Magazyn

Zbaw nas od złego


Wte­dy rzekł wąż do nie­wia­sty: „Na pew­no nie umrze­cie! Ale wie Bóg, że gdy spo­ży­je­cie owoc z tego drze­wa, otwo­rzą się wam oczy i tak jak Bóg będzie­cie zna­li dobro i zło” (Rdz 3, 4–5).


Każ­dą reli­gię kon­sty­tu­ują trzy ele­men­ty: kon­cep­cja czło­wie­ka w jego obec­nym życiu, okre­ślo­na wizja zba­wie­nia i środ­ki, jakie trze­ba przed­się­wziąć, żeby to zba­wie­nie urze­czy­wist­nić. Bio­rąc pod uwa­gę pierw­szy z tych ele­men­tów nale­ży zauwa­żyć, iż każ­da reli­gia gło­si, że czło­wiek jest dotknię­ty złem, uwi­kła­ny w zło. A kon­se­kwen­cją wszel­kie­go zła jest z kolei róż­no­rod­ność cier­pie­nia. Zba­wie­nie zaś pole­ga na prze­zwy­cię­że­niu zła, jakim jest cier­pie­nie, jak rów­nież zła w ogó­le. Ina­czej jed­nak inter­pre­tu­je zło chrze­ści­jań­stwo, a ina­czej reli­gie Wscho­du.


Chrze­ści­ja­nie zło wią­żą przede wszyst­kim z grze­chem. Grzech nato­miast jest odwró­ce­niem się od Boga, bra­kiem miło­ści do Nie­go. Tak więc grzech jest kon­se­kwen­cją złej woli i doty­ka „ser­ca” czło­wie­ka. Żeby uwol­nić się od grze­chu, trze­ba Boga na nowo poko­chać, nawró­cić się do Nie­go, zwró­cić ku Nie­mu swo­je ser­ce.


Nato­miast wyznaw­cy reli­gii wschod­nich utoż­sa­mia­ją zło z nie­wie­dzą, któ­ra jest po pro­stu błęd­ną inter­pre­ta­cją rze­czy­wi­sto­ści. Jest to „zapo­mnie­nie”, że Bóg, czło­wiek i świat to Jed­no, że każ­dy czło­wiek nosi w sobie iskrę bosko­ści. Nie­wie­dza jest więc sła­bo­ścią umy­słu czło­wie­ka. Aby ją prze­zwy­cię­żyć, nale­ży zdo­być oświe­ce­nie dają­ce prze­ko­na­nie, że każ­dy jest w głę­bi swe­go bytu bogiem.


Zło, o któ­rym mówią reli­gie, towa­rzy­szy czło­wie­ko­wi od począt­ku jego ist­nie­nia. Chrze­ści­ja­nie się­ga­ją w tym patrze­niu wstecz do grze­chu pier­wo­rod­ne­go, któ­rym każ­dy, kto przy­cho­dzi na świat, jest obcią­żo­ny. Kon­se­kwen­cją grze­chu jest cier­pie­nie i śmierć. Hin­du­iści i bud­dy­ści wie­rzą nato­miast, że zło każ­de­go czło­wie­ka wywo­dzi się tak­że z jakiejś pier­wot­nej nie­wie­dzy, któ­rej pod­le­ga­ją wszy­scy od począt­ku swe­go ist­nie­nia. Z tej to nie­wie­dzy rów­nież wyra­sta cier­pie­nie i koniecz­ność umie­ra­nia, by dusza na nowo mogła wejść w inne cia­ło.


Doświad­cze­nie zła rodzi potrze­bę zba­wie­nia. Ponie­waż jed­nak poszcze­gól­ne reli­gie odmien­nie postrze­ga­ją zło, każ­da z nich pole­ca inne środ­ki do jego prze­zwy­cię­że­nia. I tak chrze­ści­ja­nin poprzez miłość będzie się sta­rał powró­cić do Boga, od któ­re­go odszedł. Nato­miast hin­du­ista czy bud­dy­sta poprzez medy­ta­cję będzie się sta­rał na nowo uświa­do­mić sobie swo­ją boskość, o czym w jakiś spo­sób „zapo­mniał”.


Poglą­dy chrze­ści­jan i wyznaw­ców reli­gii Wscho­du moż­na ująć krót­ko. Z jed­nej stro­ny będą to dwa przy­ka­za­nia miło­ści: Będziesz Pana, Boga swe­go, całym swo­im ser­cem, całą swo­ją duszą, całym swo­im umy­słem i całą swo­ją mocą. (…) Będziesz miło­wał swe­go bliź­nie­go jak sie­bie same­go (Mk 12, 30–31). Z dru­giej stro­ny będzie to para­lel­ny postu­lat indyj­skie­go lau­re­ata Nagro­dy Nobla, Rabin­dra­na­tha Tagore’a: Kochaj bliź­nie­go swe­go, boś ty jest swo­im bliź­nim. Moż­na by dodać wię­cej: nie tyle kochaj, lecz raczej poznaj, że jesteś tym samym, co twój bliź­ni i tym samym, co twój Bóg. Tak mogło­by brzmieć pod­sta­wo­we przy­ka­za­nie zba­wie­nia reli­gii Wscho­du. Róż­ne kon­cep­cje zła i, co za tym idzie, odmien­ne spo­so­by jego prze­zwy­cię­ża­nia wpły­wa­ją na kształt postaw przyj­mo­wa­nych przez ludzi. I tak chrze­ści­ja­nin, jeśli dobrze zro­zu­miał wyma­ga­nia swo­jej reli­gii, wyma­ga­nia Boga, zapra­gnie cał­ko­wi­cie poświę­cić się miło­ści. Hin­du­ista nato­miast będzie się sta­rał wszel­ki­mi spo­so­ba­mi poko­nać egzy­sten­cjal­ną nie­wie­dzą.


Jakie więc kon­se­kwen­cje pły­ną z utoż­sa­mie­nia zła z nie­wie­dzą, czy­li z bra­kiem zro­zu­mie­nia praw­dy o rze­czy­wi­sto­ści, a nie z grze­chem, czy­li odwró­ce­niem się od Boga? Przede wszyst­kim zba­wie­nie nie będzie wte­dy pole­ga­ło na usu­nię­cia zła moral­ne­go, lecz na cał­ko­wi­tym wyzby­ciu się nie­wie­dzy, na prze­kro­cze­niu wszel­kich róż­nic i roz­róż­nień, rów­nież tych mię­dzy dobrem i złem. Dąże­nie do sta­nię­cia ponad dobrem i złem pro­wa­dzi cza­sem do para­dok­sal­nych sytu­acji. I tak ide­ałem hin­du­izmu jest dżi­wan­muk­ta („dusza wyzwo­lo­na”), czło­wiek wyzwo­lo­ny za życia, sto­ją­cy ponad dobrem i złem. To daje mu cza­sem moż­li­wość zacho­wań zupeł­nie nie­etycz­nych i nikt go za to nie potę­pia. On jest ponad dobrem i złem, więc zło, któ­re popeł­nia, nie doty­czy go. On nie jest pod­mio­tem tegoż zła, ono zaś w jakiś nie­wy­tłu­ma­czal­ny spo­sób „dzie­je się” w związ­ku z nim, ale nie jest zwią­za­ne z jego moral­ny­mi wybo­ra­mi (do wpro­wa­dze­nia w życie tego rodza­ju „teo­lo­gii” zachę­cał B. Szan­do­row­ską Satya Sai Baba, o czym będzie mowa w ostat­nim roz­dzia­le). Chrze­ści­jań­ski świę­ty nato­miast nigdy nie jest ponad dobrem i złem. Obo­wią­zu­je go ten sam, co innych, kodeks etycz­ny, a za popeł­nia­ne zło jest odpo­wie­dzial­ny w stop­niu więk­szym niż inni, gdyż otrzy­mał wię­cej ducho­wych darów, wię­cej łaski.


Dla chrze­ści­ja­ni­na nie do przy­ję­cia jest nauka Krisz­ny, wysłań­ca bogów, udzie­lo­na ryce­rzo­wi Ardżu­nie, a zapi­sa­na w jed­nej z świę­tych ksiąg hin­du­izmu, Bha­ga­wad­gi­cie. Ardżu­na ma przy­stą­pić do wal­ki. W sze­re­gach prze­ciw­ni­ka zauwa­ża jed­nak wie­lu spo­śród swo­ich krew­nych. Zro­zu­mia­łe więc są jego wąt­pli­wo­ści co do słusz­no­ści pod­ję­tych dzia­łań. Chce się wyco­fać. Wte­dy Krisz­na, będą­cy woź­ni­cą jego rydwa­nu, poucza go, że rolą, obo­wiąz­kiem, pra­wem ryce­rza jest zabi­ja­nie. Jed­nak­że fakt pozba­wie­nia kogoś życia nie ma aż tak wiel­kie­go zna­cze­nia. W rze­czy­wi­sto­ści bowiem nikt nie ginie, gdyż to, co w czło­wie­ku istot­ne, czy­li dusza, nie pod­le­ga śmier­ci. Opusz­cza ona jed­no cia­ło, a wcho­dzi w następ­ne. Z kon­kret­nym cia­łem jest tak zwią­za­na jak czło­wiek z ubra­niem: znisz­czo­ne wyrzu­ca, a wkła­da nowe. Zatem wyrzu­ty sumie­nia są tu nie na miej­scu, gdyż sta­no­wią jedy­nie efekt nie­wie­dzy, któ­rą prze­cież nale­ży prze­zwy­cię­żyć. War­to w tym miej­scu zauwa­żyć, że chrze­ści­ja­nie rów­nież wie­rzą w nie­śmier­tel­ność duszy. Ta wia­ra jed­nak nie pozwa­la im ze spo­ko­jem zabi­jać innych w prze­ko­na­niu, że i tak żyć będą.


Zgod­nie z hin­du­istycz­nym prze­ko­na­niem każ­de ludz­kie nega­tyw­ne dzia­ła­nie jest kwe­stią nie tyle złej woli, lecz wyni­kiem wspo­mnia­nej już nie­wie­dzy. Wie­my jed­nak, że ina­czej pła­ci się za złą wolę, a ina­czej za pomył­kę. Czym innym jest mor­der­stwo z pre­me­dy­ta­cją, a czym innym mor­der­stwo w afek­cie. Hin­dus gdy zabi­ja, to nie tyle czy­ni coś bar­dzo złe­go, ile ule­ga wiel­kiej ilu­zji. Powi­nien prze­cież wie­dzieć, że się nie zabi­ja, gdyż odbie­ra­jąc komuś życie, prze­ry­wa się pro­ces jego roz­wo­ju. Owszem, za ten akt trze­ba zapła­cić następ­nym wcie­le­niem, nie jest to jed­nak poku­ta za grzech, lecz raczej sta­ra­nia pro­wa­dzą­ce do zdo­by­cia praw­dzi­wej wie­dzy. Zatem następ­ne życie to dodat­ko­wy czas na zro­zu­mie­nie rze­czy­wi­sto­ści, na zbli­że­nie się do wyzwa­la­ją­cej praw­dy.


Według nauki chrze­ści­jań­skiej nato­miast zło nie jest kwe­stią pomył­ki, lecz świa­do­me­go odwró­ce­nia się od Boga. Za igno­ran­cję nie­za­wi­nio­ną nie pono­si­my odpo­wie­dzial­no­ści, gdy jed­nak wcho­dzi w grę igno­ran­cja zawi­nio­na, wte­dy jeste­śmy odpo­wie­dzial­ni za to, że nie chcie­li­śmy wie­dzieć, a więc za złą wolę. W pew­nych sytu­acjach Jezus cał­ko­wi­cie wyklu­cza jaką­kol­wiek nie­wie­dzą. Mamy wte­dy do czy­nie­nia z grze­chem prze­ciw­ko Ducho­wi Świę­te­mu, kie­dy to czło­wiek dosko­na­le zda­je sobie spra­wę z tego jak powi­nien postą­pić, a mimo wszyst­ko czy­ni Bogu na prze­kór. Wcho­dzi tu więc w rachu­bę wyłącz­nie zła wola, a nie żad­na uspra­wie­dli­wia­ją­ca zło pomył­ka. Z osą­du takie­go czło­wie­ka Jezus cał­ko­wi­cie wyklu­cza ewen­tu­al­ność błę­du, ilu­zji, kwe­stio­nu­jąc tym samym całą dok­try­nę Wscho­du, mówią­cą, że to pomył­ka. Zło jest grze­chem, dzia­ła­niem woli, odwró­ce­niem się od Boga, a nie błęd­ną oce­ną rze­czy­wi­sto­ści, defek­tem umy­słu.


* * * * *


Chrze­ści­jań­skie i wschod­nie spoj­rze­nie na zło spo­ty­ka­ją się w inter­pre­ta­cji… grze­chu pier­wo­rod­ne­go. Był on na pew­no aktem woli, przy­zwa­la­ją­cym na odej­ście od Boga, ale tak­że aktem umy­słu czło­wie­ka, któ­ry wyka­zał naj­wyż­szą igno­ran­cję, nie prze­czu­wa­jąc, co tra­ci. Na „decy­zję odej­ścia” z pew­no­ścią mia­ła wpływ onto­lo­gicz­na sytu­acja czło­wie­ka. Jako byt stwo­rzo­ny każ­dy z nas może się mylić, nic więc dziw­ne­go, że pierw­szy czło­wiek (i każ­dy z nas) uległ złud­nej obiet­ni­cy, że „tak jak Bóg” (por. Rdz 3, 5) będzie znał dobro i zło.


Księ­ga Rodza­ju w swych trzech pierw­szych roz­dzia­łach uka­zu­je przede wszyst­kim fakt grze­chu pier­wo­rod­ne­go i pro­to­ewan­ge­lię, czy­li obiet­ni­cę zba­wie­nia. Zada­je­my sobie cza­sem pyta­nie, czy te wyda­rze­nia mia­ły rze­czy­wi­ście miej­sce w jakimś punk­cie histo­rii. Przed­sta­wio­ną w Księ­dze Rodza­ju struk­tu­rę grze­chu odzwier­cie­dla­ją dzie­je reli­gii powsta­łej w Indiach. Biblij­ny opis uka­zu­je Boga, któ­ry z miło­ści stwa­rza czło­wie­ka, a następ­nie czło­wie­ka ule­ga­ją­ce­go poku­sie sta­nia się jak Bóg. Ten wła­śnie sche­mat został zre­ali­zo­wa­ny na Wscho­dzie i sta­no­wi esen­cjal­ny wyraz hin­du­izmu, jak rów­nież bud­dy­zmu. Tak więc Księ­ga Rodza­ju jest jak­by lustrem, w któ­rym prze­glą­da­ją się dzie­je róż­nych reli­gii.


Na czym pole­gał „grzech pier­wo­rod­ny hin­du­izmu”? „Na począt­ku” (pięt­na­ście wie­ków przed Chry­stu­sem) wie­rzo­no w Indiach w bogów, miesz­ka­ją­cych w nie­bie. Skła­da­no im ofia­ry, odda­wa­no cześć w litur­gii. Poj­mo­wa­no ich jed­nak nazbyt po ludz­ku, antro­po­mor­ficz­nie, mito­lo­gicz­nie. W tym okre­sie histo­rycz­nym zna­ni już byli ludzie, któ­rzy dzię­ki wytrwa­łej asce­zie osią­gnę­li wiel­ką siłę ducha. Tego rodza­ju jed­nost­ki do dziś są chlu­bą Indii. Roz­wi­ja­ją­ca się świa­do­mość reli­gij­na nie chcia­ła dłu­żej akcep­to­wać tak poję­te­go bóstwa, dotknię­te­go sze­re­giem „ludz­kich” sła­bo­ści, a róż­nią­ce­go się od czło­wie­ka jedy­nie siłą fizycz­ną i boskim pocho­dze­niem. Rów­no­cze­śnie wie­rzo­no, że dosko­na­ły czło­wiek, jogin, dzię­ki prak­ty­kom asce­tycz­nym i magicz­nym może zawład­nąć świa­tem boskim. Pogląd ten wyra­ża krót­ki frag­ment Maha­bha­ra­ty, wiel­kiej epo­pei hin­du­izmu:


Nie­gdyś kró­lew­ski ryszi, Wiśwa­mi­trą zwany,był przez wie­ki strasz­li­wej poku­cie oddany.Widząc to, wład­ca bogów, Indra, zdję­ty trwo­gą­po­my­ślał: Mnich ten wiel­ki przez asce­zę sro­gą­o­grom­ną posiadł siłę i tar­gnąć się może­na­wet na mnie i zbu­rzyć pań­stwo moje boże.


Prze­czu­cia Indry spraw­dzi­ły się. Poj­mo­wa­nych antro­po­mor­ficz­nie bogów wyrzu­co­no z nie­ba. Zastą­pio­no ich kon­cep­cją jed­ne­go, wszech­obec­ne­go i bez­oso­bo­we­go bytu abso­lut­ne­go, nazwa­ne­go Brah­ma­nem. Po zde­tro­ni­zo­wa­niu mito­lo­gicz­nych bogów uzna­no, że dla poję­te­go w nowy spo­sób Abso­lu­tu naj­lep­szym miej­scem będzie wnę­trze owe­go dosko­na­łe­go czło­wie­ka. Boskość zosta­ła zatem prze­nie­sio­na z nie­ba i umiesz­czo­na w głę­bi ludz­kie­go bytu, przyj­mu­jąc mia­no atma­na. Uwień­cze­niem tych prze­mian w świa­do­mo­ści reli­gij­nej sta­ło się prze­ko­na­nie o toż­sa­mo­ści atma­na i Brah­ma­na. I w ten spo­sób byt ludz­ki został posze­rzo­ny do gra­nic nie­skoń­czo­no­ści. Czło­wiek w szczy­to­wym momen­cie samo­re­ali­za­cji sta­je się Wszyst­kim.


Zatem nie­bo, ten trans­cen­dent­ny, ponad­ludz­ki świat, prze­sta­je ist­nieć, sko­ro nie ma już miesz­ka­ją­cych w nim bogów. Świa­do­mość reli­gij­na kon­cen­tru­je się teraz na atma­nie, na bosko­ści w każ­dym czło­wie­ku. I w ten spo­sób w Indiach speł­ni­ła się dana ludziom obiet­ni­ca, że będą „jak Bóg”. Dla­te­go też chrze­ści­jań­ską modli­twę Ojcze nasz hin­dus czy bud­dy­sta zin­ter­pre­tu­je zgod­nie z przed­sta­wio­ną tu wizją reli­gij­ną. Będzie to inwo­ka­cja nie do Tego, któ­ry jest „w nie­bie”, czy­li na zewnątrz czło­wie­ka, lecz „we mnie”. Przyjdź kró­le­stwo Two­je to proś­ba wyra­ża­ją­ca tęsk­no­tę, by ono we mnie się ujaw­ni­ło, zgod­nie ze sło­wa­mi Jezu­sa: Ja i Ojciec jed­no jeste­śmy (J 10, 30), któ­re hin­du­ista bez wahań odnie­sie do każ­de­go czło­wie­ka.


Tak więc w dąże­niu, by lepiej zro­zu­mieć Boga, popeł­nio­no błąd. Nale­ża­ło bowiem poję­cie Boga oczy­ścić z antro­po­mor­fi­zmu, zakwe­stio­no­wać w nim wszyst­kie cechy ułom­nej, ludz­kiej isto­ty, nie zaś twier­dzić, że bóstwa i oso­bo­wo­ści w jed­nym bycie nie da się pogo­dzić. W ten spo­sób z tro­ski, by nie poj­mo­wać Boga na spo­sób oso­by ludz­kiej, pozba­wio­no Go cał­ko­wi­cie sta­tu­su bytu oso­bo­we­go. Nie moż­na kwe­stio­no­wać oso­bo­wo­ści Boga tyl­ko dla­te­go, że wcze­śniej czło­wiek wyobra­żał Go sobie na wzór oso­by ludz­kiej. Podob­nie zresz­tą bywa z ludź­mi. Nie moż­na kogoś trak­to­wać „jak rzecz” tyl­ko dla­te­go, że nie sza­nu­je on swej ludz­kiej god­no­ści. Podob­nie rów­nież sza­cu­nek wła­ści­wy czło­wie­ko­wi nale­ży się temu, kto ze wzglę­du na swe upo­śle­dze­nie umy­sło­we nie speł­nia aktów ludz­kich. Tak więc Hin­du­si postę­pu­jąc „w dobrej wie­rze” — bo sta­ra­li się prze­cież jak naj­le­piej zro­zu­mieć isto­tę Boga — roz­mi­nę­li się z praw­dą. Sta­ry Testa­ment nato­miast zawsze mówi o Bogu Abra­ha­ma, Iza­aka i Jaku­ba, o Bogu, któ­ry roz­ma­wia z ludź­mi, nawią­zu­je z nimi oso­bo­wy kon­takt, a więc sam jest Oso­bą.


Jeśli cho­dzi o ruch reli­gij­ny nazwa­ny póź­niej bud­dy­zmem, to nale­ży zauwa­żyć, że jego ini­cja­tor, Gau­ta­ma, cał­ko­wi­cie igno­ro­wał wszel­kie pyta­nia na temat Bytu Trans­cen­dent­ne­go. Prze­ko­ny­wał ludzi, że jest to zagad­nie­nie z egzy­sten­cjal­ne­go punk­tu widze­nia nie­istot­ne. Jedy­nym, co czło­wie­ka win­no zaj­mo­wać, to wyzwo­le­nie z obec­nej kon­dy­cji. Tego wszak­że każ­dy musi doko­nać sam, bez jakiej­kol­wiek zewnętrz­nej, Boskiej pomo­cy. Do naj­waż­niej­szych dok­try­nal­nych zasad bud­dy­zmu nale­ży prze­ko­na­nie o „natu­rze Bud­dy” („oświe­co­ne­go”), któ­rą każ­dy nosi w sobie i któ­rą musi w swym życiu urze­czy­wist­nić. Owa „natu­ra Bud­dy” nie jest niczym innym, jak tyl­ko owym imma­nent­nym bytem abso­lut­nym, atma­nem, któ­ry jest toż­sa­my z Brah­ma­nem, Wszech­by­tem. Mamy tu więc do czy­nie­nia z przed­sta­wio­ny­mi wyżej poglą­da­mi, uję­ty­mi jedy­nie w inną sza­tę poję­cio­wą.


W tym samym cza­sie, kie­dy w świa­do­mo­ści reli­gij­nej prze­nie­sio­no Boga z nie­ba do wnę­trza czło­wie­ka, poja­wi­ła się w Indiach idea rein­kar­na­cji. Bowiem do tej pory wie­rzo­no, że bogo­wie wpusz­cza­ją czło­wie­ka do nie­ba lub strą­ca­ją go do pie­kła, nagra­dza­ją, albo karzą. Sko­ro jed­nak czło­wiek prze­stał liczyć na Bożą łaskę, jak rów­nież na Jego miło­sier­dzie, sam musiał zatrosz­czyć się o swo­je zba­wie­nie. Ponie­waż jed­nak nikt nie umie­ra jako dosko­na­ły, trze­ba tułać się poprzez set­ki inkar­na­cji, aż do momen­tu osta­tecz­ne­go wyzwo­le­nia. I w ten spo­sób wia­ra w rein­kar­na­cję sta­ła się ostat­nim akcen­tem odej­ścia czło­wie­ka od Boga, a zwró­ce­nia się ku sobie. Cały ten pro­ces moż­na zatem wpi­sać w kla­sycz­ną defi­ni­cją grze­chu, a że miał on miej­sce „na począt­ku” i nie doty­czył jed­no­stek, lecz roze­grał się na tere­nie powszech­nej świa­do­mo­ści reli­gij­nej, moż­na w nim dostrzec zna­mię grze­chu pier­wo­rod­ne­go. War­to w tym miej­scu zauwa­żyć, że to, co w tra­dy­cji wschod­niej uwa­ża­ne jest za wiel­kie oświe­ce­nie (prze­ko­na­nie o bosko­ści czło­wie­ka), zgod­nie z duchem chrze­ści­jań­stwa nale­ży uznać za wiel­kie złu­dze­nie. Zatem reli­gie te róż­nią się mię­dzy sobą w pod­sta­wo­wej kwe­stii.


Taki więc cha­rak­ter mia­ło w świe­tle Księ­gi Rodza­ju „odej­ście” hin­du­izmu i bud­dy­zmu od Boga. Ta sama Księ­ga zawie­ra jed­nak obiet­ni­cę pojed­na­nia z Bogiem, pro­to­ewan­ge­lię: Wpro­wa­dzam nie­przy­jaźń mię­dzy cie­bie a nie­wia­stę, pomię­dzy potom­stwo two­je a potom­stwo jej: ono zmiaż­dży ci gło­wę, a ty zmiaż­dżysz mu pię­tę (Rdz 3, 15). Sło­wa te Kościół odno­si tra­dy­cyj­nie do Maryi i do Jezu­sa, do Boga, któ­ry sta­nie się czło­wie­kiem i zba­wi ludzi. Bio­rąc pod uwa­gę dzie­je reli­gii wschod­nich, hin­du­izmu i bud­dy­zmu, moż­na w jakimś sen­sie mówić o ich „nawró­ce­niu”. Pole­ga ono na uzna­niu na nowo ist­nie­nia trans­cen­dent­ne­go, oso­bo­we­go Boga, nie­za­leż­ne­go od czło­wie­ka, Boga-Stwór­cy i Zbaw­cy, a co za tym idzie na przy­wró­ce­niu w rela­cjach reli­gij­nych miło­ści, modli­twy i łaski.


Jed­nym z naj­bar­dziej widocz­nych owo­ców dzia­ła­nia Ducha Świę­te­go w hin­du­izmie jest wyko­rzy­sta­nie idei rein­kar­na­cji, któ­rej przy­ję­cie było for­mą unie­za­leż­nie­nia się czło­wie­ka od Boga, jako środ­ka umoż­li­wia­ją­ce­go Mu ponow­ne wej­ście w ludz­ki świat. Jak bowiem wie­rzo­no, że dusza ludz­ka w swo­im dąże­niu do dosko­na­ło­ści prze­cho­dzi przez róż­ne cia­ła, tak w pew­nym momen­cie zaczę­to rów­nież żywić prze­ko­na­nie, że Bóg wcie­la się w róż­ne posta­cie, aby pomóc swo­im czci­cie­lom. Do naj­bar­dziej zna­nych wcie­leń bóstwa nale­ży Krisz­na, a z posta­ci histo­rycz­nych Bud­da. Moż­na powie­dzieć, że Bóg przy­szedł do czło­wie­ka tą samą dro­gę, któ­rą czło­wiek od Nie­go odszedł. W idei awa­ta­rów — wcie­leń bóstwa — moż­na też dostrzec dzia­ła­nie Boga przy­go­to­wu­ją­ce ludz­ką świa­do­mość na przy­ję­cie praw­dy chrze­ści­jań­stwa o jedy­nym, zbaw­czym wcie­le­niu Boga w Oso­bie Jezu­sa Chry­stu­sa. W taki oto spo­sób reli­gie Wscho­du zbli­ża­ją się do chrze­ści­jań­stwa.


Dziś reli­gie te nie są jed­no­li­te, mają jak­by dwa obli­cza. Z jed­nej stro­ny jest to „obli­cze odej­ścia”, bun­tu prze­ciw oso­bo­we­mu Bogu, z dru­giej zaś „obli­cze nawró­ce­nia”, powro­tu do Nie­go. For­mą „odej­ścia” są na pew­no wszel­kie moni­stycz­ne kon­cep­cje hin­du­izmu i bud­dyzm pier­wot­ny, nato­miast do form „powra­ca­ją­cych” do Boga zali­czyć nale­ży z pew­no­ścią wisz­nu­izm, a w bud­dy­zmie ami­dyzm. Owe dwa obli­cza moż­na rów­nież dostrzec we współ­cze­snych muta­cjach hin­du­izmu, jaki­mi są (bez­oso­bo­wa) Medy­ta­cja Trans­cen­den­tal­na i (oso­bo­we) Mię­dzy­na­ro­do­we Towa­rzy­stwo Świa­do­mo­ści Krisz­ny.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.