Arcybiskup Canterbury na temat małżeństw homoseksualnych
- 5 czerwca, 2013
- przeczytasz w 4 minuty
4 czerwca Brytyjska Izba Lordów przegłosowała wprowadzenie w Zjednoczonym Królestwie instytucji małżeństw dla osób tej samej płci. Większością głosów członkowie Izby Lordów zadecydowali, że — podobnie jak pary heteroseksualne — będą one mogły zawierać śluby. Jak to ujęła w swoim liście otwartym minister do spraw równości, konserwatywna polityk Helen Grant: “Dwoje ludzi, którzy chcą iść razem przez życie — co może być w tym złego?”. Inna opinie […]
4 czerwca Brytyjska Izba Lordów przegłosowała wprowadzenie w Zjednoczonym Królestwie instytucji małżeństw dla osób tej samej płci. Większością głosów członkowie Izby Lordów zadecydowali, że — podobnie jak pary heteroseksualne — będą one mogły zawierać śluby. Jak to ujęła w swoim liście otwartym minister do spraw równości, konserwatywna polityk Helen Grant: “Dwoje ludzi, którzy chcą iść razem przez życie — co może być w tym złego?”.
Inna opinie zaprezentował w debacie nad ustawa Lord Justin Welby, arcybiskup Canterbury, zwierzchnik Kościoła Anglii. Projekt ustawy od początku budził wątpliwości, a nawet sprzeciw w brytyjskich kręgach religijnych. W ubiegłym tygodniu przedstawiciele różnych religii wystosowali do premiera “apel ostatniej szansy na udaremnienie ustawy”, w którym sugerowali, że zrównanie w prawie związków homo- i heteroseksualnych oznacza “dewaluację instytucji małżeństwa”, jest “społecznie szkodliwe” i “będzie miało poważne skutki dla zdrowia społecznego, życia rodzinnego i praw człowieka, takich jak swoboda wyznania i wolność słowa”.
Arcybiskup nawiązał w swoim wystąpieniu do tego apelu. Co interesujące, stwierdził przy tym jednak: “Jest w oczywisty sposób niezbędne, aby stabilne i oparte na wierności sobie związki jednopłciowe były, gdy osoby, których to dotyczy, tego chcą, uznane i traktowane z taką samą godnością i wiązały się z takim samym skutkiem prawnym co małżeństwo”. Jednoczesne stanowczo opowiedział się przeciwko redefiniowaniu tradycyjnego małżeństwa. Jego zdaniem przez przyjecie nowej ustawy: “Małżeństwo ulega likwidacji, redefinicji i zostaje ponownie stworzone jako różne dla i powodujące nierówność różnych kategorii osób. Nowe małżeństwo z tej ustawy ma dziwny kształt, w który upchano kategorie osób tej samej i różnej płci, z których żadna dobrze do niego nie pasuje. Utracone zostało pojęcie małżeństwa jako normatywnych ram dla prokreacji. Uszczerbku doznała idea małżeństwa jako przymierza. Rodzina w swoim normalnym znaczeniu, starsza od państwa i będąca podstawową wspólnotą społeczeństwa — jak już usłyszeliśmy — została osłabiona”.
Komentarz
Gdy debata publiczna ma miejsce w tak “podgrzanej” atmosferze, jak obecna dyskusja nad kwestią otwarcia instytucji małżeńskiej dla osób tej samej płci, jej pierwszą ofiarą jest zawsze niuans. I to jest, moim zdaniem, pierwsza rzecz, którą należy docenić w wystąpieniu abp. Welby’ego: była to nader zniuansowana wypowiedz. Dla wielu ’ ”twardogłowych” po obydwu stronach “barykady” obecność wszystkich tych niuansów będzie zapewne kolejnym dowodem na to, że anglikanie “dzielą włos na czworo” i sami nie wiedzą za czym (i przeciwko czemu) się opowiadają. To prawda, że nie ma wśród anglikanów zgodności w tej kwestii. Arcybiskup również zwrócił na to uwagę, z respektem przytaczając, odmienny od własnego, pogląd biskupa Salisbury (starożytnego Sarum) i podkreślając, że swojego własnego poglądu nie traktuje jako kwestii wiary, lecz jako wyraz troski o dobro społeczne.
Kościół jest nie mniej podzielony i nie mniej spolaryzowany aniżeli społeczeństwo. Z tymi podziałami i z tą polaryzacją będziemy się bez wątpienia musieli nauczyć żyć: w społeczeństwie i w Kościele — nie tylko brytyjskim. Nie mając co do meritum sprawy tak jednoznacznie określonego poglądu jak Justin Welby i jego oponenci — zwolennicy nowej ustawy — ale bez wątpienia odczuwając większą bliskość (choć nie zawsze sympatię!) do tych drugich, odbieram wystąpienie ABC na forum Izby Lordów jako głos na rzecz wzajemnego uznania swoich argumentów i szacunku dla rożnych przekonań, bez “zamiatania pod dywan” własnych poglądów. Obawiam się jednak, że jego słowa będą przekręcane i nadużywane dla doraźnych celów politycznych i ideologicznych: przez obydwie strony.
W ramach usuwania niuansów, które zaciemniają “jasne i proste wizje świata”, prawdopodobnie mało kto zwróci uwagę na to, z jaka mocą abp Welby wypowiedział się przeciwko dyskryminacji osób LGBT, przypominając przy tym stanowisko jednego ze swoich poprzedników, abp. Michaela Ramseya, który w 1960 r. poparł usuniecie sankcji karnych, grożących za utrzymywanie stosunków seksualnych z osobami tej samej płci. Prawdopodobnie wielu umknie również — świadczące o zdrowym samokrytycyzmie — zdanie, w którym Justin Welby wyraża swój smutek i żal z tego powodu, że “Kościół często nie służył społeczności LGBT tak, jak powinien”. Niestety, najprawdopodobniej w pamięci pozostanie tylko jedno: mianowicie, że — jak to ujęła “Gazeta Wyborcza” — arcybiskup “przedstawiał czarne wizje”.
Bez wątpienia wizja, którą roztoczył przed parami Lord Justin do najjaśniejszych nie należała, i bez wątpienia uprawnione jest pytanie, dlaczego właściwie, po tylu najróżniejszych przemianach, jakim podlegało małżeństwo na przestrzeni wieków, właśnie ta przemiana miałaby oznaczać jego koniec. Z drugiej strony, czytając tekst jego wystąpienia, którego — muszę przyznać — dość mocno się obawiałem jako anglikanin, odczułem nie tylko ulgę, ale nawet odrobinę dumy. To nie jest (i nie musi być!) mój głos, ale jest to naprawdę typowy głos anglikanina, który świadomie stara się kroczyć naszą ‘drogą środka’. Niech krytycy — z lewa i prawa — mówią, co uważają za stosowne, jednak dla mnie to było naprawdę niezłe wystąpienie!