Opinie

Gorzkie żale pod dachem IPN‑u


4 paź­dzier­ni­ka odpra­wio­no w War­sza­wie gorz­kie żale nad poso­bo­ro­wym kato­li­cy­zmem – za kapli­cę posłu­ży­ła sal­ka Insty­tu­tu Pamię­ci Naro­do­wej, a w roli kapła­nów wystą­pi­li: Sła­wo­mir Cenc­kie­wicz, sym­pa­tyk Brac­twa Kapłań­skie­go św. Piu­sa X i histo­ryk IPN‑u oraz Paweł Lisic­ki, redak­tor naczel­ny tygo­dni­ka „Do Rze­czy”. W roli plu­szo­we­go apo­lo­ge­ty nie­po­kor­ne­go pro­te­stan­ty­zmu wystą­pił Ceza­ry Gmyz, kore­spon­dent TVP w Ber­li­nie.


Przy­czyn­kiem litur­gii żalów i pre­ten­sji wobec współ­cze­sne­go Kościo­ła rzym­skie­go tudzież momen­ta­mi hehesz­ko­wa­tej odsie­czy red. Gmy­za była pro­mo­cja naj­now­szej książ­ki red. Lisic­kie­go poświę­co­nej Lutro­wi – w pod­ty­tu­le „Ciem­na stro­na rewo­lu­cji.” Wymow­na jest już okład­ka – podo­bi­znę Lutra ota­cza­ją jak­by pło­mie­nie – zapew­ne pie­kiel­ne, a pro­jekt okład­ki przy­tła­cza­ją dwa napi­sy „Lisic­ki” i „Luter”. Wła­ści­wie to wizu­al­na zapo­wiedź tre­ści – to ma być gene­ral­na roz­pra­wa Lisic­ki con­tra Luter, a może nawet wię­cej Lisic­ki con­tra cały pro­te­stan­tyzm, eku­me­nizm, poso­bo­ro­wy kato­li­cyzm i inne feno­me­ny. Jed­nak roz­cza­ro­wa­ny będzie ten, kto ocze­ku­je solid­nej bio­gra­fii, solid­ne­go tła, solid­nej pra­cy histo­ry­ka, solid­ne­go teo­lo­ga czy po pro­stu solid­ne­go bada­cza.

Książ­ka jest kon­glo­me­ra­tem publi­cy­stycz­nych enun­cja­cji opa­tu­lo­nych cyta­ta­mi pocho­dzą­cy­mi głów­nie z publi­ka­cji Lutro­wi nie­przy­chyl­nych wypro­du­ko­wa­nych albo w cza­sach zamierz­chłych albo w śro­do­wi­skach, któ­re z zało­że­nia poza Kościo­łem rzym­skim dostrze­ga­ją dzie­ło sza­ta­na, a w warian­cie szczo­dro­bli­wym, ekle­zjal­ną próż­nię. Lisic­ki powo­łu­je się wpraw­dzie na poważ­ne opra­co­wa­nia, jak choć­by książ­kę Hein­za Schil­lin­ga, wyda­ną rów­nież w języ­ku pol­skim, ale sądząc po zamiesz­czo­nej biblio­gra­fii, nie odno­si się do pol­skie­go tłu­ma­cze­nia, a do wła­sne­go prze­kła­du, nie poda­jąc przy tym (przy­pi­sów brak) tek­stu ory­gi­nal­ne­go – trud­no zatem okre­ślić hory­zont przy­ta­cza­nych słów Schil­lin­ga, któ­ry jako pro­te­stanc­ki teo­log sta­je się sojusz­ni­kiem w wal­ce Lisic­kie­go. To samo z książ­ką Lyn­dal Roper, któ­ra nie­ba­wem zosta­nie wyda­na w j. pol­skim.

Wypo­wie­dzi, czy­ny i zamia­ry Lutra, któ­re Lisic­ki oczy­wi­ście przej­rzał na wylot, wspie­ra­ne są głów­nie jed­no­stron­ny­mi oce­na­mi naj­więk­szych kry­ty­ków Lutra, naj­czę­ściej z okre­su przed­so­bo­ro­we­go i ze śro­do­wi­ska zbli­żo­ne­go do kato­li­cy­zmu inte­gry­stycz­ne­go. Anty­przy­kła­dem jak nie nale­ży Lutra po kato­lic­ku postrze­gać jest kar­dy­nał Wal­ter Kasper i współ­cze­śni eku­me­ni­ści rzym­sko­ka­to­lic­cy. Lite­ra­tu­ra poważ­nych i liczą­cych się bada­czy życia Lutra, ale przede wszyst­kim znaw­ców teo­lo­gii Lutra (Lisi­ci­ki zasad­ni­czo nie widzi róż­ni­cy mię­dzy teo­lo­gią Lutra a teo­lo­gią lute­rań­ską) jest albo nie­obec­na albo uży­wa­na do wspar­cia apo­lo­ge­tycz­ne­go dic­tum. Cyto­wa­ni duchow­ni i pisa­rze, mniej lub bar­dziej zna­ni, to po pro­stu akto­rzy w hej­ter­skim spek­ta­klu, jaki ser­wu­je Lisic­ki już na pierw­szych stro­nach książ­ki.

Jed­nak ten hejt skie­ro­wa­ny jest głów­nie wobec Fran­cisz­ka, na któ­rym nie pozo­sta­wia suchej nit­ki za spo­tka­nia, modły i obję­cia z pry­mas Kościo­ła Szwe­cji Antje Jac­ke­len. Lisic­ki przy­pusz­cza­jąc gene­ral­ny atak na Fran­cisz­ka tak zma­ga się z całym poso­bo­ro­wym dzie­dzic­twem, w tle któ­re­go widzi Lutra here­ty­ka. Już na wstę­pie, któ­ry jest jasną zapo­wie­dzią tego, co będzie póź­niej, pró­bu­je stwo­rzyć atmos­fe­rę skan­da­lu i sej­smicz­ne­go wstrzą­su – już sam fakt spo­tka­nia pry­ma­ski (kim­że ona, nie­god­na, jest?!) z papie­żem zakra­wa na obra­zę maje­sta­tu Świę­te­go Kościo­ła Rzym­skie­go i chy­ba też zdra­dę Fran­cisz­ka. Z pew­no­ścią jest to zdra­da, ale wobec kato­li­cy­zmu Lisic­kie­go, któ­ry w śre­dnio­wiecz­nych bul­lach, syla­bu­sach i ency­kli­kach papie­ży anty­mo­der­ni­stów znaj­du­je nie tyl­ko ducho­wy dom, ale i klu­czo­wy kom­pas w inter­pre­to­wa­niu ekle­zjal­nej rze­czy­wi­sto­ści.

Wypo­wie­dzi Lisic­kie­go na temat Lutra czy pro­te­stan­ty­zmu w ogó­le to po pro­stu stru­mień świa­do­mo­ści, luź­no poskle­ja­ne spe­ku­la­cje pozba­wio­ne pod­sta­wo­we­go warsz­ta­tu kry­tycz­ne­go, umie­jęt­ne­go obcho­dze­nia się z tek­sta­mi źró­dło­wy­mi i — co nie jest bez zna­cze­nia – abso­lut­ne nie­zro­zu­mie­nie teo­lo­gii Lutra, wej­ścia w jej wewnętrz­ny rytm, zro­zu­mie­nia jej inten­cji i tre­ści – zamiast tego czy­tel­nik otrzy­mu­je dobrze zna­ne slo­ga­ny: Luter odrzu­cił sakra­men­ty, Luter zane­go­wał Kościół, Luter zane­go­wał autorytet(y), Luter sam uczy­nił się osta­tecz­nym auto­ry­te­tem itd. Jeśli ktoś spo­dzie­wa się kry­ty­ki Lutro­wej teo­lo­gii na mia­rę Con­ga­ra, Rat­zin­ge­ra, Iser­lo­ha, Pescha czy nawet zna­nych lute­rań­skich kon­wer­ty­tów na kato­li­cyzm, ten poczu­je się jak wiel­ko­miej­ski wega­nin na otwar­ciu powia­to­wej masar­ni.

Lisic­kie­go zupeł­nie nie inte­re­su­je teo­lo­gia refor­ma­cyj­na bez apo­lo­ge­tycz­ne­go uję­cia, ani tym bar­dziej to, jak Luter rozu­miał swo­ją teo­lo­gię i jak rozu­mie­ją ją ewangelicy/luteranie kie­dyś i dziś. Przy­kła­dem jest to, jak Lisic­ki uka­zu­je spo­tka­nie Lutra z kar­dy­na­łem Kaje­ta­nem w Augs­bur­gu — nużą­co jed­no­stron­ne i prze­wi­dy­wal­ne. Lisic­ki tłu­ma­czy co Luter myślał, a cze­go nie myślał, co odczu­wał (naj­czę­ściej nie tak jak trze­ba), a co odczu­wał prze­sad­nie lub nie­wy­star­cza­ją­co. Luter Lisic­kie­go to refor­ma­tor, któ­ry nie tyl­ko nie rozu­mie czym jest łaska, odpust, Kościół, ale w kon­se­kwen­cji, czym jest sama wia­ra. Dobrych inten­cji i pozy­ty­wów u refor­ma­to­ra – jak okiem się­gnąć nie ma – co w kry­tycz­nej recen­zji na łamach Gościa Nie­dziel­ne­go zauwa­żył rów­nież ks. Tomasz Jakle­wicz, nawet jeśli też wpi­sał się w dość przy­kry trend zafa­scy­no­wa­nia orien­ta­cją sek­su­al­ną szwedz­kich bisku­pów lute­rań­skich.

W swo­jej książ­ce Lisic­ki poka­zu­je, że nie tyl­ko nie ma poję­cia o teo­lo­gii lute­rań­skiej, mie­sza­jąc wypo­wie­dzi Lutra z wyrwa­nym cyta­tem z ksiąg sym­bo­licz­ny­mi i nie uwzględ­nia­jąc odmien­nej her­me­neu­ty­ki teo­lo­gicz­nej refor­ma­to­rów. Wyka­zu­je też zdu­mie­wa­ją­cą igno­ran­cję wobec pod­sta­wo­wych tema­tów teo­lo­gii refor­ma­to­ra i teo­lo­gii lute­rań­skiej w ogó­le, cze­go przy­kła­dem jest nauka o uspra­wie­dli­wie­niu. Lutro­wą sote­rio­lo­gię przed­sta­wią jako wybu­cho­wą mie­szan­kę skraj­ne­go subiek­ty­wi­zmu, auto­ry­ta­ry­zmu i fide­izmu celem uko­je­nia wewnętrz­nej zgry­zo­ty.

Wypo­wie­dzi Lutra kon­tro­wa­ne są apo­lo­ge­ta­mi rzym­sko­ka­to­lic­ki­mi z róż­nych epok. Lisic­ki, pro­po­nu­je w grun­cie rze­czy upda­te­owa­ną wer­sję anty­lu­te­rań­skich publi­ka­cji z prze­strze­ni wie­ków i pró­bu­je je sprze­dać jako świe­żyn­kę, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści mamy do czy­nie­nia z jako­ścią listu odpu­sto­we­go. A pro­pos odpu­stów — Lisic­ki wygła­sza tezę, że Lutra nie obcho­dzi­ły tak napraw­dę odpu­sty, dzia­ła­nia Tez­tla i innych han­dla­rzy zba­wie­niem. Czy­tel­nik dowia­du­je się, że Lutro­wi cho­dzi­ło tyl­ko o sła­wę, samo­re­ali­za­cję i poklask gawie­dzi – to zaiste pora­ża­ją­ca praw­da o ciem­nej stro­nie refor­ma­cji. Mało tego, Lisic­ki pisząc o wyda­rze­niach 1517 roku mówi o nauce, jaka „kró­lu­je w gło­wie Lutra, ale też w całym regio­nie.” Wcze­śniej stwier­dza, że nauka (jaka?) kieł­ku­je w gło­wie Lutra, za chwi­lę mówi o kró­lo­wa­niu – tyle tyl­ko, że nie ma chy­ba żad­ne­go poważ­ne­go bada­cza Lutra, któ­ry w AD 1517 mówił o jakiejś nauce Lutra, któ­ra rze­ko­mo ogar­nę­ła i wszyst­kich.

Hej­ter­ska litur­gia w IPN

Każ­dy kto nie czy­tał książ­ki mógł bez pro­ble­mu dowie­dzieć się, o czym ona wła­ści­wie jest na spo­tka­niu zor­ga­ni­zo­wa­nym w pla­ców­ce IPN w cen­trum War­sza­wy. Cenc­kie­wicz, daw­ny redak­tor naczel­ny „Zawsze wier­ni”, nie­spe­cjal­nie krył się ze swo­ją opi­nią zarów­no o Sobo­rze Waty­kań­skim II, jak i eku­me­ni­zmie. Koor­dy­na­ty zosta­ły jasno okre­ślo­ne, a słu­cha­cze nolens volens sta­li się uczest­ni­ka­mi sean­su spi­ry­ty­stycz­ne­go, w któ­rym Luter sta­nął w jed­nym rzę­dzie z ini­cja­to­ra­mi rewo­lu­cji fran­cu­skiej, bol­sze­wi­ka­mi i hitle­row­ca­mi. Wtó­ro­wał mu Lisic­ki, któ­ry stwier­dził, że kon­se­kwen­cją Lutro­wej nauki o uspra­wie­dli­wie­niu było odrzu­ce­nie sakra­men­tów i zane­go­wa­nie Kościo­ła. Zabra­kło tyl­ko wyraź­ne­go stwier­dze­nia, że efek­tem wystą­pie­nia Lutra był rów­nież ate­izm, ale apo­sto­łów tego poglą­du prze­cież nie bra­ku­je.

Posta­wio­no nawet tezę, że lute­ra­nizm jest naj­bar­dziej rady­kal­na for­mą zeświec­cze­nia chrze­ści­jań­stwa – to jeden z takich momen­tów, kie­dy słu­cha­cza nacho­dzi reflek­sja, czy cza­sem nie jest trak­to­wa­ny jak rudy­men­tal­ny idio­ta. W dys­ku­sji wciąż prze­wi­ja­ła się man­tra o pro­te­stan­ty­zmie jako reli­gii bez auto­ry­te­tów i abso­lut­nej nega­cji wszyst­kie­go co waż­ne i świę­te, i co przez papie­ży (tych praw­dzi­wych, oczy­wi­ście) do wie­rze­nia było dotąd poda­wa­ne i bez szem­ra­nia przyj­mo­wa­nie aż przy­szedł Nie­miec Luter i wszyst­ko popsuł. Nie­ustan­ne ubo­le­wa­nie nad pod­pi­sa­ną w 1999 roku Wspól­ną Dekla­ra­cją o Uspra­wie­dli­wie­niu, któ­rą Lisic­ki nazy­wał wciąż dekre­tem, spro­wa­dza­ło się do absur­dal­nej kon­sta­ta­cji, że de fac­to nie obo­wią­zu­je ona lute­ran, bo prze­cież nie mają żad­nych auto­ry­te­tów, ale tyl­ko kato­li­ków pod­ko­pu­jąc ich toż­sa­mość. Rolę ówcze­sne­go pre­fek­ta Kon­gre­ga­cji Nauki Wia­ry, kard. Jose­pha Rat­zin­ge­ra przed­sta­wio­no jako jej wewnętrz­ne­go prze­ciw­ni­ka, zapo­mi­na­jąc, że jeśli któ­ryś ze współ­cze­snych, żyją­cych teo­lo­gów ma pra­wo nazy­wać się ojcem tej dekla­ra­cji to oprócz kar­dy­na­łów Kaspe­ra i Leh­man­na jest to wła­śnie Bene­dykt XVI.

W dys­ku­sji uczest­ni­czył Ceza­ry Gmyz, któ­ry peł­nił rolę pro­te­stanc­kie­go piesz­czo­cha. Gmyz uro­czy­ście wsty­dził się za Kościół Szwe­cji i inne okrop­no­ści pro­du­ko­wa­ne przez jego współ­wy­znaw­ców na Zacho­dzie, ser­wo­wał co rusz plu­szo­we aneg­do­ty, któ­re mia­ły nie­co ocie­plić dia­bel­ski pro­te­stan­tyzm i być może jego same­go jako upar­te­go pro­te­stan­ta, któ­ry nie widzieć cze­mu wciąż do tej rebe­lii nale­ży. Dowie­dzie­li­śmy się jed­nak, że ten pro­te­stan­tyzm fir­mo­wa­ny przez red. Gmy­za jest w jakiejś mie­rze zno­śny, bo… pol­ski. Red. Lisic­ki pospie­szył z prze­sła­niem misty­cy­zmu pol­sko­ści w roli leku osło­no­we­go przed nie­straw­no­ścia­mi pro­te­stan­ty­zmu. Spra­wia on, że pew­nych pro­te­stan­tów moż­na w okre­ślo­nych warun­kach nawet lubić.

Nie­ste­ty, red. Gmy­zo­wi kil­ka­krot­nie uda­ło się popeł­nić mery­to­rycz­ne gafy, gdy odpo­wia­da­jąc na pyta­nie z sali, stwier­dził, że do „sta­re­go Lutra odwo­łu­ją się Kościo­ły sta­ro­lu­te­rań­skie” – czy­taj: sta­ro­lu­te­ra­nizm jako syno­nim dobre­go lute­ra­ni­zmu bez tych wszyst­kich nale­cia­ło­ści, któ­ry­mi tak bar­dzo gar­dzi red. Lisic­ki. Nie wyja­śnił, czy sta­ry Luter to też ten Luter pod koniec życia z anty­ży­dow­ską obse­sją czy jakiś inny wysty­li­zo­wa­ny Luter po orto­dok­syj­nym liftin­gu w Mis­so­uri lub wyde­sty­lo­wa­ny z książ­ki red. Lisic­kie­go. Rów­nie zadzi­wia­ją­ce było stwier­dze­nie red. Gmy­za, że od ogło­sze­nia 95 tez w 1517 roku Luter poglą­dów nie zmie­niał, co obna­ża napraw­dę zasmu­ca­ją­cy brak mery­to­rycz­ne­go przy­go­to­wa­nia do repre­zen­to­wa­nia lute­ra­ni­zmu w takiej czy innej for­mie.


Gale­ria
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.