugiej. Wszystkie trzy natchnione księgi zajmują się pytaniem o sposób na szczęśliwe życie i przyczyny nieszczęść w życiu człowieka. To problemy, które zajmują także współczesnych; tak wierzących jak i niewierzących. Potrzebujemy więc wsłuchać się w tę polemikę, aby nie żyć złudzeniami, ale także, aby nie popaść w zwątpienie i brak nadziei. Jeżeli jednak zaczniemy traktować te księgi jak “katechizmy z prawdami wiary”, to albo potraktujemy ich treść wybiórczo, albo zupełnie pominiemy je w nauczaniu.
Na koniec chciałbym podzielić się moimi spostrzeżeniami odnośnie wyzwań przed którymi stoi zielonoświątkowe podejście do Pisma i jego egzegezy. Przede wszystkim potrzebujemy w Polsce solidnego, naukowego zaplecza, które nie tylko pozwoliłoby naszemu ruchowi aktywnie uczestniczyć w pracach nad przekładami Biblii i pomocami do jej interpretacji — zamiast przymusu korzystania wyłącznie z dorobku autorów katolickich — ale byłoby płaszczyzną prezentacji bogactwa pentakostalnej duchowości, która jest niczym innym jak inkorporacją we współczesność nowotestamentowych wzorców. Aby do tego dążyć zielonoświątkowcy potrzebują wyzbyć się uprzedzeń, które często żywią wobec świata nauki, także teologii (por. pkt. 28) — często nie znając osobiście żadnego teologa — a pomóc im w tym może choćby wdzięczność Bogu za ludzi, którzy poprzez ciężką pracę udostępnili nam Biblię w języku polskim. Ponadto tak jak komunikuje pkt. 30 Raportu, potrzebujemy lepiej zbadać formalno-krytyczne metody interpretacji i nie przejmując radykalnych wniosków sformułowanych w początkach istnienia tych szkół, wykorzystać je do głębszych badań nad natchnionym tekstem. Przecież kiedy stwierdzamy, że różnice w przekazie pewnych wypowiedzi Jezusa w Ewangelii wg Marka i Łukasza, wynikają z tego, że Łukasz unikał żydowskich zwrotów i opisu zwyczajów, które byłyby obraźliwe lub niezrozumiałe dla poganina do którego adresował swoje dzieło, to korzystamy z dorobku właśnie krytyki form i krytyki redakcji (np. Mk 4:12 i Łk 8:10; Mk 10:51 i Łk 18:41). Te wnioski nie niszczą ortodoksyjnej wiary, ale pomagają wyjaśnić pewne zjawiska występujące w tekście.
Na koniec pragnę odnieść się do niebezpieczeństwa subiektywizmu o którym raport wspomina w pkt. 27. Trudno jest z kimś polemizować lub wskazywać błąd w interpretacji, jeżeli adwersarz powołuje się na Ducha Świętego, który “objawił” mu właśnie takie a nie inne znaczenie tekstu. W takiej sytuacji należy przyjąć, że tysiące innych chrześcijan pomyliło się, ponieważ rozumiejąc tekst inaczej nie mogli być pod wpływem Ducha Świętego, który nie prowadzi przecież do różnych interpretacji, błędów i zamieszania. Może więc powinniśmy zrezygnować z zasłaniania się Duchem Świętym, ale pracując nad tekstem ufać, że Jego obecność i światło przyniesie prawdziwe duchowe błogosławieństwo naszej pracy. Nie ma alternatywy: podejście naukowe, albo duchowe, tak jak nie ma alternatywy: uczyć się czytać, albo czekać, że Duch Święty udzieli daru zrozumienia Biblii bez czytania. Za pewne działania odpowiedzialny jest człowiek, którego Bóg w żaden sposób nie wyręczy; On pobłogosławi i da owoc ludzkiej pracy. Dlatego nie zgadzam się ze stwierdzeniem Raportu w pkt. 27, że Duch Święty ochroni lokalną wspólnotę przed błędem subiektywizmu, ponieważ historia i współczesne doświadczenia pokazują, że szczerzy, modlący się chrześcijanie błędnie interpretują i niewłaściwie stosują pewne fragmenty Pisma. Już Piotr ostrzegał przed tym w swoim Pierwszym Liście 3:15–16 i to nie Duch Święty jest odpowiedzialny za błędy, które popełniamy. Interpretując Pismo musimy od początku do końca wziąć na siebie odpowiedzialność za to, jak je rozumiemy i czego nauczamy (patrz 2 Tymot 2:15). Kiedy jednak z tego posianego przez nas ziarna wyrasta dobry plon, to jest to wyłącznie dzieło Boga.Niech ten Wspaniały i Wielki Bóg sprawi przez swoje Słowo, że polska ziemia stanie się pełna Jego chwały.
pastor Marek Kurkierewicz
Zobacz również:
Pismo Święte a Tradycja w dialogu katolicko-zielonoświątkowym